Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Miłość tabu - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
39,99
3999 pkt
punktów Virtualo

Miłość tabu - ebook

"Miłość tabu" to pełna pasji i emocji opowieść o pragnieniach, zakazanych uczuciach i poszukiwaniu prawdziwego spełnienia. Głównym bohaterem jest Kalan – utalentowany architekt, który od najmłodszych lat traktuje swoje sny jako przesłania od Stwórcy. Jeden z nich – niezwykle realistyczny i namiętny – staje się dla niego punktem zwrotnym w życiu. Sen o tajemniczej kobiecie skłania go do jej odnalezienia, ale los ma dla niego inne plany.
Kalan spotyka Lilianę – kobietę o silnej intuicji, uwięzioną w małżeństwie, które dawno straciło swój blask. Ich relacja, początkowo zawodowa, stopniowo przekształca się w skomplikowany układ pełen napięcia, ukrytych znaczeń i namiętności.
Książka porusza temat zdrady, miłości, moralnych dylematów i konsekwencji wyborów, jakie podejmujemy w imię uczucia, skłania też do refleksji nad tym, gdzie przebiega granica między pożądaniem a prawdziwą miłością.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8308-945-4

FRAGMENT KSIĄŻKI

Sen nadał kierunek dorosłemu życiu Kalana. Tak, najzwyklejszy sen – przynajmniej dla większości z nas. No cóż! Zdecydowanie nie dla Kalana.

Od najmłodszych lat interpretował każdy sen. Jak tylko się budził, natychmiast sięgał po senniki różnych wydawców. Traktował sny jako przesłania od Stwórcy. Po wielu latach i zdobytym w tym doświadczeniu, potrafił już odróżniać zwykłe sny – takie, które nie miały wpływu na teraźniejszość i przyszłość – od tych, które kształtowały jego życie. Praktycznie był nieomylny w tej kwestii.

Tym razem po przebudzeniu czuł się dziwnie. Towarzyszyły mu uczucia, jakich nigdy dotąd nie zaznał. Był szczęśliwy, jakby wygrał główną nagrodę w Lotto, a zarazem czuł się bezradny, jakby zaraz miał stoczyć walkę na życie i śmierć z niewidzialnym wrogiem. Nic dziwnego – ten sen zdecydował o trasę maratonu zwanego życiem. Był snem, życzeniem i marzeniem.

Przyśnił mu się akt miłosny z nieznajomą. Po przebudzeniu zdawało mu się, że znał ją we wszystkich inkarnacjach, jakich przeżył na tej planecie. Była to kobieta w kwiecie wieku o ciemnych, niezwykle gęstych włosach. Usta i oczy wyglądały tak, jakby sam Stwórca je naszkicował na życzenie Kalana. Miała nieziemski kolor oczu, choć trudny do określenia. Dziewczyna o szczupłej budowie ciała i średnim wzroście. Jej ciało było zniewalające, wręcz można było je określić jako boskie arcydzieło. Perfekcja w każdym calu. Każdy detal, każdy najdrobniejszy szczegół, był precyzyjnie dopracowany. Nic dodać, nic ująć.

Sen był niezwykle realny: czuł smak jej śliny, ciepło biustu, a nawet zapach skóry. Nigdy wcześnie nie miał tak rzeczywistych snów. Powtarzał: „kocham cię! Zawsze cię kochałem, zawsze na ciebie czekałem”. Słyszał jej anielski głos, gdy odpowiadała mu: „a ja na ciebie, Kalanie. Musisz poczekać, mój książę, aż będę gotowa”. Samym tonem wypowiedzi wprawiała go w ekstazę. Szeptała tak cichuteńko, tak delikatnie i subtelnie. Jej słowa odczuwał jak muskanie motylich skrzydełek. Niepodważalnie był to najpiękniejszy moment w jego życiu.

Po przebudzeniu przez chwilę był pewny tego, że leżała obok niego. Najpierw delikatnie macał fałdy kołdry, aby ją dotknąć. Potem dla pewności zaczął otwartą dłonią poklepywać posłanie. Dopiero wtedy tak naprawdę dotarło do niego, że to był jednak tylko cudowny sen. Radosny, z uśmiechem na twarzy, pomyślał: „W końcu mam cię, mój aniele. Odnalazłem cię, księżniczko mych snów i modlitw”.

Pierwsze, co potem przyszło mu na myśl, to ubrać się i wyjść, aby ją spotkać, aby ją znaleźć. Gdy całkiem się rozbudził, zaczęła się prawdziwa frustracja i rozczarowanie.

– Gdzie ją mam znaleźć?

Zezłoszczony uniósł głowę ku górze i powiedział:

– Zabawny jesteś! Ha, ha, ha, ha!!! Rozbawiłeś mnie, Najwyższy!!! Boże, czy długo będziesz tak ze mnie drwił? Dokąd mam iść? Bez adresu w kilkumilionowym mieście! Nawet nie znam jej imienia! Daj mi jakąś wskazówkę! Jakąś nić, cokolwiek… – Ulżył sobie, składając zażalenia do Pana Boga, w środku jednak miał nadzieję na kolejne wskazówki, być może w kolejnych snach.

Nie był on zwyczajnym mężczyzną. Miał kilka wad – był zadufany w sobie i bardzo pewny siebie, lecz – jak ci, którzy go dobrze znali, uważali – miał ku temu powody. Był utalentowany w kilku dziedzinach, a może nawet w kilkunastu. W swojej dziedzinie był wyjątkowy i znany pośród najbardziej wymagających klientów. Był niezwykle uzdolnionym architektem: projektantem wnętrz oraz domów wszelkiego pokroju.

Mimo że minęły lata od snu, to on wciąż go pamiętał w każdym najdrobniejszym detalu. W jego pamięci ten sen przypominał zapis wideo, cyfrową kopię najwyższej rozdzielczości i jakości. Przez te wszystkie lata spoglądał na sen tysiące razy. Uwielbiał to robić. To był już nałóg.

KOLEJNY PROROCZY SEN

Miał w rękach duży kawał miodu o twardej konsystencji. Zarówno kolorem, jak i kształtem przypominał duży kamień solny. Z takich kamieni produkują lampy nocne o charakterystycznej barwie, które ponoć uspokajająco działają na układ nerwowy i są przyjazne dla oczu.

Trzymał tę bryłę miodu i lizał ją namiętnie jak młody i niedoświadczony niedźwiedź. Lizał ją łakomie, z wyraźną chęcią do przedostania się głębiej – do czegoś jeszcze smaczniejszego.

Uwielbiał miód. Zawsze miał go w swojej kuchni. W dzieciństwie matka zabierała go do pszczelarzy i kupowali miód prosto z pasieki. Uwielbiał wosk pszczeli. Żuł go – zamiast gumy do żucia – i się nim delektował.

Ten sen – według senników – zapowiadał nadchodzące tłuste czasy. Czasy dobrobytu i ogólnego zadowolenia w życiu. No cóż, może pojawi się w jego życiu anioł ze snu z tym boskim ciałem i niepowtarzalną urodą? Zapamiętał, że musiał na nią poczekać, aż ta będzie gotowa. Właśnie to zdanie dawało mu największą nadzieję – echo tych słów dudniło w jego uszach niemalże codziennie! To zdanie działało wręcz balsamicznie na umęczoną duszę. Dzięki niemu miał wiarę, że nadejdzie ten dzień, w którym ujrzy tę anielską twarz, przytuli to boskie ciało i pocałuje te niepowtarzalne rajskie usteczka.

ZAWÓD

Praca była jego pasją. Nie pracował dla zarobku, nie potrzebował – rodzice zostawili mu spuściznę, o jakiej milionerom się nie śniło. Wykonywał swoją pracę z miłością. Mógł wydawać na potrzeby codzienne, nie sięgając po lokaty inwestycyjne. Radość czerpał z zadowolenia klientów. Jego reputacja była dla niego niezwykle ważna. Czuł się dumny, gdy był szanowany. Dzięki pracy mógł również zapomnieć o tych snach. Dalej żyć i prowadzić normalne życia. Aż do momentu…

NOWA KLIENTKA

Któregoś dnia – z polecenia znajomej – zadzwoniła do niego niejaka Liliana, aby zaprojektował im wnętrze całego domu. Po krótkiej rozmowie umówili się, by ustalić szczegóły.

Miał nietuzinkowy styl ubierania się – łączył eleganckie elementy z luźniejszymi, sportowymi akcentami. Pasowało to do jego wysportowanej sylwetki. Potrafił dobierać kolory do swoje ciemnej karnacji. Był urodziwy, więc nie dziwiło go, że miał znaczne powodzenie u kobiet. Czarne falowane włosy, ciemnobrązowe oczy, ciemna skóra i dwudniowy zarost. Do tego zawsze odpowiednio wyperfumowany, a także świeżo i schludnie ubrany. Zresztą, kobiety często utożsamiały go z bohaterami kina.

KALAN OBSERWATOR

Był niesamowitym obserwatorem, a przy tym miał również dar prześwietlania i analizowania ludzi. Potrafił przewidywać dalsze wydarzenia. Był w stanie wcielić się w kogoś i wiedzieć, jak w danej chwili ta osoba się czuje i co myśli. Istniał tylko jeden warunek: dotyczyło to osób, na których mu bardzo zależało. Jeśli czegoś nie ujrzały jego oczy lub nie usłyszały jego uszy, odczuwał to innym zmysłem. Coś w rodzaju szóstego zmysłu. Miał wyjątkową intuicję, która szła w parze z wysokim ilorazem inteligencji.

Uważał, że te zdolności analizowania, były jego wrodzonym talentem. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że jego matka przyczynia się do ich rozwinięcia. Od najwcześniejszych lat – a ściśle mówiąc, miesięcy, gdy już był w stanie samodzielnie siedzieć – mama zabierała go na łono natury. Siedzieli razem i bacznie obserwowali przyrodę.

Kalan wnikliwe patrzył, jak drzewa kołysały się w zależności od tego, jak nakazał im wiatr. Skupiony przyglądał się mrówkom, które pilnie pracowały i szły jedna za drugą niczym zdyscyplinowana i wyćwiczona armia. Spoglądał, jak pszczoły zbierające nektar żyją w absolutnej harmonii z motylkami i innymi owadami. Mimo że był malutkim brzdącem, nie przeszkodził mrówkom idącym tuż przy jego nogach ani nawet strasznym pająkom, które czasem chodziły po jego dłoniach. Zaciekawiony mały Kalan chłonął wzrokiem i słuchem szum fal, które tańczyły w rytmie powiewów bryzy. Ta nuciła im melodię, porywając je do roztańczonego pościgu ku brzegowi – każda fala pragnęła pierwsza przywitać się z lądem.

PIERWSZE SPOTKANIE Z LILIANĄ

Dość młoda kobieta otworzyła najpierw bramę, a potem drzwi. Gdy ją zobaczył, był całkiem pochłonięty myślami, rozmową i przebiegiem dalszej współpracy. Zresztą, zawsze taki był, gdyż nie przypadał za przygodami, za to uwielbiał rutynę i życie zorganizowane według harmonogramu. To jednak nie wykluczało przenikliwej obserwacji.

Liliana na pierwszy rzut oka wyglądała na zwyczajną kobietę. Niczym szczególnym nie zwracała na siebie uwagi. Neutralna niewyzywająca uroda, lecz była to uroda z klasą. Im bliżej się jej przyglądało, tym więcej dostrzegło się piękna. Miała zmysłowy, chrapliwy i uwodzicielski głos. Była szczupła, poruszała się z gracją i wyróżniała się subtelną pociągającą gestykulacją. Miała całkiem naturalne niefarbowane brązowe włosy, a także ciemnozielone oczy i wyjątkowy kształt brwi.

O kosztach rozmawiał z jej mężem, który był ciężkim negocjatorem – przynajmniej jemu tak się wydawało. Dla Kalana pieniądze miały jedynie wartość symboliczną: za pracę trzeba zapłacić, za darmo nikt nie pracował. Liliana słuchała uważnie. Od czasu do czasu coś dopowiadała. Dla niej ważne było to, jak te projekty będą wyglądały, cenę miała gdzieś, choć czasem czuł jej wstyd za żenujące skąpstwo męża. Mimo to nic nie skomentowała.

Liliana miała w ręku długopis i prawie cały czas była pochylona nad zeszytem. Rysowała w nim niezidentyfikowane znaki. To zaintrygowało Kalana na tyle, aby odrobinę rozszyfrować jej osobowość. Wniosek tej króciutkiej analizy był jednoznaczny – Liliana posiadała telepatyczne zdolności oraz silnie zaawansowaną intuicję. Bezspornie wchodziła na te same fale, na których on sam nadawał.

Dla Liliany pierwszeństwo miał projekt sypialni. Po ustaleniu szczegółów, udali się do prosto do tego pomieszczenia. Kalan bezdyskusyjnie miał niezwykły talent do projektowania. Wyprzedzał innych projektantów. Prostota i minimalizm, ale z fantazją. Liliana była oczarowana jego pomysłami i wizjami. Kalan nie był w stanie ukrywać swojej dumy, choć początkowo próbował utrzymać obojętny wyraz twarzy.

Pożegnali się. Klienci oczekiwali na projekt.

Już wtedy wiedział, że ten projekt przyczyni do przygody, której unikał przez całą swoją karierę. Umyślnie trzymał się z daleka od wszelkich afer i podejrzeń. To była jego mocna strona: był czysty jak łza. Wyssał to z mlekiem matki i dzięki wzorowej, godnej naśladowania miłości swoich rodziców.

KALAN W OPAŁACH

Liliana zadzwoniła na drugi dzień.

– Witaj. Chciałam ci powiedzieć, że jakbyś coś innego wymyślił w projekcie, mam na myśli: coś dodał lub odjął, to ufam twojemu talentowi i chętnie to zobaczę. Jestem otwarta na twoje pomysły. – Tak wyglądały zalążki inicjatywy kontaktu ze strony oczarowanej Liliany.

Takie rozmowy go krępowały. Jego szósty zmysł mu podpowiadał, że to nic więcej niż pretekst. Z natury nie lubił flirtować ani otwarcie, ani skrycie, a tym bardziej z kobietami w związkach. Co gorsza, Liliana miała dwójkę dzieci. Miał na to swoje określenie: „niebezpieczne związki”. Takie one przecież były. Pełne ryzyka, wstydu i hańby.

– Oczywiście. Natychmiast dam znać – odparł lekko zmieszany.

Ona była inteligentną kobietą, co dało się zauważyć na pierwszym spotkaniu. On o tym doskonale wiedział. Nie przedłużała dyskusji, ale wyczuł, że zakończyła rozmowę i z utęsknieniem czekała na kolejne spotkanie.

Skończył projekt według ustalonego terminu – zresztą jak zawsze. Pełen dumy udał się na kolejne spotkanie. Tym razem Liliana była w domu sama. Nie okazał zdziwienia ani zaskoczenia, aczkolwiek był zaciekawiony. Kobieta pokrótce wyjaśniła, iż jej mąż nie był zainteresowany szczegółami.

Liliana obejrzała projekt i rzuciła w zachwycie:

– Chciałabym mieć taką wyobraźnię jak ty! Niekończące się pomysły!

– Na pewno masz lepszą. W innych dziedzinach – odparł w ramach podziękowania.

Miał rację. Miała wyobraźnię nie z tej ziemi. Oto dowód:

– Byłeś wczoraj na mieście? – zapytała tajemniczo.

– Nie! Dlaczego pytasz?

– Czułam twój zapach – odparła odważnie.

Poczuł się jak oblany wiadrem lodowatej wody w upalny dzień. Zamilknął. Chciał się zatrzymać w czasie. Przenigdy nie był tak zakłopotany. Co na to odpowiedzieć? Przez parę chwil wstrzymywał oddech w obawie, że coś niestosownego wymsknie mu się z ust.

Ktoś jednak zawsze nad nim czuwał. Na ratunek mu przyszły głośne dzieci Liliany, które wróciły ze szkoły. Było to dwóch wyjątkowo zabawnych i radosnych chłopców – sześcioletni, słodki Victor i dziewięcioletni, niezwykle inteligentny, Eryk. Beztrosko rzuciły plecaki w przedpokoju. Mamusia od razu wstała, aby je przywitać, całując i przytulając, on zaś uniósł głowę i puścił oczko niewidzialnemu zbawcy.

Kalan zdecydowanie bardziej potrafił dogadywać się z dziećmi niż z dorosłymi. Zawsze powtarzał, że dzieci są jak zwierzątka – zachowują się naturalnie i instynktownie, nie owijają niczego w bawełnę. Nawiązał z nimi kontakt w mgnieniu oka, albowiem sam skrywał w sobie duże dziecko. Warto tu zauważyć, że do piątego roku życia był karmiony piersią. Z matką miał niewyobrażalnie silną więź – czcił ją. To wszystko miało ogromny wpływ na jego dorosłe życie i jego postawę wobec płci przeciwnej.

Bawił się z dziećmi i pokazywał im różne sztuczki, co im strasznie zaimponowało. Mały Victor niewinnie powiedział:

– Gdybym miał takiego ojca, to bym był bardziej szczęśliwy.

Komentarz Victora nie był dwuznaczny, dawał jedynie do zrozumienia, jaką miał postawę wobec biologicznego ojca. Pomimo że Kalan nie był zadowolony z rozwoju wydarzeń, to mim wszystko odczuł dumę.

Zapoznanie się z dziećmi zakończyło się oczarowaniem obustronnym. No i cichym, narastającym uwielbieniem ze strony Liliany. Kobieta później poprosiła Kalana, żeby pomógł jej wybrać wystrój. Nie potrafił nikomu odmówić, choć tym razem wiedział, że chodziło jej o bliższy kontakt z nim. To właśnie go ambarasowało, ponieważ zawsze stronił od afer. Mimo wszystko potrafił zachować dystans w perfekcyjny sposób.

Okazało się, że Liliana miała gust futurystyczny. To przykuło jego uwagę, w skrycie się tym zachwycał. Często wybierała dokładnie to, co on miał na myśli.

CHYTRY POMYSŁ

Na kolejny telefon od oczarowanej Liliany nie musiał długo czekać.

– Cześć! Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że dzieci cały czas o tobie mówią i pytają, kiedy przyjdziesz.

– Ja też je strasznie polubiłem. Są naprawdę wyjątkowe! – odpowiedział, domyślając się, że to nie był główny powód jej telefonu.

– Wpadłam na pomysł, który, mam nadzieję, ci się spodoba – rzuciła tajemniczo.

– Jaki? – odparł podejrzanie.

– Powiem ci na miejscu. Jeśli jesteś ciekaw, to zapraszam – powiedziała, badając jego reakcję.

– Spoko. Możemy się umówić – odparł bez entuzjazmu.

– Godziny poranne mogą być? – zaproponowała.

– Jak najbardziej.

– Środa o jedenastej?

– Oczywiście – potwierdził. – Tymczasem… do miłego zobaczenia! – dodał.

– Do miłego zobaczenia! – odpowiedziała, a w jej głosie było słychać dumę ze swojego osiągnięcia.

Jego najsłabszym punktem było to, że nie był w stanie nikomu niczego odmówić. Odmowa jakiejkolwiek propozycji oznaczała – w jego mniemaniu – brak etyki i dobrego wychowania. To kształtowało jego życie i popularność, a także reputację. Niemniej jednak, nieraz było to nadużywane przez oportunistów. Tak naprawdę nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo, gdyż dobrze znał chciwą naturę ludzką.

Dom Liliany, środa, godzina jedenasta.

Mąż obecny. Zdziwiło go to, ale zaraz wszystko się wyjaśniło.

– Tak pomyślałam… Skoro jesteś inżynierem, to ukończyłeś politechnikę, prawda? – zapytała, przygotowując go do propozycji.

– Tak – odparł zdecydowanie.

– Więc matematycznie jesteś uzdolniony?

– Tak jakby – odpowiedział z uśmiechem.

– Wpadłam na pomysł, oczywiście, jeśli się zgodzisz i znajdziesz czas… –

Dla niego już wszystko było jasne. Miał uczyć dzieci matematyki i przychodzić do Liliany jak najczęściej.

– Żebyś uczył Victora i Eryka matematyki – powiedziała na głos to, o czym właśnie pomyślał. – Byliby w siódmym niebie, a ja byłabym bardzo wdzięczna. Oni ciebie uwielbiają – dodała głosem pełnym nadziei.

– To matematyka na poziomie podstawowym. Wydaje mi się, że akurat w tej kwestii jestem do zastąpienia przez kogoś innego – odpowiedział, szukając ucieczki.

– Nie chodzi o poziom, a tylko o twoje podejście i o kontakt, jaki nawiązałeś z moimi dziećmi – odparła z uśmiechem, nie poddając się.

– Pochlebia mnie to – odparł, wiedząc, że nie miał wyjścia.

Obecność męża już była uzasadniona. Chodziło o ustalenie kosztów. Mąż się mądrował i sam ze sobą targował. Chciał ustalić koszty lekcji według jego nędznych obliczeń. Żona była strasznie zawstydzona takim dziadowaniem męża. Kalanowi było jej szkoda. Atmosfera była lekko napięta przez męża, który nie zwracał uwagi na konsekwencje swojej mizernej kalkulacji. Zaraz po namyśle, matematyk postanowił uratować sytuację.

– Kiedyś uczyłem matematyki, nie raz i nie dwa nawet za darmo. Lubię matmę i lubię uczyć. Tu nie chodzi o pieniądze. Nie zrobię tego dla pieniędzy, a dla dobra dzieci. Moją satysfakcją będą ich wyniki w nauce.

Liliana odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała jego zbawienny komentarz. Znów poczuła radość i satysfakcję. Zaczęła bujać się w obłokach, myśląc o tym, jak cudownie będzie popatrzyć, posłuchać i porozmawiać z mężczyzną bliskim jej sercu.

Pierwsze lekcje odbyły się w przyjaznej i bardzo zabawnej atmosferze. Victor był niesamowicie radosnym dzieckiem o niezwykłym poczuciu humoru. Uwielbiał przeklinać w akceptowalny sposób. Nauczycielowi to odpowiadało, gdyż był zwolennikiem beztroskiego wychowania z zachowaniem manier, etyki i moralności. Natomiast Eryk był kopią Liliany. Inteligentny i bardzo emocjonalny. Jak zresztą sam Kalan.

– Usiądziesz jeszcze na kolejną kawę? – zapytała optymistycznie Liliana.

– Jasne – odparł, po czym zaczął ją obserwować, gdy poruszała się po kuchni.

Otwierała szafki i poruszała się po domu tak, jakby tu mieszkała od niedawna albo jakby przyjechała do siostry na parę dni. Nie czuła się – według niego – jak u siebie, choć mieszkała tam od sześciu lat.

Zazwyczaj był gadatliwy, także małomówna Liliana nie musiała się wysilać i zadawać pytań. Odpowiadał na nie swoim szóstym zmysłem, co oczarowanej kobiecie bardzo pasowało. Mimo że takie zainteresowanie z jej strony – i ogólnie ze strony kobiet jej podobnych – wprawiało go w zakłopotanie, to wewnątrz czuł się bardziej dowartościowany. Na tym zawsze zakończył takie relacje: nigdy nie dawał im się rozwijać, aczkolwiek nie ucinał ich na samym starcie.

NAHALNA LILIANA

Nie ukrywała absolutnie, że on się jej podobał. Czuła się z tym bardzo dobrze. Dawała mu znaki za każdym razem. Zazwyczaj były to drobiazgi, ale czasami były jasne i bezpośrednie komunikaty. Powiedziała mu raz:

– Śniłeś mi się!

Podziwiał jej odwagę! Nie skomentował tego absolutnie. Odebrała to tak, że może dalej sen opowiadać, więc dodała:

– Byliśmy w samochodzie i dziwnie na mnie patrzyłeś! Wyciągnąłeś rękę i zacząłeś mnie głaskać po policzku, pochylając się…

Zestresowany uważał, że to już zaszło za daleko, dlatego z uśmiechem jej przerwał:

– OK, OK, dalej sobie dokończę.

A żeby jej nie rozczarować, to wciąż patrzył jej w oczy pełnym namiętności wzrokiem.

Nigdy nie przekładała ani nie odwołała żadnych lekcji i umówionych spotkań w sprawie projektowania pozostałych pokoi. Nie dopuściłaby do tego w żadnym wypadku.

Któregoś dnia wszedł do ich domu i skierował się prosto do pokoju pierwszego dziecka. Był co prawda zdziwiony, bo zawsze wszyscy czekali w holu. Nawet jej mąż – Valdemar – zawsze podawał mu rękę. A tu cisza.

Tylko on i ona.

– Dzieci pojechały na wycieczkę szkolną – wyjaśniła ich nieobecność w domu.

– Rozumiem – odpowiedział i czekał na dalsze wyjaśnienia, po co w takim razie miał tutaj przyjść.

– Eryk ma pojutrze test i pomyślałam, że wytłumaczysz mi ułamki. Gdy wróci, to mu pomogę.

– Oczywiście. Jasne. To nie są jeszcze ułamki, to jest taki wstęp do ułamków. Za wcześnie na ich dodawanie i odejmowanie. Eryk będzie to miał chyba w następnej klasie, a może nawet za dwa lata. Już nie pamiętam, w której są klasie… Nie ma problemu, szybko zrozumiesz – powiedział z pewnością.

Oczywiste było, że ułamki nie były powodem jego obecności w tym domu. Co zaraz się wyklarowało. Liliana znała ułamki nie gorzej niż on. Tematem był Valdemar.

Wcześniej już rozpoznał te chwyty: miały dać mu do zrozumienia niezadowolenie Liliany z życia i pożycia małżeńskiego, żeby przenieść relację na kolejny etap intymności. Znał tę mechanikę działania zarówno z doświadczenia, jak i książek o psychologii. Otóż: kobieta przeważnie na partnera poszukiwała kogoś podobnego do swojego ojca, a kogoś przeciwnego do niego na kochanka. Kalan był spokojny, mówił cichym, opanowanym głosem, nie sposób było wyprowadzić go z równowagi, a do tego był ciemnej karnacji i miał gęste, czarne loczki. Valdemar był głośny i impulsywny, a gdy trzeba było, to i nawet agresywny, do tego z przerzedzonymi włosami – prawie rudymi. Także Kalan był książkowym kochankiem dla Liliany.

– Wszystkiego, czego mi potrzeba, to odrobiny czułości. Czy to tak wiele? – Liliana narzekała na brak intymności w związku.

– Musicie pogadać. Tylko szczera rozmowa i dojście do kompromisu mogą sprawić, że małżeństwo przetrwa – doradził.

– Nie da się z nim rozmawiać. Zawsze omija takie tematy – powiedziała cichym głosem, jakby z obawą, że Valdemar był w pobliżu i że mógłby ją usłyszeć.

– Gdybyś to zrobiła z innym facetem, to byś się popłakała z wyrzutów sumienia. Żałowałabyś tego do końca życia. Nie jest łatwo robić takie rzeczy – skomentował stanowczo.

– Wydaje ci się, bo mnie nie znasz od tej strony – odparła z miną, która miała zachęcić Kalana do niej.

Jemu nie trzeba było nic więcej, bo już na podstawie tychże zeznań, miał jasny obraz, ale ciągnął ją za język.

– Czyli, ma się rozumieć, już to zrobiłaś?

– Tak.

– Dawno? – zapytał, zaciekawiony.

– Zależy od tego, co rozumiesz przez „dawno”. Miałam „kolegę” przez jakiś czas.

Tolerował prawie wszystko, ale nie akceptował zdrady. Pochodził z dobrego domu. Miał wzór do naśladowania: miał rodziców, którzy kochali się przez kilkadziesiąt lat – tak naprawdę aż do grobowej deski.

To był największy błąd, jaki Liliana mogła popełnić. Takie coś odpychało Kalana. Gdyby wiedziała, że w jego uszach pozostało echo jej słów, zakleiłaby usta taśmą na parę dni w pokucie. To przekreślało każdą kobietę. Ogólnie zdrada partnerska wzbudzała w nim odrazę, czuł obrzydzenie na samą myśl o tym.

Zawsze marzył o dziewczynie z nieskazitelną przeszłością. Posunął się tak daleko w swoich marzeniach, że pragnął dziewczyny, która nawet z nikim przed nim się nie całowała. Chciał zawsze być pierwszym i ostatnim. Nic dziwnego. Trzymał się zasad wyniesionych z domu.

– Jak się zakończył ten romans? – zapytał z czystej ciekawości.

– Gdy Victor się urodził, zajęłam się dzieckiem. Romans odszedł w zapomnienie.

– Bez konsekwencji? – zapytał zdziwiony.

– To nie było nic takiego. Romans jak romans.

– A zasady?

– Zasady są po to, żeby je łamać – odparła niby zawstydzona, ale jej uśmiechem raczej był sztuczny.

– Ułamki są po to, żeby je uzasadnić. W moim przypadku – odpowiedział z uśmiechem. Chciał sprawdzić, czy zrozumiała.

– Teraz to wymyśliłeś? Nigdy przedtem tego nie słyszałam – skomentowała, pełna zachwytu przebiegłością Kalana.

– Przecież uczymy się ułamków – opowiedział dumie.

Mimo że nie był zainteresowany ani romansem, ani jakimkolwiek związkiem z Lilianą, dzisiejsza rozmowa go gnębiła. Nie potrafił zinterpretować tego uczucia. Być może był rozczarowany postępowaniem kobiety, która wydawała się być inna… A być może chodziło o ogólną frustrację płcią przeciwną?

Sen z tą jedyną wciąż go prześladował. Ta ze snu nie mogłaby taka być. Nawet nie dopuszczał do siebie takich myśli, że mogłaby być choć w najmniejszym stopniu podobna do Liliany. Kobieta z jego snów, kobieta marzeń – musiała być niewinna pod każdym względem.

PIERWSZE UCZUCIE

Liliana nagminnie wykorzystywała każdy moment, aby być w pobliżu Kalana. Kawę i herbatę proponowała kilka razy. Często częstowała go obiadem. Mąż nie był tymi pomysłami zachwycony. Często okazywał niezadowolenie, co od razu dało się to zauważyć. Dlatego Kalan często odmawiał posiłków. Raz nawet powiedział jej wprost, że zjadłby za każdym razem, bo jej jedzenie jest przepyszne, ale nie chciał stawiać jej w trudnych sytuacjach. Rozmowa przy kawie po każdej lekcji stała się tradycją.

Któregoś razu okazało się, że starszy syn zostawił w szkole ważne przebranie na kolejne zajęcia sportowe. Męża Liliany nie obchodziły takie sprawy, nie zamierzał po to pojechać. Valdemar uważał, że zrobił swoje w pracy, więc po powrocie do domu wylegiwał się bezczynnie. Piwo i nogi na stole, goły tors…

Strasznie przejęła się tym, że będzie musiała pojechać do szkoły, bo to oznaczało, że opuści kawę z ukochanym. Nie mogła się z tym pogodzić. To były dla niej odjęte z życia najważniejsze chwile… Dostała ataku, miała tiki nie do opisania, aż w końcu wybuchła płaczem.

Valdemar obserwował ją niewzruszony, za to Kalanowi pękało serce. Był jednak bezradny, nic nie mógł zrobić. Patrzył na nią wzrokiem pełnym politowania. Miał ochotę ją przytulić. Miał ochotę z nią pojechać. Miał ochotę przywalić Valdemarowi. Oczywiście nie zrobił żadnej z tych rzeczy – nie mógł aż tak ingerować w ich życie osobiste. Poczekał, aż wsiadła do auta, po czym pojechał za nią, aby mogła go zobaczyć. To wszystko, co mógł dla niej zrobić. Na którymś skrzyżowaniu drogi im się rozjechały. Deszcz padał niemiłosiernie.

Wzruszony zaistniałą sytuacją, zatrzymał się pod jakimś sklepem. Myślał o Lilianie pokrzywdzonej przez los. Im bliżej ich poznawał, tym bardziej ją rozumiał. Widział jej krzywdę. Nic dziwnego, że opisała męża jako zimnego, nie wyrażającego żadnych emocji. To już dało się zauważyć. Poza tym, kobieta szczęśliwa w związku nie rozglądałaby się za żadnym mężczyzną. Nieważne, jak bardzo byłby przystojny. Nieważne, jaki miałby status społeczny. A już w życiu poznał trochę takich, które nie były zainteresowane ani nim, ani nikim innym. Były szczęśliwymi matkami i szczęśliwymi żonami.

Jego myśli przerwał telefon od Liliany, co bardzo go ucieszyło, ponieważ absolutnie się go nie spodziewał.

– Lepiej się czujesz? – zapytał pierwszy, współczującym głosem.

– Trochę mi przeszło, ale nie całkiem – odpowiedziała, oczekując więcej współczucia.

– Czasami takie rzeczy się zdarzają przy dzieciach – pocieszał ją.

– Oj, nie tylko czasami, a często. Nieraz mam dosyć – narzekała.

– Rozumiem cię doskonale. Szkoda mi ciebie strasznie.

– Aż tak? – zapytała z ciekawości.

– Ty siebie nie widziałaś…

– Co pomyślałeś? – zapytała. Czuła radość z powodu zainteresowania wybrańca.

– Nie wiem, czy mogę powiedzieć – odparł tajemniczo.

– Śmiało! Dawaj. Przecież trochę się znamy! – zachęcała go, ciekawa jego postawy.

– Miałem ochotę cię przytulić. Czułem silną potrzebę… Albo raczej było to poczucie obowiązku i odpowiedzialności – odparł, dając jej odrobinę satysfakcji.

– Och, jak miło! Trzeba było! Nie miałabym nic przeciwko! – powiedziała poważnie.

– Co ty gadasz? Nie mogłem.

– Trzeba było. Na pewno bym poczuła się lepiej.

– Skutki byłyby negatywne. Zapewniam.

– Wiem, wiem. Znając męża, kozaczyłby.

– Pomyśl, że to zrobiłem – odparł, dając jej pomarzyć.

– I bez twojego pozwolenia codziennie o tym myślę – odparła poważnie i odważnie, jednocześnie potwierdzając, że marzyła o nim.

– Nie zawstydzaj mnie. Proszę – odparł onieśmielony.

– Żartowałam. A może nie?

– Nikt ci nie zabroni. W myślach można wszystko zrobić. Póki co! – powiedział, zachęcając ją do marzeń.

– Dobre i tyle. Już jestem pod domem. Do zobaczenia, Kalanie! – rzuciła, usatysfakcjonowana, i dalej marzyła o przytuleniu Kalana.

– Do zobaczenia! – odpowiedział spokojniejszy.

Związek Liliany i Valdemara daleki był od ideału. Valdemar zachowywał się tak, jakby miał tylko jeden obowiązek – swoją pracę, którą przy okazji uwielbiał. Natomiast obowiązki małżeńskie i rodzicielskie zdawały się dla niego nie istnieć. Dla takich zbędnych rzeczy nie było miejsca w jego kalendarzu. Żona była zaniedbana emocjonalnie, a dzieci traktował wręcz jako zło konieczne. Liliana miała na głowie całą resztę – łącznie z pracą z nim. W ich pracy były rzeczy, które tylko ona umiała wykonywać, a Valdemar nie miał o tym zielonego pojęcia. Liliana zajmowała się dziećmi, a także ich obowiązkami szkolnymi i poza szkolnymi – a tego było dużo. Miała pomoc w domu przy gotowaniu, praniu czy prasowaniu, ale tak naprawdę i tak musiała wszystko zorganizować. Była perfekcjonistką. Wszystko zawsze musiało było dopięte na ostatni guzik.

Dzieci stały murem za matką. Często dzwoniły, gdy zostawały same z ojcem, by na niego ponarzekać: „Mamo, zrób coś z tatą!” – ojciec traktował je bardziej jak konkurencję niż swoje dzieci.

CEL UŚWIĘCA BŁĘDY

Mijały dni, a potem miesiące. Kalan wciąż stawiał opór. W końcu miał doświadczenie w takich sytuacjach. Zawsze trzymał się z daleka od związków niemających racji bytu. Nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, aby mieć jakikolwiek romans czy bliższy kontakt z kobietą w partnerskim związku. To mu zawsze wychodziło bez większych starań.

Z kolei Liliana nie przestawała dawać mu coraz bardziej bezpośrednich znaków, choć czasami już brakło jej pomysłów. Zachęcała go do siebie, czym tylko się dało. Często sama nie wiedziała, co powiedzieć, aby bardziej zainteresować go sobą – nawet w minimalnym stopniu. Chciała go mieć, choćby tylko jego skrawek. Niekiedy przynosiło to odwrotne skutki, bo wręcz go odpychała. Przesadzała. Raz zapytał jej bezpośrednio: „po co ci takie relacje? Każdy gardzi takimi związkami”. Wtedy mu odpowiedziała, że musi mieć takie romansiki, aby podtrzymywać swoje małżeństwo. To nie był chwalebny powód według niego. Brzmiało to tak, jakby Kalan miał być tylko narzędziem do podpierania czegoś, co miało się zaraz zawalić.

PIERWSZY PREZENT

To było ich pierwsze Boże Narodzenie, odkąd się poznali.

Dla niego był to zwyczajny dzień. Wszedł do domu Liliany i wtedy spostrzegł leżący na stole świątecznie zapakowany prezent. Zerkał na niego mimowolnie, co jednak dało się zauważyć.

– To dla ciebie – powiedziała nieśmiało Liliana z opuszczonym wzrokiem.

– Jak to? Zawstydzasz mnie… Ja nic dla ciebie nie mam. Nie mogę przyjąć prezentu. Przepraszam cię najmocniej! – odpowiedział, odrzucając podarunek.

– Masz – odparła z uśmiechem. – I to dużo masz…

– Nie mam. Nie śmiałbym dać ci niczego, choćbym bardzo chciał. Nie chcę wzbudzać zazdrości w Valdemarze – odparł, łagodząc odrzucenie pomysłu.

– Masz siebie. To mi w zupełności wystarcza – odparła, mówiąc prawdę.

– Nie przesadzajmy. Ja tobie chyba nawet nie złożyłem życzeń na urodziny.

– Złożyłbyś. Wiem. Ale jesteś ostrożny. Nawet to mi się w tobie podoba.

Nie miał zamiaru sprawić jej przykrości, więc zabrał prezent i jej podziękował. Gdy otworzył go w domu, doznał szoku. Okazało się, że był to najnowszy program do projektowania graficznego. Zawsze był na bieżąco ze wszystkimi tego typu nowinkami technologicznymi, więc zdawał sobie sprawę, że akurat ten program był dostępny na rynku dopiero od kilku dni. Nawet miał w planach go kupić. A tu proszę! Kobieta, która nie wykorzystywała nawet paru procent możliwości swojego smartfonu, wiedziała o takim programie… Musiało jej bardzo zależeć na tym, aby go oczarować. Pewnie sięgnęła po radę fachowców. Ten program kosztował prawie miesięczną pensję zwykłego pracownika.

Liliana wprawiła go w osłupienie. Zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo była zaangażowana. Nie wiedział, co zrobić. Co jej powiedzieć? Czuł silną potrzebę, aby do niej zadzwonić i znów podziękować. Na pewno poczułaby się lepiej. Nie zrobił tego tylko dlatego, że wolał pozostać ostrożny.

Jak jej się odwdzięczyć? Zawsze to on dawał, nie oczekując na rewanż z czyjeś strony. Nie lubił pozostać dłużny, dlatego też nikomu na to nie pozwalał. Zaczął się zastanawiać, kiedy będzie mógł się jej zrewanżować. Najbliższą okazją będą dopiero jej urodziny.

Postanowił, że cierpliwie poczeka.

KOLEJNE KROKI ZAUROCZONEJ

Klientów miał wyłącznie z polecenia. Zdobywał ich tak zwaną drogą pantoflową, nie reklamował się nigdzie. Nawet nie miał własnej strony internetowej. Często jednak odmawiał nowym klientom i to z kilku powodów: cenił sobie komfort i wygodę. Nie cierpiał pośpiechu. Pośpiech i korki uliczne były jego jedynymi wrogami. Nieraz odmawiał klientom, do których droga zawsze była zakorkowana, w obawie przed tym, że stale by się spóźniał.

Któregoś dnia Liliana przyszła po lekcjach i powiedziała:

– Mam dla ciebie klientkę.

Było widać, że jest dumna z siebie. Sprawdzała jego reakcję.

– Miło mi. Dziękuję ci bardzo! Gdzie mieszka?

– Jakieś siedemnaście kilometrów ode mnie.

– Nie ma tragedii. Dziękuję ci bardzo – odparł wdzięcznie.

– Będziesz zadowolony – powiedziała zdecydowanie.

– Skąd ta pewność?

– Znam Amandę odkąd nasze dzieci były razem w żłobku.

– To faktycznie dość długo.

– Czy mogę podać jej twój numer?

– Oczywiście. Ślicznie, jeszcze raz, dziękuję. Doceniam to.

– Będziesz tam miał bardzo dużo pracy.

– Aż tak?

– Ma ogromny dom. Sześćset pięćdziesiąt metrów kwadratowych.

– To faktycznie dużo – odparł z podziwem.

ŁASY VALDEMAR

Valdemar przyłączył się do rozmowy.

– Dla mnie będzie prowizja – powiedział z chciwym uśmieszkiem i sepleniącym akcentem.

Projektant miał zniesmaczoną minę. Nigdy nie miał podobnej sytuacji. Chciwość i skąpstwo były mu obce. Temat pieniędzy nie był jego ulubionym tematem.

– Liliana, rozmyśliłem się – rzucił po chwili. – Nie podawaj mojego numeru.

Lilianie było głupio przez pazerne zachowanie jej męża. Zresztą, jak zawsze. Często stawiał ją w takich krępujących sytuacjach.

Odwróciła się do niego, zawstydzona.

– Musisz wszystko zawsze schrzanić. Zawsze ci mało! – wyrzuciła mężowi, nie kryjąc pogardy w głosie.

Valdemar dalej miał ten sam uśmieszek. Kalan Słusznie zauważył, że Liliana była mocno zaangażowana potencjalną współpracą Amandy z nim.

Liliana przede wszystkim chciała pochwalić się przyjaciółce wybrańcem.

Kalan nie chciał jej zawieść. Nie chciał, żeby była rozczarowana. A teraz patrzył, jak miała smutną minę…

Czym prędzej zmienił zdanie i pospieszył się na jej ratunek:

– Albo jednak podaj jej mój numer. Przepraszam cię, za pochopnie zareagowałem. Wybacz!

Jej twarz się rozjaśniała. Brakowało tylko tego, żeby w podzięce wskoczyła mu w ramiona. Myślami pewnie to uczyniła.

Valdemar, nie zważając na wcześniejszą ostrą reprymendę żony, nie rezygnując z okazji, powiedział:

– Wypiję za udaną transakcję.

– To już masz jak w banku – odpowiedział Kalan, by zakończyć niemiły temat.

Lilianie było już lepiej i nie przejmowała się żałosnym zachowaniem męża.

WRÓŻBA

Z czasem stali się bardzo bliskimi przyjaciółmi. Twardziel powoli zaczął wymiękać, gdyż wielbicielka się nie poddawała.

Poszła nawet do wróżki w jego sprawie.

– Wróżka powiedziała, że wokół ciebie jest dużo kobiet – oznajmiła pełna wiary w to, co mówiła.

– Teraz nagle wierzysz wróżkom? Przecież już o tym rozmawialiśmy. Twierdziłaś, że kategorycznie nie ufasz takim ludziom – odpowiedział rozczarowany.

– Powiedziała, że jesteś dobrym psychologiem – dodała, udając, że nie usłyszała tego, co powiedział.

Zauważył jej zaangażowanie i już nie chciał dyskutować. Taki właśnie był. Nigdy z nikim się nie spierał. Gdy nie udawało mu się kogoś przekonać do swoich argumentów, to wspierał argumenty rozmówcy i mu przytakiwał. To był jego sposób na uniknięcie wszelkich nieporozumień i niedogodności. Każdy zawsze usłyszał to, co jego uszy chciały usłyszeć. Dzięki temu z każdej dyskusji wychodził bez szwanku.

Skrycie jednak był uparty i nikomu nigdy nie udało się go do niczego przekonać. Słuchał rad innych uważnie, ale nie podążał za nimi, choć czasami zdawały się słuszne i spójne. Słuchał tylko głosu serca i jak dotąd nie przejechał się na nim, a wręcz przeciwnie. Uważał, że gdybym posłuchał rad innych, to bym teraz mocno żałował.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij