- W empik go
Mike - ebook
Mike - ebook
Poznaj Mike’a.
Mike jest… inny. Przychodzi nagle i bez zapowiedzi znika, często milczy lub mówi niezrozumiałe rzeczy, a wszystko wskazuje na to, że Floyd jako jedyny może go zobaczyć. I wcale mu się to nie podoba. Prawda jest jednak taka, że Mike ma powód, by się pojawiać. Odkrycie przyczyny jest prawdopodobnie najważniejszą sprawą w życiu Floyda.
Co to znaczy podążać własną drogą, odnaleźć siebie? Opowieść o Floydzie i Mike’u dotyka kwestii związanych z zaburzeniami psychicznymi, radzeniem sobie z presją otoczenia, dokonywaniem trudnych życiowych wyborów. Inspiruje. Polecamy nastolatkom i ich rodzicom.
Książka może spodobać się również miłośnikom morskich przygód.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-965236-7-9 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Floyd odbił piłkę od ziemi trzykrotnie, przyłożył na chwilę do rakiety, po czym wyrzucił w powietrze ruchem, który ćwiczył przynajmniej sto razy dziennie przez ostatnie osiem lat. Wspiął się na palce, wziął zamach i posłał piłkę na przeciwległy koniec kortu.
Nagle jego uwagę przykuł jakiś ruch po prawej. Rozproszył go tylko na moment, ale piłka znalazła się przez to w chwili uderzenia przez rakietę centymetr niżej, niż powinna, i zamiast musnąć szczyt siatki, otarła się o płócienną taśmę i odbiła nieznacznie do góry, zanim wylądowała znów na korcie.
– Net! – zawołał sędzia. – Drugie podanie.
Floyd wyjął kolejną piłkę z kieszeni i zerknął w stronę publiczności. To, co zobaczył, nieszczególnie go zaskoczyło.
Mike. No jasne.
Przeszedł wzdłuż górnego rzędu trybuny, w czarnym płaszczu do kostek, powiewającym na lekkim wietrze, po czym skręcił i ruszył schodami w dół.
Widzowie nie powinni przemieszczać się po trybunach w trakcie meczu. Z chwilą jego rozpoczęcia siadają na miejscach i tam zostają, bo ruch może rozproszyć zawodników. Floyd odbił piłkę kilka razy i czekał. Mike pewnie chciał usiąść w jednym z niższych rzędów, żeby być bliżej akcji, i nie było sensu wznawiać gry, dopóki tego nie zrobi.
Mike zszedł na sam dół, lecz – ku zaskoczeniu Floyda – zamiast znaleźć sobie miejsce, otworzył bramkę ogrodzenia otaczającego kort i podszedł do stanowiska sędziego.
– Gdy tylko będzie pan gotowy, panie Beresford! – zawołał sędzia.
Najwyraźniej nie zauważył Mike’a, który stał teraz za nim, lekko schowany.
Floyd wskazał rakietą.
– Ma pan gościa – powiedział.
Sędzia zmarszczył brwi.
– Czy coś się stało, panie Beresford?
– Owszem – odparł Floyd, nadal wskazując na Mike’a. – On.
Bruzdy na czole sędziego pogłębiły się. Mężczyzna zerknął w dół, jakby patrzył na Mike’a, a potem spojrzał znów na Floyda..
– Hm... Chyba nie rozumiem.
– Przecież nie mogę grać, kiedy on jest na korcie, prawda? – Floyd zastanawiał się, dlaczego sędzia tak wolno kojarzy. – Czy może go pan poprosić, żeby sobie poszedł? Wśród publiczności rozszedł się powściągliwy pomruk, lecz sędzia nie ruszył się, aby kazać Mike’owi odejść. Rozejrzał się, a jego palce zawisły niepewnie nad padem punktowym.
Ojciec Floyda wszedł na kort z zatroskaną miną.
– O co chodzi? – zapytał, gdy podszedł do syna. – Co się stało?
– Nic się nie stało – odparł Floyd – poza tym, że nie mogę grać, kiedy on tu jest, prawda?
– Ale kto?
– On! – Floyd wskazał na Mike’a. – Dlaczego wszystkim się wydaje, że można sobie ot tak, wejść na kort w trakcie meczu i nie ma to żadnego znaczenia?
Mike uważnie przyjrzał się niebu, po czym stanął przed Floydem.
– Może pójdziemy na spacer? – spytał. – Nad morze.
– Nie idę na żaden spacer! – odparł stanowczo Floyd. – Gram w tenisa. A teraz czy mógłbyś po prostu... sobie pójść?
– Nic nie mówiłem o żadnym spacerze – zdziwił się jego ojciec. – I bardzo chętnie sobie pójdę, gdy tylko powiesz mi, co się dzieje.
– Nie mówiłem do ciebie – sprostował chłopak. Nie mógł pojąć, dlaczego wszyscy tak dziwnie się zachowują. – To było do Mike’a.
– Do Mike’a? On tu jest? – Ojciec Floyda obrócił się gwałtownie i popatrzył po korcie. – Gdzie?
– Tam! – Floyd wskazał palcem powietrze. – Tuż obok sędziego!
Jego ojciec spojrzał na krzesełko sędziego, a potem znów się rozejrzał.
– Wybacz – powiedział w końcu – ale ja tu nikogo nie widzę.
– Ale... przecież... – Floyd zamrugał. Dlaczego jego ojciec nie widział Mike’a? Przecież stał zaledwie kilka metrów od niego, prawda? Floyda przeszedł lekki dreszcz niepokoju, gdy wpatrywał się w postać niewidzialną, jak się okazało, dla wszystkich poza nim.
– W porządku! – Mike uśmiechnął się, podnosząc dłoń, żeby go uspokoić. – Nie ma się czym martwić. Jestem przyjacielem.
– O co chodzi? – Pani Beresford przyszła za mężem na kort. – Co się dzieje?
– Mówi, że widzi Mike’a – wyjaśnił pan Beresford cicho i wskazał w kierunku stanowiska sędziego. – Tam.
Pani Beresford powiodła wzrokiem za jego gestem i zmarszczyła czoło.
– Ale tam nikogo nie ma!
– Właśnie że jest! – zaprotestował Floyd. – Mike tam jest.
– W porządku, staruszku. – Pan Beresford otoczył syna ramieniem. – Zakończmy już na dzisiaj, dobrze?
– Nie! – powiedział Floyd. – Nie chcę jeszcze kończyć. Gram w tenisa.
– Nie grasz. Nie dziś po południu. Chodź. – Pan Beresford wziął syna pod ramię. – Pójdziemy do domu... – dodał i łagodnie sprowadził chłopaka z kortu.
Ani Floyd, ani pan Beresford nie planowali właśnie takiego zakończenia turnieju.- 2 -
Rodzice Floyda zawieźli go do Altringham House, prywatnego szpitala na przedmieściach Sheffield, specjalizującego się w leczeniu urazów sportowych. Floyd był tam wcześniej kilka razy, z różnymi problemami, od zerwanego mięśnia szyi do ukruszonej kości kostki, więc doktor Willis, kierownik placówki, powitał ich jak starych znajomych. Gdy tam dotarli, była już siódma wieczorem, on jednak czekał w recepcji, skąd zaprowadził ich prosto do gabinetu.
Po jednej stronie pomieszczenia przy dwóch końcach kominka stały dwie ogromne skórzane sofy zwrócone ku sobie. Doktor wskazał rodzicom Floyda, aby usiedli na jednej z nich, a sam zajął miejsce obok chłopaka, na drugiej z sof.
– Twój tata nakreślił mi z grubsza sytuację przez telefon – powiedział, gdy pielęgniarka przyniosła tacę z kawą i kanapkami i postawiła je na stoliku przed nim – ale chciałbym, abyś opowiedział mi szczegóły. Co dokładnie się stało?
Floyd wyjaśnił, że właśnie rozgrywał w Scarborough ostatni mecz trzydniowego turnieju w kategorii poniżej osiemnastego roku życia, gdy pojawił się Mike.
– Prowadził, bez dwóch zdań – wtrącił pan Beresford. – Wygrał pierwszy set sześć do dwóch, w drugim było już pięć do jednego i Floyd właśnie serwował na mecz.
– Czyli... – doktor Willis zwrócił się znów do Floyda – byłeś gotowy odebrać kolejne zwycięstwo Beresforda, gdy... pojawił się niewidzialny człowiek.
– Dla mnie nie był niewidzialny – zauważył Floyd.
– Jasne. – Doktor Willis poczęstował się kanapką. – Jak on to zrobił? Chodzi mi o to, w jaki sposób się pojawił.
– On po prostu tam... był – odparł Floyd. – Najpierw zobaczyłem, jak idzie koroną trybuny. Potem zszedł po schodach. Czekałem, bo myślałem, że szuka miejsca, żeby usiąść, ale on wyszedł na kort i stanął obok sędziego. Nie rozumiałem, dlaczego nikt mu nie każe odejść. Dopiero kiedy przyszedł tata, zorientowałem się, że...
– Że nikt inny go nie widzi. – Doktor Willis pokiwał głową ze współczuciem, kończąc zdanie za chłopca. – To musiało cię zaniepokoić.
– Owszem – potwierdził Floyd. – Trochę mnie to zaniepokoiło.
– Z tego, że znasz jego imię, wnoszę, że widziałeś już wcześniej tego całego „Mike’a”?
– Tak. Kilka razy. – Floyd poczuł, że lekko się poci. Doktor Willis wypytywał delikatnie, ale te pytania sprawiły, że chłopak zrozumiał, jak dziwne jest to wszystko, także dla otoczenia.
– A kiedy widziałeś go poprzednio... Co robił?
– Przeważnie obserwował. Wie pan. Widzę, jak stoi w tłumie, kiedy gram, a on... po prostu się przygląda.
– Rozmawiałeś z nim wcześniej?
– Parę razy – odparł Floyd. – Ale wtedy, jak trenowałem sam.
– I wydawał się całkiem normalny?
– Tak! Nigdy nie rozumiałem, dlaczego tam jest, ale... zawsze wyglądał realnie.
– Hmm... – Doktor Willis w zamyśleniu popijał kawę. – Ciekawe.
– Jak pan myśli, o co tu chodzi? – spytała podenerwowana pani Beresford.
– Cóż, właśnie tego musimy się dowiedzieć, prawda? – Doktor Willis odstawił filiżankę. – Myślę, że najlepiej będzie, jeśli Floyd zostanie tu dziś, a jutro zrobimy badania, ale teraz też szybko go zbadam, jeśli państwo pozwolą. Upewnimy się, że nie dzieje się nic, czym pilnie należałoby się zająć. – Wstał. – To potrwa tylko kilka minut.
Doktor Willis wyprowadził Floyda drzwiami po przeciwnej stronie pomieszczenia do innego gabinetu, gdzie czekała już pielęgniarka z formularzami. Wskazał chłopcu, aby usiadł na leżance, po czym stanął przed nim.
– Zacznę tylko od paru pytań – powiedział. – Jakieś bóle głowy ostatnio?
– Nie – odparł Floyd.
– Zamazany wzrok?
– Nie.
– Bóle mięśni? – Doktor pomacał węzły chłonne pod brodą chłopca.
– Nie.
– Problemy ze snem w nocy?
– Nie.
– Bierzesz narkotyki?
Ostatnie pytanie zaskoczyło Floyda.
– Nie – zaprotestował. – Nigdy.
– Nie chodzi mi tylko o miękkie narkotyki. – Doktor Willis uważnie przyglądał się Floydowi, gdy to mówił. – Wielu sportowców wie, że zażywanie pewnych substancji chemicznych w jakiś sposób poprawi ich wyniki. Czy ty... eksperymentowałeś z czymś takim?
– Ależ skąd – odparł Floyd. – W życiu.
– Rozsądny chłopak! – Doktor Willis uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu. – W takim razie proponuję, abyśmy wrócili i zjedli te kanapki, a Janice przygotuje ci łóżko.
– Dziękuję – powiedział Floyd. – Czy mogę spytać... to znaczy... czy to coś poważnego?
Doktor Willis otoczył pacjenta ramieniem, kierując go w stronę drzwi.
– Myślę, że wszystko, co odciąga cię od tenisa, jest niezwykle poważne, ale chyba nie musisz się zbytnio martwić. Gdziekolwiek tkwi problem, nasze zadanie polega na tym, aby się z tym uporać, a trzeba przyznać, że jesteśmy w tym całkiem nieźli! Ty musisz zadbać tylko o to, aby porządnie się wyspać!
Doktor Willis miał talent do przekonywania ludzi, aby wierzyli w to, co mówił – był to jeden z powodów, dla których klinika Altringham odniosła taki sukces – a Floyd wyszedł z gabinetu uspokojony, że doktor Willis znajdzie rozwiązanie i wtedy... wszystko będzie dobrze.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------