- W empik go
Milionowa kradzież - ebook
Milionowa kradzież - ebook
Powieść kryminalna Jacka Corta, tajemniczego pisarza pierwszej połowy XX wieku.
Złoto od zawsze rozpalało marzenia każdego złodzieja - niewielki kruszec, którego wartość była olbrzymia, mógł kompletnie zmienić ich życie. Jeden z najznamienitszych detektywów, Nick Carter, musi rozwiązać kolejną niebanalną sprawę kryminalną, jednak tym razem pomagać mu będą jego dwaj podwładni, z czego jeden może na temat tej kradzieży już coś wiedzieć.
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi. W niniejszej publikacji zachowano oryginalną pisownię.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-264-4410-0 |
Rozmiar pliku: | 201 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przygoda Patsy’ego na moście Brooklynu.
Noc była łagodna, ciepła; godzina około iedenastej.
Patsy Murphey, najmłodszy z pomocników słynnego detektywa Nicka Cartera, stał niedbale przy końcu olbrzymiego mostu Brooklyńskiego, łączącego właściwy Nowy York z Long Islandem, a znajdował się wtedy w pobliżu miejsca, gdzie kolej napowietrzna rozciąga się ponad rampą mostu.
Młody detektyw twardą dnia tego przebył pracę i nie był pewny, czy zaświętować na wieczór, czy też pracować dalej.
Z punktu na którym obrał sobie posterunek mógł wygodnie spoglądać na cały plac wolny, rozciągający się po przeciwległej stronie ulicy Fultonstreet, jednej z najważniejszej linii komunikacyjnej Brooklynu.
W pownem oddaleniu od Patsy‘ego, z ciemności łuków kolejowych wyłoniła się postać mężczyzny i kierując się w poprzek placu, szła wprost ku temu miejscu gdzie stał Patsy.
Młody detektyw nie byłby zapewne zwrócił na tego człowieka uwagi, gdyby nie posłyszał przytłumionego gwizdu, który jak się zdawało rozległ się w tym samym punkcie, zkąd wyłoniła się postać nieznana.
Taki gwizd wydał się młodemu detektywowi znakiem umówionym z gory, i dlatego zaczął się bliżej przyglądać nadchodzącemu człowiekowi. Patsy‘emu podpadło odrazu w oczy, że człowiek ów niósł na plecach worek drelichowy, takiego samego kształtu, jakiego używają farmerzy do noszenia zboża siewnego. Nie potrzeba jednak było wcale bystrości detekty wa na to,ażeby poznać odrazu, że w worku nie mieści się zboże ani też nic podobnego, lecz, że natomiast worek zawiera znaczny ciężar, prawdopodobnie kruszce, i że ten, który ciężar dźwiga, musi się dobrze przy noszeniu namęczyć.
Szczegół ten wzmógł ciekawość Patsy‘ego który też bardzo uważnie przyglądał się teraz nadchodzącemu mężczyźnie i śledził za nim wzrokiem, gdy on doszedłszy do rampy mostu, chciał zejść po schodach na dół.
Zaledwie jednak młody detektyw podszedł kilka kroków naprzód, ażeby mógł lepiej śledzić przechodnia, gdy nagle z ulicy Waszyngtona wypadło w największym pędzie trzech ludzi, a przelatując obok Patsy‘ego, tak go potrącili niby wypadkiem, że się zatoczył i o mało nie padł jak długi na ziemię.
Pomimo tego wypadku, który rzeczywiście nie był przypadkowy lecz rozmyślny, co pojął natychmiast młody detektyw, Patsy widział doskonale, jak człowiek z workiem drelichowym upuścił ciężar na ziemię i w sposób możliwie najszybszy starał się ukryć w ciemności.
Trzej ludzie, którzy potrącili Patsy‘ego, nie zwolnili rozpędu swojego i szybko biegli ku Fultonstreet. Dobieglszy do tego miejsca, zwrócili się na prawo ku rzece i w oka mgnieniu zniknęli detektywowi z oczu.
Patsy pobiegł szybko za nimi, chcąc się przekonać o zawartości worka, porzuconego na chodniku. Jakież było jednak zdumienie jego, gdy pomimo najstaranniejszych poszukiwań, nie mógł natrafić na najmniejszy ślad tego worka.
Teraz dopiero przypomniał sobie młody de tektyw, że w tej samej chwili, gdy został potrącony tak silnie, podszedł z drugiej strony do człowieka, niosącego worek, jakiś inny mężczyzna, który też najprawdopodobniej podniósł worek z ziemi i uniósł go z sobą.
W zadumaniu wrócił Patsy do stacyi na moście i chciał udać się z powrotem do Nowego Yorku, silne miał jednak przekonanie, że na dnie tego wszystkiego, co widział przed chwilą, spoczywa jakieś przestępstwo.
W przedziale do którego wsiadł teraz Pat nie znajdowało się więcej nad pięć czy sześć osó Jedną z tych osób, mężczyzna, tak dziwny nu strój na sobie, że odrazu wzbudził zaciekawienie młodego detektywa, tem więcej że ubiór ten dziwnie był podobny do ubrania jakie miał na sobie człowiek z workiem.
Ubranie to składało się z pewnego rodzaju kurtki, jakiej zwykli używać kucharze, zapiętej na guziki aż po szyję samą, z wysokim kołnierzem stojącym. Kucharze jednak używają kurtek płóciennych, gdy tymczasem ten człowiek nosił kurtkę z prostego drelichu, wobec czego wielkie guziki rogowe dziwnie odbijały od lichego gatunku materyału. Nawet spodnie miał takie same, były zaś one tak brudne, że dowodziły dostatecznie, iż ich właściciel ciężko pracować musiał dnia tego.
Jeżeli Patsy zainteresował się żywo sąsiadem swoim, to ten sąsiad nie mniejszą odpłacał mu ciekawością, przyglądając się ze swojego miejsca w rogu nieustannie młodemu detektywowi. Szczegół ten, oczywiście, nie mógł również ujść uwagi Patsy‘ego.
Jakkolwiek pomocnik Nicka Cartera me miał żadnego punktu wyjścia do wysnucia wniosków odpowiednich, to jednak węch jego śledczy został pobudzony i Patsy prawie instynktownie poszedł za tym człowiekiem, gdy wysiedli na drugim końcu mostu, a trzymając się w pewnem oddaleniu, dążył za nim do poblizkiej Conterstreet, znajdującej się tuż przy Hall of Recorde.
Mężczyzna w drelichu wkroczył na chodnik, a w iej samej chwili z bramy pewnego domu wyszedł inny mężczyzna i rzekł:
― A to długo dopiero musiałem czekać na siebie, Snarku!
Na słowa te nie było żadnej odpowiedzi, ze względu jednak na to, że ten nowy człowiek urwał nagle i wzrok podejrzliwy rzucił naokoło, przyszedł Patsy do przekonania, iż mężczyzna w drelichu nieznacznie dał jakiś sygnał ostrzegawczy. Odtąd też obaj szli w milczeniu wzdluż Centerstreet, a kiedy znaleźli się w pobliżu stacyi elektrycznej, mógł ostrożnie dążący Patsy spostrzedz, że człowiek w drelichu doręczył towarzyszowi swojemu coś takiego co ten pospiesznie skrył pod surdutem.
Obaj mężczyźni stali jeszcze krótko na rogu, poczem człowiek, który czekał poprzednio w bramie, znów zawrócił przez Centerstreet z powrotem, mężczyzna zaś w drelichu poszedł dalej ku Chattam Square.
Patsy uznał za zbyteczne śledzić dalej tych ludzi, tem więcej, że przecież prosta ciekawość tylko poprowadziła go w ich ślady. W dodatku młody detektyw tak był zmęczony, że poprostu upadał z wyczerpania sił i chciał już jaknajkrótszą drogą dostać się do domu.
Noc i sen pokrzepiły młodzienca, rzeżki też wszedł następnego rana do pokoju stołowego, żeby tutaj wspólnie zjeść pierwsze śniadanie. Na wstępie przyjął go Chick, pierwszy pomocnik i kuzyn sławnego detektywa i oznajmił, że Nick Carter o bardzo wczesnej porze i w bardzo ważnej sprawie udał się do Brooklynu, przykazując, ażeby wszyscy byli w pogotowiu na każde zawołanie pospieszyć za nim.
— Musi tutaj chodzić o rzecz niezmiernej wagi― zrobił Chick uwagę, ― w innym bowiem razie nie byłby wydał podobnego polecenia
— Mówisz, że pojechał do Brooklynu? — zapytał się Patsy, z doskonałym apetytem pałaszując śniadanie. — Chyba w innej musiał pojechać sprawie, a nie w tej, którą ja wczoraj byłem zajęty?
— Nie przypuszczam, chociaż naprawdę nie wiem, dlaczego tak gwałtownie wezwano mistrza naszego do Brooklynu.
― Posłuchaj mój Chicku, — zaczął teraz Patsy, mówić pospiesznie. — Miałem dzisiejszej nocy zupełnie dziwną przygodę nie zdziwiłbym się też wcale, gdyby wypadek mój miał jakiśkolwiek związek z zawezwaniem mistrza do Brooklynu.
Patsy w swój zwykły a żywy sposób, zdał raport o wypadku na moście, Chick zaś słuchał uważnie i po rozwadze doszedł do przekonania, że może to mieć związek z wyjazdem mistrza.
Obaj pomocnicy nie mogli się jednak wygadać dostatecznie, gdyż rozległ się dzwonek telefonu.
Do aparatu wzywał pomocników swoich Nick Carter, który rozkazywał, ażeby obaj pomocnicy w czasie możliwie najszybszym złączyli się z nim, czeka bowiem na końcu mostu, od strony Brooklynu.
Rzecz naturalna, że zarówno Chick jak i Patsy nie zwlekali ani sekundy i pospieszyli na miejsce wskazane, gdzie rzeczywiście znaleźli mistrza swojego.
— Cieszy mnie to, że tak prędko stanęliście na miejscu, — pozdrowił ich Nick Carter.
— Cóż się stało nowego? — zapytał Chick.
— Na razie, nic wam jeszcze nie powiem, — odparł Nick. — Zanim powiem wam to, co myślę, chciałbym posłyszeć wasze zdanie. W tym celu pokażę wam coś i będę czekał na to co powiecie.
Nick Carter poprowadził pomocników swoich wzdłuż ulicy Sandstreet, z której skręcił nagle na łewo, kierując się ku brzegowi rzeki, i zatrzymując się aż dopiero, gdy nadeszli do dwupiętrowege domu, zbudowanego z cegły. Po za tym domem wznosił się ku niebu potężny komin fabryczny z którego otworu wydobywał się nieprzerwanie dym gęsty o dziwnem zabarwieniu żółtawem.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.