Miesiąc, by rozkochać w sobie męża - ebook
Miesiąc, by rozkochać w sobie męża - ebook
Księżniczka Kemi poznaje w nocnym klubie Luke’a Ibru. Zauroczeni sobą spędzają razem noc. Gdy po pewnym czasie Luke dowiaduje się, że Kemi jest w ciąży, to mimo że jej nie kocha, oświadcza jej się, pragnąc, żeby dziecko miało rodzinę. Kemi jednak zakochała się w Luke’u i chce jego miłości. Przyjmuje oświadczyny i postanawia, że miodowy miesiąc na Seszelach to będzie jej czas na to, by rozkochać w sobie męża…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9320-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Chyba widzę fajnych facetów – powiedziała rozpromieniona Tobi, młodsza siostra Kemi Obatoli. Minęło ledwie dwadzieścia minut, odkąd obie przekroczyły próg Café Abuja. Dziewiętnastolatka kołysała się na ozdobionych kryształkami szpilkach. Wyglądała, jakby zaraz miała eksplodować ze szczęścia.
Siostry były do siebie podobne jak dwie krople wody. Obie miały identyczne kobiece figury i okrągłe policzki, cerę w odcieniu ciemnego bursztynu, a także piwne oczy równie zaokrąglone jak ich twarze. Jednak z charakteru różniły się od siebie jak ogień i woda. Kemi była spokojna, dystyngowana, a jej zachowanie graniczyło z nieśmiałością, którą „zawdzięczała” zmarłej matce i kilku macochom. Tobi z kolei była prawdziwą petardą z tysiącem pomysłów na godzinę. Kemi musiała dwoić się i troić, by nie pozwolić siostrze wpakować się w kłopoty. Dziś zanosiło się na pracowity wieczór.
– Tobi – zaczęła znużonym głosem, czując, że zaczyna ją boleć głowa, choć od wyjścia z hotelu minęła zaledwie godzina. – Jeden drink i wracamy.
– Cały tydzień cię błagam, żebyśmy gdzieś poszły – odpowiedziała Tobi i uśmiechnęła się uroczo do hostessy w klubie nocnym. – Nie ma mowy, żebyś wyciągnęła mnie stąd po jednym drinku! – Kemi omal nie straciła równowagi, gdy Tobi zarzuciła jej rękę na ramię i zawisła na niej całym ciężarem. – Popatrz sama, to będzie fantastyczny wieczór! Zrobiłyśmy to, Kemi. Udało nam się uciec!
Kemi czuła się osłabiona krążącą w jej żyłach mieszanką strachu i adrenaliny, ale ekscytacja udzieliła się także jej.
Udało nam się uciec. Kiedy ostatnio wyszła ot tak na miasto? Z Tobi wszystko wydawało się wprost magiczne. Ubierały się w pośpiechu w swoim luksusowym pokoju hotelowym w kupione tego samego dnia imprezowe sukienki i buty, które były stworzone do tańca. Na końcu przekupiły ochroniarzy, żeby pomogli im wymknąć się z hotelu.
Dziewczęta przyjechały do Abudży razem z ojcem. Oba, władca Gbale, wraz z kilkoma lokalnymi monarchami i dygnitarzami został zaproszony do zaprezentowania postępów w edukacji młodych kobiet. Takie podróże należały do rzadkości. Ojciec słynął z konserwatywnych poglądów oraz żelaznej ręki, którą trzymał własną rodzinę. Kemi nie pamiętała, by kiedykolwiek wolno im było wyjechać z domu aż tak daleko. Nawet dziś, gdy kobiety podróżowały i robiły kariery na całym świecie, ich ojciec zdawał się tkwić w dawno minionej epoce, a jego córki nie miały innego wyboru, jak dostosować się do niedzisiejszych wymagań.
– Żyjemy jak w jakiejś sekcie – powiedziała kiedyś Tobi i była to prawda. Ochrona pałacowa śledziła każdy krok córek monarchy. Nie miały dostępu do pieniędzy, środków transportu ani żadnych materiałów pochodzących z zewnątrz, które nie zostałyby zaaprobowane przez króla. Ucieczka nie wchodziła w grę. Dokąd zresztą miałyby się udać dwie rozpieszczone księżniczki, trzymane pod kluczem od dnia swoich narodzin? Przecież mogłoby im się coś stać. Ojciec często im o tym przypominał, racząc je przerażającymi opowieściami o kobietach zgwałconych, obrabowanych czy porwanych prosto z ulicy.
– Nigeria nie jest już taka jak kiedyś – mawiał i patrzył na Kemi zatroskany. Nie był jednak absolutnym tyranem. Poza swobodą, dziewczęta miały wszystko, czego dusza zapragnie. Kieszonkowe, prezenty, wyśmienite jedzenie, eleganckie ubrania. Nie miały tylko wolności, a w każdym razie nie w tradycyjnym tego słowa rozumieniu.
Szczerze? Kemi nie mogła za to winić ojca. Nie po tym, co przez nią przeszedł.
Po całym tygodniu spędzonym na konferencji i wypadach do najelegantszych sklepów Abudży, oczywiście w obstawie ochroniarzy, Tobi udało się przekonać Kemi, by razem wymknęły się wieczorem na miasto. Nie obyło się bez szantażu.
– Jeśli ze mną nie pójdziesz, wyjdę sama – zagroziła.
– Tobi! – Myśl, że młodsza siostra miałaby chodzić sama po klubach, była jeszcze bardziej przerażająca niż perspektywa wyjścia razem. Tobi opróżniła zawartość jednej ze swoich szkatuł na biżuterię i przekupiła ochroniarzy, żeby pozwolili im wyjść z hotelu. Jeden z nich siedział teraz w samochodzie zaparkowanym nieopodal i czekał na sygnał, by odwieźć je z powrotem. Kemi nie znosiła wychodzić. Jedyną pociechą był fakt, że w dużym mieście i tak nikt nie wiedział, kim są. Nie różniły się od innych dziewczyn w swoim wieku, które popijały drinki, tańczyły, flirtowały, a wszystko po to, by następnie leczyć złamane serca.
Tobi dobrze wybrała, musiała przyznać. Klub był dyskretnie oświetlony i pełen ludzi. Według opinii znalezionych na internecie był aktualnie najgorętszym miejscem w mieście. Pomimo szumiących klimatyzatorów, w środku było bardzo ciepło i skóra Kemi szybko pokryła się kropelkami potu. Niemniej jednak Kemi od razu zrozumiała, na czym polega urok tego miejsca. W głównej sali stały nieduże okrągłe stoły, przy których można było wypić drinka i porozmawiać. Pod ścianami udekorowanymi zielenią stały natomiast skórzane kanapy z wysokimi oparciami, które osłaniały gości przed widokiem ciekawskich. Pachniało cygarami i alkoholem, grillowanym mięsem i mieszaniną najróżniejszych perfum. Parkiet do tańca był ogromny i wychodził aż na patio, na którym znajdowała się scena i zespół grający na żywo. Wibrujące rytmy juju automatycznie wprawiały stopy w ruch. Tobi wyglądała prześlicznie. Duże oczy podkreślone wyrazistym makijażem jaśniały radością życia, a pełne usta tworzyły mały dzióbek.
– Fajnie tu – przyznała Kemi i uniosła dłoń, by odsunąć za ucho drobne warkoczyki sięgające aż do pasa. Kochała muzykę i taniec.
– Bar! – zadecydowała Tobi i pociągnęła Kemi w stronę wyspy z marmurowymi blatami na środku głównej sali. Wokół baru tłoczyli się goście. Popijali drinki, zajadali smakołyki z talerzyków, plotkowali i z zaciekawieniem zerkali na resztę gości. Wszyscy mężczyźni, obojętnie, czy single, czy w parach, wyglądali jak wygłodniałe wilki. Kemi bała się ich taksujących, zachłannych spojrzeń.
Tobi poprawiła dekolt, ściągając sukienkę niżej, i zamówiła dwa razy gin z tonikiem. Barman był szczupły, ubrany cały na czarno i miał nieco nierówne, ale idealnie białe zęby.
– Wzięłam od ochrony, wystarczy na dwie kolejki – powiedziała przyciszonym głosem do Kemi, której serce na moment stanęło, gdy zobaczyła zwitek banknotów w maleńkiej torebce siostry. Co prawda klub znajdował się w eleganckiej dzielnicy, którą można było uznać za dość bezpieczną, ale było już dawno po zmroku, a one nie znały miasta. To robiło z nich łatwy cel, czego Tobi zupełnie nie była świadoma. Kemi przycisnęła do boku swoją torebkę tak mocno, jak tylko mogła, i skrzywiła się, gdy wysoki, sympatyczny z twarzy mężczyzna w garniturze wpadł na nią, przeprosił, po czym spojrzał jeszcze raz i szeroko się uśmiechnął.
– Jak się masz?
– Nie jestem zainteresowana – ucięła Kemi nieprzyjemnym tonem. Mężczyzna tylko uniósł brwi, ale poszedł dalej. Tobi spojrzała na siostrę zdumiona.
– Kemi, ten facet mógł nam postawić drinka!
– Był jakiś dziwny – mruknęła Kemi, choć to nie była prawda. Barman postawił przed nimi szklanki i Kemi wypiła spory łyk, mimo że nie przepadała za smakiem ginu.
Tobi wyciągnęła rękę i objęła policzek siostry.
– Tylko bez moralizowania. Chcę się dzisiaj zabawić, a ty zabawisz się razem ze mną.
– Tobi…
– Nawet nie chcę tego słuchać! Musisz przestać odgrywać męczennicę, Kemi. Niezależnie od tego, co się wydarzyło, zachowanie taty jest oburzające i dobrze o tym wiesz.
Kemi zaczerwieniła się. Żadna z nich nie wspominała dziś o przeszłości, ale ona i tak wisiała nad nimi jak chmura burzowa. Kemi odruchowo rozmasowała ramię dłonią. Zdarzało się, że blizna zaczynająca się przy łokciu i kończąca w okolicy barku nadal bolała. Mimo że fragmenty kuli dawno temu zostały usunięte z jej ciała, a kolejne zabiegi chirurgiczne pozwoliły odzyskać pełną sprawność, to jednak powracający czasami ból nie pozwalał jej zapomnieć, przez co przeszła.
Siostra natychmiast zauważyła ten gest.
– Dobrze się czujesz?
Kemi kiwnęła głową. Słyszała, jak siostra mówi coś o znalezieniu stolika i aspirynie, ale jej umysł powoli się wyłączał, eliminując z otoczenia światło, dźwięk i wszystko inne.
Trzy kule.
Do końca życia nie zapomni tej liczby. Została zaatakowana w noc podobną do tej. Miała na sobie prawie taką samą sukienkę, wieczór był parny. Była muzyka, przystojni mężczyźni, klub nocny, a ona zachowywała się z taką swobodą jak dziś Tobi. Przeskoczyła przez mur otaczający pałac, by spotkać się z przyjaciółmi. Bawiła się świetnie, dopóki nie poczuła lufy broni przystawionej do pleców.
Nie. Kemi wzięła głęboki oddech, by wrócić do teraźniejszości. Tobi przyglądała jej się zmartwiona i Kemi spróbowała się uśmiechnąć. Wyciągnęła dłoń i wsunęła palec pod brodę siostry. Ich spojrzenia się spotkały.
– Oluwatobi Temitope Olufunmilayo Oluwadara Obatola, masz się zachowywać! – powiedziała Kemi surowo.
Tobi roześmiała się.
– Obiecuję. – Potem objęła Kemi pulchnymi ramionami i pocałowała ją w policzek. Wyciągnęła dłoń, by wsunąć jeden z cienkich warkoczyków Kemi za ucho. – Wypijemy drinka i pójdziemy tańczyć. Znajdziemy jakichś przystojnych kawalerów, którzy zaproszą nas na koktajl i najlepszy ryż z kurczakiem w całej okolicy…
– Kawalerów? Założę się, że trzy czwarte facetów tutaj to żonaci.
Tobi zignorowała tę uwagę, wzięła ją za rękę i pociągnęła za sobą. Wyszły na patio i przez chwilę przysłuchiwały się utworowi granemu przez zespół.
– Straszne starocie – powiedziała Tobi ze śmiechem. – Dlatego wybrałam ten klub. Wiedziałam, że muzyka przypadnie ci do gustu. Chodźmy tańczyć!
Kemi poszła za siostrą. Przynajmniej na chwilę znikną z oczu obserwującym je mężczyznom przy barze. Przez pierwszych kilka chwil taniec sprawiał jej przyjemność. Rozluźniła się, podążając za tradycyjnymi rytmami, które rzeczywiście uwielbiała. Wokalista puścił do niej oko. Był uroczym mężczyzną w średnim wieku, operującym swoim barytonem z wprawą wirtuoza. Wilgotna bryza po ulewie w ciągu dnia przyjemnie chłodziła kołyszące się w tańcu ciało.
– Mówiłam ci, że będzie wspaniale! – wykrzyknęła Tobi i Kemi uśmiechnęła się. Była tak zamyślona, że nie zważała na ludzi wokół, którzy tak jak ona poruszali się w rytm muzyki, czasami wpadali na siebie i śmiali się. Westchnęła i odrzuciła głowę w tył. Drobne długie warkoczyki uderzyły ją w plecy. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak zrelaksowana. Niechętnie, ale w końcu musiała przyznać Tobi rację. Wieczorny wypad do miasta to był dobry pomysł.
Luke Ibru nie znosił imprez, ale kochał pieniądze, więc zgodził się przyjść.
– Spodoba ci się to miejsce – przekonywał Jide Abalorin, jeden z jego najlepszych klientów. Jide przyleciał w tym tygodniu do Nigerii z Las Vegas, aby przedstawić wstępną koncepcję bezpieczeństwa dla jednej z wielu elektrowni jądrowych w Stanach, jakie nadzorował. Warunkiem odnowienia wielomilionowego kontraktu z Ibru Enterprises miało być wspólne wyjście na miasto. – Naprawdę nie masz ochoty, Luke? Kolacja? Drinki? Może poznamy jakieś fajne dziewczyny?
– Nie jestem w stanie wyobrazić sobie nic gorszego – odpowiedział ponuro i Jide roześmiał się w głos.
– Wiesz, jaki przydomek nadaliśmy ci w firmie, Luke? – Jide umilkł na sekundę dla osiągnięcia lepszego efektu. – Smutas!
– Wspaniale – mruknął Luke. Było mu doskonale obojętne, co ludzie o nim myśleli. Nie był Świętym Mikołajem, żeby go wszyscy lubili, a jego biznes kręcił się niezależnie od tego, czy był miły albo uroczy.
Jide uparł się i tak oto Luke spędził trzy godziny, siedząc w zatłoczonym i koszmarnie tandetnym klubie nocnym, popijając whiskey, która smakowała, jakby ją destylowano w kaloszu. Równie straszna była grillowana _suya_. Miał tylko nadzieję, że nie dostanie po niej rozstroju żołądka.
– Nie mogę już patrzeć na twoją skwaszoną minę – powiedział wreszcie Jide i wstał od stolika. Szybko wtopił się w tłum gości na parkiecie. Luke przez chwilę obserwował tańczące kobiety, które ubrane w sukienki we wszystkich kolorach tęczy przypominały motyle. Nie było mu ani trochę przykro. Od początku wiedział, że to będzie nieudany wieczór. Dokończył lurowatą whiskey. Na jego twarzy malowała się złośliwa satysfakcja. Potem wstał i podszedł do krawędzi parkietu, by przywołać Jide’a i pożegnać się. Wywiązał się z umowy, a teraz był gotów wracać. Jide tańczył, wykonując dziwaczne ruchy niczym ryba na haczyku miotająca się wśród fal. Miał trzydzieści cztery lata i najwyraźniej żadnego poczucia, co wypada, a czego nie wypada robić.
Zanim się rozwiódł, Luke był żonaty tak długo, że prawie zapomniał, jak to jest zwrócić uwagę na kobietę, obojętne, ładną czy brzydką. Nie lubił też tańczyć. Dla Luke’a kluby nocne były miejscami, w których bywał z konieczności, dla zacieśnienia więzów z klientami, którzy chcieli się rozerwać przed powrotem do swoich krajów. Jego gościom zdarzało się flirtować, ale on nigdy nie szukał towarzystwa kobiet.
Od czasu rozwodu nic się dla Luke’a nie zmieniło. Doprawdy trudno byłoby znaleźć kogoś mniej zainteresowanego romantyczną znajomością niż on.
Skanując podskakujący rytmicznie tłum, kątem oka zauważył młodą kobietę. Tańczyła w samym środku kłębowiska ludzi, ale w przeciwieństwie do nich wydawała się tak zatopiona w tym, co robiła, że chyba nie miała świadomości flirtów, jakie rozgrywały się wokół. A gdy otworzyła półprzymknięte oczy, wpatrywała się wyłącznie w grający zespół. Odprawiała mężczyzn, którzy próbowali ją zaczepiać. Nie po chamsku, lecz zwykłym skinieniem głowy w stronę zespołu. Niektórzy próbowali ją wciągnąć w rozmowę, ale nie odpowiadała, jakby była zakładniczką muzyki, która wypełniała tętnieniem wnętrze klubu.
Luke wytłumaczył sobie, że patrzył na nią wyłącznie z ciekawości, ale w głębi ducha wiedział, że kobieta pociąga go w sposób uniemożliwiający oderwanie od niej oczu. Pomimo kobiecej figury, którą mogła rywalizować z każdą aktorką z Nollywood, długich i zgrabnych nóg, zaokrąglonych bioder i piersi, na które miał się nie gapić, złota sukienka mini, którą na sobie miała, wyglądała prawie skromnie. Kobieta nie pasowała do tego miejsca i trudno to było przeoczyć.
Miała w sobie klasę, niespotykaną wśród kobiet odwiedzających takie miejsca jak to.
Luke na chwilę stracił koncentrację, gdy w bok szturchnął go Jide, popatrzył na niego oczami lekko zamroczonymi już alkoholem i uśmiechnął się z zadowoleniem. Musiał dostrzec obiekt zainteresowania Luke’a.
– Znalazłem sobie dziewczynę – powiedział, wskazując dłonią w kierunku biuściastej blondynki, która zmierzała w stronę szatni. – Wygląda na to, że ty także. Dobra robota, przyjacielu. Zaraz wychodzimy poszukać jakiegoś spokojniejszego miejsca. Baw się dobrze, _oga_?
Luke zdegustowany swoim brakiem profesjonalizmu potrząsnął głową.
– Wcale …
– Ależ nie ma się czego wstydzić – przerwał mu Jide. – Podejdź i porozmawiaj z nią! Pierwszy raz widzę, żebyś patrzył w taki sposób na kobietę, odkąd…
– Przestań! – uciął Luke ostro. Były sprawy, o których nie miał zamiaru rozmawiać z Jide’em.
W odpowiedzi Jide objął go ramieniem, nie zważając na nic.
– Wiem, że to ciągle boli jak diabli, Luke. Ale kiedyś przestanie, obiecuję. Musisz spróbować. Nie ruszysz z miejsca, jeśli nie zrobisz pierwszego kroku.
Luke zacisnął szczęki. Gdyby to był ktokolwiek inny, skląłby go bez zastanowienia i kazał się odczepić, ale Jide od bardzo dawna był obserwatorem tego, co działo się w jego życiu.
– No proszę, zrób to dla mnie – nalegał. Wreszcie klepnął go mocno w plecy. – Raz w życiu zrób coś, co sprawi ci przyjemność!
Dwie sekundy później już go nie było. Luke został sam. W gardle zupełnie mu zaschło, serce dudniło na cały głos, aż obejrzał się, czy ktoś inny może to usłyszeć.
Zrób coś, co sprawi ci przyjemność. Jide po prostu założył, że w życiu Luke’a było coś więcej oprócz pustki po tym, jak wszystko stracił. Rozmowa z dziewczyną, która wyglądała, jakby ledwo co opuściła mury uniwersytetu, nie mogła naprawić szkód, które, miał co do tego pewność, będą się za nim ciągnąć przez resztę życia.
Nie miał ani chęci, ani motywacji, by swój stan zmienić.
Ale…
Musiał być bardziej zmęczony, niż sądził. Dlatego nadal patrzył na kobietę.
Utwór skończył się i znowu podszedł do niej jakiś mężczyzna. Miał zwalistą posturę, brodę i błyszczącą koszulę. Wyglądał na wyjątkowo zdeterminowanego. Nie dawał się zbyć tak łatwo jak poprzedni podrywacze. Zagrodził jej drogę własnym ciałem i stał lekko pochylony. Kobieta cofnęła się raz, drugi, trzeci… Gdy oparła się o barierkę patia, mężczyzna zaczął mówić, żywo gestykulując. Luke widział, że kobieta dyskretnie rozgląda się na boki. Wyglądała na lekko wystraszoną. Natręt wyciągnął rękę w stronę baru, po czym szybkim krokiem udał się w tamtą stronę, być może po drinki. W najlepszym wypadku będzie próbował ją upić, a w najgorszym…
Cóż, Luke miał nadzieję, że kobieta ma choć trochę rozumu i nie przyjmie drinka od nieznajomego mężczyzny, w dodatku tak napastliwego. I właśnie dlatego przemierzał teraz szybkimi krokami parkiet.
Nigeryjski odpowiednik Hollywood