Między niezależnością a pożądaniem - ebook
Między niezależnością a pożądaniem - ebook
Libby, która przeżyła rodzinną tragedię, szuka schronienia w górskim kurorcie. Po znajomości dostaje pracę w firmie trekingowej przystojnego Patricka Kavanagha. Patrick uważa, że Libby, do niedawna bywalczyni nowojorskich salonów, niespecjalnie się do niej nadaje. Testem ma być wspólna wyprawa w teren, która przede wszystkim udowadnia, że coś ich do siebie przyciąga. Namiętna noc tylko to potwierdza. Nic jednak nie wskazuje na to, że romans przerodzi się w coś poważniejszego, bo każde z nich pragnie niezależności. Tylko jak pogodzić niezależność z pożądaniem?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2823-7 |
Rozmiar pliku: | 828 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Chcę tylko, żebyś dał mi szansę. Udowodnię ci, że sobie poradzę.
Patrick patrzył na siedzącą po drugiej stronie biurka kobietę. Libby Parkhurst nie należała do osób wyróżniających się tłumie. Mysie włosy, zwyczajne rysy twarzy, zwisające ubrania składały się na godne pożałowania określenie: przeciętna. Wyjątek stanowiły oczy. Zielone, w odcieniu mchu, emanowały spokojem niczym las w środku lata.
– Doceniam twoje chęci – odrzekł – ale chyba oboje wiemy, że to praca nie dla ciebie.
Charlise, jego zastępczyni, wybierała się na półroczny urlop macierzyński, więc pilnie potrzebował kogoś na zastępstwo. Ponieważ ociągał się z szukaniem, jego matka wzięła sprawy w swoje ręce i zaproponowała córkę swojej najlepszej przyjaciółki.
Libby wyprostowała się, zacisnęła ręce na kolanach i przybrała poważny, może nieco zdesperowany wyraz twarzy.
– Maeve wprowadziła mnie w szczegóły – oznajmiła. – Proszę tylko, żebyś sprawdził, czy się nadaję, zanim pojawi się pierwsza grupa.
Firma Patricka Kavanagha, Silver Reflections, oferowała wypoczynek dla osób cierpiących na wypalenie zawodowe oraz pobyty integracyjne dla kadr kierowniczych – ćwiczenia wspinaczkowe, trekingi, kilkudniowe wyprawy. Zajęcia w terenie były wyczerpujące i wymagały znacznych umiejętności. Choć Patrick doceniał determinację Libby, miał poważne wątpliwości co do tego, czy podoła obowiązkom.
– Libby… – odezwał się z westchnieniem.
Nieproszony gość pochylił się do przodu, ściskając dłońmi blat biurka.
– Potrzebuję tej pracy. Wiesz o tym.
I tu mnie masz, pomyślał. Znał przecież bolesne wydarzenia, tak jak i inni, dzięki tabloidom. Najpierw jej ojciec znalazł się w więzieniu z powodu wielomilionowych oszustw podatkowych, potem, po kilku miesiącach nękania przez prasę, rozchwiana emocjonalnie matka popełniła samobójstwo. Od jej śmierci minęły dwa miesiące.
I tak w jednej chwili Libby z wychuchanej dziedziczki stała się kobietą właściwie bez środków do życia. Wykształcenie panny z dobrego domu sprawdzało się, gdy pełniła rolę gospodyni podczas przyjęć ojca, ale Libby nie miała żadnego doświadczenia w pracy.
– Nie spodoba ci się. – Zaczynało mu brakować argumentów, by w uprzejmy sposób dać jej do zrozumienia, że nie chce powierzyć jej tej pracy.
Libby uniosła głowę. Poprawiła się na krześle, wyprostowała. Rozgoryczenie malujące się w jej oczach świadczyło o tym, że spodziewała się odmowy.
– Wiem, że twoja matka zmusiła cię do spotkania ze mną – stwierdziła.
– Dawno minęły czasy, kiedy mama mówiła mi, co mam robić.
Tylko częściowo mijał się z prawdą. Maeve bezkonkurencyjnie potrafiła bowiem wzbudzać w nim poczucie winy.
– Nic już nie mam do stracenia – powiedziała spokojnie. – Ani domu, ani rodziny, ani funduszu powierniczego. Wszystko przepadło. Po raz pierwszy w życiu muszę stanąć na własnych nogach. Chcę i potrafię to zrobić. Ale ktoś musi dać mi szansę.
Do diabła! Jej pełna godności postawa robiła na nim wrażenie, ale dlaczego to ma być jego problem? Co matka sobie myśli?!
Za oknem ciągnęły się ogołocone z liści drzewa. Pod koniec stycznia w zachodniej części Karoliny Północnej zima nadal dawała się we znaki. Pierwsze grupy przyjadą dopiero za osiem tygodni. Do tego czasu Libby na pewno opanuje obowiązki związane z obsługą hotelu: przyjmowanie rezerwacji, sprawy meldunkowe, doglądanie gości. Jednak jeśli podzieli obowiązki Charlise, będzie musiał znaleźć kogoś do pracy na pół etatu w terenie, co nie będzie łatwe.
Gdyby chodziło tylko o emocje, Libby by wygrała – błagalnie patrzyła na niego niczym głodny psiak. Spróbował innego argumentu.
– Pracujemy z klientami najwyższej klasy. Potrzebuję kogoś, kto będzie odpowiednio wyglądać.
Chociaż się zaczerwieniła, nie ustąpiła pola.
– Organizowałam spotkania towarzyskie w penthousie z widokiem na Central Park. Myślę, że zdołam spełnić wymogi mody.
Spojrzał na jej workowate ubranie i tylko zmarszczył brwi. Po raz pierwszy Libby opuściła wzrok.
– Chyba nie zdawałam sobie sprawy, jakie robię wrażenie – wyszeptała. – Tak długo unikałam dziennikarzy, że przebranie stało się dla mnie czymś normalnym.
Patrick poczuł wstyd, że ją zranił. Postanowił załagodzić sytuację.
– Proponuję ci okres próbny. Niczego nie obiecuję – dodał szybko.
– Przyjmujesz mnie? – spytała zdziwiona.
Radość w jej oczach świadczyła o tym, że udało mu się naprawić nietakt.
– Tymczasowo – podkreślił. – Charlise odchodzi za dwa tygodnie. Do tego czasu wprowadzi cię w sprawy ośrodka. Kiedy się trochę ociepli, pokażę ci, jak wyglądają zajęcia w terenie. Pod koniec lutego zobaczymy, na czym stoimy.
Znał Libby przez większość życia, choć ich ścieżki rzadko się przecinały. Miał trzydzieści lat, ona była o siedem lat młodsza. Ostatni raz widział ją, gdy z matką i braćmi pojechał do Nowego Jorku na mecz hokejowy. Był wtedy w takim wieku, że tylko skinął głową w jej stronę.
Libby pod wpływem uśmiechu pojaśniała.
– Nie będziesz żałować, przysięgam.
Jak mógł pomyśleć, że jest nijaka? Żeby ukryć zaskoczenie, pochylił się i skreślił kilka cyfr na kawałku papieru. Przesunął kartkę w jej stronę.
– Oto wynagrodzenie. Możesz zacząć w poniedziałek. – Zadbał, by jego głos brzmiał neutralnie.
Gdy zobaczyła kwotę, drgnęła.
– Niedużo, ale myślę, że to uczciwa pensja.
Przygryzła wargę.
– Oczywiście, że uczciwa. Pomyślałam tylko o tym, jak dużo pieniędzy wydawaliśmy.
– Musi być ci trudno? – zapytał spokojnym głosem.
– Tak, ale nie w tym sensie, co myślisz. – Schowała kartkę do kieszeni. – Trudne było odkrycie, że nic nie wiem o świecie. Rodzice chronili mnie… psuli. Można powiedzieć, że w gruncie rzeczy byłam bezużyteczna.
Poczuł, że robi mu się gorąco. Instynktownie sięgnął po jej rękę i ją uścisnął.
– Nikt nie jest bezużyteczny, Libby. Masz za sobą straszny rok. Bardzo mi przykro z powodu twojej matki.
Lekko się skrzywiła, ale jej rysy pozostały twarde.
– Dziękuję. Jej śmierć nie była dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Tygodniami woziłam ją na terapię. Po procesie ojca dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo. Nie wiem, czy to on był powodem, czy ostracyzm środowiska, ale cierpienie okazało się silniejsze niż pragnienie życia ze mną.
– Samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Jestem pewien, że matka cię kochała.
– Dzięki za wsparcie.
Był pod wrażeniem. Libby naprawdę miała powody, by się użalać, ale nie roztkliwiała się nad sobą. Co więcej, robiła, co mogła, by się pozbierać.
– Moja matka świata poza tobą nie widzi. Myślę, że zawsze chciała mieć córkę.
– Nie wiem, co bym bez niej zrobiła.
Nagle zapadła cisza. Oboje mieli świadomość, że jedynym powodem, dla którego Patrick zgodził się na to spotkanie, były nalegania matki. Nie zamierzał jednak cofnąć słowa. Libby szybko się przekona, że nie nadaje się do fizycznych wyzwań związanych z tą pracą. O ile Charlise była wysportowana i większość życia spędziła w terenie, o tyle Libby to delikatny kwiat, który niechybnie zmarnieje pod wpływem presji.
W ciągu następnych dwóch tygodni Patrick nabrał wątpliwości co do swojej oceny. Libby z entuzjazmem uczyła się nowych obowiązków. Od razu dogadała się z Charlise, choć niewiele je łączyło. Charlise zachwyciła się naturalnością, zaangażowaniem i bystrością nowej koleżanki.
W piątek, gdy nadszedł dzień wypłaty, Patrick odnalazł Charlise w jej biurze.
– No i jak? Da sobie radę? – zapytał.
Charlise wyciągnęła się w fotelu obrotowym. Jej zaokrąglony brzuch pasował do radosnego nastroju.
– Ma naturalny talent. Czterech zadowolonych klientów dokonało powtórnej rezerwacji. Szczerze mówiąc, odchodzę z czystym sumieniem.
– A co z pracą w terenie?
– No cóż, w tym przypadku może nie do końca jest ono czyste.
– Prowadzenie hotelu to jedno. Wiesz, jak harujemy, kiedy bierzemy grupę w góry.
– Prawda, ale Libby jest pełna entuzjazmu. To pomaga.
– Jeszcze rok temu chadzała na pedikiur do drogich salonów przy Park Avenue i zadawała się z szychami, którzy współpracowali z jej ojcem.
Charlise posłała mu przeciągłe spojrzenie.
– Jesteś w czepku urodzony, Patrick. Silver Reflections to twoje dziecko, ale mógłbyś rzucić firmę i po prostu nie pracować.
– Słusznie. – Podrapał się w podbródek. – Jest jeszcze jeden problem. Powiedziałem Libby, że musi odpowiednio ubierać się do pracy. Nadal nosi te niegustowne spódnice i swetry. To jakaś manifestacja niezależności? Czy popełniłem faux pas, poruszając temat ubrań?
– Biedak wodzony za nos przez kobietę.
– Dlaczego nie traktuje się mnie tu z szacunkiem?
Charlise zignorowała pytanie.
– Maeve zaproponowała Libby, że kupi jej odpowiednią garderobę, ale twoja nowa pracownica jest, mówiąc delikatnie, niezależna. Czeka na wypłatę.
– Do cholery!
– Właśnie.
– Chwileczkę, dlaczego nie może nosić starych ubrań? Na pewno ma całą szafę szytych na miarę strojów.
– Miała – odparła Charlise. – Sprzedała, żeby zapłacić za leczenie matki. Najwyraźniej wszystko, co w tej chwili posiada, mieści się w dwóch walizkach.
Patricka rzadko dręczyło poczucie winy, starał się bowiem żyć zgodnie z kodeksem honorowym, który Maeve zaszczepiła synom. Właściwie postępować, być uprzejmym, nigdy nie pozwolić, by ambicja wzięła górę nad kontaktami z ludźmi. Zatrudnił Libby. Teraz nadszedł czas, żeby dać jej wsparcie.
Była w siódmym niebie. Po miesiącach niepewności i rozpaczy miała powód, by rano wstać. Dzięki temu odnalazła coś, co utraciła… pewność siebie i spokój.
W ciągu dwóch tygodni pracy rzadko spotykała Patricka. To Charlise szkoliła ją i wprowadzała w obowiązki. W jej towarzystwie czuła się komfortowo. Było więc jej smutno, że to już ostatni ich wspólny dzień. Tuż przed piątą weszła do biura z paczuszką owiniętą w niebieski papier z nadrukiem w samolociki.
– Chciałabym dać ci coś, zanim wyjdziesz.
Charlise przerwała pakowanie rzeczy. W oczach miała łzy.
– Nie musiałaś tego robić.
– Chciałam. Byłaś taka cierpliwa, doceniam to. Czy wszystko w porządku?
– Nie. Nie wiem, dlaczego tak łatwo się rozklejam. Czekam na dziecko, ale kocham firmę. Trudno mi sobie wyobrazić, że nie będę tu codziennie przychodzić.
– Zrobię, co się da, żeby wszystko sprawnie toczyło się podczas twojej nieobecności.
– Co do tego nie mam wątpliwości. Jesteś bystra, Libby. Bez obaw zostawiam ośrodek w twoich rękach.
– Mam nadzieję, że wpadniesz do nas z dzieckiem, gdy zrobi się lepsza pogoda.
– Masz to jak w banku. – Ostrożnie otworzyła prezent. – Och, Libby, to jest piękne i chyba bardzo drogie.
Libby skrzywiła się. Szczerze opowiedziała Charlise o swojej sytuacji finansowej.
– To zabytkowy zestaw. Przyjaciel rodziny podarował go moim rodzicom, kiedy się urodziłam. Wygrawerował literę L. Gdy usłyszałam, że chłopiec będzie nazywać się Lander, wiedziałam, że chcę ci go dać.
– Ale on zawsze należał do ciebie. Musiał być dla ciebie ważny.
Gdy Libby patrzyła na srebrną filiżankę, miseczkę i łyżeczkę, poczuła ucisk w sercu.
– Był. Ale już go nie potrzebuję. Teraz patrzę w przyszłość. Będzie mi miło, że twój syn go użyje.
Charlise mocno uścisnęła Libby.
– Będę ten prezent chronić.
– Mogę cię jeszcze o coś spytać?
– Oczywiście.
– W jaki sposób dostałaś tę pracę?
– Mój mąż i brat Patricka, Aidan, są przyjaciółmi. Gdy Patrick wyznał, że zakłada firmę, Aidan nas skontaktował.
– A zajęcia w terenie?
Charlise wzruszyła ramionami.
– Zawsze byłam chłopczycą. Łaziłam po drzewach, brałam udział w wyścigach gokartów. Miałam połamane ręce i nogi, zanim poszłam do college’u. Na szczęście nie wszystkie naraz.
– Dobry Boże! – Libby pomyślała o swoim okresie dorastania. – Naprawdę myślisz, że dam sobie radę?
Charlise znieruchomiała z ręką wyciągniętą nad doniczką z begonią.
– Ujmę to w ten sposób. – Włożyła roślinę do pudełka. – Myślę, że dasz radę, jeśli uwierzysz w siebie.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Patrick cię onieśmiela.
– No cóż… – Libby zamilkła, nie mogąc wymyślić wiarygodnego kłamstwa. – Tak.
– Nie pozwól mu na to. Może wydaje się twardy i zasadniczy, ale w głębi duszy jest milutki.
Sylwetka mężczyzny wypełniła otwór w drzwiach.
– Chyba właśnie zostałem obrażony.ROZDZIAŁ DRUGI
Libby czuła zażenowanie, że została przyłapana na obgadywaniu. Charlise się roześmiała. Patrick podszedł do niej i pocałował w policzek, a rękę położył na brzuchu.
– Przekaż mężowi, żeby zadzwonił, jak tylko trafisz do szpitala. I daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała.
W oczach Charlise pojawiły się łzy.
– Dzięki.
– Bez ciebie to miejsce nie będzie takie samo.
– Przestań, bo się rozpłaczę. Libby wszystko wie. Jest osobą, której potrzebujesz. Przysięgam.
Patrick uśmiechnął się.
– Wierzę. – Odwrócił się do Libby. – Co powiesz na kolację? Postanowiłem trzymać się z boku, kiedy Charlise wprowadzała cię w obowiązki, ale teraz dobrze byłoby trochę lepiej się poznać. Co o tym sądzisz?
Libby poczuła, że się czerwieni, jakby to miała być randka. Patrick, wysoki i szczupły, był bardzo atrakcyjny i męski. Miał szaroniebieskie oczy o intensywnym spojrzeniu. Czarne włosy prosiły się o grzebień, a może palce kochanki? Serce mocniej jej zabiło.
– Byłoby miło – odrzekła.
Świetnie. Zabrzmiało to, jakby dziękowała za zaproszenie do babci na herbatkę.
Charlise wzięła torebkę i pudełko. Patrick podniósł większy karton. Libby ruszyła za nimi. Na dworze powietrze było rześkie.
Patrick schował rzeczy do bagażnika i uścisnął Charlise. Było widać, że są do siebie przywiązani. Chyba jej mąż musi być równie przystojny jak ich szef, jeśli się nie sprzeciwia tej pracy, pomyślała Libby.
Charlise właśnie usiadła za kierownicą, zamknęła drzwi i skinęła na nią ręką. Zadzwonił telefon Patricka.
– Nie pozwól, żeby tobą poniewierał. – Mówiła ściszonym głosem. – Czasem jesteś zbyt miła. Postaw się, jeśli nadarzy się okazja.
– Dlaczego miałabym to robić? Jest szefem.
Charlise szeroko się uśmiechnęła i włączyła silnik.
– Ponieważ jest niesamowicie arogancki, jak wszyscy mężczyźni z tej rodziny. Są także bardzo seksowni, ale my, kobiety, musimy wyznaczyć granice. Samce alfa wyczuwają strach. Musisz emanować pewnością siebie, nawet jeśli jej nie masz.
– Teraz to dopiero zaczynam się bać – zażartowała Libby, choć nie do końca szczerze.
– Znam Patricka od dawna. Ceni odwagę i determinację. Będzie cię szanował. I nie martw się o zajęcia w terenie. Co złego może się tam zdarzyć?
Libby patrzyła na odjeżdżający samochód. Miała wrażenie, że jej jedyna przyjaciółka zostawia ją na jakimś strasznym odludziu. Gdy odwróciła się, światła z głównego budynku rzucały złowieszczą poświatę.
Patrick wciąż rozmawiał, wróciła więc do biura i wydrukowała listę pracowników. Zamierzała ją przestudiować w trakcie weekendu, poznać szczegóły na temat wszystkich, od ekipy sprzątającej do komputerowca, który zajmuje się siecią.
Patrick pojawił się dwadzieścia minut później.
– Gotowa? Chyba lepiej pojechać dwoma samochodami.
Ośrodek leżał w górach, kilkanaście kilometrów od miasta. W przeciwnym kierunku jechało się do Silver Beeches Lodge, wspaniałego hotelu na szczycie góry, który należał do matki Patricka i jego najstarszego brata, Liama.
Libby zawahała się przed udzieleniem odpowiedzi.
– Na pewno masz lepsze rzeczy do roboty w weekend. Poza tym nie jestem odpowiednio ubrana.
Oczy Patricka pociemniały z niezadowolenia.
– Policzę ci tę kolację jako nadgodziny, gdybyś dzięki temu poczuła się lepiej. A co do ubrania, nie musi być wyszukane. Pojedziemy do Silver Dollar.
Brat Patricka, Dylan, był właścicielem tego popularnego pubu w mieście.
– Dobra – odrzekła. Zaproszenie Patricka było raczej poleceniem. – Spotkamy się na miejscu.
Podczas dwudziestominutowej jazdy zdołała się uspokoić. Ma już pracę. Patrick na razie jej nie zwolni. Musi tylko zaczekać na zajęcia w terenie, by udowodnić mu, że da sobie radę. Ten podtrzymujący na duchu monolog wewnętrzny towarzyszył jej przez całą drogę. Na parkingu przy knajpie stały głównie pickupy, ale były też lexus, mercedes i luksusowy samochód sportowy.
W ciągu ostatnich lat Libby ze dwa razy odwiedziła z matką Silver Glen, elegancki turystyczny ośrodek górski o alpejskim charakterze. Widywano tu gwiazdy kina, słynnych muzyków przechadzających się w dżinsach i bejsbolówkach. Większość z nich wpadała do Silver Dollar na piwo i burgery ze specjalnej wołowiny.
Nieskrępowana atmosfera miasteczka była zupełnie inna niż na jej rodzinnym Manhattanie, ale uwielbiała to miejsce. Ponaglana przez Maeve zrezygnowała z mieszkania w Nowym Jorku, na które zresztą nie było jej stać, i przyjechała tu, by rozpocząć nowe życie.
– Chodźmy poszukać stolika – rzekł Patrick. – Uprzedziłem Dylana o naszym przyjeździe.
Już po chwili siedzieli przy stoliku. Libby zamówiła colę, Patrick importowane piwo. Dylan przyszedł się przywitać. Uśmiechnięty przystojny właściciel był drugim z siedmiu braci. Patrick był przedostatnim.
– Pamiętasz Libby Parkhurst? Zastępuje Charlise.
Dylan uścisnął rękę Libby.
– Pamiętam. – Spoważniał. – Przykro mi z powodu twojej mamy. Mam tu na piętrze mieszkanie. Będzie mi miło, jeśli zamieszkasz w nim bez opłat, zanim nie staniesz na nogi.
– Czy twoja propozycja ma coś wspólnego z twoją mamą? – Libby zmrużyła oczy.
Dylan poczerwieniał.
– Skąd ta myśl? Dlaczego mężczyzna, który spontanicznie robi coś miłego, od razu budzi podejrzenia?
Libby patrzyła to na jednego brata, to na drugiego. Najwyraźniej stała się projektem rodzinnym.
– Skoro sam mi to proponujesz… – odparła wolno. – Odkąd przyjechałam, mieszkam w hotelu Maeve, ale pewnie by wolała, żebym zamieszkała tutaj.
Dylan zaprzeczył.
– Mama jest zachwycona, wierz mi, ale uważa, że może potrzebujesz trochę prywatności.
Dylan poszedł do baru, by rozwiązać jakiś problem. Patrick wpatrywał się w twarz Libby, gdy rozważała konsekwencje zmiany lokum.
– Opowiedz mi, co się zdarzyło. Czasem rozmowa z kimś pomaga – odezwał się pod wpływem impulsu.
Libby sączyła colę, obserwując tłum, który zawsze tu bywał w piątkowe wieczory. Tymczasem Patrick studiował jej profil. Miała wysuniętą brodę wskazującą na upór, poza tym sprawiała wrażenie delikatnej. Był niemal pewien, że po nocy w lesie przyzna, że praca u niego ją przerasta.
Jej piękne oczy robiły jednak wrażenie, ale szybko stłumił tę myśl. Matka urwałaby mu głowę, gdyby zadarł z jej protegowaną. Zresztą Libby nie była w jego typie.
Usta Libby wykrzywiły się w smutnym uśmiechu.
– Ostatni rok był traumatyczny i dość pouczający. Na szczęście mama miała trochę akcji i obligacji. Udało nam się znaleźć mieszkanie, na które było nas stać, choć niestety okropne. Zamierzałam szukać pracy, ale mama chciała, żebym była przy niej. Myślę, że czuła się bezbronna.
– A ojciec?
– Praktycznie nie miałyśmy z nim kontaktu. Czułyśmy się zdradzone, więc nie chodziłyśmy na wizyty. Mówię chyba jak zgorzkniała egoistka.
Patrick potrząsnął głową.
– Wcale nie. Obowiązkiem mężczyzny jest troszczyć się o rodzinę. Ojciec zawiódł wasze zaufanie.
Przeciągle na niego popatrzyła.
– Mówisz z doświadczenia?
Pożałował, że poruszył ten temat. Jego ojciec, Reggie Kanavagh, chciał odnaleźć legendarną kopalnię srebra. Szukaniu jej poświęcił lata. Koszty tej obsesji ponosiła rodzina.
– Byłem dzieckiem – wyjaśnił. – Liam ma gorsze wspomnienia. Ale… rozumiem. Moja matka miała prawo czuć się rozgoryczona i zła, choć sobie poradziła.
Libby zbladła, jej oczy wyrażały udrękę.
– Chciałabym móc to samo powiedzieć, ale nie każdy jest tak silny jak Maeve.
Zaklął cicho. Nie chciał, by jego słowa ją zabolały.
– Nie została jednak pozbawiona środków do życia.
– Prawda, ale jest też ulepiona z twardej gliny. Moja mama nigdy nie była silna.
– Przykro mi Libby.
Rzuciła mu posępne spojrzenie.
– Rodziny się nie wybiera.
Nagle dotarł do niego emocjonalny aspekt związany z pracą, którą jej zaproponował. Gdy Libby zrozumie, że nie poradzi sobie w terenie, poczuje się zdruzgotana. Lepiej żeby okazało się to jak najszybciej. Jest przecież inteligentna, dobrze zorganizowana i ma intuicję. Na pewno znajdzie sobie gdzieś miejsce.
Bębnił palcami o blat.
– Sprawdzałem prognozę pogody. Po weekendzie powinno być dość ciepło.
– Tak, wiem. Maeve mówiła mi o przedwiośniu w górach.
– Może wykorzystamy sprzyjającą temperaturę i pojedziemy w teren?
Libby, wyrwana z zadumy, znieruchomiała z przerażenia.
– Tak szybko?
– Tak. Moglibyśmy wyjechać w poniedziałek rano i wrócić we wtorek po południu. – Czuł się winny, że naciska, ale Libby musi uzmysłowić sobie prawdę.
Widział, jak nerwowo przełyka ślinę.
– Nie mam właściwego stroju.
– Mama ci pomoże. Moje szwagierki też mogą ci coś pożyczyć. Nie ma teraz sensu niczego kupować.
– Ponieważ uważasz, że nie dam sobie rady. – Rzuciła mu ostre spojrzenie.
– Może się okazać, że praca dla mnie nie jest tym, o czym marzysz.
– Już postanowiłeś, prawda?
Ze zdziwieniem stwierdził, że Libby ma temperament.
– Nie. – Czy jest szczery? – Obiecałem ci test w terenie. Z powodu pogody nieco przesunąłem datę.
Libby świdrowała go wzrokiem.
– Dasz mi jakąś listę czy mam zwrócić się do twojej matki?
– Prześlę ci spis mejlem, ale mama ma dobre rozeznanie.
Gwałtownie wstała.
– Chyba jednak nie jestem głodna. Dziękuję za colę, panie Kavanagh. A teraz proszę wybaczyć, okazało się, że mam sporo do zrobienia w ciągu weekendu.
Potem odwróciła się i wyszła z sali.
Dylan przejął wolne krzesło; jego szeroki uśmiech każdego by zirytował.
– Dawno nie poniosłeś tak spektakularnej porażki, braciszku. Co ją tak rozwścieczyło?
– To nie była randka – odparł Patrick. – Pilnuj swojego nosa.
– Niewątpliwie stać ją na kogoś lepszego. Pod tymi nieco ekscentrycznymi ciuszkami wyczuwam świetne ciało. Świetna sylwetka, akcent z klasy wyższej. I te oczy… Do diabła, gdybym nie był żonaty, spróbowałbym szczęścia.
Patrick usiłował się opanować, zdając sobie sprawę z tego, że Dylan zachowuje się jak pies ogrodnika.
– To nie jest zabawne.
– Pytam serio. Co jej powiedziałeś, że uciekła?
– To skomplikowane.
– Cała noc przed nami.
Patrick popatrzył na niego przeciągle.
– Jeśli musisz wiedzieć, mama wepchnęła ją na miejsce Charlise. Radzi sobie z obsługą ośrodka, ale chyba nie sprawdzi się w terenie. Poprosiła mnie o szansę. Zauważyłem, że na początku tygodnia będzie ciepło, więc możemy udać się na próbny treking.
– I to ją tak rozwścieczyło?
– Pewnie zakłada, że spodziewam się porażki.
– Bystra panna.
– Dlaczego to ja mam być złym facetem? Tylko prowadzę firmę. Nie stać mnie na to, żeby opiekować się dziwaczkami mamy.
W ciągu sekundy rozbawienie Dylana zmieniło się w konsternację. Nagle ciszę przerwał cichy głos Libby.
– Zapomniałam swetra. Przepraszam, że przeszkadzam.
A potem znów znikła. Patrick głośno odchrząknął.
– Słyszała?
Dylan skrzywił się.
– Tak, przykro mi. Nie zdołałem cię ostrzec. Nie zauważyłem, że nadchodzi.
– No to super.
Pojawiła się kelnerka, żeby przyjąć zamówienie.
– Na co się skusicie? – zapytała.
Dylan pokręcił głową.
– Przynieś nam burgery. Braciszek potrzebuje czegoś na poprawę humoru. To będzie długa noc.