Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Miliarder - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miliarder - ebook

Miliarder – W świecie rządzonym przez pieniądz każda tajemnica ma swoją cenę.

Georg Bromarck, właściciel imperium wartego miliardy, wkracza w ostatni rozdział swojego życia, świadom, że jego czas się kończy. Zdeterminowany, by przekazać wszystko swojemu wnukowi Filipowi, staje w obliczu największego koszmaru – Filip znika bez śladu. Co się stało z jedynym spadkobiercą, którego Georg darzył prawdziwą sympatią? Do akcji wkracza Joseph Carling – błyskotliwy ekspert od ludzkich zachowań, człowiek, który widzi więcej niż inni. Gdy zagłębia się w sieć kłamstw, tajemnic i zdrad, odkrywa, że prawda okazuje się bardziej skomplikowana niż ktokolwiek początkowo przypuszczał… Wśród zimnych krajobrazów szwajcarskich gór i za mrocznymi murami eleganckich rezydencji Örebro skrywa się niebezpieczna prawda. Kto zyska na zniknięciu Filipa? I jak daleko ten ktoś się posunie, aby zyskać kontrolę nad fortuną Bromarcka? „Miliarder” Thomasa Eriksona to więcej niż kryminał – to fascynujące studium ludzkiej natury, w którym za fasadą bogactwa i władzy czai się mrok.

 

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8360-158-8
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Sto­jąc na sa­mym skraju prze­pa­ści, zdał so­bie sprawę, że nie jest go­towy na śmierć. Nie tak to się miało skoń­czyć. Ży­cie nie po­winno mu te­raz prze­my­kać przed oczami. Ten śmieszny fra­zes ni­gdy nie zna­czył zbyt wiele. Za­sko­czyło go tempo wy­da­rzeń w ostat­nich ty­go­dniach, przy­po­mi­na­jące ak­cję se­rialu na Net­flik­sie. Nie spo­dzie­wał się ta­kiego ob­rotu spraw.

Czy go do­go­nią? Czy wie­dzą, któ­rędy po­szedł? Wy­da­wało się to mało praw­do­po­dobne.

Po wspi­naczce w mię­śniach jego ły­dek po­ja­wiły się bo­le­sne skur­cze, ale jak do­tąd nie od­wa­żył się za­trzy­mać. Bał się, co się sta­nie, je­śli go do­go­nią. Spoj­rzał na swoje po­dra­pane dło­nie. Kiedy się po­tknął, roz­ciął skórę na jed­nej z nich. Przy in­nym upadku po­darł dżinsy na obu ko­la­nach. Nie przy­wykł do tak in­ten­syw­nego wy­siłku, ale mu­siał zo­sta­wić sa­mo­chód ni­żej, bo nie byłby w sta­nie prze­miesz­czać się nim wśród skał.

Wy­tę­żył słuch, ale nic nie usły­szał. Może po­my­śleli, że po­szedł w dół, a nie ru­szył pod górę?

Lekko się po­chy­lił. Wzrok za­szedł mu mgłą. Czy tu wszystko się skoń­czy? Nie mógł w to uwie­rzyć. Prze­cież chciał tylko po­stą­pić wła­ści­wie. Po co w ogóle się wtrą­cał?

Ro­zej­rzał się po ka­mie­nio­ło­mie. Wszę­dzie je­dy­nie skały i głazy. Przed nim stroma prze­paść. Po­woli do niego do­cie­rało, jak to może się skoń­czyć. Nie zdą­żył po­że­gnać się z żoną. Gdyby tylko jej po­wie­dział. Ale cze­kał, roz­my­ślał i za­sta­na­wiał się o wiele za długo. Jak zwy­kle. Niech to szlag.

Znów zer­k­nął na swoje drżące dło­nie.

Przy­gryzł grzbiet tej, z któ­rej są­czyła się krew.

Tuż zza urwi­ska, na które wła­śnie się wspiął, usły­szał ryk sil­nika. Skrzy­wił się i od­wró­cił. Spoj­rzał na za­kręt. Znów ru­szył nad prze­paść. Wy­so­kość była ogromna. Czy ist­niała choćby naj­mniej­sza szansa, że prze­żyje skok?

Mru­gnął, kiedy oczy ko­lejny raz za­szły mu mgłą. Z tru­dem po­wstrzy­my­wał łzy. Prze­łknął ślinę.

Zza skały do­bie­gły go szorst­kie głosy i war­kot sil­nika. Ktoś za wszelką cenę sta­rał się wje­chać na górę mo­to­cy­klem te­re­no­wym.

Oto­czyli go.

* * *

Męż­czy­zna, który trzy­mał broń, był spo­rej po­stury. Typ nie­ustę­pli­wego przy­wódcy. Wje­chał na mo­to­rze, ubrany w gar­ni­tur i pół­buty. Ostroż­nie umie­ścił kask na sio­dełku mo­to­cy­kla.

Miał za­dbaną czarną brodę. Sto­sun­kowo dłu­gie włosy ze­brał w ku­cyk.

Jego czte­rej to­wa­rzy­sze wy­glą­dali tak, jak za­zwy­czaj można wy­obra­zić so­bie bandę drob­nych zło­czyń­ców. Wszy­scy byli uzbro­jeni. Za­wzięci. Nie­ru­chomi.

Wi­dział wy­star­cza­jąco dużo fil­mów, żeby wie­dzieć, czego od niego ocze­kują. Uniósł ręce.

– Nie mu­si­cie tego ro­bić – po­wie­dział.

Przy­wódca zmarsz­czył brwi.

– Wła­ści­wie mu­simy. Masz coś, czego po­trze­bu­jemy. Nie­stety trzeba o tym po­ga­dać.

– Do­brze, mo­żemy ne­go­cjo­wać – od­po­wie­dział ochry­ple i od­chrząk­nął.

Li­der bandy strzep­nął coś z rę­kawa ma­ry­narki.

– Już le­piej. A więc mo­żesz nam coś za­pro­po­no­wać? – za­py­tał. Jego je­dwa­bi­sty głos miał w so­bie pewną chro­po­wa­tość.

– A czego chce­cie?

Przy­wódca opu­ścił broń i po­ło­żył ją na sie­dze­niu obok czar­nego ka­sku. Roz­piął ma­ry­narkę i wło­żył dło­nie do kie­szeni spodni.

Pię­ciu na jed­nego. To było nie­do­rzeczne. Je­den z nich mógłby bez więk­szych ce­re­gieli za­ła­twić sprawę.

– Przy­da­łaby się nam ja­kaś gwa­ran­cja, że nikt nie bę­dzie mieć rów­nie sza­lo­nych po­my­słów co ty. Nie można tak roz­po­wia­dać o wszyst­kim byle komu.

Męż­czy­zna po­pa­trzył szybko w lewo i za sie­bie.

– Słu­chaj – po­wie­dział przy­wódca, uno­sząc pa­lec i ce­lu­jąc w jego twarz. – Na pewno chcesz za­prze­czyć, że z kimś roz­ma­wia­łeś, ale znamy prawdę.

Męż­czy­zna za­prze­czył ru­chem głowy.

Nie przy­pusz­czał, że tak ro­sły czło­wiek może się po­ru­szać tak szybko. Szorstka ręka ści­snęła go za gar­dło, wal­czył o każdy od­dech. Wpa­try­wał się we wło­ski na grzbie­cie dłoni na­past­nika.

Bez­sku­tecz­nie pró­bo­wał chwy­cić go za rękę.

– Po­wiem ci, co my­ślę – za­czął znów przy­wódca, nie oka­zu­jąc ani odro­biny zmę­cze­nia. – Za­kła­dam, że opo­wie­dzia­łeś o tym żo­nie. Prze­ko­naj mnie, że tak nie było.

Prze­łknął ślinę. Raz, dwa razy. W końcu już nie było co prze­ły­kać. Tak na­prawdę ni­czego jej nie wy­ja­wił. Nie miał po­ję­cia, co miałby jej zdra­dzić.

Może na­past­nik za­uwa­żył zmianę w jego spoj­rze­niu, a może wy­czuł na­pię­cie w jego ciele. Uścisk za­cie­śnił się jesz­cze bar­dziej. Bro­daty męż­czy­zna w gra­na­to­wym gar­ni­tu­rze po­woli ski­nął głową.

– O ja­kie ne­go­cja­cje cho­dzi? Mów albo nie będę miał wy­boru. By­łoby strasz­nie przy­kro, prawda?

Ogar­nął go dziwny spo­kój. Zna­lazł w so­bie siłę, by opo­wie­dzieć, gdzie wszystko ukrył. I ja­kie in­for­ma­cje ze­brał, by pew­nego dnia prze­ka­zać je wła­dzom. Opo­wie­dział całą hi­sto­rię. Nie za­taił ni­czego.

– Obie­cu­jesz, że zo­sta­wi­cie moją żonę w spo­koju? – za­py­tał w końcu.

Męż­czy­zna chwy­cił go za ra­mię i ob­ró­cił tak, że te­raz stał twa­rzą do prze­pa­ści. Po­kle­pał go po ple­cach i szep­nął do ucha me­lo­dyj­nym i jed­no­cze­śnie chro­po­wa­tym gło­sem:

– Chyba bę­dziesz mu­siał mi za­ufać.

Na­stęp­nie so­lid­nym pchnię­ciem zrzu­cił go z klifu.1

CZWAR­TEK

– Dzi­siaj za­pro­si­li­śmy do stu­dia Jo­se­pha Car­linga. Nasz gość to syn dy­plo­maty, ma za sobą po­nad pięć­dzie­siąt prze­pro­wa­dzek i zdą­żył zo­ba­czyć więk­szość globu. Obec­nie jest be­ha­wio­ry­stą i men­to­rem czo­ło­wych przed­sta­wi­cieli biz­nesu w ca­łej Eu­ro­pie. Ostat­nio wy­stę­po­wał z nową pre­zen­ta­cją na te­mat ma­ni­pu­la­cji. Po­słu­chajmy, jak roz­ma­wia z na­szymi pre­zen­te­rami o psy­cho­pa­tach w świe­cie biz­nesu.

Za­po­wiedź zo­stała wcze­śniej na­grana i te­raz od­two­rzona w stu­diu. Do tego prze­rwa re­kla­mowa trwała trzy mi­nuty. Car­ling prze­pro­wa­dził kal­ku­la­cję. Sto osiem­dzie­siąt se­kund. Co chwilę roz­le­gała się ta sama me­lo­dia. Miał dość. Poza tym wcale nie prze­pro­wa­dzał się „po­nad pięć­dzie­siąt” razy. Co naj­wy­żej dwa­dzie­ścia pięć, nie wię­cej.

– Dla­czego nie­któ­rzy lu­dzie stają się psy­cho­pa­tami? – Mocno uma­lo­wana pre­zen­terka po­wtó­rzyła py­ta­nie za­dane przed re­kla­mami. Jej włosy były tak ja­sne, że z bli­ska nie wy­glą­dały na praw­dziwe, ra­czej jak pe­ruka ma­ne­kina ze skle­po­wej wy­stawy.

Jo­seph Car­ling na­po­tkał wzrok ko­biety. Już czwarty raz za­re­je­stro­wał, że ma ona ja­sno­brą­zowe oczy. Uważ­nie przyj­rzał się też mło­demu pre­zen­te­rowi w wy­jąt­kowo ob­ci­słym ubra­niu. Wy­star­czy­łoby, by wcią­gnął zbyt gwał­tow­nie po­wie­trze, a już zwró­ciłby na sie­bie uwagę wi­dzów. Car­ling po­my­ślał: jego oczy są ciem­no­nie­bie­skie.

Car­ling po­ja­wił się w stu­diu, aby po­roz­ma­wiać o po­wszech­nym zja­wi­sku – obec­no­ści psy­cho­pa­tów w biz­ne­sie. Zgo­dził się bez wa­ha­nia. Uznał to za świetne wy­zwa­nie, które może ukoić drę­czący go we­wnętrzny nie­po­kój. Te­raz, sie­dząc w świe­tle re­flek­to­rów, po­czuł spły­wa­jący pod ko­szulą pot. Zro­bił te­atralną prze­rwę na do­kład­nie dwie se­kundy. Je­den, dwa. Gdyby cze­kał zbyt długo, pre­zen­terka lub jej ko­lega mo­gliby za­dać mu ko­lejne py­ta­nie.

– Za­sad­ni­czo lu­dzie się z tym ro­dzą – od­po­wie­dział. – U psy­cho­pa­tów ciało mig­da­ło­wate nie re­gu­luje ne­ga­tyw­nych emo­cji w taki sam spo­sób jak u in­nych. W prze­ci­wień­stwie do nas psy­cho­paci nie od­czu­wają stresu, nie­po­koju i stra­chu.

– W ta­kim ra­zie – prze­rwał mu pre­zen­ter naj­po­pu­lar­niej­szego pro­gramu śnia­da­nio­wego w kraju – jak można wy­le­czyć tę przy­pa­dłość?

Car­ling roz­ło­żył ręce.

– W la­tach sie­dem­dzie­sią­tych pró­bo­wano le­czyć ta­kie osoby, ale trzeba było szybko za­koń­czyć eks­pe­ry­ment.

Ja­sno­włosa Jenny zmarsz­czyła brwi.

– Dla­czego?

– Dzięki ta­kim te­ra­piom psy­cho­paci tylko do­wie­dzieli się wię­cej o tym, jak wy­ko­rzy­sty­wać in­nych.

– Czy to zna­czy, że psy­cho­lo­go­wie się my­lili?

– Psy­cho­pa­tii nie można wy­le­czyć. Dla­czego wilk miałby chcieć, by spi­ło­wano mu zęby? Dla­czego kot miałby pra­gnąć, aby ob­cięto mu pa­zury? Je­śli ktoś za­uważy hienę na sa­wan­nie, nie może my­śleć, że to pierw­sze lep­sze po­ro­śnięte sier­ścią zwie­rzę. Musi wie­dzieć, jaki uzbro­jony w śmier­cio­no­śne zęby dra­pież­nik się zbliża.

– A to pro­wa­dzi nas do ko­lej­nego pro­blemu z psy­cho­pa­tami, prawda? – za­py­tał pre­zen­ter i wy­su­nął w kie­runku Car­linga pa­lec mó­wiący „cwa­niak z cie­bie”.

– Wła­śnie. Psy­cho­pata nie wy­gląda jak Han­ni­bal Lec­ter, znacz­nie czę­ściej przy­po­mina jed­nego z nas. Może wy­glą­dać tak jak pan.

Car­ling uśmiech­nął się w du­chu. Roz­ba­wił go zdzi­wiony wy­raz twa­rzy pre­zen­tera.

– Przy­stojny, do­brze ubrany i uśmiech­nięty. Z ta­kim wy­glą­dem może ob­ra­cać się w do­wol­nym śro­do­wi­sku. – Zni­żył głos i ro­zej­rzał się kon­spi­ra­cyj­nie. – Kto wie, co pan przed nami ukrywa?

Pre­zen­ter i jego stu­dyjna ko­le­żanka ro­ze­śmiali się ner­wowo. Car­ling po­wstrzy­mał się od uwagi, że me­dia – a zwłasz­cza te­le­wi­zja, w któ­rej można za­dbać o od­po­wiedni wi­ze­ru­nek – przy­cią­gają znacz­nie wię­cej lu­dzi o ce­chach psy­cho­pa­tycz­nych i nar­cy­stycz­nych niż inne branże. We wszyst­kich sta­cjach te­le­wi­zyj­nych na świe­cie ro­iło się od osób z pa­to­lo­giczną po­trzebą za­ist­nie­nia. Nie­które z nich były go­towe iść po tru­pach do celu.

– Sły­sza­łam, że psy­cho­paci są na ogół bar­dziej atrak­cyjni niż... zwy­kli lu­dzie – po­wie­działa Jenny.

Car­ling po­wi­nien przy­znać jej ra­cję, w końcu byli w te­le­wi­zji, ale ten ko­men­tarz rze­czy­wi­ście wy­da­wał mu się dość głupi.

– Gdzie pani o tym sły­szała? Ja­sne, umieją być ude­rza­jąco uro­czy. Choć nie od­czu­wają tych sa­mych emo­cji, co po­zo­stali, po­tra­fią na­uczyć się tego, jak funk­cjo­nu­jemy. I wy­ko­rzy­stać to. Zwy­kle wie­dzą, kiedy na­leży na przy­kład się uśmiech­nąć i tak da­lej. Mogą jed­nak mieć trud­no­ści z tym, by na­tu­ral­nie się śmiać, po­nie­waż śmiech jest me­cha­ni­zmem, który trud­niej kon­tro­lo­wać.

– A urok w po­łą­cze­niu z pew­no­ścią sie­bie jest atrak­cyjny – do­dała ko­bieta.

Car­ling uśmiech­nął się, uwa­ża­jąc, żeby nie prze­sa­dzić.

– Każ­dym można ma­ni­pu­lo­wać.

– Po tym, co pan po­wie­dział, my­ślę, że roz­po­znał­bym psy­cho­patę – stwier­dził pew­nie go­spo­darz.

– Być może. Ale ła­twiej jest kimś ma­ni­pu­lo­wać, niż prze­ko­nać go, że zo­stał zma­ni­pu­lo­wany.

Pre­zen­ter i pre­zen­terka spoj­rzeli po so­bie, a Car­ling zde­cy­do­wał się za­koń­czyć roz­mowę czymś mniej pro­wo­ku­ją­cym.

– Na­leży szu­kać po­wta­rza­ją­cych się wzor­ców – do­dał. – Warto za­ob­ser­wo­wać, jak słowa da­nej osoby mają się do tego, co robi. Je­śli jest zbyt wiele nie­ści­sło­ści, moż­liwe, że na­leży uni­kać tego czło­wieka. Je­śli czu­je­cie, że coś nie gra, z pew­no­ścią nie jest to bez­pod­stawne.

– Ale jak to roz­po­znać? – do­py­ty­wano go.

Car­ling zde­cy­do­wał się na me­ta­fo­ryczną opo­wieść.

– Żaba stoi na brzegu rzeki. Z wody wy­ła­nia się skor­pion i mówi: „Ja też mu­szę do­stać się na drugą stronę. Po­mo­żesz mi?”. Po chwili wa­ha­nia żaba zga­dza się, ale pod wa­run­kiem, że skor­pion nie ugo­dzi jej kol­cem. Skor­pion przy­sięga, że tego nie zrobi. Żaba po­zwala mu wejść na swój grzbiet i za­czyna pły­nąć. W po­ło­wie drogi skor­pion żą­dli żabę, która zo­staje spa­ra­li­żo­wana i nie może już się ru­szać. Kiedy za­czy­nają to­nąć, żaba pyta: „Dla­czego to zro­bi­łeś? Obie­ca­łeś, że tego nie zro­bisz. Te­raz oboje uto­niemy!”. Jej to­wa­rzysz od­po­wiada: „Je­stem skor­pio­nem. A skor­piony żą­dlą. Wie­dzia­łaś, kim je­stem, kiedy za­bra­łaś mnie na swój grzbiet”.

Pre­zen­ter uśmiech­nął się z grzecz­no­ści, ale zmarsz­czone brwi zdra­dzały, że nie ro­zu­mie, o co cho­dzi.

– Jaki wła­ści­wie jest mo­rał tej hi­sto­rii?

– Nie bądź­cie na­iwni. Je­śli coś brzmi zbyt pięk­nie, by mo­gło być praw­dziwe, naj­praw­do­po­dob­niej jest w tym ja­kiś ha­czyk.2

Sześć go­dzin póź­niej, po kilku spo­tka­niach w Sztok­hol­mie, Car­ling do­tarł do wy­so­kiej że­la­znej bramy re­zy­den­cji Bro­marcka na obrze­żach Öre­bro. Georg Bro­marck miesz­kał poza cen­trum mia­sta, w re­zy­den­cji wznie­sio­nej w po­ło­wie XIX wieku przez wła­ści­ciela huty, któ­rego los ob­da­rzył dużą ro­dziną. Ostatni ki­lo­metr je­chało się wzdłuż że­la­znego płotu za­mo­co­wa­nego na pięk­nym ka­mien­nym mu­rze. Dzięki buj­nej ro­ślin­no­ści póź­nym la­tem z ze­wnątrz nie dało się do­strzec domu. Geo­r­gowi Bro­marc­kowi jak naj­bar­dziej to od­po­wia­dało.

Car­ling zbli­żył się do wy­so­kiej na trzy me­try bramy z ku­tego że­laza. Z gło­śnika w le­wym słupku do­biegł zgrzyt i brama otwo­rzyła się. Wje­chał na sta­ran­nie za­gra­biony żwir.

Zza ła­god­nego za­krętu oto­czo­nego gę­stą ro­ślin­no­ścią wy­ło­nił się dwu­pię­trowy ka­mienny bu­dy­nek. Car­ling, który miesz­kał w dość du­żym i obec­nie pra­wie pu­stym go­spo­dar­stwie ro­dzin­nym w Väst­man­land, jak zwy­kle za­sta­na­wiał się, ile miej­sca zaj­mo­wała tu­tej­sza re­zy­den­cja. Cał­ko­wita po­wierzch­nia miesz­kalna praw­do­po­dob­nie rów­nała się dwóm lub trzem ty­po­wym wil­lom.

Kiedy pod­je­chał bli­żej domu, zo­ba­czył sa­mego Geo­rga Bro­marcka, który pod­niósł na po­wi­ta­nie rękę, sto­jąc na bal­ko­nie nad wej­ściem.

Car­ling za­par­ko­wał obok im­po­nu­ją­cych gra­ni­to­wych scho­dów i wy­siadł z sa­mo­chodu. Wy­so­kie dę­bowe drzwi otwo­rzyły się i wy­szła z nich ko­bieta w wieku sześć­dzie­się­ciu kilku lat. To była Siri, se­kre­tarka Geo­rga, a jed­no­cze­śnie za­rząd­czyni jego po­sia­dło­ści od wielu lat. Uśmiech­nęła się do go­ścia i uści­snęła go ser­decz­nie. Jej ciemne włosy do­piero za­czy­nały si­wieć. Od­no­to­wał ko­lor jej oczu. Sza­ro­nie­bie­ski, po­my­ślał. Są sza­ro­nie­bie­skie.

– Wi­dzia­łam cię dziś rano w te­le­wi­zji. Ele­gancki jak za­wsze. Można by po­my­śleć, że na­dal je­steś w aka­de­mii woj­sko­wej. Czemu tak długo mnie nie od­wie­dza­łeś? – za­py­tała, rzu­ca­jąc mu su­rowe spoj­rze­nie.

– A nie by­łem tu w marcu? – od­po­wie­dział Car­ling, ostroż­nie się uwal­nia­jąc z du­szą­cego uści­sku. Lu­bił Siri. Była do­brą osobą, ale jej ge­sty spra­wiały, że czuł się nie­swojo.

– Jest ja­kaś ko­bieta w twoim ży­ciu? – Kiedy nie od­po­wie­dział, do­dała z peł­nym wy­rzutu uśmie­chem: – Trzeba pa­trzeć w przy­szłość. Je­steś za młody, żeby żyć w po­je­dynkę. Może ju­tro spo­tkasz ko­goś od­po­wied­niego?

– Szy­kuje się ja­kaś im­preza? – Car­ling tak się przy­zwy­czaił do sa­mot­no­ści, że pra­wie już o niej nie my­ślał. Jest jak jest.

Siri moc­niej ści­snęła jego ra­mię.

– Chciał z tobą po­roz­ma­wiać wcze­śniej.

– W ga­bi­ne­cie?

Siri od­wró­ciła głowę w stronę domu, a w jej spoj­rze­niu po­ja­wiło się coś no­wego. Wspa­niały hol pro­wa­dził do wnę­trza willi. Su­fit się­gał sied­miu me­trów. Schody były godne króla.

Car­ling za­uwa­żył, że lewa dłoń Siri jest za­ci­śnięta w pięść. Wie­dział, że je­śli bę­dzie chciała po­wie­dzieć coś wię­cej, zrobi to, nie­za­leż­nie od tego, czy ją o to za­pyta.

– Ostat­nio jest nie­swój – do­dała i wska­zała ręką na dom. We­szli do środka.

Wy­ce­lo­wał pal­cem w ko­ry­tarz koń­czący się biu­rem Geo­rga. Z su­fitu zwi­sały dłu­gie go­be­liny, w ką­cie stała zbroja, a ściany ozdo­biono mie­czami i tar­czami. Praw­dziwe el­do­rado dla za­pa­lo­nego mi­ło­śnika hi­sto­rii. Siri ski­nęła głową, po czym gwał­tow­nie się od­wró­ciła i znik­nęła za in­nymi drzwiami.

Za­gad­kowe. Można było po­czuć, że w willi Bro­marcka coś się zmie­niło.3

Po wej­ściu do biura Car­ling po­czuł, że jego buty za­pa­dają się w dy­wa­nie z gru­bym wło­siem. Schludny po­kój przy­po­mi­nał wnę­trze bry­tyj­skiego klubu dżen­tel­me­nów z uwagi na ta­petę w ciem­no­czer­woną kratkę oraz mięk­kie pi­ko­wane me­ble w stylu che­ster­field.

Georg Bro­marck wy­szedł mu na spo­tka­nie, jak zwy­kle w nie­na­gan­nym stroju. Trzy­rzę­dowy gar­ni­tur z ide­al­nymi kan­tami. Ele­ganc­kie buty per­fek­cyj­nie do­pa­so­wane do reszty ubioru.

Car­ling spoj­rzał w sta­lo­wo­nie­bie­skie oczy sie­dem­dzie­się­cio­pię­cio­let­niego przed­się­biorcy i za­uwa­żył, że ten zde­cy­do­wa­nie się zmie­nił. Jego po­liczki były lekko za­pad­nięte. Wy­da­wał się dziw­nie kru­chy. Jed­nak jak zwy­kle sil­nie uści­snął dłoń przy­ja­ciela.

– Wciąż masz tego grata? – za­py­tał Georg. – Nie wstyd ci nim jeź­dzić?

– Mó­wisz o moim sta­rym sa­mo­cho­dzie?

Jego land ro­vera de­fen­dera wy­pro­du­ko­wano w 1947 roku. Przy­cią­gnął go so­lidny styl, który miał go ochro­nić przed wszel­kim złem, ja­kie mo­gło go spo­tkać w zwy­kłym au­cie. Nie wie­dział, na czym tak na­prawdę to zło mia­łoby po­le­gać. Cho­dziło głów­nie o prze­czu­cie.

– W ubie­głym roku wy­da­łem małą for­tunę i prze­ro­bi­łem go na elek­tryka. Je­śli ma mi się to zwró­cić, mu­szę nim jeź­dzić, do­póki nie ukoń­czę stu pięć­dzie­się­ciu lat.

– Ty i te twoje an­giel­skie sa­mo­chody. A jak prze­biega re­mont dru­giego grata? – do­py­tał Georg, ma­jąc na my­śli zde­ze­lo­wany ka­brio­let ja­guar dziadka Car­linga, zna­le­ziony za be­lami siana w sto­dole.

– Ta in­we­sty­cja to dziura bez dna. Po­roz­ma­wiajmy o czymś in­nym. – Car­ling po­krę­cił głową. – Siri wy­gląda na zmar­twioną.

– Ta ko­bieta uro­dziła się zmar­twiona – od­parł z roz­ba­wie­niem Georg. – Nie spusz­cza mnie z oczu. Ob­ser­wuje każdy mój krok. Ale to ja od­nio­słem suk­ces.

– Tak, za­wsze to po­wta­rzasz.

Car­ling był prze­ko­nany, że ta­kie na­sta­wie­nie po­zwo­liło Geo­r­gowi zna­leźć się na szczy­cie po­mimo bra­ków w wy­kształ­ce­niu. Nie ma­jąc środ­ków do ży­cia, pra­co­wał co­raz wię­cej, dłu­żej i cię­żej. Sporo za­in­we­sto­wał, wszedł do branży bu­dow­la­nej, sfi­na­li­zo­wał nie­ocze­ki­wa­nie udany pro­jekt i za­ro­bił dużo pie­nię­dzy. Za­sły­nął z tego, że po­dej­mo­wał skrajne ry­zyko, ale także był prze­bie­głym biz­nes­me­nem z po­wo­dze­niem re­ali­zu­ją­cym przed­się­wzię­cia, któ­rych inni nie chcieli się pod­jąć.

Po­czątki przed­się­bior­czo­ści Geo­rga wią­zały się z licz­nymi moż­li­wo­ściami i cią­głym roz­wo­jem. Z bie­giem czasu za­czął po­dej­mo­wać wręcz sza­lone ry­zyko. Wkro­czył do branży prze­my­słu że­glu­go­wego dzięki pie­nią­dzom, które za­ro­bił na dzia­łal­no­ści pod­wy­ko­naw­czej. Za­ku­pił nie­ru­cho­mo­ści. Za­czął za­ra­biać na­prawdę duże kwoty. Na­uczył się, by pod­czas ne­go­cja­cji od­by­wa­ją­cych się przed kup­nem uda­wać pro­stego czło­wieka z pro­win­cji. To była jego naj­bar­dziej do­cho­dowa sztuczka. Car­ling nie­raz śmiał się gło­śno, słu­cha­jąc nie­któ­rych hi­sto­rii Geo­rga.

Za­jęło mu tro­chę czasu uświa­do­mie­nie so­bie, że Georg na­wet nie umie po­praw­nie li­czyć. Le­dwo ukoń­czył szkołę pod­sta­wową. Jak to moż­liwe, że był w sta­nie oce­niać pro­jekty warte dzie­siątki mi­lio­nów ko­ron? Jed­nak pie­nią­dze wciąż do niego pły­nęły.

Kiedy Car­ling spy­tał, co jest jego siłą na­pę­dową, Georg wy­ja­śnił, że nie za­mie­rza skoń­czyć jak wła­sny oj­ciec – ho­no­rowy czło­wiek, który przez całe ży­cie ciężko pra­co­wał, ale nic z tego nie miał. Oka­zy­wał lo­jal­ność i wy­trwa­łość, do­póki nie od­szedł, nie po­zo­sta­wia­jąc po so­bie nic.

Car­ling rów­nież nie chciał skoń­czyć jak jego oj­ciec, któ­rego nie­wąt­pli­wie sza­no­wano, ale nie­ko­niecz­nie lu­biano. Nie­któ­rzy lu­dzie się go bali. Stary dy­plo­mata Car­ling zmarł sa­mot­nie w swoim łóżku.

Georg wska­zał na drzwi.

– Chodźmy na spa­cer.

Spa­cer ozna­czał prze­chadzkę po wnę­trzu ko­lo­sal­nego domu. Car­ling ski­nął głową dwóm męż­czy­znom my­ją­cym okna. Inny pra­cow­nik pie­lę­gno­wał ro­śliny do­nicz­kowe.

Mi­nęli drzwi i we­szli do sa­lonu, w któ­rym su­fit znaj­do­wał się na wy­so­ko­ści czte­rech me­trów. Sto­jące tu me­ble wy­glą­dały, jakby po­cho­dziły z XVIII wieku. Car­ling roz­po­znał w nich sty­li­zo­wane ko­pie z lat dwu­dzie­stych XX wieku. Do­brej ja­ko­ści, ale jed­nak ko­pie.

Gdy tylko o tym po­my­ślał, po­czuł wstyd. Nie zno­sił tego ro­dzaju sno­bi­zmu. Moż­nych z daw­nych cza­sów za­wsze sza­no­wało się bar­dziej niż współ­cze­snych do­rob­kie­wi­czów, na­wet je­śli dru­dzy mieli wię­cej pie­nię­dzy od pierw­szych. A może wła­śnie dla­tego.

Na rzeź­bio­nej ko­mo­dzie stała opra­wiona w ramkę fo­to­gra­fia przed­sta­wia­jąca nieco młod­szego Geo­rga Bro­marcka w licz­nym to­wa­rzy­stwie. Po­środku zdję­cia znaj­do­wał się sam Car­ling. To wtedy się po­znali. To spo­tka­nie zmie­niło ich obu. Przy­po­mniał so­bie tam­ten dzień i prze­łknął ślinę.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: