- promocja
- W empik go
Miłość, kłamstwa i sekrety - ebook
Miłość, kłamstwa i sekrety - ebook
Wszyscy kochają prawdę, ale to skomplikowana miłość. Jak przyjdzie co do czego, bardziej kusi słodki smak kłamstwa.
Vincent to słynny youtuber kulinarny. Jest przystojny i uwielbiany, mieszka w romantycznej starej willi odziedziczonej po dziadku. Charyzmatyczny przodek dał mu nie tylko posiadłość, lecz także zeszyt z przepisami na potrawy, które kiedyś przyrządzał w prestiżowej francuskiej restauracji. Idealna sytuacja?
Mnóstwo kobiet kocha go wirtualnie. W tym również Wiki, która uwielbia zmiany – farbuje włosy tak często, że nawet jej narzeczony za nią nie nadąża. Franek to ciepły, serdeczny mężczyzna. Wzór męża dla Wiki?
Mirki nikt nie oszuka. Wynajęta przez Wiktorię detektyw specjalizująca się w tropieniu wszelkich kłamstw jest twarda i rzeczowa. Ma na swoim koncie wiele rozwiązanych spraw. Ale wyciąganie sekretów na światło dzienne zwykle przynosi kłopoty.
Czy kiedy wszyscy spojrzą prawdzie w oczy, coś się wreszcie zmieni?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67510-01-1 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rodzinna tajemnica
Franek rozglądał się intensywnie.
Czekał na narzeczoną. Niby rzecz normalna. Bliska osoba, pozornie łatwo dostrzec ją w tłumie. Ale nie z Wiki takie numery! Na ślubie kuzynki rodzona matka jej nie poznała. A Franek omal nie dostał konkretnym lewym sierpowym od przyszłego teścia za to, że ośmielił się przyjść na ich rodzinną imprezę z jakąś obcą babą. A ojciec Wiki miał czym przyłożyć. Franek wzdrygnął się na samo wspomnienie i jeszcze mocniej zaczął wytężać wzrok, a także wyciągać szyję.
Powinna już tu być! – pomyślał. – Może nawet jest.
Czy to ta rudowłosa piękność z zielonymi oczami? Przetarł okulary. Nie pomogło. Albo brunetka z krótką fryzurką w ładnym dopasowanym topie? Blondynka przeciskająca się właśnie przez tłum?
Jest! Bingo! To ona. Rozpoznał ją po torebce! Nie mogła zmieniać co chwilę całej garderoby i dodatków, ale jeśli kiedyś, co niewykluczone, będzie ją na to stać, sprawa stanie się jeszcze trudniejsza. Tym razem się udało.
Ulżyło mu, jakby właśnie uratował świat przed cyberatakiem. Dziś obędzie się bez kpin i żartów na temat spostrzegawczości mężczyzn. To dobrze, bo moment był ważny.
– Cześć! – przywitał się i pocałował jej ciepłe usta. Ich na szczęście nie zmieniała ani nie poprawiała inwazyjnymi zabiegami. Wiki bardzo bała się zastrzyków i nawet jej wielka miłość do metamorfoz nie mogła temu zapobiec.
– Co takiego ważnego masz mi do powiedzenia? – zapytała, spoglądając na niego z jawną ciekawością. – Jaka to może być niespodzianka? Spieszę się, a pierścionek już mam. – Z przyjemnością wyciągnęła przed siebie dłoń, przyglądając się po raz tysięczny błyszczącemu w świetle lamp diamentowi.
Franek się uśmiechnął. Poczuł, jak robi mu się przyjemnie. Dbanie o Wiki było miłe, tak pięknie umiała się ze wszystkiego cieszyć. Postarał się z tym pierścionkiem. Odłożył, odmówił sobie paru wydatków, było warto.
– Jesteś blondynką? – zapytał, przyglądając jej się uważnie.
– Jestem Wiktoria – odpowiedziała. – A kolor włosów to drobiazg. – Machnęła dłonią. – Wiesz, że zmieniam się często. Lubię to. Przynajmniej niezadowoleni klienci nie będą mnie ścigać – roześmiała się. – A ty i tak zawsze wiesz, kim jestem.
Franek przełknął ślinę. Gardło trochę mu się jednak ścisnęło. Żaden program komputerowy na świecie nie był tak skomplikowany jak Wiki. Każdy kod bankowy łatwiej złamać, niż odgadnąć, co ona naprawdę myśli. To go fascynowało. Wprowadzało mnóstwo ruchu i życia w jego starannie poukładany świat. Ale też sporo stresu, bo wcale nie był pewien, czy sprosta jej wysokim oczekiwaniom, na przykład czy następnym razem też ją rozpozna. Zakładała różne soczewki i nawet kolor oczu nie był tutaj wskazówką.
Nie zadał pytania, w jaki sposób jej włosy w ciągu jednej nocy podwoiły długość. Nie chciał się zbłaźnić. Pewnie były na to jakieś nowoczesne sposoby.
– Mam ci coś ważnego do powiedzenia – zakaszlał. Był zły na ten odruch. Zawsze mu się to zdarzało, kiedy się denerwował. Jego narzeczona o tym wiedziała. Miał świadomość, że w starciu na rozszyfrowywanie jest na z góry straconej pozycji. Wiki wiedziała o nim bardzo dużo. On o niej w gruncie rzeczy niewiele.
Ale jakie to miało znaczenie?! Przytulił ją. Przesunął dłonią po włosach. Z trudem przyzwyczajał się do nowego koloru. Jeszcze wczoraj kochał się z ogniście rudą dziewczyną. A tu taka nowość.
– O co chodzi? – Zniecierpliwiła się Wiki. – Jest jakaś tajemnica?
– Tak. – Kiwnął niechętnie głową. – I chcę ci to powiedzieć teraz. Jesteśmy zaręczeni...
– Masz nieślubne dziecko? Jesteś żonaty? – zapytała natychmiast. W jej oczach, które dziś błyskały na zielono, pojawił się niebezpieczny odcień. Naturalnego gniewu, który tylko czekał, żeby wybuchnąć.
Franek szybko pokręcił głową. Wiki od razu się uspokoiła. A potem skarciła samą siebie w duchu za swoją gwałtowną reakcję. To przecież takie nieprawdopodobne. Franek nie byłby zdolny do zawiłych intryg. Sama nie wiedziała, czy jego uderzająca prostolinijność to zaleta, czy jednak trochę wada.
– Gorzej... – powiedział.
Poziom niepokoju wzrósł znacząco. Czyżby się pomyliła, jak jej przyjaciółka, która zaufała facetowi, bo sprawiał miłe wrażenie, i została oszukana?
Niemożliwe – pomyślała Wiki. – Mnie się coś takiego przecież nie przydarza.
A jednak narzeczony, o którym sądziła, że wszystko o nim wie, patrzył na nią z bardzo poważną miną. Coś wyraźnie miał na sumieniu.
– Jesteś chory? – zapytała powoli, przeszukując w głowie możliwe opcje.
– Nie! – Zamachał dłońmi w geście protestu. – To nic takiego. Rodzinna sprawa.
– Ach! – westchnęła. – Chodzi o twojego brata – domyśliła się. I poczuła ulgę. Zwykła sprzeczka między rodzeństwem. Była na niego zła, że ją tak wystraszył.
– Jeden zero dla ciebie. – Franek ją pocałował. Nie zdziwił się, że zgadła. Jak zawsze wszystko wiedziała. Czytała w nim jak w dobrze napisanym kodzie do programowania. A jednak czuł, że tym razem ją zaskoczy. Nie cieszył się z tego wcale.
– Gdzie usiądziemy? – zapytała Wiki, odrzucając na plecy swoje nowe blond włosy. Nadal nie mógł się do nich przyzwyczaić. Nie miało też sensu tego robić wobec faktu, że zapewne niebawem odejdą w niepamięć, jak większość fryzur jego narzeczonej.
Rozejrzał się wokół. Wybrał jej ulubioną kawiarnię, ale teraz ten pomysł przestał mu się podobać. Było tu tłoczno, a on potrzebował spokoju.
– Może jednak pojedziemy do domu? – zaproponował. – Tutaj chyba nie da rady.
Wiki otworzyła usta, ale szybko zrezygnowała z komentarza. Takiej miny u Franka jeszcze nie widziała. Był bardzo poważny.
No cóż! – pomyślała. – Każdy ma jakieś rodzinne tajemnice. Trzeba to uszanować.
Ruszyła w stronę samochodu. Chciała dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Była ogromnie ciekawa. Nie spodziewała się, że narzeczony może ją jeszcze czymś zaskoczyć, a miała przeczucie, że tym razem tak się stanie.
Jak zwykle się nie pomyliła.
***
– To jest twój brat?! – Wiki wpatrywała się w ekran smartfona, ale szybko odwróciła głowę i spojrzała na swojego narzeczonego.
Gdyby Franek był bardziej uważny, prawie mógłby zobaczyć kręcące się w jej gałkach ocznych symbole dolara jak na automacie, kiedy człowiekowi wydaje się, że lada moment wygra główną nagrodę i zgarnie wszystko.
– On jest bajecznie bogaty... – wyszeptała.
– Podobno... – Franek zagryzł usta, potem je zacisnął, a kilka sekund później odłożył telefon. Miał dość. Chciał jak najszybciej uznać temat za zamknięty. Powiedział swoje i marzył, by życie wróciło już na dawne tory.
– Dlaczego mi wcześniej o tym nie wspomniałeś? Nawet słowem... – Wiki zerwała się z kanapy i podążyła za swoim chłopakiem do kuchni.
Franek właśnie tam poszedł, by napełnić pusty kubek po kawie, ale trochę to wyglądało, jakby się pospiesznie ewakuował.
– Nie lubimy się – odparł krótko. – Wiesz o tym....
– Ale on jest sławny... – Wiki zmierzyła wzrokiem swojego narzeczonego, jakby ponownie szacowała jego wartość. Decyzję o zaręczynach podjęła świadomie, kierując się nie tylko sercem, lecz także rozsądkiem. Wydawało jej się, że świetnie trafiła.
Franek miał trzydzieści lat i własne mieszkanie, które odziedziczył po rodzicach i ładnie odnowił. Pracował jako informatyk w korporacji, jeździł niezłym samochodem. Uprawiał sport i dobrze się ubierał. Jak na faceta o miłym charakterze to bardzo dużo. Na dodatek chciał się żenić, być wierny, mieć rodzinę. W dzisiejszych czasach rzadki skarb.
Ale jego brat... – W tym miejscu nawet sprawny mózg Wiktorii nieco się zawiesił. To było nie do pojęcia. Choćby się policzyło z wielką życzliwością wszelkie zalety narzeczonego, dodało, jak jest wyjątkowy, pomnożyło to przez dziesięć, i tak Franek był do bólu zwyczajnym facetem. A tu taka kosmiczna informacja! Jest spokrewniony z Vincentem Żmirskim!
Franek odwrócił się tak gwałtownie, że omal nie ochlapał jej kawą.
– Czy to dla ciebie ma aż takie znaczenie, jakie są jego zasięgi? – zapytał. – Zawsze mówiłaś, że liczy się człowiek. My. To, kim dla siebie jesteśmy!
– Jasne, oczywiście – odparła nieco machinalnie. Kręciła kosmyk nowych włosów na palcu. Nic już więcej nie powiedziała, co zwykle u niej było oznaką tego, że kompletnie się z nim nie zgadza.
Myślała. Franek nie miał nawet w przybliżeniu pojęcia o czym. Ale już czuł cień brata na plecach. Jak zawsze chłodny i złowróżbny. Zaczął żałować, że w ogóle się przyznał.
– Powiedziałem ci o tym tylko dlatego, że planujemy ślub – dodał szybko. – Chciałem, żebyś nie miała do mnie żalu, że coś ukrywam. Ale to nic takiego, nieważne...
– Co ty mówisz?! Twój brat to jeden z najbardziej rozpoznawalnych youtuberów. Jest sławny. Świetny facet. Bardzo chciałabym go poznać. Czy przyjdzie na naszą kolację zaręczynową?!
Franek pokręcił głową. Tak zamaszyście, że omal nie zrobił pełnego obrotu.
– Słuchaj! – zawołała, błyskawicznie doprecyzowując szczegóły swojego planu i przełączając go na wszelki wypadek w tryb tajny. – Ja rozumiem, że może nie macie bliskich stosunków. Tak między rodzeństwem bywa. Ale przecież na kolację zaręczynową on na pewno przyjdzie. – Mimo woli w jej głosie pojawiły się nuty rozmarzenia. A wyobraziła to sobie zaledwie przez moment. – To twój brat – dodała z mocą.
– I co z tego? – Franek był coraz bardziej zły.
– Najbliższa rodzina! – nacisnęła, jak w przypadku klienta, który ociąga się z decyzją. Nie miała zamiaru wypuścić tego z rąk. Święci pańscy! Taka szansa!
W życiu by się nie spodziewała, że jej zwyczajny narzeczony może chować w rękawie najnormalniejszej w świecie koszuli takiego asa!
– Nie wiem, czy przyjdzie – odparł Franek. Odłożył już kubek i teraz nerwowo przestawiał garnki na półce. Nie był wobec nich zbyt delikatny. Chyba kojarzyły mu się z bratem, specem od kulinariów. Ujął w dłoń sporą patelnię.
Wiki delikatnie wyjęła mu ją z ręki, a potem podeszła i przytuliła się do niego.
– Ślub to świetna okazja, żeby naprawić rodzinne relacje – powiedziała łagodnie. – Nie wiem, ile czasu się nie widzieliście, ale pewnie za nim tęsknisz.
Poczuła, jak wszystkie mięśnie mężczyzny się napinają. Miała wrażenie, że na moment przestał oddychać. To trwało bardzo krótko, ale przejęło ją do głębi. Jakby przez cienki materiał koszuli wyczuła pod palcami mocne cierpienie.
Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie przerwać tej rozmowy, choć ciekawość paliła ją do głębi. Wręcz wyżerała dziurę w jej w wnętrzu. Taka nowina! Vincent Żmirski na jej weselu! Coś niewiarygodnego!
Powstrzymała się jednak od kolejnych pytań. Poczekała, co Franek zdecyduje.
– Nie tęsknię ani trochę – powiedział. – Kiedyś, dawno temu był mi bliski, ale tyle lat minęło, że trudno teraz stwierdzić, czy to było naprawdę. Nie rozmawiamy, nie mamy kontaktu. I nawet gdybym chciał, nie miałbym pojęcia, gdzie go szukać. A nie chcę!
Objął ją i poprowadził na kanapę. Wiki nic nie mówiła. Nie naciskała. Kierował nią takt, ale też głębokie przekonanie, że ta opowieść będzie mieć jednak ciąg dalszy. Trzeba tylko spokojnie poczekać.
– Wiesz... – Zgodnie z jej oczekiwaniami Franek odezwał się, kiedy tylko usiedli. Cały czas mocno ją obejmował. – On był zawsze starszy, mądrzejszy, większy. Na wszystkim lepiej się znał. – Przykrość zabrzmiała w jego głosie.
Jeśli sądził, że wzbudzi zrozumienie u narzeczonej, mocno się pomylił. Jej analityczny umysł tylko dodawał kolejne punkty bratu, temu fascynującemu mężczyźnie, którego znała z internetu. Vincent Żmirski, najprzystojniejszy wśród kucharzy, najlepiej gotujący wśród przystojniaków. Ależ marzyła, by go poznać! Z każdą chwilą coraz bardziej.
– Naprawdę nic o nim nie wiesz? – zapytała. – Ma dziewczynę? – Szybko obliczała w myślach wiek brata Franka. Ponoć był starszy o pięć lat. W swoich filmikach nigdy nie wspominał o żadnej partnerce, rodzinie ani dzieciach.
Opuściła włosy na czoło, żeby narzeczony nie zobaczył napięcia w jej oczach.
– Wszystko się mogło wydarzyć przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy – powiedział cicho Franek. – Ale nie sądzę, żeby się znalazła taka, co by z nim wytrzymała. To dziwny człowiek.
– Co ty mówisz? – zdumiała się Wiki. – Ludzie go uwielbiają. Ma kilkaset tysięcy odsłon każdego, nawet najkrótszego odcinka na swoim kanale.
Franek z niechęcią kiwnął głową. Rozmiar sukcesu brata znał dobrze, choć nie chciał o nim myśleć, słyszeć, rozmawiać. Pragnął z całej siły zapomnieć, a jednak bardzo często wieczorami dłonie same wędrowały na ten konkretny kanał i jak po niewidzialnej mapie sterowane automatyczną nawigacją jechały w odpowiednie miejsca, aby odnaleźć najnowszy filmik, wpis w mediach społecznościowych albo zdjęcie.
W takich chwilach patrzył na brata zachłannie. Wiecznie głodny tego widoku. A potem wyłączał komputer, zatrzaskiwał agresywnie laptopa, choć uszkodził w ten sposób już dwa modele. Kładł się spać zły, że znowu to zrobił, obiecując sobie, że już nigdy więcej.
Kiedy poznał Wiki, trochę się uspokoił. Wieczorami myślał głównie o niej, nocami przytulał do jej miłego, gładkiego ciała. Ale teraz wszystko wróciło.
Zacisnął zęby.
– Mój brat potrafi być świetny, kiedy tego chce – powiedział szybko. Jeszcze chwilę temu chciał z nią o tym tak solidnie pogadać, ale teraz zaczęło mu się spieszyć, by jednak z tym skończyć. – Myślę, że wciąż jest sam – dodał. – Gdyby miał dziewczynę, toby ją wykorzystał do celów marketingowych, jak wszystko. Niczemu nie przepuści. Ostatnio nawet fotografował jakąś biedronkę. Biedna nie wiedziała, gdzie przysiadła.
– Na liściu. – Wiki tylko wzruszyła ramionami. Wcale się nie przejęła jego oburzonym tonem. – Tak się robi, to normalne – stwierdziła. – Dziś każdy wrzuca zdjęcia.
Franek nie chciał ciągnąć tego tematu. Zaczął ją całować. Natychmiast zapomnieć o tej sprawie. Nie miał już brata i nic nie mogło tego zmienić. Świat internetu i zasięgowych influencerów wcale go już nie obchodził. Tylko Wiki.
– Poczekaj. – Odsunęła się, a on spojrzał na nią nieco nieprzytomnie i na moment doznał szoku, że to jakaś inna kobieta. Szybko jednak sobie przypomniał, że tylko przefarbowała włosy na blond i on teraz musi pouczyć swój mózg, żeby to ogarnął. – Mam taki pomysł. – Narzeczona wykorzystała jego moment nieuwagi. – Napiszesz do niego, że za dwa tygodnie organizujemy zaręczynową kolację. Będzie moja siostra i ucieszymy się, jeśli on też przyjmie zaproszenie.
Franek westchnął. Już mu nawet przeszła ochota na pocałunki. Brat potrafił wszystko zmrozić. Choćby na odległość.
– Do niego nie da się tak po prostu napisać – odparł gorzko. – Jak byłem młodszy, parę razy próbowałem. Nigdy się nie udało.
– Nie przejmuj się – pocieszyła go. –Wiesz, ile on codziennie dostaje wiadomości. Może mu zginęło.
– Vincent specjalnie nie odpisuje – odparł Franek pewnym tonem.
– Nie przesadzaj. – Wiktoria nie zwykła się poddawać. – Musi być jakaś możliwość kontaktu, choćby dla reklamodawców. A poza tym przecież wiesz, gdzie on mieszka...
– Nie wiem – przerwał jej szybko. – Dostał dom w spadku...
– No tak, wszyscy przecież o tym słyszeli – zaczęła mówić. – Stara willa z duszą, otoczona cudownym ogrodem. Często o tym opowiada. Ależ bym chciała ją zobaczyć!
To musi być warte majątek – pomyślała jednocześnie, a kasa w jej oczach przekręciła się, pomnażając wynik o kolejne cyfry.
– Na pewno wiesz, gdzie to jest – zakończyła.
– Nie mam pojęcia – odparł, po czym wstał. – Wolałbym już skończyć tę rozmowę – powiedział jak na niego bardzo stanowczym tonem. – To jedyna rzecz, jakiej o mnie nie wiedziałaś. Nie chciałem, żeby to wyszło przez przypadek przy ślubnych przygotowaniach.
Kiwnęła głową. To rzeczywiście mogłoby ją zszokować.
– Poza tym jestem z tobą całkiem szczery. – Głos mu trochę zadrżał. Nie wiedział z jakiego powodu. Przecież mówił prawdę. Sławny brat to była jego największa tajemnica.
– Dlaczego dziadek zapisał wszystko twojemu bratu? – zapytała Wiktoria. Nie zastanawiała się. To się logicznie nasuwało samo. Ale Franka wyraźnie zabolało. Zamyślił się na moment.
Nie znosił o tym mówić, ale skoro ta dziewczyna miała zostać jego żoną, najbliższą osobą w życiu, to chyba powinna wiedzieć.
– Taki był zapis w testamencie – wyjaśnił dość spokojnie, choć prawie każde słowo ginęło w nerwowym kaszlu. – Ja dostałem mieszkanie po rodzicach. Nie narzekam. Bardzo je lubię. Spędziłem tu dobre dzieciństwo.
Wiki te akurat opowieści dobrze znała. W różnych miejscach znajdowały się też zdjęcia uśmiechniętych rodziców Franka. Po wielu miesiącach pomieszkiwania u swojego chłopaka miała wrażenie, jakby się z nimi zaprzyjaźniła. Szczególnie przystojny ojciec robił wrażenie. Franek go uwielbiał. Ciągle wspomniał, co razem robili.
– Ale to resztki – zakaszlał znowu – ochłapy w porównaniu z tym, co przypadło mojemu starszemu braciszkowi – dodał mimo woli z goryczą, choć wydawało mu się, że dawno się już z tym wszystkim pogodził.
– Jak to możliwe?! – oburzyła się Wiktoria, a jej blond włosy zafalowały. – Może ty o czymś nie wiesz?! Przecież na pewno było jakieś postępowanie spadkowe. Nie mogli was tak niesprawiedliwie potraktować.
Rozejrzała się wokół. Mieszkanie Franka zawsze wydawało jej się fajne. Trzy pokoje, urządzone ze smakiem. Odnowiony budynek.
Ale rzeczywiście przy posiadłościach i dochodach Vincenta Żmirskiego to było nic.
Wiktoria oglądała jego filmiki głównie u Michaliny, swojej najlepszej przyjaciółki, albo czasem w wannie. Franek zawsze mówił, że nie lubi i nie chce tego widzieć u siebie. Teraz zrozumiała dlaczego. Twierdził, że od lat nie mają kontaktu, a co szokujące: nie znał nawet jego adresu.
Ona jednak wiedziała o Vincencie Żmirskim całkiem dużo. Mieszkał on w pięknej starej willi. Miał tam pełno pamiątek po dziadku z Francji, w tym słynne złote talerze, które ponoć należały do samego Napoleona. Ale nigdy nie sądziła, ba, nawet jej się nie śniło, że ten legendarny dziadek, o którym tyle słyszała, należy także do rodziny jej narzeczonego.
Szok!
Zmierzyła wzrokiem Franka. Siedział na brzegu kanapy, miał pochylone plecy i coś sprawdzał w telefonie. Zaczęła go nieco inaczej postrzegać. Jak można być tak niezaradnym?! Nie zadbać o swoje interesy. Nie znosiła u facetów takiej bierności.
Chyba wyczuł jej nastrój.
– Spadek był po dziadku – odezwał się. Wypowiadał słowa powoli, jakby mu zależało, by tłumaczyć to tylko raz. Już nie kaszlał. – Zapisany imiennie dla mojego starszego brata. Ja nie zostałem zaproszony nawet na odczytanie. Natomiast brat zrzekł się na moją korzyść swoich praw do mieszkania. To jednak nie był sprawiedliwy podział. Zdecydowanie. Ale ja miałem tylko osiemnaście lat, ciągle w dołku po wypadku rodziców...
– No, ale przecież wiesz, gdzie twój dziadek mieszkał! Ludzie! – Wiki złapała się za głowę. To, co opowiadał narzeczony, przestawało się w niej mieścić.
– Mieszkał we Francji, nigdy nie utrzymywał kontaktów z rodziną – odparł mężczyzna wciąż spokojnym tonem, choć opowiadanie o tym wyraźnie sporo go kosztowało. – Nawet nie wiedzieliśmy, że ma w Polsce dom. Urodził się w Warszawie. W kamienicy, która nie przetrwała wojny. Potem wyjechał i był jakimś słynnym kucharzem. Podobno miał w Paryżu restaurację z gwiazdką Michelin. I te swoje złote talerze, które nie wiadomo jak zdobył.
– O twoim dziadku wszyscy to wiemy – zdenerwowała się nagle Wiki. – Interesuje mnie co innego. Gdzie mieszka twój brat. Nie wierzę, że dzisiaj ktoś może się tak ukryć. Zwłaszcza bardzo znany youtuber.
– Mówię wyraźnie, że nie da się go znaleźć. – Franek odwrócił się, po czym odłożył telefon. Nie podobało mu się, w jaki sposób przebiega ta rozmowa. Przede wszystkim fakt, że jego narzeczona, pierwsza dziewczyna od wielu lat, z którą czuł się tak dobrze, zaczyna być coraz bardziej zainteresowana jego bratem. Od razu zrobiło mu się zimno. Dobrze znał to uczucie.
– Może niepotrzebnie ci powiedziałem – wyrwało mu się.
– Ależ skąd! – Wiki zareagowała błyskawicznie. Należało chronić Franka. Nie była skłonna do ryzyka, większa wygrana w postaci Vincenta wciąż pozostawała wyłącznie w sferze perspektyw. I to dość mglistych. Zamierzała strzec tego, co już trzymała w garści. – Z pewnością masz rację, kochanie – powiedziała łagodnie. – Nie gadajmy już o tym. Szkoda wieczoru. Zaloguj się do pracy, a ja lecę do Miśki – zdecydowała szybko i od razu wstała, by włożyć buty.
Franek stał zaskoczony na środku pokoju. Nie spodziewał się takiego nagłego obrotu spraw.
– Umówiłyśmy się na oglądanie filmów – tłumaczyła dalej Wiki, a długie blond włosy falowały jej na plecach. Wzięła kurtkę do ręki, po czym odwróciła się w jego stronę.
– Nie miałem już dzisiaj zamiaru pracować – powiedział Franek. Przytuliła się do niego.
– To ponadrabiaj sobie jakieś zaległości – szepnęła miękkim głosem. – Obiecałam Miśce, że wpadnę. Postaram się wrócić szybko. – Pocałowała go, a potem delikatnie pogłaskała po plecach. Rozluźnił się. Odetchnął głęboko. Może ten wieczór nie przebiegnie dokładnie tak, jak to sobie wymarzył, ale życie znów wróciło na swoje tory. Stali w przedpokoju we dwoje, bez żadnego ducha starszego brata. Wizyty narzeczonej u Miśki także niespodziane dobrze znał, dawno zaakceptował. Sam też miał kumpli.
– Leć! – powiedział, z trudem wypuszczając ją z objęć. Faktycznie miał w pracy trochę spraw, które już od tygodni czekały, by je wreszcie załatwić. Może jak zwykle Wiki miała niezły pomysł?
Pożegnała się z nim wyjątkowo szybko. Zamknęła za sobą drzwi. Nie słyszał stukotu jej butów na schodach. Zawsze go to zastanawiało. Potrafiła wchodzić i schodzić, jakby płynęła. Uśmiechnął się na myśl o niej i już tęsknił. Ta drobna, niezwykle urocza dziewczyna mocno zakręciła mu w głowie.
Popatrzył jeszcze chwilę na drzwi, a potem odwrócił się i wszedł do kuchni. Dolał sobie kawy do kubka, usiadł na kanapie i włączył laptop. Od razu pojawił się tam rząd migających cyfr, który pochłonął go jak zawsze bez reszty.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------