Miliony za miłość - ebook
Miliony za miłość - ebook
Dorastający w ubogiej rodzinie Flynn Marshall poprzysiągł sobie, że zdobędzie majątek i pozycję, by w przyszłości wieść lepsze życie. Dzięki ciężkiej pracy staje się milionerem. Teraz brakuje mu jeszcze tylko akceptacji w londyńskich elitach. Poślubienie arystokratki Avy Cavendish, córki jego dawnego pracodawcy, która zawsze go lubiła, wydaje się prostym rozwiązaniem. Jednak Ava nie jest tak naiwna, jak początkowo sądził, i nie zamierza być jedynie żoną na pokaz…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2534-2 |
Rozmiar pliku: | 796 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Flynn z przyjemnością wędrował przez posiadłość Michaela Cavendisha. Tu odpoczywał od londyńskiego zgiełku. Z tej odległości nie słyszał jeszcze odgłosów dorocznego balu we dworze. O północy nic nie powinno zakłócić nocnej ciszy prócz pohukiwania sowy czy trzasku gałązki poruszonej przez spłoszone zwierzątko. Lecz nagle przerwał ją ryk silnika. Flynn w mgnieniu oka ocenił, że z tak zawrotną prędkością auto nie zdoła pokonać zakrętu. I rzeczywiście niebawem usłyszał łomot i brzęk tłuczonej szyby.
Gdy księżyc wychynął zza chmur, zobaczył w jego świetle samochód z rozsuwanym dachem, wbity pod dziwnym kątem w gąszcz krzewów. Dostrzegł postać, mocującą się z drzwiami. Na bladych ramionach blondynki widział plamy, przypuszczalnie krwi. Najważniejsze, że przeżyła wypadek. Podbiegł, żeby zobaczyć, jak ciężko jest ranna.
‒ Proszę się nie ruszać! – ostrzegł.
‒ Kim pan jest? – spytała drżącym głosem.
Gdy ją rozpoznał, nie wierzył własnym oczom. Czy to naprawdę Ava Cavendish? Dorastali razem w tym samym majątku: ona we dworze, a on w ciasnej chacie dla pracowników. Z wydatnym biustem, ubrana w obcisłą, białą wieczorową suknię odsłaniającą ramiona nie przypominała dziewczynki, którą znał od małego. Gdy powtórzyła pytanie, wyraźnie przerażona, spróbował ją uspokoić:
‒ To ja, Flynn Marshall.
‒ Syn pani Marshall? To naprawdę ty?
‒ Tak – potwierdził. – Przecież mnie znasz.
Odetchnęła z ulgą. Wymamrotała coś tak niewyraźnie, że ledwie zrozumiał słowo: „bezpieczna”. Przeraziła go ta bełkotliwa mowa. Podejrzewał, że to zły znak.
‒ Oczywiście. Nic ci przy mnie nie grozi – potwierdził.
Szarpnął wgniecione drzwi, ale nie zdołał ich otworzyć. Nie wyczuwał zapachu benzyny, ale wolał nie ryzykować. Musiał ją jak najszybciej wyciągnąć z samochodu. Dobrze, że sama uklękła na siedzeniu, co oznaczało, że nie doznała urazu kręgosłupa. Gdy zmieniała pozycję, na podłogę spadła butelka. Od kiedy to Ava piła szampana? Flynn obliczył, że może mieć najwyżej siedemnaście lat. Nawet w okresie młodzieńczego buntu była zbyt odpowiedzialna, by siąść za kierownicę po kieliszku.
‒ Czy to na pewno ty, Flynn? – dopytywała się z niepokojem. – Wyglądasz jakoś inaczej.
Rzeczywiście nigdy nie widziała go w garniturze czy płaszczu z drogiego kaszmiru. Na wizyty u matki zmieniał strój na bardziej swobodny. Ponieważ wiedział, że mama tej nocy będzie pracować w kuchni, wyruszył później, zostawił samochód i poszedł dalej piechotą, żeby odpocząć po podróży i rzucić okiem na posiadłość. Przyjechał tu po raz ostatni. Wreszcie zdołał namówić mamę na opuszczenie Frayne Hall.
‒ Spokojnie, Avo, to na pewno ja, Flynn, we własnej osobie – zapewnił z całą mocą. Potem wziął ją na ręce i przeniósł nad niskimi drzwiczkami.
Gdy postawił ją na ziemi, oplotła mu szyję ramionami, przylgnęła do niego i podniosła na niego wielkie, przerażone oczy. Flynn w świetle księżyca dostrzegł w nich łzy.
‒ Obiecaj, że mnie nie odwieziesz, proszę. Tylko ty możesz mi pomóc. I nie mów im, gdzie mnie znalazłeś.
Błagalne spojrzenie Avy głęboko go poruszyło. Nie wyglądała na pijaną, raczej na przerażoną. Ale nie miała się czego bać. Flynn wiedział, że jej ojciec, Michael Cavendish, choć bezlitosny jako pracodawca, ponad wszystko kocha własną rodzinę.
‒ Proszę, obiecaj, że mnie nie zdradzisz – nalegała drżącym głosem.
Flynn zwrócił wzrok na odległą rezydencję. Nikt jej nie szukał. Pewnie nawet nie zauważyli jej zniknięcia. Postanowił zabrać ją do matki, ocenić, jakie obrażenia odniosła, i zdecydować, czy odwieźć ją do szpitala, czy jednak zawiadomić Michaela Cavendisha, ostatniego człowieka, z którym chciałby rozmawiać.
‒ Dobrze, obiecuję – westchnął. – Przynajmniej na razie.
‒ Dziękuję – wyszeptała. – Zawsze cię lubiłam. Wiedziałam, że można ci ufać.
Gdy wsparła głowę na jego ramieniu, jasne włosy łaskotały mu szyję, a zapach róż i młodej dziewczyny rozpalił mu zmysły.
Ava wkroczyła rano do przytulnej kuchni z nieszczęśliwą miną. Lustro w łazience pokazało jej podkrążone oczy i pobladłą twarz z drobnymi zadrapaniami. Na próżno usiłowała podciągnąć gorset. Kreacja została zaprojektowana po to, żeby jak najwięcej odsłaniać. Mimo wdzięczności umknęłaby stąd co sił w nogach. Co Flynn sobie o niej pomyśli? Rozbiła drogi samochód, uciekła z domu i unikała kontaktu z rodziną. Czy będzie jeszcze musiała spojrzeć w oczy pani Marshall?
‒ Czy boli cię głowa? Dam ci tabletkę przeciwbólową.
Ava odwróciła głowę. Flynn stał za nią ze szklanką i jakimś lekarstwem w ręce. Głupie serce na sam jego widok przyspieszyło rytm. Palił ją wstyd. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że ma kaca. Czyżby sobie wyobrażał, że regularnie pije?
Posadził ją na krześle i narzucił coś na ramiona. Chyba swoje ubranie, bo pachniało lasem i deszczem jak on. Wciągnęła głęboko w nozdrza ten zapach. Podziękowała, zanim pospiesznie odwróciła wzrok. Onieśmielał ją. Mimo siedmiu lat różnicy wieku pociągał ją od dziecka. Podziwiała jego umiłowanie przygód i łagodny sposób bycia, a ostatnio również wspaniałą, męską urodę. Czy wiedział, że sam widok tych ciemnych tajemniczych oczu przyspiesza jej puls? Że czasami marzyła…
Zabroniła sobie podobnych myśli. Lata żelaznej dyscypliny nauczyły ją zachowywać kamienną twarz w każdych okolicznościach. Wzięła szklankę i tabletki, udając, że nie krępuje jej siedzenie półnago w podartej wieczorowej sukni w kuchni jego matki.
‒ Czy twoja mama jest w domu? – zapytała z pozornym spokojem.
‒ Nie. Podczas przyjęć śpi we dworze, żeby wstać wcześnie i podać śniadanie. Czy jesteś gotowa wyjaśnić, co się wydarzyło? – spytał łagodnie.
Ava uwielbiała jego niski ciepły głos, zwłaszcza gdy wymawiał jej imię. Ale nie zamierzała mu tego uświadamiać. Wolała nie wyobrażać sobie, jak wygląda sytuacja we dworze.
‒ Dziękuję za pomoc, ale czas na mnie.
‒ Wracasz do domu? Wczoraj wieczorem sto koni by cię tam nie zaciągnęło.
‒ Wtedy nie byłam sobą.
‒ Wyglądałaś na zdruzgotaną.
Ava zesztywniała. Nie pamiętała, co mówiła. Nie darowałaby sobie, gdyby wyjawiła, dlaczego uciekła w popłochu.
‒ Nie ufasz mi?
Gdy ukląkł przy niej, przez chwilę kusiło ją, by wyznać całą prawdę. Odruchowo wyciągnęła rękę, żeby pogładzić go po lśniących ciemnych włosach, lecz w ostatniej chwili ją cofnęła. Flynn nie mógł rozwiązać jej problemów. Będzie musiała zrobić to sama.
‒ Oczywiście, że ci ufam – zapewniła zgodnie z prawdą. – Wczoraj wyświadczyłeś mi wielką przysługę. Żadne słowa nie oddadzą, jak wiele dla mnie znaczyła, ale muszę już iść.
Nadeszła pora, by ponieść konsekwencje ucieczki. Samotnie, bez niczyjego wsparcia.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Siedem lat później
Flynn stanął w cieniu i obserwował turystów na statku. Gawędzili z ożywieniem i fotografowali Paryż w popołudniowym słońcu.
Tylko jedna osoba pozostała samotna tak jak on. Uniosła okulary słoneczne i odgarnęła pszeniczne włosy do tyłu, odsłaniając buzię w kształcie serca o brzoskwiniowej cerze. Ani regularne rysy, ani prosty nosek, ani usta, zbyt szerokie jak na klasyczną piękność, nie powinny przykuć jego uwagi. Tym niemniej zesztywniał i obserwował ją w ogromnym napięciu. Uśmiechnęła się, gdy mijali katedrę Notre Dame.
Kiedy widział ją po raz ostatni, tamtej nocy, gdy przenocowała w chacie jego matki po rozbiciu samochodu, zachowała jeszcze dziecięce rysy mimo kobiecych kształtów. Dręczyły go wyrzuty sumienia, że obudziła w nim pożądanie. Obecnie, w wieku dwudziestu czterech lat, wystające kości policzkowe dodawały jej elegancji, którą podkreślał beztroski uśmiech.
Zaskoczyła go własna reakcja. Nie przewidział, że jej widok przyspieszy mu puls.
Zmarszczył brwi, usiłując określić swoje odczucia. W gruncie rzeczy nic dziwnego, że tak ładna kobieta go pociągała, nawet w dżinsach i barwnej koszuli w kwiaty. Nie odpowiadał mu taki styl. Wolał wyrafinowany szyk. Ale wytworne kreacje też umiała nosić. Tak ją wychowano. Flynn skinął głową z aprobatą. Czuł satysfakcję, że wybrał właściwą osobę, wręcz idealną. Od chwili, gdy ją spostrzegł, wiedział, że wszystko pójdzie po jego myśli.
Zauważył, że tęsknie patrzy na czule objętą parę na nadbrzeżu. Nagle ogarnęły go wątpliwości, ale szybko odpędził niewygodne myśli i ruszył w kierunku dziobu. Gdy stanął przed nią, uniosła ku niemu zdziwione oczy o barwie letniego nieba. Ten widok zaparł mu dech w piersiach.
‒ Flynn? – spytała schrypniętym z zaskoczenia głosem.
Flynn uśmiechnął się z satysfakcją. Los mu sprzyjał.
Tydzień później Flynn znów patrzył w błękitne oczy Avy. Gdy wyciągnęła do niego rękę, ujął ją z satysfakcją. Wyglądała na zawiedzioną, że wyjeżdża, choć dokładała wszelkich starań, by nie okazać rozczarowania. Flynn przeklinał w duchu kryzys, który wzywał go do pracy. Był tak blisko celu! Gdyby miał trochę więcej czasu…
‒ Oczywiście, że musisz jechać – zapewniła, kiwając głową, żeby ukryć brak entuzjazmu. – Potrzebują cię w Londynie.
‒ Wiem.
Mimo że interes kwitł, wolał trzymać rękę na pulsie niż zrzucać odpowiedzialność na podwładnych. Tym niemniej żałował, że nikt inny nie potrafiłby za niego rozwiązać najnowszych problemów. Nie chciał opuszczać Avy, póki czegoś nie ustalą.
‒ Zresztą ja też jutro opuszczam Paryż – dodała. – Jadę do Pragi.
Czy zdawała sobie sprawę, jak wiele wyjawił jej wymuszony uśmiech i to tęskne spojrzenie? Przysunęła się bliżej, jakby czekała, aż ją przytuli.
Jej reakcja ogromnie ucieszyła Flynna. Być może nagły wyjazd zamiast szkody przyniesie pożytek?