Miłość i konwenanse - ebook
Miłość i konwenanse - ebook
Lord Tristan szybko traci głowę dla poznanej w Bath Natalii. Piękna i bystra dziewczyna byłaby świetną towarzyszką życia, ale arystokracie trudno związać się z panną, która nie wie nic o swoim pochodzeniu. Prawny opiekun wybranki Tristana uparcie milczy i oznajmia, że informacje o rodzicach Natalii zostaną ujawnione dopiero w dniu jej dwudziestych pierwszych urodzin. W tej sytuacji Tristan decyduje się na prywatne śledztwo. Prawda, którą odkryje, okaże się dla niego bardzo przykra – nigdy nie będzie godzien ręki ukochanej. Na szczęście Natalia ma za nic konwenanse, a miłość jest dla niej ważniejsza niż tytuły.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-8448-6 |
Rozmiar pliku: | 732 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Tristanie, chcę się ożenić!
Tristan Quintrell, lord Dalmorren, zamyślił się na chwilę.
– Muszę przyznać, że jestem zaskoczony – powiedział w końcu do młodego mężczyzny stojącego po drugiej stronie biurka. – Freddie, wiedziałem, że czegoś ode mnie chcesz, ale byłem przekonany, że znów będę musiał wyciągać cię z kłopotów, a tu…
– Na litość boską, nie! – Frederick Erwin posmutniał. – Przecież wiesz, że nie zawsze mam długi.
– Wybacz mi – burknął Tristan – ale w minionym roku odwiedzałeś Dalmorren tylko wtedy, gdy poczułeś pustkę w kieszeniach.
– Cóż, człowiek popełnia błędy, kiedy po raz pierwszy znajdzie się w Londynie. – Freddie lekko się zaczerwienił. – Poza tym zawsze mi powtarzałeś, że mam zwracać się do ciebie, a nie do mamy, jeśli znajdę się w tarapatach finansowych. Ale nie dlatego tu przyjechałem, Tristanie. Zakochałem się!
To emocjonalne wyznanie nie wywarło wrażenia na gospodarzu. Miał ochotę powiedzieć, że Freddie, który nawet jeszcze nie skończył dwudziestu jeden lat, zdąży się jeszcze zakochać wiele razy, zanim się ustatkuje, ale w porę ugryzł się w język. Był od niego starszy o osiem lat i nieporównywalnie życiowo mądrzejszy, ale co z tego? Błyszczący wzrok i błogi uśmiech na twarzy jasno dowodziły, że młody kuzyn znalazł się w stanie zauroczenia.
Freddie był synem siostry Tristana, starszej od niego o szesnaście lat. Jako dziewczynka uczestniczyła w kolejnych pogrzebach swego rodzeństwa zmarłego w wieku niemowlęcym, aż wreszcie na świecie pojawił się Tristan. Świętej pamięci mąż siostry okazał się na tyle przezorny, że uczynił szwagra współopiekunem swego jedynaka. Ojciec Tristana zmarł wkrótce po tym, jak syn osiągnął pełnoletniość. Ten smutny fakt, a także poczucie odpowiedzialności za siostrę, owdowiałą trzy lata później, oraz za jej syna, okazały się sporym ciężarem złożonym przez los na barki młodego lorda Dalmorrena i sprawiło, że musiał dojrzeć w przyśpieszonym tempie. Nie wyśmiał więc Freddiego z powodu młodzieńczego zauroczenia, tylko z poważną miną wstał zza biurka, podszedł do stolika i nalał dwa kieliszki madery.
Podał kieliszek Freddiemu i poprosił:
– A teraz usiądź i o wszystkim mi opowiedz.
Nie musiał namawiać siostrzeńca na zwierzenia. Freddie przyciągnął krzesło do biurka i zaczął bez żadnych wstępów:
– Poznaliśmy się w Bath, w lutym. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że jadę tam z Gore’em Conyerem? Jego rodzina tam mieszka. Miejscowość niezbyt mi się spodobała, ale wkrótce zobaczyłem… ją.
– Czy ta dama ma jakieś imię?
Freddie odstawił kieliszek i splótł dłonie, po czym wykrzyknął w uniesieniu:
– Panna Fairchild, ale pozwoliła mi mówić do siebie Lea!
– Lea, tak jak biblijna żona Jakuba? – Tristan uniósł brwi. – W hebrajskim to imię oznacza „znużony”.
– Nic podobnego! – Freddie potrząsnął głową. – Co za absurd – dodał zniecierpliwionym tonem. – Ma na imię Natalia, ale jej bliscy używają skróconej formy. – Twarz rozjaśniła mu się w uśmiechu. – Lea.
Tristan z trudem się powstrzymał, by nie podroczyć się z siostrzeńcem.
– Powiedz mi, gdzie pierwszy raz ją zobaczyłeś.
– Wychodziliśmy z teatru. Rodzice Gore’a zarezerwowali lożę i poszliśmy na _Makbeta_. Nie jestem wielbicielem Szekspira, ale nie wypadało odmówić. Po przedstawieniu Gore i ja czekaliśmy w foyer na państwa Conyerów, ale oni znają wszystkich w Bath, więc zanim doszli do nas, minęło mnóstwo czasu. Co za szczęśliwe zrządzenie losu! Rozglądałem się i nagle zobaczyłem ją, jak wychodzi z teatru w towarzystwie starszej damy w skandalicznie niemodnym ubraniu! – Gdy dostrzegł zdziwienie w oczach Tristana, roześmiał się. – Nie, to nie Natalia była taka staromodna. Prezentowała się bardzo elegancko w sukni z kremowego muślinu, ale jej towarzyszka wystąpiła w szokująco jaskrawej zielonej kreacji, a na głowie miała kapelusz z niezliczonymi piórami i wstążkami. To właśnie przyciągnęło moją uwagę, zanim ujrzałem pannę Fairchild. Nasze spojrzenia się spotkały i… to było jak uderzenie pioruna. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia… – Westchnął głęboko. – Och, Tristanie, gdybyś mógł to widzieć!
– Cieszę się, że nie miałem tej okazji – odrzekł wuj, krzywiąc się pociesznie. – Pewnie poczułbym mdłości!
Freddie nie wydawał się urażony.
– Po prostu żałuję, że jej nie widziałeś, bo wtedy byś mnie rozumiał. Ona jest najpiękniejszą istotą pod słońcem! Ma piękną twarz, doskonałą figurę, ciemne włosy, oczy czarne jak węgielki i mlecznobiałą cerę… Po prostu wspaniała!
– I co zrobiłeś?
– A co mogłem zrobić? Uchyliłem kapelusza, kiedy mnie mijała.
– Jestem rozczarowany twoją postawą. Myślałem, że od razu podejdziesz i poprosisz, byście mogli zostać sobie przedstawieni.
– Gdybym tylko mógł tak postąpić! Tris, na litość boską, nie zapomniałem jeszcze o dobrych manierach. Zresztą dobrze się stało, że nie podszedłem do dam. Pani Conyer powiedziała mi, że ta starsza dama to pani Ancrum, jedna z najbardziej szanowanych mieszkanek Bath, znana z tego, że surowo przestrzega konwenansów. Na szczęście Conyerowie ją znają i przedstawili mnie, kiedy… hm… przypadkiem spotkaliśmy się w pijalni wód.
Tristan uśmiechnął się nieznacznie.
– Dobry Boże… Szekspir, pijalnia wód… starzejesz się, siostrzeńcu.
Na twarzy Freddiego pojawił się szeroki uśmiech.
– Staram się jedynie nabrać wprawy, żeby dobrze wypaść, kiedy cię tam zabiorę, mój wiekowy opiekunie! Ale dość już żartów. – Odstawił pusty kieliszek i wychylił się w przód, patrząc na Tristana ufnymi niebieskimi oczami. – Tris, traktuję to bardzo poważnie, pragnę się jej oświadczyć, ale najpierw chciałbym wiedzieć, czy się na to zgadzasz.
– Musisz też mieć zgodę swojej matki. Przypominam ci, że ona także jest twoją opiekunką.
– Tak, wiem, ale z mamą nie będzie problemu. Nigdy nie zabroni mi być szczęśliwym. Ale to nie wszystko. Dopiero w wieku dwudziestu pięciu lat będę mógł zarządzać spadkiem, więc jestem zmuszony prosić o podwyżkę uposażenia, żebym mógł się ustatkować.
– To zrozumiałe – powiedział cicho Tristan. – Ale co wiemy na temat panny Fairchild oprócz tego, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką zdarzyło ci się widzieć? Co łączy ją z panią Ancrum?
– Nic. Natalia jest sierotą. Mieszka przy Sydney Place z ciotką i wujem. Państwo Pridhamowie prowadzą spokojne życie, cieszą się znakomita opinią i są powszechnie szanowani. Nie pomyśl sobie tylko, że próbowali mi wyswatać Natalię. Wręcz przeciwnie, było na odwrót. Jeśli gdziekolwiek wyjeżdża, przez cały czas towarzyszy jej przyzwoitka, na balach może zatańczyć tylko dwa razy z jednym dżentelmenem, a za każdym razem, gdy odwiedzałem ją w domu, pani Pridham pilnowała, żebyśmy ani na chwilę nie zostali sami. – Przez jego twarz przemknął cień. – Szczerze mówiąc, mogą człowieka zniechęcić! Właśnie dlatego muszę się upewnić, czy mam twoje błogosławieństwo, zanim uczynię kolejny krok.
– Mówiłeś o tym swojej mamie?
– Jeszcze nie. Nie wiem, czy wiesz, ale jest z babcią w Londynie.
– Tak, napisała do mnie, wspominając, że widziała orszak króla Ludwika zmierzający z Hyde Parku do Hotelu Grillon. – Wykrzywił wargi. – Bez wątpienia tłum będzie jeszcze większy, kiedy w czerwcu zjawią się pozostali władcy koalicjanci.
Freddie machnął ręką.
– Lada dzień powinna wrócić do Frimley, dlatego też tam się wybieram. – Uśmiechnął się do Tristana. – Uznałem jednak, że najpierw porozmawiam z tobą. Wiem, że jeśli się nie sprzeciwisz, mama też tego nie zrobi.
– Jak długo zamierzasz zostać we Frimley?
– Tydzień, dwa… – Po chwili dodał trochę niepewnie: – Pomyślałem, że mógłbym wziąć od mamy zaproszenie dla Natalii do Frimley i wręczyć je po powrocie do Bath.
– Rozumiem.
Tristan opadł na oparcie krzesła i popijał maderę, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą usłyszał. Nie chciał odbierać siostrzeńcowi nadziei, jednak był pewien, że jego matka sprzeciwi się małżeństwu syna z panną, o której niewiele wiadomo. Tristan doskonale znał swoją siostrę i po prostu wiedział, jak Katherine zachowa się w takiej sytuacji.
– Myślę, że powinniśmy dowiedzieć się czegoś więcej o pannie Fairchild, zanim poprosisz matkę o błogosławieństwo.
– Pan Pridham jest dżentelmenem, a Lea jest wszędzie przyjmowana w Bath. Sądzę, że to powinno wystarczyć.
– Rozumiem, że tak byś chciał, ale skąd ta pewność, że twoja matka pomyśli w ten sposób? Co wiesz o rodzicach panny Fairchild i o jej statusie majątkowym?
Freddie zerwał się na nogi i przyjął buntowniczą postawę.
– Czyżbyś sprzeciwiał się moim zaręczynom, Tristanie? Jeśli tak, to, na miłość boską…
– Och, siadaj i spróbuj ochłonąć – wpadł mu w słowo. – Niczego ci nie zabraniam, ale twoja mama, zanim da ci pozwolenie na ślub w tak młodym wieku, musi pozbyć się wszelkich obaw z tym związanych.
– Z pewnością nie będzie miała żadnych obiekcji, kiedy tylko pozna Natalię.
– Zapewne masz rację, ale zanim to nastąpi, jej obawy mogą spowodować, że młoda dama znajdzie się w niezręcznej sytuacji.
– Tak, to możliwe. Do diabła, Tristanie, napisałem już do mamy i zapowiedziałem się z wizytą!
– Nie musisz tego zmieniać, na pewno poczuje się szczęśliwa na twój widok, ale na razie nie mów jej nic o pannie Fairchild, w każdym razie do czasu, gdy zdobędę więcej informacji.
– Och… – Spojrzenie Freddiego nagle stało się czujne. – Jak zamierzasz je zdobyć?
– Jest na to tylko jeden sposób. Wybiorę się do Bath. – Tristan uśmiechnął się. – I będą z tego aż dwie korzyści. O pierwszej już wiesz, a druga jest taka, że z uwagi na zaawansowany wiek nastała najwyższa pora, żebym skorzystał z dobrodziejstw tamtejszych wód leczniczych.
– Och, och, a niech to diabli!
Natalia wydobyła z instrumentu koszmarnie fałszywy akord, potem z całej siły walnęła w klawisze i czujnie rozejrzała się wokół. Na szczęście nikogo poza nią nie było w pokoju.
Głęboko zaczerpnęła tchu. Nie powinna wyładowywać złości na nieszczęsnym fortepianie. Utwór, którego nuty miała przed sobą, nie był trudny, jednak nie ćwiczyła już od tygodnia. Miała serdecznie dość wypełniania czasu nauką, gdy inne młode damy jeździły konno, spacerowały i bawiły się na piknikach. Wprawdzie tylko garstka znajomych wujostwa proponowała jej podobne atrakcje – z wyjątkiem Grishamów pozostałe rodziny przebywające w Bath raczej trzymały się na dystans – jednak nawet kiedy otrzymywała jakieś zaproszenie, Pridhamowie zazwyczaj odmawiali, twierdząc, że nauka jest ważniejsza. Dopiero w tym roku pozwolono jej uczęszczać na wieczorki w salach tanecznych.
Wuj Pridham zapewniał, że wszystko zmieni się w czerwcu, kiedy Natalia skończy dwadzieścia jeden lat, ale do tego czasu musiała pogodzić się z narzuconym jej surowym rygorem. Nie mogła odmawiać spotkań z nauczycielami zatrudnianymi przez wuja, ale gdy zostawała sama, wolała czytać albo rysować, niż ćwiczyć na fortepianie. To był jedyny słaby przejaw buntu, który zresztą niespecjalnie ją cieszył. Była wdzięczna ciotce i wujowi za wysiłki, które podejmowali dla jej dobra, jednak czasami żałowała, że aż tak bardzo się starają.
Rozległo się pukanie do drzwi i do środka wszedł nauczyciel muzyki. Natalia zwróciła się ku niemu z przepraszającym uśmiechem.
– Obawiam się, że będzie pan bardzo rozczarowany moją grą, panie Spark…
Kilka godzin później w sali tanecznej Natalia odszukała swoją przyjaciółkę pannę Grisham, wesołą rudowłosą damę w cytrynowej sukni z muślinu. Usiadła obok niej i westchnęła.
– Spóźniłam się, Jane. Przepraszam, nie gniewaj się na mnie, ale miałam okropny dzień. Aggie jest na mnie zła, bo rozdarłam nową muślinową suknię i zapomniałam jej o tym powiedzieć, a wiesz, że nie ma nic gorszego niż fochy pokojówki. Potem musiałam przez dwie godziny rozmawiać po włosku, a na domiar złego pan Spark wygłosił kazanie, bo nie wyćwiczyłam _Sarabandy_ Haendla…
– Tylko mi nie mów, że aż tak bardzo się tym przejmujesz – odpowiedziała z uśmiechem przyjaciółka. – A co do włoskiego… czyżby pan Pridham zatrudnił nowego nauczyciela?
– Tak, dziś rano miałam z nim pierwszą lekcję. Trochę się dziwię, że wuj zadał sobie tyle trudu. Za miesiąc i kilka dni osiągnę pełnoletniość i wuj dobre wie, że równo z tym dniem zrezygnuję z nauki.
– A ten nowy nauczyciel jest piękny i młody? – spytała Jane.
– Ani jedno, ani drugie. – Natalia wzdrygnęła się. – Jest bardzo niski, ma całkiem czarne włosy, patrzy na mnie pożądliwie i ma mokre wargi. Odnoszę nieodparte wrażenie, że gdyby tylko nadarzyła się okazja, próbowałby mnie posiąść, a ja musiałabym go dźgnąć prosto w serce… albo gdzie indziej… szpilką do kapelusza. Na szczęście ciotka dba, żebym ani przez chwilę nie była sama z jakimkolwiek mężczyzną. – Zachichotała. – To prawda, że często się na to skarżyłam, ale w tym wypadku jestem jej wdzięczna.
– I powinnaś, Leo – odpowiedziała przyjaciółka. – Państwo Pridhamowie doskonale się tobą opiekują.
– Oczywiście wiem, że to wielkie szczęście mieć takich opiekunów, tyle że ta ich opieka coraz bardziej mnie przytłacza, mam wrażenie, że się duszę! – Westchnęła. – Chciałabym wiedzieć, po co to wszystko robią.
– Mają na względzie twoje dobro i bezpieczeństwo, to chyba oczywiste. Dbają o twoją reputację i tworzą wokół ciebie atmosferę szacunku i powagi, żebyś mogła jak najkorzystniej wyjść za mąż!
– Myślę, że nie o to chodzi. – Natalia gwałtownie spoważniała. – Gdyby było tak, jak mówisz, na pewno by nie zniechęcili lorda Austwicka do oświadczyn. Jest bajecznie bogaty, ma tytuł hrabiego… I po co mi te wszystkie dodatkowe lekcje? Muzyka, francuski, włoski, historia Rosji, nie mówiąc już o geometrii, filozofii i o innych przedmiotach, które miałam w szkole! Żadna kobieta nie otrzymuje tak gruntownego wykształcenia tylko po to, by zostać żoną!
Ponieważ Jane, sądząc po jej minie, uznała tę wypowiedź za niezłą dykteryjkę, Natalia postanowiła nie kontynuować tematu, by nie wyszło na jaw, że mówiła śmiertelnie poważnie. Minusem tak starannej edukacji było to, że dowiedziała się wielu rzeczy, o których większość młodych dam nie miała pojęcia. Nauczyciele chętnie pożyczali jej najrozmaitsze książki, które zachłannie pochłaniała, dzięki czemu wiedziała już naprawdę sporo o świecie, również i to, że powszechnie szanowani dżentelmeni miewają pozamałżeńskie związki.
Zawierali korzystne małżeństwa z rozsądku, a kochanki utrzymywali dla przyjemności i zabawy. Wielu mężczyzn zapewniało swym metresom życie w luksusie tylko po to, by zapewniały im miłe chwile. W starannie wybranej i bardzo kosztownej szkole, w której spędziła dzieciństwo, niektóre dziewczęta, córki szlachetnie urodzonych, w rzeczywistości pochodziły z nieprawego łoża.
Natalia podejrzewała, że jest owocem takiego właśnie związku, choć nikt nie powiedział jej na ten temat ani słowa, ale jako młoda i pełna optymizmu dziewczyna nie zastanawiała się nad tym zbyt głęboko. Jednak pytania dotyczące jej przeszłości powróciły przed dwoma laty, gdy zaczęła uczęszczać na bale i przyjęcia, i od tamtej pory nie dawały jej spokoju.
– Powinnaś się dowiedzieć, na czym polega bywanie w towarzystwie – powiedział pan Pridham. – Musisz nauczyć się tańczyć, prowadzić konwersację i czuć się swobodnie w towarzystwie innych.
Nauczyła się tego. Lubiła towarzystwo i taniec, jednak po niedługim czasie zdała sobie sprawę, że jest traktowana inaczej niż reszta. Z wyjątkiem starszej pani Ancrum i Grishamów, wpływowi członkowie socjety z Bath zaledwie tolerowali jej obecność. Nie bolała nad tym faktem, nie niepokoił jej brak przyjaciół, gdyż była zbyt zajęta, by odczuwać samotność. Zauważała jednak, że podczas gdy większość przyzwoitek zachęcała podopieczne, by starały się przyciągnąć uwagę młodych dżentelmenów, Pridhamowie robili wszystko, by trzymać potencjalnych zalotników Natalii na bezpieczną odległość. Zastanawiała się, z jakiego powodu tak się zachowują i jaką planują dla niej przyszłość.
Jej rozmyślania przerwała pani Grisham, która podeszła do nich wśród szelestu jedwabnych spódnic.
– Dziewczęta, co wy najlepszego robicie, siedząc tutaj i stykając się głowami. W ten sposób nie zachęcicie partnerów do tańca! Jane, pan Carrey chciałby cię poprosić o zarezerwowanie dla niego następnego tańca. – Wskazała stojącego obok niej młodego mężczyznę, który lekko się zarumienił.
– Tak, panno Grisham, czy zechce pani uczynić mi ten zaszczyt?
– Idź już, Jane, a ja tu usiądę i dotrzymam towarzystwa pannie Fairchild. – Zaśmiała się serdecznie, zajęła miejsce córki i poklepała dłoń Natalii. – Cóż, moja droga, mamy tu dzisiaj niezły tłum, ale jeśli usiądziesz prosto i uśmiech zagości na twojej twarzy, jestem pewna, że nie będziesz musiała długo czekać na partnera do tańca. Nie wiem, co Alice Pridham sobie myśli, pozwalając ci chować się w kącie.
– Moja ciotka rozmawia ze swoimi przyjaciółmi, a ja wymknęłam się, żeby zamienić parę słów z Jane.
Pani Grisham cmoknęła.
– W ten sposób z pewnością nie zwrócisz na siebie uwagi.
– Madame, naprawdę jestem zadowolona, że mogę tu siedzieć.
– Nonsens. Taka jak ty młoda osóbka powinna przebywać na parkiecie i cieszyć nas widokiem wdzięcznych kroków w tańcu! – Zerknęła wokół i dokończyła z nutą satysfakcji w głosie: – Na szczęście nie będziemy musiały długo czekać!
Zbliżał się do nich pan Pridham w towarzystwie nieznanego Natalii mężczyzny, który przyciągał pełne podziwu spojrzenia dam. Jeśli nawet ów dżentelmen był świadom ożywienia, jakie wzbudziło jego pojawienie się na balu, nie dał tego po sobie poznać. Nosił się z powściągliwą elegancją, poczynając od zgodnie z modą krótko przyciętych jasnobrązowych włosów błyszczących w świetle świec, aż po czubki butów. Natalia nie wypatrzyła żadnej skazy w jego wyglądzie. Ciemny frak leżał na nim wprost idealnie, uwydatniając szerokie ramiona, białą kamizelkę miał schludnie zapiętą na guziki na płaskim brzuchu, a obcisłe spodnie kończące się pod kolanami i jedwabne pończochy opinały długie, dobrze umięśnione nogi.
Przyjrzawszy mu się uważniej, pomyślała, że choć bez wątpienia jest przystojny, na jego twarzy nie ma nawet cienia uśmiechu, a ściągnięte brwi zdają się dowodzić, że przybył tu z poczucia obowiązku, a nie dla przyjemności. Dostrzegła też, że jej wuj zachowuje się dziwnie. Nigdy nie wyróżniał się otwartością, jednak tym razem, dokonując prezentacji, był wyraźnie skrępowany.
– Natalio, moja droga, lord Dalmorren chciałby z tobą zatańczyć.
Dalmorren? Słyszała już gdzieś to nazwisko, lecz nie mogła sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach. Popatrzyła na niego. Wydawał jej się znajomy, jednak nie chciała się nad tym zastanawiać, skoro wspomnienie było tak nieuchwytne.
Dżentelmen skłonił się.
– Będę zaszczycony, jeśli pani ze mną zatańczy, panno Fairchild.
Natalia pomyślała, że satynowa kamizelka i misternie zawiązany fular wskazują na mężczyznę podążającego za wymogami najnowszej mody. Zapewne czuł się swobodnie w każdym towarzystwie i lubił przyjemności, jednak ton jego głosu był poważny, podobnie jak zachowanie, i nie była w stanie niczego wyczytać z surowego spojrzenia szarych oczu. Nikt jeszcze nie zaintrygował jej do tego stopnia.
Uśmiechnęła się nieznacznie na znak zgody, wstała i wsunęła dłoń pod jego ramię. Tkanina mankietu z najlepszej wełny była miękka jak jedwab, jednak pod nią kryły się twarde mięśnie. Być może lord Dalmorren uprawiał sporty i lepiej czuł się w siodle niż na sali balowej. To tłumaczyłoby jego powściągliwość i pewien chłód w sposobie bycia. Jednak w tańcu poruszał się z taką gracją, że poczuła przyjemne mrowienie, a serce radośniej podskoczyło jej w piersi. Do tej pory najczęściej tańczyła z niezbyt dobrze radzącymi sobie na parkiecie młodymi dżentelmenami albo ze starszymi przyjaciółmi Pridhamów. Cieszyła się, że choć raz trafił jej się utalentowany tancerz. Jej ciekawość wzrosła.
– Przyjechał pan do Bath niedawno, milordzie? – zagaiła.
– Dwa dni temu.
Odpowiedział zwięźle, jednak było to usprawiedliwione figurą tańca, która wymagała, by się rozdzielili. Kiedy znów się spotkali, zadała następne pytanie:
– Jest pan znajomym mojego wuja?
– Nigdy wcześniej go nie widziałem. – Gdy Natalia spojrzała na niego, zdziwiona, dodał: – Mistrz ceremonii nas sobie przedstawił. Chciałem z panią zatańczyć.
Niespodziewanie się uśmiechnął, a ona z wrażenia omal nie pomyliła kroku. Szybko umknęła wzrokiem, na chwilę zabrakło jej tchu. Jego nagle odmieniona twarz i ciepłe spojrzenie zachęcały do odwzajemnienia uśmiechu. To było nowe, nieznane jej dotąd uczucie. Przerażało ją i podniecało zarazem. A także bardzo cieszyło. A więc takie właśnie wrażenia zmieniają racjonalnie myślące kobiety w słodkie kokietki i szczebiotki-idiotki. Dotąd drwiła z dziewcząt opowiadających o podobnych doznaniach, a teraz sama zarumieniła się i nie była w stanie wymówić słowa… I tylko dlatego, że jakiś mężczyzna się do niej uśmiechnął!
– Miło mi to słyszeć – wyjąkała w końcu.
Na szczęście znów się rozdzielili i zdołała przybrać na twarz wyraz uprzejmego zadowolenia. Nie chodziło jej tylko o ukrycie zmieszania. Wujostwo Pridhamowie nie byli zadowoleni, gdy okazywała mężczyznom swe zainteresowanie, a z pewnością pilnie obserwowali jej taniec z lordem Dalmorrenem.
Po dwóch tańcach Tristan prowadził ją z parkietu, zastanawiając się, co takiego Freddie widzi w pannie Natalii Fairchild. Musiał przyznać, że tańczyła z wdziękiem i była urodziwą młodą damą. Wyższa niż większość dziewcząt, miała zgrabną figurę i nieskazitelną mleczną cerę. Jej wysoko upięte czarne włosy lśniły jak skrzydło kruka. Pomyślał, że Freddie pomylił się co do barwy jej oczu. Nie były czarne, lecz miały głęboki odcień brązu.
Mimo to brakowało jej osobowości. Wypowiedziała zaledwie kilka banalnych zdań, nie wyróżniła się niczym spośród niezliczonych debiutantek, jakich pełno na tej sali. Zaczynał czuć dobrze mu znane znudzenie. W innych okolicznościach skłoniłby się, wyszedł i zapomniał o tej pannie, jednak Freddie zamierzał się z nią ożenić. Jeśli siostrzeniec powie o tym swojej zaślepionej miłością matce, Katherine natychmiast zwróci się do Tristana jako współopiekuna z prośbą o radę. Musiał więc dowiedzieć się czegoś więcej na temat panny Fairchild, by zdobyć dla siostry jakieś argumenty na „za” lub „przeciw”.
Spojrzał na damę, która trzymała go pod ramię, i próbował głębiej ją ocenić, zrozumieć, co może się kryć za standardową fasadą dobrze ułożonej debiutantki. Kiedy przyglądał się jej z oddali, z ożywieniem rozmawiała i śmiała się z przyjaciółką. Może poczuła się onieśmielona nową sytuacją i musiała się przyzwyczaić do jego obecności?
– Panno Fairchild, mam nadzieję, że zechce pani zatańczyć ze mną jeszcze raz przed końcem wieczoru.
– Niestety, milordzie, to niemożliwe. Moi wujostwo nie pozwalają mi tańczyć więcej niż dwa razy z jednym mężczyzną.
– Rozumiem i oczywiście jest to godne pochwały. W takim razie pozwolę sobie złożyć pani wizytę jutro rano.
Nie okazała zadowolenia z powodu jego starań. Nie zarumieniła się, tylko pochyliła głowę.
– Pani Pridham z pewnością będzie niezmiernie rada z pańskiej wizyty – odparła chłodnym tonem – ale nie zastanie mnie pan w domu. Jutro rano będę na lekcji rysunku.
– W takim razie odwiedzę panią później.
– Będę miała zajęcia z astronomii.
– Zatem w środę?
– Rano mam lekcje tańca, a po południu botaniki. A w czwartek – dodała po krótkiej pauzie – mam zajęcia z polityki. Obecnie omawiamy udział Rosji w ostatnich wojnach.
Tristan zmełł w ustach przekleństwo, na co panna Fairchild roześmiała się.
– Och, tylko błagam, niech pan tego nie bierze do siebie, milordzie. Mówię panu szczerą prawdę. Moje dni są wypełnione zajęciami od rana do wieczora.
– Muszę przyznać, że jeśli próbuje mnie pani zniechęcić, panno Fairchild, to się pani doskonale udaje!
– Naprawdę? O Boże, mówię prawdę i tylko prawdę, zapewniam. Ciotka i wuj uważają, że powinnam nieustannie doskonalić wiedzę i ćwiczyć umysł. Regularnie grywam też w szachy. – Uniosła wzrok, rozwiewając podejrzenia, że jest nieśmiała. – Czy myśl o wykształconej kobiecie wprawia pana w przerażenie, milordzie?
Jej twarz rozbłysła ożywieniem, w oczach pojawiły się figlarne iskierki, a on poczuł ostrzegawcze bicie serca. Na miłość boską, przecież ten wzrok może uwieść każdego! – pomyślał spanikowany. Nic dziwnego, że Freddie wpadł po uszy.
Chciał coś odpowiedzieć, by kontynuować rozmowę, jednak podeszła do nich pani Pridham.
– O, Natalia. Tu jesteś, moja droga!
Zauważył, że wesoły wyraz twarzy natychmiast się ulotnił, gdy tylko ciotka dotknęła ramienia panny Fairchild.
– Zapomniałaś, że obiecałaś następny taniec lordowi Fossbridge’owi? – Pani Pridham zwróciła się w stronę Tristana i zmusiła się do uśmiechu. – Przepraszam, że ją zabieram, milordzie, ale sam pan rozumie…
Usiłował przypomnieć sobie osoby przedstawione mu tego wieczoru przez pana Kinga. O ile dobrze sobie przypominał, Fossbridge był starszym mężczyzną, z powodzeniem mógłby być dziadkiem Natalii. Nie zaliczał się do jego rywali… a raczej do rywali Freddiego, poprawił się w myślach. On sam interesował się panną Fairchild jedynie ze względu na siostrzeńca.
Skłonił się.
– Doskonale rozumiem, madame. Jednakże… – Urwał, a pani Pridham przystanęła i spojrzała nań pytającym wzrokiem. – Jednakże panna Fairchild powiedziała mi, że interesuje się astronomią. Czy mógłbym zaprosić obie panie, a także oczywiście pana Pridhama, na wykład pana Walkera w najbliższy piątek? Odbędzie się w salach wystawienniczych przy Bond Street. Jak pani wie, madame, niedawno przyjechałem do Bath, ale nie chciałbym pojawiać się tam samotnie… – Ostatnie słowa wypowiedział tonem mającym wzbudzić współczucie.
Zgodnie z jego oczekiwaniem pani Pridham zaczerwieniła się, rozdarta między zamiarem udzielenia zdecydowanej odmowy a chęcią wyświadczenia przysługi.
– Cóż… cóż… to bardzo uprzejme z pańskiej strony, milordzie. Nie spodziewaliśmy się… To znaczy…
Tristan przerwał jej, wykorzystując nadarzającą się okazję, która najpewniej by przepadła, gdyby pani Pridham wypowiedziała jeszcze kilka następnych słów.
– Ogromnie się cieszę, że przyjęła pani moje zaproszenie, madame – oznajmił rozpromieniony. – Dziękuję, gorąco dziękuję. Przyjadę na Sydney Place odpowiednio wcześniej i zawiozę państwa na wykład.
Ukłonił się z uśmiechem i natychmiast odszedł, zanim pani Pridham zdołała jakoś zareagować. I koniecznie musiał sobie przypomnieć, gdzie widział ogłoszenie o wykładzie, a także zdobyć bilety. Zapewne będzie musiał wyłożyć sporą sumę, by odkupić je od kogoś. Musi też nająć odpowiednio okazały powóz, by wszyscy razem mogli się udać na wykład. Jego podróżny powóz nie nadawał się do tego celu, bo był przeznaczony tylko dla dwóch osób.
Zmrużył oczy i mruknął pod nosem:
– Mam nadzieję, że docenisz, co dla ciebie robię, Freddie. I mam nadzieję, że ona jest tego warta!