Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miłość prawie doskonała - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość prawie doskonała - ebook

Przeszłość jest po to, aby prowadzić nas do przyszłości

Anna to kobieta niemal idealna – piękna, wrażliwa i mądra. Ciężko doświadczona w dzieciństwie, czuje i postrzega świat inaczej niż większość ludzi. Gdziekolwiek się pojawia, wzbudza sympatię i roztacza wokół siebie pozytywną energię. Tylko jej życie prywatne, nie wiedzieć czemu, nie chce się ułożyć, a kolejne związki pozostawiają coraz wyraźniejsze ślady w jej sercu. Anna jest jednak przekonana, że bez względu na ból porażki, nie wolno się poddawać. Gdy pewnego dnia na jej drodze pojawia się wyjątkowy mężczyzna, wie, że był jej pisany od zawsze. Więź, która ich łączy, to coś więcej niż tylko porozumienie ciał i dusz. Czy oboje poddadzą się jej niespotykanej sile? W jaki kształt pod wpływem tej niemal mistycznej miłości splotą się ich przeszłość, teraźniejszość i przyszłość?

Najpiękniejszym dniem mojego życia jest dzień moich narodzin, mojego przyjścia na ten Świat. Choć od tego momentu minęło tyle lat, wciąż mnie zachwyca.
Kiedy po długich miesiącach egzystencji w ciasnym miejscu nareszcie wyjrzałam na zewnątrz, moje oczy zostały porażone światłem, które do dziś mi towarzyszy. Uszy usłyszały własny krzyk, a kości mogły się swobodnie rozprostować.
[…] To właśnie ten dzień sprawił, że dzisiaj jestem obywatelem ogromnego wszechświata i każdego dnia doświadczam cudu stwarzania. Wiem, że jestem jednym z tych cudów, do dziś nieodgadnionym, istotą ludzką tak doskonałą i niepowtarzalną. Udowadniając tym samym wszelkiej maści naukowcom, że człowieka nie da się zaszufladkować, bo dzieło Boże – Człowiek, jest tylko jemu znane do końca.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-562-5
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Najpiękniejszym dniem mojego życia jest dzień moich narodzin, mojego przyjścia na ten świat. Choć od tego momentu minęło tyle lat, wciąż mnie ten fakt zachwyca.

Kiedy po długich miesiącach egzystencji w ciasnym miejscu, nareszcie wyjrzałam na zewnątrz, moje oczy zostały porażone światłem, które do dziś mi towarzyszy. Uszy usłyszały własny krzyk, a kości mogły się swobodnie rozprostować.

Po raz pierwszy odczułam ból, chłód i głód oraz doznałam dotyku. To tego dnia wszystkie moje zmysły zaczęły funkcjonować. Poczułam pierwszy raz zapachy, smak i pocałunki na mojej skórze.

Pierwszy raz poczułam się odrębną istotą oraz to, że na każdy przejaw mojej niewygody, bólu sygnalizowane krzykiem, moje potrzeby nie zawsze są zaspokajane.

To właśnie ten dzień sprawił, że dzisiaj jestem obywatelem ogromnego wszechświata i każdego dnia doświadczam cudu stwarzania. Wiem, że jestem jednym z tych cudów, do dziś nieodgadnionym, istotą ludzką tak doskonałą i niepowtarzalną. Udowadniając tym samym wszelkiej maści naukowcom, że człowieka nie da się zaszufladkować, bo dzieło Boże – człowiek, jest tylko jemu znane do końca.I

Nareszcie piątek. Lubię ten dzień tygodnia, w sobotę nie trzeba wcześniej wstawać i można poleniuchować. Podjeżdżam pod dom. Żeby dostać się do garażu, trzeba objechać klomb. Na jego środku jest mały wodospad otoczony bardzo zróżnicowaną roślinnością, kropelki wody na liściach kwiatów lśnią w słońcu, tworząc zjawiskową atmosferę. To jest mój azyl, moje miejsce na ziemi, to tu czuję się kochana, bezpieczna i szczęśliwa. To tu mieszkam z dwoma cudownymi facetami – mężem i synem, nie licząc zwierząt.

Dom to kopuła o powierzchni stu pięćdziesięciu metrów, w pełni samowystarczalny, z własną studnią głębinową i prądnicą. Parterowy, z użytkowym poddaszem, na którym są trzy pokoje: dwie sypialnie i jedna duża garderoba podzielona na trzy części, z ogromnym lustrem obejmującym całą postać. Dwie łazienki. Jedna z wanną i kabiną, ściany, podłoga i sufit wykonane są z opalizującego kamienia. Druga niebieska ze śnieżnobiałą, ogromną wanną, w której mogą leżeć dwie osoby. Na dole przestronny salon z kominkiem, w którym wieczorami płonie ogień, roztaczając magiczną atmosferę niedającą się zastąpić niczym innym. Na kominku kolekcja przepięknych naturalnych kamieni dużych rozmiarów.

Kocham kamienie. Są piękne i kształtem, i kolorem – cieszą moje oczy. Odpowiednio podświetlone świecami tworzą magiczną atmosferę tańczących barw i kształtów. A swoją energią potrafią człowiekowi dać dużo dobrego. Wiele z nich leży poukładanych w różnych miejscach w domu w przyporządkowanych strefach na siatkach.

W głębi salonu, na środku stoi duży, drewniany stół okolony bardzo wygodnymi krzesłami i pomocnik, w którym pod ręką stoi cała zastawa naczyń z całego świata i przepięknych serwetek ręcznie haftowanych bądź malowanych. Nie wspomnę o bogato zaopatrzonym barku – są w nim alkohole z całego niemal świata. Duża kuchnia z przylegającą spiżarką, trzy pokoje do pracy i łazienka z kabiną prysznicową.

Nasza posesja nie ma ogrodzenia, co zawsze wzbudzało zdziwienie odwiedzających nas ludzi. Okolona jest cedrami i różnymi krzewami kwitnącymi do półtora metra wysokości. To się nazywa świadomość na innym poziomie, kto tego nie zna, nie pojmie, dlaczego tak jest.

Wolę, żeby dobra energia krążyła wokół naszego domu i tym, którzy wiedzą, dała znak: jestem otwarta, akceptuję, jesteś w moim domu mile widziany, gościu.

Czuję, jak po domu rozchodzą się zapachy, które powodują, że ślina napływa mi do ust, tylko szybki prysznic i już będę się delektowała tymi pysznościami, bo piątek to dzień przygotowania posiłku przez moich facetów. Lubię te nasze wspólne posiłki, po całym tygodniu mamy sobie tyle do opowiadania i jest śmiechu co niemiara.

Czuję na sobie twoje spojrzenie, nie zmienia się od lat.

Uwielbiam, gdy tak na mnie patrzysz, utwierdza mnie to w przekonaniu, że nadal jestem obiektem twojej miłości i pożądania. Tak, jestem szczęśliwą kobietą, mając takiego mężczyznę u boku.

Po posiłku ogarnę trochę kuchnię, bo gdy pichcą moi panowie, kuchnia wygląda, jakby przeszedł tajfun, a w tym czasie mężczyzna mojego życia szykuje dla nas relaks w naszym ogrodzie przed domem. Podlane kwiaty roztaczają w koło niesamowity zapach; są tu róże od najwcześniej kwitnących po te kwitnące do późnej jesieni, kosaćce, niezapominajki i te kwitnące najwcześniej, gdy jeszcze śnieg leży na ziemi. Trochę iglaków i kwitnących krzewów, obok wspaniałe magnolie i piękne rododendrony, a w środku tego wszystkiego pod jedną z płaczących wierzb dającą zbawienny cień, kanapohuśtawka, na której lubimy poddawać się słodkiemu lenistwu, wsłuchując się w odgłosy przyrody, popijając i podjadając wspaniałości z naszej piwniczki. Zapasy są gromadzone przez całe lato i jesień, aby zaspokajać nasze duże wymagania. Mamy tu swoje nalewki z własnego bimberku, jego receptura to data bitwy pod Grunwaldem, i wina, przeważnie z czarnych winogron i czarnych porzeczek.

Z każdej partii zostawiane jest po kilka sztuk na dłuższe leżakowanie w zalakowanych butelkach na oddalonym regale w głębi piwniczki, to na specjalne okazje. Są tam konfitury, kompoty i soki. Suszone owoce, warzywa, grzyby i słoje z miodem o różnych smakach od naszego zaprzyjaźnionego bartnika. Oraz cała reszta prowiantu robiona własnoręcznie.

Stanęłam oparta o drzewo i przyglądam ci się. Lubię na ciebie patrzeć, gdy tego nie widzisz, masz ten szczególny wyraz twarzy, który ujął mnie pierwszego dnia, gdy cię poznałam. Wyglądasz bosko, włosy szpakowate dodają ci uroku, ciało piękne jak na ten wiek, jędrne, płaski umięśniony brzuch i szerokie, umięśnione, mocne ramiona. Patrząc na ciebie odnosi się wrażenie, że jesteś bardzo silny i wysportowany, a ten uśmiech na ustach – czasem rozbrajający, a czasem szelmowski – dodaje ci tego szczególnego uroku.

Ogarniam wzrokiem ten nasz zakątek i zapominam o całym świecie, wdycham mnogość zapachów i upajam się chwilą. Nic już dla mnie nie istnieje, wszystkie problemy dnia codziennego zostały gdzieś daleko. Oparta o wierzbę obejmuję jej pień, przytulając policzek do kory, wdycham jej zapach i popadam w rozmarzenie.

Lecz do głowy zaczynają napływać inne wspomnienia. Prze-śladują mnie co jakiś czas, dając znać, że ten rozdział mojego życia nie został całkowicie zamknięty, każą pomyśleć, zrozumieć i wybaczyć. Widzę i czuję wszystko, jakby to było dopiero wczoraj.

Ratunku!!! Co się dzieje? Nie mogę się ruszyć, nie mogę mówić, bo nie rozumiem słów, tylko jakiś bełkot, wszystko mnie boli. Wszyscy stoją wkoło mojego łóżka i debatują, głośno wyrażają swoje poglądy, jakbym była głucha. Ciągle powtarzają: „Heinego Medina”, wszyscy rozkładają ręce i kręcą głowami na znak bezradności. Jak to…? Dociera do mnie… Już zawsze będę tak leżała, nie wyjdę na dwór, nie pobawię się lalkami. Czuję pod powiekami łzy, chcę złapać za rękę moją wujeczną siostrę Marysię, stoi tuż, tuż, ale moja ręka się nie rusza tak, jakbym chciała. Moje oczy wyrzucają potoki łez, słyszę tylko, jak Marysia mówi do swojej starszej siostry, Ewy:

– Zobacz, chyba bardzo ją boli, bo płacze i wygląda tak okropnie, jest cała wykrzywiona.

Wyglądam okropnie!!! Dlaczego? Co się stało? Poczułam ucisk w piersiach, wielki żal. W moim wnętrzu usłyszałam: „Nieprawda, jesteś piękna”.

Leżałam długo w szpitalu, robili mi jakieś bardzo bolesne zabiegi i nic z tego dobrego dla mnie nie wynikało, wszyscy rozkładali ręce w niemocy.

Kiedy już wróciłam do domu, gdy otworzyłam rano oczy, pochylała się nade mną z promienną twarzą moja ukochana prababcia, głaskała mnie po policzkach, po głowie i coś szeptała.

Nasączała szmatkę i przecierała całe moje ciało. Było mi bardzo przyjemnie i tak cudnie czymś pachniało. Prababcia cały czas szeptała, szeptała i szeptała, aż usnęłam.

Trwało to tak kilka dni, dwa, trzy razy w ciągu dnia babcia nacierała całe moje ciało i szeptała, uśmiechając się do mnie promiennie, mówiła, jak bardzo mnie kocha.

Uspakajałam się coraz bardziej i wierzyłam w to, co mówiła.

– Anusiu, zaraz będziesz zdrowa, tylko musisz mi trochę pomóc. Zaraz będziesz znowu brykała po dworze.

Kiedy już mogłam ruszyć ręką, kiedy mogłam usiąść, babcia nauczyła mnie takiej fajnej zabawy. Kazała mi zamknąć oczy i opowiadała, a ja musiałam to wszystko zobaczyć, jakby to była prawda.

– Wejdź tam do tej gry – mówiła. – I baw się ze wszystkimi.

Tak też robiłam.

Bawiłam się w berka z dzieciakami z podwórka, ale nie na podwórku, tylko na łąkach, tam, gdzie nie mogliśmy wychodzić sami, za naszym blokiem.

Łąki były pełne kwiatów, tarzaliśmy się na trawie i śmiejąc się, turlaliśmy po zboczu w dół.

Tak bawiłam się co dzień, a babcia wymyślała coraz to inne gry. Trwało to całe tygodnie, a ja z dnia na dzień czułam się coraz lepiej.

– Anusiu, to będzie nasza tajemnica, dobrze? Wiemy o tych zabawach tylko ja i ty, nie zdradzaj tego sekretu nikomu, a będziesz bezpieczna. – Przypominała mi to każdego dnia, uśmiechając się, z wielką miłością głaskała mnie i przytulała.

Któregoś dnia rano babcia podała mi rękę i powiedziała:

– A teraz sobie pospacerujemy naprawdę. – I zsadziła mnie z tapczanu.

Stałam sama na moich jeszcze chwiejnych nogach, ale stałam, a babci po policzkach płynęły łzy. Śmiała się głośno i przyciskała mnie do piersi, kręcąc się ze mną w koło. Cały czas coś szeptała i szeptała w wielkim skupieniu.

Po tygodniu pojechałam z mamą do szpitala, doktor patrzył na mnie z niedowierzaniem, badał, kręcił głową, rozkładał ręce i z tego wszystkiego, co mówił, zrozumiałam tylko jedno słowo: „Cud”.

Chciałam krzyknąć: „Nie cud, tylko zabawy z prababcią!”, ale szybko zapaliła mi się czerwona lampka w głowie i usłyszałam słowa prababci: „To jest nasza tajemnica, nie zdradzaj nikomu, a będziesz bezpieczna”.

Bardzo chciałam być bezpieczna, więc udawałam, że nie wiem, dlaczego chodzę, choć powinnam leżeć w łóżku i ledwo oddychać.

Bawiłyśmy się z prababcią w coraz to nowe zabawy, a ona cały czas mi przypominała:

– Pamiętaj, to jest nasza tajemnica, dopóki nikt o tym nie wie, jesteś bezpieczna.

Więc milczałam jak grób, choć wiele razy chciałam powiedzieć o tym, że to prababcia.

Mijały lata, a prababcia uczyła mnie coraz to nowszych rzeczy i słów, które zna niewielu, i uczyła mnie, jak za to wszystko dziękować i być wdzięczną.

– Skupiaj swoją uwagę w okolicy serca i wyobraź sobie, że z każdym twoim wydechem rozprzestrzenia się wokół ciebie różowa mgiełka, poczuj wdzięczność, poczuj, jak pulsuje twoje serce.

Z niecierpliwością czekałam na każde wolne od szkoły dni, bo wtedy jechałam do niej na dłużej.

– Zobacz – mówiła – otaczają nas takie piękne rzeczy: kwiaty, zwierzęta, niebieskie niebo i wietrzyk, i ty w tym wszystkim jesteś, możesz to czuć, widzieć, dotykać. Podziękuj za to wszystko.

I wtedy pytałam:

– Babciu, a komu mam podziękować?

– Anusiu, jest ktoś taki, kto to wszystko stworzył i stworzył nas.

– Babciu, a gdzie ten ktoś jest? Jak się nazywa i co znaczy „stworzył”? Gdzie mieszka? – Zasypywałam ją pytaniami.

– Anusiu, pamiętasz, jak biegałaś po łąkach pełnych kwiatów, wtedy gdy leżałaś w łóżku?

Kiwnęłam głową, że pamiętam.

– To był początek tworzenia. Nie mogłaś chodzić, a jednak czułaś, że chodzisz, tak?

– No tak. – Uśmiechnęłam się.

– No widzisz, właśnie to sobie stworzyłaś, masz sprawne ciało.

– Babciu, a czy wszystko mogę sobie tak tworzyć?

– Wszystko, co chcesz, tylko pamiętaj: nie wolno nikomu robić krzywdy, bo to do ciebie wróci zwielokrotnione.

– Babciu, co znaczy „zwielokrotnione”?

– To znaczy, że jak masz dwa cukierki, to będziesz miała dziesięć.

– Babciu, ale cukierki są dobre! – wykrzyknęłam, śmiejąc się.

– Tak, wnusiu, bo dobro też się zwielokrotnia… Ile dobra dasz, to tyle razy więcej dostajesz.

– Aha – odpowiedziałam i nie mogłam zrozumieć, jak to się dzieje. Wiedziałam tylko, że się dzieje…

– Pamiętaj, żeby za wszystko, co dostajesz, podziękować i wyrazić wdzięczność, to ważne, bo generuje pozytywną amplitudę drgań.

– Babciu, a co to „generuje” i „amplituda drgań”?

Babcia przyłożyła mi moją rękę do krtani i kazała mówić.

– Czujesz? – zapytała.

– Tak, ojej, jak fajnie.

– A teraz zaśpiewaj wysokie dźwięki. Gdzie czujesz to, co drga?

– Na górze gardła – odpowiedziałam.

– To teraz zaśpiewaj niskie dźwięki, gdzie czujesz?

– Na dole.

– Widzisz, jak śpiewasz, to czujesz drgania, tak?

– No tak…

– I czujesz różne drgania w zależności od tego, z którego miejsca na szyi pochodzą.

– No tak.

– To jest właśnie amplituda drgań. W szkole, na fizyce dowiesz się o tym więcej.

– A co to „generuje”?

– Anusiu, w przypadku dźwięków w ciele generują je, czyli tworzą, struny głosowe, które są w twoim gardle.

Babcia była bardzo cierpliwa i tłumaczyła mi wszystko, podawała przykłady dotąd, aż zrozumiałam.

– Bardzo to skomplikowane – powiedziałam, na co babcia się uśmiechnęła.

– Tak, człowiek to skomplikowane stworzenie i zapamiętaj na przyszłość: każdy człowiek to niepowtarzalna jednostka we wszechświecie. Nie ma dwóch takich samych tęczówek oka, linii papilarnych i grupy krwi… i wielu, wielu innych rzeczy.II

Wybudziły mnie z zadumy twój głos i dotyk. Stanąłeś za moimi plecami i wtulając twarz w moje włosy, pomrukiwałeś lubieżnie, lekko się ocierając o moją pupę. Uwielbiam to, jak się we mnie wtulasz, zawsze jest to początek wspaniałych doznań, które obojgu nam dają dużo przyjemności.

– Jesteś taka apetyczna, nigdy się tobą nie nasycę – usłyszałam.

Poczułam, jak ustami przesuwasz w kierunku mojej szyi i w miejsce na pograniczu szczęki. Ręce wędrowały w poszukiwaniu moich dłoni i gdy je odnalazły, przyciągnąłeś mnie do siebie i wtuliłeś w swoje ramiona. Odchyliłam głowę na twoje ramię, a ty muskałeś mój policzek i czułam gorący oddech na szyi, jednocześnie powiedziałeś:

– Za każdym razem, kiedy wchodzisz do ogrodu tak ubrana, szaleję na myśl, że nie masz nic pod sukienką. Wystarczy, że na ciebie spojrzę, a już chcę cię mieć, jestem gotowy do wejścia w ciebie.

Te słowa powodują ciary na moim kręgosłupie.

– Jesteś erotomanem – wyszeptałam i wtuliłam się mocniej w ciebie, prowokując cię do bólu.

Odnalazłeś moje usta i delikatnie, ledwo muskając swoimi wargami, rozsyłałeś fale rozkoszy po moim ciele, podniecenie rosło, a w uszach brzmiały twoje słowa:

– Kiedy jesteś tak blisko, trudno mi się powstrzymać, żeby cię nie dotykać.

Doświadczonymi, zręcznymi palcami zsunąłeś ramiączka sukienki i odsłoniłaś pożądliwie moją pierś, objąłeś ją ręką i delikatnie pieściłeś, drażniąc sutki, jednocześnie muskając wargami moją szyję. Wiedziałeś, że pieszcząc mnie w taki sposób, w kilka sekund doprowadzisz mnie niemal do szaleństwa.

– Pragniesz mnie przecież prawie tak jak ja ciebie, uwielbiam fakt, że podniecamy się sobą w takim samym tempie – wyszeptałeś do mojego ucha i poczułam, jak twoją ręka sunie po moim udzie, pieszcząc wewnętrzną jego stronę, i przyciskałeś mnie mocniej do siebie, aż poczułam między pośladkami twoją męskość. Zamknęłam oczy, wtulając się mocniej w ciebie moje ciało wyprężyło się w łuk, a fizyczne poruszenie twojej męskości i ręka penetrująca to zagłębienie między moimi nogami sprawiły, że sutki stwardniały do bólu, między udami rozlała się fala gorąca. Moje ręce powędrowały do twoich pośladków i prawie wtopiłam się w ciebie twój oddech parzył w twarz, przywracając mnie brutalnie do rzeczywistości. Byłeś podniecony do granic możliwości, a to w przypadku gdy był w domu syn, zwiastowało kłopoty, mógł tu przyjść w każdej chwili. Próbowałam ostudzić twoje zapędy, odskakując od ciebie ale twoje ramię było mocniejsze. Po prostu zgarnąłeś mnie samczym ruchem władcy i wpiłeś swoje usta w moje. Oczy pełne namiętności sprawiły, że czułam się najpiękniejszą kobietą na ziemi.

– Wiem, kochanie, wszystko wiem – powiedziałeś. – Daj mi tylko małą chwilkę.

Gdy twoje palce zagłębiały się w moje wnętrze, potęgując podniecenie, odezwały się resztki opamiętania. Wiedziałam, że muszę to koniecznie przerwać, jeszcze jest czas, aby ugasić ten ogień, bo za chwilę będzie za późno. Usłyszałam tuż koło mojego ucha:

– Jakże cię kocham, tak cudownie pachniesz pożądaniem i wybornie smakujesz, skończymy to później – powiedziałeś, oblizując palce.

Po takich koszmarnych wspomnieniach z przeszłości te chwile podniecenia były zbawienne, dodawały mi sił, jakby chciały mi zrekompensować tamto zło. Bardzo często po takich myślach przeżywałam cudowne orgazmy, prawie zapadałam się w siebie. To było tak, jakby WJ dbało o to, żeby te wspomnienia od razu wymazać z matrycy, żeby się nie zapisywały na nowo, tworząc pętlę.

Odległe czasy wyglądały zupełnie inaczej, jakby ktoś kręcił inny film, film grozy, i patrzył, jak bohater z tego wybrnie, czy da radę się podnieść. Tamta bohaterka już dawno dorosła, obecnie prowadzi szczęśliwe życie, ale koszmar tamtych dni często powraca, zapierając dech w piersi. Ważne, że za każdym razem więcej przebaczam i film grozy staje się krótszy, potrafię zrozumieć oprawców, a zdanie: „Biedny człowiek na innym poziomie rozwoju”, pomaga mi wymazać nienawiść do nich.

Tamte wydarzenia oszlifowały mnie, powodując, że dzisiaj jestem tym, kim jestem, i mogę nieść pomoc tym, którzy mnie potrzebują. Emanując bezwarunkową miłością, której doświadczyłam od babci (w dorosłym życiu doświadczyłam jej tylko raz przez krótką chwilkę), ufam, że wszystko przede mną.IV

Zbliżały się moje imieniny i razem z moim kolegą Tymoteuszem, którego poznałam w szkole, a który akurat miał urodziny, postanowiliśmy wyprawić wspólną imprezę. Na tę okazję dostałam od mamy prezenty, między innymi była czaderska sukienka, jak dla już dorosłej kobiety. Długa do ziemi w kolorze brudnego różu, z lejącego materiału, zawiązywana na szyi, dekolt wykończony bawełnianą koronką w tym samym kolorze, gołe plecy po linię talii, rozkloszowana w podwójne koło, lekko dłuższa z tyłu, bez rękawów. Tak piękna, że powiesiłam ją na wieszaku i długo na nią patrzyłam. Bardzo często wyprawialiśmy sobie prywatki u jednego z kolegów, bo mieszkał w wolno stojącym domu, i prawie nigdy nie było jego mamy, a nawet jak była, to była spoko. My, dziewczyny, zajmowałyśmy się przygotowywaniem jedzenia, a chłopaki resztą. Przez płot z Tymoteuszem zamieszkał jakiś nowy chłopak. Trochę starszy od nas, ale poprosiłyśmy chłopaków, żeby zaprosili go, bo może całkiem spoko gość.

Kiedy byłyśmy zajęte ustawianiem jedzenia na stole, wszedł ów chłopak. Nie był przystojny, ale miał bardzo ładną twarz i roześmiane oczy, kręcone czarne włosy. I przyszedł w garniturze, co od razu zwróciło uwagę dziewczyn, bo nie wszyscy nasi chłopcy w nich chodzili.

– Bartek jestem – przedstawił się. Sprawiał pozytywne wrażenie.

Okazało się, że świetnie tańczy i tańczy wszystko. Gdy zabrzmiały takty walca angielskiego, bo taką muzykę puszczali, jak robiliśmy sobie przerwę w tańcach, wszyscy poszli do stołu, a Bartek zareagował:

– Jak to, nikt z was tego nie tańczy?

Na co Małgośka wykrzyknęła.

– Jest tu jedna nawiedzona na walce. – Wskazała ręką na mnie.

– Naprawdę tańczysz walca czy Małgośka się nabija?

– Tańczę, tańczę – powiedziałam, a w duchu pomyślałam: Boże, jak ja dawno nie tańczyłam walca z chłopakiem, bo sama to i owszem.

Bartek wyciągnął rękę i kiedy podałam mu swoją, pocałował mnie w dłoń i przyjął pozycję, po której już wiedziałam, z kim tańczę.

Czułam, że jest zaskoczony poziomem mojego tańca, i gdy skończyliśmy, wyszliśmy przed dom na papierosa, bo od jakiegoś czasu paliłam. Zachował się jak każdy facet, z którym tańczyłam walce, więc nie zaskoczył mnie, gdy zapytał.

– Gdzie się tak nauczyłaś tańczyć?

– Ojciec mnie nauczył.

– Jest nauczycielem tańca?

– Nie, był zwykłym facetem, już nie żyje – ucięłam tym dalsze wypytywanki. Widziałam, że nie wiedział, jak zacząć rozmowę, i nie zamierzałam niczego ułatwiać – albo jest się facetem, albo trokami od kalesonów.

Moja postawa wobec mężczyzn czasami i mnie przerażała, nie wiem dlaczego, ale żaden na mnie nie działał tak, jak ja potrzebowałam, to znaczy potrzebowałam bardziej czułości i miłości, a nie doznań erotycznych.

Skończyliśmy palić i weszliśmy do domu. Na końcu pokoju stał Tymoteusz z rozwartymi ramionami. Podbiegłam szybko, a on złapał mnie na ręce i zakręcił, stawiając na podłodze, przytulił do serducha. Często tak właśnie robiliśmy i wszyscy byli już do tego przyzwyczajeni, tak zaczynaliśmy tańczyć rock and rolla. Lubiłam tańczyć z Tymoteuszem, bo był jedynym chłopakiem, który dotrzymywał mi kroku w tańcu i się do mnie nie ślinił, po prostu był. Nie miał szczęścia do dziewczyn, czemu się dziwiłam, bo był bardzo przystojny i miał poczucie humoru.

Okazało się, że Bartek był pięć lat od nas starszy i miał dużą wiedzę ogólną, konwersowało się z nim całkiem fajnie. Wpadł mi w oko i zaczęłam go uwodzić. Patrzyłam mu w oczy z czarującym uśmiechem na ustach, pokazując rząd pięknych zębów, dotykając od czasu do czasu jego dłoni. Odpowiadał na zaloty. Czułam, że między nami iskrzyło. Chłopcy zrobili przerywnik w tańcach i oczywiście gitary poszły w ruch, a my, dziewczyny, jak zwykle śpiewałyśmy. Widziałam malujące się na twarzy Bartka zdziwienie.

– Fajnie się z wami czuję – wypalił tak po prostu. Nie śpiewał z nami, na gitarze też nie potrafił grać. Widziałam, jak nasi chłopcy urośli, bo w pewnym momencie górę wzięła zazdrość.

Umówiliśmy się w tygodniu na kino i wiadomo było, że bilety załatwi Tymoteusz. On miał wtyki i zawsze mieliśmy wejściówki, na co chcieliśmy, i oczywiście walutę. To był bardzo obrotny młody człowiek, przy nim kobieta nie umarłaby z głodu.

Po kinie całą paczką poszliśmy na piwo grzane z jajkiem, pychotka. Bartek powiedział, że stawia wszystkim, że to wkupne.

Cały czas chodziły mu ręce i czułam, że chce się do mnie zbliżyć. A to przytrzymał mnie w wejściu za łokieć, a to położywszy mi rękę na plecach, o coś pytał. Po aferze z Michałem nie miałam czasu na romanse, a i kandydata odpowiedniego nie było albo ja na to nie zwracałam uwagi. Poczułam, że cieszę się z jego adoracji i nie irytuje mnie jego nadskakiwanie, poza tym schlebiało mi, że chłopak tyle lat starszy ode mnie zainteresował się małolatą. Widziałam, jak na mnie patrzył i błyszczały mu oczy, że chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Kiedy rozchodziliśmy się do domu, Bartek zapytał, czy może mnie odprowadzić. Zgodziłam się.

Zaczęliśmy się spotykać regularnie, a w soboty chadzaliśmy całą paczką na dyskoteki do Instytutu Lotnictwa na Okęciu i coraz lepiej się poznawaliśmy, ale nie było to nic zobowiązującego, ot takie tam miłe spędzanie czasu. Coś się zmieniało w naszych kontaktach, ale daleko w tym było do euforii.

Nadszedł sylwester. Bartek zaproponował, że wyprawia go u siebie i nas zaprasza. Ucieszyliśmy się, bo nikt z nas nigdy nie był u niego w domu.

Tymoteusz przyjechał po mnie taksówką i podjechaliśmy po Monikę i Jacka. Kiedy wchodziliśmy do domu Bartka, byli jeszcze jego rodzice, ale już gotowi do wyjścia. Ojciec zawiesił na mnie wzrok i przywitał się, podając mi rękę, a matka, bardzo miła i uśmiechnięta, powiedziała:

– Tylko bawcie się tak, żebym zastała całe mury.

Bartek był z dziewczyną, co było dla nas zaskoczeniem, bo nigdy z nią nie bywał, nie wiedzieliśmy, czy to koleżanka czy sympatia, bo milczeli oboje jak grób. Mnie coś ścisnęło w dołku. Jak to? – pomyślałam. Ma dziewczynę, a przystawia się do mnie? To znaczy przystawiał, bo wtedy był obcy… prawie. Bawili się oddzielnie, nie licząc jednego lub dwóch tańców na początku. Kurczę, o co w tym wszystkim chodziło? Nie dawało mi to spokoju przez całą noc. To do mnie zarywał, a przyszedł z dziewczyną? Ale przecież nie mogłam pokazać mu, że mnie to zabolało, chłopakiem moim nie był – odezwał się we mnie twardziel.

Sylwester się udał, Bartek zachowywał się powściągliwie, a ja świetnie się bawiłam z Tymoteuszem.

Kiedy impreza się skończyła, Bartek zaproponował, żebym spała u niego zamiast u Tymoteusza, gdzie będzie nam wszystkim bardzo ciasno. Zaznaczył, że śpi u niego również dziewczyna i pomogłabym jej ogarnąć to wszystko. Zgodziłam się, bo zawsze po imprezach sprzątałyśmy z dziewczynami i Bartek dobrze o tym wiedział, wszystkie ogarnęłyśmy szybko mieszkanie i cała reszta wyparowała do Tymoteusza, a ja zostałam u Bartka.

Spaliśmy w salonie, Bartek z tą dziewczyną, a ja na drugiej wersalce.

Kiedy się obudziłam, już nie spał i widząc, że ja również nie śpię, zaczął mnie zagadywać. Przyszedł do mojego łóżka i usiadł na krawędzi.

– Posuń się trochę, bo zamarznę, możemy sobie pogadać, niech ona śpi.

Posunęłam się i wszedł pod kołdrę, żadnych dziwnych ruchów, leżeliśmy i gadaliśmy sobie, czasami śmiejąc się, zatykaliśmy usta, żeby nie obudzić tamtej dziewczyny. Udając dalej twardziela, nie zapytałam o jego relacje z tą dziewczyną.

Nagle usłyszeliśmy, że do domu weszli rodzice Bartka – czułam, że czerwienię się po cebulki włosów, bo stanęli w salonie i życzyli nam szczęśliwego nowego roku.

Bartek zapytał ojca:

– Zgadnij, z którą spałem?

Mało nie padłam, gdy ojciec odpowiedział:

– No przecież widzę, gdzie leżysz.

Bartek nie sprostował, na co ja odpowiedziałam:

– Czasami pozory mylą i wyskoczyłam z łóżka, zakrywając się wcześniej namierzoną narzutą.

Zgarnęłam swoje rzeczy i wparowałam do łazienki na szybką toaletę, miałam ze sobą na zmianę rzeczy. Kiedy wyszłam, mama Bartka przytrzymała mnie za rękę.

– Wybacz tę obcesowość mojemu mężowi.

Uśmiechając się, odpowiedziałam:

– Nic się nie stało.

– Zostań z nami na śniadaniu, już prawie jest gotowe, a potem mój mąż cię odwiezie.

– Dziękuję za odwiezienie, ale jestem umówiona z resztą, która śpi u Tymoteusza i idziemy na spacer, ale śniadanie chętnie z Wami zjem. – Uśmiechnęłam się przy tym promiennie, bo przecież nie okażę się obrażalską idiotką.

Zauważyłam aprobatę w oczach matki, a i ojciec uśmiechał się z sympatią.

Bartek zniknął nam z pola widzenia na kilka miesięcy i pojawił się na imprezie w domu Tymoteusza, jego brat Jarek miał imieniny. Dostałam od Bartka piękny bukiet róż, co wprawiło wszystkich w osłupienie włącznie ze mną. Miał dobrą pamięć, wiedział, że kocham róże i pamiętał, że kocham muzykę poważną i operę i operetkę, i teatr, co nie koliduje z inną muzyką taneczną. Był wyluzowany i przegadaliśmy całą noc, dziewczyny patrzyły spod oka, bo podobał im się i żadna nie mogła go usidlić, a mi jakoś przeszło, patrzyłam na niego jak na kumpla.

Znowu zaistniał w naszym życiu i chodził z nami na spacery na starówkę i do kina. Nikt nie zadawał pytań, gdzie był, co porabiał, będzie chciał, to sam opowie.

Wychodząc z pracy w którąś sobotę, dostrzegłam go kątem oka, stał z małym bukiecikiem kwiatów i szedł w moją stronę.

– Czekałem tu na ciebie i się doczekałem.

– A co to za okazja? – zapytałam.

– Grają świetną sztukę i pomyślałem, że może dasz się wyciągnąć.

– Kiedy?

– No dzisiaj na dziewiętnastą.

– O rany, to już późno!

– Jakie późno. Mamy cztery godziny, podwiozę cię do domu taksówką, pojadę się przebrać i przyjadę po ciebie, chyba zdążysz. Trzy godziny to świat i ludzie. Hahaha!

– Zdążę, zdążę – zaśmiałam się.

W przerwie spektaklu, kiedy staliśmy w kolejce do bufetu, podeszła do nas para, Bartek wziął moją rękę i powiedział:

– To jest właśnie Anna, a to moja siostra Agata z mężem Filipem.

Zostałam zlustrowana od stóp po czubek głowy i ujrzałam na ustach dziewczyny uśmiech aprobaty. Odpowiedziałam uśmiechem. Była dużo starsza od Bartka.

Bartek zaczął co dzień przyjeżdżać po mnie do pracy i spacerowaliśmy sobie tak po różnych parkach Warszawy, nie posuwając się ani o krok dalej w naszej relacji.

Jak grom z jasnego nieba spadła na mnie wiadomość, że przylatuje do Polski moja matka. Bartek wiedział, że jestem sama z bratem, ale szczegółów nikt nie znał, poza najbliższymi kumplami.

Andrzejek wyrósł na fajnego chłopaka i nazywałam go „synek”. Przylgnęło to do niego tak naturalnie. Bardzo go kochałam, ale było mi ciężko go wychowywać…

Był tak pomysłowy, że nie nadążałam za jego wyczynami. I był facetem.

Zakomunikowałam Bartkowi, że musimy ograniczyć nasze spotkania do dwóch w tygodniu, bo matka przyjechała na miesiąc do Polski i muszę poświęcić jej trochę czasu. Zrozumiał, ale nasze spotkania jakby zmieniły atmosferę.

Bartek stawał się bardziej niecierpliwy i zaczął mnie adorować. Z kumpla prawie niezauważalnie stawał się kimś więcej i któregoś razu, gdy odprowadzał mnie do domu późno wieczorem, objął mnie w talii, stając za mną, i poczułam jego twarz w moich włosach. Nie byłam przyzwyczajona do takich jego zachowań, ale było mi dobrze. Odwrócił mnie przodem do siebie i patrzył w oczy, jakby chciał coś w nich zobaczyć. Bardzo powoli zbliżał się do mojej twarzy, aż poczułam jego oddech. Był podniecony, zaczął całować moje usta, delikatnie z namaszczeniem, poddawałam się temu coraz bardziej i czułam, że coś się zaczyna ze mną dziać. Bartek jakby z premedytacją rozniecał ten ogień i pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne, aż poczułam w podbrzuszu ogień i wilgoć w kroczu. Wystraszyłam się, bo zaczynałam tracić panowanie nad sobą, odepchnęłam go. Popatrzył na mnie ciemnymi z pożądania oczami i wziął moją rękę, poprowadził w stronę swojego krocza, poczułam dużą wypukłość.

– Zobacz, co ze mną zrobiłaś.

Krzyknęłam speszona i zabrałam szybko rękę, jakby mnie coś parzyło.

Zauważyłam, że ten ruch sprawił mu przyjemność. Jeszcze nie wiedziałam, o co chodzi.

Kiedy stanęliśmy pod moimi drzwiami, bo zawsze odprowadzał mnie pod same drzwi, nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich matka.

– Nie zamierzałaś mi przedstawić swojego chłopaka?!

Zaniemówiłam, a Bartek odpowiedział:

– Jeśli można, to jutro wpadnę.

Matka była w euforii.

– Zapraszam, zapraszam. – Uśmiechnęła się szeroko.

Następnego dnia przyjechał po mnie pod pracę i mieliśmy razem zjeść obiad u mnie, pomyślałam sobie, że jak nas matka nie otruje, to będzie dobrze, bo nie lubiła gotować i jej potrawy zawsze były ohydne, bez smaku. Ale zadziwiła mnie całkiem, chyba w tych Stanach jednak się czegoś nauczyła.

Kiedy już zjedliśmy obiad i na stół wjechały ciastka kupne i kawa, matka ni stąd, ni zowąd oświadczyła:

– Za trzy miesiące muszę z powrotem wyjechać i jak chcecie się pobierać, to teraz, bo potem to nie wiem, kiedy przyjadę.

Zaniemówiłam i zerknęłam speszona na Bartka. Zamiast konsternacji zobaczyłam błysk w jego oczach. I zaczęła się rozmowa na całego, a ja łapałam powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Zaraz, chwilę, ja tu jeszcze jestem, heloooł! Przerwałam im te wywody.

– Zamierzam iść jeszcze do szkoły, małżeństwo mi nie w głowie – powiedziałam, opanowując swój gniew.

– Przecież nie będę ci zabraniał, możesz sobie iść do szkoły.

Stanęło na tym, że mój ojciec chrzestny, który jest pilotem, przylatuje właśnie do Polski w sobotę i przywiezie złoto, tzn. złote wyroby z Turcji, mogę sobie wybrać pierścionek zaręczynowy. Patrzyłam na nich i miałam wrażenie, jakby wcześniej wszystko zaplanowali… a tak przecież nie było.

W sobotę przyjechał Stefan, mój ojciec chrzestny. Matka wybierała wyroby złote, a przede mną na stole pojawiła się cała masa pierścionków przeróżnych, nie widziałam takich nigdy… Były piękne: z oczkami z kamieni, których nazw nawet nie znałam.

Stefan wskazał jeden pierścionek i powiedział:

– To jest piasek pustyni.

Od razu mi się spodobał i wybrałam właśnie ten. Zaręczyny miały być za tydzień w sobotę.

Kiedy chrzestny wyszedł i położyłam się już do łóżka, „synek” zapytał:

– Siostra, jesteś szczęśliwa?

Nie odpowiedziałam nic, nie potrafiłam określić swoich uczuć. Leżąc tak pół nocy, sama siebie przekonywałam, że będzie dobrze, że pomoże mi w wychowywaniu „synka”, że będzie nam lżej, ale samo słowo „żona” jakoś do mnie nie przemawiało. Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale obudziłam się z bólem głowy.

Jedyną dziewczyną ze szkoły podstawowej, z którą utrzymywałam kontakt, była Bożena. Też brała wkrótce ślub, bo wpadła. Śmiałyśmy się nawet, że razem wychodzimy za mąż.

Nadszedł dzień zaręczyn, a matka chodziła nakręcona, jakby to co najmniej ona się zaręczała. Kiedy weszli rodzice Bartka i ojciec spojrzał na mnie, przeszedł mnie dreszcz. Bartek najpierw dał bukiet kwiatów matce, a potem podszedł do mnie i wręczył mi wielki bukiet czerwonych róż. Nie skupiałam się na tym, co mówił, tylko tuliłam róże i wdychałam ich zapach, były takie cudne. Włożył mi na palec pierścionek i pocałował, ale czegoś mi brakowało…

Po zaręczynach zaczęło się piekło przygotowań do ślubu, który miał się odbyć w październiku, za dwa miesiące. Sala, orkiestra, sukienki do cywilnego i kościelnego, a ja cały czas byłam jak drętwa, nie cieszyłam się, tak jak powinna się cieszyć panna młoda. Pomyślałam sobie, że przecież go kocham, ale tak do końca nie bardzo czułam, czy to prawda. Ale przecież mnie podnieca, więc wszystko będzie okej, to tylko strach przed nieznanym.

Strofowałam się we wnętrzu: Anka, daj spokój, będzie dobrze. Tylko niech matka wyjedzie, jej obecność działała na mnie destrukcyjnie, cały czas byłam niespokojna.

W sierpniu zadzwoniła siostra Bartka, że muszą wrócić do pracy, a szkoda, żeby zmarnowały się dwa tygodnie wczasów, może byśmy pojechali na ich miejsce, a oni wrócą do Warszawy. Zgodziliśmy się, tym bardziej że nigdy nie byłam w Karpaczu. Mieliśmy zostać z ich synem. Mieli dwa pokoje, w tym drugim spał młody.

Bartek nigdy nie widział mnie nago. Pierwsza noc w jednym łóżku była dla mnie dość stresująca, ale sprawne ręce Bartka spowodowały, że szybko o tym zapomniałam.

Wziął mnie za ręce i położył na łóżku, bez słowa wtargnął między moje uda i zdjął ze mnie koszulę nocną. Patrząc z pożądaniem, rozbierał się, nachylił się nade mną i zaczął delikatnie całować usta, przylgnął swoim ciałem do mojego. Pocałunki stawały się coraz bardziej natarczywe. Było mi dobrze, czułam, jak już kiedyś, że rozpala się coś w moim podbrzuszu. Z podniecenia zaczęłam ssać jego język i widziałam na jego twarzy zadowolenie, że podnieca mnie to, co robi, bo stawałam się coraz bardziej mokra, aż usłyszałam tuż koło ucha:

– Cudownie płyniesz, istny wodospad.

Byłam podniecona do granic wytrzymałości, poczułam, jak jego palce zagłębiają się w moim wnętrzu. Chciał wejść głębiej, ale poczuł lekki opór. Wycofałam się odrobinę, co nie uszło jego uwadze. Zatrzymał się i patrząc mi w oczy, powiedział:

– Zapomniałem, jesteś dziewicą.

– Jeśli pytasz o to, czy jeszcze nie uprawiałam seksu, to nie uprawiałam.

Potarł czoło ręką i usłyszałam:

– Boże.

Znowu zaczął mnie całować, ale doszły do tego jeszcze jego ruchy całego ciała, całując mnie coraz mocniej, mruczał i napierał swoim ciałem na moje krocze, pocierał bardzo intensywnie, aż traciłam prawie zmysły z rozkoszy, coraz mocniej całował i nacierał, a ja już w zupełnym zatraceniu ssałam jego język. Trzymał moje ręce nad głową, nagle je puścił, a ja zatopiłam je w jego włosach, były cudnie miękkie. Szalał z pożądania, poczułam, jak wkłada ręce pod moją pupę i coraz mocniej rozchyla moje uda, pieszcząc ten skrawek ciała tak podatny na pieszczoty. Czułam ten jego ogromny organ, jak przesuwa się między moimi wargami sromowymi i atakuje łechtaczkę, rozchylałam uda coraz szerzej gotowa na większe doznania.

Poczuł moją zupełną uległość i zatracenie, i że już niczego nie kontroluję, bo jednym pchnięciem wdarł się w moje wnętrze. Zabolało, chciałam się wycofać, ale mnie przytrzymał, zamarł w bezruchu z tym swoim wielkim penisem w moim wnętrzu, jego usta stawały się coraz bardziej zachłanne. Znowu poczułam to gorąco w podbrzuszu i szum w głowie. Usta wpijały się w moje, czułam, że chcę czegoś więcej, że nie wytrzymam tego napięcia i moje biodra zaczęły taniec. Ból mieszał się z pożądaniem, nagle przestałam czuć podniecenie, bo on, osiągając szczyt, zakończył akt. Zostawił mnie tak, a ja nie mogłam sobie z tym poradzić. Boże, co za koszmar, bolało mnie całe ciało.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: