Miłość pod okiem trenera - ebook
Miłość pod okiem trenera - ebook
Julia nie czuła się dobrze w swoim ciele. Krytyczne myśli i oceny wpędziły ją w kompleksy, ale mogły doprowadzić do czegoś gorszego – depresji. Dziewczynie wydawało się, że za wszystkie porażki w jej życiu odpowiadają nadprogramowe kilogramy. Pewnego dnia przyjaciółka namawia ją, by poszła na zajęcia fitness. Julka nie spodziewa się, że ten krok odmieni jej życie – właściwie odmieni je brunet z ciałem herosa, który nie wyobraża sobie dnia bez sportu i zdrowego odżywiania… „Miłość pod okiem trenera” to nie tylko powieść dla niegrzecznych dziewczynek, to przede wszystkim historia, która poruszy niejedną czytelniczkę i pozwoli uwierzyć w siebie.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-034-7 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
PodziękowaniaRozdział 1
Czułam się gruba i odpychająca. Myśląc o sobie, potrafiłam przywołać w głowie tylko negatywne określenia. Nie kochałam samej siebie, raczej nienawidziłam – za wszystkie porażki i za to, co w życiu powinnam osiągnąć, a czego nie udało mi się dokonać.
Stałam przed lustrem i patrzyłam na odstający brzuch, szerokie uda i twarz, na której dawno nie widziałam uśmiechu.
Westchnęłam, bo zdawałam sobie sprawę, że muszę coś z tym zrobić. Sama doprowadziłam się do takiego stanu. Nie miałam nadwagi z powodu żadnej choroby – raczej dlatego, że wolałam zajadać stres, niż się z nim mierzyć. Pomyślałam, że powinnam w końcu iść na siłownię i przejść na dietę.
Problem w tym, że nie znałam innego stylu życia.
Uwielbiałam słodycze i fast foody, a cola była moim ukochanym napojem. Na samą myśl, że musiałabym ograniczyć te przysmaki, a na dodatek pocić się przy obcych ludziach, czułam się tak, jakbym zaraz miała wyzionąć ducha.
W swoim życiu zaczynałam już wiele diet: głodówek, diety opartej tylko na warzywach i owocach, diety ketogenicznej… Nic mi nie pomagało. Nawet jeśli schudłam kilka kilogramów, to wracały one do mnie szybko – niczym bumerang. Zresztą, w tych „superdietach” nie umiałam wytrwać dłużej niż dwa tygodnie, bo cichy głosik w mojej głowie namawiał, żebym sobie odpuściła, skoro jestem wiecznie głodna i zła. A chyba nie na tym powinno to wszystko polegać…
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zrobiłam sobie zdjęcie. Nie wyglądałam na nim atrakcyjnie. Ale niby dlaczego na wyświetlaczu miałabym ujrzeć superlaskę, skoro tak się nie czułam?
Włączyłam komunikator i wysłałam fotę do mojej przyjaciółki Asi.
Wyglądam jak świnia – napisałam.
Chwilę później poczułam, że urządzenie wibruje. Aśka odpisała:
Jeśli chcesz, możesz dzisiaj iść ze mną na zajęcia fitness. Prowadzi je bardzo fajny chłopak i daje ostry wycisk. Jak spędzisz godzinę na słuchaniu jego poleceń, to gwarantuję ci, że nie będziesz miała siły myśleć o sobie w taki sposób!
Zacisnęłam usta w wąską kreskę, bo wszechświat najwidoczniej chciał sprawić, żebym jednak coś ze sobą zrobiła.
Skoro nawet Asia proponowała mi wspólne wyjście na siłownię, to widocznie powinnam spróbować. Chociaż raz. Później będę mogła szczerze powiedzieć przyjaciółce, że mi się nie podobało – bo szansa na to, że pokocham sport, była chyba jedna na milion.
Uważasz, że facet umie prowadzić tego typu zajęcia dla kobiet? Co jest z nim nie tak? – zapytałam w kolejnej wiadomości.
Po chwili Asia wysłała mi emotkę – twarz, która płakała ze śmiechu.
Chodź ze mną i sama się przekonaj. Gwarantuję ci, że się zakochasz!
To było akurat wątpliwe… Aśka znała moją niechęć do ruszania się z kanapy.
Będę po ciebie za dwie godziny. Będę miała pewność, że nie zrezygnujesz tuż przed wyjściem na zajęcia fitness… – dodała szybko.
Cóż, jednak dobrze mnie znała… Rzuciłam telefon na fotel, po czym usiadłam przy biurku, żeby włączyć swojego laptopa i chociaż przez chwilę oddać się błogiemu lenistwu.
***
Dwie godziny później faktycznie przyjechała po mnie Asia. Nie otworzyłam drzwi od razu, bo przypatrywałam się sobie – a raczej temu, jak wyglądam w starych, wyblakłych już dresach. Przeważnie nie nosiłam takich spodni – stawiałam raczej na wygodne dżinsy. Patrząc na swoje odbicie, wiedziałam nawet dlaczego – w szerokich dresach wyglądałam na jeszcze grubszą i jeszcze mniej atrakcyjną.
Kiedy w końcu otworzyłam swojej przyjaciółce, ta rzuciła w moją stronę bidon.
– Masz – oznajmiła. – Będziesz tego potrzebować.
– Nie mogę wziąć butelki z wodą? – zapytałam.
– A po co jeszcze bardziej szkodzić środowisku? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Wzruszyłam ramionami i włożyłam bidon do torby, do której spakowałam też ręcznik i obuwie na zmianę.
– To co? Jesteś gotowa na trening, który zmieni twoje życie?
– Nigdy nie jestem gotowa na aktywność fizyczną – mruknęłam.
– Nawet na seks? – dopytywała Asia.
Nie odpowiedziałam. Nawet moja przyjaciółka nie musiała wiedzieć, że tak właściwie to od dawna nie spałam z żadnym chłopakiem.
Miałam dwadzieścia cztery lata. Skończyłam studia z edytorstwa. I od dawna w moim łóżku nie gościł żaden mężczyzna. Ba, ja także nie odwiedziłam żadnej sypialni.
Moją codzienność mogłam porównać do monotonnej walki o kolejne jutro. Nie było w tym wszystkim miejsca na przygody na jedną noc ani na dłuższe związki. Nie nadawałam się do tego – nie czułam się ze sobą na tyle dobrze, by uwierzyć, że ktokolwiek mógłby tak naprawdę mnie pokochać.
– Chodźmy już na ten trening…
***
W recepcji okazało się, że nie muszę płacić za pierwsze wejście – a raczej za pierwsze tortury – i mogę to potraktować jako swego rodzaju próbę. Dopiero po zajęciach, które nazwano BPU (podobno od: brzuch, uda, pośladki), miałam się zastanowić, czy chcę kupić karnet. Nie planowałam tu wracać, więc byłam przekonana, że nie będę musiała wydawać swoich ciężko zarobionych pieniędzy.
Asia zaprowadziła mnie najpierw do szatni, a później do jakiejś sali, w której czekało już kilka kobiet w różnym wieku. Niektóre były bardzo szczupłe, inne miały kilka nadprogramowych kilogramów. Odnosiłam jednak wrażenie, że byłam najgrubszą osobą w pomieszczeniu – i pewnie była to prawda.
Przyjaciółka ruszyła w kierunku haczyków, na których wisiały maty. Wzięła jedną z nich. Zrobiłam to samo, bo byłam przekonana, że tak trzeba. Asia była stałą klientką siłowni i zajęć fitness, a więc wiedziała, co wziąć i jak się zachować. Położyłam matę na wolnym fragmencie podłogi i upiłam łyk wody z bidonu.
– Już jest… – Po sali poniósł się szept kilku kobiet.
Rozejrzałam się i skierowałam wzrok na jedynego faceta w pomieszczeniu. Był to wysoki, umięśniony brunet, który wyglądał, jakby właśnie wrócił z pokazu mody sportowej. Zdecydowanie był przystojny – nawet bardzo. Jego umięśnione uda i jędrny tyłeczek opinały przylegające do ciała spodenki, a bluzka na grubych ramiączkach, którą miał na sobie, odsłaniała wytrenowane bicepsy. Można się było tylko domyślać, że brzuch ma równie doskonały – tego nie dało się zobaczyć. Nie miałam rentgena w oczach, a koszulka w tym miejscu była akurat luźna.
Nie dziwiłam się już, że tak wiele kobiet przychodziło na jego zajęcia.
Mnie jednak trzeba było zachęcić czymś więcej niż tylko ładną buźką. Stwierdziłam, że nawet gdyby był najprzystojniejszym facetem na ziemi, to nie zmusiłby mnie do pocenia się w towarzystwie tych wszystkich babeczek.
– To jak? Zaczynamy? – spytał prowadzący. – Dla tych, które jeszcze mnie nie znają, krótkie info. Nazywam się Bartek i przez najbliższą godzinę będę was katował, aby każda z was osiągnęła swój cel, czyli wymarzoną sylwetkę.
Kobiety zgromadzone w sali zaczęły piszczeć i klaskać. Najwidoczniej wszystkie były wielkimi fankami Bartka – albo jego bicepsów… Przecież żadna z nich nie poleciałaby na tę gadkę o katowaniu, prawda?
Czas umierać – pomyślałam, kiedy prowadzący włączył jakąś playlistę ze skoczną muzyką.
– Zacznijmy od prostej rozgrzewki – oznajmił Bartek, a potem zaczął prezentować ćwiczenie, które miałyśmy powtórzyć.
Po trzech minutach byłam cała spocona, a niechęć do sportu wręcz ze mnie emanowała i wypełniała chyba całe pomieszczenie. Obiecałam sobie, że jeśli to przeżyję, to od razu zjem jakiegoś dobrego hamburgera…
***
Ocknęłam się i od razu zauważyłam, że pochyla się nade mną kilka osób – w tym przystojny trener.
Co tak właściwie się stało? – pomyślałam. Moja przyjaciółka, jakby czytając mi w myślach, powiedziała:
– Zemdlałaś, Julka. Chyba za bardzo spadł ci cukier. Albo coś.
– Czułam, że fitness może mnie zabić… – mruknęłam pod nosem, próbując wstać. Kiedy usiadłam, zakręciło mi się w głowie, więc musiałam oprzeć się o Bartka.
– Nie sądziłem, że mogę być taki zabójczy – oznajmił chłopak, który najwidoczniej słyszał mój cichy bełkot.
– Nie obraź się, po prostu nie lubię sportu – rzuciłam.
– Żeby tylko… – dodała Asia.
– Szkoda. Wydawało mi się, że jestem w stanie zarazić miłością do zdrowego stylu życia nawet tych najbardziej opornych.
– Trafiłeś na nieodpowiednią osobę. Nawet od reguły zdarzają się wyjątki, a ja… no cóż, nie nadaję się do tego, żeby ruszać się z kanapy.
Odsunęłam się od Bartka, czując się już o wiele lepiej. Chłopak od razu się przysunął i spojrzał prosto w moje oczy. Przypatrywał mi się przez chwilę, po czym klasnął w dłonie i obwieścił koniec zajęć. Zaczęłam wstawać, a on od razu podał mi dłoń, żeby pomóc.
– Zrób sobie badania i przyjdź znowu na moje zajęcia. Obiecuję, że jeśli tylko dasz mi szansę, to pokochasz fitness.
– Jestem za gruba na niektóre ćwiczenia – rzuciłam, a moje usta zacisnęły się w wąską kreskę.
Bartek zaczął się śmiać.
– Tu nie chodzi o to, jaką ktoś ma wagę, tylko o to, że sport to kwintesencja zdrowia. Gdy człowiek ma lepszą kondycję, to od razu czuje się tak, że mógłby przenosić góry. Im więcej się ćwiczy, tym ćwiczenia wychodzą lepiej.
Westchnęłam, bo trener bardzo sprytnie obszedł moje stwierdzenie.
– Może przyjdę. Jeśli Asia mnie zwiąże, zaknebluje i przywiezie na zajęcia.
Bartek przewrócił oczami, co lekko mnie rozbawiło.
– Więc myślę, że jeszcze się spotkamy – odpowiedział. Wstał i odszedł w kierunku swojego sprzętu.
– Może powinnyśmy jechać do szpitala, co? – spytała mnie przyjaciółka, która dotychczas siedziała cicho, obserwując kobiety opuszczające salę.
– Nie sądzę, żeby było to konieczne. Jutro pójdę po skierowanie na badania krwi. Jestem pewna, że to spadek żelaza albo coś podobnego… Często mam takie problemy.
***
Kiedy wracałyśmy do mojego mieszkania, Asia milczała. To do niej niepodobne, więc byłam lekko zdumiona takim zachowaniem. Przeważnie moja przyjaciółka była bardzo gadatliwą dziewczyną.
– Wszystko okej? – zapytałam.
– Tak. Po prostu nie wiedziałam, że tak się to wszystko dzisiaj potoczy. Naprawdę nie chciałam wyciągać cię na siłę, ale nie powiedziałaś mi, że kiepsko się czujesz.
W sumie to miałam raczej kiepską samoocenę, a nie samopoczucie. Czułam się koszmarnie, ale związane było to z moim wyglądem, a nie z tym, że czasem mam anemię. Ba, nawet trener delikatnie zasugerował, że powinnam wziąć się za siebie. Wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, to w pewnym momencie może być już za późno, ale ciężko mi było zebrać się w sobie i zejść z kanapy.
– Nic się nie stało. Może jeszcze wrócę na zajęcia do Bartka…
Asia się uśmiechnęła.
– Tak czułam, że te jego zajęcia ci się spodobają. Daje wycisk, ale jest fenomenalny, prawda?
– Nie czułam tego fenomenu, kiedy ledwo łapałam oddech – wyszeptałam.
– Będzie lepiej – pocieszała mnie przyjaciółka. – Najważniejsze jest zrobienie pierwszego kroku. Później jakoś idzie z górki.
Dla mnie była to kwestia dyskusyjna, gdyż zaczynałam chyba z milion razy, szczególnie różne diety, ale jakoś spektakularnych efektów nigdy nie osiągnęłam.
***
Pożegnałam się z przyjaciółką i od razu ruszyłam pod prysznic. Stojąc pod strumieniem gorącej wody, która koiła nerwy, czułam, że dałam dziś z siebie naprawdę dużo. Było mi z tym nawet całkiem nieźle. Może jeden trening to nie jakieś nie wiadomo co, ale gdybym tak poprosiła Bartka o pomoc…
Uzmysłowiłam sobie, że tak naprawdę wszystko miałam na wyciągnięcie dłoni – i to niekoniecznie w postaci trenera personalnego. Wystarczyłaby mi Asia, która uwielbiała ćwiczyć i dbać o siebie. Chociaż moja przyjaciółka wielokrotnie sugerowała, że powinnam zmienić styl życia, to nigdy wprost nie powiedziała, że jestem gruba jak świnia. Pewnie dlatego nie prosiłam jej o pomoc w walce ze swoją wagą. Ale chyba musiałam to zmienić, bo wiedziałam, że sama nie dam sobie rady.