Miłość przyjdzie później - ebook
Miłość przyjdzie później - ebook
„Pragnął położyć ją na łóżku i przywrzeć do niej całym ciałem, ale bał się szaleństwa własnych rąk, siły własnego pożądania. Pożądania, które towarzyszyło mu od pierwszej chwili, odkąd przyszła prosić go o pomoc, a potem dręczyło nocami, sprowadzając erotyczne sny. Ich wspomnienie nie odstępowało go przez następne dni, mieszając się z marzeniami na jawie o założeniu z nią rodziny. Prawdziwej rodziny”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9585-5 |
Rozmiar pliku: | 712 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Desperacja. Tak, słowo desperacja najlepiej oddawało stan jej ducha i tylko ono mogło usprawiedliwić obecne postępowanie. Serce waliło jej w piersiach, ręce zwilgotniały, bo oto Bethany Lewis włamywała się do apartamentu obcego mężczyzny.
Nakłamała gospodyni, która w końcu dała się przekonać i ją wpuściła. Zaledwie parę dni po tym, jak zawiodły próby najpierw umówienia się z Landonem Gagem przez jego sekretarkę, a potem przekupienia jego szofera. Trzęsąc się z przejęcia, zamknęła drzwi, wyjęła z torby czarny notatnik, przycisnęła go do serca i wkroczyła do salonu.
We wnętrzu oświetlonym lampą z kremowym abażurem unosił się zapach pomarańczy. Skurcz żołądka przypomniał włamywaczce, że od rana nie miała nic w ustach.
Pod oknem stało niewielkie biurko, a rozsunięte zasłony ukazywały rozległy balkon, z którego rozciągał się szeroki widok miasta. Na szklanym stoliku do kawy, na srebrnej tacy, piętrzyły się truskawki w czekoladzie i połyskliwe owoce. Obok tacy leżała koperta z nazwiskiem adresata: „Pan Landon Gage”.
Nazwisko będące synonimem bogactwa, rozległej wiedzy i władzy, które przez wiele lat wymawiano przy niej z zapiekłą nienawiścią: „Landon Gage zapłaci mi za to!”, „Wszyscy ci Gage’owie będą się smażyć w piekle!”.
A tymczasem Gage’owie opływali w pieniądze. Jeśli tak miałoby wyglądać piekło, Bethany chętnie oddałaby za nie czyściec, jakim była jej obecna egzystencja.
Postąpiła parę kroków do przodu, przywołując w pamięci obraz słodkiej twarzyczki blond sześciolatka i błagalne pytanie, które jej zadał, gdy wychodziła z domu na rozprawę z sądzie rodzinnym: „Nie zostawiaj mnie, mamo! Obiecaj, że mnie nie zostawisz!”.
„Nie ma mowy, skarbie. Mamusia nigdy cię nie zostawi…”
Na to wspomnienie jej serce przeszył ostry ból. Zrobi wszystko, by dotrzymać danej synkowi obietnicy. Będzie kłamać, oszukiwać, kraść…
– Panie Gage?
Podeszła do lekko uchylonych drzwi prowadzących do sypialni i zajrzała do środka. Na dole odbywało się uroczyste zebranie organizacji charytatywnej zbierającej pieniądze na rzecz dzieci chorych na raka. Bethany zamierzała pierwotnie wmieszać się w tłum, udając kelnerkę, aby w stosownej chwili zaatakować potentata prasowego. Ale kiedy długo się nie zjawiał, chociaż wszyscy szeptali, że jest na górze, Bethany straciła cierpliwość.
Na ogromnym łożu leżała elegancka skórzana teczka i piętrzyły się stosy dokumentów. Obok nich cicho pomrukiwał laptop.
– Pani mnie śledzi.
Podskoczyła na dźwięk niskiego męskiego głosu. Jej spojrzenie pobiegło ku drzwiom garderoby, skąd wyłonił się mężczyzna. Zapinając guziki wykrochmalonej koszuli, mierzył ją zimnym jak lód spojrzeniem.
Był wyższy, niż sądziła. I jeszcze bardziej onieśmielający: czarnowłosy, opalony, barczysty. Pod śnieżnobiałą koszulą i szytymi na miarę spodniami rysowało się wysportowane ciało, a ciemne włosy otaczały twarz zarazem niezwykle męską i inteligentną. Srebrnoszare, patrzące bacznie oczy sprawiały wrażenie jakby nieobecnych.
– Przepraszam – wymamrotała, zdając sobie sprawę, że gapi się w niego jak sroka w gnat.
I że on także ocenia ją wzrokiem. Czuła na sobie taksujące spojrzenie. Kiedy w pewnej chwili mężczyzna zatrzymał wzrok na jej dłoniach z poobgryzanymi paznokciami, Beth miała ochotę zrobić w tył zwrot i uciekać. Zdołała się jednak opanować, a nawet przybrać obojętny wyraz twarzy.
Mężczyzna ocenił wzrokiem jej żakiet i spódnicę, nieco dzisiaj za luźne po tym, jak zaczęła gwałtownie chudnąć. Ale był to jedyny elegancki strój, jaki jej został z dawnej garderoby po rozwodzie.
– Mógłbym kazać panią aresztować – dodał, sięgając po leżącą na nocnym stoliku muszkę.
Dopiero teraz się zdziwiła. A więc zdawał sobie sprawę z jej podchodów? Z tego, że od wielu dni szuka z nim kontaktu? Obserwuje go na ulicy, nachodzi sekretariat gazety? Usiłuje przekupić szofera?
– T-to dlaczego pan tego nie zrobił?
– Może bawią mnie te zabiegi? – odparł, stając przed lustrem i zręcznie zawiązując muszkę.
Bethany ledwo go słyszała. W jej skłopotanej głowie zaczęła się nagle kształtować myśl, że Landon Gage może być rzeczywiście człowiekiem, jakiego potrzebuje. Zimnym i bezwzględnym draniem.
Jakiś czas temu stało się dla niej jasne: na to, by kiedykolwiek odzyskać synka, musi się sprzymierzyć z kimś jeszcze potężniejszym i bardziej bezwzględnym niż jej były mąż. Z człowiekiem pozbawionym skrupułów, który nikogo ani niczego się nie boi. Na to, by osiągnęła cel, trzeba cudu, a skoro Bóg nie chce jej wysłuchać, jest gotowa zawrzeć pakt z samym diabłem.
Zaskoczony jej milczeniem mężczyzna odwrócił się gwałtownie od lustra.
– No więc, panno…?
– Lewis. – Nic nie mogła poradzić na to, że ten człowiek ją onieśmielał. Zarówno przez swoją fizyczność, jak i siłę. – Pan mnie nie zna – zaczęła niepewnie – w każdym razie osobiście. Ale może pan znać mojego byłego męża.
– A któż to taki?
– Hector Halifax.
Nazwisko nie wywołało z jego strony reakcji, jakiej się spodziewała. Twarz mężczyzny niczego nie wyrażała, ani zainteresowania, ani tym bardziej gniewu, na który liczyła. Oderwała się od drzwi i zrobiła parę kroków w jego stronę.
– Słyszałam, że byliście kiedyś wrogami.
– Mam wielu wrogów. To jeszcze nie znaczy, że wciąż o nich rozmyślam. A teraz proszę mi krótko wyjaśnić, o co chodzi. Czekają na mnie na dole.
Krótko! Od czego zacząć? Jej historia była tak żałosna, tak beznadziejnie splątana! Po długiej chwili wydusiła z siebie słowa, które sprawiły jej wręcz fizyczny ból:
– Odebrał mi syna.
– Aha! – mruknął, zatrzaskując laptop i pakując go razem z dokumentami do skórzanej teczki.
Patrząc na jego niewzruszony profil, Bethany zadała sobie pytanie, czy z góry podejrzewał, z czym do niego przyszła. W każdym razie nie wydawał się ani trochę zaskoczony jej wizytą.
– Muszę go odzyskać. Sześcioletnie dziecko powinno mieszkać z matką.
Landon Gage szybkim ruchem zatrzasnął teczkę.
Tłumiąc narastającą złość na byłego męża, Bethany mówiła dalej, starając się nadać swemu głosowi możliwie spokojne brzmienie:
– Walczyliśmy w sądzie rodzinnym o prawo do opieki nad synem. Podczas rozprawy prawnicy Hectora przedstawili zdjęcia, które miały mnie skompromitować. Dowieść, że zdradzałam męża, i to nie z jednym, ale z wieloma mężczyznami.
Landon Gage wsunął portfel do tylnej kieszeni spodni i włożył marynarkę. Ponownie zlustrował Bethany wzrokiem, a ona poczuła się, jakby ją rozbierał.
– Owszem, czytałem gazety – odparł. – Zdobyła sobie pani nie najlepszą sławę.
– Zrobili ze mnie istną wszetecznicę. Ale to wszystko kłamstwa.
Landon Gage najspokojniej w świecie ruszył do wyjścia, wkładając po drodze płaszcz.
Bethany podążyła za nim. Kiedy dotarli do windy, nacisnął strzałkę w dół i zapytał:
– Po co mi pani o tym wszystkim opowiada?
– Zaraz panu wytłumaczę. – Głos jej drżał. – Nie mam pieniędzy na prawników. Hector postarał się, żebym została bez grosza. Miałam nadzieję znaleźć jakiegoś początkującego adwokata, który zgodziłby się reprezentować mnie za darmo, licząc na wyrobienie sobie nazwiska, ale nie było chętnych.
Bethany zrobiła pauzę, by nabrać tchu.
– Wiem z internetu, że mogłabym wystąpić do sądu o zrewidowanie decyzji w sprawie opieki nad dzieckiem, gdyby moje położenie uległo radykalnej poprawie. Na razie zrezygnowałam z pracy, bo Hector zarzucił mi, że nie ma mnie w domu całymi dniami i zostawiam Davida pod opieką babci, która jest przygłucha. Ale ona bardzo go kocha – dodała szybko. – A ja przecież muszę pracować. Hector pozbawił mnie środków do życia.
– Rozumiem.
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, które sprawiło, że zaczerwieniła się po linię włosów, bo teraz oceniał ją jako osobę, nie tylko kobietę, i było to chyba jeszcze bardziej upokarzające.
Rozsunęły się drzwi windy i Landon Gage wsiadł, a ona za nim. I tu stało się coś, czego nie przewidziała: kiedy bowiem znaleźli się w zamkniętym pomieszczeniu i Bethany zaczerpnęła powietrza, poczuła bijący od Landona zmieszany z wonią drogiej wody toaletowej męski zapach, i przez jej ciało przebiegło drżenie. Bezskutecznie próbowała odepchnąć od siebie to absolutnie niepotrzebne wrażenie, jakie robiła na niej jego fizyczna bliskość.
On tymczasem spoglądał niecierpliwie na migające cyferki pięter, jakby chciał jak najszybciej znaleźć się na parterze.
– Nie dbam o pieniądze, chcę tylko odzyskać syna – rzekła błagalnym tonem.
W sali sądowej nikogo nie interesowało, jak dobrą była matką i jak bardzo kochała synka. Nikt nie pytał o nieprzespane noce, czułą troskę, jaką go otaczała, wizyty u lekarza, czytanie bajek przed snem. Zamiast matki widziano jedynie wiarołomną żonę puszczającą się z kolejnymi mężczyznami. Z mężczyznami, których nawet nie widziała na oczy.
Jakże łatwo jest bogatym i potężnym przekonać sędziów, że prawda jest po ich stronie. Ile Hectora kosztowało sfabrykowanie fałszywych dowodów? Prawie nic w porównaniu z tym, czego ją pozbawił.
Pogrążona w myślach, nie zauważyła, że Landon Gage oderwał oczy od numerów mijanych pięter i spojrzał na nią.
– Nadal nie rozumiem, po co mi pani o tym opowiada.
– Bo Hector jest również pańskim wrogiem – odparła, patrząc mu w oczy. – Nienawidzi pana. Zrobi wszystko, żeby pana zniszczyć.
Landon Gage uśmiechnął się zimno.
– Niechby spróbował. Nie chciałbym być wtedy w jego skórze.
– To, co trzymam w rękach – zaczęła, pokazując mu notatnik w czarnej oprawie – to dziennik Hectora. Przy jego pomocy mógłby pan go zniszczyć.
– Dziennik? Co to, jesteśmy z powrotem w szkole?
Bethany przerzuciła strony notatnika.
– Telefony ludzi, z którymi prowadzi interesy, rodzaje transakcji, jakie z nimi zawiera, nazwiska dziennikarzy, którzy siedzą mu w kieszeni, kobiet, z którymi się spotyka. – Dramatycznym gestem zatrzasnęła notatnik. – Wszystko tu jest. Dokładnie opisane. Oddam go panu, jeżeli mi pan pomoże.
Jego wzrok przywarł na moment do czarnej książeczki.
– Halifax nie zauważył, że jego notatnik trafił w ręce byłej żony? – zapytał z niedowierzaniem.
– Jest przekonany, że wpadł do wody, kiedy pewnego razu zabrał mnie na przejażdżkę jachtem.
Zauważyła w jego oczach przelotny błysk nienawiści, ale w tym samym momencie drzwi windy się otworzyły i Landon natychmiast się opanował.
– Nie żywię się pragnieniem zemsty. To zbyt męczące i bezpłodne. – To powiedziawszy, opuścił szybkim krokiem windę i zniknął w gwarnym tłumie gości.
Bethany poczuła się zdruzgotana. Z rozpaczą w sercu obserwowała krążących po sali, prowadzących ożywione rozmowy gości, wśród których migała od czasu do czasu czarna czupryna Landona Gage’a. Człowieka, który był jej ostatnią szansą.
O nie! – pomyślała. Nie poddam się!
Przedzierając się powoli między zebranymi gośćmi, dopadła go przy stole z drinkami.
– Panie Gage…
– Radzę pani wracać do domu – odparł, biorąc ze stołu i wychylając kieliszek wina.
Odwrócił się, by odejść, lecz Bethany zastąpiła mu drogę, wymachując czarnym notatnikiem.
– Proszę mnie wysłuchać.
– No dobrze – powiedział, odstawiając pusty kieliszek. – Niech mi pani pokaże ten przeklęty notatnik.
– Nie. – Cofnąwszy rękę, przycisnęła notatnik obiema dłońmi do piersi. – Na to, żeby go przeczytać, musi się pan ze mną ożenić.
– Co takiego?
– Proszę posłuchać. Kiedy moja sytuacja poprawi się, będę mogła wystąpić ponownie o prawo do opieki nad synem. Hector będzie wściekły, kiedy się dowie, że zostałam pana żoną. I będzie się bał, że opowiem panu o jego ciemnych interesach. Będzie musiał pójść na ustępstwa. W ten sposób pan pomoże mnie, a ja pomogę panu zniszczyć Hectora Halifaxa.
– No, no, że też tyle nienawiści może się pomieścić w tak drobnej istocie jak pani! – zauważył z bliskim podziwu niedowierzaniem.
– Mam na imię Bethany. Proszę mi mówić Beth.
– Tak on panią nazywał?
– Hector? On zwracał się do mnie per „kobieto”. Ale co to ma za znaczenie?
Nie doczekała się odpowiedzi, ponieważ Landon zniknął w tłumie. Wszyscy chcieli z nim porozmawiać, zewsząd wołano go po imieniu. Bethany jednak nie miała zamiaru się poddać. Odepchnąwszy łokciem zmierzającą ku Landonowi kobietę, ponownie zastąpiła mu drogę.
– Hector żywi do pana wręcz zwierzęcą nienawiść. Zrobi wszystko, żeby doprowadzić pana do upadku. Trzeba mu w tym przeszkodzić.
– Droga pani – odparł Landon z pogardliwym uśmiechem – najwidoczniej nie ma pani pojęcia, kim jestem. Gdyby przyszła mi ochota, mógłbym go w jednej chwili zetrzeć w pył.
Niemniej Bethany dostrzegła w jego oczach wyraz trudnej do wyrażenia udręki. Pojawił się on tylko na moment, bo zaraz potem Landon dodał:
– Proszę nie robić sobie złudzeń. Nie interesują mnie resztki z cudzego talerza. Zresztą tak czy owak, nie zamierzam się żenić.
– To byłoby tylko udawane małżeństwo, na pewien czas. Bez pana jestem wobec niego bezradna. Wiem, wyczytałam to z pana oczu, że nienawidzi pan Hectora Halifaxa tak jak ja.
– Landon, jak się bawisz? Mogę ci coś przynieść? – rozległ się za jego plecami uwodzicielski kobiecy głos.
On jednak nadal wpatrywał się w Bethany. Ująwszy ją pod brodę, podniósł jej twarz.
– Być może. Może nienawidzę go jeszcze bardziej, niż pani sądzi. – Mówiąc to, leciutko powiódł kciukiem po jej dolnej wardze.
Bethany zakręciło się w głowie. Nie miała pojęcia, że czyjś dotyk potrafi zrobić na niej tak wielkie wrażenie.
– Landon! Landon! – dobiegały wołania ze wszystkich stron.
Zakląwszy pod nosem, chwycił ją pod łokieć i przepychając się przez napierający tłum, wyprowadził z głównej sali do niewielkiego pokoju na jej tyłach. Kiedy zatrzasnął drzwi, w pomieszczeniu zapanowały ciemności, tylko zza niewielkiego okna przebłyskiwały uliczne światła.
– Bethany – odezwał się Landon, z trudem opanowując zniecierpliwienie. – Robisz wrażenie osoby inteligentnej, dlatego radzę, żebyś znalazła inne rozwiązanie swoich problemów. Bo mnie twoja propozycja nie interesuje.
– To dlaczego nadal ze mną rozmawiasz?
– Za sekundę położę temu kres.
Bethany uchwyciła się jego ramienia. Mimo ciemności dostrzegła w jego oczach jakby błysk szaleństwa. Gdyby tak posunąć się o krok dalej, przemknęło jej przez głowę, to kto wie…?
– Proszę, nie odmawiaj mi – rzekła błagalnym tonem. – Jesteś ulubieńcem opinii publicznej. Sąd będzie ci przychylny i chętnie uwierzy, że osoba, która została twoją żoną, zasługuje na szacunek. Media cię uwielbiają.
W myślach dodała: uwielbiają go, bo jest człowiekiem potężnym, przystojnym, bogatym, a poza tym przeżył straszną osobistą tragedię.
– Media miewają dziwne upodobania – mruknął. – Moja gazeta też.
– Boją się ciebie, ale i darzą szacunkiem.
Landon popatrzył w okno, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Co wiesz o jego interesach? – zapytał.
– Znam nazwiska dziennikarzy, których opłaca, oraz ludzi, z którymi łączą go ciemne sprawy. Wiem naprawdę dużo. I wszystko to ci przekażę.
Widziała, że Landon zaczyna się wahać. Kusi go, by się zgodzić. Niech się zgodzi, o nic więcej nie prosi. Tylko on jeden może jej pomóc, bo tylko on jeden ma powody, aby chcieć się zemścić na Hectorze. Niech się tylko zdecyduje.
On jednak pokręcił głową.
– Musisz sobie znaleźć kogoś innego.
Bethany trzasnęła z rozpaczy ręką w drzwi. Ogarnęła ją wściekłość.
– Jak możesz? – syknęła przez zęby. – Jak możesz pozwolić, żeby uszło mu na sucho to, co ci zrobił? Zrujnował ci życie! W dalszym ciągu stara się ci szkodzić!
– Nie wiesz nic o moim życiu – rzucił ze złością.
– Wiem. Wszystko działo się na moich oczach. Ze mną postąpił tak samo jak z tobą.
– Posłuchaj mnie uważnie – odparł Landon stanowczym tonem. – Od tamtej pory minęło sześć lat. Postanowiłem o tym zapomnieć, pozbyć się trawiącej mnie kiedyś żądzy zemsty. Radzę ci dłużej mnie nie prowokować, bo może się to skrupić na tobie samej.
– Nie rozumiesz, że masz ostatnią szansę wyrównać rachunki? – zawołała, doprowadzona do ostateczności. On jednak odsunął jej rękę i sięgnął do klamki. – Za rok się rozwiedziemy, jak tylko odzyskam Davida. Co jeszcze mam zrobić, żeby cię przekonać?
Czarny notatnik wysunął się z jej rąk i upadł na podłogę. Bethany uczepiła się obiema dłońmi klap marynarki Landona, wspięła się na palce i przywarła wargami do jego ust, wkładając w pocałunek wszystkie kłębiące się w jej sercu uczucia. Landon stał przez chwilę jak sparaliżowany, po czym chwycił ją za ramiona, odepchnął od siebie i przycisnął do ściany.
– Czyś ty oszalała?
Bethany z trudem chwytała oddech. Pocałunek, choć nieodwzajemniony, przyprawił ją o zawrót głowy.
– Co jeszcze mam zrobić, żebyś zechciał mi pomóc? – wyszeptała ostatkiem sił, osuwając się po ścianie.
– Dlaczego mnie pocałowałaś? – zapytał surowo, ale widząc, co się dzieje, podtrzymał ją i własnym ciałem przyparł do ściany.
Bethany zmartwiała, czując napierający na jej brzuch twardy członek. A to dopiero! Więc nieudany pocałunek zdołał go do tego stopnia podniecić?
– Ja … – zaczęła, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
– Lan, nareszcie cię znalazłem. Czekają na ciebie z mikrofonem.
Landon odsunął się gwałtownie. W otwartych drzwiach stał ciemnowłosy, uderzająco przystojny mężczyzna i przypatrywał im się z nieskrywanym zaciekawieniem.
– A kim jest pani?
– Żoną Halifaxa – warknął ze złością Landon, wypadając z pokoju.
– Nie jestem jego żoną – rzuciła za nim Bethany, drżącymi rękami wygładziła żakiet i podniosła z podłogi czarny notatnik.
– Jestem Garrett Gage – przedstawił się mężczyzna.
– B-Bethany Lewis – odparła po chwili wahania, podając mu rękę.
– Pewnie potrzebujesz drinka – przyjaznym tonem, jakby znali się od wieków, zauważył Garrett, podając jej trzymany w ręce kieliszek. – Pogadamy sobie, dobrze Beth? Pozwolisz mówić do siebie po imieniu?