- promocja
Milczenie - ebook
Milczenie - ebook
Nasze światy trochę się różnią. Nigdy nie wzywamy policji. Sami dbamy o swoje interesy.
W jednym z dolnośląskich lasów, w okolicach Kamieńca, dochodzi do okrutnego morderstwa. Na miejsce zbrodni zostaje wezwany niepokorny podkomisarz z kłodzkiej policji. Mimo że Filip Krauze od lat zajmuje się najbardziej skomplikowanymi śledztwami w regionie, po raz pierwszy będzie miał do czynienia z tak trudną sprawą.
Śledztwo koncentruje się na mieszkańcach wsi tak małej, że niemal niewidocznej na mapie. Krąg podejrzanych to zacieśnia się, to poszerza, liczba ofiar szybko rośnie, a policjanci błądzą po lasach niemal po omacku.
Szybko przekonują się, że nikt nie może czuć się tam bezpiecznie, nawet oni sami. Zło czai się wszędzie, a małe miejscowości mają swoje wielkie tajemnice.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8074-583-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Popatrzył w okno, ale wypełniała je tylko ciemność, nic więcej. Przyjrzał się swojemu zmarnowanemu obliczu. Skrzywił się, zmrużył oczy, ale nie dostrzegł żadnego światła, żadnego kształtu ani sylwetki. W pogotowiu trzymał nóż i gumową pałkę ZOMO, którą odziedziczył po ojcu. Uderzenie nią powodowało potworny ból. Wiedział o tym, bo właściwie to nie ojciec, lecz ona go wychowała. Gapił się jeszcze przez chwilę, ale dał za wygraną. Niczego nie widział. Zalał herbatę wrzątkiem. Kubek miał brązowy nalot od wieloletniego używania. Zamieszał, oblizał łyżeczkę i wrzucił ją do zlewu. Brudnych naczyń było już za dużo. Wypłukał je powierzchownie i odłożył na suszarkę. Chwilę później rozsiadł się wygodnie w fotelu. W wiadomościach mówili o polityce, aferach, korupcji. Krzywił się, szczerząc zęby niczym wściekły pies. Miał to gdzieś. Nie interesowała go zgraja szkodników, którzy byli nie mniejszymi bandytami od tych siedzących w Rawiczu. Banda pazernych złodziei, którzy różnią się od więźniów tym, że noszą eleganckie garnitury i drogie zegarki. I że potrafią zgrabnie pleść trzy po trzy przed kamerami. Tak, to jedyna różnica, powiedział sobie w duchu. Wolałby teraz oglądać tańczące panienki, niż patrzeć na tę pieprzoną hołotę. Pożałował, że nie ma komputera. Albo chociaż kanałów erotycznych. Musiał gapić się na to, co nadawali w telewizji naziemnej. Sam szajs, kilka programów na krzyż – wiadomości, programy religijne i powtórki filmów. No i serial, który znał na pamięć. Niektóre kwestie mógłby recytować z zamkniętymi oczami. Psia mać, zaklął. Miał ochotę coś zrobić. Nosiło go. Rozrywało wręcz od środka i trudno było mu się opanować. Wiedział, co mogłoby pomóc. Wódka albo piwo, butelka, dwie. Przypomniał sobie jednak, że ma kilkadziesiąt złotych długu w pobliskim barze, a osiedlowy sklep pewnie był już zamknięty. Ewentualnie Żabka, ale to kawałek drogi, a on nie chciał ryzykować. Nie po tym, co wydarzyło się kilkanaście dni temu, gdy otworzył szeroko okno i zobaczył coś, co go zmroziło. A przynajmniej zdziwiło. Ujrzał w ciemności dwie białe twarze. Myślał wówczas, że ma omamy albo traci kontakt z rzeczywistością. Fakt, był po kilku setkach czystej. Ale wtedy stało się coś jeszcze, coś, co go przekonało, że jednak to się dzieje naprawdę. Usłyszał szepty. Ciche, a mimo to wyraźne. Natychmiast zamknął okno. Zaryglował też drzwi do mieszkania, a potem poszedł po nóż. Długi, ostry, niemal idealny do patroszenia dzikich zwierząt. Być może, pomyślał, będzie musiał się bronić. Być może ktoś chciał go skrzywdzić. Od tamtej nocy minęły już prawie dwa tygodnie i nic więcej się nie wydarzyło, ale wspomnienie tajemniczych twarzy wciąż nie dawało mu spokoju – czy to, co widział, było tylko wytworem jego wyobraźni, czy ktoś naprawdę czaił się pod jego oknem? Jeśli tak, to kto? I dlaczego? Był zaskoczony, bo to jego na ogół unikali ludzie. Omijali go szerokim łukiem, przez całe życie. Kto miałby go nachodzić albo straszyć?
Od tamtej nocy zasypiał z dłonią na uchwycie ostrego narzędzia. Aż do dzisiaj. W końcu uznał, że nie musi bać się o swoje bezpieczeństwo, a jednak wciąż nie mógł się pozbyć tego odruchu. Co dzień gapił się w okno, upewniał, a potem podchodził do drzwi i sprawdzał, czy są zamknięte.
Wyskrobał z kieszeni spodni sześć złotych. Spakował do torby dwie butelki po piwie i wyszedł z mieszkania. Zamknął je, choć i tak nie było co ukraść. Zresztą kto miałby to zrobić? W kamienicy mieszkali sami staruszkowie, których jedynym zajęciem było oglądanie _Familiady_ i rozmawianie o lekarstwach. Zwykle nie wyściubiali nosa ze swoich mieszkań.
Stanął przed budynkiem i zapalił papierosa. Rozejrzał się i nasłuchiwał. Miasteczko, zatopione w wieczornej mgle, wyglądało jak po epidemii. Ani jednej osoby. Żadnych odgłosów. Żadnych zwierząt, chyba że gotowe na nocny żer szczury, które czekały tylko, aż wszyscy znikną. Pstryknął wypalonego szluga przed siebie i ruszył do sklepu. Mieszkał tu prawie całe życie i traktował to miejsce jak swoje. Tu się wychował i, jak mu się wydawało, znał wszystkich. Nikt go nie ruszał, nikt nie zaczepiał, wszyscy przecież wiedzieli, czym to grozi. Chrząknął głośno, jakby chciał wypluć złość, a potem ruszył przed siebie.
Przyspieszył kroku. Jeszcze chwila i zamkną sklep. Przed sobą miał długą aleję, na której końcu lśniło żółte światło latarni. Wilgotna para przesuwała się leniwie nad chodnikiem. Przystanął. W oddali coś się poruszyło. Najpierw oświetlony latarniami puch mgły uniósł się, jakby za chwilę miał się pojawić silny podmuch wiatru. Zaraz potem dostrzegł dwa punkty. Ciemne, może czarne. Po chwili stały się wyraźniejsze. Dwie osoby stały na końcu alei. Dwie sylwetki, podobne do siebie niczym klony, kogoś mu przypominały.
Zmrużył oczy, zrobił krok, przesunął się do przodu.
Nie rozpoznawał tych ludzi, nie miał pojęcia, kim byli.
Nagle zauważył, że jeden z nich trzyma w dłoni nóż. Nie wiedział, czy to żart, czy po prostu znów ma omamy. Postaci miały białe twarze, jakby wysmarowane kredą. Wyglądały jak stare teatralne maski.
Czarne sylwetki z alabastrowymi twarzami powoli sunęły w jego stronę.
Mężczyzna zrobił krok do tyłu.
Przez chwilę wydawało mu się, że tamci coś do siebie szepczą.