Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miłość, kłamstwa i sekrety - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 listopada 2022
Ebook
34,30 zł
Audiobook
42,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość, kłamstwa i sekrety - ebook

Wszyscy kochają prawdę, ale to skomplikowana miłość. Jak przyjdzie co do czego, bardziej kusi słodki smak kłamstwa.
Vincent to słynny youtuber kulinarny. Jest przystojny i uwielbiany, mieszka w romantycznej starej willi odziedziczonej po dziadku. Charyzmatyczny przodek dał mu nie tylko posiadłość, lecz także zeszyt z przepisami na potrawy, które kiedyś przyrządzał w prestiżowej francuskiej restauracji. Idealna sytuacja?
Mnóstwo kobiet kocha go wirtualnie. W tym również Wiki, która uwielbia zmiany – farbuje włosy tak często, że nawet jej narzeczony za nią nie nadąża. Franek to ciepły, serdeczny mężczyzna. Wzór męża dla Wiki?
Mirki nikt nie oszuka. Wynajęta przez Wiktorię detektyw specjalizująca się w tropieniu wszelkich kłamstw jest twarda i rzeczowa. Ma na swoim koncie wiele rozwiązanych spraw. Ale wyciąganie sekretów na światło dzienne zwykle przynosi kłopoty.
Czy kiedy wszyscy spojrzą prawdzie w oczy, coś się wreszcie zmieni?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67510-01-1
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Ro­dzin­na ta­jem­ni­ca

Fra­nek roz­glądał się in­ten­syw­nie.

Cze­kał na na­rze­czo­ną. Niby rzecz nor­mal­na. Bli­ska oso­ba, po­zor­nie ła­two do­strzec ją w tłu­mie. Ale nie z Wiki ta­kie nu­me­ry! Na ślu­bie ku­zyn­ki ro­dzo­na mat­ka jej nie po­zna­ła. A Fra­nek omal nie do­stał kon­kret­nym le­wym sier­po­wym od przy­szłe­go te­ścia za to, że ośmie­lił się przy­jść na ich ro­dzin­ną im­pre­zę z ja­kąś obcą babą. A oj­ciec Wiki miał czym przy­ło­żyć. Fra­nek wzdry­gnął się na samo wspo­mnie­nie i jesz­cze moc­niej za­czął wy­tężać wzrok, a ta­kże wy­ci­ągać szy­ję.

Po­win­na już tu być! – po­my­ślał. – Może na­wet jest.

Czy to ta ru­do­wło­sa pi­ęk­no­ść z zie­lo­ny­mi ocza­mi? Prze­ta­rł oku­la­ry. Nie po­mo­gło. Albo bru­net­ka z krót­ką fry­zur­ką w ład­nym do­pa­so­wa­nym to­pie? Blon­dyn­ka prze­ci­ska­jąca się wła­śnie przez tłum?

Jest! Bin­go! To ona. Roz­po­znał ją po to­reb­ce! Nie mo­gła zmie­niać co chwi­lę ca­łej gar­de­ro­by i do­dat­ków, ale je­śli kie­dyś, co nie­wy­klu­czo­ne, będzie ją na to stać, spra­wa sta­nie się jesz­cze trud­niej­sza. Tym ra­zem się uda­ło.

Ulży­ło mu, jak­by wła­śnie ura­to­wał świat przed cy­be­ra­ta­kiem. Dziś obędzie się bez kpin i żar­tów na te­mat spo­strze­gaw­czo­ści mężczyzn. To do­brze, bo mo­ment był wa­żny.

– Cze­ść! – przy­wi­tał się i po­ca­ło­wał jej cie­płe usta. Ich na szczęście nie zmie­nia­ła ani nie po­pra­wia­ła in­wa­zyj­ny­mi za­bie­ga­mi. Wiki bar­dzo bała się za­strzy­ków i na­wet jej wiel­ka mi­ło­ść do me­ta­mor­foz nie mo­gła temu za­po­biec.

– Co ta­kie­go wa­żne­go masz mi do po­wie­dze­nia? – za­py­ta­ła, spo­gląda­jąc na nie­go z jaw­ną cie­ka­wo­ścią. – Jaka to może być nie­spo­dzian­ka? Spie­szę się, a pie­rścio­nek już mam. – Z przy­jem­no­ścią wy­ci­ągnęła przed sie­bie dłoń, przy­gląda­jąc się po raz ty­si­ęcz­ny błysz­czące­mu w świe­tle lamp dia­men­to­wi.

Fra­nek się uśmiech­nął. Po­czuł, jak robi mu się przy­jem­nie. Dba­nie o Wiki było miłe, tak pi­ęk­nie umia­ła się ze wszyst­kie­go cie­szyć. Po­sta­rał się z tym pie­rścion­kiem. Odło­żył, od­mó­wił so­bie paru wy­dat­ków, było war­to.

– Je­steś blon­dyn­ką? – za­py­tał, przy­gląda­jąc jej się uwa­żnie.

– Je­stem Wik­to­ria – od­po­wie­dzia­ła. – A ko­lor wło­sów to dro­biazg. – Mach­nęła dło­nią. – Wiesz, że zmie­niam się często. Lu­bię to. Przy­naj­mniej nie­za­do­wo­le­ni klien­ci nie będą mnie ści­gać – ro­ze­śmia­ła się. – A ty i tak za­wsze wiesz, kim je­stem.

Fra­nek prze­łk­nął śli­nę. Gar­dło tro­chę mu się jed­nak ści­snęło. Ża­den pro­gram kom­pu­te­ro­wy na świe­cie nie był tak skom­pli­ko­wa­ny jak Wiki. Ka­żdy kod ban­ko­wy ła­twiej zła­mać, niż od­gad­nąć, co ona na­praw­dę my­śli. To go fa­scy­no­wa­ło. Wpro­wa­dza­ło mnó­stwo ru­chu i ży­cia w jego sta­ran­nie po­ukła­da­ny świat. Ale też spo­ro stre­su, bo wca­le nie był pe­wien, czy spro­sta jej wy­so­kim ocze­ki­wa­niom, na przy­kład czy na­stęp­nym ra­zem też ją roz­po­zna. Za­kła­da­ła ró­żne so­czew­ki i na­wet ko­lor oczu nie był tu­taj wska­zów­ką.

Nie za­dał py­ta­nia, w jaki spo­sób jej wło­sy w ci­ągu jed­nej nocy po­dwo­iły dłu­go­ść. Nie chciał się zbła­źnić. Pew­nie były na to ja­kieś no­wo­cze­sne spo­so­by.

– Mam ci coś wa­żne­go do po­wie­dze­nia – za­kasz­lał. Był zły na ten od­ruch. Za­wsze mu się to zda­rza­ło, kie­dy się de­ner­wo­wał. Jego na­rze­czo­na o tym wie­dzia­ła. Miał świa­do­mo­ść, że w star­ciu na roz­szy­fro­wy­wa­nie jest na z góry stra­co­nej po­zy­cji. Wiki wie­dzia­ła o nim bar­dzo dużo. On o niej w grun­cie rze­czy nie­wie­le.

Ale ja­kie to mia­ło zna­cze­nie?! Przy­tu­lił ją. Prze­su­nął dło­nią po wło­sach. Z tru­dem przy­zwy­cza­jał się do no­we­go ko­lo­ru. Jesz­cze wczo­raj ko­chał się z ogni­ście rudą dziew­czy­ną. A tu taka no­wo­ść.

– O co cho­dzi? – Znie­cier­pli­wi­ła się Wiki. – Jest ja­kaś ta­jem­ni­ca?

– Tak. – Kiw­nął nie­chęt­nie gło­wą. – I chcę ci to po­wie­dzieć te­raz. Je­ste­śmy za­ręcze­ni...

– Masz nie­ślub­ne dziec­ko? Je­steś żo­na­ty? – za­py­ta­ła na­tych­miast. W jej oczach, któ­re dziś bły­ska­ły na zie­lo­no, po­ja­wił się nie­bez­piecz­ny od­cień. Na­tu­ral­ne­go gnie­wu, któ­ry tyl­ko cze­kał, żeby wy­buch­nąć.

Fra­nek szyb­ko po­kręcił gło­wą. Wiki od razu się uspo­ko­iła. A po­tem skar­ci­ła samą sie­bie w du­chu za swo­ją gwa­łtow­ną re­ak­cję. To prze­cież ta­kie nie­praw­do­po­dob­ne. Fra­nek nie by­łby zdol­ny do za­wi­łych in­tryg. Sama nie wie­dzia­ła, czy jego ude­rza­jąca pro­sto­li­nij­no­ść to za­le­ta, czy jed­nak tro­chę wada.

– Go­rzej... – po­wie­dział.

Po­ziom nie­po­ko­ju wzró­sł zna­cząco. Czy­żby się po­my­li­ła, jak jej przy­ja­ció­łka, któ­ra za­ufa­ła fa­ce­to­wi, bo spra­wiał miłe wra­że­nie, i zo­sta­ła oszu­ka­na?

Nie­mo­żli­we – po­my­śla­ła Wiki. – Mnie się coś ta­kie­go prze­cież nie przy­da­rza.

A jed­nak na­rze­czo­ny, o któ­rym sądzi­ła, że wszyst­ko o nim wie, pa­trzył na nią z bar­dzo po­wa­żną miną. Coś wy­ra­źnie miał na su­mie­niu.

– Je­steś cho­ry? – za­py­ta­ła po­wo­li, prze­szu­ku­jąc w gło­wie mo­żli­we opcje.

– Nie! – Za­ma­chał dło­ńmi w ge­ście pro­te­stu. – To nic ta­kie­go. Ro­dzin­na spra­wa.

– Ach! – wes­tchnęła. – Cho­dzi o two­je­go bra­ta – do­my­śli­ła się. I po­czu­ła ulgę. Zwy­kła sprzecz­ka mi­ędzy ro­dze­ństwem. Była na nie­go zła, że ją tak wy­stra­szył.

– Je­den zero dla cie­bie. – Fra­nek ją po­ca­ło­wał. Nie zdzi­wił się, że zga­dła. Jak za­wsze wszyst­ko wie­dzia­ła. Czy­ta­ła w nim jak w do­brze na­pi­sa­nym ko­dzie do pro­gra­mo­wa­nia. A jed­nak czuł, że tym ra­zem ją za­sko­czy. Nie cie­szył się z tego wca­le.

– Gdzie usi­ądzie­my? – za­py­ta­ła Wiki, od­rzu­ca­jąc na ple­cy swo­je nowe blond wło­sy. Na­dal nie mógł się do nich przy­zwy­cza­ić. Nie mia­ło też sen­su tego ro­bić wo­bec fak­tu, że za­pew­ne nie­ba­wem odej­dą w nie­pa­mi­ęć, jak wi­ęk­szo­ść fry­zur jego na­rze­czo­nej.

Ro­zej­rzał się wo­kół. Wy­brał jej ulu­bio­ną ka­wiar­nię, ale te­raz ten po­my­sł prze­stał mu się po­do­bać. Było tu tłocz­no, a on po­trze­bo­wał spo­ko­ju.

– Może jed­nak po­je­dzie­my do domu? – za­pro­po­no­wał. – Tu­taj chy­ba nie da rady.

Wiki otwo­rzy­ła usta, ale szyb­ko zre­zy­gno­wa­ła z ko­men­ta­rza. Ta­kiej miny u Fran­ka jesz­cze nie wi­dzia­ła. Był bar­dzo po­wa­żny.

No cóż! – po­my­śla­ła. – Ka­żdy ma ja­kieś ro­dzin­ne ta­jem­ni­ce. Trze­ba to usza­no­wać.

Ru­szy­ła w stro­nę sa­mo­cho­du. Chcia­ła do­trzeć na miej­sce jak naj­szyb­ciej. Była ogrom­nie cie­ka­wa. Nie spo­dzie­wa­ła się, że na­rze­czo­ny może ją jesz­cze czy­mś za­sko­czyć, a mia­ła prze­czu­cie, że tym ra­zem tak się sta­nie.

Jak zwy­kle się nie po­my­li­ła.

***

– To jest twój brat?! – Wiki wpa­try­wa­ła się w ekran smart­fo­na, ale szyb­ko od­wró­ci­ła gło­wę i spoj­rza­ła na swo­je­go na­rze­czo­ne­go.

Gdy­by Fra­nek był bar­dziej uwa­żny, pra­wie mó­głby zo­ba­czyć kręcące się w jej ga­łkach ocznych sym­bo­le do­la­ra jak na au­to­ma­cie, kie­dy czło­wie­ko­wi wy­da­je się, że lada mo­ment wy­gra głów­ną na­gro­dę i zgar­nie wszyst­ko.

– On jest ba­jecz­nie bo­ga­ty... – wy­szep­ta­ła.

– Po­dob­no... – Fra­nek za­gry­zł usta, po­tem je za­ci­snął, a kil­ka se­kund pó­źniej odło­żył te­le­fon. Miał dość. Chciał jak naj­szyb­ciej uznać te­mat za za­mkni­ęty. Po­wie­dział swo­je i ma­rzył, by ży­cie wró­ci­ło już na daw­ne tory.

– Dla­cze­go mi wcze­śniej o tym nie wspo­mnia­łeś? Na­wet sło­wem... – Wiki ze­rwa­ła się z ka­na­py i podąży­ła za swo­im chło­pa­kiem do kuch­ni.

Fra­nek wła­śnie tam po­sze­dł, by na­pe­łnić pu­sty ku­bek po ka­wie, ale tro­chę to wy­gląda­ło, jak­by się po­spiesz­nie ewa­ku­ował.

– Nie lu­bi­my się – od­pa­rł krót­ko. – Wiesz o tym....

– Ale on jest sław­ny... – Wiki zmie­rzy­ła wzro­kiem swo­je­go na­rze­czo­ne­go, jak­by po­now­nie sza­co­wa­ła jego war­to­ść. De­cy­zję o za­ręczy­nach pod­jęła świa­do­mie, kie­ru­jąc się nie tyl­ko ser­cem, lecz ta­kże roz­sąd­kiem. Wy­da­wa­ło jej się, że świet­nie tra­fi­ła.

Fra­nek miał trzy­dzie­ści lat i wła­sne miesz­ka­nie, któ­re odzie­dzi­czył po ro­dzi­cach i ład­nie od­no­wił. Pra­co­wał jako in­for­ma­tyk w kor­po­ra­cji, je­ździł nie­złym sa­mo­cho­dem. Upra­wiał sport i do­brze się ubie­rał. Jak na fa­ce­ta o mi­łym cha­rak­te­rze to bar­dzo dużo. Na do­da­tek chciał się że­nić, być wier­ny, mieć ro­dzi­nę. W dzi­siej­szych cza­sach rzad­ki skarb.

Ale jego brat... – W tym miej­scu na­wet spraw­ny mózg Wik­to­rii nie­co się za­wie­sił. To było nie do po­jęcia. Cho­ćby się po­li­czy­ło z wiel­ką życz­li­wo­ścią wszel­kie za­le­ty na­rze­czo­ne­go, do­da­ło, jak jest wy­jąt­ko­wy, po­mno­ży­ło to przez dzie­si­ęć, i tak Fra­nek był do bólu zwy­czaj­nym fa­ce­tem. A tu taka ko­smicz­na in­for­ma­cja! Jest spo­krew­nio­ny z Vin­cen­tem Żmir­skim!

Fra­nek od­wró­cił się tak gwa­łtow­nie, że omal nie ochla­pał jej kawą.

– Czy to dla cie­bie ma aż ta­kie zna­cze­nie, ja­kie są jego za­si­ęgi? – za­py­tał. – Za­wsze mó­wi­łaś, że li­czy się czło­wiek. My. To, kim dla sie­bie je­ste­śmy!

– Ja­sne, oczy­wi­ście – od­pa­rła nie­co ma­chi­nal­nie. Kręci­ła ko­smyk no­wych wło­sów na pal­cu. Nic już wi­ęcej nie po­wie­dzia­ła, co zwy­kle u niej było ozna­ką tego, że kom­plet­nie się z nim nie zga­dza.

My­śla­ła. Fra­nek nie miał na­wet w przy­bli­że­niu po­jęcia o czym. Ale już czuł cień bra­ta na ple­cach. Jak za­wsze chłod­ny i złow­ró­żb­ny. Za­czął ża­ło­wać, że w ogó­le się przy­znał.

– Po­wie­dzia­łem ci o tym tyl­ko dla­te­go, że pla­nu­je­my ślub – do­dał szyb­ko. – Chcia­łem, że­byś nie mia­ła do mnie żalu, że coś ukry­wam. Ale to nic ta­kie­go, nie­wa­żne...

– Co ty mó­wisz?! Twój brat to je­den z naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­nych youtu­be­rów. Jest sław­ny. Świet­ny fa­cet. Bar­dzo chcia­ła­bym go po­znać. Czy przyj­dzie na na­szą ko­la­cję za­ręczy­no­wą?!

Fra­nek po­kręcił gło­wą. Tak za­ma­szy­ście, że omal nie zro­bił pe­łne­go ob­ro­tu.

– Słu­chaj! – za­wo­ła­ła, bły­ska­wicz­nie do­pre­cy­zo­wu­jąc szcze­gó­ły swo­je­go pla­nu i prze­łącza­jąc go na wszel­ki wy­pa­dek w tryb taj­ny. – Ja ro­zu­miem, że może nie ma­cie bli­skich sto­sun­ków. Tak mi­ędzy ro­dze­ństwem bywa. Ale prze­cież na ko­la­cję za­ręczy­no­wą on na pew­no przyj­dzie. – Mimo woli w jej gło­sie po­ja­wi­ły się nuty roz­ma­rze­nia. A wy­obra­zi­ła to so­bie za­le­d­wie przez mo­ment. – To twój brat – do­da­ła z mocą.

– I co z tego? – Fra­nek był co­raz bar­dziej zły.

– Naj­bli­ższa ro­dzi­na! – na­ci­snęła, jak w przy­pad­ku klien­ta, któ­ry oci­ąga się z de­cy­zją. Nie mia­ła za­mia­ru wy­pu­ścić tego z rąk. Świ­ęci pa­ńscy! Taka szan­sa!

W ży­ciu by się nie spo­dzie­wa­ła, że jej zwy­czaj­ny na­rze­czo­ny może cho­wać w ręka­wie naj­nor­mal­niej­szej w świe­cie ko­szu­li ta­kie­go asa!

– Nie wiem, czy przyj­dzie – od­pa­rł Fra­nek. Odło­żył już ku­bek i te­raz ner­wo­wo prze­sta­wiał garn­ki na pó­łce. Nie był wo­bec nich zbyt de­li­kat­ny. Chy­ba ko­ja­rzy­ły mu się z bra­tem, spe­cem od ku­li­na­riów. Ujął w dłoń spo­rą pa­tel­nię.

Wiki de­li­kat­nie wy­jęła mu ją z ręki, a po­tem po­de­szła i przy­tu­li­ła się do nie­go.

– Ślub to świet­na oka­zja, żeby na­pra­wić ro­dzin­ne re­la­cje – po­wie­dzia­ła ła­god­nie. – Nie wiem, ile cza­su się nie wi­dzie­li­ście, ale pew­nie za nim tęsk­nisz.

Po­czu­ła, jak wszyst­kie mi­ęśnie mężczy­zny się na­pi­na­ją. Mia­ła wra­że­nie, że na mo­ment prze­stał od­dy­chać. To trwa­ło bar­dzo krót­ko, ale prze­jęło ją do głębi. Jak­by przez cien­ki ma­te­riał ko­szu­li wy­czu­ła pod pal­ca­mi moc­ne cier­pie­nie.

Za­częła się na­wet za­sta­na­wiać, czy nie prze­rwać tej roz­mo­wy, choć cie­ka­wo­ść pa­li­ła ją do głębi. Wręcz wy­że­ra­ła dziu­rę w jej w wnętrzu. Taka no­wi­na! Vin­cent Żmir­ski na jej we­se­lu! Coś nie­wia­ry­god­ne­go!

Po­wstrzy­ma­ła się jed­nak od ko­lej­nych py­tań. Po­cze­ka­ła, co Fra­nek zde­cy­du­je.

– Nie tęsk­nię ani tro­chę – po­wie­dział. – Kie­dyś, daw­no temu był mi bli­ski, ale tyle lat mi­nęło, że trud­no te­raz stwier­dzić, czy to było na­praw­dę. Nie roz­ma­wia­my, nie mamy kon­tak­tu. I na­wet gdy­bym chciał, nie mia­łbym po­jęcia, gdzie go szu­kać. A nie chcę!

Ob­jął ją i po­pro­wa­dził na ka­na­pę. Wiki nic nie mó­wi­ła. Nie na­ci­ska­ła. Kie­ro­wał nią takt, ale też głębo­kie prze­ko­na­nie, że ta opo­wie­ść będzie mieć jed­nak ciąg dal­szy. Trze­ba tyl­ko spo­koj­nie po­cze­kać.

– Wiesz... – Zgod­nie z jej ocze­ki­wa­nia­mi Fra­nek ode­zwał się, kie­dy tyl­ko usie­dli. Cały czas moc­no ją obej­mo­wał. – On był za­wsze star­szy, mądrzej­szy, wi­ęk­szy. Na wszyst­kim le­piej się znał. – Przy­kro­ść za­brzmia­ła w jego gło­sie.

Je­śli sądził, że wzbu­dzi zro­zu­mie­nie u na­rze­czo­nej, moc­no się po­my­lił. Jej ana­li­tycz­ny umy­sł tyl­ko do­da­wał ko­lej­ne punk­ty bra­tu, temu fa­scy­nu­jące­mu mężczy­źnie, któ­re­go zna­ła z in­ter­ne­tu. Vin­cent Żmir­ski, naj­przy­stoj­niej­szy wśród ku­cha­rzy, naj­le­piej go­tu­jący wśród przy­stoj­nia­ków. Ależ ma­rzy­ła, by go po­znać! Z ka­żdą chwi­lą co­raz bar­dziej.

– Na­praw­dę nic o nim nie wiesz? – za­py­ta­ła. – Ma dziew­czy­nę? – Szyb­ko ob­li­cza­ła w my­ślach wiek bra­ta Fran­ka. Po­noć był star­szy o pięć lat. W swo­ich fil­mi­kach ni­g­dy nie wspo­mi­nał o żad­nej part­ner­ce, ro­dzi­nie ani dzie­ciach.

Opu­ści­ła wło­sy na czo­ło, żeby na­rze­czo­ny nie zo­ba­czył na­pi­ęcia w jej oczach.

– Wszyst­ko się mo­gło wy­da­rzyć przez ten czas, kie­dy się nie wi­dzie­li­śmy – po­wie­dział ci­cho Fra­nek. – Ale nie sądzę, żeby się zna­la­zła taka, co by z nim wy­trzy­ma­ła. To dziw­ny czło­wiek.

– Co ty mó­wisz? – zdu­mia­ła się Wiki. – Lu­dzie go uwiel­bia­ją. Ma kil­ka­set ty­si­ęcy od­słon ka­żde­go, na­wet naj­krót­sze­go od­cin­ka na swo­im ka­na­le.

Fra­nek z nie­chęcią kiw­nął gło­wą. Roz­miar suk­ce­su bra­ta znał do­brze, choć nie chciał o nim my­śleć, sły­szeć, roz­ma­wiać. Pra­gnął z ca­łej siły za­po­mnieć, a jed­nak bar­dzo często wie­czo­ra­mi dło­nie same wędro­wa­ły na ten kon­kret­ny ka­nał i jak po nie­wi­dzial­nej ma­pie ste­ro­wa­ne au­to­ma­tycz­ną na­wi­ga­cją je­cha­ły w od­po­wied­nie miej­sca, aby od­na­le­źć naj­now­szy fil­mik, wpis w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych albo zdjęcie.

W ta­kich chwi­lach pa­trzył na bra­ta za­chłan­nie. Wiecz­nie głod­ny tego wi­do­ku. A po­tem wy­łączał kom­pu­ter, za­trza­ski­wał agre­syw­nie lap­to­pa, choć uszko­dził w ten spo­sób już dwa mo­de­le. Kła­dł się spać zły, że zno­wu to zro­bił, obie­cu­jąc so­bie, że już ni­g­dy wi­ęcej.

Kie­dy po­znał Wiki, tro­chę się uspo­ko­ił. Wie­czo­ra­mi my­ślał głów­nie o niej, no­ca­mi przy­tu­lał do jej mi­łe­go, gład­kie­go cia­ła. Ale te­raz wszyst­ko wró­ci­ło.

Za­ci­snął zęby.

– Mój brat po­tra­fi być świet­ny, kie­dy tego chce – po­wie­dział szyb­ko. Jesz­cze chwi­lę temu chciał z nią o tym tak so­lid­nie po­ga­dać, ale te­raz za­częło mu się spie­szyć, by jed­nak z tym sko­ńczyć. – My­ślę, że wci­ąż jest sam – do­dał. – Gdy­by miał dziew­czy­nę, toby ją wy­ko­rzy­stał do ce­lów mar­ke­tin­go­wych, jak wszyst­ko. Ni­cze­mu nie prze­pu­ści. Ostat­nio na­wet fo­to­gra­fo­wał ja­kąś bie­dron­kę. Bied­na nie wie­dzia­ła, gdzie przy­sia­dła.

– Na li­ściu. – Wiki tyl­ko wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. Wca­le się nie prze­jęła jego obu­rzo­nym to­nem. – Tak się robi, to nor­mal­ne – stwier­dzi­ła. – Dziś ka­żdy wrzu­ca zdjęcia.

Fra­nek nie chciał ci­ągnąć tego te­ma­tu. Za­czął ją ca­ło­wać. Na­tych­miast za­po­mnieć o tej spra­wie. Nie miał już bra­ta i nic nie mo­gło tego zmie­nić. Świat in­ter­ne­tu i za­si­ęgo­wych in­flu­en­ce­rów wca­le go już nie ob­cho­dził. Tyl­ko Wiki.

– Po­cze­kaj. – Od­su­nęła się, a on spoj­rzał na nią nie­co nie­przy­tom­nie i na mo­ment do­znał szo­ku, że to ja­kaś inna ko­bie­ta. Szyb­ko jed­nak so­bie przy­po­mniał, że tyl­ko prze­far­bo­wa­ła wło­sy na blond i on te­raz musi po­uczyć swój mózg, żeby to ogar­nął. – Mam taki po­my­sł. – Na­rze­czo­na wy­ko­rzy­sta­ła jego mo­ment nie­uwa­gi. – Na­pi­szesz do nie­go, że za dwa ty­go­dnie or­ga­ni­zu­je­my za­ręczy­no­wą ko­la­cję. Będzie moja sio­stra i ucie­szy­my się, je­śli on też przyj­mie za­pro­sze­nie.

Fra­nek wes­tchnął. Już mu na­wet prze­szła ocho­ta na po­ca­łun­ki. Brat po­tra­fił wszyst­ko zmro­zić. Cho­ćby na od­le­gło­ść.

– Do nie­go nie da się tak po pro­stu na­pi­sać – od­pa­rł gorz­ko. – Jak by­łem młod­szy, parę razy pró­bo­wa­łem. Ni­g­dy się nie uda­ło.

– Nie przej­muj się – po­cie­szy­ła go. –Wiesz, ile on co­dzien­nie do­sta­je wia­do­mo­ści. Może mu zgi­nęło.

– Vin­cent spe­cjal­nie nie od­pi­su­je – od­pa­rł Fra­nek pew­nym to­nem.

– Nie prze­sa­dzaj. – Wik­to­ria nie zwy­kła się pod­da­wać. – Musi być ja­kaś mo­żli­wo­ść kon­tak­tu, cho­ćby dla re­kla­mo­daw­ców. A poza tym prze­cież wiesz, gdzie on miesz­ka...

– Nie wiem – prze­rwał jej szyb­ko. – Do­stał dom w spad­ku...

– No tak, wszy­scy prze­cież o tym sły­sze­li – za­częła mó­wić. – Sta­ra wil­la z du­szą, oto­czo­na cu­dow­nym ogro­dem. Często o tym opo­wia­da. Ależ bym chcia­ła ją zo­ba­czyć!

To musi być war­te ma­jątek – po­my­śla­ła jed­no­cze­śnie, a kasa w jej oczach prze­kręci­ła się, po­mna­ża­jąc wy­nik o ko­lej­ne cy­fry.

– Na pew­no wiesz, gdzie to jest – za­ko­ńczy­ła.

– Nie mam po­jęcia – od­pa­rł, po czym wstał. – Wo­la­łbym już sko­ńczyć tę roz­mo­wę – po­wie­dział jak na nie­go bar­dzo sta­now­czym to­nem. – To je­dy­na rzecz, ja­kiej o mnie nie wie­dzia­łaś. Nie chcia­łem, żeby to wy­szło przez przy­pa­dek przy ślub­nych przy­go­to­wa­niach.

Kiw­nęła gło­wą. To rze­czy­wi­ście mo­gło­by ją zszo­ko­wać.

– Poza tym je­stem z tobą ca­łkiem szcze­ry. – Głos mu tro­chę za­drżał. Nie wie­dział z ja­kie­go po­wo­du. Prze­cież mó­wił praw­dę. Sław­ny brat to była jego naj­wi­ęk­sza ta­jem­ni­ca.

– Dla­cze­go dzia­dek za­pi­sał wszyst­ko two­je­mu bra­tu? – za­py­ta­ła Wik­to­ria. Nie za­sta­na­wia­ła się. To się lo­gicz­nie na­su­wa­ło samo. Ale Fran­ka wy­ra­źnie za­bo­la­ło. Za­my­ślił się na mo­ment.

Nie zno­sił o tym mó­wić, ale sko­ro ta dziew­czy­na mia­ła zo­stać jego żoną, naj­bli­ższą oso­bą w ży­ciu, to chy­ba po­win­na wie­dzieć.

– Taki był za­pis w te­sta­men­cie – wy­ja­śnił dość spo­koj­nie, choć pra­wie ka­żde sło­wo gi­nęło w ner­wo­wym kasz­lu. – Ja do­sta­łem miesz­ka­nie po ro­dzi­cach. Nie na­rze­kam. Bar­dzo je lu­bię. Spędzi­łem tu do­bre dzie­ci­ństwo.

Wiki te aku­rat opo­wie­ści do­brze zna­ła. W ró­żnych miej­scach znaj­do­wa­ły się też zdjęcia uśmiech­ni­ętych ro­dzi­ców Fran­ka. Po wie­lu mie­si­ącach po­miesz­ki­wa­nia u swo­je­go chło­pa­ka mia­ła wra­że­nie, jak­by się z nimi za­przy­ja­źni­ła. Szcze­gól­nie przy­stoj­ny oj­ciec ro­bił wra­że­nie. Fra­nek go uwiel­biał. Ci­ągle wspo­mniał, co ra­zem ro­bi­li.

– Ale to reszt­ki – za­kasz­lał zno­wu – ochła­py w po­rów­na­niu z tym, co przy­pa­dło mo­je­mu star­sze­mu bra­cisz­ko­wi – do­dał mimo woli z go­ry­czą, choć wy­da­wa­ło mu się, że daw­no się już z tym wszyst­kim po­go­dził.

– Jak to mo­żli­we?! – obu­rzy­ła się Wik­to­ria, a jej blond wło­sy za­fa­lo­wa­ły. – Może ty o czy­mś nie wiesz?! Prze­cież na pew­no było ja­kieś po­stępo­wa­nie spad­ko­we. Nie mo­gli was tak nie­spra­wie­dli­wie po­trak­to­wać.

Ro­zej­rza­ła się wo­kół. Miesz­ka­nie Fran­ka za­wsze wy­da­wa­ło jej się faj­ne. Trzy po­ko­je, urządzo­ne ze sma­kiem. Od­no­wio­ny bu­dy­nek.

Ale rze­czy­wi­ście przy po­sia­dło­ściach i do­cho­dach Vin­cen­ta Żmir­skie­go to było nic.

Wik­to­ria ogląda­ła jego fil­mi­ki głów­nie u Mi­cha­li­ny, swo­jej naj­lep­szej przy­ja­ció­łki, albo cza­sem w wan­nie. Fra­nek za­wsze mó­wił, że nie lubi i nie chce tego wi­dzieć u sie­bie. Te­raz zro­zu­mia­ła dla­cze­go. Twier­dził, że od lat nie mają kon­tak­tu, a co szo­ku­jące: nie znał na­wet jego ad­re­su.

Ona jed­nak wie­dzia­ła o Vin­cen­cie Żmir­skim ca­łkiem dużo. Miesz­kał on w pi­ęk­nej sta­rej wil­li. Miał tam pe­łno pa­mi­ątek po dziad­ku z Fran­cji, w tym słyn­ne zło­te ta­le­rze, któ­re po­noć na­le­ża­ły do sa­me­go Na­po­le­ona. Ale ni­g­dy nie sądzi­ła, ba, na­wet jej się nie śni­ło, że ten le­gen­dar­ny dzia­dek, o któ­rym tyle sły­sza­ła, na­le­ży ta­kże do ro­dzi­ny jej na­rze­czo­ne­go.

Szok!

Zmie­rzy­ła wzro­kiem Fran­ka. Sie­dział na brze­gu ka­na­py, miał po­chy­lo­ne ple­cy i coś spraw­dzał w te­le­fo­nie. Za­częła go nie­co ina­czej po­strze­gać. Jak mo­żna być tak nie­za­rad­nym?! Nie za­dbać o swo­je in­te­re­sy. Nie zno­si­ła u fa­ce­tów ta­kiej bier­no­ści.

Chy­ba wy­czuł jej na­strój.

– Spa­dek był po dziad­ku – ode­zwał się. Wy­po­wia­dał sło­wa po­wo­li, jak­by mu za­le­ża­ło, by tłu­ma­czyć to tyl­ko raz. Już nie kasz­lał. – Za­pi­sa­ny imien­nie dla mo­je­go star­sze­go bra­ta. Ja nie zo­sta­łem za­pro­szo­ny na­wet na od­czy­ta­nie. Na­to­miast brat zrze­kł się na moją ko­rzy­ść swo­ich praw do miesz­ka­nia. To jed­nak nie był spra­wie­dli­wy po­dział. Zde­cy­do­wa­nie. Ale ja mia­łem tyl­ko osiem­na­ście lat, ci­ągle w do­łku po wy­pad­ku ro­dzi­ców...

– No, ale prze­cież wiesz, gdzie twój dzia­dek miesz­kał! Lu­dzie! – Wiki zła­pa­ła się za gło­wę. To, co opo­wia­dał na­rze­czo­ny, prze­sta­wa­ło się w niej mie­ścić.

– Miesz­kał we Fran­cji, ni­g­dy nie utrzy­my­wał kon­tak­tów z ro­dzi­ną – od­pa­rł mężczy­zna wci­ąż spo­koj­nym to­nem, choć opo­wia­da­nie o tym wy­ra­źnie spo­ro go kosz­to­wa­ło. – Na­wet nie wie­dzie­li­śmy, że ma w Pol­sce dom. Uro­dził się w War­sza­wie. W ka­mie­ni­cy, któ­ra nie prze­trwa­ła woj­ny. Po­tem wy­je­chał i był ja­ki­mś słyn­nym ku­cha­rzem. Po­dob­no miał w Pa­ry­żu re­stau­ra­cję z gwiazd­ką Mi­che­lin. I te swo­je zło­te ta­le­rze, któ­re nie wia­do­mo jak zdo­był.

– O two­im dziad­ku wszy­scy to wie­my – zde­ner­wo­wa­ła się na­gle Wiki. – In­te­re­su­je mnie co in­ne­go. Gdzie miesz­ka twój brat. Nie wie­rzę, że dzi­siaj ktoś może się tak ukryć. Zwłasz­cza bar­dzo zna­ny youtu­ber.

– Mó­wię wy­ra­źnie, że nie da się go zna­le­źć. – Fra­nek od­wró­cił się, po czym odło­żył te­le­fon. Nie po­do­ba­ło mu się, w jaki spo­sób prze­bie­ga ta roz­mo­wa. Przede wszyst­kim fakt, że jego na­rze­czo­na, pierw­sza dziew­czy­na od wie­lu lat, z któ­rą czuł się tak do­brze, za­czy­na być co­raz bar­dziej za­in­te­re­so­wa­na jego bra­tem. Od razu zro­bi­ło mu się zim­no. Do­brze znał to uczu­cie.

– Może nie­po­trzeb­nie ci po­wie­dzia­łem – wy­rwa­ło mu się.

– Ależ skąd! – Wiki za­re­ago­wa­ła bły­ska­wicz­nie. Na­le­ża­ło chro­nić Fran­ka. Nie była skłon­na do ry­zy­ka, wi­ęk­sza wy­gra­na w po­sta­ci Vin­cen­ta wci­ąż po­zo­sta­wa­ła wy­łącz­nie w sfe­rze per­spek­tyw. I to dość mgli­stych. Za­mie­rza­ła strzec tego, co już trzy­ma­ła w ga­rści. – Z pew­no­ścią masz ra­cję, ko­cha­nie – po­wie­dzia­ła ła­god­nie. – Nie ga­daj­my już o tym. Szko­da wie­czo­ru. Za­lo­guj się do pra­cy, a ja lecę do Mi­śki – zde­cy­do­wa­ła szyb­ko i od razu wsta­ła, by wło­żyć buty.

Fra­nek stał za­sko­czo­ny na środ­ku po­ko­ju. Nie spo­dzie­wał się ta­kie­go na­głe­go ob­ro­tu spraw.

– Umó­wi­ły­śmy się na ogląda­nie fil­mów – tłu­ma­czy­ła da­lej Wiki, a dłu­gie blond wło­sy fa­lo­wa­ły jej na ple­cach. Wzi­ęła kurt­kę do ręki, po czym od­wró­ci­ła się w jego stro­nę.

– Nie mia­łem już dzi­siaj za­mia­ru pra­co­wać – po­wie­dział Fra­nek. Przy­tu­li­ła się do nie­go.

– To po­nadra­biaj so­bie ja­kieś za­le­gło­ści – szep­nęła mi­ęk­kim gło­sem. – Obie­ca­łam Mi­śce, że wpad­nę. Po­sta­ram się wró­cić szyb­ko. – Po­ca­ło­wa­ła go, a po­tem de­li­kat­nie po­gła­ska­ła po ple­cach. Roz­lu­źnił się. Ode­tchnął głębo­ko. Może ten wie­czór nie prze­bie­gnie do­kład­nie tak, jak to so­bie wy­ma­rzył, ale ży­cie znów wró­ci­ło na swo­je tory. Sta­li w przed­po­ko­ju we dwo­je, bez żad­ne­go du­cha star­sze­go bra­ta. Wi­zy­ty na­rze­czo­nej u Mi­śki ta­kże nie­spo­dzia­ne do­brze znał, daw­no za­ak­cep­to­wał. Sam też miał kum­pli.

– Leć! – po­wie­dział, z tru­dem wy­pusz­cza­jąc ją z ob­jęć. Fak­tycz­nie miał w pra­cy tro­chę spraw, któ­re już od ty­go­dni cze­ka­ły, by je wresz­cie za­ła­twić. Może jak zwy­kle Wiki mia­ła nie­zły po­my­sł?

Po­że­gna­ła się z nim wy­jąt­ko­wo szyb­ko. Za­mknęła za sobą drzwi. Nie sły­szał stu­ko­tu jej bu­tów na scho­dach. Za­wsze go to za­sta­na­wia­ło. Po­tra­fi­ła wcho­dzić i scho­dzić, jak­by pły­nęła. Uśmiech­nął się na myśl o niej i już tęsk­nił. Ta drob­na, nie­zwy­kle uro­cza dziew­czy­na moc­no za­kręci­ła mu w gło­wie.

Po­pa­trzył jesz­cze chwi­lę na drzwi, a po­tem od­wró­cił się i wsze­dł do kuch­ni. Do­lał so­bie kawy do kub­ka, usia­dł na ka­na­pie i włączył lap­top. Od razu po­ja­wił się tam rząd mi­ga­jących cyfr, któ­ry po­chło­nął go jak za­wsze bez resz­ty.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: