- W empik go
Miasto Widmo 2 - ebook
Miasto Widmo 2 - ebook
Tęsknota za kimś każe ci robić rzeczy irracjonalne… „Miasto Widmo 2”, to mroczna historia opowiedziana z perspektywy Marka. Marek, wciąż pogrążony w żałobie po stracie Nancy odkrywa, że ludzie nie giną, a trafiają do innego świata. Z kim lub z czym przyjdzie zmierzyć się Markowi i jej przyjaciołom? Jakie tajemnice kryje w sobie Miasto Widmo? Czy ujdą z tego cało?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-585-4 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Teraźniejszość…
— Niedługo minie rok od śmierci Nancy. Krótko przed utonięciem powiedziałem jej parę niemiłych słów. Nie mówiłem wtedy poważnie… nie chciałem, żeby zniknęła mi z oczu…
— Marku, to nie twoja wina, to był wypadek. Nie mogłeś nic zrobić. Nikt z nas nie mógł.
— Gdybym dopłynął do niej wcześniej…
— Daj spokój, nie cofniemy czasu. Wszyscy mocno to przeżyliśmy.
— Ja nadal nie mogę się pozbierać…
* * *
Następnego dnia wczesnym rankiem…
— Pięknie biorą — Andrzej miał dobrą rękę do ryb. Dosłownie nie mógł się od nich opędzić.
— Tak, rzeczywiście — Mnie szczęście zbytnio nie dopisywało. — A gdzie jest Monika?
— Zażywa kąpieli słonecznej. Tam, na plaży.
— Od pewnego czasu zastanawiam się nad czymś. Pomożesz mi?
— Jasne, od czego ma się kumpli. W czym mogę ci pomóc?
— Zanim Nancy zginęła, chciałem podarować jej pierścionek. To miał być prezent urodzinowy. Nie zdążyłem tego zrobić. Mimo wszystko chcę, by go przy sobie miała.
— Co masz na myśli? Nie chcesz chyba… Nie, ty nie mówisz chyba poważnie?
— Czy widzisz, żebym się śmiał? Jestem całkowicie poważny.
— Czyś ty zmysły postradał? Przecież to jest chore.
— Czy ty uważasz, że jestem psychiczny?
— Nie, ale nie możemy tak po prostu przyjść sobie w środku dnia na cmentarz i rozkopywać groby.
— Dlatego zrobimy to w nocy. Jeśli nie chcesz mi pomóc, to przynajmniej nie kpij sobie ze mnie.
— Ale ty jesteś uparty. Pakujemy się w niezłe bagno.
— Wiedziałem, że mi pomożesz. Tylko nie mów nic Monice, im mniej osób wie, tym lepiej.
— Dobrze.
— Wpadnę po ciebie około północy. Sprawa pozostaje między nami. Nie puść pary z gęby.
— Będę milczał jak grób…
* * *
W nocy…
— Mamy wszystkie potrzebne narzędzia?
— Tak.
Rozejrzeliśmy się czy nikt nas nie obserwuje. Wdrapaliśmy się na bramę cmentarną. Chcieliśmy już zeskoczyć po drugiej stronie, kiedy Andrzej zahaczył rękaw kurtki o wystający pręt. Pomogłem mu się wyplątać.
Pokonaliśmy kilka alejek i dotarliśmy do właściwego miejsca. Z trudem przesunęliśmy płytę nagrobną. Przyświeciłem latarką w dół.
— Jest trumna. Andrzej, pomóż mi. — Zeskoczyłem jakieś dwa metry w dół. Andrzej zrzucił mi linę, żebym miał jak wrócić. Pot ściekał strumieniami z mojego czoła. Miałem tak sucho w ustach, że z trudem przełykałem niewielkie ilości śliny, które przepływały przez spragnione wody gardło. Wystarczyło jedynie usunąć cztery śruby, które trzymały wieko. Bałem się tego, co zobaczę.
— Marku, pospiesz się, widzę w dali jakieś światło. Zaraz mnie zobaczy.
— Schowaj się za nagrobkiem. Może to dozorca cmentarny.
— Za późno. Macha do mnie! Idzie tu!
— Dobra, pomóż mi stąd wyjść! Szybko!
— Zaczekaj, to Monika!
Dziewczyna podeszła do nas szybkim krokiem. — Czyście zmysły postradali? Przecież ktoś mógł was zobaczyć. Wpadając na taki pomysł, mogliście się chociaż zamaskować. Widać was na kilometr.
— A co ty tutaj robisz?
— Co wy tu robicie? Macie szczęście, że jeszcze was nikt nie dorwał. Zaraz, to grób Nancy.
— Nie gadaj tyle. Tylko nam pomóż.
W dole było tyle miejsca, że dało radę otworzyć wieko trumny.
Przez chwilę się zawahałem, po czym złapałem za wieko i uniosłem do góry. Stanąłem jak wryty. Nie mogłem uwierzyć temu, co zobaczyłem. Trumna Nancy była pusta. Jej ciało zniknęło. — Gdzie ona jest? Przecież sama sobie z niej nie wyszła.
— Spokojnie Marku, musi być jakieś wytłumaczenie. Nie mogła stąd wyjść, bo przecież była martwa.
— Może coś lub ktoś ją ożywiło?! Nic mnie już nie zdziwi.
— Moniko, żarty na bok.
— Hej, zobaczcie! Tu leży jakaś kartka. Poświećcie latarką. Co tu jest napisane?
‘Rower albo tramwaj — ułożę ja,
Mam nawet ileś elementów…
Nancy’
— Co ma znaczyć ten tekst? Nic z tego nie rozumiem. Czy to jakiś żart?
— Poczekaj Andrzej, z drugiej strony też jest notka:
‘Krypta 24’
— Co oznaczają te słowa? Nienawidzę łamigłówek. Trzeba się nieźle napracować, żeby je rozszyfrować. Rower albo tramwaj…
— Co ma piernik do wiatraka?
— I rower i tramwaj to pojazdy. Ale o co chodzi z tym układaniem?
— Może chodzi o układanie wyrazów? Puzzli? Napisała, że ma już jakieś elementy.
— Zaraz, to przecież… Eureka!!!
— Wiesz, o co chodzi?
— Przecież to jest szyfr. Samo stwierdzenie nic nie znaczy. Trzeba oderwać pierwszą literę każdego wyrazu i mamy rozwiązanie.
— Racja, to jest hasło!
R A T U J M N I E…
— Ratuj mnie. Mam ją ratować! Nancy jest w tarapatach!
— Co ty gadasz, przecież od roku nie ma jej wśród żywych.
— A jeśli Monika ma rację? Jeśli ona ożyła? A może nawet wcale nie umarła? Może odpowiedź znajdziemy w tej krypcie?
— Jakiej krypcie?
— Na tym cmentarzu jest tylko jedna krypta, o tam. To budowla pokaźnych rozmiarów, więc nie da rady jej nie zauważyć. — Podeszliśmy do budynku. Przy wejściu po obu stronach stały betonowe posągi identycznych nietoperzy z długimi zębiskami.
— Jak dostaniemy się do środka? Zamknięte na cztery spusty.
— Co to za problem? Mam wsuwkę.
Monika włożyła ów przyrząd w otwór na klucz, pokręciła parę razy z wyczuciem i kłódka ustąpiła. Najpierw jedna, potem druga. Wreszcie ostatnia.
W środku panowały egipskie ciemności. Z pomocą latarek rozjaśniliśmy nieco wnętrze pomieszczenia. Dzięki temu dostrzegliśmy kilka niewypalonych jeszcze świec, porozstawianych w pomieszczeniu na półkach, trumnach, w oknie zabezpieczonym kratą, na podłodze. Nawet żyrandol, który zdobił sufit, miał zamontowane świece. Na ścianie, będącej na wprost wejścia znajdował się kolejny napis: „Te dusze nie zaznają spokoju wiecznego. Uchroń je od zła, jakie kryje ta ziemia”…
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej udaliśmy się nieco głębiej. Kolejny poziom nie różnił się zbyt wiele od poprzedniego, zatem zeszliśmy na najniższy. Ten był zupełnie inny. Brakowało tutaj betonowych nagrobków, które widzieliśmy wcześniej. Pomieszczenie przypominało kaplicę — dwa rzędy ławek, znowu świece, wysuszone kwiaty, a zamiast ołtarza była czaszka. Może w ten sposób odpędzano złe duchy albo rzucano klątwy. Kto by wpadł na to, że takie rzeczy dzieją się na cmentarzu.
— Hej, chłopaki! Zobaczcie, co znalazłam.
— To tylko stary kawałek szmaty.
— Marku spójrz, tu jest coś napisane, tylko trochę zamazane. Nie mogę odczytać. Może wam się uda.
„Jest jeszcze szansa na ocalenie…
Taki nie całkiem martwy” — dalej nie mogę odczytać.
— Trudno Andrzeju, choć kawałek tej informacji jest nam znany. Niestety nie rozumiem, o co w tym chodzi.
— Lepiej już stąd chodźmy. Mam złe przeczucia.
— Ech, z tymi babami.
Nagle zgasły zapalone przez nas świece. — Może to przeciąg?! Czy wasze latarki też nie działają?
— Tak, nasze też. Nie Andrzej, to nie przeciąg. Miałam rację. Trzeba było wiać!
W jednej chwili pojaśniało. Przejrzysta poświata wyszła ze ściany. Z początku niewyraźna, powoli zaczęła nabierać kształtów i ostrości. To była … Nancy.
— Skąd ona się tu… — Urwałem wpół zdania. Nieprzyjemny chłód zmroził moje struny głosowe. Nie mogłem wydusić nawet jęku.
— Słuuchaaajcie mniee uwaaażnieee… — Jej głos był trochę ochrypły i przeciągły. — Prrooszęę, pooommóóżcieee miii…. — ukryła swoją twarz w dłoniach. Chyba płakała. Tak to przynajmniej wyglądało. Po tym rozpłynęła się w powietrzu. Nie pozostał po niej żaden ślad.
— Lepiej już chodźmy. Nie chcę tu zostać ani chwili dłużej.
— Chyba po raz pierwszy się zgadzamy. O, moja latarka działa.
* * *
Miesiąc później…
Andrzej rozłożył bezradnie ręce na stole — Chyba nie uda nam się rozwiązać tej zagadki. Naprawdę nic mi nie przychodzi do głowy.
— Nie możemy tak łatwo się poddać. Może rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki.
— Nie wiem jak wy, ale ja idę do biblioteki. Może coś ciekawego wpadnie mi w ręce, a później na pizzę. Jestem strasznie głodna.
— Poczekaj dziewczyno, idziemy z tobą.Rozdział 2 — Otchłań
Następnego dnia…
— Jeszcze raz, tym razem na spokojnie, przeanalizujmy całą sytuację.
Siedzieliśmy teraz na strychu dwukondygnacyjnego domu Moniki. Od jakiegoś czasu ów pomieszczenie było miejscem naszych spotkań. Znajdowało się tu mnóstwo gratów. Jej rodzice nie wyrzucali niepotrzebnych rzeczy, a gromadzili je właśnie tu. Na szczęście znalazło się też miejsce na niewielki stolik i parę krzeseł, z których korzystaliśmy.
— Jak dobrze pamiętacie, trzy lata temu mieliśmy do czynienia z niezwykłym zjawiskiem. Pamiętacie kamieniołom i zombie?
— Ta sprawa jest już zamknięta.
— Nie byłabym taka pewna mój drogi kolego.
— Co masz na myśli?
— Pamiętacie tamtą sprawę. Wyszukaliśmy o tym wiele informacji, ale uznawszy, że wiemy już wszystko, zaprzestaliśmy dalszych przeszukiwań, a było jeszcze gdzie szukać. Pominęliśmy kilka spraw i te niedociągnięcia teraz się ujawnią.
— Możesz mówić nieco jaśniej?
— Ależ proszę. Przeanalizowałam resztę informacji i jak się okazało później… istnieje jeszcze jedno tajemnicze miasto, miasto widmo.
— Ładne mi rzeczy…
— Wejście do niego jest w innym miejscu, w okolicy tego zalanego kamieniołomu. Jest bardziej tajemnicze i wiadomo o nim o wiele mniej. Istnieje niewielka szansa, że Nancy ma jakiś związek z tym miastem. Ale to miasto istnieje.
— Nie wiem, czy jest sens tracić czas na to. Powoli opuszcza mnie już nadzieja, że rozwiążemy zagadkę z krypty i że odnajdziemy Nancy.
— Marku, nie załamuj się. Jesteśmy z tobą i my nadal wierzymy.
— W takim razie pakujemy się i ruszamy do celu. Mam przeczucie, że wiele się wydarzy…
Na miejscu…
Ten kamieniołom nie był tak rozległy jak poprzedni. Kiedyś wydobywano tu wapień, teraz jest zalany wodą. Ciekawe czy dokopano się do wód gruntowych, czy zalano go celowo. A jeśli to drugie, to jaka była tego przyczyna. — Dziwne, ale tu nie ma żadnych drzwi.
— Gdzieś musi być wejście. Pewnie nie każdy może je zobaczyć.
— Może nie każdy martwy, który jest martwy…
— Ale jesteście tajemniczy. Lepiej pomóżcie mi dostać się na dół. Może coś zauważymy, gdy będziemy bliżej wody?!
Monika przypięła się do liny, którą wcześniej przywiązaliśmy mocno do drzewa i powoli opuszczała się w dół.
— Widzicie, to był dobry pomy… — Nie dokończyła, bo jej noga nie znalazła oparcia i dziewczyna straciła równowagę. Lina nie wytrzymała napięcia i uległa rozerwaniu. Nie zdołałem jej złapać. Monika spadła kilka metrów w dół na wystającą skałę. Krzyczeliśmy do niej z góry, ale musiała stracić przytomność. Nie otworzyła oczu, nie poruszyła nawet palcem. Skała w każdej chwili mogła się oderwać. Andrzej zdecydował się opuścić po linie. — Moniko, już idę po ciebie!
Czas płynął teraz bardzo szybko. Liczyła się każda minuta, a nawet sekunda. Andrzej był niezły we wspinaczce. Trenował to od dziecka.