- nowość
- promocja
- W empik go
Miałeś już nigdy nie wrócić - ebook
Miałeś już nigdy nie wrócić - ebook
Czy tajemnice, które skrywają, pozwolą miłości rozpalić się na nowo?
Jeszcze piętnaście lat temu Amelia była przekonana, że jej życie się skończyło. Kuba, którego kochała całym sercem, odszedł bez słowa pożegnania. Gdy niedługo po burzliwym rozstaniu poznała Michała, zaczęła wierzyć, że wszystko się jakoś poukłada. Tak też się stało. Wyszła za niego, wychowywali razem wspaniałego syna. Rozwijała się zawodowo. Wszystko wskazywało na to, że udało się jej odzyskać szczęście.
Ale Kuba, duch przeszłości, nie pozwoli o sobie zapomnieć. Wkrótce okaże się, że powody jego zniknięcia były bardziej skomplikowane, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Amelia również skrywa tajemnicę, której ujawnienie mogłoby wywołać tornado w życiu najbliższych jej osób. Czy będą potrafili otworzyć się przed sobą raz jeszcze i zaufać sile miłości?
Zwolniłam ruchy, a moje oczy znowu się przymknęły, gdy zapach uzależniających mnie perfum zintensyfikował się w powietrzu. Tym razem nie miałam w sobie tyle siły. Wyobraziłam sobie znowu te ciemne oczy, które patrzyły na mnie ostatniej wspólnej nocy. Woda przestała lecieć z kranu, a ja oparłam się o blat i powoli uniosłam powieki, bo przecież musiałam wrócić do pracy.
Spojrzałam w lustro i poczułam napływającą do gardła żółć. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek czułam się tak źle jak wtedy. Mrugnęłam kilkukrotnie, zastanawiając się, czy na pewno nie oszalałam.
– Wróciłem… – Głęboki głos, który tak doskonale znałam, wybrzmiał wyraźnie tuż obok mnie.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-380-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Odsunęłam jego twarz od mojej szyi i zerknęłam w ciemnobrązowe oczy, których magnetyzm rozkochał mnie w sobie już na samym początku znajomości. Stało się to już wtedy, gdy po raz pierwszy przysiadł się do mnie na korytarzu i zapytał, czy dam mu ściągnąć zadanie z matmy.
Jęknęłam, gdy fizyczna przyjemność połączyła się ze świadomością, że jestem jego.
Pragnęłam go od dawna i jeszcze godzinę wcześniej nie miałam pojęcia, że wydarzy się coś, co już na zawsze mnie zmieni. Nie miałam pojęcia, jaki to niesie za sobą ciężar, a mimo to czułam się najszczęśliwsza na Ziemi.
Byliśmy parą od dwóch lat. Kuba odwiedził mnie pod wieczór, zresztą spotykaliśmy się w ten sposób niemal codziennie. Oglądaliśmy film na moim komputerze, a potem zazwyczaj Kuba wracał do siebie. Tym razem jednak było inaczej. Moi rodzice zapukali do drzwi i poinformowali nas, że wychodzą na urodziny do swoich znajomych. Kiwnęłam głową i poczułam napięcie w brzuchu, którego do tej pory nie znałam. Wcześniej unikałam tematu, ale od jakiegoś czasu czułam się gotowa. Mój oddech się pogłębił i nie wiedziałam, czy nie dopada mnie po prostu panika. Ale dlaczego? Przecież tak naprawdę nic się jeszcze nie stało.
_Po co się nakręcać? Poza tym jeśli nie będę czegoś chciała, to on nie zrobi niczego przeciwko mnie_.
Wątpliwości atakowały mnie z każdej strony.
Tylko że ja tego chciałam…
A on o tym wiedział.
Gdy usłyszeliśmy warkot silnika samochodu, który po kilku sekundach zaczął się oddalać, Kuba położył dwa palce na mojej brodzie i mnie do siebie obrócił. Nie zrobił nic więcej, po prostu patrzył mi w oczy, jakby chciał z nich coś wyczytać. Zawsze twierdził, że jestem dla niego jak zakazana księga, ale moje oczy często zdradzały mu najciekawsze fragmenty. Był inny niż wszyscy chłopcy w jego wieku. Był dojrzalszy. Pełen jakiegoś niezrozumiałego mroku, jakby coś go uwierało od środka. Okrutnie przystojny. I mój.
Oczywiście, że nie chciałam się dłużej hamować. Nie chodziło o to, że byłam jedyną dziewczyną w grupce, która nigdy tego nie robiła, bo to miałam gdzieś. Po prostu byłam gotowa na niego.
Tak mi się przynajmniej wydawało.
Kuba nachylił się, by wpić się w moje usta, i już wtedy wiedziałam, że ten pocałunek smakuje inaczej. On jest obietnicą.
Światło ekranu padało na jego piękne ciało i nie potrzebowałam już nic więcej, by dołączyć do tego tańca. Pozwoliłam mu zdjąć z siebie sukienkę i bieliznę, a potem oddałam mu się w pełni. I to było tak piękne, że aż nierealne… A moje obawy okazały się słuszne.
I tak o to doszliśmy do momentu, w którym patrzyłam w oczy chłopaka, któremu podarowałam potwornie ważną część siebie, i gdybym tylko wiedziała, że widzę te oczy ostatni raz, na pewno nie puściłabym jego ręki tak szybko…
Uśmiechałam się, gdy zaczął się ubierać, a wtedy ktoś zatrąbił pod oknem. Kuba w samych spodniach podszedł do szyby.
– Kto to? – zapytałam sennie. Dopadł mnie cudowny błogostan, o którym do tej pory czytałam tylko w romansach podkradanych matce.
– Nie wiem. Chyba mój ojciec. Pójdę sprawdzić, czego chce.
– Okej. A potem wróć, zamówię pizzę, bo umieram z głodu.
– Jasne.
Nachylił się, pocałował mnie i wyszedł z mojego domu. Dotarł do mnie dźwięk odjeżdżającego samochodu i coś przestało mi pasować.
Zapanowała przeciągła i nieznośna cisza, którą od tamtej pory zaczęłam nienawidzić.
Ubrałam się i zeszłam na dół, by odszukać Kubę, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Otworzyłam drzwi na zewnątrz. Pusto. Zamknęłam się od środka i weszłam do kuchni. Już wtedy dopadł mnie niepokój, ale nadal wierzyłam, że on wróci.
Ale… on nie wrócił.
*
Następnego dnia z samego rana pobiegłam do jego domu i zapukałam, nie zważając na to, że jest jeszcze dość wcześnie. Drzwi otworzyła mi jego mama.
– Amelio, co ty tu robisz o takiej godzinie? – zapytała rozespanym głosem i owinęła się ciaśniej podomką. Było lato, ale poranki były rześkie.
– Pani Mario, przepraszam. Kuba jest w domu?
– Nie ma go, skarbie – odpowiedziała spokojnie, ale na jej twarzy dostrzegłam pewne napięcie.
– A gdzie on jest? Wczoraj wyszedł ode mnie bez słowa. Chciałabym z nim coś wyjaśnić.
Kobieta wyprostowała się i wbiła wzrok w ścianę. Od początku nie podobało mi się to, co się działo, ale w tej chwili zaczęłam być przerażona.
– Wszystko z nim w porządku? Proszę mi powiedzieć. – Głos mi zadrżał.
– Jakub wyjechał.
– Dokąd?
– Do Stanów.
– Do Stanów? – Roześmiałam się. – To jakiś kiepski żart?
– Może wejdziesz? – Otworzyła szerzej drzwi, ale ja tylko zrobiłam krok wstecz.
– Dlaczego wyjechał do Stanów? Kiedy wróci?
– Nie mówił ci, że brał udział w loterii wizowej? – zapytała. Zacisnęłam usta i na moment przestałam oddychać. Pokręciłam głową. – Dostał zieloną kartę, kochanie. On nie wróci…
_On nie wróci…_ Obróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie tak szybko, jak tylko byłam w stanie. Od razu ukryłam się w swoim pokoju i pozwoliłam, by opanowała mnie rozpacz, której źródła nie umiałam zrozumieć.
_On nie wróci_… Te słowa wciąż dudniły mi w uszach. Wyjechał bez pożegnania. Wyszedł ode mnie na chwilę…
– Kurwa!!! – wrzasnęłam i zaczęłam demolować swój pokój.
Nawet nie wiem, kiedy mój tata wbiegł do środka i wziął mnie w ramiona. Usiadł przy mnie na podłodze i próbował mnie trzymać, gdy rozpadałam się na kawałki.
Kochałam Kubę. Boże, jak ja go kochałam…
Czy z tak silnej miłości można się wyleczyć?ROZDZIAŁ 1
Amelia
Piętnaście lat później
Odłożyłam telefon na stolik kawowy i westchnęłam ze zrezygnowaniem. Bycie rodzicem nastolatka to nie lada wyczyn. Zignorowałam zaskoczone spojrzenie mojego męża, który rozsiadł się w fotelu obok, a potem wybrałam numer do przyjaciółki.
– Cześć, Amelia, co tam? – usłyszałam po drugiej stronie.
– Czy to prawda, że twój syn zaprosił mojego Adasia na noc?
– Tak! To jakiś ich poranny pomysł. Jeśli ma ochotę, a ty się zgadzasz, to zapraszamy.
– Dam ci jeszcze znać, Oliwka. Dzięki! – odpowiedziałam i się rozłączyłam.
– Co się dzieje? – zapytał Michał i odłożył tablet na stolik. – Coś z Adamem?
– Zadzwonił do mnie, że mam po niego przyjechać do dziadków, bo on chce spać u Antka.
– Kurwa, Amelia, on ma prawie czternaście lat, a zaczyna sobie robić z nami, co chce. – Wstał. – Pojadę po niego i przytargam go do domu.
– Przestań. – Złapałam go za nadgarstek. – Wchodzi w trudny czas.
– Chyba trochę za szybko na takie bunty, co?
– Nie wiem. Wydaje mi się, że to normalne. Poza tym biologia to nie matematyka. Jako jego ojciec powinieneś go raczej wspierać, a nie atakować. Ja pojadę, wrócimy do domu i z nim porozmawiamy.
– Jak zwykle go rozpuszczasz, Amelia. Później wejdzie ci na głowę i dopiero będziemy mieli problem.
Przymknęłam oczy i wypuściłam z siebie powietrze. Mojemu mężowi brakowało cierpliwości. Irytowało mnie, że wszystko chciałby załatwić siłą, szantażem i nerwami. Podeszłam do kuchni, gdzie z blatu zdjęłam torebkę i kluczyki do samochodu.
– Ja jadę. Do później – wyrzuciłam z siebie, ale Michał zdawał się w ogóle nie zwracać na mnie uwagi. Wlepił wzrok w ekran telewizora i odpłynął.
Od jakiegoś czasu było to normą, a ja tylko trenowałam swoje opanowanie, które przydawało się znacznie częściej. Wściekałam się na siebie za to, że w mojej głowie coraz częściej brzęczało słowo „przyzwyczajenie”.
Pod dom moich rodziców podjechałam niecałe dwadzieścia minut później. Uśmiechnęłam się na widok taty, który kozłował piłkę, a potem wrzucił ją do kosza. Adaś przyglądał się temu bezradnie.
– Z byłym koszykarzem chcesz wygrać? – zapytałam syna ze śmiechem, gdy stanęłam obok nich w ogrodzie. Mój tata swego czasu grał w jednej z najlepszych lig koszykarskich w Polsce.
– Hej, mama! – Synek podszedł do mnie i dał mi szybkiego buziaka. – Dziadek szkoli mistrza. Zobaczysz, że kiedyś go pokonam.
– Na pewno tak będzie. – Poklepałam go po plecach.
Nachyliłam się do taty, by z nim również się przywitać.
– Michał nie chciał przyjechać?
– Wiesz, jak jest. Dużo pracy.
Mój tata kiwnął porozumiewawczo, ale nic nie odpowiedział. Sam wiele lat był sportowcem i chwil dla rodziny miał jak na lekarstwo, ale zawsze powtarzał, że straconego czasu z bliskimi nie da się nadrobić. Irytowało go podejście Michała do wielu spraw, ale tak już było i niewiele mogłam zmienić. Chyba wszyscy zdążyli przywyknąć.
– Ty też pracujesz w tej samej branży, a jakoś szanujesz priorytety – wtrąciła mama, która nawet nie wiem kiedy wyszła na taras z tacą ciasta.
– Tego chyba nie powinno się porównywać. Michał jest dyrektorem w swojej firmie, więc ma więcej na głowie.
Mama prychnęła, ale udałam, że tego nie słyszę.
– A właśnie, a jak sprawa z tą amerykańską firmą? – dopytał ojciec.
– Chyba się udało i dojdzie do fuzji. Długo nad tym pracowaliśmy. Ponoć jeden z projektów, przy którym brałam czynny udział, zrobił wrażenie na zarządzie.
– Zdolniacha.
Mrugnęłam do niego z lekkim uśmiechem. Zawsze we mnie wierzył.
– To dla was dobrze, prawda? – spytała mama.
– Zdecydowanie! Poszerzymy rynek, nabierzemy doświadczenia. Istnieje spora szansa, że niedługo będziemy mieli zaplanowanych zleceń na rok do przodu!
– Super, córeczko.
Adaś wybiegł do nas i od razu chwycił za kawałek jabłecznika.
– I co, zabierzesz mnie do Antka?
– O tym musimy porozmawiać. Nie możesz do mnie dzwonić i wykrzykiwać, że ty chcesz to czy tamto.
– Ale maaaamo… – Adaś spuścił głowę i mimo swojego wieku nadal próbował zagrać na moich emocjach podkówką na twarzy.
– Chodzi o zasady. Tata bardzo się zdenerwował, że zaczynasz się tak do nas odzywać.
– Tacie to nic nie pasuje – odpowiedział Adaś. Uniosłam brwi, gdy wstał od stołu i ruszył do domu. – Nieważne. Zostanę u dziadków.
– Są wakacje, nie możesz ich całych tu spędzić! – krzyknęłam za nim, ale już mnie raczej nie słyszał. Przeklęłam pod nosem. – Michał będzie wściekły, że nie przywiozę go do domu. Nie podoba mi się, że tracę nad nim kontrolę.
– Ja nie chcę się wtrącać… – Mama zaczęła, a ja spojrzałam na nią bez emocji. – Ale może lepiej go tu zostaw, jeśli chce. Po pierwsze, odpoczniecie trochę z Michałem i spędzicie razem czas. Po drugie, i tak byś mi go rano przywiozła, a tak to chłopak pośpi do południa. A po trzecie, sama jeździłaś na wakacje do dziadków z uporem maniaka.
Zaśmiałam się i wzięłam dzbanek, by nalać nam kawy.
– Być może masz rację. Nie chce mi się z nim teraz walczyć, zwłaszcza że gdy teraz postawię na swoim, to niczego nie zmienię. Nie przeszkadza mi, że u was jest. Jeśli Michał ma z tym problem, to niech wsadzi tyłek w auto i tu przyjedzie.
– Życie. – Mama wzruszyła ramionami.
Pozwoliłam rodzicom, by przez najbliższą godzinę opowiadali mi o swoich wiejskich atrakcjach. Należeli do niewielkiego klubiku seniorów i mieli tak zaplanowany grafik, że dziwiłam się, że Adaś jeszcze może u nich przebywać. Patrzyłam na nich i powątpiewałam, że w ich wieku ja też będę miała tyle energii. Tak czy inaczej, świetnie się to obserwowało.
W końcu zrobiło się późno. Adaś leżał w łóżku już wykąpany i oglądał jakiś film, więc wróciłam do domu, w którym Michał siedział zamknięty w swoim gabinecie, co zauważyłam, parkując na podjeździe. Weszłam do środka, zsunęłam ze stóp szpilki i z ulgą postawiłam stopy na chłodnym gresie. Skierowałam się do sypialni, gdzie zdjęłam koszulę i spódnicę. W samej bieliźnie przeszłam do łazienki, zdecydowałam się na szybki prysznic. Dotarło do mnie, że chciałabym dobrze wykorzystać wolny wieczór, więc owinęłam się ręcznikiem i z przyklejonym do twarzy zadziornym uśmiechem zapukałam do gabinetu mojego męża. Mruknął pod nosem, że mogę wejść, a gdy mnie zobaczył, kiwnął głową i po prostu wrócił do pracy.
– Ja już jadłem kolację – stwierdził, jakbym o to pytała.
I pewnie normalnie bym zapytała. Cholerna rutyna.
Uniosłam brew, czując napływającą irytację.
– Jasne – odpowiedziałam sarkastycznie, czego nawet nie zauważył.
– Adam już śpi?
– Został u moich rodziców – odpowiedziałam spokojnie, ale Michał tylko pokręcił głową z szyderczym uśmiechem. – Masz z tym jakiś problem?
– Nie, no skądże – burknął, a ja założyłam ręce na piersi i podeszłam do niego bliżej.
– Jeśli nie podoba ci się, jak wychowuję Adama, to proponuję, żebyś zaangażował się nieco intensywniej. Póki co siedzisz tu sam całymi dniami i biadolisz, że coś ci nie pasuje.
Westchnęłam, widząc jego zaskoczony wyraz twarzy, i wyszłam na korytarz. Nieco wymownie trzasnęłam drzwiami i wróciłam do sypialni, by się ubrać. W garderobie zrzuciłam ręcznik i stanęłam przed lustrem. Odgarnęłam włosy na jeden bok i przesunęłam dłońmi po krzywiznach swojego ciała. Nadal się sobie podobałam, chociaż miałam świadomość swoich wad. Michał przestał zwracać na mnie uwagę już jakiś czas temu, jednak byłam przekonana, że nie z mojej winy. Nasze małżeństwo z jakiegoś powodu odbiegało od idealnych standardów. Niestety z czasem robiło się tylko gorzej. Byłam wściekła, że mnie nie widzi, ale nie zamierzałam żebrać w ten sposób o uczucie.
Znowu byłam wściekła, że przez palce uciekają mi najlepsze lata mojego życia. Wskoczyłam do łóżka z kieliszkiem wina i włączyłam sobie komedię romantyczną. Powinnam teraz mieć dobry seks ze swoim facetem, a zamiast tego spędzałam czas jak nudna singielka.
Michał obudził mnie rano, gdy wstawał z łóżka. Jasne światło zza zasłony świadczyło o tym, że dopiero świta. Obróciłam się w stronę męża.
– Dlaczego tak szybko wychodzisz? – zapytałam, przesuwając ręką po jego części łóżka, jeszcze ciepłej. Nawet nie zauważyłam, kiedy w nocy przyszedł się do mnie położyć.
– Kochanie, na ósmą do pracy to jeżdżą pospolici pracownicy, a nie przełożeni.
Uniosłam się na przedramieniu i aż zamrugałam szybko. _Co to, do cholery, za tekst?_
Zrzuciłam z siebie kołdrę i leniwie wstałam. Skoro już mnie obudził i do tego podniósł mi ciśnienie w nieco inny sposób, niż preferowałam, nie miałam ochoty obserwować, jak król robotnic szykuje się do pracy. Stwierdziłam, że podziwianie go zostawię sobie na inną okazję.
– Nie obrażaj się, Amelio, ale taka jest prawda. Przychodzisz na ósmą, o szesnastej wychodzisz. Od twojej pracy nie zależy tak wiele jak od mojej.
Obserwował, jak naga podchodzę do krzesła, by zdjąć z niego swój szlafrok. W oczach Michała brakowało mi tego błysku pożądania. Coś nieprzyjemnie zakłuło mnie w podbrzuszu.
– Gówno wiesz, Michał – bąknęłam, gdy zniknęłam już w korytarzu. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy faktycznie ostatnio wyszłam z biura o szesnastej. Mój własny mąż coraz mniej wiedział na mój temat.
– To jest właśnie twój poziom dyskusji! – krzyknął za mną, bo chyba jednak mnie usłyszał, a ja tylko wcisnęłam przycisk w ekspresie do kawy i usiadłam przy wyspie kuchennej.
Jakim cudem miałam za męża takiego sztywniaka? Jak do tego doszło? Czy on zawsze taki był? Gdzie popełniłam błąd? Nie miałam siły się z nim znowu kłócić. Wkładałam maskę bierności zamiast o siebie zawalczyć.
Kochałam go, byłam o tym przekonana. Dał mi wspaniałego syna. Prowadziliśmy życie na przyzwoitym poziomie. W teorii nie miałam się do czego przyczepić, poza tym, że ostatnimi czasy traktował mnie jak współlokatorkę, i to taką, której chyba do końca nie lubił. Pomiędzy nami było dobrze, dopóki nie zbudowaliśmy sobie sami muru o nazwie praca. Nasze małżeństwo weszło w tryb, w który nigdy nie chciałam go wprowadzić. W obojętność.
Na szczęście zapach kawy od razu poprawił mi nastrój. Wysłałam SMS-a do Adasia, w którym napisałam, że go kocham i życzę mu miłego dnia z dziadkami, i zgrabnie wykorzystałam dużą powierzchnię domu, by już nie rozmawiać z Michałem. Gdy odjeżdżał do swojej arcyważnej pracy, właśnie wkładałam na siebie chabrowe spodnie i białą opiętą koszulę. Ciemne włosy rozpuściłam i rozczesałam palcami. Wczorajsze fale nadal ładnie się utrzymywały, więc nie ingerowałam za wiele. Całość dopełniłam delikatnym makijażem i szpilkami, a potem wyszłam do garażu, gdzie wsiadłam do swojego sportowego volvo. Na nos włożyłam okulary przeciwsłoneczne i w nieco lepszym humorze wyjechałam z domu. W biurze byłam przed ósmą. Uśmiechnęłam się na widok mojego dyrektora, który parkował obok mnie o tej samej godzinie w podziemnym garażu. Wysiadłam i oparłam się o auto.
– A co szef tak późno? – wypaliłam z dziarskim uśmiechem, a on jedynie uniósł brew. Przecież nie miał pojęcia o teorii mojego męża.
– A na którą miałem być? – Marek podniósł lewą rękę, by odsłonić zegarek, i znowu na mnie popatrzył.
– Mój mąż uważa, że szef przychodzi pierwszy i wychodzi ostatni. Inaczej jest spora szansa, że nie ma kontroli nad zespołem. – Puściłam mu oczko, dając tym samym do zrozumienia, że nie myślę podobnie.
– Coś takiego! Jakoś mu to nie pomaga, bo akcje jego firmy znowu spadły. Ten grajdołek się zawali szybciej, niż można się było tego spodziewać.
– Serio? – Założyłam ręce na piersi, gdy przeszliśmy parkingiem do wejścia, i z lekkim żalem odwróciłam wzrok. Wiedziałam, że mój mąż jest specyficzny, ale naprawdę wkładał całe serce w swoją firmę. – Nic mi nie powiedział.
– Bo pracujesz w konkurencji. Jeżeli nie stanie się coś, co ich z tego wyciągnie, to kiepsko to widzę. Brakuje im dobrych pracowników, a teraz jeszcze ta fuzja, która przeszła im koło nosa. – Stanowski wcisnął przycisk w windzie i na mnie spojrzał.
– Nie gadajmy o tym – poprosiłam.
– Otóż to. Najbardziej cieszę się z tego, że nam się udało. Świetnie dałaś sobie radę.
Był dość przystojnym mężczyzną, ale nie za to go lubiłam. Był po prostu dobrym człowiekiem, który szanował siebie, swoją rodzinę i pracowników, którymi zarządzał. Nie to co Michał, który miał raczej opinię nieznośnego szefa. Początkowo sama u niego pracowałam, ale dość szybko zrozumiałam, że jeśli tam zostanę, to albo rozpadnie się nasze małżeństwo, albo zostanę skazana za zabójstwo przełożonego. Z racji tego, że żadna z opcji mi nie odpowiadała, po prostu poszłam po rozum do głowy i zmieniłam pracę. Michał oczywiście nie mógł się pogodzić z tym, że zaczęłam pracować dla jego największego konkurenta. Dla mnie jednak praca to tylko praca. Chciałam zarabiać przyzwoite pieniądze i po wszystkim wracać do domu, gdzie wszyscy bylibyśmy po prostu rodziną. Nie podchodziłam do tego zbyt emocjonalnie. Niestety mój mąż nie miał podobnego podejścia. Bardzo często próbował wyciągać ze mnie interesujące go informacje, a nawet mnie atakować. Początkowo mój szef miał pewne opory, czy dam radę utrzymać język za zębami, ale po pierwsze, byłam profesjonalna, a po drugie, podpisałam taki stos dokumentów od prawnika, że gdybym zdradziła jakąkolwiek tajemnicę firmową, mogłabym szykować się do sprzedaży domu, by spłacić EVOL, czyli mojego pracodawcę.
Z perspektywy czasu nie żałuję swojej decyzji, bo piętnaście lat temu obiecałam sobie, że nigdy więcej żaden mężczyzna nie będzie w stanie zmienić mnie jako kobiety w sposób, którego nie chciałam. A ja uwielbiałam być niezależna i podejmować większość decyzji sama. Michał z czasem zrozumiał, że nie jesteśmy już współpracownikami, i próbował oddzielić życie zawodowe od prywatnego. Próbował, bo chyba nigdy jeszcze nie udało mu się osiągnąć tego w pełnym tego słowa znaczeniu.
– Wiem, że mi tego nie powiesz, ale chciałbym widzieć minę twojego męża, gdy dowiedział się o naszej fuzji z amerykańskim gigantem.
– Ale ja nawet nie wiem, jak on zareagował, bo to nie ode mnie się dowiedział. – Drzwi do windy się uchyliły. – A nawet gdybym wiedziała…
– Tobyś nie powiedziała – wszedł mi w słowo. – Wiem, wiem. Jesteś lojalna w dwie strony i za to bardzo cię cenię.
– Zdradzę ci tylko, że mój mąż pluje jadem na prawo i lewo i podejrzewam, że to mogą być tego skutki. Idę się przygotować na spotkanie. Przedstawiciel Whole Force będzie za półtorej godziny.
– Wyślij mi wszystko mailem.
– Tak jest, szefie! – krzyknęłam.
Obydwoje weszliśmy do swoich gabinetów. Od razu przysiadłam do zadania. Uwinęłam się z tym bardzo szybko, bo w swoją pracę byłam w stu dwudziestu procentach zaangażowana. Zamknęłam laptopa i chwyciłam wydrukowane notatki, które zamierzałam mieć ze sobą na spotkaniu. Mój szef, Stanowski, zawsze był bardzo dobrze przygotowany do rozmowy, ale ja posiadałam zdolność chłodnego analizowania rozmówcy i często podpowiadałam mu ciekawe argumenty. Pewnie dlatego mówił, że jestem silnikiem napędowym tej firmy.
Schowałam papiery do aktówki i wyszłam na korytarz. Zapukałam do Stanowskiego.
– Szefie, uwinęłam się sporo przed czasem. Wyskoczę do Starbucksa po kawę, przynieść dwie?
– Przecież mamy ekspres w socjalnym. – Zmrużył oczy. – Naprawdę aż tak ci nie smakuje ta kawa? Przecież sprowadzam ją specjalnie z Kolumbii!
– Gust jak dupa, szefie. Każdy ma swoją.
Roześmiał się i powiedział, że mam lecieć. Stresował się spotkaniem, a mnie ogarniał spokój. Byłam pewna siebie i tego, że zaprezentujemy się z najlepszej strony, bo cały zespół chyba nigdy nie był tak zaangażowany jak teraz. Teoretycznie fuzja była już prawie dogadana, ale to spotkanie miało być decydujące, więc zawsze istniał procent szansy na to, że coś pójdzie nie tak. Ja jednak widziałam wszystko w jasnych barwach.
Zjechałam windą i wyszłam na tłoczną ulicę w centrum Zielonej Góry. Słońce przyjemnie przebijało się przez chmury. Było bardzo ciepło i aż chciało się przebywać na zewnątrz. Może niekoniecznie przy głównej ulicy w sporym mieście, ale dobre i to. Zawsze mogło być gorzej. Powtarzałam to sobie jak mantrę.
Weszłam do kawiarni, w której nie było zbyt wielu osób, i stanęłam przy filarze nieco otumaniona. Poczułam perfumy, które za każdy razem wywoływały u mnie zimne dreszcze. Zamknęłam na moment oczy, a potem otworzyłam je i rozejrzałam się po wnętrzu. Tego zapachu używały pewnie tysiące facetów, a ja i tak za każdym razem musiałam sprawdzić, czy to nie on. Automatycznie posmutniałam, jakby samo zderzenie z przeszłością powodowało pewien dyskomfort, i podeszłam do lady, gdzie złożyłam zamówienie, po czym usiadłam przy jednym ze stolików w oczekiwaniu na kawę. Mój nos nadal wyczuwał nuty klasycznego hugo bossa, a w głowie budziły się wspomnienia, których za cholerę nie mogłam wymazać. To było jak zacięta płyta. Ile można do tego wracać? Mam męża, którego naprawdę kocham. Mam nowe życie.
_A on? On jest niedokończoną historią i być może dlatego nie mogę zapomnieć._
– Amelia? – Pracownik zawołał mnie i odstawił biały kubek z moim imieniem na ladę.
Podniosłam się z przyklejonym do twarzy uśmiechem, odebrałam swoje zamówienie i wyszłam z kawiarni. Skierowałam się do biurowca, w którym znajdowała się siedziba EVOL. Skupiłam się na myślach, w których znowu zbierałam się z podłogi i wracałam do rzeczywistości.
Na szczęście byłam w tym bardzo dobra. Po tylu latach można się przyzwyczaić niemal do wszystkiego.
Gdy opuściłam windę, od razu zatrzymał mnie Stanowski.
– To jest świetne! – Wskazał na notatki. – Jak ten temat przejdzie, to dostaniesz podwyżkę!
Roześmiałam się i pokręciłam głową.
– Jakbym faktycznie dostawała podwyżkę za każdym razem, jak mi ją obiecujesz, to miałabym już własny bungalow na Malediwach.
– Tym razem będę miał z czego ci dołożyć.
Uśmiechnęłam się dumnie i napiłam kawy. Zarabiałam przyzwoicie, ale dobrze wiedziałam, że kasa za moja pracę mogłaby być lepsza. Gdyby Stanowski zamierzał dotrzymać słowa, byłabym zadowolona.
Pół godziny później zaczęło się robić zamieszanie. Osobiście sprawdziłam salę konferencyjną, żeby upewnić się, że wszystko jest na najwyższym poziomie. Wszyscy biegali w takim popłochu, jakby spodziewali się wizyty samego papieża. Po części ich rozumiałam. Ważyły się losy całej firmy. Z jednej strony mieliśmy obiecane, że nikt z zatrudnionych nie zmieni swojego statusu zawodowego, ale gdzieniegdzie słyszałam głosy niepewności, w związku z czym w całym studiu panował swoisty chaos.
Zerknęłam na zegarek, który wskazywał, że do spotkania pozostało kilkanaście minut. Mając ostatnią wolną chwilę, zdecydowałam wyskoczyć do łazienki.
Gdy weszłam do środka, ponownie zamarłam. Zaciągnęłam się powietrzem, czując ten sam zapach co wcześniej. Jednak tym razem od razu wzięłam się w garść. To był tylko cholerny zbieg okoliczności, a ja musiałam się trzymać, bo czekało mnie niezwykle ważne spotkanie. W tym momencie stawiałam profesjonalizm ponad wszystko.
Po skorzystaniu z toalety wyszłam do łazienkowej przestrzeni wspólnej, gdzie nachyliłam się, by umyć ręce. Wtedy usłyszałam stuknięcie zamka w części męskiej. Nie miałam pojęcia, że ktoś tam był, ale w sumie dlaczego miało mnie to dziwić? Przez te perfumy? To firma pełna facetów.
Na swoim palcu dostrzegłam ślad od długopisu i skupiłam się na tym, by go usunąć. Nie zwracałam uwagi na mężczyznę za moimi plecami, bo miał obok wolną umywalkę.
– Pieprzony tusz. Za cholerę tego nie zmyję – mruknęłam pod nosem i sięgnęłam do podajnika po kolejną porcję mydła.
Zwolniłam ruchy, a moje oczy znowu się przymknęły, gdy zapach uzależniających mnie perfum zintensyfikował się w powietrzu. Tym razem nie miałam w sobie tyle siły. Wyobraziłam sobie znowu te ciemne oczy, które patrzyły na mnie ostatniej wspólnej nocy. Woda przestała lecieć z kranu, a ja oparłam się o blat i powoli uniosłam powieki, bo przecież musiałam wrócić do pracy.
Spojrzałam w lustro i poczułam napływającą do gardła żółć. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek czułam się tak źle jak wtedy. Mrugnęłam kilkukrotnie, zastanawiając się, czy na pewno nie oszalałam.
– Wróciłem… – Głęboki głos, który tak doskonale znałam, wybrzmiał wyraźnie tuż obok mnie.
Zachłysnęłam się powietrzem, gdy nasze spojrzenia się przecięły.
– To niemożliwe… – bąknęłam i szybko się obróciłam, by zobaczyć, czy mi się nie wydaje.
Nic mi się nie wydawało.
Kuba stał przede mną z rękoma w kieszeni garniturowych spodni. Był inny. Dojrzalszy. Starszy. Inny. Ale to Kuba, a ja nie mogłam nic zrobić. Stałam jak sparaliżowana.
– Amelia… – usłyszałam go ponownie, a potem złapałam się umywalki, by utrzymać równowagę. To nie pomogło.
Czerń, którą zobaczyłam, odcięła mnie od rzeczywistości.