Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Mikroopowiadania - kogel-mogel i miszmasz - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
28 października 2025
25,00
2500 pkt
punktów Virtualo

Mikroopowiadania - kogel-mogel i miszmasz - ebook

Serio? Myślisz, że to cały twój prawdziwy świat? Cztery trójkątne ściany, które łączy gdzieś ponad a może przed a może pod tobą, punkt, który nazywasz Gwiazdą Polarną? Nie, nie, masz wiedzę i doświadczenie, ścian jest sześć, a wszystkie równe, idealnie połączone, zawsze prowadzące ciebie prosto do... ściany. Myślisz z pogardą o tych, co w to wierzą, a przecież wiesz, że się mylą, bo ty idziesz, idziesz i idziesz, nie dochodząc do niczego, co by stało na twojej drodze. Spokojnie, czując w sobie harmonię, równowagę i co tam jeszcze, co nazywasz esencją, oświeceniem. Patrzysz, delektując się przestrzenią bez ścian, krawędzi, punktów. Przestrzenią, która jest, tu i tam, blisko i daleko, a na pewno dookoła ciebie, bo jesteś w jej centrum. A może... zatrzymaj się i spróbuj wyjść ze swojego "pudełka"? Znajdziesz tutaj pęk różnych kluczy, które łączy jedwabna nić - Mikroopowiadania (mikr8powiadania).

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788364018084
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

STACJA KAMIEŃ CZASU

Zegar zatrzymał się na 22.37, a może na 10.37, nie wiem. Mała wskazówka minęła dziesiątkę, a duża zmierza ku ósemce. Piję mocną kawę bez mleka i cukru. Ostatni wagon pociągu życia zamrugał do mnie czerwonymi światłami. Wysiadłem z niego na chwilę, na zapomnianej stacji. Utknąłem w podróży pomiędzy tym, co już zrobiłem, a tym, co mógłbym zrobić.

– Co teraz?

– Jestem głodny i przemarznięty.

– Sparaliżowany samotnością. Bezsilny.

– Chodzę po peronie i zastanawiam się co robić.

– Czekać… – na co?

– Iść… – dokąd?

– Trwać… – po co?RĘKOPIS

Mieszam w czarze czasu. Wyprzedzam to, co dopiero nadejdzie. Multiplikuję chwile, żebym była, gdy nie będę. Rozumiesz coś z tego? – pytam sam siebie, bo w mrocznym kącie biblioteki, prócz mnie i Pani w Okularach, nikogo już nie ma. Sens to esencja rozumienia słów, a słowa to abstrakty zrodzone z myśli, a myśli to związki kontekstów. Wszystko razem przypomina bardziej koktajl z owoców niż danie główne na talerzu. Preferencje Szefa Kuchni komplikują rozumienie. Różnorodność wiodącej patelni wyrażona w pomieszanych smakach. Bełkocząca angielszczyzna z salonową, wyniosłą francuszczyzną przyprawioną drobno siekaną włoszczyzną złamaną słowiańską nutą miodu. Istota ta sama, a kształt mniej niż bardziej, czyli niedookreślony. Rękopis zostaje. Kolejne linijki tekstu mogę czytać jedynie w czytelni. Obowiązuje surowy zakaz korzystania z telefonów, tabletów i komputerów. Dotykanie i przekładanie kart pożółkłego już papieru – tylko dłońmi ubranymi w cienkie bawełniane rękawiczki. Czas ucieka. Profesor Kobak dał mi wyraźnie do zrozumienia, że mam radzić sobie sam. Brakuje mi wiedzy i doświadczenia. Zostaje intuicja.NALEŚNIKI ZE SZPINAKIEM

Naleśniki ze szpinakiem. Biały, szkliwiony talerz, na którym zmieściłaby się pizza w rozmiarze XXL. Sztućce o prostym wzorze, lśniące srebrzystością na całej długości trzonków. Stolik drewniany, miejscami wytarty z bejcy i bezbarwnego lakieru. Krzesła z poduszkami. Lubię, gdy są zimne. Ciepłe budzą we mnie wstręt i odrazę, odbierają apetyt, zrywają łączność ze światem. Patrzę. Je powoli. Metodycznie. Odcina niewielki kawałek krawędzią widelca. Nadziewa jak Neptun trójzębem rybę. Unosi do ust. Przytrzymuje pełnymi czerwieni wargami, popycha językiem w czeluść gardła. „Zatem?” – pytam. Patrzy na mnie przez chwilę. Dźga widelcem drugiego naleśnika. Skrobie po talerzu. Waha się, drażni ze mną czy czegoś lub kogoś boi? „Nic Pan nie wie o Półce bez Nazwy?” – odpowiada pytaniem. Gra. Powiedzieć prawdę czy kłamać? Mam swoje sprawy na głowie. Czy mnie obchodzi jakaś półka w bibliotece? Mam swój rękopis i Profesora Kobaka, wystarczy mi zmartwień, zagadek i tajemnic. Chcę zjeść w towarzystwie. Równie dobrze mogłem powiedzieć, że dostanie złote jajo, wieczne pióro pisarza, bilety do Teatru Narodowego. Odrobina normalności w tym pokręconym świecie. Ostatni kęs. Więcej zielonego szpinaku niż żółtego naleśnika. Przełyka. Wciąga powietrze nosem. «Pana rękopis jest z tej półki. Musiałam go odstawić na miejsce. Rzecz w tym, że nie ma pewności, czy jutro go tam znajdę» – wyszeptała z wyraźnym smutkiem. „O czym Pani mówi!” – żachnąłem się, zbyt głośno i natarczywie. Kilka osób siedzących w sali patrzy na mnie z wyraźnym oburzeniem.KOTCURZYSKO

Buras długowłosy. Rudzielec pręgowany. Czarny wróżkowy. Szary klasyczny. Kot Flobert. Pani w Okularach sypie karmę do srebrnej miseczki. Cisza. Koty potrafią chodzić, nie dotykając tego, po czym idą. Listowie, trawy uschłe, żwirki i piaszczyste łachy. Krok bezdźwięczny. Obecność, która pojawia się, by za chwilę zniknąć. Jedno spojrzenie. Drżenie wąsiastych strun. Hipnotyczny ruch ogonem lekceważącym prawa mechaniki. Czytam rękopis. Flobert ociera się grzbietem o moją łydkę. Mruczy. Doprasza się uwagi. Dotyku. Bliskości tak subtelnej, jak pajęcza nić. Wiem, że gdy tylko wykonam ruch w jego stronę, od razu ucieknie. Przychodzi, kiedy chce. Robi to, co chce. Zajmuje się sobą, tak jak chce. Człowiek jest dodatkiem do jego świata, gwarantującym leniwą i bezpieczną egzystencję. Indywidualizm. Wolność. Zachwiana proporcja w braniu i dawaniu. Korzyść budząca szacunek, zachwyt i oddanie. „Kot” i „posiadanie” to dwa przeciwstawne pojęcia. Podobnie jak oddanie. Przynależność. Wspólność. Jedność. Myślę, że to właśnie sprawia, że wolę psy. A koty tak mocno do mnie przyciąga.ZDĄŻĘ, MAM CZAS

Pani w Okularach wciąż nadaje indiańskim szyfrem. Wykrzywia twarz w uśmiechu uprzejmości. Wygina dłoń i palce, dokonując obliczeń matematycznych na niewidzialnym liczydle. Rysuje wielkie „T”. Mruga powiekami. Ciało obcięte tuż pod biustem drewnianą gilotyną lady recepcyjnej wprawia w ruch przypominający taketiński taniec. Rusz tyłek – myślę i mówię do siebie szeptem. Czego Ona chce? Wstaję. Idę powoli. Podchodzę. „Przepraszam, że Pana odrywam od pracy” – mówi. „Czasami boję się, że coś mi się stanie i zniknę, zanim zdążę powiedzieć o wielu rzeczach”. Patrzę zaskoczony. Zastanawiam się, co chce przez to powiedzieć. „Wie Pan o Półce bez Nazwy?” – wbija we mnie rentgenowskie spojrzenie. Cisza. Stoimy jak dwa słupy soli. Słychać przerywany lot tłustej muchy gdzieś za ostatnimi stołami czytelni. Jawa to, czy sen? Wdychany kurz ze starej książki doprowadził do halucynacji? A może jestem przemęczony? Mam za dużo obowiązków, pracy, spraw ważnych, którymi trzeba się pilnie zająć. Sięgam po szklany dzban. Nalewam wodę do plastikowego kubka. Piję. Wypada zapytać? Przemilczeć? Dalej stać czy już iść?CIEŃ W POEZJI

„Widział Pan, jak pięknie napisane!” – pochyla się nad literkami w odpowiedzi na moje pytanie. „O, tu! Proszę czytać: Chcę, żebyś wyszedł z tego cienia. Wiem, że wyjdziesz, że wróci do Ciebie radość. Ja jestem dobrym duchem”. „Gdzie to Pani znalazła?” „Ten zeszyt jest z Półki bez Nazwy” – cedzi powoli i szeptem, patrząc na drzwi wejściowe do biblioteki. Zagadki. Półsłówka. Niedopowiedzenia. Męczy mnie i irytuje klimat wydumanej, sztucznej tajemnicy. A może jestem w błędzie? Czy zamiast otwartości chowam się jak morski skorupiak w swoim pancerzu? „Zapytałem, czy pójdzie Pani ze mną coś zjeść. Zapraszam na naleśniki. Jedząc, mogłaby Pani opowiedzieć o Półce bez Nazwy. Jakie tam książki można znaleźć?” Cisza. Patrzy. Ja patrzę. Jej usta drżą. Moje serce wali w skroniach. Słup soli. Tyka. Mucha. Cisza. Coraz cieplej. Pustynia. Sahara. Umrę czy dotrwam do oazy? „Zgoda. Przyjmuję zaproszenie. Kończę za pół godziny. Żadnego seksu. Naleśniki ze szpinakiem i rozmowa. Odprowadzi mnie Pan do domu. Nie lubię chodzić sama wieczorem po mieście. Zaczeka Pan na mnie w czytelni. Teraz zajmę się tym, co mam jeszcze do zrobienia. Dziękuję”. Odwraca się, bierze plik kart bibliotecznych, odchodzi energicznym krokiem, znika za regałem oznaczonym literami i cyframi.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij