- W empik go
Miłość niejedno ma imię - ebook
Miłość niejedno ma imię - ebook
Każda miłość ma imię... zapach i smak, ogarnia nas niespodziewanie w czasie i przestrzeni. Prawie każda inspiruje i bogaci, zachwyca, smuci i przeżywana jest przez nas inaczej...
Spojrzenie na trzech mężczyzn, trzy różne miłości oczami kobiecej dojrzałości w pryzmacie mijającego czasu, z zastanowieniem i... nutką erotyzmu ...
I jeszcze... dzieckiem jak motylem, jak delikatnością kwiatu - zachwycenie...
Premierowe wydanie wierszy Anny Strzelec pisane przez autorkę w latach 1988 - 2009.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-61184-37-9 |
Rozmiar pliku: | 788 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każda z nich inspiruje nas
i prowokuje..
Każda? – prawie każda.
Moje wiersze o marzeniach, tęsknocie,
spełnieniu i niespełnieniu czyli o
wszystkim co składa się na miłość..
Anna Strzelec
Dawno, dawno temu,
nad Renem…. Zabierz mnie na pachnącą trawę, wśród kwiatów niebieskich połóż – niech nie istnieje ani wczoraj ani jutro, niech słońce amarantowo wschodzi nad naszym oknem i obudzi ptaki pełne radości, niech spadają gwiazdy i nieprawdziwe komety omiatają niebo… a iskry, jak niespełnione marzenia utoną w wodzie Wielkiej Rzeki… Nie bój się – to ja idę za tobą, cień twojego uśmiechu, ciepły dotyk dłoni w ciszy uśpionego miasteczka w odbiciu ciemnej wody… Nie będę długo, może na czas bicia dzwonu na godziny czerwcowej ulewy będę prawdziwa i urojona upragniona ale niekochananwe łzach cała i… szczęśliwa?
Zatrzymaj mi ten czas - podaruj godziny upragnione od oczekiwania do spełnienia…
przecież wiem, że muszę – nie mogę – nie powinnam — zatopiona w smutku obserwuję twój sen…
Zabiorę ze sobą róże, jakiś zapach i smak…
Powrócę – spróbujemy choć przez chwilę proszę cię – jeszcze chwilę odtwórzmy nasze dni prawdziwe…
Róże od ciebie
mają delikatność twoich powiek całuję je na dzień dobry i na dobranoc…
Twoje drobne ręce i stopy czułe..
boląca nieobecność blask świecy…
cisza… tylko czas płynie jak rzeka której tu nie ma
księżyc niewiarygodny – taki sam
świeci teraz przy moim oknie
pełnia wspaniała i smutna
smak koniaku miały twoje usta…
nie opuszczaj mnie -
pijanej miłością, której się nie wstydzę…
Jeszcze może list – tylko słowa
dwa życia – jakaś rozmowa…
Nie umiem – nie nauczę -
a tak się starałam..
Jestem – będę – czekaniem – na ciebie…. (czerwiec – lipiec '88)
(Mężowi – Jochenowi wiersze ostatnie…) „… i że grzechy przeciwko nadziei są tak ciężkie jak przeciw miłości…”
ks. J. Twardowski
Ja nie grzeszę, proszę księdza brakiem nadziei
tylko win nie umiem odpuścić ukochanym oczom – za to, że nie patrzą w moją stronę,
tym ramionom – bo nie obejmują mnie jak dawniej tak cieplutko i słowom, które w mroku mamrotane
tylko smutek niosą….
Jedna łezka dla pieska, który miał w ogrodzie mieszkać druga dla owieczki kosmatej, którą spisałam na straty i jeszcze łez parę na zeszłoroczne wisienki już od mrozu szare… Na ławeczkę pod orzechem,
który też urósł za mały..
I z płakania niepokornego między drzewami już płynie potoczek byle jaki bo pokazałeś mi mój Boże gdzie – w nim – zimują raki…
Zamiast żywopłotu i paproci w cieniu,
różyczki plastykowe z pajączkiem po środku.. Gdzie motyle moje na krzaku bzu letniego? Mrówki usypią kopiec pod brzoskwinią starą i zeżrą pracowicie to, co z Nas zostało….
(2006)
Sukienkę którą lubiłeś…
i ten kolczyk złoty
sandałki, a w nich piasku trochę
albumy naszych zdjęć pełne
i kamyków zebranych woreczek
wyjmuję z walizki i obmywam łzami…
Na konika polnego, który w Akelei się ukrył
na busz New Dawn pachnący tak słodko,
zaklinam Cię
Wróć do mnie!
Sen o poranku.
Wstał dzień jak uśmiech przez łzy – trawy wilgotne, zieloniutkie choć już jesień. Taki poranek -
że tylko drzwi tarasowe na oścież otworzyć i do ogrodu wyjść. przywitać róże. jeża zabłąkanego przez rękawice wynieść pod brzoskwinię starą, psa pogłaskać.
Lawenda pachnie po francusku czy belgijsku
Horst przywiózł sadzonki lila. Grzyby dyndając nogami schną na sznurkach nadejdzie przecież kiedyś. znów. nasza Wigilia…
Bluszcz poczerwieniał wzdłuż sypialnych okien, cóż to za ptak śpiewa w żywopłocie? Nakrywam na tarasie – choć nie niedziela Kubki pełne nadziei niesie Horst.