- W empik go
Mężczyzna z tuszem na dłoni - ebook
Mężczyzna z tuszem na dłoni - ebook
Czy młodzieńcza miłość może być tą na całe życie?
Hania, Jakub i Olly tuż po ukończeniu szkoły średniej postanowili wyjechać do Zjednoczonego Królestwa Brytyjskiego. Los rozdał im sprzyjające karty. Jakub już pierwszego dnia zatrudnił się w renomowanym salonie tatuażu, a Hania i Olly rozpoczęli studia. Nieoczekiwany splot wydarzeń niszczy wieloletnią relację, a drogi trojga przyjaciół rozchodzą się gwałtownie.
Po dwunastu latach spotykają się ponownie i Kuba dowiaduje się, że kobieta, której nigdy nie przestał kochać, planuje ślub z innym. Zdesperowany postanawia podjąć jeszcze jedną próbę, by odzyskać Hanię. Proponuję jej wspólne spędzenie pięciu dni, podczas których zamierza udowodnić Hani, że to właśnie nim smakuje jej szczęście.
Czy Jakubowi uda się odzyskać serce ukochanej? Czy można przestać kochać człowieka tylko dlatego, że raz w życiu dokonał fatalnego wyboru?
" ... więc albo będą swoim błogosławieństwem, albo utoną w morzu własnych porażek."
On nigdy nie zapomniał, ona już mu nie ufa. „Mężczyzna z tuszem na dłoni” to nie tylko historia o miłości, ale także o tym, jak kruche może być zaufanie. Powieść Moniki Joanny Cieluch wciąga od pierwszej strony i pozostawia po sobie trwały ślad.
Anna Bellon, autorka Requiem i Nigdy więcej
Historia Hani i Jakuba chwyta za serce od pierwszych stron. Jest tak realna, że z łatwością odnajdziemy w niej siebie. „Mężczyzna z tuszem na dłoni” poruszył mnie do głębi. Płakałam razem z bohaterami, przeżywałam rozczarowanie młodzieńczej miłości, cierpiałam na skutek popełnionych błędów. Monika ma to do siebie, że rozdziera serce, by później powoli je skleić! To jedna z niewielu książek, których koniec chciałam rozpaczliwie poznać, a z drugiej strony pragnęłam, by nigdy się nie skończyła. Polecam z całego serca!
Emilia Szelest, autorka serii o Weronice Kardasz
„Mężczyzna z tuszem na dłoni” to książka, bardzo mnie zaskoczyła, za tą piękną okładką kryje się do bólu prawdziwa historia miłości i przyjaźni. Monika potrafi w rewelacyjny sposób opisywać emocje bohaterów — gwarantuję, że wszystko będziecie przeżywać wraz z nimi. Gorąco polecam!
Ewelina Nawara, autorka Melodii serc
„Mężczyzna z tuszem na dłoni” Moniki Cieluch to niesamowita, wciągająca opowieść o tym, że w życiu nigdy nie można się poddawać. Nie zdołacie się jej oprzeć.
Agata Wróblewska, @snieznooka
„Mężczyzna z tuszem na dłoni” to historia w typie najlepszych romansów, jakie znam. Ta powieść chwyta za serce, targa naszymi emocjami i zapada w pamięci. Na samą myśl o tej książce mam łzy wzruszenia w oczach! Piękna, a zarazem trudna historia miłosna, którą wierzę, że pokochacie równie mocno, jak ja. Naprawdę szczerze polecam!
Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Książki takie jak my
„Mężczyzna z tuszem na dłoni” to historia inna niż wszystkie. Opowieść o wyboistej drodze do szczęścia i prawdziwej miłości, która wiele musi przetrwać. Zachwyci niejedną romantyczną duszę!
Justyna Leśniewicz, Książko, miłości moja
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7995-526-8 |
Rozmiar pliku: | 667 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wiesz, dlaczego ponownie pojawiłem się w twoim życiu? Hania, wiesz? Nie? Pojawiłem się po to, żebyś zrozumiała, dlaczego z nikim innym ci nie wychodziło. I możesz mi pieprzyć, że straciliśmy swoją szansę, ale w głębi serca wiesz doskonale, że zasługujemy na drugą. To właśnie ja jestem tym gościem, którego widzisz we wstecznym lusterku, i jeśli, oddalając się, nie wciśniesz cholernego hamulca, z czasem zniknę. Zniknę, Hania, już na zawsze. A pragnę po prostu być. Chcę kochać tak, byś czuła wylewającą się ze mnie miłość, byś mogła dostrzec zachwyt i uwielbienie w moich oczach − w momencie, gdy zdejmuję z drżącej ciebie koronkową bieliznę. Chcę wypełniać twoje usta swoim palącym oddechem, uszy najczulszymi pieszczotami i serce obezwładniającym uczuciem miłości, najszczerszą obietnicą bycia.
Nie zgub mnie, Hania. Nie zostawiaj na tym cholernym poboczu złamanego i zranionego.
Nigdy, rozumiesz? Po prostu zaufaj. Zamknij oczy, naciśnij hamulec. Zatrzymaj auto, a potem wyskocz z niego w pośpiechu i biegnij. Biegnij do mnie. A gdy będziesz już blisko, gdy dobiegniesz do celu... przytul tak, jak jeszcze nigdy tego nie robiłaś.
***
Queenstown, Nowa Zelandia
Ból zbyt mocno zaciśniętej szczęki odbijał się dotkliwym pulsowaniem w skroniach. Jakub palcami nerwowo wystukiwał bliżej nieokreślony rytm na kremowej porcelanie filiżanki. Był spięty. I choć starał się nie wzbudzać swoim zachowaniem jakichkolwiek podejrzeń, ostatecznie w zniecierpliwieniu śledził mijających go przechodniów, wzrokiem skrytym za sportowymi okularami przeciwsłonecznymi, postukując przy tym nogą pod stolikiem.
Jego uwagę przykuł rosły mężczyzna, na oko przekraczający pięćdziesiątkę, z szarą kopertą w ręce. Obserwował, jak ów Nowozelandczyk szybkim ruchem odsunął metalowe krzesło i zasiadając dokładnie na wprost niego, zdjął z oczu niemodne już okulary przeciwsłoneczne, łudząc się zapewne, iż on uczyni to samo.
Nie zamierzał. Chciał załatwić sprawę jak najszybciej i możliwie najdyskretniej. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował, było kilku szalonych fotoreporterów węszących taniej sensacji.
– Zdjęcia? – zapytał, nie przestając pieścić palcami chłodnej faktury filiżanki.
Detektyw kilkukrotnie poruszył szczęką, dość ostentacyjnie żując gumę i nie spuszczając wzroku z klienta, rozchylił kopertę i wysunął jej zawartość na zimny blat metalowego stolika.
Jakub natychmiast, w sposób niemal łapczywy, pozbierał fotografie i na wstrzymanym oddechu prześledził ich treść, a gdy poczuł się usatysfakcjonowany, pospiesznie wsunął kopertę do wewnętrznej kieszeni czarnej kurtki, jednocześnie pod stołem podając Nowozelandczykowi ustaloną należność zawiniętą w bąbelkową folię.
– Dwadzieścia kafli? – Upewnił się tamten, chwytając swoje wynagrodzenie.
– Dwadzieścia pięć, jeśli powiesz, gdzie znajduje się w tej chwili.
Nowozelandczyk spojrzał na zegarek i, najwyraźniej znając na pamięć harmonogram dnia kobiety, spokojnym głosem oświadczył:
– Frank Kitts Park.
Wypuścił z rąk pieniądze i z pośpiechem odsunął metalowe krzesło. Odchodząc w całkowitym milczeniu, palcami dłoni rozmasowywał obolałą od zaciskania szczękę.Rozdział 1
Każdy z nas popełnił jakieś ciężkie błędy i przynajmniej raz w życiu przeżył coś, co nie powinno mieć nigdy miejsca. Ty też, Haniu. I choć w sercu żywisz żal do mnie, wiedz, że nie było mi łatwo. Nie byłem gotów zaakceptować nowej rzeczywistości. Dzielić się tobą. Nie potrafiłem dorosnąć. A ty, Hanka, zachowałaś się dorośle, zabierając mi te normalne, niedzielne poranki wypełnione ciepłem twoich ust, smakiem czarnej kawy i zbyt mocno spieczonej jajecznicy?
Zatem... Jesteś gotowa pozwolić mi odejść już na zawsze? Bo wiesz, Hanka, jeśli moja obecność nie przyspiesza twojego tętna, to może faktycznie zrujnowaliśmy naszą miłość? Może nie warto niszczyć tego, co ocalało? Przyjaźń...
Potrafisz być jeszcze moim przyjacielem, Haniu?
Potrafisz?
***
Słysząc w uszach niespokojne szamotanie się przepełnionego obawami serca, z uwagą obserwowała każdy ruch najmniejszej zmarszczki na twarzy Jakuba, która w blasku światła stojącej pomiędzy nimi świecy sprawiała wrażenie wyjątkowo eterycznej. Jego grube ciemne brwi powędrowały w górę, zdradzając zupełne niezrozumienie sytuacji, a panującą od dłuższego czasu ciszę przerwał odgłos upadających na drewniany parkiet sztućców.
– Nie rozumiem.
Uniósł czarne oczy i zatopił je w Hani, niemo domagając się wyjaśnień.
– Tu nie ma nic do rozumienia, po prostu... stało się – wyszeptała, posyłając z lekka przestraszone spojrzenie spod długich ciemnych rzęs. Trzęsącą się dłonią przesunęła po blacie sosnowego stołu zdjęcie w kierunku Jakuba.
– Hania, to jakiś głupi żart? Naprawdę nie jestem w nastroju.
– Nie, to nie żart, i nie wiem, dlaczego tak to odebrałeś.
– Cholera, jak to jesteś w ciąży?.
– W piętnastym tygodniu.
Zatopił dłonie w ciemnych i nieco już przydługich włosach, a następnie zerwał się nerwowo, potrącając przy tym kieliszek wypełniony czerwonym winem, którego zawartość błyskawicznie rozlała się po stole.
– Jak to w piętnastym tygodniu? Przecież łykałaś te cholerne pigułki!.
– Kuba, uspokój się, proszę. Nie wiem, musiałam jakąś pominąć. Nie zorientowałam się wcześniej, bo... Sam wiesz, jak wyglądają u mnie te sprawy.
Z bólem przeszywającym serce obserwowała, z jaką siłą zaciskał dłonie na marmurowym kuchennym blacie, a silne plecy, te same, do których tak bardzo lubiła przytulać rozgrzany policzek, unosiły się z każdym wzburzonym oddechem.
– Wiem, że nie tak miało to wszystko wyglądać, ale poradzimy sobie – wyszeptała, powstrzymując łzy i delikatnie kładąc palce na jego ramieniu – Wszystko będzie dobrze.
Odwrócił się i otulając jej twarz silnymi, wciąż pachnącymi lateksem dłońmi, przez chwilę szukał w myślach odpowiednich słów.
– Hania, ale co z nami? Co z twoimi studiami, z moją pracą? Przecież wiesz, jak bardzo zależało mi na tym, by móc pracować dla Kellana, jak wiele on może mnie nauczyć, to ogromna szansa dla mnie, dla nas. Dziecko to niekończące się problemy, pieluchy, kolki, nieprzespane noce, jesteśmy na to zbyt młodzi. Cholera, mamy dopiero po dziewiętnaście lat, nie po to uciekaliśmy z Polski, by wpakować się teraz w pieluchy!.
– Kuba, przeniosę się na zajęcia wieczorne, mamy przecież Olly’ego, we trójkę...
– Daj spokój! – krzyknął, odpychając Hanię od siebie – Ty nic nie rozumiesz, ja go nie chcę, Hanka... Nie w momencie, gdy wszystko zaczęło się w końcu układać.
– O czym ty mówisz?.
– Żyjemy w Londynie, tu wszystkie problemy rozwiązać można zupełnie anonimowo, wystarczy zajrzeć pod pierwszy numer w Yellow Pages i nasze życie wróci do normalności.
– Problemy? − Poczuła dotyk ciepłych kciuków delikatnie gładzących jej wystające kości policzkowe.
– Haniu, chcę mieć z tobą dzieci, bardzo, ale nie teraz, może w niedalekiej przyszłości, może za cztery, pięć lat, gdy stanę na nogi, ruszę z własnym biznesem i będę mógł wam zapewnić właściwe warunki, kupić dom, może nawet psa...
– Kuba?.
– Wszystko załatwię, o nic się nie martw, wezmę to na siebie – Złożył pocałunek na czole Hani, przyciągnął jej ciepłe ciało i mocno przytulił.
– Nie – powiedziała głosem stanowczym, z całych sił tuszując jego drżenie i swój strach. Odepchnęła Kubę od siebie. – Nie zabiję go, słyszysz? Ono jest cząstką mnie i ciebie. Jak w ogóle mogłeś to zaproponować? Jak ci nie wstyd, Kuba?.
– Hanka, nawet mnie nie denerwuj! Pomyśl o nas. Jak wyobrażasz sobie naszą przyszłość?.
– Normalnie.
– Normalnie będzie, jeśli skończysz studia, zrobisz staż, potem specjalizację i...
– Kuba! Przestań! – krzyknęła stanowczo, czując łzy spływające po rozgrzanych emocjami policzkach.
– Ooo, przestań – skomentował, wyrzucając ręce w górę w geście bezradności. – Będziesz teraz beczeć? Ja go nie chcę, Hania, nie teraz. Nie będę zmieniał planów przez wzgląd na….
– Na kogo? Na twoje dziecko?.
– Na to coś! – powiedział, ruchem ręki wskazując jej brzuch.
– Coś? – Starała się zachować spokój, mimo emocji, które targały jej drobnym ciałem. Jeszcze nigdy żadne słowa nie zraniły jej tak bardzo. Łzy wzbierające za powiekami przysłoniły Hani widok twarzy Jakuba, a słowa wypowiedziane przez niego odbiły się zimnym echem w jej głowie, w sercu i pokaleczonej duszy.
– To tylko zarodek, zlepek komórek, nic więcej, a poza tym...
Nie wytrzymała.
Po raz pierwszy w życiu posunęła się do tak niegodnego zachowania i mimo łez utrudniających widzenie, na oślep, ale celnie wymierzyła Kubie policzek, boleśnie doświadczając uczucia przeszywającego gorąca w drżącej dłoni.
Czas się zatrzymał. Hania, wciąż płacząc, obserwowała Jakuba pocierającego zaczerwienioną twarz i choć całym sercem kochała go, słowa, które padły z jego ust, w jakiś niezrozumiały dla niej sposób zburzyły łączącą ich miłość, a ta niczym drapacz chmur runęła w dół, niknąc w szarym tumanie kurzu. Mimo to chciała przeprosić. Choć pulsowała w niej dojmująca rozpacz, czuła, iż jej zachowanie przekroczyło pewne normy, ale jedyną rzeczą, którą była w stanie zrobić, okazało się bezczynne obserwowanie, jak Kuba chwyta skórzaną kurtkę, zamaszystym ruchem otwiera drzwi i w milczeniu opuszcza mieszkanie.
Rozpłakała się histerycznie. Czuła, jak nicość otula jej drżące ciało, zimnym oddechem dotyka skóry i wywołuje drżenie szczupłych rąk.
***
Słaniał się na nogach. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek w swoim życiu wlał w siebie tak potężną dawkę alkoholu. Z trudem, mozolnie pokonywał stopnie obitych dywanem schodów prowadzących do mieszkania. Mimo szumu rozbrzmiewającego głęboko w uszach, nie był w stanie wymazać z pamięci widoku łez spływających po policzkach Hani. Nie pomogło nawet opróżnienie butelki. Kochał ją całym sobą, kochał tak, jak w życiu kocha się tylko raz, i choć to Hania wyznaczała mu sens codziennego jestestwa, nie potrafił przełknąć goryczy życiowej porażki, jaką mogło być pojawienie się dziecka w ich życiu. Nie teraz. Nie w momencie, gdy los położył mu u stóp tak długo wyczekiwaną szansę zawodową.
Przez chwilę szarpał się z okrągłą klamką drzwi, następnie przekroczył próg mieszkania i z ostrożnością umieścił jedną czerwoną różę, z pochyloną już główką, na sosnowej szafce. Z niemałymi problemami przekręcił zamek w drzwiach, zrzucając kurtkę na podłogę.
– Hania? – spytał ściszonym, z lekka niewyraźnym głosem. – Słyszysz? – Podpierając się o ściany, podążył w kierunku łazienki, w której dostrzegł palące się światło. Ostrożnie uchylił drzwi i oślepiony intensywnym blaskiem żarówki, zmrużył oczy, próbując zrozumieć obraz, który rejestrował jego mocno zmęczony umysł. Ilość leżących na podłodze białych ręczników z widocznymi śladami krwi przyprawiła go o szybsze bicie serca. Poczuł, jak alkohol w błyskawicznym tempie opuszcza jego organizm a paraliżujący strach przeszywa wszystkie mięśnie.
– Hanka! – Biegiem ruszył w kierunku sypialni. Potknął się w mroku o sportową torbę i tracąc równowagę, boleśnie przytulił policzek do drewnianego parkietu. Potrzebował chwili, by móc się pozbierać. Spróbował wstać. Z wysiłkiem wsparł się na łokciach. Potężny ból przeszył jego żołądek i dopiero po krótszej chwili w półmroku dostrzegł znajomą sylwetkę Olly’ego złowieszczo nad nim zawisłą.
– Popieprzyło cię? – Z trudem wycedził przez zęby, zwijając się z bólu.
Jak przez mgłę dostrzegł wyraz wściekłości widniejący na twarzy przyjaciela, czując uścisk jego silnych dłoni unoszących obolałe ciało do pozycji pionowej, tylko po to, by zaraz przyprzeć je do ściany.
Jakub nie rozumiał sytuacji, w jakiej się znalazł, i o ile ból fizyczny mógł zlekceważyć, o tyle budząca się myśl, że Hani mogło się coś stać, była nie do zniesienia.
– Hania? Gdzie jest Hania?
Zderzenie z pięścią Olly’ego okazało się równie bolesne, co spotkanie z jego kolanem. Zebrawszy się w sobie, odepchnął przyjaciela i uniósł ręce w górę.
– O co ci, kurwa, chodzi, człowieku? Popieprzyło cię do reszty?
Stali naprzeciwko siebie, ciężko oddychając, i mierzyli się wzrokiem. I choć Kuba starał się doszukać w zaistniałej sytuacji jakiegoś punktu odniesienia, najnormalniej w świecie nie był w stanie.
– Co z Hanią? Gdzie ona jest?.
– Nie ma jej tu.
– Co znaczy: nie ma?
Obserwował postać zbliżającego się Olly’ego i widząc jego drżące mięśnie twarzy, zrozumiał, że sprawa jest poważna. Mógł przygotować się na atak, zrobić unik lub chociażby odwzajemnić cios, ale gdyby to zrobił, nie byłby sobą. Znali się przecież niemal całe życie i przez ten okres łączącej ich przyjaźni nigdy w żadnej sytuacji nie stanęli przeciwko sobie. Aż do dziś.
– Olly?
Postąpił krok naprzód i natychmiast otrzymał silne uderzenie w twarz, następnie w obolały żołądek. Poczuł w ustach metaliczny smak krwi i nim zdążył otrzeć je pięścią, ponownie znalazł się na podłodze, targany zadawanymi ciosami. Resztką sił schował głowę w ramionach, próbując osłonić ją przed ciosami wymierzanymi przez Olly’ego.
– Ona dla ciebie już nie istnieje, rozumiesz, bydlaku? Jeśli kiedykolwiek spróbujesz się do niej zbliżyć... zabiję cię – wycedził przez zęby, pochylony nad sylwetką Jakuba.
Ostatni obraz, jaki Jakub był w stanie zapisać w swojej bolącej głowie, stanowił widok przyjaciela opuszczającego mieszkanie z dwiema podróżnymi torbami.
Olly na krótką chwilę przystanął w drzwiach i spoglądając na bezwładnie leżącego na podłodze Kubę, zacisnął szczękę, by zapanować nad ponowną chęcią zbluzgania go. Opuścił próg mieszkania i przesadnie głośno zamknął za sobą drzwi. Przerzucił przez ramię torbę, w którą spakował rzeczy Hani. Utkwił wzrok w pięści, na której wciąż widniała krew, a następnie podążył w kierunku wyjścia. Budynek opuścił z uczuciem satysfakcji przyjemnie rozpływającej się w ciele wraz z szybko krążącą krwią.
Wiedział, że kiedyś ten dzień nadejdzie, dlatego też cierpliwie czekał, aż pomyślny wiatr zawieje w jego kierunku, a wówczas z pełną determinacją chwyci go w żagle. Wychodząc z budynku, naciągnął na głowę bawełniany kaptur szarej bluzy i, jakby nigdy nic, wskoczył do taksówki, wypowiadając adres nowego meldunku.
Czuł się wygrany. I właśnie z takim podejściem do sprawy zamierzał realizować wyszczególnione punkty na swojej życiowej liście.
Pomału i skrupulatnie, a przy tym zawsze w asyście sprzyjającego wiatru.Rozdział 2
Dwanaście lat później…
I choć tkwisz w przekonaniu, że idealny mężczyzna nie istnieje, mylisz się, Hanka. Spójrz na mnie...Od stóp do głów ubrany jestem w wady, a mimo to dla ciebie zawsze będę tak bardzo idealny.
Idealnie dopasowany...
***
Przyłożywszy palec wskazujący do czytnika maszyny, znudzona oczekiwała charakterystycznego dźwięku, który zatwierdzi jej obecność w Kings College Hospital.
Nie mogła uwierzyć, że znowu tu była. Ostatnie dwa tygodnie minęły tak szybko, że pobyt jej i Olly’ego na malowniczych Malediwach wydał się zaledwie odległym wspomnieniem.
Przymknęła oczy, jednocześnie nabierając powietrza w płuca. Wyjęła ze służbowej szafki stetoskop i przewiesiła go przez szyję. Przypięła do koszuli plakietkę z nazwiskiem „dr Malicka”, zaś do paska spódnicy lekarski identyfikator. Ostatni raz spojrzała w lustro i pospiesznie, a przy tym bardzo precyzyjnie, nałożyła na usta pomadkę w kolorze intensywnej czerwieni. Ściszyła telefon i opuściła szatnię szybszym krokiem, podążając w kierunku bloku wschodniego. W myślach ganiła się za swoją opieszałość, która już skutkowała piętnastominutowym spóźnieniem.
Z chwilą przekroczenia progu oddziału Davida Marsdena usłyszała znajomy gwar i dostrzegła zamieszanie wywołane obecnością funkcjonariuszy policji. Mimo panującego zamętu, uśmiechnęła się spontanicznie. Kochała swoją pracę i ludzi, którzy wraz z nią tworzyli liczną rodzinę oddziału neurologicznego. I choć bywały dni, w których z trudem wciągała swoje umęczone pracą ciało do samochodu, nigdy, nawet przez krótką chwilę nie żałowała podjętej decyzji. Czuła się spełniona i szczęśliwa. A to z kolei dawało jej siły na każdy, nawet ten najbardziej ciężki dzień.
– A któż to zaszczycił nas swoją obecnością?
Odwróciła wzrok od tablicy, na której wpisała swoje imię tuż obok nazwiska początkującego lekarza, i podążyła z uśmiechem w stronę recepcji, podnosząc prawą rękę w górę i wykonując wymowny ruch serdecznym palcem.
– Nie, nie wierzę! – zapiszczała Azjatka, zabawnie podskakując i machając rękami w geście nieopisanej radości. – Zrobił to, naprawdę to zrobił? – wyartykułowała po raz kolejny wysoki dźwięk i już po chwili Hania poczuła szczupłe ramiona Tanishy oplatające jej kark.
Zatapiając nos w woni kokosowej odżywki do włosów przyjaciółki, zaśmiała się w głos.
– W obecności zachodzącego słońca, po pas stojąc w lazurze wody.
– Ty szczęściaro, pokaż to cudo.
Tanisha z nieskrywaną radością podziwiała delikatny pierścionek z białego złota widniejący na serdecznym palcu przyjaciółki, zabawnie cmokając z zachwytu.
– Niech mnie... Piękności. Diament?.
– Pojęcia nie mam. – Zaśmiała się Hania, chcąc uniknąć odpowiedzi na pytanie.
– Co to za okrzyki radości? Hannah, rozdajesz uściski? Poproszę jeden.
Wysunęła dłoń z ciepłych palców przyjaciółki, rozłożyła ramiona i uścisnęła Roberta, w sposób spontaniczny pozwalając mu na delikatne przedłużenie tej przyjemności.
– Witaj, Robercie – wyszeptała, cmokając go w policzek. Już po chwili starła ledwie widoczny ślad czerwonej szminki.
– Witaj. Piękna opalenizna, rozumiem, że urlop udany?.
– Cudowny. Doprawdy jedno z piękniejszych miejsc, w jakich miałam okazję wypoczywać.
– Pochwal się, słyszysz?
Oboje spojrzeli na rozpromienioną twarz Tanishy i widząc jej ekscytację, Hanka z rozbawieniem pokręciła głową i pospieszyła z wyjaśnieniami Robertowi, którego silnie zmarszczone brwi zdradzały kompletne niezrozumienie sytuacji.
– Zgodziłam się – powiedziała niemal szeptem, zabawnie wzruszając ramionami.
– Na co? Przenosisz się do Bristolu?.
– Zwariowałeś? – wystrzeliła Tanisha, chwytając dłoń przyjaciółki i zbliżając ją ku twarzy doktora – Zaręczyła się.
Robert palcem wskazującym poprawił czarne oprawki twarzowych okularów, które nieco zsunęły się z jego szczupłego nosa, następnie powędrował wzrokiem od pierścionka po błękitne oczy Hani.
– Gratuluję. – Uśmiechnął się delikatnie.
– Dziękuję.
– A słyszałaś?.
– Co?.
– Jak pękło mi serce? − Zaśmiał się, tuląc dziewczynę do swojej piersi i składając pocałunek na jej czole.
– Zatem kiedy ten wielki dzień?.
– Nie mam pojęcia. Nie ustaliliśmy jeszcze daty.
– Mimo to już czuję się zaproszony.
– I bardzo słusznie.
Hania wysunęła się z ramion Roberta i poprawiając stetoskop, z uwagą rozejrzała się po oddziale, jakby pragnęła zdusić w swoim wnętrzu poczucie zakłopotania. Doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że z punktu widzenia Roberta ich przyjaźń miała nieco inny kontekst. Posiadała kobiecą intuicję, w dodatku ten jej rodzaj, który nigdy nie zawodził, a w związku z tym miała świadomość, że Robert czuje do niej nieco więcej, niż by chciała. Uwielbiała go bezapelacyjnie. Mimo to całą sobą wiedziała, że to uwielbienie nigdy nie wyjdzie poza ramy, które mu wyznaczyła.
– Dlaczego jest tu takie zamieszanie? Podciągnęli nas pod SOR, czy jak? – zapytała z ironią w głosie.
– Mamy ofiarę pożaru na oddziale. Podobno to jakiś znany celebryta.
– Celebryta? To co ty tu jeszcze robisz, Tanisha? – Zaśmiała się.
– Też się nad tym zastanawiam. Podobno jest nim...
– Właśnie… Skoro już o nim mowa, mogłabyś spojrzeć na zdjęcia CT? Byłbym wdzięczny.
– Jasne – odpowiedziała, prowadzona już przez Roberta do niewielkiego pokoju lekarskiego.
Wyjęła z kieszeni błękitnej koszuli okulary i założyła je na nos. Spojrzała zza ramienia Roberta, z uwagą analizując przebieg badania obrazowego.
– Mężczyzna, biały, trzydzieści jeden lat, przywieziony na SOR przez ambulans z lekkim urazem miednicy. Uczestnik pożaru, stan ogólny dobry.
– Uraz głowy?.
– Nie.
Spojrzała na kolegę, oczekując dalszych informacji.
– Skarżył się na bóle w okolicy płata ciemieniowo–potylicznego mimo podania środków przeciwbólowych. Wykonano CT i spójrz... – uciął, zatrzymując obraz na wybranej sekwencji.
Hania zmrużyła oczy, a gdy zbliżyła nieco twarz ku monitorowi komputera, poczuła delikatny zapach perfum Roberta.
– Przerzucili go do nas z podejrzeniem krwawienia, ale osobiście myślę, że to...
– Ropień – pospieszyła z diagnozą.
– Ropień? − spytał zdziwiony, przenosząc wzrok z twarzy Hani ponownie na monitor.
– Brak pierścienia.
– Wczesne stadium.
Robert wpatrywał się w zdjęcia, intensywnie rozważając diagnozę koleżanki.
– Pewna jesteś?.
– Nie. Oczywiście, że nie. Na to potrzeba kilku dni.
– Kurczę, brałem pod uwagę wszystko oprócz ropnia.
– A wywiad? Rozmawiałeś z pacjentem?.
– Nie. Przywieźli go zaledwie dwadzieścia minut przed twoim przyjściem. Mamy tu dzisiaj niezły kocioł.
– Chcesz, żebym go prowadziła?.
– Bardzo. Podobno to strasznie zadufany w sobie dupek – Robert pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem i wciąż przeglądając zdjęcia CT – a ja mam tu kilku takich pod swoją opieką.
Hania koleżeńskim gestem poklepała ramię przyjaciela i nachylając się nad nim, ściszonym głosem oświadczyła:.
– W porządku. Wezmę go przez wzgląd na twoje pęknięte serce. Nie jestem kardiologiem, ale obawiam się, iż frustracja wywołana zachowaniem potencjalnego dupka nie miałaby korzystnego wpływu na twój mocno osłabiony stan.
Robert w końcu oderwał wzrok od monitora i zatopił spojrzenie w rozbawionych oczach koleżanki.
– Anioł... Mówił ci ktoś, że jesteś aniołem?.
– Żeby tylko raz. – Wytknęła język, wzruszając przy tym ramionami.
– Celebryta, w dodatku dupek, sala numer 3AA – oświadczył Robert, podając Hani odpowiednią dokumentację, w której niezwłocznie zatopiła swój wzrok.
– Jeszcze pozwolę, by zawrócił mi w głowie.
Mrugnęła okiem i ze szklanej kuli wyciągnęła miętowego cukierka, którego smak przyjemnie pieścił jej podniebienie.
– Hannah?.
– Tak?.
– Jesteś pewna?.
– Jasne, Robert. Poradzę sobie nawet z celebrytą.
– Nie o to pytam.
Zatopiła wzrok w pełgającym obrazie monitora i przedłużając ciszę zawisłą pomiędzy nimi, nerwowo przygryzła dolną wargę.
– Przepraszam, nie powinienem z tym wyskakiwać.
– Robert...
Wstał pospiesznie i dostrzegłszy zakłopotanie goszczące na twarzy Hani, delikatnym ruchem swoich rąk otulił dłonie dziewczyny.
– Po prostu zasługujesz na kogoś, kto nada twojemu życiu tych wyjątkowych barw.
– Jestem szczęśliwa, jeśli o to pytasz.
Przez krótką chwilę zawiesił wzrok na jej twarzy a następnie przyciągnął Hanię do swojego ciała, wdychając zapach jej włosów.
– Bardzo mnie to cieszy, Hannah.
Słysząc dźwięk ustępującej zapadki zamku od drzwi, odskoczyli od siebie i zajęli wcześniejsze miejsca.
– Doktorze Show, pacjent z trójki skarży się na silny ból głowy – oświadczyła pielęgniarka, oczekując zaleceń.
– Nasz celebryta – zaśmiała się Hannah, wymownie poruszając wypielęgnowanymi brwiami. Chwyciła kartę pacjenta, puściła oczko w stronę Roberta i z rozbawieniem dodała: – Pójdę go lekko porozpieszczać.
– Popieścić sławne ego?.
– Och, jak ty mnie dobrze znasz.
Robert spokojnym ruchem poprawił na nosie oprawki okularów i spojrzał na pielęgniarkę, która nadal wyczekiwała dalszych instrukcji.
– Doktor Malicka przejęła pacjenta.
– Doktor Malicka?.
– Tak, Emilly, za chwileczkę do niego zajrzę.
– Podać petydynę?
– Nie, zbyt wysokie ciśnienie śródczaszkowe.
– Rozumiem. Dziękuję, doktor Hannah. – Uśmiechnęła się i skinąwszy głową, wyszła z gabinetu.
Hania powolnym krokiem podążyła w kierunku lekko uchylonych drzwi, ale obejrzała się tuż przed wyjściem i poważnym tonem powiedziała.
– Robert, dziękuję.
– Za co? – spytał, drapiąc się po głowie.
– Za wszystko, za twoją troskę i przyjaźń. Dziękuję ci.
– Proszę bardzo.
Przez moment obserwowała z uwagą, jak przyjaciel zajmuje miejsce przed komputerem, a następnie opuściła pokój lekarski odprowadzana jego słowami: „Ropień, cholera... to ropień”.
Uśmiechnęła się do siebie i cichutko nucąc zasłyszaną w porannej audycji radiowej piosenkę, skierowała swoje kroki w kierunku sali ٣AA.
– Doktor Malicka?
Podniosła wzrok znad karty pacjenta i dostrzegła Emilly. Uzbrojona w aparaturę do pomiaru ciśnienia i termometr pielęgniarka, uśmiechnęła się konspiracyjnie.
– Podobno straszny z niego dupek, pani doktor.
– Podobno... – Zaśmiała się cicho.
– Wejdę z panią, tak na wszelki wypadek, gdyby zbyt mocno gwiazdorzył.
Zacisnęła dłoń na przedramieniu Emilly i nie mogąc pozbyć się uśmiechu z twarzy, skomentowała:.
– Drobna z ciebie kobietka, a taka odważna.
– To nie odwaga, pani doktor, to troska o tych, których się szanuje.
– Rozumiem. Dziękuję, Emilly. Gotowa? – spytała, naciskając chłodną klamkę drzwi po uprzednim zastukaniu.
– Oczywiście.
Pewna siebie, zdecydowanym krokiem przekroczyła próg sali chorego ze słowami na ustach:.
– Dzień dobry, nazywam się Hanna Malicka i będę pana lekarzem prowadzącym, panie... – Przerzuciła stronę karty pacjenta, próbując odszukać nazwisko, a gdy je znalazła, drżącym głosem wyszeptała: – ...panie Jasiński? Jakub Jasiń...– Nie mogła dokończyć.
Zamarła. Z ciężko bijącym sercem, sparaliżowana strachem, który przeszył jej drżące mięśnie, zastygła w bezruchu. Bała się oderwać wzrok od czarnych liter uparcie tkwiących w karcie pacjenta, które, składając się w to jedno konkretne nazwisko, zburzyły porządek jej poukładanego świata.
Stała ze spuszczoną głową, czując się niczym bohater kiepskiej komedii. I, żeby sprawa była jasna, absolutnie nie było jej do śmiechu.
Każda upływająca sekunda wypełniona odgłosem ciśnieniomierza, skracała czas do chwili, w której przeznaczenie stawiało nową przeszkodę na jej i tak już wystarczająco krętej drodze ku szczęściu.
– Pani doktor, ciśnienie sto pięćdziesiąt sześć na dziewięćdziesiąt osiem, temperatura trzydzieści osiem i osiem, puls osiemdziesiąt dwa.
W milczeniu zanotowała pomiary, wciąż nie obdarzając pacjenta nawet przelotnym spojrzeniem. Bała się. Panicznie bała się nie tylko widoku dobrze znajomej czerni tęczówek Jakuba, ale przede wszystkim tego, jak zareaguje jej serce, które już teraz galopowało ponad dopuszczalne normy.
– Zrobimy krew na posiew, dobrze? I podamy paracetamol, by zbić gorączkę.
Emilly sprawnie pobrała dwie próbki krwi, następnie z rąk Hani przyjęła naklejki z danymi pacjenta i umieściwszy je na szklanym naczyniu, ruszyła do wyjścia.
– Pani doktor?
Hania doskonale rozumiała jej intencje, mimo to ostatkiem sił i desperacji spojrzała w oczy dziewczyny i starając się zapanować nad drżeniem głosu, łagodnie oświadczyła.
– Dziękuję, to na razie wszystko.
Emilly obdarzyła ją uśmiechem, następnie posłała szybkie, pełne nieufności spojrzenie w kierunku Jakuba i nieco mozolnym krokiem, odprowadzana bacznym wzrokiem Hani, opuściła salę.
Zostali sami.
Jakub leżący na łóżku, wpatrzony w postać stojącej tyłem do niego kobiety, i Hania, pełna obaw o to, co przyniesie jej los.Rozdział 3
Nie potrzebujesz nowej namiętności ani nawet wyobrażenia wspólnej przyszłości z nową namiętnością. Potrzebujesz miłości od człowieka z idealnymi dla ciebie wadami.
Potrzebujesz mnie, Hania. Twojego ulubionego błędu, który będzie ci towarzyszył przez próżnię dnia codziennego, czasami wywołując łzy i boleśnie drażniąc twoją duszę, więc albo będziemy swoim błogosławieństwem, albo utoniemy w morzu własnych porażek.
***
Czasami w życiu człowieka zdarzają się chwile, w których przeszłość w sposób bardzo brutalny zderza się z teraźniejszością, wypaczając nadchodzącą przyszłość. Człowiek wówczas czuje się zagubiony, obolały i sparaliżowany strachem przed nową rzeczywistością.
I choć Hania przez ostatnie dwanaście lat starała się zapomnieć o mężczyźnie, który na trwałe okaleczył jej serce, każdego dnia, gdy widziała jego twarz chociażby na okładkach tanich brukowców, poddawała się obezwładniającemu lękowi przed spotkaniem z nim. Bała się go, ponieważ była doskonale świadoma uczuć, jakie wciąż tkwiły w jej wnętrzu. A teraz, czując jego wzrok zatopiony w swoich plecach, doświadczała niepohamowanej chęci natychmiastowego opuszczenia sali, przeklinając w duszy swój zupełny brak zainteresowania brytyjską bulwarówką. Gdyby chociaż zerknęła na nagłówki gazet, które krzyczały zza szklanego okna szpitalnego kiosku, zapewne zorientowałaby się, iż ów upierdliwy celebryta to Jakub, i najzwyczajniej w świecie nie dałaby się wmanewrować w sytuację, w której tkwiła od kilku minut. Tymczasem, jakby drwiąc z własnego serca, sama skazała się na to spotkanie.
– Hania?
Automatycznie przymknęła powieki, słysząc znajomy tembr głosu, który odbijając się w jej wnętrzu, wypełnił je swoim ciepłem. Powolnie odwróciła się w stronę Jakuba i przybierając obojętny wyraz twarzy, starała się zachowywać naturalnie, mimo dziko kołatającego serca.
– Jakub...– Uśmiechnęła się delikatnie, niemal tracąc równowagę na widok tak dobrze znajomych czarnych oczu wpatrujących się w nią z zachwytem. I jak miała go nienawidzić, skoro samo spojrzenie wzbudzało uczucie dzikiego pragnienia?.
– Pięknie wyglądasz.
Nie odpowiedziała. Poczuła, że jej policzki pokryły się delikatnym rumieńcem, a temperatura w pokoju wzrosła co najmniej o kilka stopni. Zbliżyła się do łóżka pacjenta i zatapiając wzrok w karcie Jakuba, chłodnym tonem oświadczyła:.
– Z powodu relacji, jaka istniała pomiędzy nami, masz prawo poprosić o zmianę lekarza prowadzącego.
– Nie chcę, dziękuję.
Przemilczała odpowiedź, w jakimś stopniu żałując decyzji Jakuba. Najłatwiej byłoby wyjść z sali chorych i pozostawić problem za sobą.
– Udało ci się, gratuluję sukcesu, pani doktor.
– Dziękuję – odpowiedziała, a następnie podniosła wzrok znad karty pacjenta i posłała w stronę Jakuba krótkie spojrzenie, delikatnie odchrząknęła i przeszła do rutynowego wywiadu lekarskiego. – Czy w ostatnim czasie poddany byłeś jakiemuś zabiegowi, hospitalizacji?.
– Nie.
– Czy w ostatnich dwunastu tygodniach chorowałeś na przewlekłe zapalenie zatok przynosowych, zapalenie ucha środkowego, infekcję dróg oddechowych, zapalenie jamy ustnej, urazy głowy?.
– Jesteś zaręczona?
Zamarła, jednocześnie poczuła, jak zimny pot pokrywa wnętrze jej dłoni. Podniosła głowę i dostrzegła wzrok Jakuba wbity w jej serdeczny palec.
– Mam powtórzyć pytania?
Jakub przesunął spojrzenie z mieniącego się pierścionka na twarz Hani. Wyglądała uroczo z zarumienionymi policzkami i lekko zmieszanym wyrazem twarzy, i choć od ich ostatniego spotkania minęło wiele lat, jego serce w dalszym ciągu należało do niej. Zawsze tak było i jedyne, czego był w życiu pewien, to właśnie swojego uczucia względem stojącej naprzeciwko niego kobiety.
– Jakub?.
– Zapalenie zatok, jakieś trzy, może cztery tygodnie temu –odpowiedział, analizując znajome rysy twarzy Hani. Lekko zadarty nos, pięknie wykrojone usta i podkreślone kości policzkowe znał doskonale, a przy tym z satysfakcją odkrył, iż mijający czas nie zdołał zniekształcić obrazu zapisanego w pamięci. A przynajmniej on tych zmian nie dostrzegał.
– Leczyłeś?.
– Dostałem antybiotyk.
– Wybrałeś go do końca i stawiłeś się na wizytę kontrolną?.
– Nie. Nie miałem czasu na bieganie po lekarzach. – Wzruszył lekceważąco ramionami.
Hania pospiesznie zanotowała odpowiedź Jakuba w karcie pacjenta, w żaden sposób nie komentując jego nierozważnego zachowania, a następnie kontynuowała wywiad lekarski.
– Zawroty głowy, problemy ze wzrokiem, napady padaczkowe, gorączka?.
– Coś tam było.
– Co konkretnie?.
– W dniu wypadku kilkakrotnie zawirował mi świat.
– Utrata świadomości?.
– Nie.
– A ból głowy? Jaki to ból, w skali od jednego do dziesięciu, gdzie jeden to brak odczuwalnego bólu, a dziesięć stanowi ból nie do wytrzymania?.
– Cztery.
– Cztery? – spytała unosząc nieznacznie brew w górę. – Nie zdołam ci pomóc, jeśli nie będziesz ze mną szczery.
– Mam być szczery?.
– Bardzo bym tego chciała.
– Jak ja za tobą tęskniłem, Hania.
Nie o taką szczerość jej chodziło. Zacisnęła usta, pragnąc za wszelką cenę powstrzymać okrzyk, który tkwił gdzieś w krtani.
– Między związkiem z jedną modelką a kolejną? – pożałowała swojej odpowiedzi z chwilą, z którą ostatnia sylaba opuściła jej gardło.
Twarz Jakuba spoważniała, a silnie zaciśnięta szczęka stała się nagle wyrazista i mocno zarysowana.
– Osiem, w skali jeden do dziesięć ból sklasyfikowałbym na osiem.
– Rozumiem.
Obserwował, jak Hania z malującym się spokojem na twarzy położyła kartę pacjenta na niewielkiej szafce, a następnie z kieszeni błękitnej koszuli wyjęła latarkę neurologiczną, podeszła do łóżka i za pomocą odpowiedniego przycisku ustawiła oparcie w pozycji leżącej.
– Wiem, że drażni cię światło, ale muszę zajrzeć w twoje oczy, dobrze?.
– Może lepiej nie.
– Dlaczego? – spytała, zamierając w bezruchu z latarką w dłoni.
– Oczy są odzwierciedleniem duszy człowieka, prawda? Zatem co się stanie, jeśli zobaczysz w nich to, co skrywa moje serce?.
– Nie interesuje mnie twoje serce, Jakub. Jestem neurologiem, nie kardiologiem.
Przez chwilę wpatrywał się w jej oczy nieodgadnionym spojrzeniem, aż poczuł aksamit dłoni Hani na swoim policzku.
– Ułóż wygodnie głowę i staraj się nie mrugać, proszę.
– Nie wierzę, że tak po prostu pozwalam ci patrzeć w swoje oczy.
– Uprzedzam, że nie będę piszczeć jak nastolatki wielbiące ciebie i twój artystyczny talent.
Kuba zaśmiał się na dźwięk wypowiedzianych słów, Hania zaś odnotowała w pamięci skłonność pacjenta do spontanicznego uśmiechu, co w gruncie rzeczy było dobrym rokowaniem. Skierowała światło niewielkiej latarki neurologicznej w źrenice pacjenta, żeby sprawdzić pracę nerwu wzrokowego. Jakub wstrzymał powietrze w płucach. Czuł delikatny oddech Hani na swojej twarzy i niesamowity aromat jej perfum. Zmieniła zapach. Nie pachniała już wonią dziewczęcej poziomki, którą tak doskonale pamiętał. Teraz jej perfumy stanowiły wykwintną mieszankę kwiatowych aromatów, która przyjemnie pieściła nozdrza Jakuba. Próbował nie mrugać i posłusznie dostosować się do poleceń Hani, ale gdzieś głęboko w środku czuł chęć utrudnienia tego badania. Pragnął, dotyku przyjemnie ciepłych dłoni i spokojnego miętowego oddechu otulającego twarz. Poczuł, jak ciało Hani z większą mocą napiera na jego osobę i ostatkiem sił zwalczył rodzącą się w nim pokusę przyciągnięcia jej ku sobie.
– W porządku – oświadczyła, niespodziewanie odsuwając się od pacjenta i ponownie podnosząc oparcie łóżka do pozycji półsiedzącej.
– I co zauważyłaś w moich oczach?.
– Możesz je przymknąć na chwilę?.
– Oczy?
Delikatnie skinęła głową. Jakub, stosując się do zaleceń Hani, opuścił powieki.
– Wyciągnij ramiona przed siebie, nie otwierając oczu, proszę.
Obserwowała z uwagą zachowanie Kuby, na dłuższą chwilę zapominając o przeszłości i niezręczności sytuacji, w jakiej się znalazła. Gdy wykonywała swój zawód, oddawała się temu w pełni.
– A teraz naprzemiennie spróbuj dotknąć palcem wskazującym czubek nosa.
– Bawisz się ze mną w coś, Hanka?.
– Skup się proszę.
Kuba na chwilę uchylił powiekę i dostrzegłszy poważny wyraz twarzy Hani, posłusznie wykonał polecenie i każde następne, aż do końca badania.
Gdy Hania, nie mówiąc ani słowa, wysunęła spod łóżka niewielkie krzesło, a następnie się na nim usadowiła, Kuba w wyrazie jej twarzy dostrzegł coś, co wywołało w nim niepokój. Napotkał jej spojrzenie, które od dłuższej chwili skupiało się na jego osobie.
– Coś nie tak? Po co te wszystkie neurologiczne zabawy?.
– Kuba, bardzo mi przykro, ale badanie CT, które przeprowadzono dziś rano, wykazało pewne zmiany w mózgu.
– Wiem. Postępująca głupota, zdiagnozowana jakieś, hmm... niech pomyślę, dwanaście lat temu?.
– Moja diagnoza bardziej ukierunkowana jest w stronę ropnia mózgu.
Jakub pochylił się nieco w kierunku Hani i próbując przetworzyć zasłyszane informacje, spytał:.
– Chcesz powiedzieć, że mam w nim syfa?.
– Niezupełnie.
– W takim razie co to jest, do cholery?.
– Ropień mózgu to ogniskowe zapalenie tkanki mózgowej. Pojawia się głównie za sprawą infekcji bakteryjnej toczącej się w innych organach. W twoim przypadku źródłem jest zapalenie zatok. Z tym że ostateczną pewność będziemy mieli za około siedemdziesiąt dwie godziny. Wówczas ponownie wykonamy CT lub MRI i jeśli diagnoza jest trafna, badanie powinno ukazać obraz pierścienia otaczającego wykrytą zmianę.
– Jasna cholera.
– Zrobimy także badanie krwi pod kierunkiem CRP i OB i...
– To się leczy?.
– Oczywiście. W większości przypadków leczenie polega na nakłuciu i opróżnieniu ropnia, by obniżyć ciśnienie śródczaszkowe.
– Będziesz otwierać mi czachę?.
– Nie, nie ja, od tego jest neurochirurg.
– Nie brzmi to dobrze.
– Wielkość ropnia to nieco ponad dwa centymetry. Usytuowany jest w płacie ciemieniowo-potylicznym, stąd widzenie połowiczne, które próbowałeś przede mną ukryć. – Mrugnęła okiem, by choć troszkę rozładować panującą atmosferę.
Jakub odruchowo oburącz potarł powieki.
– Przy tej wielkości ropnia, osobiście spróbowałabym leczenia wyłącznie farmakologicznego.
– Mów dalej.
– Polega ono na podawaniu antybiotyku przez kilka tygodni przy jednoczesnej kontroli wielkości ropnia w badaniach obrazowych.
– I to wszystko?.
– Teoretycznie tak.
– Ale?.
– Możliwe, że nie unikniemy zabiegu chirurgicznego.
– Rozumiem. Jak oceniasz moje szanse?.
– Nie powinnam wyrokować.
– Po prostu powiedz, co ci mówi twoje lekarskie doświadczenie.
– W granicach sześćdziesięciu do sześćdziesięciu pięciu procent.
– Tylko tyle?.
– Aż tyle.
– Czy to mnie może zabić?.
– Jeśli ropień dojdzie do komór mózgu, możliwy jest zgon pacjenta.
– Powinienem szykować dupsko na przeprowadzkę?
Mimo powagi sytuacji Hania zaśmiała się, z rozbawieniem kręcąc głową.
– Myślę, że spokojnie możesz pozostać przy starym adresie.
– To akurat niemożliwe, wszystko spłonęło.
– Przykro mi – wyszeptała ledwie słyszalnym głosem.
– Hanka, masz kontakt z Ollym?
Serce Hani spowolniło rytm, a niezrozumiała siła w dziwny sposób wywołała drżenie jej szczupłego ciała. Bała się tego pytania. Bała się go równie mocno, jak tego całego niespodziewanego powrotu do przeszłości.
Przerażona, językiem zwilżyła wargi i starając się brzmieć naturalnie i spontanicznie, podniosła nieśmiało głowę i zatopiła spojrzenie w twarzy mężczyzny.
– Wszystko u niego w porządku.
Jakub z wyraźną ulgą wypuścił z płuc powietrze. Ileż to razy zastanawiał się, jak potoczyły się losy Hani i Olly’ego, odczuwając najzwyczajniej w świecie żal i tęsknotę za ludźmi, którzy gdzieś w głębi jego serca zajmowali wyjątkowe miejsce.
– Cieszę się.
Hania wstała, wsunęła krzesło pod łóżko i powolnie podążając w kierunku drzwi, oświadczyła:.
– Gdybyś czegoś potrzebował to ...
– Hania? – przerwał jej, pragnąc choć w najmniejszym stopniu wytłumaczyć to, co wydarzyło się między nimi przed dwunastoma laty.
Przystanęła, w napięciu wyczekując słów, które miały paść z ust Jakuba.
– Tej ostatniej nocy, gdy wyszedłem...
– Wiem, co stało się ostatniej nocy, Olly wszystko mi opowiedział.
Nie miała odwagi odwrócić się i spojrzeć Kubie prosto w oczy. Była na to zbyt słaba, z wciąż zbyt mocno pokiereszowanym sercem. Chwyciła w dłoń zimną klamkę i nim opuściła salę pacjenta, na jednym wdechu oświadczyła:.
– Skoro krnąbrny los znowu postawił cię na moje drodze, to proszę, uszanuj fakt, iż ponad wszystko pragnę pozostać z tobą w poprawnych stosunkach czysto koleżeńskich.
– Hania...
– Jestem szczęśliwa, Jakub, nie psuj tego, proszę.
Szybkim ruchem otworzyła drzwi i pospiesznie opuściła salę, chwilowo
pozostawiając swoją przeszłość za jesionowymi drzwiami.
Przestraszona, z dziko kołatającym sercem przystanęła przy bielonej ścianie. Próbowała odzyskać spokój ducha i utraconą równowagę.
– Hannah? Wszystko w porządku?
Spojrzała na zatroskaną twarz Tanishy i zmuszając się do delikatnego uśmiechu, pokręciła głową.
– Wyglądasz, jakbyś dopiero co obudziła się z najgorszego koszmaru. Co on ci naopowiadał? Dupek jeden...Mam iść mu wygarnąć?
Hannah zdecydowanym ruchem powstrzymała zamiary przyjaciółki, boleśnie ściskając jej przedramiona.
– Nie, nie rób tego, proszę.
– Dlaczego?.
– Jakub to...
Tanisha w sposób błyskawiczny poskładała wszystkie fakty, przeanalizowała strach i ból wymalowany na delikatnej twarzy Hani, po czym z niedowierzaniem zakryła usta szczupłymi dłońmi, szepcząc przy tym:.
– Nie... To niemożliwe.
Hania z oczami wypełnionymi łzami i drżącymi ustami przytaknęła kiwnięciem głowy. Ostrożnie, by zminimalizować bolesne pulsowanie w skroniach.
– Przeszłość wróciła. I nie, nic już nie będzie dobrze.