Miłość nie wybiera - ebook
Miłość nie wybiera - ebook
Ruby zatrudnia się jako gospodyni domowa u znanego w Australii producenta programów telewizyjnych Sebastiana Marshalla. Zostaje uprzedzona, że Sebastian jest w żałobie po śmierci żony, dlatego Ruby powinna być jak najbardziej niewidzialna. Zaczyna pracę, gdy Marshall przebywa służbowo w Europie. Ponieważ wróci dopiero następnego dnia, Ruby pozwala sobie skorzystać z basenu. Gdy wychodzi z wody w bikini, w domu niespodziewanie zjawia się Sebastian, zupełnie nieprzygotowany na widok młodej i pięknej kobiety…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-8410-3 |
Rozmiar pliku: | 584 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Szuka pani pracy stałej gosposi?
Ruby wyczuła sceptycyzm w głosie Barbary, właścicielki agencji pracy dla pomocy domowych. Znała ten ton, bo słyszała go już w kilku poprzednich agencjach. Wystarczyło jedno spojrzenie na Ruby i jej bardziej niż skromny życiorys zawodowy. „Niestety nie mamy nic odpowiedniego” – to zdanie wciąż dźwięczało jej w uszach.
– Tak – odpowiedziała z rezygnacją w głosie, wiedząc, że znów spotka się z odmową.
Miała pustkę w głowie. Jeśli nie znajdzie niczego, będzie musiała zamieszkać u swoich braci Olivera lub Liama. Kochała obu, ale nie chciała sprawiać im kłopotu. Ich mieszkania były zresztą zbyt małe. Obaj mieszkali też ze swoimi partnerkami. Młode kobiety, Rachel i Lara, potrzebowały prywatności, a Ruby rozumiała je aż za dobrze.
– Proszę zrozumieć – właścicielka siliła się na uprzejmość. – Moja agencja niezbyt często oferuję pracę ze stałym pobytem. Specjalizujemy się w ofertach pracy na dochodne. Moje główne klientki to kobiety zamężne pragnące podreperować budżet rodzinny w czasie, gdy ich dzieci są w szkole.
– Rozumiem…
W bezbarwnym głosie Ruby brzmiała rezygnacja. Wróciła do Sydney, by na nowo wyjść na prostą, ale być może popełniła błąd…
Kolejny…
Już miała wychodzić, gdy na biurku właścicielki agencji zadzwonił telefon. Kobieta szybko podniosła słuchawkę.
Do Ruby nie docierały nawet strzępy rozmowy. Siedziała zatopiona w myślach. Co dalej? Była zbyt naiwna. Bóg jeden wie, czy ktoś taki jak ona znajdzie w tym mieście pracę gosposi. Właścicielka tylko potakiwała rozmówcy, jednocześnie sprawdzając monitor swojego laptopa.
Ruby nie chciała wracać do swojego dawnego koczowniczego trybu życia. Przez pięć lat dobrze jej służył, dając czas, którego potrzebowała wtedy jak kania dżdżu. Ale gdy niedawno skończyła trzydziestkę, przyszedł moment refleksji. W Ruby zrodziła się tęsknota za czymś stałym. Pragnienie robienia w życiu czegoś wartościowego.
Jason nie był jedynym mężczyzną, który zraził ją do płci przeciwnej. Ziarno nieufności zasiał już jej ojciec, gdy miała zaledwie dziewiętnaście lat. Tuż potem postawa jej pierwszego chłopaka Baileya tylko pogłębiła negatywne uczucia Ruby do mężczyzn. Z takim bagażem doświadczeń mogła dojść wyłącznie do jednego wniosku – musi polegać na sobie.
I na nikim innym.
Nieudane romanse z oboma mężczyznami przyspieszyły decyzję o celibacie, który szybko bardzo polubiła. Cieszył ją smak wolności i zupełny brak komplikacji uczuciowych, jakie towarzyszą związkowi i seksowi. Ku swojemu zdziwieniu nie tęskniła ani za jednym, ani za drugim. Ani trochę!
Pracując i podróżując po północnej Australii, spotykała wielu rozbitków życiowych, których losy potoczyłyby się może inaczej, gdyby ktoś w porę podał im pomocną dłoń. Widziała morze ludzkiego nieszczęścia. Postanowiła więc zostać pracownikiem socjalnym. Pomagać ludziom. Do tego potrzebne są jednak studia.
Dlatego wróciła do Sydney i postanowiła znaleźć pracę gosposi. Nie było to jej wymarzone zajęcie, ale miało sporo plusów. Nie będzie musiała płacić horrendalnych pieniędzy za wynajem mieszkania. Trochę zaoszczędzi, a wolny czas poświęci na kursy online przygotowujące do studiów na wydziale nauk społecznych. Oczyma wyobraźni już widziała siebie za pięć lat z dyplomem magistra. Była inteligentna i wiedziała, że jeśli się przyłoży, to osiągnie każdy wymarzony cel.
Plan miał tylko jedną wielką wadę. Propozycji pracy było mnóstwo. Ruby podejrzewała, że odmowy wynikają głównie z jej braku doświadczenia. Zastanowiło ją jednak, że w jednym z biur od razu powiedziano jej, że jest zbyt… seksowna.
W ostatnich latach raz czy dwa słyszała już taką opinię. Bóg wie dlaczego. Tak. Była zgrabna, ale nie była nawet ładna. Ruby przypomniała sobie czasy, gdy była nastolatką, i ze smutkiem pokiwała głową. Nikt nie powiedziałby wtedy, że jest seksowna. Żaden chłopak w szkole nawet na nią nie spojrzał. Nie zaprosił na randkę czy do kina. Dlaczego? Bo była pulchniutką dziewczyną z aparatem na zębach. Bez typowej dla okresu dojrzewania wiary w siebie. Z najwyższym trudem zdobyła się wtedy na odwagę, by zgłosić się do pracy w miejscowym fast foodzie. Ale od tego czasu nabrała wiary w siebie. Nie z powodu wyglądu. Smuciło ją, że ludzie nie widzą, kim jest w środku i czym naprawdę żyje.
Nie można oceniać ludzi po wyglądzie.
Czekając, aż Barbara skończy rozmowę, Ruby podjęła decyzję – zanim zdobędzie pracę kelnerki czy barmanki, gdzie seksowny wygląd jest atutem, zamieszka jednak kątem u jednego z braci. Nie była to wymarzona praca gosposi, ale lepsza niż żadna. Nie można mieć wszystkiego.
– Rozumiem, panie Marshall… – dobiegł ją głos właścicielki agencji. – Nie na stałe… Tylko dopóki nie wróci pańska gosposia. Georgia… Chwileczkę… Mam tu dziewczynę, która może panu odpowiadać. Ma świetne referencje…
Ruby z nadzieją w oczach uniosła głowę. Była uczciwą pracownicą. Jej pracodawcy zawsze żałowali, gdy odchodziła z pracy.
– Właśnie jest u mnie… – Barbara kontynuowała rozmowę przez telefon. – Chce pan z nią porozmawiać? Świetnie. Ma na imię Ruby.
– Słucham – powiedziała niepewnym głosem Ruby, gdy drżącą ręką brała słuchawkę.
Zwykle trzymała nerwy na wodzy, ale tym razem opanowywała je z trudem. Zależało jej na pracy gosposi. Nawet na dochodne. Mogłaby umieścić w życiorysie zawodowym kolejne doświadczenia.
– Cześć, Ruby. Jestem Sebastian – usłyszała w słuchawce głęboki i niezwykle męski głos. – Przejdźmy do rzeczy. Pracowałaś już jako gosposia?
Miała zaprzeczyć, gdy nagle przyszło jej na myśl coś, o czym przedtem zupełnie zapomniała.
– Nie zawodowo – odparła. – Ale przez siedem lat, od osiemnastego do dwudziestego piątego roku życia prowadziłam dom rodzinny. Moja matka ciężko wtedy chorowała… – dodała w pośpiechu, jakby z obawy, że rozmówca jej przerwie.
Pominęła, że matka zmarła na raka jajnika rok po tym, jak Ruby skończyła liceum. Ojciec, którego kochała, zostawił ją samą z dwoma młodszymi braćmi na głowie. Chłopcy byli kompletnie załamani. Tylko dzięki niej pokończyli szkoły i studia. Zakłamany drań zostawił całą trojkę dwa miesiące po pogrzebie i zamieszkał z bogatą kochanką w jej bajecznie urządzonym penthausie. Prawda, zostawił im dom i płacił rachunki, ale los dzieci zupełnie go nie interesował.
– Gotowałam i sprzątałam… Dbałam o cały dom… – powiedziała spokojniejszym głosem.
– Matka musiała być z ciebie dumna. Jest już zdrowa?
Ruby zdusiła w sobie smutek, który zawsze ją nachodził, gdy wracało do niej wspomnienie kochanej i dzielnej matki.
– Nie… – odparła, zaciskając zęby, by się nie rozpłakać. – Umarła na raka…
– Cholerne choróbsko – mruknął Marshall i zamilkł na chwilę. – Współczuję. Moja żona też na to zmarła… Ale nie ma o czym mówić – dodał szorstkim głosem, jakby chciał ubiec wyrazy współczucia ze strony Ruby. – Wspomnienia tylko nas zabijają. Ile masz lat, Ruby? – spytał, szybko zmieniając temat.
– Trzydzieści.
– Co robiłaś po jej śmierci?
Marshall myślał pewnie, że jej matka zmarła całkiem niedawno, a nie dziesięć lat temu. Ruby nie chciała wyprowadzać go z błędu. Musiałaby odpowiadać na niezręczne pytania. Nie znosiła rozmów o tym okresie swojego życia. Ten ból był tylko jej bólem. Nikomu nic do tego.
– Latami, nawet już w liceum, pracowałam w branży hotelarskiej. Na pół etatu. Gdy pojawiła się okazja, by wreszcie zająć się sobą, zostawiłam hotelarstwo i ruszyłam w podróż po Nowej Południowej Walii. Piękny stan. Dorabiałam w klubach i kurortach. Robiłam mnóstwo rzeczy. Byłam barmanką, kelnerką i recepcjonistką. Zmęczyło mnie jednak takie życie, więc wróciłam do Sydney. Szukam odpowiedniej pracy i chcę studiować nauki społeczne.
– Godne pochwały. Jesteś bardzo sympatyczną kobietą, Ruby. Agencja ma świetną reputację. Nigdy się na niej nie zawiodłem. Dlatego jestem pewien, że się dogadamy. Problem w tym, że jestem teraz w Londynie. Wracam za tydzień. Nie chcę jednak, by mój dom stał pusty. W Sydney mieszka moja siostra, Gloria. Zadzwonię do niej i umówię was na jutro rano. Ma klucze i pokaże ci dom. Jeśli chcesz tę pracę, umowa stoi.
Czy chce? Ruby nie mogła ukryć radości. Marshall również wydał jej się sympatycznym mężczyzną.
– Oczywiście, że chcę. Nie zawiedzie się pan na mnie – niemal krzyknęła do słuchawki.
– To cieszę się. Daj mi Barbarę. Podam jej numer siostry.
Oboje rozmawiali jeszcze kilka minut. W końcu właścicielka agencji odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się do Ruby.
– Masz szczęście. Pan Marshall to nikt inny, jak Sebastian Marshall, szef Harvest Productions, która wyprodukowała kilka znakomitych telewizyjnych programów rozrywkowych i znaną w całej Australii operę mydlaną „Elizabeth Street”. Ale perłą w ich koronie jest show „Battle at the Bar”, który pobił wszystkie rekordy oglądalności.
– Wiem, jest bardzo popularny – przytaknęła Ruby.
Widziała go tylko raz, ale wiele o nim słyszała i zawsze sobie obiecywała, że obejrzy więcej odcinków. Bohaterem był prawnik Cesar Battle, który broni ludzi w beznadziejnych przypadkach i najczęściej wygrywa. Typ samotnika. Tajemniczy mężczyzna, który ciężko pracuje i twardo gra na sali sądowej. Otaczała go aura kryształowej uczciwości, która zjednała mu miliony widzów. Program zdobył liczne nagrody. Najwięcej – sam, uwielbiany zwłaszcza przez kobiecą widownię, niezwykle przystojny bohater.
– Przykro mi, że praca u Marshalla jest tylko czasowa, ale lepsze to niż nic – ze współczuciem w głosie powiedziała Barbara.
– O wiele! – odparła Ruby z miną, jakby znalazła się właśnie w siódmym niebie.
– To też niezbyt ciężka robota. Marshall to bezdzietny wdowiec – dodała właścicielka agencji.
– Ach… tak. Ile ma lat? – zapytała Ruby.
Z tonu jego głosu nie mogła nawet w przybliżeniu określić wieku Marshalla. Ale wdowiec to zwykle ktoś starszy.
– Z informacji w sieci wynika, że czterdzieści – odparła Barbara.
– Boże! Taki młody? – W głosie Ruby brzmiało niedowierzanie.
Pomyślała o ojcu. Miał właśnie czterdziestkę, gdy zaczął romansować ze swoją dzisiejszą partnerką. Słyszała, że to niebezpieczny wiek dla mężczyzny.
Myśl o ojcu zawsze wzbudzała w niej złość i gniew. Do mężczyzn podchodziła ostrożnie. Nawet cynicznie.
– Obowiązuje mnie odpowiedni strój w pracy? Uniform?
– Nie. Nasze klientki ubierają się, jak lubią – odparła Barbara. – Ale gdy chodzi o ciebie… – na chwilę zawiesiła głos i spojrzała na Ruby porozumiewawczym wzrokiem – radziłabym styl konserwatywny. Profesjonalny…
– Świetna rada – odparła Ruby. – Wezmę ją sobie do serca.
– Mądra z ciebie dziewczyna. Zadzwonię do siostry Marshalla i umówię was na rano w jego domu.
Ruby przyjechała wcześniej. Nie chciała się spóźnić, ale też chciała bez pośpiechu obejrzeć dom i otoczenie. Była pewna, że znany producent mieszka w okazałej i bogatej rezydencji. Takiej samej, jak większość eleganckich posiadłości w Mosman – ekskluzywnej dzielnicy Sydney.
Miała rację. Widok willi Marshalla zapierał dech w piersiach.
Ruby wysiadła z auta i przez dłuższą chwilę stała oczarowana widokiem. Biała rezydencja miała dwa piętra. Architekturą przypominała stare georgiańskie posiadłości angielskich arystokratów.
Nie była aż tak rozległa, ale jej idealnie zgrana z rozmiarem symetria stanowiła ucztę dla oka. Główny, otoczony bluszczem portyk miał umieszczone po obu stronach duże i całkowicie przeszklone drzwi. Na górze w idealnym pionie nad nimi architekt umieścił wielkie okna. Przedni ogród wyglądał jak miniatura ogrodu Wersalu. Starannie przycięte żywopłoty i żwirowane alejki. Całości dopełniały zabytkowe kamienne donice z kwiatami i oczka wodne. Posiadłość otaczał zwieńczony drewnem mocny mur z białego betonu. Ruby podeszła do drewnianej i chronionej kamerami bramy z ciężkiego drewna. Przez szpary dostrzegła wyłożoną marmurowymi płytami szeroką aleję.
W głowie Ruby zaświtała myśl, czy nie bierze zbyt dużo na swoje barki. Szybko jednak ją odrzuciła. Jasne, że da radę! Była bardzo zaradną kobietą. Spartaczy robotę, to ją wyrzucą. Wielkie halo. Na tym świat się nie kończy.
Nie podda się nerwówce, przed którą zawsze ostrzegała ją matka.
Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie matki. Do samej śmierci otaczała córkę aurą swojego wspaniałego charakteru. Uwielbiała czytać i bawić się grami słownymi. Dorastając samotnie, była nieśmiałą i lękliwą dziewczyną. Kiedyś wyznała Ruby, że dlatego robiła wszystko, by córka wyrosła na kobietę pewną siebie i niezależną. Po wielu nauczkach, jakich nie szczędziło jej życie, Ruby taka właśnie się stała.
Ze wspomnień wyrwał ją pisk opon eleganckiego kabrioletu porsche parkującego tuż obok jej rozklekotanego, ale nienagannie czystego forda. Auto może być stare, ale nie brudne. Ruby była inteligentną kobietą. Wiedziała, że liczy się pierwsze wrażenie.
Siostra Marshalla wysiadła z samochodu i uśmiechnęła się na powitanie. Ruby w myślach dziękowała Barbarze za wczorajszą radę. Założyła elegancką czarną sukienkę o linii trapezu, białą koszulę i czarne czółenka. Włosy upięła w kok.
– Ruby? – usłyszała miły kobiecy głos.
– Gloria Chalmers? – spytała.
– Tak, ale mów mi po imieniu.
Siostra Marshalla była smukłą i wytworną blondynką po czterdziestce. Może nawet starszą, ale zadbaną w każdym calu.
Pieniądze pomagają kobiecie dłużej wyglądać młodo, pomyślała Ruby.
– Jak ci się podoba dom? – spytała Gloria.
– Wspaniały – odparła Ruby z nieskrywanym zachwytem.
– Wejdźmy do środka – uśmiechnęła się Gloria.
Już w nocy Ruby postanowiła zajrzeć do internetu i dowiedzieć się czegoś więcej o Marshallu. Spodziewała się mnóstwa informacji i plotek z tabloidów. Był przecież znanym w całej Australii producentem. Ku swojemu zaskoczeniu natrafiła jednak tylko na jedną czy dwie fotografie.
Podobne zaskoczenie przeżywała teraz, gdy weszły z Glorią do domu. W rezydencji nie było ani jednego zdjęcia Marshalla, jego żony czy rodziny. Ludzie kochają trzymać oprawione w ozdobne ramki zdjęcia rodzin czy bliskich osób.
Tutaj gzymsy kominków i półki świeciły pustkami.
Właściciel nie chciał zapewne pamiętać o swoim małżeństwie i zmarłej żonie. Wspomnienia sprawiały mu ból? Ruby uwielbiała przeglądać zdjęcia matki w swoim telefonie komórkowym. Zrobiła sobie nawet na lewym nadgarstku tatuaż – serce z wpisanymi weń datami urodzin i śmierci matki.
Gdy kogoś kochasz, pragniesz o nim pamiętać.
Marshall stanowił dla Ruby zagadkę.
Miała nadzieję, że rozwiązać ją pomoże jej dotychczasowa gosposia Georgia, do której miała później zadzwonić. Rozmowa z człowiekiem daje o niebo więcej niż surfowanie w sieci.
Jak dotąd wszystko szło po myśli Ruby. Gloria ją polubiła. Dom był jak z bajki. Ruby znalazła pracę marzeń.
Oczywiście zadowolenie z pracy gosposi zależy przede wszystkim od charakteru właściciela. Ruby wierzyła, że Marshall jest tak samo miły, jak jego niski męski głos, który słyszała przez telefon. Że nie jest typem aroganckiego milionera, jakich spotykała, pracując w różnych miejscach. Bogactwo nie zawsze wydobywa to co najlepsze w mężczyźnie.
Zapamiętała radę Barbary i obiecała sobie dbać o konserwatywny wygląd. Nie był to może jej zwykły styl, jednak w życiu trzeba czasem coś poświęcić…
Ruby była inteligentną kobietą. Nie obawiała się Marshalla, ale dmuchała na zimne. Nie wiedziała, że los szykuje jej niespodziankę i że pierwsze spotkanie okaże się dla niej bardzo kłopotliwe.