- nowość
- W empik go
Miasto Smoków. Mróz i mrok - ebook
Miasto Smoków. Mróz i mrok - ebook
Kiedy nikomu już nie możesz wierzyć, zaufaj magii.
Anna odkryła w sobie niezwykłą moc, nauczyła się kontrolować intuicję i rozumieć smoki. Pora na kolejną – tym razem bolesną – życiową lekcję: ludzie często zawodzą. Gdy na jaw wychodzą intrygi najbardziej zaufanych doradców Mistrza, Anna czuje się zagubiona. Czy naprawdę otaczają ją sami zdrajcy? Na kim jeszcze może polegać?
Na wyspie trwa rebelia, Anna nie może teraz pozwolić sobie na słabość. Ma do wykonania ważne zadanie, od którego zależy wszystko. Musi wziąć udział w corocznym Rajdzie Smoków oraz wytropić szpiega, który na pewno się tam zjawi. Wkrótce okaże się również, że buntowników jest znacznie więcej, niż się początkowo wydawało. Czy uda jej się wyjść zwycięsko z tej bitwy?
Wyczekiwana przez czytelników kontynuacja powieści Miasto Smoków. Płomień i cień, której pierwszy tom cieszył się ogromnym zainteresowaniem, a główna bohaterka zdobyła serca miłośników opowieści pełnych tajemnic, intryg, zdrad i... smoków.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8343-456-8 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Patrzyłam na jego twarde mięśnie wystające spod puchowej kołdry. Nieczęsto udawało mi się widzieć go tak zrelaksowanego, więc chłonęłam ten widok. Nie mogłam ominąć wzrokiem blizn, które pokrywały jego plecy. Nigdy nie pytałam, jak powstały. O tę na twarzy też nie. Ciekawość zżerała mnie od środka, ale wiedziałam, że i tak nic mi nie powie. To on decydował, ile mam wiedzieć. Przeczesałam palcami jego miękkie włosy, które w nocy były ciemniejsze. Gdy jego oddech stał się spokojny i miarowy, a barki opadły, wstałam i nałożyłam aksamitny lawendowy szlafrok. Twierdził, że ten kolor najbardziej do mnie pasuje, choć sama tak nie sądziłam. Mówił, że wyglądam jak pierwszy z kwiatów wiosny przebijający się po srogiej zimie, jak nadzieja na spełnienie marzeń. Jego marzeń. Podeszłam do okna, delikatnie rozchyliłam zasłony i usiadłam na drewnianym parapecie, którego chłód przenikał moją rozgrzaną skórę. Musiało być już naprawdę późno, bo z ulicy do nędznych chat zwlekli się nawet uzależnieni od alrauny. To oni wyznaczali godziny w porach nocnych. Gdy budzili się po ostatnich dawkach narkotyków, wiadomo było, że wschód słońca jest coraz bliżej. Nienawidziłam ich. Gardziłam ich słabą wolą i eskapizmem. Na początku, gdy tu trafiłam, przerażali mnie – brudni, zaniedbani i agresywni. Teraz zwyczajnie się nimi brzydziłam. Na szczęście byli zaledwie garstką nic nieznaczących odpadków. Reszta mieszkających tu Drakanów była gotowa do walki o wolność. Czekali, aż pojawi się odpowiednia osoba, aby nimi pokierować. Wybawca odnalazł ich w odpowiednim momencie. Już prawie wszystko było gotowe. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju… Dlaczego to musiał być akurat ojciec Anny? Westchnęłam.
Mrok pochłaniający stare, podniszczone budynki wydawał się inny niż ten, który widziałam na Ziemi. Nie tylko cienie, ale wszystko na tej wyspie wydawało się bardziej żywe i bardziej niebezpieczne. Lecz już niedługo ujawnimy światu prawdziwą moc. Ludzie na Ziemi zobaczą smoki, niektórzy pierwszy i ostatni raz. Jeszcze chwila i ten świat oraz każdy inny będą należeć do niego. A ja będę u jego boku, gotowa na każdy rozkaz. Będzie Królem nowego Świata Smoków.
– Wracaj, Mia. _Ppalli_¹ – szepnął przez sen.
A ja każdej nocy będę jego Królową.
1.
Z koreańskiego „szybko”.ROZDZIAŁ 1
1
_Kwiaty bzu, które mama tak lubiła, kwitły w pełni. Na rozłożonym na trawie kocu siedział tata, a mama leżała obok z głową na jego kolanach i czytała książkę. On zaś wpatrywał się w bezchmurne niebo. Dawno nie widziałam ich tak szczęśliwych. Chwile, w których byliśmy razem, należały do rzadkości z powodu częstych wyjazdów taty. Chłonęłam ten widok, chcąc zatrzymać go w sercu na zawsze. Przeszedł mnie dreszcz niepokoju, gdy nad nami zawisł cień. Spojrzałam w górę. W naszą stronę leciał czarny smok. Pysk miał pokryty licznymi rogami, a wzdłuż kręgosłupa niczym ostre szpikulce wyrastały płyty kostne. Wyglądał, jakby każdy fragment jego ciała stworzony był do zabijania. Dopiero po chwili dostrzegłam, że za szeroką głową, na grzbiecie siedział Drakan o włosach białych jak śnieg._
_Will?_
_Nagle smok zaczął pikować. Był na tyle blisko, że dostrzegłam jego oczy. Nie musiałam być z nim połączona, żeby zobaczyć w nich nienawiść._
_– Uciekajcie!_
Obudził mnie krzyk. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że pochodził z mojego gardła. Miałam nadzieję, że nie obudziłam Vicky. Nie chciałam, żeby znowu się martwiła. Rozejrzałam się po skąpanym w świetle księżyca pokoju. To była ostatnia noc w domu Elianny. Razem z opiekunką zdecydowałyśmy, że mogę już zamieszkać sama. Przez ostatnich kilka dni oglądałam dostępne mieszkania w okolicy rynku, ale ostatecznie wybrałam jeden z drewnianych domów znajdujących się niedaleko. Ponieważ na wyspach nie istniała żadna waluta, każdy Drakan, gotowy zamieszkać sam, mógł wybrać jeden z nieużytków. Elianna zasugerowała mi mieszkanie obok Wichrowego Wzgórza, ale po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie mogłam żyć w hałaśliwym miejscu. Hałas sprawiał, że wracałam do tamtej chwili… Do zatłoczonej sali, do dnia, kiedy wykrzyczałam, że Naczelna Alchemiczka jest zdrajczynią. Ostatnie spojrzenie Williama, które sprawiło, że na moment zatrzymało mi się serce. Ciągle nie mogłam uwierzyć, że razem z Linn stanęli po stronie Kihoona, porwali mojego tatę i chcą ujawnić świat smoków.
Choć bardziej od hałaśliwego dnia obawiałam się nocy. Za każdym razem w koszmarach widziałam ojca. Czasem tylko patrzył na mnie pustym wzrokiem, a ja kuliłam się w środku, czując, że go zawiodłam. Czasem leżał nieprzytomny w lochach, a jego ręce i nogi były skute stalowymi kajdanami. Budziłam się wtedy, a moja poduszka była mokra od potu i łez. Nie wiedziałam, czy to tylko moja wyobraźnia, czy jedna z wizji, które zdarzały mi się już wcześniej. Modliłam się do wszystkich znanych mi bogów, aby to było to pierwsze. Nie mogłam znieść myśli, że tata może cierpieć przeze mnie. Po takich koszmarach leżałam niespokojnie, ni to we śnie, ni na jawie, czuwając do rana, z nadzieją, że zobaczę przy moim łóżku białowłosego mężczyznę, który powie, że to wszystko było koszmarem, że nigdy mnie nie zdradził i że wszystko będzie dobrze. Pragnęłam poczuć jego dotyk, zatracić się w jego pocałunkach. Ale z każdym dniem nadzieja gasła, a pragnienia zastępowały złość i czarne myśli.
Dziś była jedna z takich nocy. Z pulsującym bólem głowy podeszłam do okna i delikatnie je uchyliłam. Rześkie powietrze wpadło do środka, rozwiewając resztki zarówno koszmarów, jak i nadziei. Słońce wzeszło już nad horyzont, a jego ciepłe światło przeganiało mrok. W ciągu kilku ostatnich dni poranki i wieczory robiły się coraz chłodniejsze, a zielone zbocza gór zaczęły powoli zmieniać kolory, szykując się do jesieni. Pierwsi Drakanie wznieśli się na swoich smokach, sunąc po niebie, a słoneczne promienie tańczyły na łuskach ich smoków. Usłyszałam ciche brzdęki za ścianą, co znaczyło, że Victoria też już wstała. Czekałam, aż wejdzie do mojego pokoju, co robiła ostatnio każdego dnia, jakby chciała sprawdzić, czy na pewno przetrwałam noc. Po upadku ze skały, mimo pomocy alchemików, nadal przy większym wysiłku czułam lekkie kłucie w żebrach, więc nie pozwolono mi jeszcze latać ani nadwyrężać sił. Wzięłam więc z biurka naczynie z eliksirem regeneracji i wypiłam go duszkiem. Mieniący się zielonozłoty płyn był jedną z wielu mikstur uzdrawiających, które kazano mi jeszcze przyjmować. Miał gorzki smak, ale czułam się po nim o wiele lepiej. Zerknęłam odruchowo na Tako, którym wcześniej komunikowałam się z mamą. Niby wiedziałam, że nic tam nie będzie, ale nie mogłam się powstrzymać, aby nie sprawdzać.
– Anna, wchodzę! – usłyszałam głos przyjaciółki, która ostatnio przestała już nawet pukać przed wejściem. – Widziałaś? – zapytała, przestępując próg.
Zdziwiona uniosłam brwi.
– Patrz na to – zawołała, machając gazetą.
– Co tam?
Złapałam szybko z biurka swoją, a po chwili na wierzchu ukazał się artykuł ozdobiony wielkim zdjęciem Mistrza. Nie spodziewałam się żadnych zaskakujących informacji. Właściwie nie spodziewałam się już niczego. Przez kilka dni po wyjściu ze szpitala codziennie rano uważnie studiowałam informacje w poszukiwaniu czegokolwiek na temat buntu, Linn czy Williama, ale na pierwszych stronach gazet nie znajdowałam niczego. Na kolejnych zresztą też nie. Potem studiowałam uważnie każde zdanie, próbując odczytać coś między wierszami. Coś, co mogłabym zrozumieć tylko ja. Ale codziennie przeżywałam rozczarowanie. Życie toczyło się dalej, jak gdyby nic się nie stało. Zupełnie jakby każdy zapomniał o starożytnym smoku i Linn krzyczącej o przejęciu Ziemi. Mistrz pokazał się publicznie tylko raz, uspokajając mieszkańców i zapewniając, że strażnicy robią wszystko, aby złapać zdrajców. Wyjaśniał, że nie istnieją żadne dowody potwierdzające, że Linn jest jego siostrą. Większość Drakanów na wyspie zwyczajnie uwierzyła w jego słowa i kręciła z niesmakiem głową, że jego syn William stanął po stronie buntu. Dlatego teraz też bez nadziei zerknęłam na pierwszą stronę.
REBELIA POD KONTROLĄ!
Wczoraj wieczorem Czwarty Oddział Straży pojmał kolejnych rebeliantów. Grupa zatrzymanych była odpowiedzialna za rozpowszechnianie treści nawołujących do buntu. To już kolejni, którzy poniosą srogie konsekwencje swoich czynów. Mistrz razem ze Strażą kontrolują sytuację, więc prosimy o zachowanie spokoju.
Jeśli jesteś świadkiem podejrzanego zdarzenia lub ktoś z twojego otoczenia nawołuje do rebelii, zgłoś się do najbliższego posterunku Straży. Obiecujemy anonimowość.
– Kogo złapali? Wiesz coś więcej? Co z moim tatą? Co z Williamem? – wyrzuciłam, zaciskając palce na gazecie.
– Nie, przepraszam, nie wiem – pokręciła energicznie głową, aż jej rude loki zafalowały. Na moment opuściła wzrok, ale szybko spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. – Chodziło mi o to.
Pokazała swoją gazetę, odwróconą na kolejnej stronie i wbiła palec w sam środek.
WEŹ UDZIAŁ W RAJDZIE SMOKÓW!
Z powodu rezygnacji jednego z zawodników Rajdu ogłaszamy nabór do drużyny.
Zawody sprawdzające indywidualne zdolności oraz wiedzę odbędą się w trybie natychmiastowym, jutro na rynku. Wszystkich chętnych zapraszamy!
Pamiętajcie, że nie ponosimy odpowiedzialności za wyrządzone szkody.
Rzuciłam jeszcze raz okiem na ogłoszenie i zdziwiona podniosłam wzrok na Victorię.
– Zgłośmy się! Od kiedy wyszłaś ze szpitala, jesteś własnym cieniem. Prawie nie wychodzisz, z nikim nie rozmawiasz… – zawahała się. – Wiem, że nie jest ci łatwo, że czujesz się zdradzona i martwisz się o tatę, ale siedzenie w pokoju w niczym ci nie pomoże. Spróbujmy, może któraś z nas się dostanie? Pomyśl, spotkasz Drakanów z innych wysp, może ktoś będzie wiedział coś więcej?
Opadłam bezsilnie na stojące przy biurku drewniane krzesło i rzuciłam gazetę na pusty blat.
– Wybacz, naprawdę nie mam ochoty na żadne rywalizacje.
Victoria złapała mnie za ramiona i potrząsnęła lekko.
– Nie możesz tu spędzić reszty życia! – powiedziała drżącym z ekscytacji głosem, a oczy jej zabłysły.
– Tak, wiem. Ale potrzebuję jeszcze trochę czasu. Muszę spotkać się z Mistrzem…
– Ile już razy próbowałaś się z nim spotkać?
Przygryzłam wargę i, nie odpowiadając, skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Widzisz? Sama już nie wiesz. Zniknął gdzieś albo cię olewa – rzuciła, kręcąc głową.
– Na pewno jest zajęty łapaniem rebeliantów, jutro spróbuję ostatni raz.
– Mam iść z tobą?
– Nie, lepiej, żeby nie wiedział, że wszystko ci powiedziałam. Tylko ja, ty i Mistrz wiemy, co naprawdę się wydarzyło, a to wszystko, co pisali do tej pory – dodałam, wskazując na gazetę – to tylko propaganda.
– O Willu też za dużo, jak dotąd, nie napisali, prawda? Jak to szło? „Syn Mistrza, podejrzany o udział w rebelii, nadal poszukiwany w celu przesłuchania”.
Westchnęła głośno z rezygnacją, a ja poczułam ulgę. Miałam nadzieję, że przez kilka dni da mi spokój. Odsunęła się ode mnie, podeszła do okna i rozsunęła koronkowe firanki.
– A nie myślałaś, że William miał w tym jakiś inny cel? – zapytała, otwierając okno na oścież, a wiatr owiał moje policzki.
Zamyśliłam się.
_Tak, myślałam. Myślałam o tym, kładąc się spać. Śniłam o tym. Może tak naprawdę nas nie zdradził? Może ciągle jest po naszej stronie?_
– Chciałabym, aby tak było.
Naprawdę nie wiedziałam, co o tym myśleć. Ciągle gdzieś we mnie w środku tliła się iskierka nadziei, że na to wszystko istnieje jakieś wytłumaczenie.
Vicky odwróciła się od okna, okryła szczelniej miękkim szlafrokiem, przeszła w głąb pokoju i usiadła ciężko na łóżku. Spojrzała na mnie z troską, co robiła notorycznie, od kiedy wyszłam ze szpitala.
– Jesteś pewna, że chcesz zamieszkać sama?
– Tak, potrzebuję tego. A ty nie myślałaś, żeby zamieszkać ze swoim chłopakiem?
Jej oczy rozszerzyły się na moment, a dolna warga zadrżała.
– Chris… – zrobiła nienaturalnie długą przerwę i opuściła wzrok. – Wczoraj nagle przenieśli go na Dziban. Mają tam jakieś problemy ze smokami, jeszcze nie wiem, kiedy wróci.
– Pokłóciliście się?
_Nic dziwnego, że myśli o Rajdzie, pewnie chce zająć czymś głowę, skoro jej chłopak zniknął na jakiś czas,_ pomyślałam.
– Nie, nie, wszystko jest w porządku.
Pokiwałam głową.
– Muszę iść na chwilę do Wieży – powiedziała. – Wpadnę potem do twojego nowego domu, okej? Jakbyś potrzebowała pogadać, to pamiętaj, że jestem.
– Jasne, tylko kup coś słodkiego w mieście.
Puściłam do niej oko, a przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie i wyszła, zostawiając mnie samą z chaosem zarówno w głowie, jak i w pokoju. Nie chcąc więcej myśleć o artykule, zaczęłam upychać rozrzucone na podłodze ubrania do wielkiego lnianego worka, który przygotowała dla mnie Elianna. Dotarło do mnie, jak mało mam rzeczy. Spakowałam prawie wszystko, a w worku nadal było sporo miejsca. Upewniłam się, że wszystkie szafki są puste, i rozejrzałam się po pokoju. Mieszkałam na Eltaninie dopiero od kilku miesięcy, a tyle się zdążyło wydarzyć. Poznałam przyjaciół, opanowałam żywioły powietrza i wody, przekonałam do siebie smoka, zakochałam się i zostałam zdradzona. Spojrzałam na ostatnią rzecz do spakowania – kryształ zawieszony na oknie, przez który codziennie wpadały promienie słońca, tworząc w pokoju kolorową tęczę. Prezent od Williama. Stanęłam na krześle i zdjęłam kamień, a migoczące w pokoju światła zniknęły.
Zacisnęłam dłoń na krysztale tak mocno, że jego wyszlifowane krańce boleśnie wbiły mi się w skórę. Często myślami wracałam do mamy i Mii, które zostawiłam na Ziemi, do Oliwera, a przede wszystkim do Williama. Gdy tylko pojawiał się w moich wspomnieniach, wściekłość mieszała się z rozpaczą. Co w ogóle do niego czułam? Czy to była ta jedna jedyna miłość, o której piszą w książkach? Czy zaufałam mu, bo w jego spojrzeniu zobaczyłam coś, czego nie dostrzegłam nigdy wcześniej? Tak. Choćbym się starała, nie mogłam zaprzeczyć, jak na mnie działał, jak serce biło mi szybciej na jego widok, jak czułam się bezpiecznie i swobodnie w jego ramionach. Dlatego nie mogłam go znienawidzić. Gdy byłam przy nim, czułam coś, czego nie doznałam nigdy wcześniej. I chciałam się dowiedzieć, co to jest. Już miałam wcisnąć kryształ do reszty rzeczy, gdy nagle jakiś impuls kazał mi zatrzymać kamień przy sobie. To jedyna rzecz, która mi po nim pozostała. Niewiele myśląc, przełożyłam rzemyk przez głowę, a chłodny kamień dotknął mojej skóry. Stanęłam w drzwiach i rozejrzałam się po pokoju. Był pusty, zupełnie jakbym nigdy tu nie mieszkała.
– Elianna? – zapytałam głośno, schodząc po schodach.
– Tutaj! – w salonie rozległ się głos opiekunki.
Weszłam do pomieszczenia, w którym patrzyły na mnie oczy osób z portretów wiszących na ścianach. Tylu osobom pomogła w pierwszych dniach życia na wyspie. Kobieta siedziała na kanapie, włosy miała związane wysoko i szybko poruszała drutami w dłoniach.
– To dla ciebie – powiedziała, nie przerywając dziergania, i głową wskazała pakunek leżący na stole.
Odwinęłam szary papier i zanurzyłam palce w miękkiej wełnie. Wyciągnęłam z paczki długi, czerwony szalik.
– Kolor Sulirada – wyszeptałam ze wzruszeniem.
– Podoba ci się? Niedługo zrobi się zimno, pomyślałam więc, że ci się przyda.
– Sama to zrobiłaś? Dziękuję!
Uśmiechnęłam się i owinęłam szal wokół szyi. Włóczka była tak przyjemna w dotyku, że miałam ochotę cała owinąć się szalem i schować przed światem. Elianna odłożyła druty i spojrzała na mnie błyszczącymi oczyma.
– Chcesz, żebym poszła z tobą?
– Nie trzeba, ale możesz przyjść jutro na herbatę.
Wstała i podeszła do mnie, a w kącikach jej oczu zbierały się łzy.
– Przepraszam, że nie mogłam ci bardziej pomóc…
Zanim powiedziała coś więcej, wyciągnęłam ręce i mocno ją przytuliłam. Nie chciałam jej dłużej obarczać swoją obecnością i zwyczajnie potrzebowałam być sama.
– Pomogłaś wystarczająco. Bez ciebie pewnie umarłabym z głodu i przez cały czas przychodziła wszędzie spóźniona. No i przygotowałaś mi wszystko w nowym domu.
Uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach pojawiły się małe dołeczki.
– Daj znać, gdyby ci czegoś zabrakło.
– Dziękuję za wszystko.
Wypuściłam ją z objęć i wyszłam z pokoju, zabierając swoje rzeczy. Opuściłam dom, jeszcze raz zerkając za siebie. Tu wszystko się zaczęło, a teraz czekał mnie nowy rozdział.
***
Szłam z całym dobytkiem w jednym worku zarzuconym na plecy wzdłuż zbocza gór, mijając jaskinię, w której znajdowały się jaja smoków. Ostatnie codzienne wędrówki, żeby sprawdzić, czy nie wykluły się smoki, były moją główną motywacją do wstania z łóżka.
Dotarłam do brzegu strumyka i ruszyłam teraz jego brzegiem. Kawałek dalej, na niedużym wzniesieniu, gdzie zaczynał się las, stał mały dom z poddaszem. Zbudowany z dębowych bali, pokryty szarymi ceramicznymi dachówkami, miał niewielkie okna z ażurowymi okiennicami – z pozoru niczym się nie wyróżniał, ale gdy kilka dni wcześniej przyszłam tu z Elianną, od razu mnie zauroczył.
Coś mnie do niego przyciągało, jakby niewidzialna energia zapraszała mnie do środka. Silnie wierzyłam swojej intuicji, więc od razu podjęłam decyzję. Elianna i Victoria pomogły mi zorganizować przeprowadzkę oraz ściągnęły kogoś, kto sprawdził stan techniczny domu i zrobił kilka niezbędnych napraw. A gdy okazało się, że dom jest gotowy do zamieszkania, wyposażyły mnie we wszystko, czego potrzebowałam, a nawet więcej. Weszłam na ganek, na którym stały krzesła i stolik, a po drugiej stronie dwuosobowa huśtawka, na którą namówiła mnie Vicky. Byłam im ogromnie wdzięczna za pomoc. Meblowanie czy dekoracja wnętrz nigdy nie były moją mocną stroną. To mama miała hopla na tym punkcie, więc to ona dbała o takie rzeczy jak nowe ręczniki, dobieranie poduszek do pościeli czy detale na każdą porę roku.
Spojrzałam na drzwi, na których widniał przecięty trójkąt – symbol żywiołu wiatru. Znak, że mieszka tu osoba władająca tym żywiołem. Przejechałam po nim opuszkami palców, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Zastanawiałam, się, czy nie dodać jeszcze znaku wody, ale stwierdziłam, że zrobię to po treningu, który mnie czekał.
Mój dom. Jeszcze kilka miesięcy temu nic nie zwiastowało, abym w ogóle miała wyprowadzić się od rodziców, a teraz miałam własny dom. I to w stolicy Smoczych Wysp. Ciągle trudno mi było uwierzyć, jak szybko zmieniło się moje życie. Dziś, zamiast iść na studia, musiałam znaleźć sposób, aby uratować tatę i zapobiec katastrofie. Na samą myśl o ciążącym na mnie brzemieniu poczułam uścisk w klatce piersiowej i przyśpieszone bicie serca. To wszystko mnie przytłaczało. Z Williamem u boku czułam się pewniej, teraz jednak musiałam poradzić sobie sama. No, prawie sama.
_Pora pokazać Suliradowi mój nowy dom._
Zamknęłam oczy i pozwoliłam zadziałać intuicji. Przypomniałam sobie, co czułam, gdy go widziałam. Miałam wrażenie, że za każdym razem łatwiej było mi nawiązać z nim połączenie, jakby stawało się ono naturalną częścią mnie samej.
Musiał być niedaleko, bo po chwili dojrzałam czerwony kształt przecinający ciemne chmury. Smok rozłożył skrzydła, zatoczył nade mną koło, po czym wylądował niedaleko, a powietrze poruszone jego skrzydłami rozwiało mi włosy. Serce waliło mi z ekscytacji, gdy ruszyłam do niego szybkim krokiem, podziwiając mieniące się kolorami ognia łuski. Skierował na mnie wzrok i poczułam przeszywające mnie jednocześnie uczucia niepokoju i ulgi.
– Jak skrzydło?
Zbliżył się do mnie, po czym rozprostował je, rozciągając błonę. Po chwili przekrzywił głowę, jakby chciał zapytać o moje zdrowie.
– Coraz lepiej. Myślę, że niedługo będę mogła już latać.
Podeszłam do niego tak blisko, że jednym ruchem ręki mogłam dotknąć jego nozdrzy. Owionął mnie zapach siarki pomieszanej z dymem. Zapach smoka. Sulirad położył się na trawie, a jego ogromne cielsko zmiażdżyło drobne rośliny. Wyciągnęłam dłoń i pogładziłam opuszkami śliskie łuski. Nieważne, ile razy to robiłam, istnienie tego stworzenia ciągle wydawało mi się nierealne. A jednak leżał przede mną, delikatnie pochylając głowę. Bliskość smoka, zamiast przerażenia, dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Przytknęłam czoło do chłodnych łusek pomiędzy nozdrzami. Otoczyło mnie gorące powietrze, gdy Sulirad zrobił wydech.
Miałam zamknięte oczy, a w głowie zaczęły mi się pojawiać nieznane obrazy. Widziałam małe smoki latające wokół mnie. Potem obraz się zmienił i leciałam nad ziemią, spoglądając na nieskończoną wodę. A gdy znów się zmienił – zobaczyłam siebie. Miałam czerwony płaszcz i szłam do baru spotkać się z Oliwerem i Mią. Wtedy, ten czerwony kształt na niebie…
_To musiał być Sulirad, co znaczyło, że widziałam właśnie jego…_
– Wspomnienia? – zapytałam głośno.
Nagle poczułam coś dziwnego, jakby ktoś ściskał mi mózg. Tępy ból głowy promieniował przez skronie na całe ciało. Czułam coś takiego już wcześniej, ale o wiele lżej, tylko raz – kiedy smok wyjawił mi swoje imię. Teraz ból był tak silny, że osunęłam się na kolana, opierając się ręką o smoczy pysk.
– To… ty? – wydusiłam z siebie.
– _Tak_, usłyszałam w głowie niski, wibrujący głos.
– Dlaczego…?
– _Masz… energii…_
Słowa wybuchały w mojej głowie nieskładnie. Nie mogłam zrozumieć, co chce powiedzieć. Nagle uścisk zelżał, choć żyły dalej pulsowały, jakby miały wybuchnąć.
_Czy to w ogóle możliwe? Czy można rozmawiać ze smokiem?,_ pomyślałam.
Kręciło mi się w głowie. Nikt mi nie wspominał o rozmowie. Komunikowaliśmy się poprzez intuicję, ale słowa? I te wspomnienia, które widziałam? Półprzytomna popatrzyłam w oczy smoka, który napiął wszystkie mięśnie, gotowy zareagować.
– Już… mi lepiej – wyszeptałam, nabierając powietrza w płuca, choć czułam, jakbym wypełniała je ogniem.
Sulirad rozluźnił się, choć jego intensywne spojrzenie skierowane było prosto na mnie.
– Anna! – usłyszałam znajomy głos.
Sulirad natychmiast napiął wszystkie mięśnie. Odwrócił głowę, a następnie, rozprostowując skrzydła, odbił się od ziemi, sprawiając, że drzewa wokół zakołysały się.
Vicky biegła w moją stronę.
– Wszystko w porządku? Wyglądasz blado – powiedziała, przyglądając mi się uważnie.
– Tak, chyba tak…
_Powiedzieć jej?_, zawahałam się, ale postanowiłam, że zatrzymam dla siebie to, co się przed chwilą wydarzyło. Zmusiłam się do uśmiechu i gestem zaprosiłam ją do środka. Vicky wręczyła mi ciasto czekoladowe, na którego widok ślinka napłynęła mi do ust, i weszłyśmy do małej kuchni połączonej z salonem.
Kiedy szykowałam kawę, przez cały czas czułam na plecach spojrzenie przyjaciółki, a gdy odwróciłam się w jej stronę, otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale spuściła wzrok i zaczęła nakładać ciasto na porcelanowe talerzyki.
– Coś się stało?
Znów uciekła wzrokiem i niezdarnie założyła rudy kosmyk włosów za ucho.
– Byłam w Małym co nieco po ciasto i usłyszałam, jak Alojzy mówił, że spotkał Zenka…
– Zenka? – odstawiłam kubek z kawą, żeby mi nie wypadł z ręki. – Gdzie? Tyle razy próbowałam się z nim spotkać! Bez słowa zamknął Wichrowe Wzgórze i zniknął. Przecież byłam przed jego domem tyle razy, ale nikt nie otwierał…
– Wiem – powiedziała cicho i dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że podniosłam głos. – Wiem, że go szukałaś, ale nie o to chodzi. On podobno… nie był w najlepszym stanie.
Zmrużyłam oczy i oparłam się o blat.
– Co masz na myśli?
– Był pijany i no… zaniedbany.
Wypuściłam głośno powietrze. Tego się obawiałam.
– Wiesz, kiedy Alojzy go widział?
– Chyba wczoraj, ale lepiej będzie, jak go sama zapytasz. Chcesz to sprawdzić?
Pokiwałam głową.
– Pójdę z tobą do rynku. Muszę przygotować kilka rzeczy na jutrzejszy konkurs. Może jednak pójdziesz ze mną na eliminacje?
– Przepraszam cię, Vicky, ale to ostatnie, na co mam teraz ochotę. Może niedługo pozwolą mi w końcu lecieć na Alrakis, żeby spotkać się z Oliwerem.
Od kiedy Mistrz potwierdził, że mój przyjaciel znajduje się na innej wyspie, nie mogłam się doczekać, aż odzyskam całkowitą sprawność i wyruszę w podróż. Miałam szczerze dość letargu, w który ostatnio zapadłam.
***
Vicky zostawiła mnie przed piekarnią, a gdy weszłam do środka, zaburczało mi w brzuchu od zapachu słodkich bułeczek. Ten aromat pobudził moje ślinianki jak nic do tej pory, a pozytywna energia, która biła od właściciela, sprawiła, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nie ja jedyna, bo w środku zastałam śmiejącą się głośno Esterę, na której widok zrzedła mi mina. Jeśli kogoś na wyspie szczerze nienawidziłam, to była to właśnie ta kobieta. Ciągle nie mogłam zrozumieć, czemu Alojzy się z nią spotykał. Odwróciłam się plecami, pragnąc, żeby nie zauważyła mnie zza zielonego filaru. Udawałam, że limonkowe dropsy są nadzwyczaj interesujące, żeby tylko nie napotkać jej smoczych oczu.
– Anno, to ty? Dobrze, że przyszłaś.
_I na tyle zdała się moja kryjówka_, pomyślałam, siląc się na lekki uśmiech.
– Dzień dobry – przywitałam się, zerkając na wesołego staruszka za ladą i przeniosłam wzrok na Esterę. Gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały, przeszedł mnie zimny dreszcz. Estera natychmiast wykrzywiła usta i westchnęła głośno.
_Nie dam się_, postanowiłam z mocą_._ Wypchnęłam klatkę piersiową do przodu i zadarłam brodę. Nie będę się kuliła jak owieczka przed bestią.
– To ja już pójdę – rzuciła Estera, mierząc mnie wzrokiem z góry na dół z nieukrywaną pogardą.
Zacisnęłam mocno pięści. Miałam ochotę podejść i nią potrząsnąć. Nic jej przecież nie zrobiłam, a mimo to ona otwarcie okazywała mi niechęć. Wstrzymałam oddech, dopóki drzwi za nią się nie zamknęły, i – uspokajając się w myślach – zwróciłam się do Alojzego, który głaskał swoją kozią bródkę.
– To prawda, że widziałeś Zenka? – spytałam prosto z mostu.
Alojzy spuścił głowę, a zmarszczki między jego brwiami się pogłębiły.
– Tak, wpadł na mnie, dosłownie wpadł, wczoraj wieczorem. Chciałem mu pomóc, ale dał się tylko odprowadzić do domu, a potem mnie przegonił… Wyglądał, jakby dawno nie jadł nic porządnego. Wróciłem do niego rano, ale już nie otworzył.
Pokręcił głową i ruszył do gabloty z bułeczkami wypełnionymi mięsnym farszem.
– Pomagałaś mu w barze, prawda? Miałem zamiar spotkać się z tobą po zamknięciu i poprosić cię, żebyś do niego zajrzała. Może tobie otworzy?
– Mam taką nadzieję. Próbowałam skontaktować się z nim kilka razy, niestety bezskutecznie.
Wręczył mi papierową torbę wypełnioną po brzegi jeszcze ciepłymi wypiekami.
– Może dzisiaj się uda – uśmiechnął się ciepło.
Podziękowałam mu i wyszłam, kierując się w stronę mieszkania Zenka. Minęłam po drodze bar, który teraz odstraszał ciemnymi szybami. Jeszcze niedawno o tej porze zaczynaliśmy pracę. To tętniące życiem miejsce spotkań teraz stało się ponurym nieużytkiem. Niebo zasnuły ciemne chmury zapowiadające ulewę, a pojedyncze smoki przecinały niebo, wracając do swoich jaskiń. Szłam wzdłuż kolorowych kamienic i skręciłam we wznoszącą się w górę uliczkę. Na jej końcu dostrzegłam symbol kufla na drzwiach. Dom jako jedyny pokryty był bluszczem, którego liście zaczęły już żółknąć. Podniosłam rękę i zawahałam się.
_A co, jeśli nie otworzy? A jeśli otworzy, a ja wcale nie jestem gotowa na to, co mnie czeka w środku?_
Potrząsnęłam głową i z całej siły zapukałam. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Zerknęłam w okna, ale w żadnym nie dostrzegłam ruchu. Zapukałam ponownie. Niebo zaczęło już szarzeć. Latarnie przy głównej ulicy się włączyły, a ich skąpe światło ledwie tu docierało, sprawiając, że cienie wykrzywiały się nienaturalnie. Nadal stałam przed tymi drzwiami, z nadzieją czekając, aż Zenek mi otworzy. Mijały minuty i robiło się coraz ciemniej. Nagle podskoczyłam, gdy usłyszałam dźwięk rozbijanych naczyń. Więc jednak ktoś był w środku.
– Daj mi spokój! – usłyszałam zza drzwi.
Mało mnie to obchodziło, że nie chciał nikogo widzieć. Już sięgałam do klamki, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i wyleciał z nich Stefan. Szybko machał skrzydłami, próbując utrzymać się w powietrzu na wąskim korytarzu. Czułam, że jest wściekły, ale miałam nadzieję, że nie byłam tego powodem.
– Cześć – rzuciłam zaskoczona do smoka, na co przywitał mnie strumieniem iskier i przesunął się, żebym mogła wejść.
– To ja, Anna, wchodzę! – krzyknęłam w głąb domu.
– Jestem w kuchni – dotarło do mnie ciche mamrotanie, które ledwie zrozumiałam.
Zmarszczyłam nos, próbując nie wdychać kwaśnego zapachu, który unosił się w całym domu. Przeszłam korytarz, lawirując pomiędzy ubraniami i pustymi butelkami, przez cały czas czując na plecach gorący oddech Stefana. Zrobiłam duży krok, przestępując plamę niezidentyfikowanego płynu rozlanego w przejściu, i weszłam do kuchni. Zamarłam, kiedy zobaczyłam przyjaciela. Niegdyś schludnie przycięta broda składała się teraz z ciemnych wywiniętych we wszystkie strony kosmyków, wręcz błagających o nożyczki. Sińce pod oczami kontrastowały z bladą twarzą, lecz najbardziej przeraziły mnie same oczy. Radosne iskry, które przyciągały tłumy, zniknęły, a zastąpił je odstraszający chłód. Barman siedział na krawędzi stołka z kuflem w ręce.
– Przyniosłam ci jedzenie od Alojzego – powiedziałam cicho i położyłam torbę na stole, ale nawet na nią nie spojrzał. Usiadłam po drugiej stronie, starając się nie zwracać uwagi na klejący się obrus. Teraz do mnie dotarło, że nawet nie wiedziałam, od czego zacząć rozmowę.
– Żeż nic nie zauważyłem! – warknął z wściekłością i drżącą ręką podniósł kufel, a jego zawartość zafalowała, wylewając się na stół. Przycisnął szklankę do ust i pił tak zachłannie, że płyn kapał mu na koszulkę, tworząc nowe plamy obok starszych kolorowych.
– Przepraszam… – wyszeptałam, nie wiedząc, gdzie skierować wzrok.
– Za co? – beknął przeciągle. – Przecież to nie ty planowałaś przewrót za moimi plecami. Nie ty nas zdradziłaś i opuściłaś.
– Tak, ale… – zamilkłam.
Trudno mi było na niego patrzeć. Miałam ochotę uciec i zostawić go samego w rozpaczy. Byłam taka naiwna. Jak mogłam go pocieszyć, skoro sama byłam w rozsypce?
Nagle Zenek zakołysał się niebezpiecznie na stołku, a moje ciało natychmiast zareagowało. Rzuciłam się w jego kierunku, ale Stefan był szybszy. Złapał barmana, zanim ten wylądował na drewnianych belkach. Chwycił go pazurami za poplamioną koszulę i wywlókł z kuchni. Zostałam sama.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, patrząc bezmyślnie na pusty kufel. Po zapachu róż rozpoznałam Płynną Radość.
_O ironio!_
Czekałam na powrót Stefana. Usłyszałam kilka przekleństw, huk i po chwili smok pojawił się w kuchni. Nie mógł wlecieć przez otwarte drzwi, więc złożył skrzydła i wszedł na czterech łapach, machając wściekle głową na boki. Zawahałam się. Nie mogłam spytać nikogo innego.
– On… długo już tak?
Smok kłapnął szczękami.
_No tak, czego ja się spodziewałam? Że zacznie gadać?_
Stefan wpatrywał się we mnie intensywnie, jakby na coś czekał. Nie wiedziałam, czy mnie zrozumie, ale warto było spróbować.
– Zostawiam jedzenie i notatkę z moim nowym adresem. Daję mu ostatnią szansę, zanim podejmę konkretne środki i zaprowadzę go do Wieży na leczenie. Niech się ze mną skontaktuje, jak wytrzeźwieje.
Wyszłam, zostawiając jeszcze odręczną notatkę. Wiedziałam, że to nie mogło dłużej tak wyglądać. Zarówno ja, jak i on musieliśmy zacząć walczyć z przytłaczającą nas rzeczywistością.ROZDZIAŁ 3
3
Gdy upewniłam się, że spakowałam do czarnego plecaka wszystkie niezbędne rzeczy, usiadłam przy stole z kubkiem gorącej kawy i otworzyłam notes Estery. Okładka nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale po otwarciu od razu zachwyciło mnie staranne pismo, z idealnie wywiniętymi ogonkami literek. Gdyby przykuli mnie na miesiąc do biurka, nawet w połowie nie potrafiłabym tego odwzorować. Dotknęłam opuszkami twardego papieru i przejechałam po słowie na pierwszej stronie.
– _Smoki starożytne i wyspiarskie. Historia i charakterystyka_ – przeczytałam cicho tytuł. Ledwie przejrzałam kilka stron, które zawierały szkice poszczególnych smoków, gdy wyczułam, że ktoś się zbliża. Wyjrzałam przez okno w salonie i zobaczyłam, że przed moim domem ląduje średniej wielkości smok o łuskach kolorem przypominających burzowe chmury. Z jego grzbietu zeskoczyła młoda Drakanka. Miała na sobie strój dostosowany do dłuższych lotów – kombinezon i pas z kieszeniami na wszystko, co trzeba mieć pod ręką. Złociste włosy średniej długości opadały jej na ramiona, a na policzkach pokrytych licznymi piegami pojawiły się rumieńce. Nie była pięknością, ale nie można było odmówić jej atrakcyjności. Poruszała się z gracją i pewnością siebie. Wrzuciłam szybko książkę do plecaka i otworzyłam drzwi, gdy tylko rozległo się głośne pukanie.
– Cześć, jestem Inez. Mistrz o mnie wspominał, prawda? Gotowa do drogi?
Nawet ton jej głosu wyrażał pewność siebie. Uśmiechnęła się do mnie tak szczerze, że mimowolnie uniosłam kąciki ust. Zaprosiłam ją gestem do środka. Zrzuciła czarny plecak, zaraz obok mojego.
– Tak, mówił, że masz lecieć ze mną. Jestem Anna. Poczekasz chwilę? Wezmę rzeczy i przywołam Sulirada.
– Jasne, nie śpiesz się.
Zaczęła się rozglądać po salonie, ale o nic nie zapytała. Następnie usiadła przy stole, a krzesło zaskrzypiało delikatnie. Przez cały czas ruszała to nogą, to ręką, jakby przedawkowała kofeinę.
– Może się czegoś napijesz?
– Nie dzięki, długa trasa przed nami.
Lustrowała mnie badawczo, co trochę mnie zirytowało.
– Masz zastąpić Hamminga w Rajdzie?
Zamarłam na moment. No tak, Hamming był masywnym mężczyzną z nadludzką siłą, a zamiast niego dostała do drużyny chuchro. Nic dziwnego, że w jej głosie wyczułam nutkę żalu. Nie wiedziała, że to ja go znalazłam, ja go pochowałam i wolałam, żeby tak zostało. Kiwnęłam głową.
– Przed nami trochę roboty. Jakie masz zdolności? Muszę wiedzieć, zanim zacznę z tobą trenować. Lecimy do Beatrycze, więc zapewne żywioł wody.
– Władam też żywiołem powietrza. Po spotkaniu smoka polepszył mi się wzrok.
– Umiesz walczyć?
Przypomniałam sobie lekcje samoobrony, na które zapisał mnie tata, gdy chodziłam do liceum. Nauczyłam się wtedy podstawowych uników i odkrywania słabych punktów przeciwnika. Nie tak dawno przez kilka tygodni ćwiczyłam też z Williamem. Myślałam wtedy, że całkiem nieźle mi idzie, moje ciało stało się silniejsze. Ale natychmiast pomyślałam o Kihoonie, który podniósł mnie jedną ręką. Byłam pewna, że mógł złamać mi kręgosłup. Przełamać go jak cienki patyczek. Odruchowo przejechałam dłonią po szyi, jakbym chciała się upewnić, że nikt mnie nie dusi.
– Nie bardzo.
Zaczęła ruszać nerwowo nogą, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Cholernie mnie to dręczy. Dlaczego ty? Nie obraź się, ale znam kilku Drakanów, którzy bardziej by się nadawali do turnieju. Wiem, że ty zdradziłaś prawdę o Linn, byłam wtedy na sali, ale… Dlaczego?
Odwróciłam się do niej plecami, pakując prowiant, nie chciałam, żeby zobaczyła, jak bardzo dotknęła mnie tym pytaniem.
– Nie wiem, musiałabyś zapytać Mistrza, to on podjął decyzję.
Jeszcze przez moment czułam na sobie jej wzrok, ale nie dane jej było zapytać o nic więcej, bo z dworu zaczęły dochodzić dziwne dźwięki.
Wybiegłam. Sulirad unosił się kilka metrów nad ziemią, machając skrzydłami. Naprężył wszystkie mięśnie, a z jego nozdrzy wydobywał się dym.
– Garielo, uspokój się! – zawołała Inez i podbiegła do swojej smoczycy, która szczerzyła kły, a w jej gardle iskrzyło. Uspokoiła się pod wpływem Drakanki, a Sulirad wylądował kilka metrów dalej, nie spuszczając z nich wzroku.
– Chyba za sobą nie przepadają – stwierdziłam ponuro, podchodząc do swojego smoka. Owiał mnie lekki dym wydobywający się z jego nozdrzy.
– Świetnie. Będę musiała teraz znosić jej humory – Inez westchnęła głośno. – Daj dłoń.
Wyciągnęłam rękę i pozwoliłam nakłuć sobie palec, a Inez zrobiła to samo. Gdy wyciągnęła rękę, rękaw kombinezonu przesunął się, odsłaniając kawałek tatuażu na jej przedramieniu, przedstawiającego głowę niebieskiego smoka.
– Piękny – kiwnęłam głową w jej stronę. – Kto cię tatuował?
– Beatrycze. Jest w tym najlepsza. Jak ładnie poprosisz, to może też cię wydziara.
Wzruszyłam ramionami.
– Nigdy wcześniej o tym nie myślałam.
– To będziesz miała czas do namysłu, bo przed nami kilka godzin lotu. Jesteś gotowa?
Kiwnęłam głową i, zapakowawszy wszystko, wyruszyłyśmy. Zanim wskoczyłam na smoka, musiałam się zmierzyć z jego pełnym wyrzutu spojrzeniem. Podróż ze smokiem, na którego tak zareagował, musiała być dla niego udręką, ale ja nie potrafiłam się przestać uśmiechać na myśl, że niedługo zobaczę Oliwera.
***
Lecieliśmy za Inez i jej smokiem, choć Sulirad przez cały czas utrzymywał spory dystans, a na każdy niespodziewany ruch bestii przed nami reagował napięciem mięśni i falą gorąca przechodzącą przez jego ciało. Mistrz twierdził, że można jej zaufać, ale nie miałam pewności, zwłaszcza po tym, jak Sulirad zareagował na Garielę. Na szczęście lot był spokojny i po kilku godzinach na horyzoncie pojawiła się wyspa otoczona gęstymi, burzowymi chmurami, dokładnie tak jak Eltanin.
Gdy przebiliśmy się na drugą stronę, ujrzałam Alrakis w całej okazałości. Na zajęciach z geografii wysp Eustachy nazwał ja Wyspą Jezior. Tylko jedno spojrzenie wystarczyło, aby zrozumieć, dlaczego – aż po horyzont pokrywały ją dziesiątki zbiorników wodnych. Niektóre połączone mostami, do innych wpadały wodospady, a każde wolne pasmo lądu porastały lasy. Gdzieniegdzie spomiędzy drzew wystawały gliniane dachówki świadczące o tym, że wyspa jest zamieszkała. Od razu poczułam, że powietrze się zmieniło – było nasączone wilgocią, która od razu pokryła moją skórę.
Smok przed nami zanurkował, na co Sulirad zwolnił i również obniżył lot. Wylądowaliśmy przed małym drewnianym domkiem, bardzo podobnym do tego, który sama niedawno opuściłam. Otoczony był niskim płotem, znad którego wyłaniały się krzaki pokryte owocami i kwiatami. Na małym ganku, na którym z trudem mieściły się stolik i krzesła, siedziała kobieta. Czas nie był dla niej łaskawy. Zdecydowanie była najstarszą osobą, którą spotkałam na wyspach, a przynajmniej na taką wyglądała. Twarz pokrywała pomarszczona, obwisła skóra, a siwe włosy wylewały się spod szarej chusty zawiązanej na głowie. Skuliła się na krześle i najwyraźniej musiała przysnąć, zostawiając parującą zawartość kubka na stoliku.
_Ona ma mnie uczyć?_, westchnęłam cicho.
Przerzuciłam nogę przez twardy grzbiet i, uważając na wystające płyty kostne, zeskoczyłam. Poczułam dumę, że przychodzi mi to całkiem naturalnie, jakbym robiła to od zawsze. Sulirad odwrócił głowę i wbił we mnie wzrok. Przez moment przeszedł mnie dreszcz niepokoju, oczekiwałam bólu głowy, który pojawił się wtedy, gdy wdarł się w moje myśli. Jednocześnie ekscytowało mnie, że coś do mnie powie, ale tylko kiwnął lekko głową i buchnął mi w twarz parą, przez co trochę mnie zemdliło od zapachu siarki.
– Bądź niedaleko w razie czego, dobrze? – szepnęłam.
Gariela warknęła na Sulirada, ale on odbił się od ziemi, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.
Inez najwyraźniej znała kobietę, bo zeskoczyła ze swojego smoka i pewnym krokiem ruszyła w stronę domu.
– Bea!
Staruszka poruszyła się lekko i uchyliła ciężkie powieki. Przez chwilę wpatrywała się w przestrzeń, jakby nie do końca zdawała sobie sprawę, gdzie się znajduje. Zaskoczyły mnie jej puste, białe oczy, pozbawione źrenic.
– Beatrycze, to ja, Inez.
Spojrzała na dziewczynę, a jej usta wykrzywiły się w grymasie, który najwyraźniej był uśmiechem.
– Gruboskórna! – jej głos przypominał skrzek. – Co tu robisz?
_Gruboskórna?_ Podniosłam brwi, zapamiętując ten przydomek.
– Jestem z Anną, nowym Żywiołakiem wody, masz ją trenować, pamiętasz?
– Tak, tak… – spojrzała na mnie bladymi oczyma. Zastanawiałam się, czy staruszka cokolwiek widzi, ale przecież wpatrywała się prosto w moje oczy. To spojrzenie sprawiało, że poczułam się niekomfortowo. Bladoniebieski kolor jej tęczówek był ledwie zauważalny i pokrywał prawie całą powierzchnię oka. Zupełnie jakby sama zamieniała się w przezroczystą wodę. Miałam nadzieję, że to nie była typowa cecha dla Żywiołaków wody.
– Co my tu mamy? – wstała powoli i nieśpiesznie zeszła po schodkach, a jej kości głośno trzasnęły. – Podejdź no tu.
Zrobiłam, jak kazała. Wyciągnęła rękę w moją stronę, na co odruchowo odsunęłam się lekko. Cmoknęła z oburzeniem i kiwnęła, żebym podeszła bliżej. Zrobiłam krok i pochyliłam się. Zamknęła oczy i położyła mi dłoń na czole. Jej palce były lodowate i lekko wilgotne. Skrzywiłam się, powstrzymując chęć odsunięcia się.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki