Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Miasteczko w Trzeciej Rzeszy - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
3 września 2025
5112 pkt
punktów Virtualo

Miasteczko w Trzeciej Rzeszy - ebook

Kiedy codzienność staje sie świadkiem zbrodni

Przez setki lat życie w małym miasteczku Oberstdorf toczyło się spokojnym rytmem, z dala od wielkiej historii. Do czasu objęcia władzy przez Hitlera, co już na zawsze zmieniło mieszkańców tego malowniczego bawarskiego uzdrowiska.

To przede wszystkim opowieść o ludziach – rolnikach, właścicielach zajazdów, nazistowskich urzędnikach, weteranach i członkach partii, turystach, alpinistach i robotnikach przymusowych. O Żydach, którym udało się przetrwać, i o tych, którym się to nie udało. O burmistrzu próbującym chronić prześladowanych przez reżim oraz o niewidomym chłopcu uznanym za człowieka „niewartego życia”.

Bazując na archiwach, listach, wywiadach i wspomnieniach, autorka ukazuje różne ludzkie postawy i zmagania z rzeczywistością. Okrucieństwo i miłość. Odwagę i strach. Działanie i bierność. Nadzieję i żałobę. Ból i radość. Przedstawia codzienność postawioną w obliczu zła.

To książka, która odpowiada na kluczowe pytania: Z czego wziął się nazizm? Czy zło tkwiło w ludziach? Czy zostało im zaszczepione? Jak starali się przed nim bronić?

Arcydzieło mikrohistorii przenoszące nas do małego miasteczka w Alpach Bawarskich. Pozwala zrozumieć mechanizmy Trzeciej Rzeszy lepiej niż dziesiątki prac o polityce i rządach nazistów. Jak zmienił się kurort znany z konkursów skoków narciarskich? Czy bawarscy katolicy uwierzyli w nazizm i z entuzjazmem podeszli do nowego porządku? W tej książce nic nie jest do końca czarne ani białe, a sam kolor brunatny także ma różne odcienie. Fascynujący reportaż historyczny.

Cezary Korycki, twórca kanału Historia, jakiej nie znacie

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68380-20-0
Rozmiar pliku: 4,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. POWRÓT DO DOMU

Wilhelm Steiner miał szczęście. Przeżył Wielką Wojnę. Biorąc pod uwagę, że od momentu, gdy w lutym 1915 roku zaciągnął się do wojska, znajdował się w centrum działań wojennych, było to coś w rodzaju cudu. Na własne oczy widział walki pod Verdun, Sommą, Arras, Lys – w zasadzie aż do zawieszenia broni. Kiedy w końcu o jedenastej rano jedenastego listopada 1918 roku działa umilkły, pułk Wilhelma przebywał we Flandrii, niedaleko Antwerpii. Czyli jakieś osiemset kilometrów na północ od swojego domu – Oberstdorfu, malowniczej miejscowości położonej na najbardziej wysuniętym na południe krańcu Bawarii.

W późniejszych latach Wilhelm miał spoglądać wstecz na swoje wojenne doświadczenia nie bez pewnej nostalgii, zwłaszcza gdy wspominał intensywność więzi łączącej towarzyszy broni. Były też inne powody, dla których nie wyniósł z wojny samych złych wspomnień. Dla dwudziestoletniego chłopaka, który niewiele widział ze świata poza własnym miasteczkiem, żołnierka niosła ze sobą ekscytację związaną z podróżowaniem, nowymi ludźmi i nowymi umiejętnościami. Podczas pierwszej wojny światowej do transportu ciężkiej artylerii nadal używano zaprzęgów konnych, a Wilhelm został wyszkolony do jazdy na koniu prowadzącym – odpowiedzialne zadanie, wymagające nie tylko odwagi i siły, ale także głębokiego zrozumienia zwierząt. Mimo wszystko pozytywne wspomnienia zostały przyćmione obrazami całkowitego zniszczenia, znienawidzonych oficerów postrzelonych w plecy przez własnych ludzi, a także towarzyszy koszmarnie okaleczonych lub umierających w męczarniach¹

W grudniu 1918 roku Wilhelm, odznaczony Wojskowym Krzyżem Zasługi z Mieczami i Krzyżem Żelaznym (drugiej klasy), otrzymał w końcu zezwolenie i mógł wyruszyć w długą podróż do domu. Zdjęcie Oberstdorfu, zrobione mniej więcej w czasie powrotu Wilhelma, przedstawia sporą wioskę składającą się z kilkuset domów stojących w szerokiej zielonej dolinie, dla której tło stanowią wspaniałe Alpy Bawarskie. Łatwo sobie wyobrazić, że serce Wilhelma zabiło mocniej, gdy po raz pierwszy od prawie czterech lat stanął twarzą w twarz z majestatem pokrytych śniegiem szczytów, które znał od zawsze. Latem na łąkach otaczających wioskę pełno było krów, a powietrze pachniało dzikimi kwiatami, teraz jednak, w środku zimy, śnieg zalegał w dolinie i na zalesionych zboczach gór. Z odległości kilku kilometrów na północ od swojej rodzinnej miejscowości Wilhelm mógł dostrzec iglicę kościoła w Oberstdorfie, wznoszącą się wysoko ponad skupiskiem dachów. Później, minąwszy wszystkie znajome drewniane domy, puby i sklepy, z ich malowanymi na szaro lub zielono skrzynkami na kwiaty postawionymi w oknach, dotarł do domu – 117 Hintere obere Gasse (Górna Boczna Aleja). Bezpośrednio naprzeciwko domu Steinerów stała kuźnia (jedna z dziewiętnastu miejscowych), w której jego ojciec zarabiał na życie wytwarzaniem gwoździ.

Możemy tylko zgadywać, co czuł Wilhelm, gdy w końcu stanął przed swoimi drzwiami. Czy rodzina go oczekiwała, czy też była zaskoczona jego nagłym przybyciem? Czy w ogóle wiedzieli, że żyje? Jego ojciec mógł sobie pozwolić na opłacenie praktyk tylko jednemu synowi – wybór padł na Friedricha, „tego dobrego”. Ale teraz Wilhelm – ocalały, który przeszedł przez najwyższy sprawdzian wojny – wrócił do domu, wiedząc, że jego powrót oznacza coś więcej niż odzyskanie przez rodzinę równowagi.

W kolejnych tygodniach i miesiącach miał się dowiedzieć, że fizyczna odległość i naturalne piękno nie wystarczyły, by uchronić wioskę przed nieszczęściami wojny. Gdy tylko wojna wybuchła, armia zarekwirowała wszystkie konie – i nie tylko. Nawet tak podstawowe rzeczy jak gwoździe i mąka przekazywano na potrzeby wojenne. Jedzenia brakowało do tego stopnia, że nieliczni starsi goście, którzy nadal mieszkali w pobliskim hotelu Trettach, zbierali pokrzywy wzdłuż brzegów rzeki lub wędrowali głęboko w las w poszukiwaniu orzechów. Rozłupywano szyszki sosnowe, aby wydobyć ich skąpe nasiona. Podczas posiłków starsi tłoczyli się wokół jedynego stołu, wciąż stojącego w hotelowej jadalni, „jak bydło w czasie burzy”²

Na samym początku wojny kobietom z Oberstdorfu satysfakcję sprawiało to, jak sobie radziły. Cieszyły się, że gdy ich mężczyźni wrócą, zastaną czyste domy i zdrowe bydło. Jednak w 1917 roku, w miarę jak coraz więcej rodzin otrzymywało zawiadomienia o śmierci swoich bliskich na frontach, morale w miejscowości dramatycznie spadło. Ponurym obowiązkiem burmistrza Fritza Gschwendera było dostarczanie tego przerażającego świstka papieru, który na zawsze miał zmienić życie wielu mieszkańców. Prawnuczka Gschwendera w poruszający sposób opisała jedną z takich wizyt:

Mój mąż nie „padł” – młoda kobieta zareagowała złością. „Nigdy nie padał. Był dobrym alpinistą. Wspiął się na Trettach, a nawet na Höfat. Był dobrym, silnym mężczyzną. Został zamordowany. Szalony pruski cesarz zmusił go do inwazji na inny kraj. To nie była wina tego, kto go zastrzelił, ten ktoś tylko bronił swojego kraju”. Dzieci patrzyły na nią z podziwem. Najmłodsza trzymała się jej fartucha. Ściskała go mocno małą, krągłą piąstką³

Brak odpowiedniego katolickiego pochówku, z jego kojącymi rytuałami, tylko nasilał smutek mieszkańców. W tym kontekście pogrzeb macochy Gschwendera w lutym 1917 roku miał dla całego Oberstdorfu szczególne znaczenie:

Miała osiemdziesiąt lat. Na pogrzeb przyszli wszyscy. Wreszcie było ciało, była trumna i był grób, nad którym ludzie mogli stać i słuchać tego, co mówił ksiądz. W końcu pogrzeb, docenienie życia. Płakali i szlochali nad młodymi chłopcami, których ciała złożono gdzieś daleko, gdzieś, gdzie nikt nie położył kwiatów ani nie uronił łzy, gdzie nie było ani rodziny, ani przyjaciół, aby przypomnieć światu, jak byli dobrzy, silni i kochający. Przemarznięci ludzie odrywali się od grobu starej kobiety z Oberstdorfu, której śmierć w końcu pozwoliła im wyrazić żałobę⁴

Z sześciuset czterech miejscowych mężczyzn, którzy walczyli w wojnie, stu czternastu zostało zabitych lub zmarło później z powodu ran. Każdemu powracającemu weteranowi organizowano tradycyjne powitanie godne bohatera. Uroczystość, w której uczestniczył Wilhelm, odbyła się dwudziestego ósmego stycznia 1919 roku. Miejscowa gazeta „Oberstdorfer Gemeinde- und Fremdenblatt” (OGF, Oberstdorfskie nowiny wiejskie i turystyczne) przedstawiła program:

Powitanie weteranów przebiegać będzie następująco: uroczysta msza, w której weźmie udział stowarzyszenie weteranów, rozpocznie się o godzinie 9:00 rano. Po mszy odbędą się przyjęcia w hotelach Trettach i Löwen . Tego wieczoru w tych samych hotelach odbędzie się nieformalne spotkanie. Koszt przyjęcia, prostego lunchu z piwem, pokryty zostanie z kasy społecznościowej. Zgodnie z decyzją podjętą 26 listopada 1918 roku każdy były żołnierz otrzyma w prezencie 50 marek⁵

Wilhelm był jednym z pierwszych żołnierzy, którzy powrócili, ale tych, którzy przybyli później, też nie zaniedbano. W gazecie wymieniano każdego z imienia oraz nazwiska i dodawano:

Tym, którzy powrócili po długich dniach cierpienia, pragniemy powiedzieć z całego serca „Witamy w domu”. Za wszystkie trudy poniesione w bitwie i więzieniu niech staną się dla nich rekompensatą wdzięczność współobywateli i słoneczna przyszłość⁶

Nie zachował się szczegółowy opis podróży Wilhelma do Oberstdorfu, ale prawdopodobnie przekroczył on granicę Niemiec w pobliżu Akwizgranu, a następnie podróżował w górę Renu. Wiemy, że udał się do Alzacji, skąd, gdyby szedł pieszo, kilka tygodni zajęłoby mu pokonanie nieco ponad trzystu kilometrów do Oberstdorfu. Być może Wilhelm, mimo niedostatków wojny wciąż rosły młody człowiek, wracał do domu w towarzystwie innych weteranów, z których tysiące szło lub wlokło się, utykając, do swoich miasteczek, wiosek i gospodarstw. Na terenach okupowanych przez Brytyjczyków i Amerykanów można było już zobaczyć na polach nielicznych żołnierzy w wytartych szarych mundurach, którzy pomagali zbierać rzepę, nadal główne źródło pożywienia dla większości ludzi.

Jeśli na jakimkolwiek etapie podróży do domu Wilhelm wsiadł do pociągu, doświadczenie to musiało być dla niego głęboko frustrujące. Niedobór węgla spowodował, że przepełnione wagony pełzły w żółwim tempie, często zatrzymywały się na wiele godzin w szczerym polu. Nie było nic do jedzenia, żadnych sanitariatów, a tkaniny pokrywające siedzenia dawno temu zerwano i wykorzystano do produkcji odzieży. Mroźne temperatury w połączeniu z wybitymi oknami dodatkowo pogłębiały udrękę pasażerów. Ci, którzy mieli jeszcze dość energii na rozmowę, dyskutowali o czymś, co było powszechnym przekonaniem: że klęski Niemiec nie spowodowała słabość ich dzielnych wojowników, spowodowali ją zdradzieccy cywile z Berlina, którzy wbili Armii Cesarstwa Niemieckiego nóż w plecy.

Bezpośrednio po wojnie w wielu niemieckich miastach szerzyły się anarchia i przemoc. Kiedy jedenastego listopada przedstawiciele istniejącej od dwóch dni republiki podpisali rozejm, nowi przywódcy Niemiec stanęli w obliczu narodowego załamania na wszystkich frontach. Dziewiątego listopada cesarz opuścił Niemcy i udał się do Holandii, skąd nigdy nie wrócił. Jeszcze przed zakończeniem wojny rewolucja, która rozpoczęła się od buntu marynarzy w Kilonii, szybko rozprzestrzeniła się w całym kraju, wywołując strajki, dezercje i wojnę domową. Po jednej stronie znaleźli się spartakusowcy (nazwa ich związku pochodzi od zbuntowanego gladiatora Spartakusa), którzy utworzyli Niemiecką Partię Komunistyczną, a po drugiej Freikorps – prawicowe ochotnicze oddziały paramilitarne, stawiające sobie za cel zniszczenie wszelkich śladów bolszewizmu. Wilhelm sam padł ofiarą tego nowego i nietypowego bezprawia nękającego Niemcy, kiedy w drodze powrotnej skradziono mu torbę z całym dobytkiem.

Nawet ci, którzy nie byli bezpośrednio uwikłani w konflikt, stanęli w obliczu żałośnie niepewnej przyszłości. Ludzie stracili wiarę w swoich przywódców, wielu obawiało się komunizmu, a ponieważ aliancka blokada wojenna wciąż trwała, miliony znalazły się na skraju głodu.

Niezależnie od trudności, jakie przeżywał, Oberstdorf musiał sprawiać wrażenie oddalonego od chaosu, który ogarniał wielkie miasta. Przez stulecia funkcjonował jako biedna społeczność chłopska, która obejmowała tyleż krów, ilu ludzi. W rzeczy samej najważniejszą miarą zamożności rolnika z Oberstdorfu była liczba krów, które mógł wykarmić zimą. Przewodnik z 1866 roku podsumowuje prosty styl życia mieszkańców:

Większość żyje z tego, co ma ze swoich małych gospodarstw; nawet rzemieślnicy (których jest bardzo niewielu) posiadają własny kawałek ziemi. Pracują ciężko i są bardzo rodzinni, a ich wiejska kuchnia jest sycąca: kapusta, ziemniaki, fasola, groch, prosty domowy chleb, mleko, cebula itp. to główne składniki; mięso pojawia się na stole tylko podczas ważnych świąt, takich jak _Kirchweih_ . Człowiek z Allgäu nie ma nic przeciwko _Gerstensaft_ , ale wie, kiedy ma dość⁷

Na przełomie XIX i XX wieku większość mieszkańców nadal była biedna, ale pojawienie się kolei w 1888 roku i otwarcie w pobliżu fabryki tekstyliów sześć lat później zwiastowały głębokie zmiany. W 1897 roku zelektryfikowano rynek, a na południe od Oberstdorfu, gdzie było dużo ziemi pod zabudowę, zaczęły powstawać wille i hotele, mające wesprzeć rozwijającą się turystykę. Część z nich została zbudowana przez przedsiębiorców przybyłych z zewnątrz, z których wielu pozostało w Oberstdorfie, aby poślubić miejscowe dziewczyny. Do tej coraz bardziej zróżnicowanej społecznie mieszanki dołączyli członkowie książęcego rodu Wittelsbachów (z dynastii bawarskiej) i arystokracja, która odkryła w bezpośrednim sąsiedztwie idealne tereny pod budowę domków myśliwskich.

Niezależnie od wszystkich tych zmian, pierwsze („rdzenne”) trzysta pięćdziesiąt trzy domy w Oberstdorfie przypominały, że rolnictwo pozostało sercem życia miejscowości, ponieważ ich właściciele (potomkowie pierwszych osadników), członkowie tradycyjnej wspólnoty lokalnej, posiadali większość okolicznych gruntów – lasy, pastwiska i drogi – i kontrolowali ich użytkowanie. Zarządzali oni swoim dziedzictwem od pokoleń, dla dobra całej społeczności. Zaciekle niezależni, ci drobni rolnicy, robotnicy i rzemieślnicy twardo pilnowali, by żaden feudał nie mówił im, co mają robić, ani nie dyktował, kto powinien odziedziczyć ich ziemię i historyczne prawa.

Równolegle do zasadniczo średniowiecznej struktury rady gminy funkcjonowała nowocześniejsza rada wspólnoty, która dbała o bezpieczeństwo publiczne, szkoły i zaopatrzenie w generowaną na miejscu energię elektryczną. Biorąc pod uwagę silne konserwatywne i rojalistyczne sympatie Oberstdorfu, nie dziwi fakt, że zaledwie kilku radnych wybranych w 1919 roku należało do socjaldemokracji. W skali kraju odpowiedź na pierwsze wybory parlamentarne w Republice Weimarskiej (w których po raz pierwszy głosować mogły kobiety) była umiarkowana i centrowa. Podobnie jak wielu rodaków, część mieszkańców o tradycyjnych poglądach nie tylko obwiniała arystokrację o poprowadzenie Niemiec do wojny, ale także nauczyła się żywić głęboką nieufność do klasy oficerskiej i elit w ogóle. Ludzie z Oberstdorfu byli też antyfrancuscy i antykomunistyczni, ponad wszystko jednak nienawidzili Prusaków, głęboko urażeni dominującą rolą, jaką protestanckie Prusy odgrywały w zjednoczonych Niemczech Bismarcka, które ich zdaniem odarły ich z autonomii. Powojenni radni Oberstdorfu byli przeciwni rebelii i wierzyli, że w tym burzliwym okresie ich zadaniem jest chronić i podtrzymywać, a nie obalać, istniejące systemy.

W przeciwieństwie do Monachium, stolicy Bawarii leżącej sto sześćdziesiąt kilometrów na północny wschód, Oberstdorf nie szukał więc rozwiązania swoich problemów w rewolucji. Mieszkańcy nie cieszyli się, gdy król Bawarii Ludwik III uciekł z Monachium kilka dni przed zawieszeniem broni, kładąc kres siedmiusetletnim rządom Wittelsbachów. Nie traktowali też Ludowej Republiki Bawarii, utworzonej w nocy z siódmego na ósmego listopada 1918 roku przez dziennikarza, Żyda z pochodzenia, Kurta Eisnera, inaczej niż z głęboką podejrzliwością – ani także Bawarskiej Republiki Rad powołanej przez spartakusowców w kwietniu 1919 roku, dwa miesiące po zabójstwie Eisnera. Na początku maja Freikorps wmaszerował do Monachium i zabił przywódców Spartakusa oraz setki ich zwolenników. Tymczasem mężczyźni z Oberstdorfu musieli być na tym etapie tak antywojenni lub tak politycznie umiarkowani, że zaledwie jedenastu dołączyło do Freikorpsu⁸

Pominąwszy fakt, że młodzi mężczyźni przestali ginąć i odnosić rany, pokój nie przyniósł Oberstdorfowi szybkiej ulgi. Lata wojny były straszne, ale prawdziwe walki miały miejsce daleko stąd. Teraz, paradoksalnie, przemoc, do której doszło w Monachium, sprawiła, że miejscowość poczuła się fizycznie bardziej bezbronna niż kiedykolwiek w czasie wojny.

Nastroje w całych Niemczech stały się jeszcze bardziej ponure, gdy dwudziestego ósmego czerwca 1919 roku podpisano traktat wersalski. Trudno przecenić szok i niedowierzanie zwykłych Niemców, gdy poznano warunki porozumienia. Wierzyli, że zostali pokonani honorowo, i zaufali prezydentowi Wilsonowi, że potraktuje ich sprawiedliwie. Większość nie była zupełnie przygotowana na upokorzenia, jakie narzucił im traktat. Ich kraj tracił wszystkie kolonie (największe znajdowały się w Afryce), jego główne obszary przemysłowe przechodziły pod kontrolę innych państw na co najmniej piętnaście lat i trzeba było zapłacić ogromną sumę odszkodowania. Armia i marynarka miały zostać zredukowane do ułamka ich dawnej wielkości. Na wschodzie miał powstać „polski korytarz”, oddzielający większość Niemiec od prowincji Prus Wschodnich. Ponadto Niemcy musiały podpisać klauzulę o „winie wojennej” i tym samym wziąć na siebie odpowiedzialność za rozpoczęcie wojny. Ale możliwe, że najbardziej bolesne dla tak dumnego narodu było uświadomienie sobie, że jego kraj stał się globalnym wyrzutkiem.

W czerwcu 1919 roku czterdziestoczteroletni Ludwig Hochfeichter, syn kowala, zastąpił Fritza Gschwendera na stanowisku burmistrza. Był dobrym kandydatem. Nietypowo jak na mieszkańca Oberstdorfu, kształcił się w gimnazjum (szkole średniej) w Kempten, największym mieście regionu, a odkąd wżenił się w rodzinę z majątkiem i ziemią, został zamożnym rolnikiem. Jego człowieczeństwo, chłodny osąd i poczucie humoru stanowiły dokładnie takie cechy, jakich Oberstdorf potrzebował w czasach tak dużego napięcia i narodowej rozpaczy. Hochfeichter, w chwili podpisania traktatu wersalskiego burmistrz zaledwie od trzech dni, stanął w obliczu ogromnych trudności. W przemówieniu inauguracyjnym żartobliwie podziękował tym, którzy na niego nie głosowali, ponieważ wyraźnie chcieli oszczędzić mu nieprzespanych nocy, jakie go czekały.

Najpilniejszym problemem Hochfeichtera okazało się zapewnienie wiosce dostatecznie dużo żywności. Racje żywnościowe nie tylko były równie ograniczone jak podczas wojny, ale też niewystarczające ze względu na rosnącą populację Oberstdorfu. Teoretycznie każdy mieszkaniec otrzymywał sześćdziesiąt dwa i pół grama tłuszczu tygodniowo, jedno jajko co dwa tygodnie, dwieście gramów mąki dziennie i litr nafty (do oświetlenia) miesięcznie. Nie było jednak gwarancji, że nawet tak skromne racje będą regularnie dostarczane. Sytuacja rolników wcale nie była lepsza, ponieważ uboju zwierząt bez specjalnego zezwolenia surowo zabroniono, a wszystkie produkty rolne należało przekazywać rządowi. Oprócz żywności problemem, wokół którego powstawały największe napięcia, było paliwo – szczególnie gdy zbliżała się zima i temperatura w nocy potrafiła spaść nawet do minus dwudziestu stopni Celsjusza.

Jedynym rosnącym źródłem dochodów była turystyka. W świecie zmęczonym wojną Oberstdorf wydawał się osobom z zewnątrz oazą piękna i spokoju, więc, co nie powinno dziwić, przybywało tam wielu ludzi. Każdy musiał się zarejestrować, a akta wskazują, że w 1919 roku ponad dziewięć tysięcy osób przebywało w wiosce przez dłuższy czas, a ponad trzy tysiące zatrzymało się na krótki odpoczynek – bardzo wielu gości jak na miejscowość liczącą zaledwie cztery tysiące mieszkańców. Politycy, arystokraci, gwiazdy i oczywiście Żydzi ściągali z całych Niemiec. Niektórzy nawet decydowali się zostać na stałe.

Chociaż dodatkowe dochody były z pewnością mile widziane, napływ „obcych” przyniósł ze sobą poważne problemy. W okresie od listopada 1918 roku do lipca 1920 liczba osób uprawnionych do racji żywnościowych wzrosła z dwóch tysięcy ośmiuset pięćdziesięciu dwóch do czterech tysięcy dziewięćdziesięciu. Jak zauważył Hochfeichter, wyżywienie wszystkich okazywało się „zadaniem pełnym pułapek”⁹ Niemniej osoby dysponujące gotówką miały mnóstwo okazji, aby oszukać system, nawet wiedząc, że jeśli zostaną złapane, grożą im wysoka grzywna lub więzienie. Gazeta OGF, której nakład wynosił około tysiąca egzemplarzy, miała wiele do powiedzenia na temat kontrowersyjnych gości Oberstdorfu:

Niektórzy mieszkańcy z zadowoleniem witają przybyszów z zewnątrz, inni jednak uważają ich przyjazd za prowokację. Choć goście przynoszą złoto – a raczej papierowe pieniądze – nie wszystko, co się „świeci”, okazuje się prawdziwe, a tym bardziej nie wszystko okazuje się złotem. Podejrzane zachowanie i wojenne spekulacje idą w parze ze złymi manierami, rażącą ostentacją i bezdusznym podwyższaniem cen. Wszystko to widzimy na ulicach i w hotelach Oberstdorfu. Co najgorsze, widzimy to w codziennej walce o zaopatrzenie¹⁰

Od burmistrza oczekiwano rozwiązywania nie tylko wielkich problemów: „Niniejszym prosimy burmistrza Hochfeichtera o nałożenie grzywny w wysokości 50 marek na te bezczelne kobiety w spodniach, które widziano, jak spacerowały po naszym pięknym Oberstdorfie” – pisał rozgniewany czytelnik i dodawał: „pieniądze winny zostać przekazane na fundusz pomocy dla biednych mieszkańców wsi”¹¹

Niezależnie od tego, jak bardzo mieszkańcy wioski nie pochwalali przybyszów, ci ostatni przynajmniej wprowadzili do Oberstdorfu nutę dawno utraconej wesołości. Każdej środy duża grupa gości, ubranych w najlepsze stroje wieczorowe, chodziła potańczyć do Parkhotel Luitpold, który wciąż zachowywał coś ze swojego przedwojennego blasku. Aż do pewnej nocy, kiedy o dwudziestej trzeciej nagle pojawiła się policja i kazała wszystkim wracać do domu. „Czy ktoś naprawdę myśli”, pytała oburzona OGF kilka dni później, „że to protekcjonalne zachowanie – tak szkodliwe dla kurortu – wytrąci wóz z kolein lub sprawi, że nasi obywatele będą bardziej zadowoleni z czasów, w których żyjemy?”¹² Na szczęście wraz z wprowadzeniem bardziej akceptowalnych „tanecznych herbatek” szybko znaleziono rozwiązanie problemu nocnych hulanek. Jeśli jednak tradycyjne tańce przyjmowano ostrożnie, fokstrot spotykał się z powszechnym potępieniem – bezwstydny amerykański import, którego nawet OGF nie mogła tolerować.

Goście, cieszący się wszystkim, co Oberstdorf miał do zaoferowania, często wydawali się obnosić ze swoim względnym bogactwem, czym prowokowali przytłoczonych mieszkańców. Liczne ogłoszenia drobne drukowane przez OGF w początkach lat powojennych ukazują ponurą rzeczywistość codziennego życia. Te krótkie notki w poruszający sposób oddają smutek i rozbicie spowodowane wojną, a zarazem ukazują ludzkie pragnienie, by zostawić wojnę za sobą:

Wdowa sprzedaje bieliznę i koszule poległych synów

Kto może dać kozie mleko ciężko choremu mężczyźnie?

Która hojna rodzina w Oberstdorfie przyjmie bezpłatnie, ale w zamian za pracę, taką jak szycie, lekcje gry na pianinie, opieka nad dziećmi, przez kilka tygodni dwie zubożałe arystokratki; siostry w wieku 36 i 40 lat, pilnie potrzebujące rekonwalescencji?

Która poświęcająca się kobieta zaopiekuje się za opłatą biednym czteromiesięcznym dzieckiem?

Kto zaoferuje potrzebującej kobiecie codziennie litr przyzwoitego bulionu i małą porcję mięsa w zamian za litr mleka dziennie?

Pojawili się przedsiębiorcy gotowi wykorzystać nowe możliwości: „Skupuje się stare zęby i protezy, kości, a włosy bliskich (żywych lub zmarłych) przerabia się na łańcuszki do zegarków”; żadna niewielka miejscowość nie była też wolna od plotek, oszczerstw ani zepsutych młodych mężczyzn:

Niżej podpisana odwołuje obraźliwe oświadczenie, które złożyła na temat Josefa Wechsa w związku ze sporem o „tylko łobuzy otrzymują pomoc”.

Karl Richter dystansuje się od zachowania swoich synów oskarżonych o poważne wykroczenie.

Matka przeprasza za swoją nieletnią córkę Hedwig, która rozpowszechniła nieprawdziwe oświadczenie usłyszane od syna rolnika Melchiora Beslera , jakoby Herr Johann Schmid przekazał zjełczałe masło do sanatorium Saathoff. Ona i dwie inne osoby wpłaciły 30 marek na fundusz pomocowy.

Przy tak rozpaczliwych niedoborach kradzieże były nieuniknione; tyle że w miejscowości, w której wszyscy znali się nawzajem, zawsze było się obserwowanym:

23 czerwca ubiegłego roku w drodze do Loretto zgubiono czarny wełniany kardigan. Kardigan został zauważony u kobiety, która w zeszły czwartek była w księgarni A. Hofmanna. Kobieta proszona jest o zwrot kardiganu do księgarni, w przeciwnym razie zostanie przeciw niej wniesione oskarżenie.

Złodziej, który ukradł pranie z suszarki Herr Lutza w nocy, zostaje ostrzeżony, że sąsiad go rozpoznał.

We wrześniu 1919 roku, w odpowiedzi na pogarszającą się sytuację gospodarczą i ciągłe zagrożenie przemocą w miastach, radni (podobnie jak w innych wioskach i miasteczkach w całym regionie) zebrali się, aby przedyskutować możliwość powołania lokalnej milicji. Biorąc pod uwagę drakońskie warunki narzucone przez traktat wersalski regulujący demilitaryzację Niemiec, była to niezwykle delikatna kwestia i prawdopodobnie dlatego spotkanie odbyło się nie jak zwykle w ratuszu, ale w gospodzie Hirsch, która – ze swoim niskim sufitem, drewnianymi meblami, malowanymi ozdobami i porożem na ścianach – była tak bawarska, jak to tylko możliwe.

W zadymionym, cuchnącym piwem pomieszczeniu robotnik przemysłu tekstylnego, socjalista, jako pierwszy zwrócił się do swoich kolegów. Zaczął od stwierdzenia, jak smutne jest to, że tuż po wojnie cywile muszą rozważać chwycenie za broń. Zaraz jednak przeszedł do ostrzeżenia: „Nie wiemy, jakie szaleństwo uderzy następnym razem, by zniszczyć nasz pokój – nawet w takim zaścianku jak Oberstdorf”. Generał hrabia von Brand, jeden z nowych mieszkańców, pochodzący z północy protestant, chciał zabrać głos. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej w Monachium walczył wraz z Freikorpsem przeciwko spartakusowcom i przedstawił zebranym upiorną opowieść o losie, jaki czeka Oberstdorf, jeśli kiedykolwiek zostanie zaatakowany przez bolszewików. Z tym że, jak bystrze zauważył Hochfeichter, nikt tak naprawdę nie mógł być pewien, że najbliższym zagrożeniem okażą się komuniści – podkreślił, że równie dobrze atak może nadejść z prawej strony. Ostatecznie niechętnie uznano powołanie wiejskiej milicji za uzasadnione, pod warunkiem że nie zostanie wykorzystana do celów politycznych¹³

Podjąwszy tę doniosłą decyzję, rada wdrażała ją powoli. W końcu w Oberstdorfie rozwieszono ogłoszenia, w których wzywano ochotników do zgłaszania się, ale też jasno informowano, że jedynym celem milicji jest „obrona naszej doliny przed elementem rewolucyjnym”. Kiedy zgłosiło się wystarczająco dużo ludzi, dowództwo objął generał von Brand. Jego pierwszym zadaniem było przypomnienie milicjantom, że ich karabiny stanowią własność państwową i nie można ich wykorzystywać do kłusownictwa. Dodał również, że „niedojrzałe elementy”, które niedawno zwróciły jego uwagę, nie powinny strzelać w powietrze podczas wesel. Ostatecznie milicja Oberstdorfu miała okazać się dla generała poważnym rozczarowaniem. Ubolewał nad brakiem żołnierskich cech u mężczyzn, w szczególności nad ich „niedbałą postawą i słabą frekwencją”¹⁴

Być może dla niektórych generał był parodią żołnierza, von Brand jednak nie mylił się całkowicie. Gdy trzynastego marca 1920 roku pucz Kappa¹⁵w Berlinie wywołał kolejną falę przemocy i niepokojów politycznych, trzy czwarte milicji nie stawiło się na apel, mimo że został on starannie zaplanowany, tak aby nie kolidował z mszą ani dojeniem. Do ostatecznego starcia doszło, gdy generał wrócił z inspekcji milicji w pobliskim mieście Kempten, gdzie znalazł porządną grupę trzystu mężczyzn. Nie tylko byli zorganizowani i zdyscyplinowani, donosił generał, ale przede wszystkim „nie wykłócali się”. Dlaczego, zapytywał, mieszkańcy Oberstdorfu nie mogliby być do nich podobni?¹⁶To, że postanowił swoje poglądy wyrazić publicznie, okazało się kiepskim pomysłem. Na kolejnej paradzie pojawiło się tylko ośmiu mężczyzn. Jeden z nich, rolnik (który grał również na tubie w orkiestrze dętej), urządził scenę – „krzyczał i gestykulował dziko”. Ta kropla przepełniła czarę. Generał zrezygnował.

W kwietniu 1920 roku Oberstdorf powitał ostatnich weteranów. Było to, jak zauważyła OGF, wielkie wydarzenie. „W blasku słońca i przy akompaniamencie orkiestry dętej stowarzyszenia przemaszerowały ze swoimi flagami pod pomnik wojenny na rynku. Następnie odbyły się uroczystości w hotelu Löwen. Każdy weteran otrzymał 120 marek ufundowanych przez radę miejską i anonimowego darczyńcę. Wojna wreszcie się skończyła”, ogłosiła OGF. I dodała: „Zostawiamy znamienitych weteranów, życząc im na koniec, aby w przyszłości mogli żyć szczęśliwie w otoczeniu swoich bliskich i bez przeszkód kontynuować swoje życie zawodowe”¹⁷

Kilka miesięcy później, gdy wszelkie groźby krwawej rewolucji zdawały się oddalać, wiejska milicja została rozwiązana. Jej ostatni występ miał miejsce w kolejny piękny słoneczny dzień. Ponownie przy akompaniamencie orkiestry dętej obrońcy Oberstdorfu przemaszerowali przez wioskę na strzelnicę. Tutaj spędzili wesołe popołudnie, rywalizując o nagrody i, jak to ujęto w oficjalnym protokole, „dając świadectwo wspaniałego ducha, który jednoczy wszystkie serca”¹⁸ Na razie wyglądało na to, że Oberstdorf może wreszcie spoglądać w przyszłość z nadzieją na pokój i dobrobyt.

------------------------------------------------------------------------

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI

------------------------------------------------------------------------PRZYPISY

Wstęp

1 „Oberstdorfer Gemeinde- und Fremdenblatt” (OGF), 6 marca 1933. ↩

2 Karl Weinlein do Josepha Goebbelsa, 14 marca 1934, Bundesarchiv Berlin, Oberstes Partei Gericht (OPG), Parteiausschlussverfahren gegen Weinlein, Scheller Franoux und Ehefrauen, sygn. R 9361/I 41628, s. 84–87. ↩

Rozdział 1. Powrót do domu

1 Wywiad z doktorem Thaddäusem Steinerem, synem Wilhelma Steinera, 22 lipca 2017. ↩

2 Ingrid Weissenberger, _Das Trettach Hotel_, Tredition, Hamburg 2018, s. 332. ↩

3 Tamże, s. 329–330. ↩

4 Tamże, s. 334. ↩

5 OGF, 28 stycznia 1919. ↩

6 OGF, 5 października 1919. ↩

7 Joseph Buck, _Handbuch für Reisende im Algäu , Lechtal und Bregenzerwald_, Dannheimer, Kempten 1866, s. 149. ↩

8 Zob. Daniel Ritter von Pitrof, _Gegen Spartakus in München und im Allgäu_, C. Gerber, Munich 1937, s. 25 i nn. ↩

9 Archiv Marktgemeinde Oberstdorf, statystyki, pudło 13 D. ↩

10 OGF, 1 października 1919. ↩

11 OGF, 16 lutego 1921. ↩

12 OGF, 3 stycznia 1920. ↩

13 OGF, 1 października 1919. ↩

14 OGF, 15 listopada 1919. ↩

15 W marcu 1920 roku prawicowy ekstremista i były poseł do Reichstagu Wolfgang Kapp podjął, z pomocą Freikorpsu, nieudaną próbę obalenia demokratycznego rządu Friedricha Eberta. ↩

16 OGF, 20 marca 1920. ↩

17 OGF, 7 kwietnia 1920. ↩

18 OGF, 30 października 1920. ↩
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij