- W empik go
Miarka się przebrała - ebook
Miarka się przebrała - ebook
Główny bohater powieści – Maciej Słomski nie należy do ludzi zbyt religijnych. Skupia się całkowicie na sobie i życiu doczesnym nie przepuszczając żadnej okazji do zabaw cudzym kosztem.
Gdy dziwnym zrządzeniem losu spotyka człowieka, który ostrzega go o nadchodzącym końcu świata nic sobie z jego słów nie robi.
Dopiero, gdy życie codzienne zaczyna być coraz bardziej niebezpiecznie, a każde wiadomości zaczynają się od informacji o kolejnych tysiącach ofiar, Maciek zaczyna sobie przypominać słowa tajemniczego mężczyzny.
Wtedy zaczyna poszukiwać ów proroka, jednak zamiast niego odnajduje jego siostrę. Szuka ona swego brata, lecz jej pragnieniem nie jest jego posłuchanie, ale sprowadzenie go z powrotem do szpitala psychiatrycznego, z którego po raz kolejny został wypuszczony.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-472-7 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Wyobraź sobie, że jesteś właścicielem bardzo dobrze prosperującej firmy. Masz rozlokowane placówki na całym świecie. Twoje produkty biją rekordy popularności i znikają z półek sklepowych w zastraszającym tempie. Zatrudniasz tysiące osób, o których dbasz należycie. Niestety masz jeden poważny problem – twoi pracownicy nie stosują się do twoich zaleceń i często wpędzają firmę w poważne tarapaty. Co robisz?
– Zwalniam ich i zatrudniam nowych.
– Mimo że się starasz być dobrym i cierpliwym szefem nowi po dłuższym czasie robią dokładnie to samo.
– Też ich zwalniam, ale tym razem wyciągam konsekwencję ich czynów.
– A co jeśli kolejni będą robić to samo?
– Nie wiem, pilnuję ich?
– Oni się ciebie nie boją. Wiedzą czym ryzykują, ale są przeświadczeni o swojej racji i wciąż robią to samo. Co zrobisz?
– Nie mam pojęcia. Zamykam firmę?
– Właśnie! A teraz przenieś tę sytuację na swoje życie. Zamiast firmy wstaw Ziemię, a w miejsce pracowników wszystkich ludzi żyjących na niej. Jak myślisz, czy ta firma długo jeszcze pociągnie?Niby nic nadzwyczajnego
Ulicą miasta przy świetle lamp idzie zygzakiem grupka młodych, pijanych ludzi. Zadowoleni z życia, śpiewają głośno, nie przejmując się ciszą nocną, która ustawowo zaczęła się już kilka godzin temu. Nagle jeden z nich staje w miejscu i przystawiając palec do ust próbuje uciszyć swoje towarzystwo.
– Patrzcie na niego – powiedział przyciszonym głosem Maciek idący na przedzie grupy.
Wszyscy podążyli za jego wzrokiem i zobaczyli mężczyznę leżącego pod płotem jednego z domów jednorodzinnych.
– Nie żyje? – zapytał Arek, najmłodszy z grupy znajomych.
– Oddycha, raczej stara nie wpuściła go do domu – zaśmiał się Piotr podchodząc bliżej mężczyzny.
– Bo pić trzeba umieć! – dodał podpierając się o znak Marcin – najbardziej pijany z towarzystwa.
– Może ma coś kasy przy sobie? – zapytał ich przyciszonym głosem Maciek i już po chwili zaczął obszukiwać marynarkę mężczyzny.
Jego koledzy zaczęli się rozglądać po okolicy, chcąc się upewnić, że nikt ich nie widzi. Z trudem potrafili ustać w miejscu, więc ciężko im było dostrzec kogokolwiek w promieniu dziesięciu metrów od nich. Na ich szczęście była już prawie północ i nikt o tej porze nie przechadzał się ulicami małego miasta. Mężczyzna zajrzał do środka i, zadowolony z siebie, wyciągnął sto złotych, pokazując je znajomym.
– Chłopaki, możemy wracać, ja stawiam.
Rzucił na śpiącego mężczyznę opróżniony z pieniędzy portfel i rzekł:
– Wypijemy twoje zdrowie.
Zaśmiali się wspólnie i ruszyli z powrotem do baru, z którego jeszcze nie tak dawno wyszli.
Będąc na miejscu od razu zasiedli do stołu, a Maciek jako, że tylko on jeszcze nie wyglądał na pijanego ruszył do baru, by zamówić kolejkę swoim przyjaciołom.
– Wy już chyba macie dość koledzy – zaskoczył go barman, spoglądając na pozostałą trójkę.
– Nie co dzień trafia się taka okazja – odpowiedział mu Maciek. – Koledze dzisiaj urodziła się córeczka.
– A, to co innego! To jedną kolejkę ja stawiam. Siadajcie, zaraz przyniosę.
Maciek podziękował mu za jego szczodrość i wrócił do stolika zadowolony z siebie.
– A ty co tak rżysz? – zapytał go Piotr.
– Właśnie załatwiłem nam darmową kolejkę.
– Jak?
– Jakby co, to urodziła ci się dzisiaj córeczka – odpowiedział patrząc na Marcina.
– Córeczka? – odparł zaskoczony ledwo utrzymując się na krześle. – Ale jak? Ja nie mam nawet żony?
Wszyscy zaśmiali się głośno, a pijany kolega wciąż nie potrafił się pogodzić z wieścią, którą dopiero co usłyszał.
– A jak jej dałem na imię? A znam jej matkę?
– Marcin...
– Komu mogę pogratulować? – przerwał im barman przynosząc piwo dla każdego.
– Tu jest nasz szczęśliwiec – odpowiedział mu Maciek wskazując na kolegę.
– Gratulację, córka to wielka pociecha dla swoich rodziców, a w szczególności dla ojca. Coś wiem na ten temat. A jak ma na imię, jeśli mogę zapytać?
– Kto? – zapytał kompletnie zmieszany Marcin.
– Twoja córka – odpowiedział zdziwiony jego pytaniem barman.
– Proszę mu wybaczyć, on tak się przejął tą wiadomością, że wciąż jest w szoku.
– Genia – rzekł zaskakując wszystkich Marcin.
Wszyscy koledzy na chwilę aż ucichli, patrząc na kompletnie pijanego przyjaciela.
– Oryginalnie – odpowiedział mu barman. – Niech wam rośnie zdrowo, to jest najważniejsze. Muszę wracać do pracy.
– Dziękujemy za piwo – wtrącił Arek.
– Na zdrowie.
I gdy tylko mężczyzna wrócił na swoje stanowisko, Piotr nie wytrzymał i zapytał:
– Genia!? Skąd żeś wytrzasnął takie imię?
– Moja babcia tak miała na imię – odpowiedział mu Marcin i uniósł kufel piwa w górę. – Za Genię!
– Za Genię! – powtórzyli koledzy i wypili jej toast.
***
Spotkanie przyjaciół przedłużyło się prawie do samego rana. Dwóch musiało zostać zamkniętych w barze, bo nie byli w stanie ruszyć się z miejsca. Jedynie Maciek i Piotr mimo wypitej prawie śmiertelnej dawki alkoholu wciąż nie stracili kontaktu z rzeczywistością. Na prośbę barmana opuścili jego lokal i pochłonięci rozmową jakimś cudem zbliżali się do swoich domów.
– Musimy to kiedyś powtórzyć, Maciek.
– Musowo.
– Powiem ci, że Arek mnie zaskoczył. Długo się trzymał.
– Młody jest, wyszkolimy go jeszcze – zaśmiał się Maciek. – Ciekawe jak zareagują budząc się pod stołem.
– Mogliśmy ich ułożyć w jakiejś pozycji – dodał śmiejąc się Piotr.
Po tych słowach prawie się przewrócili próbując przebić sobie „piątkę”. Zaczęli śmiać się głośno i wtedy to zza płotu jednego z domów jednorodzinnych wybiegł obudzony przez nich pies i zaczął bardzo głośno szczekać. Piotr próbował go uspokoić, ale ten nie dawał za wygraną. Zaraz za nim dołączyły i inne poukrywane w ciemnościach stróże domostw i na całej ulicy nie było domu, z którego nie dochodziło szczekanie.
– Chyba czas na nas – rzekł Maciek spoglądając na zapalające się oknach światła.
Pobiegli do przodu cudem się nie przewracając, by jak najszybciej zniknąć z obudzonej ulicy. Przebiegli na czerwonym świetle przez przejście dla pieszych i ciężko dysząc stanęli na chwilę śmiejąc się z samych siebie.
– Chyba już nie pośpią dzisiaj. – Piotr zdołał wydusić z siebie.
– Po co im tyle psów? Wystarczy, że sąsiad ma – dodał Maciek i znów obaj zaczęli się głośno śmiać.
Wtedy to z przeciwnej strony wyjechał radiowóz policyjny. Młodzi widząc go od razu ucichli i próbowali stanąć prosto, ale nic im to nie pomogło. Patrol policyjny podjechał i od razu podszedł do nich jeden z policjantów.
– Witam panów.
– Dobry, panie władzo – odpowiedział mu Maciek. – Co się stało?
– Co robicie na ulicy o tej porze?
– Idziemy do domu, chyba czas najwyższy.
Drugi z policjantów, starszy wiekiem i stażem podszedł do nich bliżej i zaczął się przyglądać Piotrkowi.
– Chyba trochę za dużo się wypiło? – zapytał ich odurzony wonią alkoholu, który było od nich czuć na kilometr.
– My nic złego nie robimy – odpowiedział mu Piotr. – Wracamy do domu.
– Może jeszcze nic nie zrobiliście, ale możecie coś zrobić. Człowiek pijany nie panuje nad sobą.
– Panie władzo, koledze dzisiaj urodzi....
– Bez gadania, zabieramy was ze sobą – przerwał mu zdecydowanie.
– Ale my nic nie zrobiliśmy – bronił się Piotr.
– Odpoczniecie sobie w celi, wsiadajcie.
– Bezsensu, on jest świeżo upieczonym ojcem, a wy go zamykacie?
– Pijany nikomu się nie przyda, wsiadać.
Posłusznie uczynili co im kazano i ruszyli w kierunku posterunku policji.
– Byście zabrali się za złodziei i włamywaczy, a nie gnębili...
– Młody! – przerwał Piotrowi stary policjant. – Jak będę chciał, to mogę cię zatrzymać na 48 godzin, wiesz o tym?
Już żaden nie ośmielił się odezwać. Widzieli, że funkcjonariusz jest skłonny wymyślić cokolwiek, by im uprzykrzyć życie. Odwrócili więc swój wzrok od niego i skupili się na drodze, która bardzo szybko przemierzała im przed oczyma.
Na posterunku policji zaprowadzili ich do celi, w której znajdywał się już inny zatrzymany tego dnia mężczyzna. Starszy, siwobrody człowiek siedział na ławce pod ścianą i tylko kręcił głową mówiąc coś do siebie nerwowo. Młodzi usiedli na ławce i z trudem próbowali zatrzymać kręcący się świat w ich głowach. Ciężko im to wychodziło i często wstawali z miejsca, by tylko nie zamykać oczu.
– Co za idiota – skomentował zachowanie starszego policjanta Piotr. – Przecież my nic nie zrobiliśmy.
– Pijani są zawsze niebezpieczni – rzekł do nich nieznajomy.
– A kto cię pytał o zdanie?
– Nikt – odpowiedział Piotrowi bez wahania. – Ale nie szkoda wam życia na picie?
– Kolejny idiota – burknął coraz bardziej podenerwowany Piotrek. – A co cię obchodzi, co ja robię? Chyba dawno nie dostałeś od nikogo w mordę?
– Nie jesteśmy alkoholikami – wtrącił Maciek. – Siadaj, Piotrek, nie pogarszajmy już naszej sytuacji.
– Ale co on mi będzie mówił, co mam robić?!
– Przepraszam, jeśli mnie źle zrozumiałeś.
– No właśnie! Przepraszam! I już więcej się nie odzywaj! – krzyczał do niego Piotr.
Usiadł na ławeczce i znów chwycił się za głowę. Szybko wstał i zaczął się rozglądać. Nie widząc nigdzie muszli klozetowej zatkał rękami usta i zaczął walić pięściami w drzwi.
– Spokój tam! – usłyszeli głos policjanta za drzwiami.
– Otwórzcie mu! On zaraz zwymiotuje! – krzyknął do nich nieznajomy.
Piotr męczył się niemiłosiernie wciąż zatykając sobie usta, aż w końcu po chwili policjant otworzył drzwi do celi. Młody, pijany mężczyzna wtedy nie wytrzymał. Zwymiotował wprost na niego nie zostawiając mu szans na ucieczkę.
– Od razu lepiej – rzekł Piotrek ocierając swe usta.
– Zapłacisz mi za to. Karol!
Wezwany policjant stanął tuż obok niego. Potężny, prawie dwumetrowy kolos popatrzył na winowajcę i nic nie mówiąc potężnym uderzeniem pięści powalił go na ziemię.
Poszkodowany policjant czując wyraźną ulgę z wymierzenia sprawiedliwości ruszył w kierunku toalety, a Maciek gdy tylko zamknięto celę rzucił się z pomocą koledze. Widząc go nieprzytomnego próbował ocucić, ale nie był w stanie tego zrobić. Przestraszony przystawił więc ucho do jego klatki piersiowej, by wyczuć bicie serca. Wtedy dopiero odetchnął z ulgą.
– Gdy wstanie nic nie będzie pamiętał – odezwał się znów nieznajomy mężczyzna.
– Mógł go zabić.
– Mógł, ale tego nie zrobił.