Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mężczyźni objaśniają mi świat - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mężczyźni objaśniają mi świat - ebook

Zbiór błyskotliwych tekstów amerykańskiej feministki i historyczki.

Zaczyna się niewinnie, od czegoś, co przy pewnej dozie dobrej woli można by uznać za towarzyską niezręczność. Podczas przyjęcia pan domu nie przyjmuje do wiadomości, że rozmawia z autorką książki, którą właśnie jest jej łaskaw objaśniać. Rebecca Solnit widzi jednak w tym zdarzeniu coś więcej, coś, z czym stykają się na co dzień miliony kobiet na świecie: przejaw symbolicznej przemocy ze strony mężczyzn, emanację patriarchalnego systemu, w którym funkcjonujemy. To jednak zaledwie czubek góry lodowej – autorka opowiada o innych zdarzeniach (często obficie relacjonowanych przez media), w których ujawnia się symboliczna lub nawet fizyczna przemoc wobec kobiet (w Stanach Zjednoczonych co 6 minut zgłaszany jest gwałt, a są to bardzo zaniżone statystyki). Jednocześnie Solnit wpisuje sytuację i prawa kobiet w szerszy geopolityczny i kulturowy kontekst. Przywołuje też dwie inne wybitne eseistki: Virginię Woolf i Susan Sontag, z którymi podejmuje dialog i polemizuje. Lekki styl i bystrość wywodu sprawiają, że od tekstów Solnit trudno się oderwać. Z pewnością powinny one dać do myślenia zarówno kobietom, jak i mężczyznom – są aktualne aż do bólu.

Rebecca Solnit jest amerykańską eseistką, historyczką i działaczką feministyczną. Napisała kilkanaście książek z pogranicza antropologii, filozofii i polityki, m.in. wielokrotnie nagradzaną Eadweard Muybridge and the Technological Wild West oraz Wanderlust: A History of Walking. Publikuje w wielu pismach, m.in. “Harper’s Magazine” i “Guardian”. 

Kategoria: Nauki społeczne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65271-60-0
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Męż­czyź­ni ob­ja­śnia­ją mi świat

2008

Na­dal nie wiem, dla­cze­go wraz z Sal­lie po­sta­no­wi­ły­śmy wy­brać się na to przy­ję­cie, na po­ro­śnię­tych la­sem zbo­czach po­nad Aspen. Po­zo­sta­li go­ście byli od nas star­si i nud­ni w pe­wien szcze­gól­ny spo­sób, tak sta­rzy, że my, wów­czas oko­ło czter­dzie­sto­let­nie, ucho­dzi­ły­śmy na przy­ję­ciu za mło­de damy. Dom był wspa­nia­ły – pod wa­run­kiem że lubi się al­pej­skie domy w sty­lu Ral­pha Lau­re­na – so­lid­na, luk­su­so­wa cha­ta na wy­so­ko­ści pra­wie 2800 me­trów, ozdo­bio­na ro­ga­mi łosi, masą ki­li­mów i pa­le­ni­skiem peł­nym pło­ną­ce­go drew­na. Już mia­ły­śmy wy­cho­dzić, gdy nasz go­spo­darz – świet­nie za­ra­bia­ją­cy, pew­ny sie­bie męż­czy­zna – za­opo­no­wał: „Nie, nie, pro­szę zo­stać tro­chę dłu­żej, chciał­bym mieć oka­zję z pa­nia­mi po­roz­ma­wiać”.

Cze­ka­ły­śmy, pod­czas gdy po­zo­sta­li go­ście po­wo­li od­pły­wa­li w let­nią noc, aż wresz­cie go­spo­darz usa­do­wił nas przy sto­le z gru­be­go, po­zna­czo­ne­go sę­ka­mi drew­na i zwró­cił się do mnie:

– Jak sły­sza­łem, na­pi­sa­ła pani kil­ka ksią­żek.

– Kil­ka, rze­czy­wi­ście – od­po­wie­dzia­łam.

To­nem, ja­kim za­zwy­czaj za­chę­ca się sie­dem­na­sto­let­nią cór­kę zna­jo­mych, żeby opo­wie­dzia­ła o swo­ich pró­bach gry na fle­cie, nasz go­spo­darz spy­tał: „A więc o czym one są?”.

Praw­dę mó­wiąc, moje książ­ki, któ­rych wów­czas wy­da­łam już sześć czy sie­dem, do­ty­czy­ły kil­ku bar­dzo róż­nych kwe­stii, ale tego let­nie­go dnia w 2003 roku za­czę­łam opo­wia­dać o naj­now­szej, Ri­ver of Sha­dows: Eadwe­ard Muy­brid­ge and the Tech­no­lo­gi­cal Wild West (Rze­ka cie­ni: Eadwe­ard Muy­brid­ge i tech­no­lo­gicz­ny Dzi­ki Za­chód), trak­tu­ją­cej o uni­ce­stwie­niu cza­su i prze­strze­ni i uprze­my­sło­wie­niu co­dzien­ne­go ży­cia.

Go­spo­darz prze­rwał mi, gdy tyl­ko wy­mie­ni­łam na­zwi­sko Muy­brid­ge’a. „Czy sły­sza­ła pani o bar­dzo waż­nej książ­ce na te­mat Muy­brid­ge’a, któ­ra uka­za­ła się w tym roku?”

Tak da­le­ce we­szłam w na­rzu­co­ną mi rolę de­biu­tant­ki, że by­łam go­to­wa wziąć pod uwa­gę ewen­tu­al­ność, że rów­no­cze­śnie z moją uka­za­ła się inna pu­bli­ka­cja na ten sam te­mat, a ja ja­kimś cu­dem ją prze­ga­pi­łam. Go­spo­darz wła­śnie za­czął mi opo­wia­dać o tej waż­nej książ­ce – przy­bie­ra­jąc do­sko­na­le mi zna­ną peł­ną sa­mo­za­do­wo­le­nia pozę pe­ro­ru­ją­ce­go męż­czy­zny: za­pa­trzo­ny w od­le­gły ho­ry­zont, na któ­rym nie­wy­raź­nie ma­ja­czy od­blask jego wła­sne­go au­to­ry­te­tu.

Chcia­ła­bym w tym miej­scu za­zna­czyć, że na co dzień sta­le spo­ty­kam uro­czych męż­czyzn: wli­cza­jąc w to wie­lu re­dak­to­rów i wy­daw­ców, któ­rzy od cza­sów mo­jej mło­do­ści słu­cha­li mnie, do­da­wa­li mi od­wa­gi i pu­bli­ko­wa­li moje tek­sty, oraz mo­je­go nie­skoń­cze­nie wiel­ko­dusz­ne­go młod­sze­go bra­ta i jego wspa­nia­łych przy­ja­ciół, o któ­rych moż­na po­wie­dzieć – jak o Szko­la­rzu z Opo­wie­ści kan­ter­be­ryj­skich, za­pa­mię­ta­nym prze­ze mnie z za­jęć pana Pe­le­na o Chau­ce­rze – że uczy­li „tak sie­bie, jak in­nych z ra­do­ścią”. Wciąż jed­nak tra­fiam tak­że na zu­peł­nie in­nych męż­czyzn. Tak więc Pan Bar­dzo Waż­ny pe­ro­ro­wał po­ucza­ją­cym to­nem o książ­ce, któ­rą po­win­nam znać, aż wresz­cie Sal­ly prze­rwa­ła mu i po­wie­dzia­ła: „To jej książ­ka”. No, w każ­dym ra­zie pró­bo­wa­ła mu prze­rwać.

On jed­nak pe­ro­ro­wał na­dal. Sal­ly mu­sia­ła po­wtó­rzyć „To jest jej książ­ka” trzy lub czte­ry razy, nim przy­jął to do wia­do­mo­ści. A gdy wresz­cie zro­zu­miał, wów­czas, jak w dzie­więt­na­sto­wiecz­nej po­wie­ści, zbladł jak płót­no. To, że by­łam au­tor­ką bar­dzo waż­nej książ­ki, któ­rej on, jak się wła­śnie oka­za­ło, nie prze­czy­tał, a tyl­ko do­wie­dział się o niej z „New York Ti­mes Book Re­view” kil­ka mie­się­cy wcze­śniej, tak bar­dzo wstrzą­snę­ło schlud­ny­mi ka­te­go­ria­mi, za po­mo­cą któ­rych upo­rząd­ko­wa­ny był jego świat, że za­marł – w każ­dym ra­zie na chwi­lę, po­tem znów za­czął pe­ro­ro­wać. (Jako ko­bie­ty, by­ły­śmy dość uprzej­me, żeby od­da­lić się poza za­sięg słu­chu, za­nim za­czę­ły­śmy się śmiać – ale za to tak na­praw­dę ni­g­dy nie prze­sta­ły­śmy).

Lu­bię zda­rze­nia tego ro­dza­ju, kie­dy siły, któ­re za­zwy­czaj dzia­ła­ją pod­stęp­nie i któ­rych dzia­ła­nie trud­no udo­wod­nić w spo­sób nie­bu­dzą­cy wąt­pli­wo­ści, na­gle sta­ją się jaw­ne i tak oczy­wi­ste, jak, po­wiedz­my, to, że ana­kon­da po­łknę­ła kro­wę albo że słoń na­ro­bił na dy­wan.

Uci­sza­nie – rów­nia po­chy­ła

(...)

Wia­ry­god­ność jest jed­nym z naj­waż­niej­szych na­rzę­dzi umoż­li­wia­ją­cych prze­trwa­nie. Kie­dy by­łam jesz­cze bar­dzo mło­da i do­pie­ro za­czy­na­łam ro­zu­mieć, o co cho­dzi w fe­mi­ni­zmie i dla­cze­go po­trze­bu­je­my go jak po­wie­trza, mia­łam chło­pa­ka, któ­re­go wu­jek był fi­zy­kiem nu­kle­ar­nym. Pew­ne­go razu, aku­rat na Gwiazd­kę, opo­wia­dał to­nem lek­kiej to­wa­rzy­skiej aneg­do­ty, jak żona są­sia­da na pod­miej­skim osie­dlu fi­zy­ków pra­cu­ją­cych nad pro­duk­cją bomb w środ­ku nocy wy­bie­gła z domu cał­ko­wi­cie naga, krzy­cząc, że mąż pró­bu­je ją za­bić. Skąd, spy­ta­łam, wie­dział pan, że mąż nie pró­bo­wał jej za­bić? Wy­ja­śnił mi spo­koj­nie, że prze­cież obo­je byli sza­no­wa­ny­mi przed­sta­wi­cie­la­mi kla­sy śred­niej. Co za tym idzie, fakt, że mąż mógł­by chcieć za­bić żonę, nie sta­no­wił wia­ry­god­ne­go wy­ja­śnie­nia dla tego, że ko­bie­ta wy­bie­gła z domu, krzy­cząc, że mąż pró­bu­je ją za­bić. Na­to­miast, z dru­giej stro­ny, ko­bie­ta mo­gła prze­cież być wa­riat­ką...

Na­wet uzy­ska­nie za­ka­zu zbli­ża­nia – a jest to sto­sun­ko­wo nowe na­rzę­dzie praw­ne – wy­ma­ga wia­ry­god­no­ści po­zwa­la­ją­cej prze­ko­nać naj­pierw sąd, że ja­kiś fa­cet sta­no­wi za­gro­że­nie, a na­stęp­nie po­li­cjan­tów, że po­win­ni wpro­wa­dzić za­kaz w ży­cie. Zresz­tą tak czy owak za­kaz zbli­ża­nia czę­sto nie dzia­ła. Prze­moc to je­den ze spo­so­bów uci­sza­nia lu­dzi, od­ma­wia­nia im gło­su i od­bie­ra­nia wia­ry­god­no­ści, utwier­dza­nia się w pra­wie do kon­tro­lo­wa­nia in­nych i sta­wia­nia tego pra­wa po­nad ich pra­wem do ist­nie­nia. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych co­dzien­nie trzy ko­bie­ty giną, za­mor­do­wa­ne przez mę­żów, part­ne­rów lub by­łych part­ne­rów. Jest to za­ra­zem jed­na z naj­częst­szych przy­czyn śmier­ci cię­żar­nych ko­biet w tym kra­ju. Klu­czem do zwy­cię­stwa w fe­mi­ni­stycz­nej wal­ce o to, żeby gwałt, gwałt na rand­ce, gwałt mał­żeń­ski, prze­moc do­mo­wa i mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne w miej­scu pra­cy zo­sta­ły uzna­ne za prze­stęp­stwa, jest za­pew­nie­nie ko­bie­tom wia­ry­god­no­ści i sły­szal­no­ści.

Je­stem prze­ko­na­na, że ko­bie­ty zy­ska­ły praw­ny sta­tus istot ludz­kich wów­czas, gdy tego ro­dza­ju akty skie­ro­wa­ne prze­ciw­ko nim za­czę­to trak­to­wać se­rio, kie­dy czy­ny, któ­re nas ogra­ni­cza­ły i za­bi­ja­ły, za­czę­ły być roz­po­zna­wa­ne przez pra­wo – czy­li gdzieś od po­ło­wy lat sie­dem­dzie­sią­tych, kie­dy by­łam już na świe­cie. A gdy­by ktoś chciał kwe­stio­no­wać, że za­stra­sza­nie i mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne w miej­scu pra­cy jest spra­wą ży­cia i śmier­ci, pra­gnę przy­po­mnieć, że dwu­dzie­sto­let­nia ka­pral Ma­ria Lau­ter­bach z Kor­pu­su Ma­ri­nes zo­sta­ła za­mor­do­wa­na pew­nej zi­mo­wej nocy przez wyż­sze­go ran­gą żoł­nie­rza, do­kład­nie wte­dy, kie­dy za­mie­rza­ła zło­żyć prze­ciw­ko nie­mu ze­zna­nia, oskar­ża­jąc go o gwałt. Spa­lo­ne szcząt­ki jej cia­ła (była w cią­ży) zna­le­zio­no w ogni­sku na jego po­dwór­ku.

Przy­słu­chi­wa­nie się, jak ktoś, z całą sta­now­czo­ścią, twier­dzi, że on wie, o czym mówi, a ona nie – na­wet je­śli jest to tyl­ko je­den z aspek­tów roz­mo­wy – utrwa­la szpe­to­tę tego świa­ta i od­bie­ra mu blask. Po uka­za­niu się w 2000 roku mo­jej książ­ki Wan­der­lust (Na­mięt­ność do włó­czę­gi) od­kry­łam, że je­stem cał­kiem do­brze przy­go­to­wa­na do tego, by ra­dzić so­bie z pró­ba­mi ty­ra­ni­zo­wa­nia mnie i po­mniej­sza­nia zna­cze­nia mo­ich spo­strze­żeń i in­ter­pre­ta­cji. Mniej wię­cej w tym cza­sie w dwóch sy­tu­acjach skry­ty­ko­wa­łam za­cho­wa­nie ja­kie­goś męż­czy­zny, tyl­ko po to, żeby na­tych­miast usły­szeć, że wszyst­ko wy­glą­da­ło zu­peł­nie ina­czej, niż mó­wi­łam, że by­łam su­biek­tyw­na, coś so­bie uro­iłam, nad­mier­nie się de­ner­wo­wa­łam, by­łam nie­uczci­wa – jed­nym sło­wem, by­łam ko­bie­tą.

Daw­niej w ta­kiej sy­tu­acji zwąt­pi­ła­bym w sie­bie i wy­co­fa­ła się. Jed­nak od­kąd jako au­tor­ka pi­szą­ca o hi­sto­rii zy­ska­łam pew­ną po­zy­cję, ła­twiej mi ob­sta­wać przy swo­im. Bar­dzo nie­wie­le ko­biet cie­szy się tego ro­dza­ju wzmoc­nie­niem. Mi­lio­nom ko­biet ży­ją­cych na tej sied­mio­mi­liar­do­wej pla­ne­cie dano ja­sno do zro­zu­mie­nia, że nie są wy­star­cza­ją­co wia­ry­god­ne, by za­świad­czać o wła­snym ży­ciu, że praw­da nie na­le­ży do nich, ani te­raz, ani w ogó­le. Oczy­wi­ście to, o czym mó­wię, to o wie­le wię­cej niż po pro­stu Męż­czyź­ni, Któ­rzy Ob­ja­śnia­ją Świat, ale jed­no i dru­gie mie­ści się na tym sa­mym ar­chi­pe­la­gu bez­brzeż­nej aro­gan­cji.

Męż­czyź­ni wciąż ob­ja­śnia­ją mi świat. I jak do­tąd ża­den z nich nie prze­pro­sił mnie za błęd­ne ob­ja­śnia­nie mi rze­czy, na któ­rych ja się znam, a on nie. Przy­naj­mniej na ra­zie. Ale jako że zgod­nie z ak­tu­al­ny­mi sta­ty­sty­ka­mi mogę mieć przed sobą jesz­cze na­wet po­nad czter­dzie­ści lat ży­cia, kto wie, co może się zda­rzyć. Po­wiedz­my, że nie wstrzy­mu­ję od­de­chu w ocze­ki­wa­niu.

Post­scrip­tum

W mar­cu 2008 roku pod­czas pew­nej ko­la­cji za­czę­łam, jak mi się to już wcze­śniej zda­rza­ło, żar­to­wać, że po­win­nam na­pi­sać esej pod ty­tu­łem Męż­czyź­ni ob­ja­śnia­ją mi świat. Każ­da au­tor­ka i każ­dy au­tor ma całą staj­nię po­my­słów, któ­re ni­g­dy nie tra­fia­ją na tor wy­ści­go­wy; na tym aku­rat ku­cy­ku urzą­dza­łam so­bie od cza­su do cza­su prze­jażdż­ki dla roz­ryw­ki. Pani domu, bły­sko­tli­wa teo­re­tycz­ka i dzia­łacz­ka Ma­ri­na Si­trin, za­czę­ła mnie prze­ko­ny­wać, że po­win­nam na­pi­sać ten esej: choć­by dla ta­kich dziew­czyn jak jej młod­sza sio­stra Sam. Mło­de ko­bie­ty, twier­dzi­ła, po­win­ny się do­wie­dzieć, że je­śli są lek­ce­wa­żo­ne, to by­naj­mniej nie z po­wo­du ich wła­snych skry­wa­nych bra­ków: że mają do czy­nie­nia ze sta­rą, nud­ną woj­ną płci, że to samo przy­da­rza się, w tym czy in­nym mo­men­cie, więk­szo­ści z nas, ko­biet.

Na­stęp­ne­go ran­ka usia­dłam i za jed­nym za­ma­chem na­pi­sa­łam ten esej. Je­śli coś pi­sze się tak szyb­ko, to zna­czy, że przez dłuż­szy czas ukła­da­ło się gdzieś w za­ka­mar­ku umy­słu. Cze­ka­ło na na­pi­sa­nie, nie­cier­pli­wi­ło się, chcąc tra­fić na tor wy­ści­go­wy, i po­ga­lo­po­wa­ło, gdy tyl­ko za­sia­dłam przed kom­pu­te­rem. Jako że w tam­tym okre­sie Ma­ri­na wsta­wa­ła póź­niej niż ja, po­da­łam jej tekst na śnia­da­nie; póź­niej tego sa­me­go dnia po­sła­łam go To­mo­wi En­gel­hard­to­wi, re­dak­to­ro­wi Tom­Di­spatch, i mój esej uka­zał się on­li­ne. Ese­je pu­bli­ko­wa­ne na stro­nie Toma na ogół szyb­ko zo­sta­ją do­strze­żo­ne – ten, od­kąd po­ja­wił się w sie­ci, nie­ustan­nie krą­ży, ko­pio­wa­ny, udo­stęp­nia­ny i ko­men­to­wa­ny. Upo­wszech­nia się sze­rzej niż co­kol­wiek, co kie­dy­kol­wiek na­pi­sa­łam.

Ude­rzył w ja­kąś stru­nę. I w ja­kiś nerw.

Nie­któ­rzy męż­czyź­ni za­czę­li wy­ja­śniać, dla­cze­go to, że męż­czyź­ni wy­ja­śnia­ją ko­bie­tom świat, nie jest tak na­praw­dę zja­wi­skiem zwią­za­nym z płcią. Ko­bie­ty od­po­wia­da­ły na to, że upie­ra­jąc się przy swo­im pra­wie do ne­go­wa­nia do­świad­cze­nia, o któ­rym mó­wią ko­bie­ty, męż­czyź­ni wy­ja­śnia­ją świat do­kład­nie w taki spo­sób, o ja­kim na­pi­sa­łam. (Na wszel­ki wy­pa­dek pod­kre­ślam: je­stem prze­ko­na­na, że ko­bie­tom tak­że zda­rza się pro­tek­cjo­nal­nie ob­ja­śniać świat męż­czy­znom. Cho­dzi jed­nak o to, że w ta­kich przy­pad­kach ob­ja­śnia­nie świa­ta nie wy­ni­ka z ogrom­nej róż­ni­cy za­kre­su wła­dzy, jaką się po­sia­da – róż­ni­cy, któ­ra ob­ja­wia się tak­że na wie­le in­nych, bar­dziej po­nu­rych spo­so­bów – ani nie jest ele­men­tem wzor­ca, we­dle któ­re­go w na­szym spo­łe­czeń­stwie funk­cjo­nu­je płeć kul­tu­ro­wa).

Inni męż­czyź­ni zro­zu­mie­li, o co cho­dzi, i przy­ję­li to spo­koj­nie. Ko­niec koń­ców na­pi­sa­łam swój esej w cza­sach, kie­dy męż­czyź­ni-fe­mi­ni­ści co­raz wy­raź­niej za­zna­cza­ją swo­ją obec­ność, a w fe­mi­ni­zmie jako ta­kim jest co­raz wię­cej za­ba­wy. Nie wszy­scy, rzecz ja­sna, wie­dzą, że są za­baw­ni. W 2008 roku na Tom­Di­spatch do­sta­łam mej­la od star­sze­go pana z In­dia­na­po­lis, któ­ry po­sta­no­wił mi za­ko­mu­ni­ko­wać, że on sam „ni­g­dy, ani w ży­ciu oso­bi­stym, ani za­wo­do­wym, nie po­trak­to­wał źle żad­nej ko­bie­ty”, po czym prze­szedł do stro­fo­wa­nia mnie, że nie uma­wiam się ze „zwy­czaj­niej­szy­mi fa­ce­ta­mi albo przy­naj­mniej nie od­ra­biam wcze­śniej pra­cy do­mo­wej”. Na­stęp­nie udzie­lił mi paru rad na te­mat tego, jak po­win­nam wieść swo­je ży­cie, oraz sko­men­to­wał moje „po­czu­cie niż­szo­ści”. Uwa­żał, że by­cie trak­to­wa­ną pro­tek­cjo­nal­nie jest do­świad­cze­niem, któ­re ko­bie­ty wy­bie­ra­ją, czy też któ­re­go mogą nie wy­brać – a co za tym idzie, wina le­ża­ła po mo­jej stro­nie.

Wkrót­ce po­ja­wił się por­tal Męż­czyź­ni z Aka­de­mii Ob­ja­śnia­ją Mi Świat, na któ­rym set­ki ko­biet ze śro­do­wi­ska aka­de­mic­kie­go za­czę­ły za­miesz­czać hi­sto­rie o pro­tek­cjo­nal­nym trak­to­wa­niu, lek­ce­wa­że­niu, prze­ry­wa­niu wy­po­wie­dzi i tak da­lej. Po­ja­wi­ło się tak­że po­ję­cie „pan­ja­śnia­nie”2, któ­re­go au­tor­stwo nie­kie­dy przy­pi­su­je się mnie. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak nie mam z nim nic wspól­ne­go, cho­ciaż jego po­wsta­nie za­in­spi­ro­wał mój esej, a tak­że wszy­scy ci męż­czyź­ni, któ­rzy sta­no­wią wcie­le­nie opi­sa­ne­go w nim zja­wi­ska (sama mam pew­ne wąt­pli­wo­ści co do tego sło­wa i nie­zbyt czę­sto go uży­wam: wy­da­je mi się, że tro­chę za moc­no po­brzmie­wa w nim prze­ko­na­nie, ja­ko­by męż­czyź­ni z na­tu­ry obar­cze­ni byli tą wadą; wolę po­gląd, że nie­któ­rzy męż­czyź­ni ob­ja­śnia­ją rze­czy, któ­rych ob­ja­śniać nie po­win­ni, za­miast słu­chać tego, co po­win­ni. Je­śli nie jest to jesz­cze do­sta­tecz­nie ja­sne, pod­kre­ślam: uwiel­biam, kie­dy ktoś ob­ja­śnia mi coś, na czym się zna, co mnie in­te­re­su­je, ale cze­go wcze­śniej nie zna­łam: na­to­miast roz­mo­wa zba­cza na nie­wła­ści­we tory, kie­dy ktoś za­czy­na wy­ja­śniać mi coś, na czym ja się znam, a on nie). Oko­ło 2012 roku po­ję­cie „zo­sta­ło mi span­ja­śnio­ne” (man­spla­ined) – jed­no ze słów roku 2010 we­dług „New York Ti­me­sa” – było już uży­wa­ne przez dzien­ni­ka­rzy po­li­tycz­nych głów­ne­go nur­tu.

Sta­ło się tak dla­te­go, że okre­śle­nie to nie­ste­ty do­sko­na­le pa­so­wa­ło do swo­ich cza­sów. Tom­Di­spatch udo­stęp­ni­ło mój tekst po­now­nie w sierp­niu 2012 roku, przy czym traf chciał, że mniej wię­cej w tym sa­mym cza­sie czło­nek Izby Re­pre­zen­tan­tów Todd Akin (re­pu­bli­ka­nin z Mis­so­uri) wy­gło­sił swo­je nie­sław­ne stwier­dze­nie, ja­ko­by ko­bie­ty, któ­re zo­sta­ły zgwał­co­ne, nie po­trze­bo­wa­ły abor­cji, po­nie­waż „je­śli jest to gwałt we wła­ści­wym sen­sie tego po­ję­cia, cia­ło ko­bie­ty ma swo­je spo­so­by na to, żeby się za­blo­ko­wać”. Pod­czas tam­tych wy­bo­rów at­mos­fe­rę nie­ustan­nie pod­grze­wa­ły na zmia­nę ko­lej­ne po­ra­ża­ją­ce wy­po­wie­dzi kon­ser­wa­tyw­nych męż­czyzn – sto­ją­ce w sprzecz­no­ści z fak­ta­mi, po­pie­ra­ją­ce gwałt – i fe­mi­nist­ki, któ­re wska­zy­wa­ły, dla­cze­go po­trze­bu­je­my fe­mi­ni­zmu i dla­cze­go tacy męż­czyź­ni są nie­bez­piecz­ni. Przy­jem­nie było stać się jed­nym z gło­sów w tym chó­rze: mój tekst prze­ży­wał wte­dy wiel­ki po­wrót.

Stru­ny, ner­wy: kie­dy to pi­szę, tekst wciąż krą­ży. Nie cho­dzi­ło mi ni­g­dy o to, żeby się skar­żyć, że je­stem w ja­kiś szcze­gól­ny spo­sób ucie­mię­żo­na. Po­trak­to­wa­łam opi­sa­ne w moim ese­ju roz­mo­wy jako przy­kład rów­ni po­chy­łej, za któ­rą prze­strzeń dla męż­czyzn się otwie­ra, a dla ko­biet – za­my­ka. Prze­strzeń do mó­wie­nia, do by­cia słu­cha­ną, do po­sia­da­nia praw, do uczest­nic­twa, do by­cia sza­no­wa­ną, do by­cia peł­ną i wol­ną isto­tą ludz­ką. W ten spo­sób w kul­tu­ral­nych roz­mo­wach wy­ra­ża­ją się re­la­cje wła­dzy – tej sa­mej wła­dzy, któ­ra do­cho­dzi do gło­su w roz­mo­wach mniej kul­tu­ral­nych, w fi­zycz­nych ak­tach po­ni­że­nia i prze­mo­cy, a tak­że, czę­sto, w tym, w jaki spo­sób urzą­dzo­ny jest świat; wła­dzy, któ­ra uci­sza, wy­ma­zu­je i nisz­czy ko­bie­ty, nisz­czy rów­ność, moż­li­wość uczest­nic­twa, od­bie­ra czło­wie­czeń­stwo, po­zba­wia praw czy wresz­cie – na­zbyt czę­sto – sa­me­go ży­cia.

Ko­bie­ty wciąż to­czą wal­kę o to, by trak­to­wa­no je jak isto­ty ludz­kie, ob­da­rzo­ne pra­wem do Ży­cia, Wol­no­ści i swo­bo­dy ubie­ga­nia się o Uczest­nic­two w kul­tu­rze i po­li­ty­ce, przy czym bywa to wal­ka na­praw­dę bru­tal­na. Sama się so­bie dzi­wi­łam – na­pi­sa­łam esej, któ­ry za­czy­na się od za­baw­nej hi­sto­ryj­ki, a koń­czy gwał­tem i mor­der­stwem. Po­zwo­li­ło mi to po­ka­zać dro­gę, któ­ra pro­wa­dzi od drob­nych to­wa­rzy­skich nie­do­god­no­ści do bru­tal­ne­go uci­sza­nia i okrut­nej śmier­ci (są­dzę też, że le­piej zro­zu­mie­my mi­zo­gi­nię i prze­moc wo­bec ko­biet, je­śli spoj­rzy­my na nad­uży­cia wła­dzy jako na róż­ne aspek­ty tego sa­me­go pro­ble­mu, za­miast trak­to­wać jako od­ręb­ne zja­wi­ska prze­moc do­mo­wą, gwał­ty i mor­der­stwa, a tak­że mo­le­sto­wa­nie i upo­ka­rza­nie w sie­ci, w miej­scu pra­cy, na uli­cy; wi­dząc je ra­zem, ła­twiej do­strzec łą­czą­cy je wzo­rzec).

Pra­wo do tego, by sta­nąć i za­brać głos, jest nie­zbęd­ne do prze­trwa­nia, nie­zbęd­ne, by cie­szyć się wol­no­ścią i god­no­ścią. Mam ten przy­wi­lej, że cho­ciaż w mło­do­ści mnie uci­sza­no, nie­kie­dy bru­tal­nie, do­ro­słam do tego, by mieć włas­ny głos: ta oko­licz­ność na za­wsze zwią­za­ła mnie z wal­ką tych, któ­rym głos ode­bra­no.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: