-
W empik go
Miasteczko zbrodni. Dlaczego zginęła Iwona Cygan? - ebook
Miasteczko zbrodni. Dlaczego zginęła Iwona Cygan? - ebook
W dziennikarskim śledztwie Monika Góra powraca do bulwersującej sprawy zabójstwa Iwony Cygan ze Szczucina i zastanawia się, jak to się stało, że sympatyczna uczennica liceum została brutalnie zamordowana przez swoich sąsiadów, znajomych rodziców, ojców jej koleżanek? Czy sprawcy chcieli ją wywieźć i sprzedać do agencji towarzyskiej w Austrii? A może dowiedziała się o ich nielegalnych narkotykowych interesach? Czy może tej nocy została wystawiona jakiemuś wysoko postawionemu politykowi? W drugim wydaniu książki autorka zamieszcza nowy rozdział będący odpowiedzią na medialne rewelacje dotyczące sprawy, kopię wyroku sądowego, jaki orzeczono wobec najważniejszego świadka oskarżenia, policjanta Leszka W. oraz kilkadziesiąt nowych zdjęć.
| Kategoria: | Literatura faktu |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397422636 |
| Rozmiar pliku: | 14 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wysiadają z samochodów.
Powietrze jest rześkie po burzy. Gorąca po upalnym dniu ziemia intensywnie paruje. Z drzew spadają ostatnie krople deszczu.
Mężczyźni otwierają drzwi jasnego poloneza, wyciągają ciężko pobitą dziewczynę wprost na trawę.
Iwona resztką sił wstaje. Jeszcze próbuje uciekać. Kilkadziesiąt metrów w stronę wsi. W stronę domostw, ludzi.
Wdrapuje się po wale, ale jest ślisko, bo trawa mokra. Przewraca się. Wtedy ją dopadają. Mocne uderzenie drewnianą sztachetą w tył głowy powala ją na ziemię. Iwona upada na twarz. Traci przytomność. Za nogi ściągają ją w dół.
Jeden z mężczyzn, wielki i zwalisty, podchodzi do ogrodzonego wybiegu dla zwierząt. Odrywa z niego dwa długie drewniane patyki i stalowy drut, lekko skorodowany. Podchodzi do Iwony, klęka nad nią okrakiem. Pozostali stoją obok, patrzą.
Mężczyzna owija drut wokół szyi dziewczyny. Zamaszyście kręci jednym kołkiem, coraz mocniej naciskając na tętnicę. Zardzewiały drut wrzyna się w ciało. Iwona przestaje oddychać. Mężczyzna skręca węzeł z drutu na jej karku.
– Już – pada z widowni.
Ściągają jej spodnie i majtki, żeby upozorować gwałt. Podciągają bluzkę. Przesuwają ciało bliżej ścieżki biegnącej przy wale. Ręce układają wzdłuż tułowia, nogi razem.
Potem szybko wsiadają do samochodów i odjeżdżają wyboistą drogą.
Nie wiedzą, że na górze wału stoi Tadeusz. I wszystko widzi.STRACH
Jest zima 2015 roku. Ze starszą siostrą Iwony Anetą najpierw kilkakrotnie rozmawiam przez telefon. Zawsze mówi szybko, chaotycznie, głos jej drży. Czasami płacze. Nie chce się spotkać.
– Byłam wtedy bardzo nieufna, taka stłamszona – opowie później. – Przez kilkanaście lat wtłaczano nam do głowy, że nie możemy się kontaktować z mediami, że nie możemy z nikim rozmawiać.
Aneta daje mi numer do pana Mieczysława, swojego ojca.
Z nim też najpierw kilka razy rozmawiam przez telefon. Przekonuję go, że nagłośnienie sprawy zabójstwa Iwony to ostatnia szansa, żeby ją wyjaśnić. Tak, tak, ale… Może jeszcze spróbują ze znajomym politykiem, może jeszcze gdzieś zadzwonią, pojadą… Poza tym, mówi Mieczysław Cygan, władza w Polsce się zmieniła, może nowy minister sprawiedliwości wznowi śledztwo. Może i wznowi, odpowiadam, ale tylko gdy będzie o niej głośno. Pan Mieczysław nie jest przekonany.
Kilka dni później rozmawiam na Skypie z Gosią, młodszą siostrą Iwony. Od lat mieszka w Szkocji, pracuje w szkole podstawowej. Gdy Iwona zginęła, miała dziesięć lat.
– Ja po prostu chcę, żeby oni ponieśli karę – mówi. – Bardzo skrzywdzili moją siostrę, musiała bardzo cierpieć.
Gosia mieszka daleko od Szczucina, a jak wiadomo, z daleka czasem widać lepiej. Obiecuje, że porozmawia z Anetą i tatą, namówi ich na rozmowę do reportażu. Po kilku dniach dzwonię ponownie do Mieczysława Cygana i staje się cud. Ojciec Iwony zgadza się na spotkanie.
W pewną zimną niedzielę jadę więc do Szczucina. Pan Mieczysław przyjmuje mnie w swojej świątyni – bo tak wygląda salon rodzinnego domu Cyganów. W salonie kominek, który robił razem z żoną. On kładł płytki, Cenia fugowała. Na kominku i na segmencie ołtarzyki z fotografii żony i córki. Na wszystkich ścianach ich duże zdjęcia. Pani Czesława bacznie mi się z nich przygląda, jakby oceniając, czy zasługuję na zaufanie.
Pan Mieczysław upiekł sernik na jogurcie. Mówi, że życie straciło dla niego sens. Po co żyć? Dla kogo? Chciałby jeszcze tylko wyjaśnić sprawę Iwonki, żeby stała się sprawiedliwość, żeby zabójcy jego dziecka zostali ukarani. Już tylko na tym mu zależy.
Po rozmowie z ojcem Iwony zaczynam rozumieć, dlaczego są tak nieufni. Ostatni prokurator prowadzący śledztwo w Tarnowie wielokrotnie ostrzegał ich, że nie mogą rozmawiać z dziennikarzami, bo zaszkodzą sprawie. Uwierzyli mu.
Potem przeglądam częściowo skopiowane akta sprawy i przeżywam szok. Przecież w nich wszystko jest! Co najmniej kilka osób wprost mówi, kim są ludzie zamieszani w zabójstwo Iwony. Świadkowie opowiadają o procederze wywożenia do Austrii młodych dziewcząt, o grupie „trzymającej władzę” w Szczucinie, o związkach lokalnych policjantów ze światem przestępczym.
Umawiam się z Anetą w miejscu publicznym. Gdy się spotykamy, jest bardzo spięta. Mówi, że odwiedzili kilku adwokatów, w Tarnowie i w Krakowie, ale żaden z nich nie chciał się podjąć prowadzenia sprawy. Nie chce mi się w to wierzyć. Czy to możliwe, żeby macki szczucińskiej ośmiornicy dotarły aż do Krakowa?
Aneta opowiada wszystko od początku. Powoli zdobywam jej zaufanie. I chyba udziela mi się jej niepokój, bo gdy wracam do domu, instynktownie się rozglądam, by sprawdzić, czy nikt mnie nie śledzi.DZIECIUCH
Sierpień 1998 roku, druga połowa wakacji. Od tygodnia jest gorąco. Upał.
Spokojne osiedle domków jednorodzinnych, duży tradycyjny dom. W ogródku biega pies Bobik. To tu mieszkają z rodzicami trzy siostry: najstarsza Aneta, średnia Iwona i najmłodsza Gosia. Sprowadzili się dziesięć lat wcześniej z Dąbrowy Górniczej, bo Mieczysław chciał wrócić w rodzinne strony, do Szczucina. To małe miasteczko w pobliżu Tarnowa, cztery tysiące mieszkańców, dookoła gęste lasy, pola uprawne. Na rynku w centralnym punkcie stoi okazały kościół, przed nim ławeczki. W niedzielę wszyscy spotykają się na mszy. Słuchają z nabożeństwem kazania proboszcza Józefa Przybycienia. Przekazują sobie znak pokoju.
Jest spokojnie, sielsko. Młodzi do późnej nocy jeżdżą na rowerach wokół rynku. Siedzą na ławkach, rozmawiają. Nikt się nie boi, wszyscy się znają, czują się bezpiecznie.
Nie ma tu zbyt wielu atrakcji – dwie knajpy na krzyż i nic poza tym. W wakacje młodzi przenoszą się z jednej do drugiej. Trochę posiedzą U Trabanta, zjedzą frytki, wypiją sok. Potem idą do Zajazdu Leśnego, w skrócie nazywanego Leśną, restauracji należącej do lokalnej firmy Tankpol. Czasami wypiją piwo i za lokalem wypalą papierosa. Czasem pójdą na wiejską potańcówkę, pojadą pod namiot nad jezioro albo zrobią ognisko. W weekendy około dziewiątej wieczorem specjalne autobusy zabierają ich na dyskotekę w Bolesławiu.
– My miałyśmy kategoryczny zakaz jeżdżenia na te dyskoteki – opowiada Aneta.
Mama Czesława jest stanowcza. Córki trzyma krótko.
– Jak przychodzili moi znajomi, mama ich segregowała – przypomina sobie starsza siostra Iwony. – Mówiła: „Ten tak, ten nie. Ten tak, ten nie”. Nawet mój przyszły mąż bardzo się jej bał.
Aneta ma wtedy dwadzieścia lat, spotyka się ze Szczepanem, który potem zostanie jej mężem.
Przez całą szkołę podstawową dziewczyny muszą chodzić ze związanymi włosami. Mama sprawdza, czy są odpowiednio ubrane, kontroluje obowiązki szkolne.
– Dzieci się bawiły, a my siedziałyśmy w kuchni i przepisywałyśmy zeszyty – wspomina Aneta. – Łzy nam leciały, ale musiałyśmy siedzieć i przepisywać.
Wieczorem o dziewiątej miały być w domu, ale akurat ten nakaz często łamały. Później były awantury, krzyki, kary.
Tata Mieczysław pracuje jako kierowca, jeździ tirami. W odróżnieniu od żony jest raczej uległy. Gdy zaczyna handlować dżinsami na targu w Szczucinie, Cenia pomaga mu prowadzić firmę.
Dwa miesiące wcześniej Iwona skończyła siedemnaście lat. Jest bardzo ładna, wysoka, szczupła. Wszyscy mówią, że to najładniejsza z trzech córek Cyganów. Wójt Szczucina Bolesław Łączyński wyzna nawet w telewizji, że była „najładniejsza w miasteczku”.
Czesława Cygan z córkami – Gosią i Iwoną. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
Dziewczyna chodzi do liceum w Dąbrowie Tarnowskiej. Zimą mieszka w internacie, latem dojeżdża. Sympatyczna, uczynna, zawsze uśmiechnięta.
Iwona z siostrą Gosią. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
Halinka, koleżanka, z którą siedziały w jednej ławce, wspomina, jak pewnego razu pisali sprawdzian. Halinka nic nie napisała, była załamana. Wtedy Iwona dała jej swoją pracę.
– Ale pani nas złapała – opowiada. – Obie dostałyśmy dwóje, a Iwonka powiedziała: „Prawie się udało!”.
Koło domu Cyganów jest duży plac. Dziewczyna zbiera wszystkie maluchy z osiedla, rozkłada ręcznik i bawi się w przedszkole. Chodzi z dziećmi za rączkę, gra w klasy. Chce być przedszkolanką.
– Sąsiadka nam ostatnio powiedziała, że w te wakacje, kiedy zginęła Iwona, była ze swoją córką Martą w Szczucinie – opowiada Gosia, najmłodsza siostra. – Iwona przyszła do niej, żeby się z tą Martą pobawić. A ta dziewczynka miała wtedy trzy latka.
Małgosia ma niebieski wózek dziecięcy. Iwona wkłada do niego króliki i wozi je po osiedlu. Kocha zwierzęta.
– Bawiła się z nami w sklep, jako pieniądze miałyśmy liście z drzew – wspomina sąsiadka Asia, o wiele młodsza od Iwony. – Jeździła z nami na rolkach, rysowała kredą po ulicy. Normalna dziewczyna, grzeczna, miła.
– Iwona to był dzieciuch mimo swojego wieku – dodaje Aneta. – Naiwna, łatwowierna, ufna.
Jednak niektórzy widzieli ją trochę inaczej.
Iwona z młodszą siostrą na łące. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
Trzy siostry – najmniejsza Gosia, średnia Iwona, najstarsza Aneta. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
– Iwona to była osoba o bardzo mocnym charakterze – mówi Ela, o rok młodsza kuzynka. – Nie dało się nią manipulować. Ja bym powiedziała, że wiedziała, czego chce od życia, potrafiła dążyć do celu.
Była zaradna.
– Mama zawsze wysyłała ją na zakupy – wspomina Ela. – Iwona poleciała do jednego, drugiego, trzeciego sklepu, tu coś było tańsze, tam coś innego. Jak zostawały jej pieniądze, to miałyśmy na lody. Umiała tak zakombinować, żeby było dobrze.
Kiedyś wymyśliła, że pozbiera wszystkie ubrania, w których nie chodzi, i sprzeda na targu.
– Koc rozłożony i sprzedawałyśmy jej ciuchy na jarmarku. Wujek z ciocią nie wtrącali się. Jeżeli chciała, proszę bardzo, niech próbuje – opowiada kuzynka.
Ze starszą siostrą prawie codziennie się kłóciły. O wszystko. O pierdoły.
– Denerwowało mnie, że Iwona zawsze musiała iść na doczepkę do mnie – wyznaje Aneta. – Mama mówiła, że może wyjść, tylko jak się nią zaopiekuję.
Darły koty, ale po chwili wszystko już było dobrze.
Uczyła się grać na gitarze.
Słuchała Nirvany.
Pięknie rysowała.
Uwielbiała błyskotki. Na lewej ręce nosiła cienki srebrny łańcuszek, a na palcu pierścionek.
Te ozdoby zaginą po rozpoczęciu śledztwa i nigdy się nie odnajdą.
Czesława Cygan z córkami – Gosią i Iwoną. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
Komunia Święta Iwony. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
– Pamiętam, że rok przed śmiercią zrobiła sobie dwie dziurki w jednym uchu. Mama strasznie z tym walczyła – przypomina sobie Aneta. – Iwona była naprawdę dobrym człowiekiem. Myślę, że każdy, kto miał z nią bliższy kontakt, zapamiętał ją jako bardzo życzliwego człowieka, który nigdy nie odmówił nikomu pomocy.
Siostry podczas wspólnej zabawy Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
Od lewej: Czesława Cygan, Iwona i najmłodsza Gosia przed domem rodzinnym. Fot. Archiwum rodzinne CyganówOJ, MAMCIU, JEST FAJNA
Od dwóch lat Iwona przyjaźni się z Renatą. Znają się od podstawówki, chociaż chodziły do różnych klas. W roku szkolnym spędzają razem tylko weekendy, bo Renata uczy się w technikum hotelarskim w Zakopanem, a to szkoła z internatem. W piątek po południu Iwona wychodzi po przyjaciółkę na przystanek i idą do Leśnej. W soboty na dyskoteki do pubu U Trabanta.
W wakacje widują się codziennie. Iwona jedzie do Renaty na rowerze, a potem razem idą do Zajazdu. Czasami zdarza im się wypić piwo, chociaż Iwona nie lubi alkoholu.
– Renata zawładnęła nią totalnie – opowiada Aneta. – Moja siostra zaczęła się odcinać od reszty znajomych. Wszędzie była tylko Renata.
W poprzednie wakacje Iwona spotykała się z chłopakiem, Przemkiem.
– Mama się cieszyła, bo wiedziała, że to bardzo dobry chłopak, ułożony – dodaje siostra. – Myślała, że ją odciągnie od Renaty. Ale Renata była bardzo zazdrosna o Przemka i o czas, który spędza z Iwoną. Moja siostra musiała wybierać między Przemkiem a Renatą, więc wybrała Renatę.
Iwona. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
Nastolatka dzieli pokój ze starszą siostrą Barbarą i bratem Bogdanem. Raz Iwona zabrała do niej Małgosię.
– Weszliśmy do takich piwnic, jej pokój był cały na czarno – opowiada. – Pamiętam, że byłam przerażona. Naskarżyłam mamie potem, że to jakaś satanistka.
Renata po latach powie, że miała pokój na piętrze i był pomalowany na jasno. Ale przyzna, że podarowała Iwonie kasetę z tekstem satanistycznym, prawdopodobnie była to _Biblia szatana_ Antona Szandora LaVeya w języku polskim.
– Każdy, kto miał z nią kontakt, mówi, że to ponura dziewczyna, zamknięta w sobie – mówi Aneta. – Jej siostra Baśka była taka sama.
Mama Iwony nie lubi Renaty, nie pozwala córce się z nią przyjaźnić. Aneta nie rozumie dlaczego: „Ale co ci się w niej nie podoba? Przecież jest zupełnie normalna”. Matka nie potrafi tego wytłumaczyć. Czuje, że Iwona nie powinna się z nią zadawać, i już.
– Często w tym pokoju siedziały i jej słowa były: „Ale z ciebie laska” – wspomina Mieczysław Cygan. – Mama zawsze mówiła: „Iwona, to nie jest koleżanka dla ciebie”. A ona: „Oj, mamciu, jest fajna”.
Od jakiegoś czasu Renata ma zakaz przychodzenia do Cyganów. Ale Iwona ją uwielbia, więc starsza o trzy lata Aneta często kryje siostrę. Mówi mamie, że wychodzą razem, a potem ona spotyka się ze swoimi znajomymi, a Iwona z Renatą.
– Czekałyśmy na siebie przed domem. Ja na nią albo ona na mnie, i wchodziłyśmy razem. Żeby mama się nie zorientowała.
Do dzisiaj dręczą ją z tego powodu wyrzuty sumienia.
– Pozwalałam, żeby Iwona się z nią spotykała. Przekonywałam mamę, że Renata jest normalna. Była jej przyjaciółką. Z tego powodu dla mnie to ona odegrała największą rolę w tym morderstwie.
– Towarzystwo tej Renaty to byli ludzie starsi, koledzy Baśki, którzy mieszkali w Wiedniu – dodaje Gosia.
W wakacje 1997 roku Barbara też wyjeżdża do pracy w Austrii i zatrzymuje się w kamienicy, w której jej znajomy Wiktor K. wynajmuje mieszkania Polakom. Po wakacjach wraca do kraju, uczy angielskiego w szkole podstawowej, udziela korepetycji. W lipcu kolejnego roku znowu jedzie do Wiednia ze swoim chłopakiem Mariuszem.
Wiktor załatwia Baśce pracę, podobno w tureckiej knajpie. Zawozi ją do niej, odwozi do domu, a potem jeszcze zaprasza do baru na piwo. Mariuszowi te amory się nie podobają, mimo że dziewczyna zapewnia go, że Wiktor to jej kuzyn. Na początku sierpnia para rozstaje się i Mariusz wraca do kraju sam. Baśka zostaje w Austrii jeszcze kilka dni, po czym przyjeżdża do Polski z Wiktorem*.
– Plotki chodziły, że Wiktor K. się w niej podkochiwał – mówi Aneta. – Nie chciał, żeby pracowała knajpie w Austrii, i załatwił jej inną rolę. Miała w Szczucinie oferować dziewczynom pracę.
------------------------------------------------------------------------
* Protokół przesłuchania świadka Barbary F. (z domu G.), protokół przesłuchania świadka Mariusza K. w sprawie o sygn. II K 207/17 rozpoznawanej przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie.TA OSTATNIA NIEDZIELA
Małgosia dobrze pamięta ostatni dzień spędzony z Iwoną.
– Malowała mi paznokcie na niebiesko, bo pierwszy raz jechałam na kolonie.
Na tym samym obozie co Gosia, w Jantarze, przebywa wtedy nastoletni Grzegorz Dudek. Jego ojciec Stanisław dwa lata później zginie w dziwnym wypadku samochodowym. Ale o tym potem.
Kilka dni po wyjeździe Małgosi, w niedzielę wieczorem, Baśka zaprasza Iwonę i Renatę na dansing do Zajazdu Leśnego. Aneta wpada tam na chwilę ze Szczepanem. Widzi, że Iwona siedzi z Renatą, Baśką i jej byłym chłopakiem Markiem. Ten ostatni pracuje dla Tankpolu, stawia wszystkim napoje.
Aneta siedzi przy innym stoliku. O dziewiątej podchodzi do siostry.
– Idziemy do domu – mówi.
Młodsza siostra patrzy błagalnym wzrokiem.
– Mogę jeszcze chwilę zostać? Na górze jest zabawa…
Aneta się waha. Wie, że muszą wrócić do domu razem, bo będzie awantura.
– Na to Baśka powiedziała, żebym się nie martwiła, bo Iwona będzie pod jej opieką – opowiada. – Dziewczyny się pobawią, potańczą. I odprowadzi Iwonę do domu.
Aneta nie jest przekonana, ale słowa Baśki, o dwa lata starszej pani nauczycielki, w końcu ją przekonują. Wychodzi ze Szczepanem z lokalu, wraca grzecznie do domu i mówi mamie, że Iwona zaraz przyjdzie.
– Nie powiedziałam jej, że poszła na ten dansing – przyznaje.
Tymczasem w górnej sali w Zajeździe Leśnym Iwona z Renatą tańczą. Jest dużo starszych panów, między innymi Jan Ł. pseudonim Murłata, znajomy ojca Renaty i Baśki. Jego żona dwa lata wcześniej została zastrzelona w szczucińskim sklepie. Jest Ryszard L., zdaniem jednego z policjantów włamywacz i drobny złodziej, który chwilę wcześniej wrócił ze Stanów Zjednoczonych i wybudował sobie dom pod lasem w Szczucinie. Są też osoby pracujące w Austrii – Wiktor K. i jego brat Ryszard. Jak Renata potem opowie, młode dziewczyny tańczą z panami w kółeczku. Prawdopodobnie piją alkohol, który stawia Marek.
Do domu Iwona dociera bardzo późno, około pierwszej w nocy, może nawet później. Przychodzi sama czy ktoś ją przywozi? Nie wiadomo.
Cały następny dzień spędza w łóżku. Tłumaczy, że szła z koleżankami zaraz za Anetą, ale jeszcze kogoś spotkały, zagadały się… Nie wychodzi z pokoju, nie można do niej wejść. Mama pyta, co się stało. Iwona odpowiada, że nic.
– Jestem przekonana, że coś się tam wydarzyło – stwierdza Aneta. – Iwona nie chciała nic mówić. Przez cały poniedziałek leżała w łóżku, płakała. Mama mówiła, że nigdy jej takiej nie widziała.
Być może ktoś jej dosypał coś do szampana. Możliwe, że został nakręcony z nią jakiś film albo ktoś jej zrobił kompromitujące zdjęcia. Niewykluczone, że Iwona została tej nocy zgwałcona.
Później do organów ścigania przyjdzie anonim informujący, że kilka dni po dansingu Iwona była widziana w poradni ginekologicznej. Jakiś mężczyzna miał jej tam grozić. Dąbrowska prokuratura sprawdza anonim i ustala, że nie ma związku ze sprawą.
W poniedziałek i wtorek wieczorem Iwona spotyka się z Renatą, ale tylko na godzinę. Renata przez cały czas kupuje karty do budek telefonicznych i gdzieś dzwoni. Nie chce powiedzieć Iwonie, o co chodzi.
Aneta jak zawsze kryje siostrę przed mamą. Wychodzą z domu razem, ale potem się rozdzielają. Iwona spotyka się z Renatą, a Aneta ze swoimi znajomymi.
W środę Iwona przekonuje mamę, żeby ją puściła do domu Renaty. Mama nie jest zachwycona, ale w końcu się zgadza. Dziewczyna wychodzi o szóstej wieczorem, ale po godzinie już jest z powrotem. Nie zastaje koleżanki.
W tym samym czasie Renata jest z Baśką w domu Wiktora K. pod Tarnowem. Sprzątają po remoncie. Gdy kończą, całą ekipą jadą na kolację i drinka do baru U Trabanta.
Iwona spędza ostatni wieczór z mamą i starszą siostrą w domu. Rozmawiają o jakichś głupotach. Nagle mama mówi, że źle się czuje. Wtedy Iwona rzuca, że jeśli umrze, nie chce być pochowana w Szczucinie.
– Teraz myślę, że czegoś się bała – sądzi Aneta.JESZCZE SŁONKO BYŁO NA NIEBIE
W czwartek przed południem Aneta i Iwona jadą do Dąbrowy Tarnowskiej na zakupy. Aneta planuje wyjazd pod namiot ze znajomymi, brakuje jej paru rzeczy. Spóźniają się na autobus, łapią stopa. Do Dąbrowy podwozi je Jan, kolega.
Podczas zakupów rozmawiają.
– Iwona mówiła, że mama miała rację, Renata coś przed nią ukrywa. Że już jej nie ufa – opowiada Aneta. – Że coś się dzieje wokół niej, czego ona kompletnie nie rozumie. I że więcej się z Renatą nie spotka. Dokładnie tak powiedziała. Codziennie te słowa słyszę.
Popołudnie Iwona spędza w domu. Mówi do Czesławy:
– Mamcia, dzisiaj nigdzie nie wychodzę.
O trzeciej jedzie tylko na chwilę na rolkach do Oli, swojej najlepszej przyjaciółki sprzed ery Renaty. Gdy wraca, akurat leci _Klan_. Potem Aneta wysyła ją po ich ulubione lody Iza do pobliskiego GS-u.
Iwona Cygan z młodszą siostrą Gosią. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
Iwona. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
– To ładny dzień był, pamiętam jak dziś – przypomina sobie Mieczysław Cygan. – Robiłem okno i Iwunia mi pomagała. Bo ona takim majsterkowiczem była. Jakem samochód naprawiał, to przychodziła mi pomagać, jak mała była. Ja specjalnie dawałem jej te śrubki, żeby się pobrudziła. Mama się złościła później.
Wieczorem Iwona kończy pomagać ojcu przy oknie i stwierdza, że idzie jeszcze raz na rolki. Już stoi w furtce przed domem, kiedy dzwoni telefon.
– Renatka zadzwoniła – mówi Mieczysław. – Jeszcze słonko na niebie było. Gdzieś przed ósmą.
Odbiera mama, przez okno woła Iwonę. Dziewczyna wraca do domu, podnosi słuchawkę na dole. Czesława na górze podsłuchuje.
– Słyszałam, jak Renata ją prosiła: „Iwonko, proszę cię, wyjdź. Proszę cię, wyjdź”. Iwona mówi: „Nie, bo mnie ty kłamiesz”. „Wyjdź, Iwonko, na chwilę” – opowie Czesława Cygan w 2011 roku w programie TVP _Listy gończe_.
W końcu Iwona się zgadza, umawiają się o wpół do ósmej pod kościołem. Iwona wkłada nowe dżinsy, które mama jej kupiła podczas ostatnich wielkich zakupów w Tarnowie, i nowe czarne martensy. Na plecy zarzuca sweter w kolorowe paski pożyczony od Oli. Za dwadzieścia ósma wychodzi z domu razem z Anetą. Mama prosi starszą córkę, żeby nie spuszczała Iwony z oczu.
– Zastanawiam się nad słowami Iwony. Mówiła, że boi się Renaty. – Aneta się zamyśla. – Może gdybym jej nie kryła przed mamą, gdybym powiedziała jej to, co Iwona mi mówiła… Może wszystko byłoby inaczej.
Iwona przez całą drogę papla, jak to ona. Renatę widzą już z daleka, wychodzi po koleżankę aż pod szkołę. Aneta pamięta, że miała na sobie długą kwiecistą spódnicę.
Iwona. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
Iwona. Fot. Archiwum rodzinne Cyganów
– Renacie się bardzo śpieszyło, przez cały czas spoglądała na zegarek. Powiedziała, że musi Iwonie coś wytłumaczyć.
Jednak przez całą drogę na rynek nie odzywa się słowem. Gdy dochodzą do przystanku, Iwona idzie do sklepu spożywczego i kupuje sobie paczkę gum do żucia.
Jedną z tych gum technicy policyjni znajdą później na jej bluzce w miejscu zabójstwa.
Gdy wraca, mówi Renacie, że musi być w domu o dziewiątej, bo chce obejrzeć film. Koleżanka – że to nie potrwa długo.
Wtedy Iwona znienacka prosi Anetę, żeby poszła z nimi.
– I pamiętam ten wzrok Renaty. Czekała, co powiem – relacjonuje siostra Iwony. – Ja się zaczęłam śmiać i mówię: „Jak to, mam iść z wami? Przecież jestem umówiona”. Codziennie widzę ten uśmiech Renaty. Ulgę, że jednak z nimi nie pójdę.
Aneta zostaje na rynku, czeka na Szczepana. Iwona i Renata idą do baru Małroks, który znajduje się na parterze Zajazdu Leśnego. Tam z Łukaszem, kuzynem Renaty, i ich kolegą Tomkiem najpierw siedzą przed lokalem, a potem wchodzą do środka. Piją sok owocowy Tymbark, chłopcy jedzą frytki. Śmieją się i żartują.
Pół godziny później do lokalu wchodzi Aneta ze Szczepanem. Podchodzą do baru, też zamawiają frytki. Iwona właśnie schodzi po schodach z góry.
– Powiedziała, że idzie do domu, i pomachała mi. – Aneta wciąż ma tę scenę przed oczami. – Jeszcze pamiętam, że poczochrała po włosach Daniela, który siedział przy stoliku obok.
Wtedy Aneta ostatni raz widzi siostrę żywą.
Wychodzą razem: Iwona, Renata, kuzyn Renaty i kolega Tomek. Idą na rynek, ale tam się rozdzielają. Chłopcy zostają na przystanku, a Iwona i Renata zaczynają krążyć wokół placu, jakby na kogoś czekały.CISZA PRZED BURZĄ
Krzysztof wraca do Szczucina autobusem z Krakowa o szóstej wieczorem. W drodze do domu wpada do baru na piwko. Spotyka tu Tadka Draba, kolegę. Już mają wychodzić, kiedy Tadeusz proponuje, żeby jeszcze coś wypili. Składają się na flaszkę i Tadek idzie do sklepu. Kupuje czystą, bo jak później wyjaśni jego kompan, „nie gustują w gatunkowych alkoholach”. Siadają z butelką na plantach, czyli ławeczkach obok kościoła. Po kwadransie przez rynek przechodzi kumpel Jerzy, więc zapraszają go na kielicha. Tadek polewa do plastikowego kubka, który dostał w sklepie razem z półlitrówką.
Jest duszno. Nad Szczucin nadciąga ogromna czarna chmura.
Mężczyźni widzą, że wokół rynku krążą dwie dziewczyny. Jedna jest ubrana w jasne dżinsy i kremową bluzkę z krótkim rękawem. Na plecach ma zarzucony sweter w paski. Druga jest w długiej kwiecistej spódnicy.
– Co to za jedne? – rzuca Krzysztof.
– Ta w spódniczce to nieboszczyka Włodka córka. A ta druga to Cyganówna – wyjaśnia Tadek.
Kolejny łyk z kubka. Tadek polewa, po czym chowa flaszkę w krzaku obok ławki, żeby się policja nie czepiała. Pozornie nic się nie dzieje. Mężczyzna na rowerze jedzie do sklepu po mleko, widzi Iwonę i Renatę stojące pod bramą kościoła. Przy przejściu dla pieszych zatrzymuje się policyjny tarpan honker.
Niebo rozcina błyskawica.
– Burza idzie – mówi Tadek.
Dziewczyny dochodzą do skrzyżowania z ulicą Piłsudskiego. W tym samym momencie, kilka minut po dziesiątej, na rynek z piskiem opon wjeżdża biały samochód. Gwałtownie zatrzymuje się tuż za radiowozem.
– Ale się wyżywa tym polonezem – komentuje Tadek.
– Klapa – rozpoznaje kierowcę Krzysiek.
Dziewczyny mijają Tadeusza i Krzysztofa i podchodzą do poloneza, jakby właśnie na niego czekały. Najpierw Renata. Nachyla się do okna i przez chwilę rozmawia z mężczyznami, którzy są w środku. Po chwili woła Iwonę. Iwona się waha, ale widzi stojący przed polonezem radiowóz. Wsiada.
W internecie ktoś potem napisze: „Ludzi z samochodu znała. To przecież byli rodzice jej znajomych dzieci, bywała u nich w domach, a oni u jej rodziców. Nie mogła podejrzewać, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo, że zastawiono na nią pułapkę. Że przestała być dla nich już jakiś czas temu córką sąsiada, miłą, uczynną dziewczynką, a stała się chodliwym towarem. Że nic tego wieczoru nie działo się przypadkiem. Skąd miała to wiedzieć?”.
Zaczyna grzmieć. Tadek wyrzuca opróżnioną butelkę do kosza na śmieci.
– Zaraz lunie – mówi. – Idę do domu.
Krzysztof i Jerzy też wstają. Z przystanku dobiegają ich jakieś głosy, ale nie zwracają na nie uwagi. Śpieszą się, żeby zdążyć do domu przed burzą.
*
Tadek chwiejnym krokiem sunie w kierunku radiowozu. Widzi, że Iwona i Renata wsiadają do białego poloneza. Za kierownicą siedzi Paweł K. pseudonim Młody Klapa, obok niego Robert K. Trabant. Dziewczyny pakują się do tyłu, obok ojca Pawła, Józefa K. pseudonim Stary Klapa. Chwilę potem auto rusza z piskiem opon**.
Tadek podchodzi do tarpana. Tej nocy miasto patrolują policjanci szczucińskiego komisariatu Leszek W. i Grzegorz J. Mężczyzna pyta ich, czy podwiozą go do domu.
Leszek W. rzuca przez okno:
– Wskakuj do tyłu.
Tadeusz z trudem wspina się na pakę. Radiowóz rusza zaraz za polonezem, który jedzie zygzakiem, od krawężnika do krawężnika.
Przed mostem na Wiśle oba samochody skręcają z głównej trasy w drogę na Łękę Szczucińską. We wsi jest całkiem ciemno. Policjanci widzą tylko, że światła poloneza, w którym są dziewczyny, na pobliskim rozwidleniu skręcają jeszcze raz – auto przez wał jedzie do hangarów WOPR nad Wisłą.
Tarpan zawraca i się zatrzymuje.
– E, powóz zajechał! – rzuca Leszek W. do przysypiającego na pace Tadka Draba.
Mężczyzna wygrzebuje się z radiowozu.
Błyska. Zaczyna padać deszcz.
– Idź już spać – rzuca jeszcze policjant Grzegorz J.
Tadeusz macha ręką i po chwili znika funkcjonariuszom z oczu.
Jak twierdzi Leszek W., oni wracają do patrolowania miasta. Ale czy tak naprawdę było?
Robert Cygan, kuzyn Iwony, przed dziesiątą wieczorem przychodzi z psem do baru U Trabanta. Za barem stoi żona jego kolegi.
– Nalała mi tylko szybko piwo i mówi: „Wyjdź z tym psem, bo Trabant jest strasznie wkurzony” – opowiada.
Robert bierze piwo, wychodzi na zewnątrz z psem. Siada ze znajomymi przed barem.
– Podjechało trzech gości takim zmęczonym samochodem, chyba mercedesem – przypomina sobie. – Weszli do Trabanta i zaraz odjechali. Nie wiem, kto to był. Karki, ogoleni na krótko. Nie ze Szczucina.
Robert wypija jeszcze dwa piwa. Ucieka mu pies, więc idzie go szukać. Gdy znajduje, wraca do domu.
Małgorzata Ż., kelnerka w Zajeździe Leśnym, o jedenastej zamyka lokal. Jak potem zezna, razem z mężem Sławomirem i kolegą Konradem S. jadą na dyskotekę w miejscowości Fiuk. Bawi się tam podobno do trzeciej w nocy. Jednak ani jej ówczesny mąż, ani kolega niczego takiego potem nie będą pamiętali.
Gdy po latach odnajduję Małgorzatę Ż. z nowym nazwiskiem drugiego męża, kobieta nie chce powiedzieć, na jakiej imprezie była tamtej nocy. Stwierdza wręcz, że nie jest tą Małgorzatą, byłą kelnerką w Zajeździe Leśnym, i że ją z kimś pomyliłam.
Przed jedenastą Aneta wychodzi z Zajazdu Leśnego. Nagle czuje dziwny ucisk w sercu. Ogarnia ją przeraźliwy strach.
– Chyba miałam jakieś połączenie telepatyczne z Iwoną – mówi dziś.
Szczepan odprowadza ją do domu. Gdy dziewczyna zamyka drzwi na klucz, jest przekonana, że Iwona już śpi. Mama w pokoju na piętrze słyszy zatrzaskujące się drzwi wejściowe i jest pewna, że córki razem wróciły do domu. Gasi światło i kładzie się do łóżka.
Na ramiona Szczepana, który wraca do siebie piechotą, spadają pierwsze krople deszczu. Myśli, że musi się pośpieszyć, bo zaraz lunie.
------------------------------------------------------------------------
** Rekonstrukcja na podstawie zeznań świadków i aktu oskarżenia w sprawie o sygn. II K 207/17 rozpoznawanej przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie oraz prawomocnego wyroku Sądu Rejonowego w Dąbrowie Tarnowskiej w sprawie przeciwko Leszkowi W. o sygn. II K 38/17.ZŁO ISTNIEJE NAPRAWDĘ
Około północy policjanci Leszek W. i Grzegorz J. siedzą w radiowozie przed knajpą U Trabanta. Bar należy do Roberta K., zwanego Trabantem, stąd nazwa. Ksywę tę Robert zdobył na obozie harcerskim w Bieszczadach w 1977 roku, bo uwielbiał śpiewać przeróbkę znanej piosenki: „Płonie trabancik w lesie”. Opowie o tym kilkanaście lat później policjant Jerzy S., który pracował na tym samym obozie jako instruktor.
Dlaczego policjanci stoją właśnie przed knajpą Trabanta? Podobno obserwują okolicę.
Kilkanaście lat później Prokuratura Krajowa ustali następujący przebieg zdarzeń:
Funkcjonariusze widzą, że kilka minut przed północą przed lokal podjeżdżają biały polonez i audi 80. Z poloneza wysiadają Iwona, Renata, Młody Klapa i jego ojciec Stary Klapa. Z audi – Piotr S., syn szczucińskiego kościelnego. Wszyscy wchodzą do knajpy. Policjanci, jak twierdzą, dalej prowadzą obserwację.
U Trabanta jest sporo ludzi, jak to w wakacyjny wieczór. Za barem stoją dziewczyna Młodego Klapy Amanda i żona Trabanta Benita. Są tu też Bogdan K., kierowca Trabanta, jego kuzyn Ryszard J. i ekipa osób pracujących w Wiedniu, „Austriaków”. Głośno gra muzyka.
Młody i Stary Klapa, Trabant, Iwona i Renata wchodzą do osobnego pomieszczenia na zapleczu lokalu.
– W Trabancie był taki pokój z weneckimi lustrami – opowiada była kelnerka z Zajazdu. – Od środka cię widzieli zza tych szyb. Jak była dyskoteka, to mogli sobie patrzeć na dziewczynki, która im się podoba.
Dlaczego Iwona dała się tu przyprowadzić? Dlaczego nie wzywała pomocy, nie próbowała uciekać?
Musiała widzieć stojący na podwórku radiowóz. W jej krwi nie wykryto żadnych środków odurzających ani alkoholu.
Wytłumaczenie jest chyba tylko jedno – nie podejrzewała, co ją czeka.
– Myślę, że to dlatego, że Iwona miała w sobie taką naiwność do ludzi – mówi Aneta. – Że człowiek człowiekowi nie jest w stanie krzywdy zrobić.
Ryszard J. opowie później Leszkowi W., co się działo w barze.
Mężczyźni proponują jej coś do picia. Iwona nie chce. Młody Klapa każe jej się rozebrać. Iwona odmawia, odpycha go. Wtedy Stary Klapa i Trabant chwytają ją za ręce i przytrzymują, żeby się nie wyrywała. Iwona jeszcze próbuje się bronić, szarpie się. Wtedy dostaje cios w potylicę. Upada na podłogę, traci przytomność.
Gdy leży na plecach, Młody Klapa bierze kastet i zaczyna zadawać jej silne ciosy. W twarz, głowę, szyję. Iwona nie broni się, nawet nie zasłania twarzy rękami. Leży nieprzytomna. Kolejny cios łamie jej żuchwę. Leje się krew.
Na wszystko patrzy Renata.
– Nie tutaj, kurwa! – mówi Trabant. – Weźcie ją stąd.
Młody Klapa związuje Iwonie nadgarstki białym nylonowym sznurkiem. Trabant i Stary Klapa podnoszą ją i chwytają pod ramiona. Przeprowadzają Iwonę przez lokal. Krew z rozbitej głowy i ust dziewczyny obficie kapie na sweter, który ma zarzucony na plecy.
W lokalu jest kilkadziesiąt osób, nikt nie reaguje. Mężczyźni wychodzą z Iwoną głównym wejściem***.
– Niewyobrażalne jest to dla mnie – mówi Aneta. – Tam było mnóstwo ludzi. Poszli spać, zostawili ją. Nie mogę ogarnąć tego, że tam było tyle osób i nikt jej nie pomógł.
Młody Klapa prosi Piotra S., żeby wyszedł za nimi i odwiózł audi 80 do posesji jednego z „Austriaków”, Ryszarda L.
Policjanci Leszek W. i Grzegorz J. siedzący w radiowozie przed lokalem widzą, że wychodzi z niego Młody Klapa. Zaraz za nim jego ojciec i Trabant prowadzą pobitą Iwonę.
Funkcjonariusze nie reagują. Młody Klapa siada za kierownicą poloneza, obok niego tajemniczy nieznajomy. Stary Klapa i Trabant sadzają bezwolną Iwonę na tylnym siedzeniu, dziewczyna znajduje się między nimi. Zamykają drzwi. Nieniepokojeni przez nikogo odjeżdżają.
– Policja, która przysięgała bronić, przysięgała służyć drugiemu człowiekowi… Dla mnie oni się niczym nie różnią od tych, którzy ją mordowali – mówi Mieczysław Cygan. – Bo mogli ją uratować.
*
Do audi wsiada Piotr S., jedzie za polonezem. Za nim rusza policyjny patrol. Cała ta kawalkada przejeżdża ulicą Piłsudskiego, przy której znajduje się bar U Trabanta, po czym na skrzyżowaniu przy rynku w Szczucinie polonez skręca w stronę mostu na Wiśle. Audi odjeżdża w przeciwnym kierunku – na Dąbrowę Tarnowską. I co ciekawe, policyjny radiowóz nie jedzie za wozem z pobitą Iwoną, tylko skręca za audi. Przynajmniej tak kilkanaście lat później będzie twierdził Leszek W.
„Leszek W. kłamie jak złamany gniot – komentują w internecie. – Oczywiście, że pojechał za Klapami do hangaru, zawsze tam jeździli na panienki i wódę. Szykowała się kolejna impreza”.
Policjanci jadą za audi aż do nowego domu Ryszarda L. Kiedy zamyka się za nim brama wjazdowa, zawracają i jakby nigdy nic dalej patrolują miasto.
– Moja głowa jest za cienka, nie mogę sobie tego wytłumaczyć – mówi Mieczysław Cygan. – To były osoby, które ją znały, powinny jej pomóc.
– Ludzki umysł tego nie ogarnie, co tam się wydarzyło – dodaje Aneta. – Zło istnieje naprawdę.
------------------------------------------------------------------------
*** Rekonstrukcja na podstawie aktu oskarżenia w sprawie o sygn. II K 207/17 rozpoznawanej przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie, wyjaśnień Leszka W. oraz prawomocnego wyroku Sądu Rejonowego w Dąbrowie Tarnowskiej w sprawie przeciwko Leszkowi W. o sygn. II K 38/17.NIEBO SIĘ GNIEWA
Ulewa jest potężna. Z nieba leje się pionowa ściana deszczu. Grzmi.
Tadeusz wraca do domu w Łęce Szczucińskiej mocno podchmielony. Ojciec i brat, z którymi mieszka, już się przyzwyczaili do takich sytuacji. Czy zasypia na kanapie i budzi się w środku nocy? Nie może spać? Tak czy siak, około drugiej wychodzi przed dom i widzi na wale światła samochodów.
Cała wieś śpi, tylko te światła nad rzeką…
Tadek postanawia, że pójdzie sprawdzić, co się dzieje. Niebo akurat się trochę uspokoiło. Trawa nad Wisłą jest mokra, lepi się do butów.
Mężczyzna podchodzi blisko. Staje na wale w ciemności. Z góry w świetle reflektorów dwóch samochodów dobrze widzi rozgrywający się poniżej dramat.
Cyganówna leży przy ścieżce, nie rusza się. Młody Klapa robi z zardzewiałego drutu pętlę i zaciąga ją na drewniany kołek. Zakłada ją Iwonie na szyję i kręci zamaszyście, aż drut wbija się w szyję dziewczyny. Trabant, Stary Klapa i inne osoby stoją obok i patrzą****.
Iwona się dusi.
Tadeusz szybko rusza w stronę domu.
Chwilę później wałem przechodzi jeszcze jeden mężczyzna, prawdopodobnie Władysław Kupiec. On też widzi leżącą przy nasypie skatowaną Iwonę. Przyśpiesza kroku, szybko idzie wzdłuż rzeki. Dociera do znajdującego się w pobliżu Wisły domu Jana i Marii Ś., puka w okno i przerażony mówi, że zamordowali dziewczynę. Prosi o szklankę wody. Gospodarze dają mu się napić, ale nie mają telefonu, żeby zadzwonić na policję. Mężczyzna idzie więc dalej wzdłuż rzeki, puka w inne okna.
Potem przypuszczalnie wraca na miejsce zbrodni.
Aneta odwiedzi go kilka lat później.
– Mieszkał sam, to była taka malutka izdebka – opowiada dziś. – Leżał na łóżku, był chyba chory. Rozpłakał się i powiedział, że na wale były dwa radiowozy policyjne. Więc nawet jeśli ktoś to widział, to nie miał gdzie tego zgłosić. Bo policja była na miejscu zabójstwa.
Gdy po prawie dwudziestu latach odnajduję rodzinę, która podobno w nocy wezwała radiowóz, właściciele szczują mnie psem. Gospodarz krzyczy, że mam natychmiast odjechać.
Boją się. Ich córka była barmanką w barze U Trabanta.
Most na Wiśle w Szczucinie. Fot. Monika Góra
------------------------------------------------------------------------
**** Rekonstrukcja na podstawie aktu oskarżenia w sprawie o sygn. II K 207/17 rozpoznawanej przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie oraz prawomocnego wyroku Sądu Rejonowego w Dąbrowie Tarnowskiej w sprawie przeciwko Leszkowi W. o sygn. II K 38/17.SŁOŃCE WSTAJE
Kolejnego dnia słońce wstaje jakby nigdy nic o piątej dwadzieścia dwie. Zapowiada się piękna pogoda. Powietrze jest czyste. Intensywnie pachnie środkiem lata.
O wpół do szóstej, niemal równo ze słońcem, mama wchodzi do pokoju Iwony. Córki nie ma w łóżku. Czesława budzi męża i Anetę.
– Pamiętam, jak zaczęła krzyczeć: „Gdzie jest Iwona? Przecież byłaś z nią wczoraj!”. Ja na to, że Iwona o dziewiątej poszła do domu.
Aneta zbiega na dół, żeby zadzwonić do Renaty. Odbiera Baśka.
– Zapytałam, czy mogę rozmawiać z Renatą. Ona powiedziała, że jej nie ma, i odłożyła słuchawkę. Więc zadzwoniłam jeszcze raz. Powiedziałam, że Iwona nie wróciła na noc, żeby mi powiedziała, gdzie jest Renata. Odpowiedziała, że jest w Busku i jeździ. I więcej się o nic nie dopytywała.
Aneta z ojcem wsiadają do samochodu i pędzą do Buska-Zdroju, gdzie Renata robi kurs nauki jazdy. Znajdują ją na placu manewrowym.
– Uspokajała, że nie mamy się czym denerwować, bo Iwona na pewno przyjdzie do domu – wspomina Aneta. – I że nie może teraz z nami rozmawiać, bo ma jazdę.
Przez kolejnych piętnaście minut Renata krąży po placu. Aneta z ojcem szukają budki telefonicznej. Dzwonią do domu zapytać, czy jest już Iwona. Nie ma jej. Wracają więc na plac. Renata dalej robi okrążenia. Zdenerwowany ojciec podchodzi do niej i mówi, że jedzie z nimi do Szczucina. Wsiadają do samochodu Cyganów.
Aneta widzi, że gdy przejeżdżają obok mostu na Wiśle, Renata patrzy w kierunku hangarów WOPR. Ale nic nie mówi.
Czesława czeka na nich przed domem.
– Mama ją o wszystko wypytywała, ale ona cały czas powtarzała, że Iwona zaraz przyjdzie – opowiada Aneta.
Mieczysław Cygan wsiada z powrotem w samochód i jedzie do policjanta Zdzisława Biskupa, swojego znajomego, który kilka lat wcześniej był komendantem komisariatu w Szczucinie, a teraz pracuje w sekcji kryminalnej policji w Dąbrowie Tarnowskiej. Mieczysław prosi, żeby mu pomógł, bo Iwona nie wróciła na noc do domu.
Później Zdzisław Biskup zostanie jednym z członków grupy powołanej do wyjaśnienia zabójstwa nastolatki. Będzie się w niej zajmował wątkiem satanistycznym. A jeszcze później jego syn ożeni się z Aldoną, córką Jana Ł. pseudonim Murłata, jednego z „Austriaków”.
Na razie Zdzisław Biskup radzi Mieczysławowi, żeby pojechał do komisariatu policji w Szczucinie i zgłosił zaginięcie.
Jest dziewiąta rano.CYRK
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Aneta dzwoni do Renaty, próg komisariatu w Szczucinie przekracza policjant Ryszard S. Widzi, że funkcjonariusze Leszek W. i Grzegorz J. rozmawiają z policjantem z rannej zmiany Jerzym S., dzielnicowym w Szczucinie.
– Leszek W. nie poszedł do domu po służbie, co mnie dzisiaj bardzo dziwi – mówi były naczelnik dąbrowskich dochodzeniowców Bogdan M. (prosi o nieujawnianie nazwiska). – Kto mógł mu kazać wtedy zostać? Jego przełożony. Komendantem szczucińskiego komisariatu był wtedy Jerzy Cwojdziński.
Ryszard S. podchodzi do kolegów i słyszy, że w Łęce Szczucińskiej na wale leżą obnażone zwłoki młodej dziewczyny. Leszek W. i Grzegorz J. opowiadają, że byli na miejscu zdarzenia i widzieli ciało*****.
Zostawili je tam.
– Byłam przy przesłuchaniu świadka, starszego człowieka, który mieszka obok wału – opowiada Aneta. – Twierdził, że przed siódmą rano szedł do pracy wałem i też widział, że leżało tam ciało. Pochylało się nad nim dwóch policjantów. Kazali mu szybko odejść.
Gdy ów mieszkaniec Łęki Szczucińskiej opowiadał potem o tym kolegom, upierał się, że Iwona jeszcze żyła. Podobno się ruszała.
– Później zaczął kręcić, że to było jednak, kiedy wracał z pracy, po południu – mówi Aneta.
Gdy po latach odwiedzam Józefa P. i pytam, jak było naprawdę, twierdzi, że nie pamięta.
------------------------------------------------------------------------