Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mężczyzna w brązowym garniturze - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
7 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mężczyzna w brązowym garniturze - ebook

Anna marzy o przygodzie. Gdy przypadkiem zostaje świadkiem śmierci mężczyzny, temperament dziennikarza śledczego każe jej wyruszyć w rejs do Afryki. Wśród ekscentrycznych pasażerów statku może być morderca, ale nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Podczas podróży Anna wpada w sam środek brylantowej afery, potem afrykańskiej rebelii, a mężczyzna w brązowym garniturze dziwnie często pojawia się na jej drodze...

Powieść awanturniczo-przygodowa w egzotycznej scenerii (echa podróży Agaty Christie) z pochwałą kobiecej niezależności.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5324-1
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Nadina, rosyjska tancerka, która szturmem zdobyła Paryż, stała teraz w burzy niemilknących oklasków i kłaniała się rozentuzjazmowanej publiczności. Mrużyła przy tym swoje wąskie, czarne oczy i unosiła w górę kąciki szkarłatnych, mocno zaciśniętych warg. Brawa zachwyconych Francuzów nie umilkły nawet wówczas, gdy kurtyna opadła z szelestem, zakrywając wyszukaną dekorację w odcieniach czerwieni, błękitu i purpury. Tancerka, spowita w zwoje niebieskich i pomarańczowych draperii, opuściła scenę. Brodaty impresario z zapałem chwycił ją w ramiona.

– Wspaniale, po prostu wspaniale – wykrzykiwał. – Dzisiejszego wieczoru przeszłaś samą siebie. – Z galanterią ucałował ją w oba policzki.

Nadina, przyzwyczajona do hołdów, przyjęła ten gest dość obojętnie. Garderobę artystki wypełniały niedbale poustawiane bukiety okazałych kwiatów, na wieszakach wisiały wyszukane kostiumy o futurystycznym kroju. Gorące powietrze przesycone było wonią kwiatów, duszącym zapachem perfum i innych pachnideł. Garderobiana Jeanne podbiegła do swojej pani, zasypując ją pochlebstwami. Ten potok wymowy przerwało pukanie do drzwi. Jeanne poszła otworzyć i po chwili wróciła z wizytówką w dłoni.

– Madame, czy pani przyjmie?

Tancerka niechętnie wyciągnęła rękę, gdy jednak przeczytała „hrabia Sergiusz Pawłowicz”, ożywiła się wyraźnie.

– Tak, przyjmę go. Jeanne, szybko, mój złocisty peniuar. Gdy hrabia wejdzie, możesz odejść.

– Tak jest, madame.

Jeanne podała peniuar, delikatny zwój szyfonu w kolorze dojrzałej kukurydzy, ozdobiony gronostajem. Nadina narzuciła go na ramiona i usiadła, uśmiechając się do siebie, podczas gdy jej długie palce wystukiwały powolny rytm na szklance stojącej na toaletce.

Hrabia wszedł niemal natychmiast, skwapliwie korzystając z przywileju, jakiego mu udzielono. Był średniego wzrostu, bardzo szczupły, bardzo elegancki i bardzo blady. Sprawiał wrażenie znudzonego. Właściwie gdyby nie jego wyszukane maniery, byłby postacią zupełnie bezbarwną, niezwracającą większej uwagi. Teraz pochylił się nad ręką tancerki z wystudiowaną uprzejmością.

– Madame, to dla mnie wielka przyjemność.

Tyle tylko udało się usłyszeć Jeanne, zanim opuściła garderobę. W uśmiechu Nadiny pojawiła się subtelna zmiana.

– Jesteśmy wprawdzie rodakami, ale nie przypuszczam, abyśmy chcieli rozmawiać po rosyjsku – zauważyła.

– Zwłaszcza że żadne z nas nie zna ani słowa w tym języku – odparł jej gość.

Dalsza rozmowa toczyła się po angielsku. Bez wątpienia był to ojczysty język hrabiego. Gość tancerki zapomniał też jakby o swoich wyszukanych manierach. W rzeczywistości hrabia zaczynał karierę w londyńskim music-hallu.

– Odniosłaś dzisiaj wielki sukces – zaczął. – Przyjmij gratulacje.

– Mimo to nie jestem spokojna – odparła tancerka. – Moja pozycja nie jest już taka jak niegdyś. Te wszystkie pogłoski, jakie zrodziły się podczas wojny, nigdy naprawdę nie ucichły. Jestem pod stałą obserwacją.

– Ale przecież nigdy nie oskarżono cię o szpiegostwo.

– Plany, jakie zwykle układa nasz szef, są zbyt dobre, aby to kiedykolwiek miało nastąpić.

– A więc za zdrowie Pułkownika – powiedział hrabia, uśmiechając się. – Jednak czy to nie zdumiewające, że Pułkownik wybiera się na emeryturę? Na emeryturę! Zupełnie niczym lekarz, rzeźnik, hydraulik czy...

– Czy też biznesmen – dokończyła Nadina. – Właściwie nie powinniśmy się temu dziwić. Przecież Pułkownik jest właśnie biznesmenem. Kieruje zbrodnią, tak jak ktoś inny kierowałby fabryką obuwia. Nie angażując się w nic osobiście, zaplanował i zrealizował tak wiele przestępstw, i to we wszystkich dziedzinach swojej... hm... profesji. Kradzieże kosztowności, fałszerstwa, szpiegostwo, bardzo opłacalne w czasie wojny, sabotaż, dyskretne zabójstwa. Doprawdy niewiele znam spraw, których by się nie podejmował. A najmądrzejsze jest to, że wie, kiedy skończyć. Gra zaczyna być zbyt niebezpieczna? Więc dobrze, wycofuje się na emeryturę – i to z ogromną fortuną.

– Hm, dla nas natomiast jest to raczej denerwujące – powiedział hrabia z pewnym powątpiewaniem. – Zostajemy bez zajęcia.

– Musisz przyznać, że do tej pory byliśmy sowicie opłacani.

Szyderczy ton w głosie Nadiny sprawił, że hrabia popatrzył na nią ostro. Tancerka uśmiechała się do siebie. Hrabia poczuł się zaintrygowany, jednak kontynuował dyplomatycznie.

– O tak, Pułkownik miał hojną rękę. Temu zresztą zawdzięcza większość swoich sukcesów. Temu oraz umiejętności znalezienia zawsze odpowiedniego kozła ofiarnego. Tak, Pułkownik to wielki umysł. Wyznawca zasady „jeśli chcesz zrobić coś bezpiecznie, nigdy nie rób tego osobiście”. Na tym polega jego metoda. On zawsze dysponował dowodami przeciwko nam, natomiast nikt z nas nie miał nigdy nic na niego.

Zrobił króciutką przerwę, jakby oczekując zaprzeczenia, tancerka jednak siedziała w milczeniu. Na jej wargach igrał tajemniczy uśmiech.

– Nikt z nas – zadumał się hrabia. – A czy ty wiesz, że Pułkownik jest przesądny? Kiedyś, och, dobrych parę lat temu, udał się do wróżki. Przepowiedziała mu, że będzie odnosił w życiu same sukcesy, jednak w końcu wpadnie, i to przez kobietę.

Tancerka popatrzyła na niego z zainteresowaniem.

– Powiadasz, że przez kobietę? To dziwne, bardzo dziwne.

Hrabia uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

– Teraz, kiedy przechodzi w stan spoczynku, pewnie się ożeni. Z jakąś młodą, uroczą damą z towarzystwa, która zacznie wydawać jego miliony o wiele szybciej, niż on je zdobywał.

Nadina potrząsnęła głową.

– Nie, nie, o tym nie może być mowy. Posłuchaj, przyjacielu. Jutro jadę do Londynu.

A twój kontrakt?

– Nie będzie mnie tylko przez jedną noc. Pojadę incognito, niczym członek rodziny królewskiej. Nikt nie będzie wiedział, że opuszczałam Francję. Jak myślisz, dlaczego to robię?

– Z pewnością nie dla przyjemności, zwłaszcza o tej porze roku. Ta obrzydliwa, styczniowa mgła. Masz na widoku jakiś korzystny interes, co?

– Właśnie.

Tancerka podniosła się z miejsca i stanęła przed hrabią. Z każdej linii jej ciała, z każdego gestu biła arogancja i duma.

– Mówiłeś, że nikt z nas nie ma nic na szefa. Myliłeś się. Ja, kobieta, miałam na tyle rozumu i odwagi – tak, odwagi – by go przechytrzyć. Pamiętasz diamenty De Beerów?

– Coś sobie przypominam. To ta sprawa w Kimberley tuż przed wybuchem wojny? Osobiście nie miałem z tym nic wspólnego i nigdy nie słyszałem o żadnych szczegółach. Z pewnych powodów sprawę zatuszowano, prawda? Zdobycz była niezła.

– Kamienie były warte sto tysięcy funtów. Braliśmy w tym udział we dwójkę – ja i jeszcze ktoś. Oczywiście pod rozkazami Pułkownika. Właśnie wtedy dostrzegłam swoją szansę. Plan zakładał, że diamenty De Beerów zostaną zastąpione diamentami przywiezionymi z Ameryki Południowej przez dwóch eksploatatorów, którzy właśnie przyjechali do Kimberley. Oczywiście podejrzenia musiały paść na nich.

– Bardzo mądrze – zaopiniował hrabia tonem pełnym aprobaty.

– Pułkownik zawsze był bardzo mądry. Cóż, wykonałam swoją część zadania, ale zrobiłam coś jeszcze, czego Pułkownik nie przewidywał w swoim planie. Zatrzymałam kilka południowoamerykańskich kamieni. Jeden czy dwa z nich są zupełnie unikatowe i łatwo dało się dowieść, że nigdy nie przeszły przez ręce De Beerów. Będąc w posiadaniu tych kamieni, mam jednocześnie bicz na naszego szanownego szefa. Mam też dowód na to, że ci dwaj młodzi ludzie, na których padły podejrzenia, są niewinni. Dotychczas nie zrobiłam żadnego użytku z tej broni, jednak byłam zadowolona, mając ją w zanadrzu. Ale teraz sytuacja się zmieniła. Teraz zażądam zapłaty i moja cena będzie znaczna. Powiedziałabym, wręcz ogromna.

– Zdumiewające – odezwał się hrabia. – Czy wozisz te diamenty wszędzie ze sobą?

Jego oczy wędrowały dyskretnie po zabałaganionym pomieszczeniu.

Nadina roześmiała się łagodnie.

– Nie, nie. Nic z tego. Nie jestem przecież głupia. Diamenty są bezpiecznie schowane, w miejscu gdzie nikomu by się nie śniło ich szukać.

– Nigdy nie uważałem cię za głupią, moja droga, ale ośmielę się stwierdzić, że sporo ryzykujesz. Pułkownik nie należy do ludzi łatwo ulegających szantażowi.

– Nie boję się go. – Tancerka roześmiała się. – W swoim życiu obawiałam się tylko jednego człowieka, a on już nie żyje.

Hrabia popatrzył na nią zaciekawiony.

– Miejmy nadzieję, że nic nie przywróci go do życia – powiedział lekko.

– Co masz na myśli?! – Nadina niemal krzyknęła.

– Chciałem tylko powiedzieć, że jego zmartwychwstanie byłoby dla ciebie mocno niewygodne – wyjaśnił. – Taki głupi żart.

Nadina odetchnęła z ulgą.

– Och, on naprawdę nie żyje. Zginął w czasie wojny. Ten mężczyzna kochał mnie kiedyś.

– W Południowej Afryce? – zapytał hrabia lekceważącym tonem.

– Tak, skoro już o to pytasz. W Południowej Afryce.

– Zdaje się, że to twój kraj rodzinny?

Nadina przytaknęła. Jej gość podniósł się z miejsca i sięgnął po kapelusz.

– No dobrze – powiedział – pewnie sama najlepiej wiesz, co robisz, ale ja na twoim miejscu znacznie bardziej obawiałbym się Pułkownika niż jakiegoś zawiedzionego kochanka. Pułkownika łatwo nie docenić.

Roześmiała się pogardliwie.

– Tak mówisz, jakbym przez te wszystkie lata nie zdołała go jeszcze poznać.

– Właśnie się zastanawiam, czy zdołałaś – odparł łagodnie. – Mocno się nad tym zastanawiam.

– Och, przecież nie jestem głupia. I nie działam sama. Jutro do Southampton zawija statek z Południowej Afryki. Na jego pokładzie znajduje się człowiek, który przybywa na moje wezwanie i który wypełnia moje polecenia. Pułkownik będzie miał do czynienia i z nim, i ze mną.

– Czy to jest roztropne?

– To niezbędne.

– Jesteś pewna tego człowieka?

Przez twarz tancerki przemknął dziwny uśmieszek.

– Zupełnie pewna. On jest może nieudolny, ale całkowicie godny zaufania. – Urwała, a potem dodała zupełnie innym tonem: – Tak się składa, że to mój mąż.I

Wszyscy namawiali mnie, abym opisała tę historię. Nalegali i ci najznamienitsi (na przykład lord Nasby), i ci mniej ważni, jak nasza dawna służąca Emily, którą spotkałam podczas mojego ostatniego pobytu w Anglii. („Proszę pomyśleć, panienko, jaką przepiękną książkę mogłaby panienka napisać. Przecież ta historia jest zupełnie jak z filmu”.)

Muszę przyznać, że posiadam wszelkie kwalifikacje, aby sprostać temu zadaniu. Byłam zamieszana w całą sprawę od samego początku, przez cały czas znajdowałam się w centrum wydarzeń, wreszcie triumfalnie doprowadziłam ją do końca. Ponadto tak się szczęśliwie złożyło, że te epizody, których nie mogłabym opisać na podstawie własnych przeżyć, doskonale uzupełnia dziennik sir Eustachego Pedlera. Sir Pedler bardzo uprzejmie pozwolił mi wykorzystać swoje zapiski.

A więc do dzieła. Anna Beddingfeld zaczyna opowieść o swoich przygodach.

Zawsze marzyłam o przygodach. Moje życie było tak przeraźliwie, nużąco monotonne. Mój ojciec, profesor Beddingfeld, uchodził za jeden z największych w Anglii autorytetów, jeżeli idzie o człowieka paleolitycznego. Był doprawdy geniuszem, każdy musiał to przyznać. Myślami przebywał ciągle w epoce paleolitu, a fakt, że jego ciało musiało egzystować w czasach współczesnych, był dla niego źródłem wszelkich niedogodności. Papa nie zwracał uwagi na współczesnych, nawet człowiekiem neolitycznym pogardzał, twierdząc, że to zwykły hodowca bydła. Prawdziwy entuzjazm papy wzbudzała dopiero kultura mustierska.

Niestety, nie można się całkowicie uwolnić od człowieka współczesnego. Życie zmusza nas do obcowania zarówno z rzeźnikiem, jak i z piekarzem, mleczarzem oraz sprzedawcą ze sklepu z warzywami.

Moja matka umarła, gdy byłam małym dzieckiem, a mając ojca całkowicie pogrążonego w przeszłości, sama musiałam stawić czoło praktycznej stronie życia. Szczerze mówiąc, nienawidziłam człowieka paleolitycznego, niezależnie od tego, czy reprezentował kulturę oryniacką, mustierską, szelską czy jakąkolwiek inną. Chociaż pomagałam papie w redagowaniu jego wielkiego dzieła Człowiek neandertalski i jego przodkowie, neandertalczycy napełniali mnie odrazą i fakt, że wymarli tak dawno temu, zawsze uważałam za wyjątkowo szczęśliwą okoliczność.

Pojęcia nie mam, czy papa domyślał się moich uczuć. Prawdopodobnie nie. Zresztą nawet gdyby się domyślał, to i tak nie przywiązywałby do tego najmniejszej wagi. Opinie innych ludzi nigdy go nie interesowały. Myślę, że na tym właśnie polegała jego wielkość. Ojciec żył w całkowitym oderwaniu od codziennych problemów. Przykładnie zjadał to, co przed nim postawiono, jednak fakt, że za żywność się płaci, zawsze zdawał się go zdumiewać. Przez całe życie cierpieliśmy na brak gotówki. Sława ojca nie zaowocowała pieniędzmi. Aczkolwiek był członkiem wszystkich liczących się towarzystw naukowych i opublikował mnóstwo prac, był zupełnie nieznany szerszej publiczności. Grube, mądre książki papy były oczywiście cennymi przyczynkami do sumy ogólnoludzkiej wiedzy, nie stanowiły jednak żadnej atrakcji dla przeciętnego odbiorcy. Raz tylko papie udało się znaleźć w centrum uwagi publicznej. Wygłosił mianowicie odczyt w pewnym towarzystwie naukowym na temat młodych szympansów. Stwierdził wówczas, że młode osobniki z rodzaju ludzkiego posiadają wiele cech małp człekokształtnych, podczas gdy młode szympansy wykazują spore podobieństwo do ludzi, o wiele większe niż dorosłe osobniki tego gatunku. To zaś dowodzi, że podczas gdy stopień pokrewieństwa naszych przodków z małpami był znacznie bliższy niż nasz, z szympansami jest wręcz odwrotnie. Przodkowie szympansów reprezentowali wyższy szczebel rozwoju niż współczesny gatunek tych małp. Innymi słowy, szympansy są degeneratami.

Popularna gazeta „Daily Budget”, bez przerwy goniąca za sensacją, natychmiast to podchwyciła, drukując krzyczące nagłówki: Czy to my pochodzimy od małp, czy też małpy od nas? Znany profesor twierdzi, że szympans to zdegenerowany człowiek. Wkrótce pojawił się u papy dziennikarz z propozycją napisania serii popularnych artykułów na ten temat. Rzadko widywałam papę tak rozgniewanego jak wówczas. Bez ceregieli wyrzucił dziennikarza z domu, ku mojemu cichemu żalowi, gdyż akurat w tym momencie szczególnie dotkliwie odczuwaliśmy brak gotówki. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie pobiec za młodym człowiekiem i nie oznajmić mu, że ojciec zmienił zdanie w sprawie artykułów. W rzeczywistości mogłam z powodzeniem napisać je sama, a prawdopodobieństwo, że ojciec się o tym dowie, było niewielkie, gdyż papa nie czytywał „Daily Budget”. Jednak po namyśle odrzuciłam tę pokusę jako zbyt ryzykowną. Natomiast włożyłam swój najlepszy kapelusz i udałam się do wioski na rozmowę z naszym, jakże słusznie poirytowanym, właścicielem sklepiku.

Dziennikarz z „Daily Budget” był jedynym młodym człowiekiem, jaki kiedykolwiek odwiedził nasz dom. Bywało, że zazdrościłam Emily, naszej małej służącej, która zaręczyła się z jakimś marynarzem i spędzała z nim każdą wolną chwilę. Gdy zaś marynarz był nieobecny, chodziła z młodym człowiekiem ze sklepu z warzywami albo z pomocnikiem aptekarza, wszystko zaś po to, „aby nie wyjść z wprawy”, jak zwykła mawiać. Z żalem konstatowałam wtedy, że ja nie mam nikogo, z kim mogłabym „nie wychodzić z wprawy”. Wszyscy przyjaciele papy byli w wieku profesorskim i najczęściej nosili brody. Raz zdarzyło się co prawda, że profesor Paterson z uczuciem przygarnął mnie do siebie, powiedział, że mam „zgrabną, drobną kibić”, i usiłował pocałować. Kibić! W dzisiejszych czasach kobiety nie miewają kibici. Słówko to wyszło z mody już wtedy, gdy leżałam w kołysce. Profesor Paterson jednak pochodził z zupełnie innej epoki.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: