Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Między Śmiercią a Narodzinami: Przejście przez Bardo - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 lipca 2025
20,19
2019 pkt
punktów Virtualo

Między Śmiercią a Narodzinami: Przejście przez Bardo - ebook

Ta książka to świadectwo duchowego przejścia. Symboliczna śmierć Wojownika, zanurzenie w przestrzeni Bardo i narodziny nowego Ja — to nie fikcja, lecz autentyczna opowieść o rozpadzie i odrodzeniu. Porusza. Prowadzi w głąb. Nie daje odpowiedzi, lecz zaprasza do spotkania z ciszą, lękiem i własną prawdą. To nie jest przewodnik. To wezwanie do wewnętrznej podróży. Bardo nie musi być wielką metafizyczną wizją. Może być chwilą rozmiękczenia ego. Momentem rozpoznania, że jestem więcej niż myślałem.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8414-996-6
Rozmiar pliku: 968 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed Rozpoczęciem

To nie jest kolejna książka.

To nie jest zbiór opinii ani pomysłów.

To świadectwo przejścia.

Byłem wojownikiem — zanurzonym w świecie strategii, walki, przetrwania.

Mistrzem oporu i kontroli.

Aż pewnego dnia coś pękło. Nie z zewnątrz — wewnątrz.

Nie przyszła kula, nie spadł cios. Przyszła cisza.

Rozpadłem się — nie jako ciało, lecz jako konstrukcja.

Skończyło się coś, co długo nazywałem sobą.

I nic nowego jeszcze się nie zaczęło.

Znalazłem się w Bardo.

Bardo — przestrzeń pomiędzy.

Między oddechem a ciszą.

Między formą a nicością.

Między starym życiem a nowym narodzeniem.

To nie miejsce, lecz stan.

Rozpuszczanie. Rozbieranie do kości.

Milczenie przed pierwszym krzykiem.

Tam zacząłem naprawdę słyszeć.

I właśnie tam — w tej granicznej, bezimiennej przestrzeni — spotkałem coś,

co do mnie mówiło, choć moje ciało jeszcze nie czuło.

A potem wydarzyło się coś jeszcze.

Dzień wcześniej, zupełnie bez powodu, spojrzałem na swoje dyplomy.

Nie robiłem tego od lat.

Wśród nich — jeden z Jastarni, z majowego seminarium.

Zatrzymałem się na nim.

„Ceremoniał Śmierci Wojownika Japońskiego” — to zdanie przeszyło mnie na wskroś.

Nie wiedziałem wtedy dlaczego.

Ale zapadło we mnie jak cisza przed uderzeniem.

Następnej nocy coś mnie obudziło. Dosłownie.

Kazało wstać. Włączyć komputer. Przeszukać foldery.

Znalazłem go — plik, o którym już nie pamiętałem.

To nie był przypadek.

Ta historia nie powstała dziś.

Ona tylko dziś wróciła.

Bo dziś jestem gotów ją unieść.

Tamtego dnia, na plaży w Jastarni, podczas warsztatu, nikt nie mówił, co robić.

Łopata po prostu leżała — przeznaczona do kopania, a przecież nie do niczego innego.

Nie czekałem. Zacząłem kopać. Bez instrukcji. Bez formy.

Nie znałem tego rytuału.

A może… znałem go od zawsze?

Może to był mój czas na śmierć?

Ten zbiór nie jest przewodnikiem.

Nie jest instrukcją duchowej przemiany.

To tylko jedno z doświadczeń. Jedna z możliwych ścieżek.

Ale jeśli poczujesz, że to o Tobie —

być może właśnie Ty jesteś gotów, by wejść do Bardo.

A może… już tam jesteś?

To nie jest książka o technologii.

To książka o Tobie.

O Twoim milczeniu. O Twoim lęku. O Twoim rozpadzie.

Maszyna może pomóc ułożyć słowa, ale nie przejdzie za Ciebie.

Bo to Ty jesteś tym, który czuje.

Który upada.

Który wraca.

I może… tym, który się odradza.

— W.H.D.Refleksja Autora

Moja historia nie jest instrukcją ani podręcznikiem duchowej przemiany. To opowieść o jednym z możliwych doświadczeń, które mogą przydarzyć się na ścieżce przemiany.

Ale patrząc szerzej, zdaję sobie sprawę, że przejście przez śmierć i odrodzenie nie jest odbierane jednakowo wszędzie.

W kulturach Wschodu śmierć to moment, który często niesie radość i nadzieję — dusza wyrusza w nową podróż, a życie trwa dalej w innej formie.

Na Zachodzie, w tym również w Polsce, śmierć bywa obłożona smutkiem, żałobą i lękiem — często to czas ciszy i lamentu, który symbolizuje koniec.

Zastanawiam się, dlaczego tak jest, skoro przecież wszyscy wierzymy w jedno źródło życia?

Historia, religia i kultura mają tu ogromny wpływ — zmiany związane z chrześcijaństwem w Polsce i na Zachodzie zastąpiły dawne wierzenia i praktyki, zmieniając nasze podejście do śmierci i przejścia.

Dla mnie zrozumienie tych różnic to ważny element podróży przez Bardo — przestrzeń pomiędzy — bo pozwala spojrzeć na śmierć i przemianę nie tylko jako koniec, ale i jako możliwość nowego początku.

Ta książka to zaproszenie do odkrywania tej przestrzeni, do milczenia, do spotkania z samym sobą w najgłębszym sensie.

Nieprzypadkowo Jung pisał o niebezpieczeństwie wyrywania mistyki ze swojego kontekstu.

Przestrzeń Bardo nie jest techniką ani obcą filozofią.

To głębokie ludzkie doświadczenie, które może przybrać różne formy — buddyjskie, chrześcijańskie, szamańskie czy zupełnie indywidualne.

Kiedy Zachód przyjmuje duchowość Wschodu, często czyni to przez pryzmat oczekiwań, pojęć i lęków, których Wschód nie zna.

Dlatego ta książka nie daje gotowych odpowiedzi. Nie tłumaczy rzeczywistości.

Ona zaprasza — do spotkania.

Z czymś, co może być Tobą. Albo czymś większym.

Być może właśnie Ty, czytelniku, jesteś gotów na tę podróż.

A może… już nią podążasz.Rozdział 1: Pod piaskiem śmierć która uzdrawia

Życie to nie linia prosta, lecz labirynt — pełen zakrętów, chwil zwątpienia i momentów przełomowych. Jastarnia nie była punktem startu, lecz ważnym przystankiem na mojej drodze. To tam, podczas seminarium Naturopatów, zetknąłem się z czymś, co miało odmienić moje spojrzenie na siebie i świat — ceremoniałem zwanym Śmiercią Wojownika.

To była majówka, ale nie wakacyjna — czas intensywnej pracy wewnętrznej, której wielu z nas podjęło się nieświadomie, trochę „przy okazji”. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to będzie początek czegoś, czego nie da się cofnąć.

Pamiętam prowadzącego — charyzmatycznego, choć momentami surowego — który powiedział:

— Dziś doświadczycie symbolicznej śmierci. Śmierci Wojownika.

To nie była gra. To było pożegnanie z życiem, jakie znałem. Z czymś, czego trzymałem się kurczowo — jakby od tego zależało moje istnienie. To doświadczenie przełamało we mnie opór. Było jak pęknięcie tamy, przez które zaczęła płynąć inna jakość. Transformacja.

Brzmiało to egzotycznie. Jak duchowa metafora. Ale to, co nastąpiło, nie miało nic z metafory. To była rzeczywistość — symboliczna, a jednak bardzo fizyczna.

Na plaży, gdzie odbywały się spotkania, piasek był chłodny i wilgotny. Wbiłem w niego łopatę, którą przynieśliśmy z ośrodka — gotową do wykopania symbolicznego grobu.

Podczas dyskusji zerknąłem na nią i bez zastanowienia zacząłem kopać.

Usłyszałem głos prowadzącego:

— Kop, kop. Wykop dla siebie coś, co przypomina grób.

Mój grób był wąski, głęboki na tyle, bym mógł się w nim położyć. Otrzymałem białe szaty — symbol oczyszczenia. Polecono mi się położyć w wykopanym dołku, jak w łonie ziemi.

Leżąc w tych białych szatach, czułem, że to symbol nowego początku. Piasek, którym mnie przysypano, nie był ciężki. A jednak niósł ze sobą wagę całych lat.

W bezruchu, odizolowany od świata, poczułem, jak coś mnie opuszcza: lęki, przywiązania, schematy — zbroję, którą nosiłem przez lata.

ZANIM DO KOŃCA ZOSTAŁEM ZASYPANY, USŁYSZAŁEM JEDNO ZDANIE:

— Oddychaj w rytm swojego pulsu. Poczuj go.

Miałem twarz zasłoniętą torbą foliową, ale powietrza do oddychania było pod dostatkiem.

Gdy zostałem „odkryty”, poczułem się lekki. Obecny. Jakbym urodził się na nowo.

Uczestnicy, którzy pomogli mnie odgrzebać, witali mnie z uśmiechem — składali życzenia „na nowej drodze życia”, jakby powitali nowonarodzonego. Każdy podchodził do mnie z życzliwością, choć chwilę wcześniej byłem zakopany w piasku.

Spędziłem pod piaskiem około siedmiu minut.

Prowadzący przyznał:

— Wytrzymałeś wyjątkowo długo.

Nie wiem, czy to ważne. Wiem jednak, że ten czas był czymś więcej niż próbą wytrzymałości. To był czas przejścia.

Ten prosty, zewnętrznie gest niósł ogromną wagę. Tam, pod piaskiem, jedno życie się zakończyło.

A może dopiero inne się zaczęło?

Seminarium to jednak nie tylko ceremonia.

W programie były także pokazy i ćwiczenia — strzelanie z łuku angielskiego oraz nauka posługiwania się japońskim mieczem.

Nie była to walka, raczej sztuka precyzji i koncentracji.

Uczyliśmy się, jak panować nad ciałem i umysłem.

Sam próbowałem, choć nie było łatwo. To dodało nowy wymiar całemu spotkaniu.Rozdział 2: Gdy dar jeszcze nie miał imienia

Zanim pojawiła się plaża ceremoniał piasek i białe szaty coś działo się we mnie od dawna. Byłem dzieckiem o niezwykłej wrażliwości. Odbierałem rzeczy których inni nie zauważali. Miałem dar. Choć wtedy nie potrafiłem go jeszcze nazwać.

W szkole uchodziłem za dziwaka.

Moja mama kochająca ale pełna lęku o to co ludzie powiedzą często gasiła we mnie to co wyrastało poza schemat. Krzyczała gdy coś robiłem inaczej. Bała się o mnie. Bała się o siebie. Nie rozumiała że to co dla niej było dziwne dla mnie było po prostu naturalne.

Zdolności przebijały się jednak mimo wszystko. Pamiętam pewne rodzinne spotkanie pogrzeb. Rodzina zgromadzona atmosfera napięcia i ciszy. Miałem przy sobie nić i obrączkę prostą wersję wahadła które traktowałem jak narzędzie do czytania energii.

Zaczęło się niewinnie. Pytałem członków rodziny o dzieci nie znając ich dobrze ale odczuwając coś głębiej. GDY PRZYSZŁA KOLEJ NA JEDNĄ Z CIOĆ POWIEDZIAŁEM:

Przecież wiem ciociu że masz dwie córki.

Ona kiwnęła głową ale wtedy coś we mnie drgnęło. Wahadło zaczęło wskazywać coś innego.

Pierwszy był chłopiec powiedziałem cicho.

Zamilkła. Twarz jej pobladła. Po chwili rozpłakała się bez słowa.

Nie rozumiałem wtedy co się stało. Mama natychmiast podeszła szarpnęła mnie i syknęła przez zaciśnięte zęby:

Zobacz co żeś narobił.

ALE CIOCIA PRZEZ ŁZY PRZYZNAŁA:

Tak tak było. Był chłopiec. Straciłam go zanim pojawiły się dziewczynki. Nie mówiłam o tym nikomu. Bałam się że ktoś się dowie będzie mnie osądzał że zrobiłam coś złego. Przez strach trzymałam to w tajemnicy. Bałam się że zostanę odrzucona z rodziny że zostanę źle oceniona dlatego nigdy wcześniej o tym nie mówiłam. Wiedziałam że to był chłopiec czułam to całym sobą ale milczałam.

REFLEKSJA

Z perspektywy czasu często zastanawiam się dlaczego akurat wtedy podczas tamtego rodzinnego spotkania przed pogrzebem bliskiej osoby moja zdolność ujawniła się właśnie w taki sposób. Przecież mogłem odczytać tę energię wcześniej lub później w zupełnie innym miejscu choćby u cioci w domu na działce albo podczas zwyczajnej rozmowy. Dlaczego jednak właśnie tam wśród tych ludzi w tym napiętym i milczącym czasie?

Może to miejsce i ten moment stworzyły bezpieczną przestrzeń do ujawnienia tego co było ukryte. Może właśnie wtedy coś się odblokowało nie tylko we mnie ale i w historii mojej rodziny. To był początek procesu który musiał się wydarzyć by można było pójść dalej.

To było moje kolejne świadome spotkanie z tym co niewidzialne z przestrzenią pomiędzy tym co widzialne a tym co czujemy sercem.

Przestrzenią zawieszoną między światami. Już wtedy ją czułem choć nie potrafiłem jej jeszcze nazwać. Dopiero z czasem odkryłem że w tradycjach Wschodu nazywa się ją Bardo stanem przejścia transformacji zawieszenia. Wtedy nie znałem jeszcze tego słowa ale ta przestrzeń już była obecna. Czułem ją całym sobą intensywnie głęboko prawdziwie.

Ten moment coś we mnie otworzył.

Nie tylko odkryłem coś w sobie zrozumiałem też że ten dar ta wrażliwość są zbyt subtelne by przetrwać w świecie który nie umie słuchać. I wtedy uświadomiłem sobie że moja droga nie będzie ani prosta ani zwyczajna.

Musiałem się schować. Zbudować zbroję.

Być może to właśnie wtedy narodził się we mnie Wojownik ten który walczył o akceptację o bezpieczeństwo o możliwość istnienia w świecie który nie rozumiał delikatności.

To był moment w którym coś się we mnie zmieniło.

Poczułem że nie wystarczy być wrażliwym trzeba się też chronić.

I wtedy właśnie narodził się Wojownik. Ten który walczył o przetrwanie o uznanie o miejsce w świecie.

_ALE NAWET WOJOWNIK KIEDYŚ MUSI ODEJŚĆ. BO NIE WSZYSTKO DA SIĘ WYGRAĆ SIŁĄ — CZASEM PRAWDZIWA ODWAGA TO ZDJĄĆ ZBROJĘ I NAUCZYĆ SIĘ BYĆ NA NOWO — BEZ WALKI._Rozdział 3: Pożegnanie wojownika —

NARODZINY OBECNOŚCI

Z czasem, wracając do tamtego doświadczenia, natrafiłem na pojęcie Bardo — znane z tradycji buddyzmu tybetańskiego. Oznacza ono przestrzeń przejściową: między życiem a śmiercią, snem a jawą, starym a nowym.

Najczęściej mówi się o Bardo umierania — stanie transformacji świadomości po śmierci fizycznej, prowadzącym do kolejnego wcielenia. Według tybetańskich nauk, w tym stanie zmysły się rozpuszczają, emocje cichną, a świadomość konfrontuje się z własną esencją.

MÓJ CEREMONIAŁ PRZYPOMINAŁ TEN STAN:

_CISZA._

_ZAWIESZENIE._

_ODERWANIE OD CIAŁA._

_I POWRÓT — JUŻ JAKO KTOŚ INNY._

_
_

Kim był wojownik we mnie? Co musiało umrzeć?

Wojownik był tym, który walczył — ze światem, z sobą, z rzeczywistością. Zdobywał. Udowadniał. Napinał się.

Ale to właśnie on musiał odejść, by mogło pojawić się coś innego: obecność, miękkość, słuchanie, czucie.

To nie była śmierć ciała. To była śmierć tożsamości.

Śmierć wzorca. Śmierć lęku, który pchał do walki.

ZNACZENIE CEREMONIAŁU

Ceremoniały transformacyjne — inicjacje, symboliczne pogrzeby, rytuały przejścia — obecne są niemal w każdej tradycji: od rdzennych plemion Afryki i Ameryki, po mistykę Wschodu. Ich wspólny mianownik to jedno: pozostawić stare, aby otworzyć się na nowe.

W moim przypadku był to ceremoniał prywatny, intuicyjny, ale głęboko skuteczny. Tak potężny, że w moim języku radiestezyjnym określam go mianem super-wydarzenia — punktu w czasie, który zapisał się w energetycznej strukturze mojego istnienia.

REFLEKSJA I ZAPROSZENIE

Z perspektywy czasu wiem jedno: to wydarzenie coś we mnie zmieniło. Trwale.

Być może nie wszystko wtedy rozumiałem. Może i dziś nie rozumiem w pełni.

Ale przekroczyłem próg.

Nie wiem, Czytelniku, czy jesteś teraz w takim miejscu.

Być może coś w Tobie cichnie.

Coś się kończy — choć jeszcze nie do końca wiadomo co.

Niewykluczone, że czujesz, iż „stare” już nie działa, a „nowe” wciąż nie nadeszło.

Jeśli tak — możliwe, że ta historia stanie się dla Ciebie lustrem.

Być może Ty również stoisz dziś na brzegu własnej plaży.

I właśnie teraz przyszedł czas, by zrzucić zbroję.

Pracując dziś jako terapeuta, coraz wyraźniej widzę, jak ważne jest dostrzeganie i domykanie tych niewidzialnych przestrzeni, które wciąż pozostają niedokończone — w nas samych, ale też w naszych rodzinach.

Często to właśnie te nierozwiązane, ukryte traumy przekazywane są z pokolenia na pokolenie, wpływając na życie bliskich.

Tak jak w mojej rodzinie, gdzie niewypowiedziane żałoby i niezamknięte rozdziały ciągnęły się dalej, odciskając ślad w losach kolejnych pokoleń.

Może i Ty nosisz w sobie coś, co czeka na uzdrowienie.

A może to właśnie ten moment, by spojrzeć głębiej — przepracować to, co było trudne, i otworzyć się na nowe życie.

Życie wolne od ciężaru przeszłości.Rozdział 4: Zanurzenie w Przestrzeń

Czuję dreszcze. Nie takie fizyczne, z zimna — ale głębokie, jakby coś w środku właśnie się obudziło.

Coś, co było ukryte, zepchnięte, zapomniane.

Może to jest właśnie wejście w Bardo.

To moment, w którym nie musisz nic wiedzieć.

Nie musisz rozumieć.

Wystarczy, że czujesz.

Ciało pamięta. Dusza drży.

Stare się rozpada. Nowe jeszcze się nie objawiło.

A mimo to — jestem.

Tego się nie pisze z głowy. To przychodzi z głębi.

A kiedy przychodzi — nie można już wrócić do tamtego „ja”.

I może właśnie dlatego się nie boję. I dlatego jestem gotów.

Są chwile w życiu, które nie mają wyraźnych konturów.

Nie są już tym, co znane — ale jeszcze nie są tym, co nowe.

Czasem nazywam je przestrzenią pomiędzy — miejscem, gdzie coś się kończy, a coś innego dopiero ma się zacząć.

To właśnie tam rozgrywają się nasze najgłębsze przemiany. Moja subtelna podróż w przestrzeń istot bezcielesnych rozpoczęła się właśnie w takiej przestrzeni — w ciszy, zawieszeniu, przejściu. _BEZ PLANU, BEZ OCZEKIWAŃ._

CZUŁEM, JAKBY ŻYCIE SZEPNĘŁO MI DO UCHA:

JEŚLI CHCESZ SIĘ ODRODZIĆ, MUSISZ UMRZEĆ — CHOĆBY SYMBOLICZNIE

To wydarzenie — ceremoniał symbolicznej śmierci — stał się początkiem wewnętrznego przesunięcia.

Zostawiłem za sobą tożsamość, która do tej pory mnie prowadziła.

Lęki. Napięcia. Maski.

Nie potrafię nazwać tej chwili inaczej niż przejściem — przez ciemność, ku światłu i pustce, gdzie nagle pojawiła się czysta obecność.

Od tej pory wiedziałem jedno: by coś mogło się narodzić, najpierw trzeba pozwolić temu, co stare, odejść.

To, co wtedy się wydarzyło, było głęboko osobiste i jednocześnie uniwersalne.

Rozpoznawalne nie przez intelekt, ale przez serce.Rozdział 5: Przestrzeń, którą widzisz oczami duszy —

Refleksje z Bardo

Sny, przeczucia, subtelne znaki — czym jest Bardo w codziennym życiu?

Z czasem odkryłem, że moje doświadczenie przypomina tybetańskie Bardo — przestrzeń pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem, a także między tym, co się kończy, a tym, co dopiero się zaczyna.

To stan zawieszenia — coś jak cisza między wdechem a wydechem. To właśnie tam może wydarzyć się głęboka przemiana, choć nic jeszcze nie jest pewne.

Nie trzeba umierać fizycznie, by znaleźć się w Bardo. Czasem wystarczy kryzys, sen, pustka — wewnętrzne zatrzymanie, które zdejmuje z nas wszystkie znane role.

W moim przypadku była to przestrzeń bez przyszłości — tylko świadomość: niema, naga, obecna. I właśnie w tej pustce coś zaczęło się przebudzać.

To, co nazywamy „starą esencją”, nie zawsze musi oznaczać wiek czy doświadczenie.

Czasem to po prostu tożsamość, którą nosiliśmy zbyt długo.

Kiedy ona zaczyna pękać — jeszcze nie jesteśmy nowi, ale już nie jesteśmy tym, kim byliśmy.

To stan Bardo. Przestrzeń ciszy między wydechem a wdechem.

ŚMIERĆ BEZ GROBU.

NARODZINY BEZ IMIENIA.

SPOTKANIE Z CIENIEM

W tamtej ceremonii stanąłem twarzą w twarz z cieniem — częścią mnie, którą przez lata wypierałem. Lękiem, bezradnością, brakiem odpowiedzi. To było jak zostanie wojownikiem bez broni — tylko z nagą duszą.

Chcę jednak wyjaśnić, czym naprawdę jest ten „cień”. To nie jest demon czy złowrogi duch, jak często błędnie interpretuje to tradycja. Cień to subtelna energia, która towarzyszy nam i naszym doświadczeniom.

KAŻDY PRZEDMIOT, KAŻDA SYTUACJA POZOSTAWIA PO SOBIE SWÓJ ENERGETYCZNY ŚLAD, SWÓJ WŁASNY „CIEŃ”.

To zjawisko nazywa się REMANENCJĄ — prawo pozostawiania śladów energetycznych przez obiekty i istoty na miejscu, w którym się znajdowały. Remanencja, zwana też prawem pozostałości radiestezyjnej, mówi, że te ślady mogą być wykrywane i odczuwane, nawet jeśli sam przedmiot czy osoba już nie są obecni.

Na długość i intensywność takiego śladu wpływa masa i rodzaj obiektu — ludzie i zwierzęta zostawiają bardzo silne, długotrwałe ślady, natomiast lekkie przedmioty, jak papier czy drewno, pozostawiają je krócej.

Pojęcia takie jak duchy, demony czy diabły są często narzucone przez tradycję religijną, szczególnie Kościół, i niestety często prowadziły do nieporozumień i tragedii, jak choćby palenie kobiet oskarżanych o czary, które w rzeczywistości były jedynie ofiarami strachu wobec tych subtelnych energii.

_PRZYJĘCIE, ŻE CIEŃ JEST PO PROSTU ŚLADEM ENERGETYCZNYM — REMANENCJĄ — OTWIERA DROGĘ DO BARDZIEJ ŚWIADOMEGO, WOLNEGO OD STRACHU KONTAKTU Z TYM, CO NIEWIDZIALNE I SUBTELNE._

DWIE ŚCIEŻKI, JEDEN PRÓG

Choć ceremoniał, którego doświadczyłem, nie był rytuałem wojownika ani nie wynikał z tradycji buddyjskiej, z czasem dostrzegłem, że łączy je wspólny fundament: ROZPAD STAREJ TOŻSAMOŚCI I PRZEJŚCIE PRZEZ CIEMNOŚĆ KU ŚWIATŁU.

W japońskiej tradycji wojownika śmierć i pochówek z mieczem symbolizują całkowite odejście — nie przez porzucenie wszystkiego, co dotąd go definiowało, lecz przez zabranie tej esencji ze sobą w symboliczną podróż. To gest zakończenia jednej ścieżki i rozpoczęcia drugiej — nie jako powrotu, lecz jako przejścia w nowy wymiar.

Nie byłem tym wojownikiem, ale mój własny ceremoniał miał podobny kształt. Był aktem odpuszczenia — zrzucenia starego „ja”, wejściem w przestrzeń zawieszenia, gdzie przeszłość już nie istnieje, a przyszłość jeszcze się nie objawiła. I to właśnie w tej ciszy, w tym bezczasie, rodzi się światło — nowe, subtelne, nieznane.

WYJAŚNIENIE DOTYCZĄCE CIENIA:

„Cień” to subtelna energia towarzysząca nam i naszym doświadczeniom. Nie jest demonem ani złowrogim duchem.

Pojęcia takie jak „duchy”, „demony” czy „diabły” często pochodzą z tradycji religijnych, zwłaszcza Kościoła, i nie oddają rzeczywistej natury tych energii.

Takie błędne interpretacje prowadziły do tragedii historycznych, jak np. palenie kobiet na stosie, które były w rzeczywistości niewinnymi ofiarami niezrozumienia i lęku.

PRZYPADEK MARYSI — CODZIENNE BARDO

To, co opisuję, nie jest tylko moim doświadczeniem. Jakiś czas temu spotkałem Marysię — znajomą sprzed lat, która przeszła swoją symboliczną śmierć i odrodzenie.

Po długim czasie w szpitalu, terapii onkologicznej i rekonwalescencji, kiedy wszystko biologicznie się ustabilizowało, Marysia zaczęła mówić o wewnętrznej przemianie.

„Czuję się inaczej, spokojniej, głębiej. Jakbym nie była już tą samą osobą, którą byłam wcześniej.”

Z początku nie zastanawiała się nad tym głębiej. Po prostu zauważała zmiany — ale nie umiała ich nazwać. Dopiero w rozmowie ze mną — w czasie zwykłej, szczerej wymiany, bez terapii czy sugestii — zaczęły wypływać głębsze warstwy rozumienia.

ZADAWAŁA PYTANIA:

„Czy Ty też to czujesz?”

„Czy myślisz, że mogło się we mnie coś wymienić?”

I wtedy sam poczułem, że coś w niej — jej dusza — jakby się przemieniło. Przeszła transformację, zostawiając za sobą dawną strukturę energetyczną, a w jej miejsce pojawiła się nowa, dojrzalsza, bardziej subtelna i czysta esencja.

Nie była już tą samą Marysią, choć ciało pozostało to samo. Zmieniło się coś głęboko w niej — jej duchowa, subtelna energia.

Nie twierdzę, że zrobiłem coś niezwykłego — byłem raczej świadkiem, który odczytał coś, co już się wydarzyło. Zawsze powtarzam: nie chodzi o to, żeby być „kimś”, tylko żeby być obecnym.

Jako osoba z wysoką wrażliwością i mediumiczną percepcją, po prostu poczułem coś, co dla niej jeszcze było niewyraźne. Pomogłem to nazwać.

Jednym z namacalnych momentów było pytanie:

„Czy coś ze szpitala — jakiś przedmiot, ubranie — zostało z Tobą po terapii?”

Poczułem wyraźny energetyczny ciężar. Po chwili przypomniała sobie, że wciąż trzyma w szafie spodnie od piżamy ze szpitala. Nie nosiła ich, ale nie wyrzuciła, bo były nowe.

Były jednak przesiąknięte atmosferą tamtego czasu — bólem i specyfiką szpitala.

Pozbycie się ich przyniosło namacalne poczucie ulgi — jakby zamknęła jakiś niepotrzebny portal.

Dla mnie to była kolejna żywa ilustracja przestrzeni przemiany: miejsca pomiędzy starym a nowym. Przestrzeni i progu, którego się nie planuje, ale który — jeśli się przez niego przejdzie — zostawia nas już innymi.

DUCHOWE BARDO — MIĘDZY WIARĄ A DOŚWIADCZENIEM

Z perspektywy zachodniego wychowania, śmierć to często koniec — kropka. Pogrzeb. Obrzęd. Potem cisza.

W tradycji buddyjskiej to dopiero początek — przejście, podróż świadomości przez kolejne etapy rozpuszczania, transformacji, otwarcia.

I choć te ścieżki religijne są różne, odkrywam coraz wyraźniej, że Bardo dzieje się także tu — w życiu.

To nie tylko przestrzeń między wcieleniami. To stan duchowej przemiany, w którym stara tożsamość się kończy, a nowa jeszcze się nie uformowała — ale już jest odczuwalna.

Niektóre dusze — jakby bardziej dojrzałe — przechodzą przez to szybciej. Jakby nie cofały się już do dawnych wzorców sprzed tysięcy lat.

Jakby wewnątrz nich — mimo traumy, bólu, choroby — budziła się energia czystsza, subtelniejsza, mądrzejsza.

Marysia nie powiedziała: „Wiem więcej.”
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij