Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość jak wino - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,90

Miłość jak wino - ebook

Pewnego dnia Marta odkrywa, że zdradził ją chłopak. Porzuca więc Kraków i wraca do rodzinnego Grybowa, gdzie jej rodzina zajmuje się uprawą winorośli. Dziewczyna ma nadzieję, że pośród nasłonecznionych stoków odnajdzie równowagę i spokój, ale jeszcze nie wie, że znajdzie tu także prawdziwą miłość.

Do miasteczka przyjeżdża młody lekarz, Marcin Rowiński. Jego znajomość z Martą rozpoczyna się bardzo pechowo, ale już wkrótce oboje odkrywają, że nie są sobie obojętni.

Ich uczucie kwitnie, i jak wino - coraz bardziej dojrzewa.

Ale licho nie śpi. W ślad za Marcinem w Grybowie pojawia się jego dziewczyna, Karolina…

Jednak to tylko początek całej serii dramatycznych wydarzeń, z którymi zakochani będą musieli się zmierzyć, jeśli zechcą ocalić tę miłość.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67639-74-3
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Marta zamknęła szafę. Postawiła walizkę pod ścianą tuż obok drzwi prowadzących do łazienki, po czym z westchnieniem przeczesała długie i gęste jasnobrązowe włosy.

Dawid w białej koszulce bokserce i krótkich dresowych spodenkach, z rozczochranymi ciemnymi włosami i lekkim zarostem, oparł się o futrynę.

– Okej, mam chyba wszystko. – Spojrzała na chłopaka i wygładziła sukienkę na biodrach.

– Na pewno nie chcesz, żeby odwiózł cię na dworzec?

– Przecież podjadę sobie taksówką. Mówiłeś, że masz mnóstwo pracy, więc nie będę ci zabierać cennego czasu – odparła, zawieszając mu się na szyi i muskając go w usta.

Uśmiechnął się szelmowsko, a w jego policzkach pojawiły się dołki, które tak kochała.

– Poczekaj chwilę – szepnął, znikając w sypialni.

Marta zamówiła taksówkę i schowała telefon do plecionego plecaczka z pomponami, w stylu boho.

Dawid wyjrzał z sypialni, trzymając małego, półrocznego kotka na rękach.

– Zobacz, kto chce się z tobą pożegnać. – Przekazał kociątko wprost w ramiona Marty.

Dziewczyna pobawiła się chwilę z szylkretowym kotkiem, który szczerzył zęby i wyciągał pazury. Dźwięk esemesa w telefonie raptownie ją otrzeźwił.

– Oho, to moja taksówka! Będę tęsknić za wami. – Rzuciła się Dawidowi w ramiona.

– Przecież jedziesz tylko na tydzień. Będziemy do siebie dzwonić na wideorozmowy – rzucił, patrząc w jej ciemne oczy.

– Ale ja już tęsknię. Kocham cię – powiedziała, patrząc maślanym wzrokiem w niebieskie oczy swojego chłopaka.

– Ja ciebie też – mruknął i pocałował ją krótko, lecz zdecydowanie. – No, uciekaj, bo się spóźnisz. O tej porze mogą być korki. Aha, i pamiętaj przywieźć jakieś wino. Tylko nie żadne wytrawne sikacze – zaznaczył, marszcząc brwi.

Marta pociągnęła za rączkę walizki. Teleskopowa rurka płynnie się wysunęła. Wychodząc, dziewczyna rzuciła jeszcze krótkie, pełne tęsknoty spojrzenie na Dawida i małego kociaka, który niczego nie podejrzewając, mył swoje futerko.

Taksówkarz pomógł zapakować jej niewielką walizkę do bagażnika.

Wsiadła i spojrzała z dołu na starą krakowską kamienicę, gdzie przez całe studia wynajmowała mieszkanie. Od zeszłego roku wprowadził się tam Dawid.

Poznali się przez Tindera, choć Marta była raczej staroświecka i wolała wieczorami poczytać książki, niż scrollować zdjęcia w aplikacji. Początkowo wcale nie była nim zainteresowana, uznała go za jednego z tych kolesi, którzy szukają rozrywki i panienki na raz. A ona szukała stałego i romantycznego związku. Trochę księcia z bajki na białym koniu. Dlatego gdy uzmysłowiła sobie, że te wyobrażenia sprawdzą się jedynie w powieściach Jojo Moyes lub Nicolasa Sparksa, postanowiła dać mu szansę.

Początkowo trzymała się wersji, że seks jest przereklamowany, ale coś drgnęło. Miesiąc później całkowicie zmieniła zdanie. A mgliste wspomnienie swojego pierwszego razu w starym, zapleśniałym pokoju w akademiku, ze spoconym studentem Markiem, znienacka prysnęło.

Jej romantyczna dusza została skutecznie zakopana przez miejskie realia. I choć ich związek daleki był od ideału, Marta miała kim się opiekować, z kim dzielić sukcesy i troski.

Wreszcie obroniła pracę dyplomową na kierunku zarządzanie i marketing. Postanowiła pochwalić się tym w rodzinnym domu, w Grybowie, gdzie jej rodzina prowadziła winnicę, do której Marta z ochotą wracała.

W połowie drogi na dworzec nagle coś sobie przypomniała.

– Przepraszam, możemy zawrócić? – powiedziała do młodego taksówkarza w granatowej bejsbolówce. – Zapomniałam czegoś zabrać z domu.

Taksówkarz zawrócił na najbliższym skrzyżowaniu.

Marta wysiadła i wbiegła na trzecie piętro. Złapała za klamkę, licząc na to, że przez dwadzieścia minut, które minęły od jej wyjścia, Dawid nie zdążył jeszcze zamknąć drzwi na klucz.

Wpadła do mieszkania, wołając od wejścia:

– Dawid! Zapomniałam najważniejszego!

Wbiegła do kuchni. Na stole, obok brudnego kubka po kawie i talerza z ostatnią kanapką z żółtym serem i pomidorem, leżała jej praca magisterska. Sięgnęła po nią szybko.

– A co ty tu robisz? – zapytał Dawid, wychodząc z sypialni.

– Zapomniałam… tego! – Uniosła czerwoną teczkę.

– Spóźnisz się na pociąg. – Rozłożył ręce, wyraźnie zdenerwowany.

– Wiem, dlatego już uciekam. – Pocałowała go w policzek i odwróciła się w stronę wyjścia.

Nagle z sypialni dobiegł skrzypiący dźwięk starej podłogi. Oboje spojrzeli na zamknięte drzwi. Dawid natychmiast zaczął tłumaczyć:

– To pewnie Ruduś. – Pokiwał głową z szerokim, niespokojnym uśmiechem.

Marta zawróciła.

– Ruduś jest w kuchni na parapecie – powiedziała twardo i złapała za klamkę drzwi od sypialni.

Dawid wybałuszył oczy i próbował jeszcze przekonać Martę, że z każdą kolejną sekunda obniża swoje szanse, by zdążyć na pociąg.

Mimo to bez wahania otworzyła drzwi na oścież.

– Cześć – powiedziała przestraszona młoda blondynka, okryta satynową pościelą.

– To nie tak jak myślisz – rzucił nerwowo Dawid, przebierając palcami u rąk.

To jedno zdanie wystarczyło, aby uzyskać odpowiedzi na wszystkie pytanie, które wyrastały jak grzyby po deszczu w głowie Marty.

Chłopak rozpaczliwie próbował wymyślić jakąś wymówkę, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

– Ty… – Zmrużyła oczy, które dzisiaj starannie podkreśliła granatową kreską. – Nienawidzę cię!

– Marta! – krzyknął, lecz zdążyła już wyjść na klatkę schodową. – Zaczekaj, no! – zawołał jeszcze, gdy zbiegała schodami.

Stanęła przed bramą prowadzącą do kamienicy. Poczuła pod powiekami łzy. Spływały bezwiednie po policzkach, mieszając się z marcowym, niemrawym deszczem. Nie zważała na to, łapała powietrze i zbierała siły. W tej chwili przypomniała sobie, jak często Dawid powtarzał, że brakuje jej temperamentu.

Pognała na trzecie piętro i walnęła pięścią w drzwi.

Otworzyły się powoli. Stanął w nich Dawid z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Kochanie, daj mi to wytłumaczyć – powiedział spokojniej, jakby miał już w głowie dokładnie obmyślony plan.

Marta uderzyła go otwartą dłonią w policzek.

Nawet nie jęknął, choć minę miał zaskoczoną. Złapał się za twarz.

Przez chwilę sama była w szoku, a potem odwróciła się i pobiegła schodami w dół. Ruduś wypadł z mieszkania i podążył za nią.

– Dziwka! – krzyknął Dawid i z impetem zatrzasnął drzwi.

Marta na chwilę zamieniła niepokój w ulgę. Gdyby ktoś zapytał ją, czy uderzyłaby go ponownie, bez zastanowienia odpowiedziałaby twierdząco.

W taksówce przytuliła wystraszonego kociaka i znowu się rozpłakała.

Przykuło to uwagę taksówkarza, który co chwila spoglądał na nią we wstecznym lusterku, potem z troską zapytał, czy wszystko w porządku.

Na dworcu zacisnęła wargi i powieki, by nie rozpłakać się po raz kolejny, po czym wzięła głęboki wdech i wsiadła do pociągu.

Po niemal trzech godzinach podróży wysiadła na dworcu w Grybowie. Z daleka machała do niej Ewa.

Trzymając w jednej ręce walizkę, w drugiej kota, Marta, jak nigdy przedtem, rzuciła się w ramiona starszej siostry.

– Jak dobrze cię widzieć, siostrzyczko. – Ewa przywitała ją serdecznym uśmiechem.

Szybko dotarły na przedmieścia, gdzie rodzina Burzyńskich miała swój dom. Opleciony winobluszczem, we włoskim stylu, ze zwartą, murowaną bryłą i łagodnie nachylonym dachem. Część okien zamknięta była przez drewniane, błękitne shuttersy. W zaokrąglonej bramie wejściowej czekał ojciec Marty, Julian.

Marta potarła zaczerwienione oczy. Zamrugała, bo nie chciała płakać, a jednak czasami nie była w stanie walczyć z napływającymi łzami. Rzuciła się w ramiona siwego sześćdziesięciolatka.

– Kochanie… – powiedział ojciec przez zaciśnięte zęby.

Nie dało się ukryć, że najmłodsza z trójki dzieci była oczkiem w jego głowie. Urodą przypominała swoją matkę, z każdym rokiem tylko się w tym upewniał.

Ewa zabrała z auta walizkę i wniosła ją na niewielki dziedziniec, który prowadził do dwóch stojących naprzeciwko siebie budynków. W jednym mieszkał Julian, w drugim, większym, Ewa z dziewięcioletnią córką, Olą.

– Tak się cieszę, że jesteś – powiedział Julian, trzymając Martę za ciepłe, delikatne dłonie. Był tak uszczęśliwiony jej wizytą, że nie zauważył podpuchniętych, smutnych oczu córki.

Siedzieli przy stole w rustykalnej kuchni. Ewa zalała zieloną herbatę wodą i postawiła na drewnianym stole trzy filiżanki w towarzystwie ciasta drożdżowego.

– Brakowało mi was – powiedziała cicho Marta, w jej głosie był wyczuwalny smutek.

– My za tobą też tęskniliśmy – odpowiedział szybko podekscytowany Julian.

– Mamy nadzieję, że trochę z nami zostaniesz – wtrąciła Ewa, przykładając parujący kubek do ust.

Marta spojrzała w stronę siostry, później chwilę na ojca, potem znów na siostrę. Przez jej głowę przetoczyła się armia myśli o tym, co przyniesie przyszłość. Sama nie wiedziała, co ma robić. Wydawało się, że decyzję podjęła dokładnie w tej chwili.

– Zostaję na stałe – oznajmiła nieoczekiwanie.

Ewa chrząknęła i wszyscy zamilkli. Słychać było wyłącznie nieprzyjemnie siąpiący deszcz.

Ruduś wskoczył na blat i pociągnął nosem, wdychając herbaciany napar. Na chwilę odwrócił uwagę od zaskakującego komunikatu Marty.

– Jak to na stałe? – zapytał po chwili Julian.

– Jeśli mogę, oczywiście. – Spuściła głowę ze wstydem.

– Oczywiście, że możesz! Co to w ogóle za pytanie! Ale co się stało córeczko? – dopytywał.

– Tato. Marta musi być zmęczona podróżą. Przyniosę świeżą pościel, zaniosę walizkę do pokoju, a ty sobie odpoczywaj – zwróciła się Ewa do siostry. – Pokaż ojcu swoją pracę dyplomową. – Zmieniła temat, ratując Martę przed gradobiciem pytań.

Wieczorem Marta oswoiła się z tym, co ją spotkało. Czy pogodziła się ze zdradą? O dziwo – tak. Już od dawna nie była szczęśliwa z Dawidem. I choć wiedziała, że do siebie nie pasują, trwała w rutynie, która była zwyczajnie bezpieczna.

Ruduś z radością obwąchiwał nowe miejsca, a Marta siedziała z ojcem, który nie odstępował jej na krok, popijając czerwone wino własnej produkcji. Obserwowała, jak za kuchennym oknem lodowaty marcowy wiatr spycha na bok deszcz. Wcześniej nie odczuwała tak wyraźnie upływu czasu jak teraz. W mieście nie dostrzegała z taką precyzją, jak piękne, a zarazem bolesne są zmiany pór roku, jak nieuchronnie toczy się wielkie koło natury.

– Położę się spać – oznajmił Julian, obracając obrączką na palcu.

– Dobrze, tato. – Marta uśmiechnęła się delikatnie.

Julian podszedł do córki i pocałował ją w czoło. Przytulił ją do siebie i przypomniał sobie Mirkę, swoją żonę.

– Mama byłaby dumna z ciebie – oznajmił, spoglądając na leżącą na stole pracę dyplomową.

– Brakuje mi jej. – Marta oparła głowę na spracowanej, szorstkiej dłoni ojca.

Juliana dławiło w gardle ze wzruszenia.

– Mnie też bardzo jej brakuje. – Rozpłakał się jak dzieciak.

– Tato, już późno – wtrąciła Ewa, stając w progu z założonymi rękoma.

Julian wyszedł, przecierając oczy.

Ewa spojrzała na Martę i usiadła obok niej.

– Minął już ponad rok, a on nadal nie pogodził się z jej śmiercią – powiedziała smutno.

– Wiesz, jak bardzo się kochali.

– Tak. Ja niestety nie wiem, jak to jest kochać kogoś tak mocno. – Ewa oparła łokieć o stół i położyła na otwartej dłoni twarz.

– Ja niestety też nie wiem. – Marta westchnęła.

– Rozstałaś się z Dawidem, prawda?

– Tak. – Westchnęła jeszcze głośniej.

– Wybacz, że to powiem, ale on mi się od początku nie podobał. Zachowywał się jak typowy babiarz.

Marta uśmiechnęła się szeroko i szczerze, więc siłą rzeczy Ewa odpowiedziała w ten sam sposób.

– Donżuan za dwa grosze – dorzuciła jeszcze.

– Zwykły złamas – mruknęła Marta pod nosem.

Zaczęły się tak głośno śmiać, że nawet nie usłyszały, jak do środka weszła Ola.

– A co ty tu robisz? Już dawno powinnaś spać. – Ewa odwróciła się do dziewięciolatki i obrzuciła ją zabójczym spojrzeniem.

– Zapomniałam powiedzieć cioci dobranoc – wydukała zaspana dziewczynka, przecierając oczy.

– Choć się przytulić. – Marta wyciągnęła ręce i po chwili wylądowała w nich długowłosa blondynka.

– Dobranoc, ciociu – powiedziała i grzecznie wybiegła z kuchni.

– Ty przynajmniej masz wspaniałą córkę, a ja… – Marta spojrzała na kota bawiącego się papierkiem po cukierku.

– Może Kraków wcale nie był ci przeznaczony? – Ewa wstała i sprzątnęła ze stołu talerze. – Może to właśnie tu, w naszej winiarni znajdziesz szczęście…

– I miłość. – Marta uniosła swój kieliszek i wypiła do dna jego zawartość.ROZDZIAŁ 1

Powrót do domu rodzinnego wyszedł Marcie tylko na dobre. Dawid nigdy już się nie odezwał. Widocznie uznał, że to idealna okazja, aby wreszcie się rozstać. Oboje myśleli o tym od dłuższego czasu, ale trwali w tej, jak się wydawało, bezpiecznej rutynie. Resztę rzeczy, które Marta zostawiła w Krakowie, odebrała kilka dni później Ewa.

Marta szybko zaaklimatyzowała się w rodzinnym Grybowie. Od razu zaczęła pracę w rodzinnej winiarni, zajmując się marketingiem, który, notabene do tej pory wcale nie istniał.

Winiarnia Amour, która swoją nazwę wzięła od francuskiego słowa miłość, prosperowała od kilkunastu lat, produkując kilka rodzaji win i sprzedając je głównie lokalnie, do pobliskich hoteli i restauracji.

W nowym miejscu zadomowił się także kot Ruduś, który teraz każdego dnia mógł odkrywać wiejskie okolice.

Dla Marty był to też idealny moment na zmianę diety. W Krakowie nie mogła uniknąć szybkich, gotowych dań. Najczęściej niezdrowych i kalorycznych. W ciągu ostatnich trzech miesięcy nie tylko schudła, ale także dzięki większej ilości owoców i warzyw czuła większą energię i miała lepsze samopoczucie.

W długi majowy weekend rodzina Burzyńskich planowała corocznego grilla. Rankiem Marta postanowiła przygotować dla wszystkich zdrowe śniadanie. Wstała wcześniej niż zwykle. Założyła sandałki z rzemykami, na cienkich skórzanych podeszwach, tiulową, plisowaną spódnicę w kwiaty i biały top.

Do sklepiku prowadziła bardzo długa, wysadzana drzewami polna droga, która otaczała ogromną posiadłość Burzyńskich i odległe pola winogron. W wędrówce towarzyszyło Marcie słońce wychodzące zza chmur, a także ciekawy wszystkiego Ruduś. Poranny zapach budzących się do życia roślin przypominał dziewczynie, jak ważna jest natura i jak bardzo zgubiła miłość do niej, żyjąc w dużym mieście.

Kupiła maślane rogaliki, sałatę, rzodkiewki i pomarańcze, z których planowała wycisnąć świeży sok dla wszystkich. Zapakowała wszystkie zakupy w ekologiczną torbę i zarzuciła ją na ramię.

Ruduś biegł za Martą, co chwila zatrzymywał się i wąchał rosnące kwiatki. Marta skręciła w piaszczystą drogę pełną kocich łbów. Poranna cisza pozwoliła jej się wyciszyć i odprężyć.

Nagle zza zakrętu z impetem wynurzył się biały kabriolet. Zwolnił, dopiero gdy ujrzał idącą środkiem drogi Martę, a potem raptownie zahamował. Dziewczyna odwróciła głowę, ale było już za późno. Upadła na ziemię tuż przed maską niewielkiego Volkswagena.

Ruduś nastroszył ogon i wspiął się na drzewo, gdzie poczuł się bezpieczny.

– Nic się pani nie stało!?

Podnosząc się z ziemi usłyszała niski, zakłopotany i wystraszony głos. Podbiegł do niej mężczyzna w jasnoróżowej koszuli i granatowych chinosach. Pewny i zarazem delikatny chwyt pomógł jej podnieść się z ziemi. Dłonie, które ją chwyciły, były ciepłe, zadbane i męskie. Zdecydowanie męskie. Podniosła głowę. Patrzyły na nią ciemnobrązowe, wręcz czarne oczy. Nad nimi falowała kasztanowa czupryna.

– Przepraszam, ja… – Mężczyzna próbował się tłumaczyć, gładząc drobną ranę na jej prawym nadgarstku.

– Niech pan uważa, bo kiedyś kogoś pan zabije. – Zdenerwowana przełknęła ślinę.

– Przepraszam. Proszę pokazać ranę, jestem lekarzem.

– To nic takiego, zwykłe zadrapanie – odburknęła, zabierając rękę.

– Ile widzi pani palców? – Pomachał jej przed twarzą złączonymi palcami, wskazującym i środkowym.

– Dwa.

– Wie pani, jaki dziś dzień, miesiąc? Jak się pani nazywa?

– Tak. Nic mi nie jest, to tylko zadrapanie – powtórzyła z irytacją.

Kiedy zdenerwowanie ustąpiło, mężczyzna spojrzał na Martę nie jak na ofiarę wypadku, lecz jak na kobietę.

– Może w ramach przeprosin da się pani zaprosić na kawę?

– Słucham?! – Zmrużyła oczy, przyglądając mu się surowo.

– Kawę – powtórzył z wilczym uśmiechem na twarzy.

– Nie, dziękuję. Niech pan po prostu w ramach przeprosin jeździ ostrożniej.

Mężczyzna pomógł Marcie zebrać pomarańcze rozsypane na poboczu. Stanął przy aucie i włożył ręce w kieszenie spodni.

Kiedy się oddalała, czuła, że na nią patrzy. Uśmiechał się lekko, a jego wzrok błądził po jej całej sylwetce, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej.

Złapała za klamkę bramy wejściowej i zniknęła za nią, odprowadzana spojrzeniem nieznajomego.

*

Biały kabriolet zaparkował przed żółtą, dwupiętrową rezydencją. Pewnym, zniecierpliwionym krokiem Marcin zmierzał w stronę patio. Z oddali ujrzał dwie osoby siedzące przy drewnianym stole nad basenem. Starszy siwy mężczyzna łapczywie zajadał coś ze swojego talerza, a szczupła kobieta z włosami do ramion popijała parujący trunek, z zaangażowaniem gestykulując.

– Wiedziałem, że tu was znajdę! – zawołał z daleka.

– Marcin! – krzyknęła radośnie kobieta i wstała raptownie z krzesła.

– Co za niespodzianka! – powiedział siwowłosy mężczyzna, przeżuwając śniadanie.

Marcin przyśpieszył kroku. Przywitał się ze swoimi rodzicami. Najpierw uściskała go matka, nie kryjąc zaskoczenia.

– Synku, jak dobrze cię widzieć. – Ucałowała go jeszcze w policzek.

– Was także – odparł. – Cześć, tato!

Przywitali się silnym, męskim klepnięciem w plecy.

– Dlaczego nie powiedziałeś, że przyjedziesz? – zapytała Wanda, wpatrując się w syna.

– Bo wtedy nie byłoby niespodzianki. – Uśmiechnął się szeroko, ukazując równe, śnieżnobiałe zęby.

– Siadaj. Na pewno jesteś głodny. – Stanisław poklepał syna po ramieniu.

– A gdzie babcia? – Marcin rozejrzał się na boki.

– U siebie w pokoju. Wybiera kapelusz. – Wanda nie umiała ukryć ironii.

– Pójdę się przywitać. – Marcin wstał z krzesła i ruszył w stronę przeszklonych drzwi tarasowych.

– Marcinku! – krzyknęła na jego widok starsza kobieta w plecionym kapeluszu, stojąc na ganku.

Marcin ucałował nieco flegmatycznie jej obydwa policzki, po czym przytulili się na chwilę, zastygając w jej ramionach.

Babcia Anna była niezwykle radosną i zadowoloną z życia kobietą. Ponad wszystko ceniła sobie uśmiech i szczerość. Mimo swojego wieku dbała o wygląd, starannie dobierając strój i malując usta szminką w ognistym kolorze czerwieni.

– Jak ślicznie wyglądasz, babciu – skomplementował ją Marcin, wywołując u niej rumieńce.

– Ty też jesteś bardzo przystojny, wnusiu. To po mnie – powiedziała ze śmiechem.

Nie mogła oderwać wzroku od wnuczka, za którym bezapelacyjnie tęskniła. Była z niego dumna. Marcin na co dzień był lekarzem anestezjologiem w warszawskiej Klinice Intensywnej Terapii Dzieci. Zamiłowanie do zawodu odziedziczył po ojcu, uznanym chirurgu. Wyjechał na studia do Warszawy, gdzie mimo trudności, na dobre się zaaklimatyzował.

– Toż to taka okazja, że trzeba napić się po lampce dobrego wina – powiedziała, uśmiechając się wesoło. – Stasiu, przynieś to wino, co stoi na kredensie, wiesz które. No, co tak siedzisz? – Ponagliła swojego syna.

– Babciu, ale nie ma jeszcze ósmej. Może napijemy się go trochę później? – zaproponował, spoglądając zrozumiale na rodziców.

– A co godzina ma wspólnego z lampką wina? Gdybym tak myślała, to już by mnie na tym świecie nie było – wzruszyła ramionami.

– Chętnie napiję się tego wina, ale trochę później, babciu. Za to teraz wypiłbym jakąś mocną kawę.

– Dobrze. To zrób dziecku kawę, Wandziu. – Starsza pani machnęła ręką na synową i zwróciła się do wnuka: – Pewno jesteś zmęczony po podróży. Musiałeś wyruszyć w środku nocy z tej Warszawy.

– Wyjechałem po trzeciej nad ranem.

– Matko Boska. – Złożyła ręce jak do modlitwy.

– Spokojnie, babciu. Z racji mojego zawodu jestem przyzwyczajony do bycia na nogach nawet dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Rodzina Rowińskich cieszyła się swoim towarzystwem. Wieczorem zorganizowali z okazji przyjazdu Marcina małą biesiadę, na którą zaproszony został także jego starszy brat Piotr z żoną Darią i dwunastoletnim Jakubem. Przy winie, klasycznej muzyce puszczanej przez melomana Stanisława i grillowanych przekąskach bawili się do późna.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: