Miłość na pustyni - ebook
Miłość na pustyni - ebook
To miał być romans bez zobowiązań, czysta przyjemność – zarówno Carmen, jak i książę Faruk przystali na taki układ. Może dlatego gdy Carmen zachodzi w ciążę, postanawia zniknąć z życia Faruka. Nie wie, że przed tym mężczyzną nie ma ucieczki. Jest zbyt potężny, a gdy dąży do celu, poruszy każdy kamień i pokona każdą przeszkodę. Po wielu miesiącach poszukiwań Faruk odnajduje Carmen i swoją córeczkę. Odczuwa radość, ale też i chęć zemsty. Postanawia wywieźć Carmen do swego kraju, poślubić i żyć z nią, dopóki mu się nie znudzi…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1248-9 |
Rozmiar pliku: | 709 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Czy wiesz, jakie to okropne uczucie, tkwić na tych negocjacjach, z dala od ciebie? Czuję się niczym w pułapce.
Głos Faruka rozpalił Carmen. Był niezgłębiony i ciemny jak nocne niebo, w które właśnie spoglądała. Jego egzotyczny akcent był bronią i czarem, któremu nie mogła się oprzeć.
Wyczuwała instynktownie, kiedy zakończył ważne międzynarodowe rozmowy. Oczyma wyobraźni widziała go, jak opuszcza salę konferencyjną i wchodzi do wieżowca, w którym mieszkali. Wiedziała, że już znajduje się w ich apartamencie.
Przez ostatnie sześć tygodni za dnia był nieobecny, uczestnicząc w gospodarczo-politycznych negocjacjach. Za to noce należały do nich dwojga. Do ich wspólnego, miłosnego zatracenia.
Tym razem nie było go prawie dwa dni. Czekała z utęsknieniem i niepokojem. Sądziła, że jest przygotowana na jego powrót po tym jak okazało się, że jej życie zmieniło się na zawsze.
Nie była przygotowana. Gdy nadchodził, przechodziły ją dreszcze szczęścia. Była zakochana do końca, do granic świadomości.
Uczucie do niego zaskoczyło ją jak lawina. Kiedy już wydawało się jej, że nie wierzy w miłość i nigdy nikogo nie zapragnie, na jego widok wszystko się w niej rozedrgało. Po kilku godzinach z nim spędzonych uległa swoim pragnieniom. Po pierwszej nocy w jego ramionach zupełnie się poddała.
Wiedziała, że kiedy on zakończy ten romans, ona nadal będzie go kochać. Nie przejmowała się tym, co będzie potem. Chciała tylko korzystać z każdej chwili, która była jej dana, aż do dzisiaj.
Patrzyła tępo przez szklaną taflę okna na Manhattan, skrzący się ponad czeluścią Central Parku.
Każdy krok jego bosych stóp, rozchodzący się po puszystym dywanie, połączony ze szmerem kaszmiru marynarki, którą właśnie zdejmował, przywoływał w jej pamięci kontury jego atletycznego ciała.
Nie była w stanie odwrócić się do niego, wiedząc, że to będzie ich ostatnia noc. Chciała przeżyć tej nocy moc wszystkich uniesień. Pragnęła jego uczuć, tych gwałtownych i tych łagodnych. Pragnęła ich teraz.
– Wahashteeni, ya ghalyah.
Jego czuły głos wywołał w niej falę szczęścia i udręki. Gdy usłyszała, jak powiedział, że za nią tęsknił, używając słów „skarbie”, „ukochana”, odpowiedziała pożądaniem. Jej brodawki stwardniały aż do bólu. Nie mogła znieść naporu bawełnianej bluzki na płonącej skórze. Tymi słowami sprawił, że było jeszcze trudniej wytrwać w swoim postanowieniu.
– Nie powinienem był cię zostawiać na tak długo. Teraz jak cię dotknę, to być może tego nie przeżyjemy.
Był tuż obok, a uczucia wzbierające w niej kłuły ją w sercu niczym ciernie. Wzięła głęboki oddech, z którym zaczerpnęła upajającą, piżmową woń jego ciała.
Delikatnym ruchem odsunął jej gęste, kasztanowe włosy i odsłonił szyję. Przesuwał dłonie blisko jej skóry, pomiędzy ich ciałami tworzyło się pole zmysłowych wyładowań.
Przybliżył usta do jej ucha i szepnął zmysłowo:
– Wiedziałem, że jeśli do ciebie zadzwonię i usłyszę, że mnie pragniesz, to stracę rozum. Rzuciłbym wszystko, żeby być z tobą.
Teraz już wiedziała. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie nawet na tę ostatnią noc. Jeśliby tak zrobiła, zostałaby. A za sześć tygodni dowiedziałby się, że ona jest w ciąży.
Nie mógł się o tym dowiedzieć.
Przyrzekła mu, że mogą się kochać bez zabezpieczeń. A okazało się, że poczęli dziecko. Widziałby w niej oszustkę. Byłby wzburzony lub wściekły. Albo jeszcze gorzej. Znacznie gorzej.
Mógłby też zachować się rycersko, ale nie miała złudzeń, kim dla niego była. Była tylko odskocznią od trudnych rozmów na szczeblu państwowym.
Po ich pierwszej wspólnej nocy, jasno określił warunki ich „związku”. Zostanie jego kochanką na trzy miesiące, podczas których on będzie negocjował międzynarodowe pakty pokoju i nieagresji. Była przekonana, że zechce zerwać ich znajomość po upływie tego czasu. Zapewne ze chciałby potem, ze splendorem należnym księciu, wynagrodzić ją hojnie. Tego wynagrodzenia ona nigdy by nie przyjęła.
Jednak los dał jej coś tysiąckroć cenniejszego niż jego zapłata. Dał jej najpiękniejszy dar od niego.
Gdy objął ją od tyłu, oplatając jej piersi ramionami, wstrząsnęły nią dreszcze. Czuła jego tęsknotę, jego ciepło tak mocno, że prawie zaryzykowała wszystko dla ponownej rozkoszy w jego ramionach. Prawie.
Wyplątała się z tych silnych objęć, udając, że był to naturalny odruch, i wychrypiała dla rozładowania napięcia:
– Czy udało ci się przeforsować swoje projekty i ustrzec się premiera Aszgunu, który zawsze narzeka, że wtrącasz się do jego rozumienia „demokracji”?
Chwilę zajęło mu, zanim odpowiedział. Chwilę, w której próbował ponownie ją przytulić. Na jego pięknej twarzy odmalowało się uczucie niezrozumienia, gdy znów wymknęła się z jego ramion. Po chwili otrząsnął się, jakby to nie miało znaczenia, i wzruszył szerokimi ramionami.
– Jeszcze jak. Nawet dał mi pełnomocnictwo na bezwarunkowy dostęp do terytoriów Aszgunu i stumilowy pas dostępu do granicy z Dalmurem.
Zalała ją fala dumy na tak niebywałe polityczne osiągnięcie, którego dotychczas nie mogli dokonać nawet politycy z ramienia ONZ.
– Och, Faruk, to nie do wiary! Ocalisz tyle istnień ludzkich – powiedziała.
Zacisnął zmysłowe usta.
– Nie liczmy ocalonych, dopóki nie zostaną uratowani, Carmen. Jeśli chodzi o dyplomację, to zawsze przewiduję najczarniejsze scenariusze. Ale dosyć na dzisiaj. Teraz nie jestem już księciem Al Masudem. Jestem mężczyzną, który chciałby obdarzyć swoją kobietę samymi przyjemnościami. Jesteś moim cudownym prezentem, podarowanym mi na najwspanialsze w życiu urodziny.
O jego urodzinach dowiedziała się dopiero wczoraj. Szukała dla niego czegoś wyjątkowego, ręcznie zrobionego przez najlepszych rzemieślników. Właśnie w trakcie zakupów dla mężczyzny, który przecież miał wszystko, zemdlała i znalazła się w szpitalu. Tam odkryła, że to, co było niemożliwe, spełniło się. Żyło w niej dziecko Faruka.
Ponownie wyciągnął do niej ramiona. Jednak, kiedy i tym razem się odsunęła, jego ręce opadły i zdziwienie przemknęło mu po twarzy. Zaraz jednak pojawiło się w jego oczach zrozumienie.
– To ten czas w miesiącu? – Myślał, że ma okres. Boże, co za ironia! Carmen chwyciła się tej wymówki i kiwnęła głową. – Chyba trochę się spóźniał? – dodał.
Nawet nie wiedział jak bardzo. Przecież nie odliczał dni, odkąd byli razem. W oczach ukazały mu się złośliwe iskierki.
– Zastanawia mnie, jak możesz w jednej chwili być taką rozpustnicą, a zaraz potem skręcasz się ze wstydu.
Odsunęła się, a on przyłożył palec do jej podbródka i zmusił ją do patrzenia sobie w oczy.
– Płonę z żądzy, ale też pragnę jakoś ulżyć twoim cierpieniom, ya ghalyah. Wyglądasz na zmęczoną. Jesteś taka blada.
Pociągnął ją w stronę wielkiego okrągłego łoża, udrapowanego granatowym jedwabiem.
– Czy coś cię boli? Zawołam swoich lekarzy.
Potrząsnęła głową.
– Nie, to tylko brzuch. Jak to zwykle.
– Wobec tego, zrobię ci masaż. A od dotyku moich rąk, nasączonych magicznymi olejkami, wszystkie bóle znikną.
Odtrąciła go.
– Nie.
Podszedł do niej, pełen mieszanych uczuć, i rozłożył bezradnie ręce, kiedy znowu się uchyliła.
– Co się dzieje? – W jego głosie był niepokój.
Musiała to powiedzieć. Zanim osłabnie. Zanim ulegnie.
– Wracam do domu.
Patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Pytam raz jeszcze, co się dzieje?
– Nic. Po prostu wracam do Los Angeles.
Zdziwienie błąkało mu się po twarzy.
– A co jest tego powodem? – spytał zdezorientowany.
Nie mogła złapać tchu. Nie spodziewała się z jego strony innej reakcji, oprócz lekceważącego wzruszenia ramionami. Przecież po jej wyjeździe mógłby ruszyć na dalsze podboje.
Jego drążenie tematu spowodowało u niej niespodziewany wybuch.
– Myślałam, że mogę jechać, dokąd zechcę!
Nigdy dotąd nie dał jej odczuć, że jest księciem, a ona tylko zwykłym człowiekiem. Teraz królewska władczość, którą miał we krwi, zapłonęła mu w oczach.
– Nie możesz, dopóki nie wytłumaczysz swojej nagłej zachcianki.
-To nie zachcianka. To moja decyzja. I nie jest nagła. Chciałam ci wcześniej powiedzieć.
Wycedził pytanie przez zęby.
– Chcesz mi wmówić, że twoje spazmatyczne okrzyki przedwczorajszej nocy były zwiastunami tego, co chciałaś mi powiedzieć?
Odwróciła się. Poczuła, że zaraz się przewróci. Nie pozwolił jej się odsunąć. Oparł dłonie na jej ramionach, muskał ustami szyję.
– Dosyć tego, Carmen. Jeśli się na mnie o coś gniewasz…
– Nie, nie gniewam się! – Strąciła jego dłonie z ramion.
Zacisnął szczęki.
– Coś się stało. Nie możesz mnie zostawić. Nie pozwolę ci!
– Nie pytam o zgodę. Informuję cię! – odpowiedziała okrzykiem pełnym paniki.
– Nigdzie nie pojedziesz, dopóki nie powiesz mi prawdy. Jeśli masz jakieś kłopoty…
– Nie mam.
O, Boże. Nie doceniła jego poczucia władzy. Zapomniała, że nie jest po prostu zwyczajnym mężczyzną. Był księciem o nieograniczonych możliwościach. Zawsze miał to, czego zapragnął. Będzie się dopytywał i naciskał tak długo, aż osiągnie swój cel, aż ją złamie. A ona nie może się złamać. Nie może.
Nagle Carmen wpadła na niebezpieczny pomysł. Nie miała innego wyjścia. Zwalczając przerażenie, wymamrotała: – W przeciwieństwie do prawa Dżudaru, gdzie jak coś powiesz, to tak ma być, tu jest wolny kraj, Wasza Wysokość. Kobieta ma tu takie same prawa jak mężczyzna, jeśli chodzi o przyjemności. I zdanie też może zmieniać, jak jej się podoba.
Książę Faruk mrugnął oczami, jakby mu dała w twarz.
– A ty zmieniłaś zdanie? Kiedy tak tu dygoczesz z pożądania? – powiedział.
Poczuła, że wstrząsają nią dreszcze. Jeszcze chwila, a straci panowanie nad sobą. Jaka była głupia, że chciała zobaczyć go po raz ostatni. Trzeba było znikać, póki czas.
– Chciałbyś, co? – wyszydziła, odurzona rozpaczą.
Faruk patrzył na nią martwym wzrokiem. Wreszcie się odezwał, był spokojny i opanowany.
– Może zakończymy te gierki? Cały czas mam z nimi do czynienia. Ale w sypialni bawią mnie tylko te erotyczne. Uważasz, że minione sześć tygodni powinno być wycenione inaczej? Może zawczasu powinienem ci złożyć ofertę finansową? Zatem, czekam na żądania. – Chwycił ją i odgiął do tyłu na ramieniu, przyciskając wolną ręką jej biodra do swoich, wtulając w jej łono swoją nabrzmiałą męskość. – Czekam na życzenia. Spełnię każde z nich.
O Boże, to się stało bardziej odrażające, niż można było sobie wyobrazić. Uważał, że ona targuje się o pożądanie, które ją zaślepiało. Że żąda zapłaty za uczucie, którym go obdarzyła. I chociaż wydała mu się zapewne odpychająca, to chciał jej nawet zapłacić, żeby tylko jeszcze z nim została. Wyrwała się z tych objęć. Teraz musiała już tylko kłamać. Wymyślić najohydniejsze kłamstwo.
– Uznałam, że należy ci się z mojej strony uprzejmość – powiedziała beznamiętnym głosem. – Postanowiłam, że nie odejdę bez pożegnania. Widać, powinnam była, zważywszy na twoją reakcję. Tak oczywistą dla mężczyzn z twojego barbarzyńskiego kręgu kulturowego. Wiedziałam, że będziesz mną pogardzał, z całą mocą swojej odziedziczonej potęgi. Może i jesteś dobry w łóżku, Faruku, ale też są inni oprócz ciebie. Lubię różnorodność i odchodzę wtedy, kiedy mnie ktoś zaczyna nudzić.
Aby nie upaść u jego stóp, odwróciła się, złapała torebkę i wyszła, niosąc w myślach obraz dziecka, podobnego do niego. Wyszła z jego świata.
Najgorszą rzeczą, jaką zapamięta do końca życia, będzie widok jego twarzy. Twarzy wroga, w którego zamieniła go w kilka minut. Wroga, którego nie zobaczy już nigdy.