Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mike - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mike - ebook

Poznaj Mike’a.

Mike jest… inny. Przychodzi nagle i bez zapowiedzi znika, często milczy lub mówi niezrozumiałe rzeczy, a wszystko wskazuje na to, że Floyd jako jedyny może go zobaczyć. I wcale mu się to nie podoba. Prawda jest jednak taka, że Mike ma powód, by się pojawiać. Odkrycie przyczyny jest prawdopodobnie najważniejszą sprawą w życiu Floyda.

Co to znaczy podążać własną drogą, odnaleźć siebie? Opowieść o Floydzie i Mike’u dotyka kwestii związanych z zaburzeniami psychicznymi, radzeniem sobie z presją otoczenia, dokonywaniem trudnych życiowych wyborów. Inspiruje. Polecamy nastolatkom i ich rodzicom.

Książka może spodobać się również miłośnikom morskich przygód.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-965236-7-9
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

- 1 -

Floyd od­bił piłkę od ziemi trzy­krot­nie, przy­ło­żył na chwilę do ra­kiety, po czym wy­rzu­cił w po­wie­trze ru­chem, który ćwi­czył przy­naj­mniej sto razy dzien­nie przez ostat­nie osiem lat. Wspiął się na palce, wziął za­mach i po­słał piłkę na prze­ciw­le­gły ko­niec kortu.

Na­gle jego uwagę przy­kuł ja­kiś ruch po pra­wej. Roz­pro­szył go tylko na mo­ment, ale piłka zna­la­zła się przez to w chwili ude­rze­nia przez ra­kietę cen­ty­metr ni­żej, niż po­winna, i za­miast mu­snąć szczyt siatki, otarła się o płó­cienną ta­śmę i od­biła nie­znacz­nie do góry, za­nim wy­lą­do­wała znów na kor­cie.

– Net! – za­wo­łał sę­dzia. – Dru­gie po­da­nie.

Floyd wy­jął ko­lejną piłkę z kie­szeni i zer­k­nął w stronę pu­blicz­no­ści. To, co zo­ba­czył, nie­szcze­gól­nie go za­sko­czyło.

Mike. No ja­sne.

Prze­szedł wzdłuż gór­nego rzędu try­buny, w czar­nym płasz­czu do ko­stek, po­wie­wa­ją­cym na lek­kim wie­trze, po czym skrę­cił i ru­szył scho­dami w dół.

Wi­dzo­wie nie po­winni prze­miesz­czać się po try­bu­nach w trak­cie me­czu. Z chwilą jego roz­po­czę­cia sia­dają na miej­scach i tam zo­stają, bo ruch może roz­pro­szyć za­wod­ni­ków. Floyd od­bił piłkę kilka razy i cze­kał. Mike pew­nie chciał usiąść w jed­nym z niż­szych rzę­dów, żeby być bli­żej ak­cji, i nie było sensu wzna­wiać gry, do­póki tego nie zrobi.

Mike zszedł na sam dół, lecz – ku za­sko­cze­niu Floyda – za­miast zna­leźć so­bie miej­sce, otwo­rzył bramkę ogro­dze­nia ota­cza­ją­cego kort i pod­szedł do sta­no­wi­ska sę­dziego.

– Gdy tylko bę­dzie pan go­towy, pa­nie Be­res­ford! – za­wo­łał sę­dzia.

Naj­wy­raź­niej nie za­uwa­żył Mike’a, który stał te­raz za nim, lekko scho­wany.

Floyd wska­zał ra­kietą.

– Ma pan go­ścia – po­wie­dział.

Sę­dzia zmarsz­czył brwi.

– Czy coś się stało, pa­nie Be­res­ford?

– Ow­szem – od­parł Floyd, na­dal wska­zu­jąc na Mike’a. – On.

Bruzdy na czole sę­dziego po­głę­biły się. Męż­czy­zna zer­k­nął w dół, jakby pa­trzył na Mike’a, a po­tem spoj­rzał znów na Floyda..

– Hm... Chyba nie ro­zu­miem.

– Prze­cież nie mogę grać, kiedy on jest na kor­cie, prawda? – Floyd za­sta­na­wiał się, dla­czego sę­dzia tak wolno ko­ja­rzy. – Czy może go pan po­pro­sić, żeby so­bie po­szedł? Wśród pu­blicz­no­ści roz­szedł się po­wścią­gliwy po­mruk, lecz sę­dzia nie ru­szył się, aby ka­zać Mike’owi odejść. Ro­zej­rzał się, a jego palce za­wi­sły nie­pew­nie nad pa­dem punk­to­wym.

Oj­ciec Floyda wszedł na kort z za­tro­skaną miną.

– O co cho­dzi? – za­py­tał, gdy pod­szedł do syna. – Co się stało?

– Nic się nie stało – od­parł Floyd – poza tym, że nie mogę grać, kiedy on tu jest, prawda?

– Ale kto?

– On! – Floyd wska­zał na Mike’a. – Dla­czego wszyst­kim się wy­daje, że można so­bie ot tak, wejść na kort w trak­cie me­czu i nie ma to żad­nego zna­cze­nia?

Mike uważ­nie przyj­rzał się niebu, po czym sta­nął przed Floy­dem.

– Może pój­dziemy na spa­cer? – spy­tał. – Nad mo­rze.

– Nie idę na ża­den spa­cer! – od­parł sta­now­czo Floyd. – Gram w te­nisa. A te­raz czy mógł­byś po pro­stu... so­bie pójść?

– Nic nie mó­wi­łem o żad­nym spa­ce­rze – zdzi­wił się jego oj­ciec. – I bar­dzo chęt­nie so­bie pójdę, gdy tylko po­wiesz mi, co się dzieje.

– Nie mó­wi­łem do cie­bie – spro­sto­wał chło­pak. Nie mógł po­jąć, dla­czego wszy­scy tak dziw­nie się za­cho­wują. – To było do Mike’a.

– Do Mike’a? On tu jest? – Oj­ciec Floyda ob­ró­cił się gwał­tow­nie i po­pa­trzył po kor­cie. – Gdzie?

– Tam! – Floyd wska­zał pal­cem po­wie­trze. – Tuż obok sę­dziego!

Jego oj­ciec spoj­rzał na krze­sełko sę­dziego, a po­tem znów się ro­zej­rzał.

– Wy­bacz – po­wie­dział w końcu – ale ja tu ni­kogo nie wi­dzę.

– Ale... prze­cież... – Floyd za­mru­gał. Dla­czego jego oj­ciec nie wi­dział Mike’a? Prze­cież stał za­le­d­wie kilka me­trów od niego, prawda? Floyda prze­szedł lekki dreszcz nie­po­koju, gdy wpa­try­wał się w po­stać nie­wi­dzialną, jak się oka­zało, dla wszyst­kich poza nim.

– W po­rządku! – Mike uśmiech­nął się, pod­no­sząc dłoń, żeby go uspo­koić. – Nie ma się czym mar­twić. Je­stem przy­ja­cie­lem.

– O co cho­dzi? – Pani Be­res­ford przy­szła za mę­żem na kort. – Co się dzieje?

– Mówi, że wi­dzi Mike’a – wy­ja­śnił pan Be­res­ford ci­cho i wska­zał w kie­runku sta­no­wi­ska sę­dziego. – Tam.

Pani Be­res­ford po­wio­dła wzro­kiem za jego ge­stem i zmarsz­czyła czoło.

– Ale tam ni­kogo nie ma!

– Wła­śnie że jest! – za­pro­te­sto­wał Floyd. – Mike tam jest.

– W po­rządku, sta­ruszku. – Pan Be­res­ford oto­czył syna ra­mie­niem. – Za­kończmy już na dzi­siaj, do­brze?

– Nie! – po­wie­dział Floyd. – Nie chcę jesz­cze koń­czyć. Gram w te­nisa.

– Nie grasz. Nie dziś po po­łu­dniu. Chodź. – Pan Be­res­ford wziął syna pod ra­mię. – Pój­dziemy do domu... – do­dał i ła­god­nie spro­wa­dził chło­paka z kortu.

Ani Floyd, ani pan Be­res­ford nie pla­no­wali wła­śnie ta­kiego za­koń­cze­nia tur­nieju.- 2 -

Ro­dzice Floyda za­wieźli go do Al­trin­gham Ho­use, pry­wat­nego szpi­tala na przed­mie­ściach Shef­field, spe­cja­li­zu­ją­cego się w le­cze­niu ura­zów spor­to­wych. Floyd był tam wcze­śniej kilka razy, z róż­nymi pro­ble­mami, od ze­rwa­nego mię­śnia szyi do ukru­szo­nej ko­ści kostki, więc dok­tor Wil­lis, kie­row­nik pla­cówki, po­wi­tał ich jak sta­rych zna­jo­mych. Gdy tam do­tarli, była już siódma wie­czo­rem, on jed­nak cze­kał w re­cep­cji, skąd za­pro­wa­dził ich pro­sto do ga­bi­netu.

Po jed­nej stro­nie po­miesz­cze­nia przy dwóch koń­cach ko­minka stały dwie ogromne skó­rzane sofy zwró­cone ku so­bie. Dok­tor wska­zał ro­dzi­com Floyda, aby usie­dli na jed­nej z nich, a sam za­jął miej­sce obok chło­paka, na dru­giej z sof.

– Twój tata na­kre­ślił mi z grub­sza sy­tu­ację przez te­le­fon – po­wie­dział, gdy pie­lę­gniarka przy­nio­sła tacę z kawą i ka­nap­kami i po­sta­wiła je na sto­liku przed nim – ale chciał­bym, abyś opo­wie­dział mi szcze­góły. Co do­kład­nie się stało?

Floyd wy­ja­śnił, że wła­śnie roz­gry­wał w Scar­bo­ro­ugh ostatni mecz trzy­dnio­wego tur­nieju w ka­te­go­rii po­ni­żej osiem­na­stego roku ży­cia, gdy po­ja­wił się Mike.

– Pro­wa­dził, bez dwóch zdań – wtrą­cił pan Be­res­ford. – Wy­grał pierw­szy set sześć do dwóch, w dru­gim było już pięć do jed­nego i Floyd wła­śnie ser­wo­wał na mecz.

– Czyli... – dok­tor Wil­lis zwró­cił się znów do Floyda – by­łeś go­towy ode­brać ko­lejne zwy­cię­stwo Be­res­forda, gdy... po­ja­wił się nie­wi­dzialny czło­wiek.

– Dla mnie nie był nie­wi­dzialny – za­uwa­żył Floyd.

– Ja­sne. – Dok­tor Wil­lis po­czę­sto­wał się ka­napką. – Jak on to zro­bił? Cho­dzi mi o to, w jaki spo­sób się po­ja­wił.

– On po pro­stu tam... był – od­parł Floyd. – Naj­pierw zo­ba­czy­łem, jak idzie ko­roną try­buny. Po­tem zszedł po scho­dach. Cze­ka­łem, bo my­śla­łem, że szuka miej­sca, żeby usiąść, ale on wy­szedł na kort i sta­nął obok sę­dziego. Nie ro­zu­mia­łem, dla­czego nikt mu nie każe odejść. Do­piero kiedy przy­szedł tata, zo­rien­to­wa­łem się, że...

– Że nikt inny go nie wi­dzi. – Dok­tor Wil­lis po­ki­wał głową ze współ­czu­ciem, koń­cząc zda­nie za chłopca. – To mu­siało cię za­nie­po­koić.

– Ow­szem – po­twier­dził Floyd. – Tro­chę mnie to za­nie­po­ko­iło.

– Z tego, że znasz jego imię, wno­szę, że wi­dzia­łeś już wcze­śniej tego ca­łego „Mike’a”?

– Tak. Kilka razy. – Floyd po­czuł, że lekko się poci. Dok­tor Wil­lis wy­py­ty­wał de­li­kat­nie, ale te py­ta­nia spra­wiły, że chło­pak zro­zu­miał, jak dziwne jest to wszystko, także dla oto­cze­nia.

– A kiedy wi­dzia­łeś go po­przed­nio... Co ro­bił?

– Prze­waż­nie ob­ser­wo­wał. Wie pan. Wi­dzę, jak stoi w tłu­mie, kiedy gram, a on... po pro­stu się przy­gląda.

– Roz­ma­wia­łeś z nim wcze­śniej?

– Parę razy – od­parł Floyd. – Ale wtedy, jak tre­no­wa­łem sam.

– I wy­da­wał się cał­kiem nor­malny?

– Tak! Ni­gdy nie ro­zu­mia­łem, dla­czego tam jest, ale... za­wsze wy­glą­dał re­al­nie.

– Hmm... – Dok­tor Wil­lis w za­my­śle­niu po­pi­jał kawę. – Cie­kawe.

– Jak pan my­śli, o co tu cho­dzi? – spy­tała po­de­ner­wo­wana pani Be­res­ford.

– Cóż, wła­śnie tego mu­simy się do­wie­dzieć, prawda? – Dok­tor Wil­lis od­sta­wił fi­li­żankę. – My­ślę, że naj­le­piej bę­dzie, je­śli Floyd zo­sta­nie tu dziś, a ju­tro zro­bimy ba­da­nia, ale te­raz też szybko go zba­dam, je­śli pań­stwo po­zwolą. Upew­nimy się, że nie dzieje się nic, czym pil­nie na­le­ża­łoby się za­jąć. – Wstał. – To po­trwa tylko kilka mi­nut.

Dok­tor Wil­lis wy­pro­wa­dził Floyda drzwiami po prze­ciw­nej stro­nie po­miesz­cze­nia do in­nego ga­bi­netu, gdzie cze­kała już pie­lę­gniarka z for­mu­la­rzami. Wska­zał chłopcu, aby usiadł na le­żance, po czym sta­nął przed nim.

– Za­cznę tylko od paru py­tań – po­wie­dział. – Ja­kieś bóle głowy ostat­nio?

– Nie – od­parł Floyd.

– Za­ma­zany wzrok?

– Nie.

– Bóle mię­śni? – Dok­tor po­ma­cał wę­zły chłonne pod brodą chłopca.

– Nie.

– Pro­blemy ze snem w nocy?

– Nie.

– Bie­rzesz nar­ko­tyki?

Ostat­nie py­ta­nie za­sko­czyło Floyda.

– Nie – za­pro­te­sto­wał. – Ni­gdy.

– Nie cho­dzi mi tylko o mięk­kie nar­ko­tyki. – Dok­tor Wil­lis uważ­nie przy­glą­dał się Floy­dowi, gdy to mó­wił. – Wielu spor­tow­ców wie, że za­ży­wa­nie pew­nych sub­stan­cji che­micz­nych w ja­kiś spo­sób po­prawi ich wy­niki. Czy ty... eks­pe­ry­men­to­wa­łeś z czymś ta­kim?

– Ależ skąd – od­parł Floyd. – W ży­ciu.

– Roz­sądny chło­pak! – Dok­tor Wil­lis uśmiech­nął się i po­kle­pał go po ra­mie­niu. – W ta­kim ra­zie pro­po­nuję, aby­śmy wró­cili i zje­dli te ka­napki, a Ja­nice przy­go­tuje ci łóżko.

– Dzię­kuję – po­wie­dział Floyd. – Czy mogę spy­tać... to zna­czy... czy to coś po­waż­nego?

Dok­tor Wil­lis oto­czył pa­cjenta ra­mie­niem, kie­ru­jąc go w stronę drzwi.

– My­ślę, że wszystko, co od­ciąga cię od te­nisa, jest nie­zwy­kle po­ważne, ale chyba nie mu­sisz się zbyt­nio mar­twić. Gdzie­kol­wiek tkwi pro­blem, na­sze za­da­nie po­lega na tym, aby się z tym upo­rać, a trzeba przy­znać, że je­ste­śmy w tym cał­kiem nie­źli! Ty mu­sisz za­dbać tylko o to, aby po­rząd­nie się wy­spać!

Dok­tor Wil­lis miał ta­lent do prze­ko­ny­wa­nia lu­dzi, aby wie­rzyli w to, co mó­wił – był to je­den z po­wo­dów, dla któ­rych kli­nika Al­trin­gham od­nio­sła taki suk­ces – a Floyd wy­szedł z ga­bi­netu uspo­ko­jony, że dok­tor Wil­lis znaj­dzie roz­wią­za­nie i wtedy... wszystko bę­dzie do­brze.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: