Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość jest... - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 lutego 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,67

Miłość jest... - ebook

Miłość jest... to sympatycznie ilustrowane opowiadania dla dzieci, inspirowane „Hymnem o miłości” św. Pawła. Każde opowiadanie pokazuje dziecięcym czytelnikom, co tak naprawdę oznacza to, że miłość jest cierpliwa, łaskawa, nie pamięta krzywd i wszystko przetrzyma. Bohaterowie książki uczą się tego w różnych, codziennych  sytuacjach – w domu, w szkole czy też podczas wakacyjnych przygód.

Fragment książki:

„Czy w dzisiejszych czasach jest miejsce na miłość? Czy jest miejsce na działanie podyktowane szczerym kochającym sercem? Zdecydowanie tak. Sam wiele razy doświadczyłem miłości: mojej rodziny, moich przyjaciół i tej najważniejszej, samego Boga. Wiem, że bez tej miłości nie byłbym dzisiaj takim jakim jestem. Bez niej nie powstałyby moje książki.

W 1 Kor 13 znajdujemy wspaniały opis istoty postawy życiowej, którą nazywamy miłością. Opowiadania zawarte w tej książce zostały zainspirowane właśnie tym ,,Hymnem o miłości”. Ich bohaterowie mają tylko kilka, kilkanaście lat, ale miłość jest dla nich jak najbardziej prawdziwym wyzwaniem. Otrzymują i dają miłość tam, gdzie są. Czy te historie wydarzyły się naprawdę? Pozwól, że zachowam to w tajemnicy. Może kiedyś spotkamy się na skautowym szlaku, a wówczas opowiem Ci więcej wieczorem przy ognisku, które tak bardzo lubię, a którego kiedyś tak bardzo się bałem... Dzisiaj Ty dopisz kolejny rozdział do mojej książki, historię miłości w Twoim życiu. Dopisz ją swoim codziennym życiem.”

Tomasz Kruczek

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7829-034-6
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Motto

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym jak spiż grzmiący albo cymbał pobrzękujący. Gdybym miał dar prorokowania, poznał wszystkie tajemnice i posiadł wszelką wiedzę, a wiarę miałbym taką, iż bym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. Gdybym nawet rozdał biednym wszystkie moje dobra, a własne ciało wydał na ofiarę, a miłości bym nie miał, i tak bym nic nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest,

i łaskawa.

Miłość nie zazdrości,

nie szuka poklasku,

nie unosi się dumą.

Nie zachowuje się nieprzyzwoicie,

nie szuka własnych korzyści.

Nie unosi się gniewem,

krzywd nie pamięta.

Nie cieszy się z niesprawiedliwości,

lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi,

na wszystkim polega,

we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrwa.

Miłość nigdy nie ustaje!

1 Kor 13,1-8a

Miłość jest cierpliwa

Międzygalaktyczny statek kosmiczny przedzierał się przez gęste, zielone chmury atmosfery. Powoli obniżał lot, by po chwili majestatycznie osiąść na powierzchni całkowicie nieznanej planety. z wnętrza wysunęła się drabinka, po której pilot mógł zejść na ziemię. Janek jeszcze raz sprawdził szczelność swojego kosmicznego skafandra i przetarł szybę hełmu. Chwycił do ręki miotacz laserowy i zaczął schodzić w dół. Pod nim rozciągała się fioletowa pustynia, a on miał być pierwszym, który postawi tu stopę. Powoli schodził po drabince. Od fioletowej wydmy dzieli go tylko jeden stopień... jeden mały krok ludzkości.

*

— Czy pobawisz się ze mną? — usłyszał głos za swoimi plecami.

Nie był to jednak głos mieszkańca innej planety, jakiegoś wielkiego monstrum zaopatrzonego w macki i czułki! To było coś o wiele gorszego! Janek westchnął, zeskoczył z drabinki i odwrócił się rozgniewany. Przed nim stał jego młodszy, pięcioletni braciszek. Buzię miał całą umorusaną czekoladową papką, włosy pełne siana, a kolana podrapane. Prawdopodobnie przed chwilą przedzierał się przez żywopłot a sądząc po zapachu, jaki się wkoło unosił, także przez kompost.

— Czy pobawisz się ze mną? — spytał głośniej — w tym twoim domku na drzewie? w kosmitów? Pobawisz się?

Janek popatrzył na brata a potem na swój domek na drzewie. Jedyne miejsce, gdzie miał spokój i gdzie mógł się tak wspaniale bawić. Tutaj mógł być zdobywcą planet. i to samotnym zdobywcą.

— Nie, nie wpuszczę cię do swojego domku. Jesteś za mały, żeby tam wchodzić — odparł — a poza tym wszystko psujesz, zabierasz i niszczysz! — dodał zniecierpliwiony.

— To nieprawda — zaperzył się braciszek. — Nie! Nie! Nieprawda! Ty nigdy mi na nic nie pozwalasz! Jak nie pozwolisz mi się z tobą bawić, to powiem mamie, że mi dokuczałeś. i będzie zła... zobaczysz... i dostaniesz karę!

— Nie! Nie będę się z tobą bawił, nigdy! — krzyknął Janek. — Idź! Idź do mamy i jej naskarż, ty kosmito jeden!

Braciszek otworzył szeroko umorusaną buzię, zaczął krzyczeć i płakać.

— Dobrze mu tak — pomyślał Janek. — Dobrze mu, bo zawsze wszystko psuje. Na przykład mojego wymarzonego robota, którego dostałem od dziadka na urodziny. Robot bardzo szybko stracił rękę. i jeszcze Marek teatralnie się wtedy rozpłakał, a wszyscy mówili, że nic się nie stało.

— Jak to nic się nie stało? — myślał Janek. — Jak ja bym mu zniszczył te jego grzechotki, to na bank bym dostał karę. Zawsze tak jest. Mały, cokolwiek chwyci w ręce, to niszczy. Ma do tego talent. Ostatnio zrobił się tak pewny siebie, że zaczął wchodzić do mojego pokoju i brać stamtąd zabawki.

— a kto zgubił moje żołnierzyki, co? Też on! — rozmyślał chłopiec. — i zawsze przychodzi wtedy, gdy bawię się w najlepsze.

Dlatego Janek przeniósł swoje ulubione zabawki do domku na drzewie i postanowił bawić się sam. Tam wśród gałęzi zbudował sobie najprawdziwszą stację kosmiczną, do której wstępu nie miał żaden uciążliwy niszczyciel.

Janek wiedział, że jeśli braciszek poskarży się mamie, to reszta dnia nie będzie zbyt sympatyczna. Pewnie zabronią mu oglądać bajkę na dobranoc albo wymyślą coś jeszcze gorszego. Chłopiec cicho wszedł do domu. Przy stole w kuchni siedziała mama.

— Janku, mam do ciebie prośbę — powiedziała. — Mama twojego kolegi z klasy, Piotra, poprosiła mnie o pożyczenie tortownicy. Czy mógłbyś jej ją zanieść?

— Dobrze, mamo — powiedział Janek. — a czy będę mógł się trochę pobawić z Piotrkiem? Jeszcze nigdy u niego nie byłem.

— Dobrze — powiedziała mama. — Poczekaj, jeszcze jedno. Przed chwilą był tu Marek, płakał, że nie chciałeś się z nim bawić. Czy naprawdę nie możesz znaleźć dla niego choć chwili czasu?

— Ojej — westchnął chłopiec — ale on jest nudny. Wszystko psuje i zawsze chce się bawić po swojemu. Ryczy o byle co. Naprawdę nie mam do niego cierpliwości.

Mama popatrzyła na syna jakoś tak dziwnie, ale uznała, że nie jest to najlepsza pora na wyjaśnianie mu kilku ważnych spraw.

— Porozmawiam z nim o tym później — pomyślała — może wieczorem. Panie Boże, daj mi mądrość w takich sprawach — westchnęła.

Janek z blachą w ręce pobiegł ulicą do domu kolegi. Rząd białych szeregowców z zielonymi ogródkami skończył się i chłopiec wszedł do dzielnicy starych, zaniedbanych domów z czerwonej cegły. Ulice były pełne dziur i błota. w takiej właśnie okolicy mieszkał Piotr. Janek nigdy tu nie był. Jakoś tak się złożyło, że Piotrek, który był jednym z najfajniejszych kolegów w klasie, niechętnie zapraszał do siebie znajomych. Janek już chyba wiedział dlaczego.

Chłopiec odnalazł wskazany numer domu i zapukał do drzwi. Otworzyły się z piskiem i stanęła w nich mała, może czteroletnia dziewczynka, chuda, z zadartym noskiem i mnóstwem piegów na twarzy. Oczy miała niesamowite: wielkie i szmaragdowo-zielone.

— Pan do kogo? — spytała. Janka przez chwilę zatkało, ale szybko odzyskał mowę.

— Przyniosłem blachę i... chciałbym pobawić się z Piotkiem — powiedział.

— Proszę wejść — mała zadarła nos jeszcze wyżej a jej piegi stały się jeszcze bardziej widoczne.

Janek wszedł do zadbanego, choć bardzo małego pokoju. Całą jedną ścianę zajmowała lakierowana meblościanka. Przed nią stał stary stół i dwa fotele w paskudnym zielonym kolorze. Było tam jeszcze odrapane biurko. Za biurkiem siedział Piotr i, co najdziwniejsze, druga taka sama dziewczynka. Kubek w kubek podobna do tej, która wpuściła Janka.

— Cześć Piotrek, przyszedłem z tym dla twojej mamy — powiedział Janek, wyciągając przed siebie blachę, jakby miała ona wytłumaczyć jego nagłe najście.

— Cześć — Piotrek był trochę zmieszany.

— No więc tu mieszkasz — stwierdził Janek. — Ile macie pokoi?

— Ten i jeszcze jeden, i jeszcze kuchnia — powiedział Piotrek. — Ale w tym drugim mieszka babcia.

— To ilu was jest? — Janek zrobił wielkie oczy.

— Mama, babcia, Wojtuś, mały Kajtek, ale on ma dopiero dwa miesiące — wyliczał chłopiec — bliźniaczki już poznałeś, no i ja.

— i tylko dwa pokoje? — niedowierzał Janek.

— No, jakoś sobie radzimy — Piotr wzruszył ramionami.

— a może byśmy się w coś pobawili — zmienił szybko temat Janek.

— Poczekaj minutkę, tylko skończę pomagać Zosi w kolorowance — odpowiedział Piotrek.

Janek był tak zdziwiony, że nie mógł wymówić ani słowa. Usiadł na jednym z foteli i patrzył, jak Piotr pomaga młodszej siostrze.

Nagle sprzed domu dobiegł rozpaczliwy płacz i do pokoju wbiegł mały chłopiec, trzymając się za zranione kolano.

— Co się stało, Wojtusiu?

— Wywróciłem się — krzyknął malec i rozpłakał się na dobre.

— Czekaj, to trzeba opatrzyć — powiedział jego brat.

Operacja, choć niezbyt bolesna, trwała długo, bo pacjent za nic w świecie nie chciał pozwolić na zalanie rany wodą utlenioną. Ale w końcu wszystko było załatwione. Wojtuś siedział na fotelu dumny ze swojego bohaterstwa. Piotr dalej pomagał siostrze.

— No to chodźmy się bawić — powiedział, gdy i ta sprawa była skończona.

— a masz jakieś fajne zabawki? — spytał Janek.

— Niewiele — odparł cicho Piotrek — lepiej chodźmy przed dom. Pogramy w nogę.

Wyszli na podwórko. Było brudne i nie rosło na nim nic zielonego, może z wyjątkiem kilku pokrzyw. Ale te zawsze pchają się tam, gdzie ich nie chcą i wiedzą, gdzie można znaleźć sobie miejsce do wyrośnięcia. Chłopcy już mieli zacząć grę, gdy znowu rozległ się płacz — tym razem najmniejszego z rodzeństwa. Piotr popatrzył na Janka przepraszająco.

— No, dobrze. Zaraz wrócę, małego trzeba przewinąć — powiedział.

— No coś ty! — przeraził się Janek. — a gdzie mama? Czy ona tego nie może zrobić?

— Mama poszła do pracy — odparł Piotr — sprząta czasami u jednych państwa. a babcia jest zbyt chora, by móc podnieść dziecko.

— i robisz to sam? — Janek już zupełnie nie wiedział, co o tym myśleć.

— No pewnie, a może chcesz spróbować?

— Co to, to nie — przeraził się Janek. — Nie wiem, czy bym to wytrzymał!

Przewinięcie troszkę trwało i Janek nudził się, odbijając piłkę przy trzepaku. Piotrek wrócił i mogli wreszcie chwilę pograć. Ale tylko krótką chwilę, bo zaraz zjawiły się bliźniaczki.

— Nudzi nam się, Piotrusiu. Pobaw się z nami w księżniczki — poprosiły.

— Dobrze — odparł chłopiec.

— Hej! a ty będziesz się z nami bawił w księżniczki? — dwie pary zielonych oczu patrzyły na Janka z wyczekiwaniem.

— One chyba nie mówią poważnie — Janek przestraszył się nie na żarty.

— Stary, jak najbardziej poważnie, one mają fioła na punkcie tej zabawy — usłyszał odpowiedź.

— Ale co będzie, jak ktoś nas zobaczy? — chłopcu zimny dreszcz przeszedł po plecach.

— a co ma niby być — Piotrek prawie się obraził — co to, już z własnymi siostrami bawić się nie wolno? Zresztą ja lubię tę zabawę.

Zdziwienie Janka było tak wielkie, że nie powiedział ani słowa. Zresztą zabawa okazała się nie taka znowu zła. On i Piotrek byli rycerzami i ratowali księżniczki uwięzione na wysokiej wieży, czyli na trzepaku. Nawet się nie spostrzegli, kiedy wróciła mama Piotra. Zrobiło się późno, trzeba więc było wracać do domu. Piotr odprowadzał kolegę. Szli w milczeniu.

W pewnym momencie Janek zatrzymał się gwałtownie i zadał pytanie, które dręczyło go od dłuższego czasu.

— Jak ty wytrzymujesz z tymi dzieciakami? — spytał.

— Jak ja wytrzymuję? — usłyszał zdziwioną odpowiedź.

— No, masz czwórkę młodszego rodzeństwa, ja mam jednego brata — mówił — a jest mi trudno z nim wytrzymać, bo ciągle wszystko psuje i przeszkadza. Przecież ty nie masz dla siebie czasu. Musisz znosić te zabawy, zbite kolana, płacz i te przewijania. Nie masz dosyć?

— Nie — powiedział Piotrek — tak już u nas jest. Zawsze tak było.

— Ale nie tracisz czasem cierpliwości do nich wszystkich? Nie masz czasem ochoty uciec gdzieś na drzewo?

Piotr popatrzył na Janka tak, jakby ten naprawdę był z innej planety i powiedział tylko cztery słowa: — Przecież to moja rodzina.

*

Międzygalaktyczny statek kosmiczny przedzierał się przez gęste, zielone chmury obcej planety. Powoli obniżał lot, by po chwili majestatycznie osiąść na powierzchni całkowicie nieznanego globu. Dwaj piloci — dwaj bracia — Janek i Marek, właśnie przygotowywali się do zejścia w nowo odkrywany świat. Starszy pilot podniósł zasłonę hełmu młodszego pilota. Wyjął z zapasów chusteczkę i wytarł mu nos. Młodszy uśmiechnął się, pokazując szpary pomiędzy brakującymi zębami. Na dole, na fioletowej wydmie czekali na nich mieszkańcy obcej planety. Dwóch z nich, bardzo piegowatych i identycznych jak krople wody, patrzyło na schodzących pilotów swoimi ogromnymi zielonymi oczami.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: