Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Michał Strogow. Od Moskwy do Irkucka. Część 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 września 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Michał Strogow. Od Moskwy do Irkucka. Część 2 - ebook

Tatarskie hordy chana Feofara najeżdżają Syberię. Ich wojskowy szef, renegat Iwan Ogarew, eks-pułkownik armii cesarskiej, dąży do ostatecznego celu: zdobyć Irkuck, by zemścić się na wielkim księciu zablokowanym w tym mieście. Ponieważ komunikacja telegraficzna zostaje odcięta, car wysyła Michała Strogowa, swego najlepszego kuriera, by ten dostarczył wielkiemu księciu polecenia. Oficer będzie musiał pokonać przestrzeń liczącą ponad pięć tysięcy kilometrów i poruszać się pod fałszywym nazwiskiem, w przebraniu kupca. W czasie podróży Strogow bierze pod swą opiekę Nadię Fedor, która także udaje się do Irkucka, by połączyć się ze swym ojcem. Podczas przeprawy przez góry Ural, z pomocą przychodzą mu dwaj dziennikarze: Francuz Jolivet i Anglik Blount, którzy relacjonują operacje wojskowe dla dzienników swych krajów.


Seria wydawnicza „Biblioteka Andrzeja” zawiera ponad 40 powieści Juliusza Verne’a i z każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich i przypisy. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65753-70-0
Rozmiar pliku: 8,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Obóz tatarski

O jeden dzień marszu od Koływania, kilka wiorst przed miasteczkiem Diaczyńsk, rozciąga się rozległa równina porośnięta gdzieniegdzie olbrzymimi drzewami, przeważnie sosnami i cedrami.

Tę część stepu w letniej porze roku zamieszkują zazwyczaj syberyjscy pasterze, a ich liczne stada znajdują tu dostateczną ilość pożywienia. Jednak obecnie na próżno byłoby szukać choćby jednego z owych koczowników, żyjących na tym terenie. Nie znaczyło to wcale, że równina była całkowicie opustoszała. Przeciwnie, panowało na niej niezwykłe ożywienie.

Rzeczywiście, zostały tam ustawione namioty tatarskie, tam obozował chan Feofar, okrutny i dziki emir Buchary i tam właśnie przyprowadzono jeńców z Koływania, których pojmano po rozbiciu małego korpusu rosyjskich żołnierzy. Z dwóch tysięcy ludzi, którzy nagle znaleźli się między dwiema nieprzyjacielskimi kolumnami, podążającymi jednocześnie od strony Omska i Tomska, pozostało nie więcej niż kilkuset żołnierzy. Wydarzenia przybrały bardzo niepomyślny obrót i władanie carskiego rządu nad terenami kraju położonymi poza granicą opierającą się na Uralu wydawało się mocno zagrożone, przynajmniej chwilowo, bowiem wszyscy byli przekonani, że wcześniej lub później Rosjanom uda się odepchnąć tatarskie hordy. Lecz na razie wojska najeźdźców dotarły do Syberii Środkowej i szybko posuwając się przez zbuntowany kraj, zdolne były zajmować kolejne gubernie położone na wschodzie lub zachodzie Syberii. Teraz Irkuck został całkowicie odcięty od jakiejkolwiek łączności z Europą. Jeżeli w porę nie przybędą wojska z guberni nadamurskiej i jenisejskiej, to stolica Rosji azjatyckiej, pozbawiona odpowiednio dużych sił wojskowych, wpadnie w ręce Tatarów, a zanim powtórnie zostanie odbita, Wielki Książę, brat cara, będzie wystawiony na zemstę Iwana Ogarewa.

Co w tym czasie działo się z Michałem Strogowem? Czy w końcu ugiął się pod ciężarem tylu tragicznych prób? Czy uznał się za pokonanego po serii nieszczęsnych wydarzeń, które, począwszy od zdarzenia w Iszymie, ciągle narastały i były coraz tragiczniejsze? Czy uważał sprawę za przegraną, swoją misję za zaprzepaszczoną, a rozkaz niemożliwy do wykonania?

Strogow należał do tych ludzi, którzy w swoim dążeniu do wytkniętego celu zatrzymują się dopiero w dniu, kiedy już są martwi. Otóż on jeszcze żył, a nawet nie odniósł żadnej rany, ciągle miał schowany przy sobie list cara i nadal nikt nie poznał jego tożsamości. Prawdą było, że był jednym z jeńców pędzonych przez Tatarów jakby byli jakimś bydłem, ale przybliżając się do Tomska, jednocześnie zbliżał się także do Irkucka. Poza tym ciągle wyprzedzał Iwana Ogarewa.

– Dotrę tam! – wciąż sobie powtarzał.

Od wydarzenia, do jakiego doszło pod Koływaniem, całe jego życie skoncentrowało się na jednej myśli, myśli odzyskania wolności! W jaki sposób zdoła umknąć żołnierzom emira? Nie wiedział, ale zobaczy, co da się zrobić kiedy nadejdzie stosowna chwila.

Obóz chana Feofara przedstawiał wspaniały widok. Mnóstwo namiotów zrobionych ze skór, wojłoku lub też jedwabnych materii, lśniło i połyskiwało w promieniach słonecznych. Olbrzymie pióropusze zdobiące ich stożkowate wierzchołki, kołysały się pośród wielobarwnych proporców, chorągwi i sztandarów. Najozdobniejsze, najbardziej bogate z tych namiotów należały do seidów i hodżów1, czyli najważniejszych osobistości chanatu. Na wysoką rangę tych tatarskich przełożonych wskazywał, ustawiony dodatkowo, ozdobiony końskim włosiem buńczuk2, którego drzewce wyrastało z pęku artystycznie przeplecionych czerwonych i białych witek. Dalej, ciągnąc się w nieskończoność, wznosiło się na tej równinie kilka tysięcy tych namiotów turkmeńskich, zwanych „gara öý”3 dostarczonych w to miejsce na grzbietach wielbłądów.

W obozie znajdowało się co najmniej pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, zarówno piechoty jak też jazdy, zebranych pod nazwą alamani4. Pomiędzy nimi jako jeden z głównych typów ludzkich zamieszkujących Turkiestan przede wszystkim można było zauważyć Tadżyków5 o regularnych rysach twarzy, jasnej cerze, czarnych oczach i włosach, wysokich i dobrze zbudowanych, którzy stanowili trzon tatarskiej armii, i których chanaty Kokandu i Kunduzu wysłały na wojnę w prawie takiej samej ilości, co chanat Buchary. Z Tadżykami mieszali się przedstawiciele jeszcze innych ras zamieszkujących w Turkiestanie, lub których rodzinnym było inne państwo z nim graniczące. Można było zobaczyć tam Uzbeków niskiego wzrostu, rudobrodych, zupełnie podobnych do tych, którzy rzucili się w pościg za Michałem Strogowem. Byli tam także Kirgizi o twarzach płaskich jak u Kałmuków, okryci żelaznymi kolczugami, jedni uzbrojeni w spisy, łuki i strzały, wszystkie azjatyckiego wyrobu, natomiast inni posługiwali się szablami, strzelbami lontowymi6 i czekanami, to znaczy siekierkami o krótkiej rękojeści, bronią, która zadaje tylko śmiertelne rany. Byli tam także Mongołowie, średniego wzrostu, o czarnym zaroście, noszący włosy splecione w warkocz opadający im na plecy, okrągłych twarzach, smagłej cerze, bystrych, głęboko osadzonych oczach, rzadkich brodach, odziani w suknie z niebieskiego nankinu7 obszytego czarnym pluszem8, opięci pasami zapinającymi się na srebrne sprzączki, noszący na nogach buty ozdobione jaskrawym sutaszem, jedwabne czapeczki obszyte futrem i ozdobione trzema fruwającymi z tyłu wstążkami. Oprócz tych wszystkich nacji byli tam także ciemnolicy Afgańczycy, Arabowie, wykazujący się cechami pięknej rasy semickiej, Turkmeni o skośnych oczach, którym jakby brakowało powiek – wszyscy zwerbowani pod sztandar emira, sztandar podpalaczy i łupieżców.

Poza tymi żołnierzami wolnymi, była jeszcze dość liczna grupa żołnierzy niewolników, głównie Persów, pod dowództwem oficerów tego samego pochodzenia i bez wątpliwości nie były to mniej cenione formacje armii chana Feofara.

Jeżeli do tej wyliczanki dodamy jeszcze Żydów, występujących tu w rolach służących, w szatach przewiązanych sznurem, w małych myckach z ciemnego sukna zamiast turbanów, których noszenie było im surowo wzbronione; jeśli powiemy że między tymi grupami przewijały się setki derwiszów9, czyli rodzaj żebrzących mnichów w zniszczonych ubraniach i okrytych lamparcimi skórami, to będziemy mogli powziąć mniej więcej pełne wyobrażenie o olbrzymim nagromadzeniu różnorodnych plemion, połączonych jedną ogólną nazwą: armia tatarska.

Jazdę stanowiło pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, a konie, których dosiadali, podobnie jak ludzie, należały do wielu ras. Wśród tych zwierząt powiązanych ze sobą po dziesięć sztuk za pomocą dwóch równolegle rozciągniętych sznurów, z podwiązanymi ogonami, grzbietem okrytym czarną jedwabną siatką, można było dostrzec konie rasy turkmeńskiej o cienkich nogach, długim tułowiu, lśniącej sierści i szlachetnej postawie; dalej wierzchowce rasy uzbeckiej zdolne do pokonywania długich dystansów; konie rasy kokandzkiej zazwyczaj oprócz jeźdźca noszące jeszcze dwa namioty i przybory kuchenne; rumaki rasy kirgiskiej o jasnej maści, przybyłe znad brzegów Emby10, gdzie łapie się je na arkan, to znaczy tatarskie lasso, i wiele innych wytworów krzyżowania ras, które są gorszej jakości.

Zwierzęta juczne można było liczyć w tysiącach. Były to małe, ale silnie zbudowane wielbłądy11 z długą sierścią i gęstą grzywą spadającą na szyję, o łagodnej naturze, znacznie odpowiedniejsze do zaprzęgu niż dromadery12; nary13 o jednym garbie i ognistoczerwonej kędzierzawej sierści; następnie osły, wytrwale w pracy, których mięso, bardzo cenione, stanowi część podstawowego wyżywienia Tatarów.

Na to całe zbiorowisko ludzi i zwierząt, na to olbrzymie skupisko namiotów rzucały chłodny cień cedry i sosny, rosnące wielkimi kępami, przez które tu i ówdzie szczelinami w listowiu przedostawały się promienie słoneczne. Nie można wyobrazić sobie nic bardziej malowniczego jak ten obraz, dla którego nawet najbardziej zachowawczy kolorysta14 musiałby wykorzystać wszystkie barwy ze swej palety.

Kiedy jeńcy, których pojmano w Koływaniu, stanęli przed namiotami chana Feofara i innych wielkich dygnitarzy chanatu, zagrzmiały trąby, bębny wybijały wojenny rytm. Do tej już i tak ogłuszającej wrzawy przyłączyły się salwy karabinowe i głośniejsze huki czterofuntowych i sześciofuntowych armat15, stanowiących całą artylerię emira.

Całe obozowisko chana Feofara miało charakter czysto wojskowy. To, co można było nazwać jego prywatną kwaterą, czyli jego harem i haremy jego sprzymierzeńców, znajdowało się obecnie w Tomsku, teraz będącym w rękach Tatarów.

Po zwinięciu obozu, Tomsk miał stać się stałą rezydencją emira aż do czasu, kiedy w końcu wymieni ją na stolicę Syberii Wschodniej.

Namiot Feofara przewyższał wszystkie inne sąsiednie namioty. Pokryty szerokimi pasami błyszczącej jedwabnej materii upiększonej sznurkowymi paskami zakończonymi złocistą krepiną16, przyozdobiony na szczycie gęstymi czubami, którymi wiatr poruszał jak wachlarzami, zajmował środek rozległej polany opasanej zasłoną stworzoną przez okazałe brzozy i olbrzymie sosny. Przed tym namiotem, na lakierowanym stole inkrustowanym drogimi kamieniami, leżała otwarta święta księga Koranu, której kartami były cieniutkie listki złota z misternie wyrytymi na nich literami. Nad namiotem powiewała tatarska chorągiew o czterech polach, na których znajdowały się herby emira.

Wokół polany wznosiły się półkoliście namioty wysokich dostojników Buchary. Rezydował w nich główny koniuszy, który ma prawo towarzyszyć konno emirowi aż na dziedziniec jego pałacu, wielki sokolnik, „kusz beg”17 – strażnik pieczęci królewskiej, „topczi basza”18 – wielki mistrz artylerii, hodża – szef rady chana, który otrzymuje pocałunek panującego i może pojawiać się przed nim z rozwiązanym pasem, „szejk ul-islam”19 – przełożony ulemów20, przedstawiciel duchownych muzułmańskich, „kadi asker”21 – sędzia, który pod nieobecność emira rozstrzyga wszystkie spory powstałe między wojskowymi, i wreszcie główny astrolog, którego doniosłym zadaniem jest zwracanie się do gwiazd, ilekroć chan zamyśla o jakiejś podróży.

W chwili kiedy jeńcy zostali przyprowadzeni do obozu, emir był w swoim namiocie, jednak z niego nie wyszedł i był to bez wątpienia szczęśliwy przypadek, bowiem wystarczył jego jeden gest, jedno słowo, które byłoby sygnałem do rozpoczęcia krwawej egzekucji. Trwał jednak w tym odosobnieniu, które częściowo stanowi o majestacie wschodnich władców. Tego, który rzadko się ukazuje, podziwia się, ale jeszcze bardziej się go boi.

Jeśli chodzi o jeńców, to niewątpliwie zostaną zamknięci w jakimś ogrodzonym miejscu, gdzie srodze maltretowani, prawie morzeni głodem, wystawieni na wszystkie zmiany tutejszego klimatu, będą oczekiwali na okazanie kapryśnej woli chana Feofara.

Ze wszystkich jeńców najposłuszniejszym, jeżeli nie najcierpliwszym, był bez wątpienia Michał Strogow. Pozwalał się prowadzić, ponieważ prowadzono go tam, gdzie zamierzał dojść, a w dodatku w warunkach zapewniających jakie takie bezpieczeństwo, czego, będąc wolny, raczej nie mógł się spodziewać na drodze z Koływania do Tomska. Nawet gdyby zdołał uciec przed przybyciem do tego miasta, to byłby narażał się, że powtórnie dostanie się w łapy wywiadowców, którzy cały czas przeczesywali step. Linia najbardziej wysunięta na wschód, zajęta obecnie przez oddziały tatarskie, nie przekraczała osiemdziesiątego drugiego południka długości wschodniej, który przecina Tomsk22. Tak więc, przekroczywszy ten południk, Strogow mógł liczyć, że znajdzie się poza strefą zajętą przez najeźdźców i że wówczas będzie bezpiecznie mógł przeprawić się przez Jenisej i dotrzeć do Krasnojarska, zanim chan Feofar opanuje tę gubernię.

„Kiedy w końcu dostanę się do Tomska – powtarzał sobie, by pohamować odruchy zniecierpliwienia, nad którymi nie zawsze umiał zapanować – w ciągu kilku minut wyprzedzę forpoczty tatarskie i zyskam dwanaście godzin nad chanem Feofarem, dwanaście godzin nad Iwanem Ogarewem, co wystarczy mi do tego, by przed nimi pojawić się w Irkucku!”.

Tym, czego ponad wszystko obawiał się Michał Strogow, była i musiała być obawa przed pojawieniem się w obozie tatarskim Iwana Ogarewa. Oprócz niebezpieczeństwa jakie mu groziło, to znaczy że zostanie rozpoznany, instynktownie przeczuwał w nim zdrajcę, którego przede wszystkim należało wyprzedzić. Dobrze także rozumiał, że dopiero po połączeniu się oddziałów Iwana Ogarewa i wojska chana Feofara cała armia najeźdźców będzie w komplecie, a kiedy do tego dojdzie, właśnie ta armia ruszy całą swoją potęgą na stolicę Syberii Wschodniej. Dlatego też wszystkie jego obawy dotyczyły właśnie tej sprawy i nieustannie nasłuchiwał czy jakaś fanfara23 nie obwieszcza przybycia pułkownika do obozu emira.

Do tej myśli dołączało się wspomnienie o matce i Nadii, pierwszej zatrzymanej w Omsku, a drugiej porwanej na łódź podczas przeprawy przez Irtysz i bez wątpienia uwięzionej, tak jak Marfa Strogowa! Nie mógł im przyjść z pomocą, niczego nie mógł dla nich zrobić! Czy kiedykolwiek je znowu zobaczy? Na to pytanie, na które nie śmiał dawać odpowiedzi, serce ściskało się mu strasznie.

W tym samym czasie co Michała, a także wielu innych jeńców, przyprowadzono do tatarskiego obozu Alcide’a Joliveta i Harry’ego Blounta. Ich dawny towarzysz podróży, złapany razem z nimi w budynku urzędu telegraficznego, wiedział, że także zamknięto ich na tym samym co i jego, ogrodzonym placu, strzeżonym przez licznych wartowników, ale nawet nie usiłował się do nich zbliżyć. Mało go obchodziło, przynajmniej w tym momencie, co o nim myśleli po przygodzie na stacji pocztowej w Iszymie. Poza tym chciał być sam, aby sam mógł działać kiedy nadarzą się sprzyjające okoliczności. Trzymał się więc na uboczu.

Od czasu jak Harry Blount, kolega po fachu padł przy nim, Alcide Jolivet nie szczędził żadnych starań i otaczał go nieustanną opieką. Na całej drodze z Koływania do tatarskiego obozu, to jest podczas kilkugodzinnego marszu, Harry Blount, wsparty na ramieniu swego rywala, był zdolny nadążać za konwojem jeńców. Początkowo starał się korzystać ze swego przywileju, to znaczy faktu, że był obywatelem angielskim, ale na nic się to zdało w zetknięciu z tymi barbarzyńcami, na wszelkie protesty odpowiadającymi jedynie uderzeniami spis lub szabel. Tak więc korespondent „Daily Telegraph” musiał się poddać ogólnemu losowi, pozostawiając zgłaszanie pretensji na później i pocieszać się myślą, iż otrzyma satysfakcję za podobne traktowanie. Niemniej jednak pokonywanie tej drogi było dla niego bardzo uciążliwe, ponieważ odniesiona rana sprawiała mu wiele bólu i gdyby Alcide Jolivet nie przyszedł mu z pomocą, być może nie zdołałby dotrzeć do tatarskiego obozu.

Alcide Jolivet, którego nigdy nie opuszczała jego praktyczna filozofia, moralnie i fizycznie pokrzepiał i wspierał swego kolegę wszelkimi środkami jakie tylko były w jego mocy. Kiedy zostali już zamknięci na ogrodzonym placu, jego pierwszym staraniem było obejrzenie rany Harry’ego Blounta. Zachowując najwyższą ostrożność udało mu się bezboleśnie zdjąć jego ubranie i wówczas zobaczył, że ramię zostało tylko muśnięte odłamkiem kartacza.

– To nic takiego – stwierdził. – Zwyczajne zadraśnięcie! Po dwóch, najwyżej trzech opatrunkach, kochany kolego, po ranie nie będzie żadnego śladu!

– Ale te opatrunki…? – zapytał Harry Blount.

– Sam panu je zrobię.

– Jest więc pan po trosze doktorem?

– Wszyscy Francuzi są po trosze medykami!

Po takim stwierdzeniu Alcide Jolivet rozdarł swoją chustkę do nosa, z jednego kawałka zrobił szarpie, natomiast z drugiego tampony, następnie ze studni wydrążonej na zamkniętym placu nabrał świeżej wody, przemył ranę, która na wielkie szczęście nie była poważna i z wielką zręcznością umieścił zmoczony opatrunek na ramieniu Harry’ego Blounta.

– Leczę pana wodą – powiedział. – Ten płyn jest najskuteczniejszym znanym środkiem używanym do leczenia ran i obecnie najczęściej używanym. Musiało upłynąć sześć tysięcy lat zanim lekarze to odkryli! Tak! W okrągłych liczbach sześć tysięcy lat!

– Dziękuję bardzo, panie Jolivet – odpowiedział Harry Blount, wyciągając się na posłaniu z suchych liści, jakie w cieniu brzozy urządził mu jego towarzysz.

– Ba! Nie ma za co! Będąc na moim miejscu pan z pewnością tak samo by uczynił!

– Nie za bardzo wiem… – odparł trochę naiwnie Harry Blount.

– Patrzcie, co za figlarz! Wszyscy Anglicy są wspaniałomyślni!

– Niewątpliwie, ale Francuzi…?

– No cóż, Francuzi są poczciwi, a nawet głupi, jeśli woli pan takie określenie! Jednak wszystko wynagradza im to, że właśnie są Francuzami! Nie mówmy więcej o tym, a nawet, jeśli zechce mi pan wierzyć, lepiej nic nie mówmy. Panu koniecznie potrzebny jest odpoczynek.

Ale Harry Blount nie miał wcale najmniejszej ochoty do zachowywania milczenia. Jeśli jako ranny był zmuszony przez zwykłą ostrożność do odpoczynku, to jako korespondent „Daily Telegraph” nie był człowiekiem, który miałby siebie samego słuchać.

– Panie Jolivet – zapytał – jak pan sądzi, czy nasze ostatnie depesze zdołały dotrzeć poza granicę rosyjską?

– A dlaczego nie? – odpowiedział Jolivet. – Zapewniam pana, że w tej chwili moja uszczęśliwiona kuzynka tak dobrze jak ja sam zna ostatnie wypadki w Koływaniu!

– W ilu egzemplarzach pańska kuzynka odbija te depesze? – zapytał Harry Blount, który po raz pierwszy zadał takie bezpośrednie pytanie swemu towarzyszowi.

– A to dobre! – odpowiedział, śmiejąc się, Alcide Jolivet. – Moja kuzynka jest niezmiernie dyskretną osobą, która nie lubi by o niej mówiono i byłaby bardzo zrozpaczona, gdyby zmąciła tak potrzebny panu sen.

– Wcale nie zamierzam spać – odparł Anglik. – Powiedz mi pan, co pańska kuzynka może myśleć o wydarzeniach w Rosji?

– Myśli, że na razie zmierzają w złym kierunku. Ale ba! Rząd moskiewski jest potężny i doprawdy nie może niepokoić się chwilowym wkroczeniem barbarzyńców i tym, że może stracić Syberię.

– Nazbyt wygórowane ambicje już niejeden raz zgubiły potężne imperia – odparł Harry Blount, niepozbawiony odrobiny tej „angielskiej” zazdrości o roszczenia rosyjskie w Azji Środkowej.

– Och, nie mówmy już o polityce! – wykrzyknął Alcide Jolivet. – To zakazane przez medycynę! Nie ma nic gorszego dla rany ramienia…! Chyba tylko po to, aby pana uśpić!

– W takim razie porozmawiajmy o tym, co będziemy musieli przedsięwziąć – odparł Harry Blount – bowiem jeśli chodzi o mnie, panie Jolivet, wcale nie mam zamiaru bezustannie pozostawać jeńcem Tatarów.

– Ani ja, do licha!

– Więc uciekamy przy pierwszej nadarzającej się okazji?

– Tak, jeżeli nie ma innego sposobu byśmy odzyskali wolność.

– A może pan zna jakiś inny…? – zapytał Harry Blount, patrząc na swego towarzysza.

– Oczywiście! Przecież nie jesteśmy żadną ze stron w tej walce, jesteśmy neutralni, więc wolno nam protestować!

– U tego bydlaka chana Feofara?

– Nie, on by nic z tego nie zrozumiał – odpowiedział Alcide Jolivet – ale u jego zastępcy, Iwana Ogarewa.

– To łotr!

– Nie ma żadnych wątpliwości, ale ten nikczemnik jest Rosjaninem i wie, że zupełnie nie należy żartować z ludzkich praw, a poza tym nie jest w jego interesie zatrzymywać nas, a wręcz przeciwnie. Przeszkodą jest to, że nie mam żadnej ochoty prosić o cokolwiek tego pana!

– Ależ tego pana nie ma jeszcze w obozie, a przynajmniej ja go nie widziałem – zauważył Harry Blount.

– Zapewne się tu pojawi. To nieuniknione, ponieważ musi połączyć swoje siły z siłami emira. Obecnie Syberia jest rozdarta na dwie części i niewątpliwie armia Feofara oczekuje tylko na jego odziały, by wyruszyć na Irkuck.

– A kiedy już będziemy wolni, to co uczynimy?

– Kiedy już staniemy się wolni, będziemy dalej prowadzić naszą wyprawę, pójdziemy za Tatarami aż do chwili, kiedy wydarzenia pozwolą nam przenieść się do przeciwnego obozu. Do diabła! Nie można porzucać wszystkiego, przecież dopiero zaczęliśmy! Ty kolego, już miałeś okazję zostać raniony, pełniąc służbę dla „Daily Telegraph”, podczas gdy ja nic jeszcze nie otrzymałem, będąc na służbie u mojej kuzynki. No, no! Dobrze! – szepnął Alcide Jolivet, spojrzawszy na Harry’ego Blounta – właśnie zasypia! Kilka godzin snu i kilka zimnych okładów ze świeżej wody i nie potrzeba niczego więcej, by postawić Anglika na nogi! Ci ludzie są jakby zrobieni z żelaza!

Podczas kiedy Harry Blount odpoczywał, Alcide Jolivet cały czas czuwał przy nim, wyciągnąwszy z kieszeni swój notatnik zapełniony różnymi uwagami, którymi zresztą, jak to sobie solennie postanowił, zamierzał podzielić się ze swym kolegą po fachu, ku większej satysfakcji czytelników „Daily Telegraph”. Wydarzenia bardzo ich do siebie zbliżyły i obecnie już sobie nawzajem nie zazdrościli.

Tak więc to, czego ponad wszystko obawiał się Michał Strogow, było właśnie przedmiotem najgorętszych pragnień obu dziennikarzy. Przybycie Iwana Ogarewa mogło oczywiście bardzo się im przysłużyć, ponieważ kiedy już zostanie udowodnione, że są zagranicznymi korespondentami – jeden francuskim a drugi angielskim – natychmiast zostaną uwolnieni, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Zastępca emira będzie umiał przekonać chana Feofara, który zapewne potraktowałby obu korespondentów jak zwyczajnych szpiegów. Zatem interes Alcide’a Joliveta i Harry’ego Blounta był zupełnie sprzeczny z interesem carskiego kuriera. Strogow dobrze rozumiał tę sytuację i była to kolejna przyczyna, dodana do kilku wcześniejszych, że absolutnie unikał jakiegokolwiek spotkania z byłymi towarzyszami podróży. Dlatego zachowywał się tak, by nie zostać przez nich zauważonym.

Minęły cztery dni, podczas których stan rzeczy nie uległ najmniejszej zmianie. Więźniowie nic nie słyszeli o tym, by coś wspominano o zwijaniu obozu tatarskiego. Pilnowano ich niezwykle surowo. Nie było żadnych możliwości przedarcia się przez prawdziwy kordon piechurów i jeźdźców, pilnujących ich dniem i nocą. Jeśli chodzi o pożywienie, które im dostarczano, zaledwie wystarczało do przeżycia. Dwa razy na dobę rzucano im po kawałku kozich flaków, upieczonych na węglach, albo też kilka kawałków sera, zwanego „krut”24, wyrabianego z kwaśnego owczego mleka, który po rozmoczeniu w kobylim mleku daje kirgiską potrawę, powszechnie zwaną kumysem25. To było wszystko, co dostawali.

Należy dodać, że obecnie panowała paskudna pogoda. W atmosferze doszło do wielkich perturbacji, które sprowadziły silne wichury i deszczowe nawałnice. Nieszczęśnicy, nie mogąc nigdzie się schronić, zmuszeni byli znosić te szkodliwe dla zdrowia zmiany aury, a Tatarzy nie robili nic, co by ulżyło ich niedoli. Kilku rannych, kilkoro dzieci i kilka kobiet zmarło, a jeńcy sami musieli pochować trupy, gdyż ich dozorcy odmawiali im pogrzebu.

W dniach tych ciężkich doświadczeń Alcide Jolivet i Michał Strogow, niezależnie od siebie starali się być wszędzie, dwojąc się i trojąc. Starali się robić wszystko, co tylko mogli uczynić. W przeciwieństwie do innych mniej doświadczeni przez los, zdrowi i silni, byli bardziej odporni, więc swoimi radami i czynioną pomocą mogli przysłużyć się tym, którzy cierpieli i rozpaczali.

Czy taki stan rzeczy miał trwać długo? Czy chan Feofar, zadowolony z pierwszych sukcesów, postanowił wypocząć kilka dni zanim wyruszy w stronę Irkucka? Można było się tego obawiać, ale nic takiego się nie zdarzyło. Wydarzenie, tak upragnione przez Alcide’a Joliveta i Harry’ego Blounta, a którego tak bardzo obawiał się Michał Strogow, nastąpiło dwunastego sierpnia przed południem.

Tego dnia zagrały trąbki, uderzano w bębny, rozległy się huki wystrzałów karabinowych. Nad drogą z Koływania przetaczała się ogromna chmura kurzu.

To Iwan Ogarew na czele kilku tysięcy swoich ludzi tak wkraczał do obozu tatarskiego.

1 Seid (obecnie said) – tytuł potomków Mahometa; w niektórych krajach muzułmańskich tytuł panującego; także grzecznościowy tytuł muzułmanina znakomitego rodu albo wybitnych zasług; osoba nosząca ten tytuł; hodża – tytuł grzecznościowy stosowany dawniej w kulturze muzułmańskiej: nauczyciel, duchowny, pan, mistrz, znawca Koranu i praw islamu; tytuł występujący na terenach Imperium Osmańskiego oraz Indii.

2 Buńczuk – oznaka władzy w armii tureckiej, kozackiej; składała się z drzewca zakończonego kulą z grotem, z zawieszonym na nim włosiem końskim.

3 Gara öý (turkm.) – u J. Verne’a: karaoy, jurta – nazwa namiotów stosowanych przez stepowe ludy koczownicze Eurazji; okrągłe, pokryte tkaninami, podczas wędrówek po rozłożeniu przewożone wozami lub wielbłądami.

4 Alamani – u J. Verne’a: alamanes, uczestnicy wyprawy łupieżczej, od alaman (turkm.) – wyprawa łupieżcza.

5 Tadżycy – naród zamieszkujący Azję Środkową, głównie Tadżykistan, a także północny Afganistan; łącznie ponad 12 mln (pocz. XXI w.); język tadżycki, IX-X w., dominował w ówczesnym państwie Samanidów; Tadżycy afgańscy zachowali do dziś wiele elementów tradycyjnej kultury – religię (islam sunnicki), patriarchalną organizację rodziny, sposób gospodarowania, rzemiosło.

6 Strzelby lontowe – jeden z pierwszych rodzajów ręcznej broni palnej, np. muszkiety, wynalezione po raz pierwszy w Chinach na początku XIV w., za panowania Jiao Yu, założyciela dynastii Ming, w Europie stosowane do XVIII w., w Azji jeszcze nawet w XIX w.

7 Nankin – rodzaj bawełnianej tkaniny płóciennej o gęstym splocie, przeważnie koloru płowożółtego, choć bywają nankiny farbowane i na inne kolory; z nankinu szyje się m.in. bieliznę, męskie spodnie oraz inną odzież; nazwa tkaniny pochodzi od chińskiego miasta Nankin.

8 Plusz – tkanina z okrywą włókienną uzyskaną w wyniku przecięcia niektórych nitek osnowy (plusz osnowowy, welur) lub wątku (plusz wątkowy, welwet) i rozwłóknienia powstałych końców.

9 Derwisz – członek muzułmańskiego bractwa religijnego o charakterze mistycznym (sufi); także żebrzący asceta wędrowny (fakir).

10 Emba – rzeka w północno-zachodnim Kazachstanie, w zlewisku Morza Kaspijskiego; dł. 712 km, powierzchnia zlewni – 40,4 tys. km².

11 Wielbłądy – chodzi tu wielbłądy dwugarbne (Camelus ferus), występujące dziko w Azji Środkowej, ich udomowiona odmiana to baktriany (Camelus bactrianus), hodowane od Turkmenii i Iranu do Mongolii.

12 Dromadery (Camelus dromedarius) – wielbłądy jednogarbne, znaczniej bardziej rozpowszechnione od baktrianów, trochę od nich wyższe, ale smuklejsze i mniej owłosione.

13 Nar – nazwa wielbłąda pochodzącego ze skrzyżowania samicy baktriana z samcem dromadera; kiedy jest odwrotnie, takie zwierzę nosi nazwę iner; ogólnie krzyżówka baktriana z dromaderem znana jest pod nazwą turkoman.

14 Kolorysta – tu: artysta przywiązujący szczególną wagę do koloru w swoich pracach.

15 Czterofuntowa i sześciofuntowa armata – armaty strzelające pociskami o ciężarze czterech lub sześciu funtów.

16 Krepina – tu: rodzaj misternie wykonanych frędzli, których używa się do ozdoby baldachimów, łóżek i mebli.

17 Kusz beg – u J. Verne’a: housch-bégui, być może chaush-beg (współczesny turecki çavuşbey, naczelnik posłańców, odźwiernych), w Turcji sułtańskiej zastępca wezyra, wysoki urzędnik dworski, zapewne podobne stanowisko na dworze emira Buchary.

18 Topczi basza – u J. Verne’a: toptschi-baschi, z tureckiego topci-bashi z, top działo (-ci to sufiks dzierżawczy) i bashi, basza, naczelnik.

19 Szejk ul-islam – u J. Verne’a: scheikh-oul-islam, z tureckiego Şeyḫülislām, z arabskiego Šayḫ al-Islām, naczelny mufti, duchowny muzułmański przewodniczący wszystkim kwestiom religijnym.

20 Ulem – z tureckiego ulema, muzułmański teolog, uczony, znawca szariatu (prawa religijnego), ogólnie duchowny muzułmański.

21 Kadi asker – u J. Verne’a: cazi-askev, ze starotureckiego kazasker, obecny turecki kadiasker, jeden z dwóch naczelnych sędziów, zajmujący się sprawami wojskowymi.

22 Długość geograficzna wschodnia Tomska to 84º 58’ według południka Greenwich, a po odjęciu różnicy między Londynem a Paryżem, ta długość wynosi 82º 36’.

23 Fanfara – krótka melodia grana jako sygnał rozpoczęcia jakiejś uroczystości lub na czyjąś cześć.

24 „Krut” – u J. Verne’a: kroute, to według opisu Cesara Famina zawartego w książce Krym i prowincje rosyjskie w Azji (Paryż 1838) jest faktycznie prosty ser wyrabiany z kwaśnego mleka owiec lub krów, wożony w torbie przy koniu i w razie głodu rozmaczany w wodzie, stanowiąc dla podróżnych jednocześnie jedzenie i picie (prawie dosł. przekład A. Zy­dorczak).

25 Kumys nie jest potrawą, lecz napojem, o czym zresztą autor mówi w rozdziale VII; (turkm. kimiz) – napój podobny do kefiru, ale wyrabiany dawniej z mleka klaczy, które ma więcej cukru niż krowie, stąd po fermentacji zawiera 1-3% alkoholu; tradycyjny napój ludów stepowych Azji Środkowej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: