Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miłość silniejsza niż szatan - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
29 marca 2019
Ebook
7,99 zł
Audiobook
12,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość silniejsza niż szatan - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Młody oficer brytyjski, który uczestniczy w tajnej misji w Indiach, dowiaduje się, że trzej mężczyźni padli ofiarą zabójstwa przez pomyłkę, bo celem miał być on. Fakty te kojarzy sobie ze śmiercią własnego wuja, markiza Mawdelyn, pułkownika Berkshire, czołowego reprezentanta jednego z najstarszych rodów w Anglii po którym ma odziedziczyć wielki majątek. Vincent przerywa misję w Indiach i z pośpiechem wraca do Anglii. Tymczasem po spadek zgłasza się jego kuzyn Gervais. Od tego momentu rzeczywistość zamienia się w prawdziwy horror. Wiadomość o śmierci Vincenta jest dla Charisy i ojca wielkim szokiem. Dotarła z Indii wkrótce po pogrzebie starego markiza. Ojciec otrzymał list od Gervaisa Mawde'a. Małżeństwa wśród francuskiej arystokracji są zwykle aranżowane i Gervais zamierza poślubić Charisę. Ona natomiast czuje się zmuszona przez ojca do małżeństwa bez miłości. Wkłada ślubny strój i trudno jej było uwierzyć, iż to dzień jej ślubu. Odczuła wielką ulgę na wieść, że Gervais zmarł w drodze do lekarza a jego przyjaciele zostali odesłani do Francji.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-117-2773-7
Rozmiar pliku: 563 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

Wdrugiej połowie dziewiętnastego stulecia we Francji nastąpił prawdziwy boom publikacji poświęconych magii.

Władze kościelne były zaniepokojone tą modą na okultyzm, zwłaszcza że jednocześnie szerzył się we Francji antyklerykalizm. Paryż zyskał ponurą sławę centrum czarnej magii.

Dla wielu młodych ludzi pióra głównym tematem stała się magia, co wkrótce pociągnęło za sobą modę na coś jeszcze gorszego, a mianowicie satanizm.

Jednym z najbardziej znanych literatów był wówczas markiz Stanislas de Guaita, poeta, który po przeczytaniu książek Eliphasa Leviego dostał obsesji na punkcie magii. Utworzył kabalistyczny Zakon Różokrzyżowców. W końcu Guaita stracił zdrowie i rozum wskutek długiego siedzenia po nocach nad starymi księgami o czarach, tajnymi rękopisami i przyrządami okultystycznymi. Zarówno on, jak i poeta Dubas zażywali narkotyki. Dubas, o którym wspominam w niniejszej książce, miewał halucynacje i zmarł na wpół obłąkany w jednym z paryskich szaletów po wstrzyknięciu sobie zbyt dużej dawki morfiny.

Wrogość katolicyzmu wobec satanizmu szła w parze z niechęcią do wolnomularstwa. W encyklice papieża Piusa IX z tysiąc osiemset siedemdziesiątego trzeciego roku mówi się, że masoneria działa w świecie w imieniu szatana.

Nie ulega wątpliwości, że okres zwany belle époque był na wskroś przeniknięty i skażony bakcylem czarnej magii.

Gdy w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym ósmym roku wybuchła afera Dreyfusa, w społeczeństwie francuskim szerzyły się obawy, że jakieś złowrogie siły tajemne próbują zniszczyć porządek społeczny, a nawet cywilizację.1

1893

Vincent Mawde pomyślał z ulgą, że w końcu znalazł miejsce, gdzie mógłby się zatrzymać na noc. Zsiadł z konia i przywiązał go pod drzewem. Zwierzę było tak zmęczone, że nie poszłoby dalej. Mimo to Vincent spętał mu nogi, by koń nie uciekł gdzieś nad ranem. Potem rozejrzał się za kawałkiem piasku, gdzie mógłby się przespać, nie czując pod kocem kamieni, tak jak to było minionej nocy. Miał namiot, chociaż może to za dużo powiedziane. W każdym razie osłaniał go, gdy spał, i chronił przed ukąszeniami moskitów oraz różnych owadów występujących w tej części Indii. Czuł zmęczenie, wielkie zmęczenie. Marzył o zjedzeniu skromnego posiłku, który miał ze sobą, i wypiciu czegoś. Gdy się posilił, zaniósł dwie pozostałe butelki hinduskiego piwa za kępę drzew. Włożył je do niewielkiego strumienia, by się chłodziło do rana.

Gdy wracał, słońce kryło się już za horyzontem. Wiedział, że niebawem zapadną ciemności, ale będą rozpraszane światłem gwiazd i księżyca. Rozbił namiot i rozłożył gruby koc, na którym sypiał. Nie musiał się niczym przykrywać. Już wcześniej zdjął niemal całe ubranie, typowe dla podróżujących po Indiach osób z niższych sfer. Występował bowiem w przebraniu, co zdarzało się rzadko, gdy jechał samotnie. Ale w końcu wracał już do cywilizowanego świata. Dzięki Bogu po wypełnieniu misji, z którą został wysłany, nadal był sam. Właśnie miał wśliznąć się do namiotu, gdy usłyszał zbliżający się stukot kopyt końskich. W mgnieniu oka zerwał się w obawie, że może to być kolejny wróg. Wymknął się już wielu napastnikom. Gdy jeździec podjechał bliżej, Vincent zobaczył jego mundur i westchnął z ulgą. Wyciągnął rękę na powitanie, czekając, aż młody oficer zsiądzie z konia.

– Vincent? Czy to naprawdę ty? – zapytał nowo przybyły. – Niemal straciłem nadzieję, że cię odnajdę!

– Nawet do głowy mi nie przyszło, że cię tu zobaczę, Nicolas! – odparł Vincent Mawde. – Dlaczego mnie szukałeś?

– Mam ci wiele do powiedzenia. Gdzie postawić konia?

– Tam gdzie stoi mój, pod drzewami – zaproponował Vincent.

Nie mówiąc nic więcej, Nicolas Giles zaprowadził rumaka w kierunku drzew. Vincent przyglądał mu się zdumiony. Co mogło spowodować, że znajomy oficer wyruszył na jego poszukiwanie, skoro on już wracał z „zaświatów”? Za kilka dni byłby przecież w koszarach. Wyglądało na to, że zaszło coś nadzwyczajnego. Niemniej po długim okresie osamotnienia miło było zobaczyć przyjazną twarz. Po niespełna pięciu minutach Nicolas sprężystym krokiem wrócił spod kępy drzew. On również zdjął mundur, tak jak Vincent.

Mawde rozbił namiot u podnóża głazów stanowiących ruiny istniejącej tu niegdyś świątyni. Zapewniały mu one ochronę przed słońcem, a także w pewnym stopniu osłaniały obozowisko od tyłu. Teraz siedział z wyciągniętymi nogami. Jego twarz i całe ciało były ogorzałe od słońca. Nawet najbliżsi mieliby trudności z rozpoznaniem w nim typowego bladego Anglika.

Nicolas podszedł do niego, rzucił na ziemię płaszcz i powiedział:

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię znalazłem! Jedno mogę powiedzieć o tym kraju – że jest za duży i za gorący!

Vincent roześmiał się.

– Masz rację. Ale w żadnym innym jeszcze nie byłem.

– Obawiam się, że będziesz musiał – odparł Nicolas.

Vincent spojrzał na niego zdziwiony.

– Co masz na myśli?

– To wicekról kazał mi wyruszyć na poszukiwanie ciebie.

– Wicekról? – powtórzył Vincent. – A o co, u diabła, mu teraz chodzi?

Nicolas wyjął gazetę.

– Przede wszystkim przysyła ci to.

Vincent wziął gazetę i zobaczył, że jest otwarta na rubryce „Z życia wyższych sfer”.

– Obawiam się, że to zła wiadomość – dodał Nicolas.

Vincent przebiegł oczami stronę i zauważył, ze podkreślono jeden z artykułów. Przeczytał:

ŚMIERĆ CZWARTEGO MARKIZA MAWDELYN

Z wielkim smutkiem informujemy o nagłym zgonie markiza Mawdelyn, lorda pułkownika Berkshire.

Markiz chorował kilka tygodni i zmarł w zeszły czwartek. Strata czołowego reprezentanta jednego z najstarszych i najbardziej szacownych rodów w Anglii jest głęboko odczuwana przez społeczeństwo oraz cały dwór…

Tu natsępowała długa lista stanowisk, jakie markiz zajmował w ostatnich latach, oraz odznaczeń, jakie otrzymał. Ostatni akapit brzmiał:

Markiz nie był żonaty, a jego dziedzicem jest kapitan Vincent Mawde, przebywający obecnie wraz ze swym pułkiem za granicą. Kapitan Mawde jest synem lorda Richarda Mawde’a, młodszego brata markiza.

Pogrzeb odbędzie się w sobotę w opactwie Mawdelyn.

Vincent przeczytał notatkę do końca. Potem odłożył gazetę, a Nicolas rzekł:

– Przykro mi, Vincent, bo to oczywiście znaczy, że nas opuścisz.

– Tak, sądzę, że będę musiał jechać do domu – przytaknął Vincent.

– To samo powiedział wicekról – odrzekł Nicolas. – Jego zdaniem powinieneś jechać natychmiast, nie wracając do koszar.

Vincent uniósł brwi ze zdziwienia.

– Czemu tak powiedział?

Po chwili milczenia Nicolas odparł:

– Muszę cię powiadomić o jeszcze jednej rzeczy! Masz prawdziwego wroga!

– Wiem o tym doskonale – przyznał Vincent.

– Nie chodzi oczywiście o nieprzyjaciół, z którymi niedawno walczyłeś. W tym nie ma nic niezwykłego.

– Więc co masz na myśli? – spytał zdziwiony Vincent.

– Kiedy wyjechałeś, a przypomnij sobie, że było to w środku nocy, Jeffrey Wood dowiedział się o tym od swojego ordynansa.

Vincent dobrze znał Jeffreya Wooda. Był to jeden z tych oficerów, których nie darzył szczególną sympatią. Major Wood czuł się urażony, że Vincent jest specjalnie traktowany ze względu na udział w tajnej misji, zwanej Wielką Grą. Vincent znikał na długie okresy z własnego pułku, ale nikt nie pytał, dokąd jest oddelegowany. Nie było również wiadomo, kiedy pojawi się z powrotem. Pełnił misje specjalne z rozkazu wicekróla i Naczelnego Dowództwa. Większość jego towarzyszy broni akceptowała ten stan rzeczy. Jednak major Jeffrey Wood był zazdrosny, że Vincent ma osobisty kontakt z „władzą”. Vincenta irytowały jego sarkastyczne uwagi na temat faworyzowania niektórych osób. Ale na ogół nie zwracał uwagi na coś, co uważał za dziecinadę, chociaż Jeffrey był starszy od niego.

Teraz Vincent spytał:

– A co ma z tym wspólnego „Galopujący Major”?

– Kiedy wyjeżdżałeś w środku nocy, nikt prócz mnie cię nie widział.

– Pamiętam, że wszystko odbyło się jak zwykle po cichutku – rzekł Vincent.

– Cóż, kiedy Jeffrey dowiedział się, że twój pokój jest pusty, przed świtem przeniósł się tam, by nikt inny go w tym nie ubiegł!

Vincent roześmiał się.

– To bardzo podobne do majora. Mam nadzieję, że było mu wygodnie!

– Został tam zamordowany – powiedział cicho Nicolas. – Musiało to nastąpić pomiędzy momentem, gdy położył się na twoim łóżku, a chwilą, gdy przyszedł do niego ordynans.

– Zamordowany?! – wykrzyknął Vincent. – Nie wierzę!

– To prawda. Morderca został złapany.

– Kto to był?

– Pewien nic nieznaczący Hindus, a kiedy zmuszano go, dość okrutnie, do wyjawienia prawdy, zeznał, że dostał takie rozkazy z Anglii!

Vincent wpatrywał się w przyjaciela.

– Nie wierzę ci! Kto w Anglii mógłby chcieć mnie zabić?

– Najwyraźniej dobrze mu zapłacono, bo miał przy sobie dużo pieniędzy – odparł Nicolas.

– Za tym muszą stać Rosjanie, którzy zawsze wywołują zamieszki plemienne.

– Zarówno wicekról, jak i Naczelne Dowództwo najwidoczniej sądzą co innego. Radzą, byś jechał do domu, skoro zostałeś markizem Mawdelyn. Masz jechać potajemnie, nie wracając pod żadnym pozorem do koszar.

– Ale przecież złapaliście już mordercę Jeffreya!

– Wicekról uważa, że nie tylko on dostał polecenie zlikwidowania ciebie. Pamiętasz incydent na bazarze dwa miesiące temu?

Vincent zmarszczył brwi. Oczywiście, pamiętał. Szedł właśnie przez bazar po tajnym spotkaniu z człowiekiem, który przekazał mu pewną bardzo cenną informację. Nie było powodu, by spotykać się z nim w przebraniu, miał więc na sobie mundur. Zamierzał zrobić zakupy, jak wielu żołnierzy po służbie. Jednak rozmowa z informatorem trwała dłużej, niż przewidywał. Zrobiło się już ciemno i w sklepach zapalano lampki oliwne lub świece, by oświetlić towary. Zaułki tonęły w ciemnościach, które w Indiach zawsze są złowrogie i których lepiej unikać.

Vincent torował sobie drogę w tłumie kobiet, mężczyzn, gęsi, psów, osłów i gdzieniegdzie świętych krów. Na bazarze było wielu innych żołnierzy. Jeden z nieznanych mu z nazwiska oficerów przepchnął się do niego i spytał:

– Pan Mawde, prawda? Chciałem zapytać…

Gdy tylko zaczął, Vincent zobaczył, że pewien właściciel straganu przyzywa go gestem ręki. Pomyślał, że pewnie chce mu powiedzieć, iż ma już prezent, który Vincent zamówił dla jednego z przyjaciół w Anglii.

– Chwileczkę – zwrócił się do stojącego obok młodego oficera – chcę porozmawiać z tym człowiekiem.

Przepchnął się przez gromadę dzieci w kierunku sklepikarza. Okazało się, że dobrze się domyślił, bo zamówiony prezent już czekał. Handlarz oznajmił, że wyśle go nazajutrz do koszar.

– Dziękuję, Ali – odparł Vincent. – Jestem ci bardzo wdzięczny. Przygotuję pieniądze, gdy tylko doręczą mi paczkę.

Zawrócił, by podejść do czekającego na niego młodego oficera. Ze zdziwieniem zobaczył, że podczas jego nieobecności w tym miejscu zgromadził się tłum. Oficer leżał na ziemi. Został ugodzony z tyłu długim cienkim sztyletem i zmarł, zanim zdołano go zanieść do lekarza.

Nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego został zamordowany ów młody człowiek, niedawno przybyły z Anglii.

Wówczas dowódca powiedział Vincentowi, gdy zostali sami:

– Podejrzewam, Mawde, że skoro i pan, i on byliście w mundurach, a pchnięto go w plecy, to ten cios był przeznaczony dla pana!

Vincent pomyślał wtedy, że to prawdopodobne. Wypełnił wiele tajnych zadań, więc oczywiście niektórzy stali się wobec niego podejrzliwi. Nie mówili tego głośno, ale uważali, że nie jest zwykłym brytyjskim oficerem, za jakiego się podawał. Ponieważ jednak nic więcej się nie stało, Vincent aż do tej chwili nie zaprzątał sobie głowy owym wypadkiem.

– Nie ma żadnych wątpliwości, że Jeffrey Wood zginął, bo spał na twoim łóżku – oświadczył Nicolas. – Właśnie dlatego musisz wyjechać z Indii najszybciej, jak to możliwe.

– Trudno mi to zrozumieć, Nicolas – przyznał Vincent. – Mogę cię zapewnić, że nie mam pojęcia o żadnym wrogu w Anglii, który nie cierpiałby mnie aż tak bardzo, by popełnić morderstwo!

– Dwa – rzekł cicho Nicolas.

– Cała ta sprawa jest absurdalna! – wykrzyknął Vincent. – Ale oczywiście zrobię, co mi kazano. Myślę, że znajdzie się ktoś miły, kto spakuje moje rzeczy i odeśle do domu.

– Z pewnością tego dopilnują – odparł Nicolas.

– To wszystko dziwnie wygląda. Wiemy, że czyha tu na nas niebezpieczeństwo, ale jeśli coś takiego zdarza się wśród swoich, zaczyna to być mocno intrygujące.

– Zgadzam się z tobą. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni, gdy poznamy prawdę. Najwidoczniej jednak ten szaleniec, który oczywiście będzie wisiał, jest dość przekonujący.

– Może uważa, że to jedyna droga, by ocalić własną skórę – podsunął Vincent.

W tym momencie zobaczył, że Nicolas wypił już całe piwo i odstawił pustą butelkę.

– Czy nadal chce ci się pić? Masz ochotę na jeszcze jedno? – zapytał.

– Oczywiście! Jechałem cały dzień w tym okrutnym słońcu. Wypiłbym Atlantyk, gdyby był pod ręką.

– Mam jeszcze dwa piwa – oznajmił Vincent. – Dam ci jedno, a drugie wypijemy na spółkę.

– To dla mnie w tej chwili więcej niż wszystkie klejnoty maharadży! – skwitował ze śmiechem przyjaciel.

– Zaraz po nie pójdę. Chyba się ucieszysz, że mam jeszcze jeden koc. Zostawiam ci decyzję, który z nas będzie spał w namiocie. Jest za mały dla nas dwóch.

Mówiąc to, podniósł się z ziemi i poszedł w kierunku kępy drzew.

Gdy doszedł do strumienia, w którym chłodziło się piwo, zauważył, że Nicolas nie zdjął uzdy swemu koniowi. Nie spętał mu też nóg tak delikatnie jak on swojemu.

Vincent bardzo lubił zwierzęta i zawsze niezwykle się troszczył o ich wygodę. Wyjął więc wędzidło z pyska konia i poluzował mu pęta. Potem dał strudzonemu rumakowi pić z bukłaka, którym poił własnego konia. Musiał w tym celu pójść do strumienia i wrócić. Zanim w końcu wziął koc i dwie butelki piwa, upłynęło sporo czasu. Słońce całkiem się schowało i, jak zwykle na Wschodzie, zapadła noc niepoprzedzona zmierzchem. Na niebie zabłysły gwiazdy. Księżyc w pełni oświetlał pasmo gór, rozpościerające się niedaleko na północy.

W jego blasku Vincent widział drogę powrotną tak dobrze jak w dzień. Niosąc dwa piwa, szedł w stronę namiotu. Gdy dotarł na miejsce, stwierdził, że Nicolas jest w środku – z wejścia do namiotu wystawały jego stopy, bez butów do konnej jazdy.

– Przyniosłem ci piwo, Nicolas – rzekł – a jeśli chronisz się przed owadami, nie będzie ich aż do rana.

Odpowiedziało mu milczenie.

– Wychodź! – powiedział Vincent. – Mam dla ciebie koc i pozwolę ci spać w namiocie, skoro tak zadecydowałeś.

Schylił się, by zajrzeć do środka.

Nicolas nadal leżał bez ruchu i bez słowa. Vincent rozsunął poły namiotu, tak że oświetliły go od wewnątrz promienie księżyca.

Młody oficer leżał na plecach, a światło księżyca połyskiwało na przedmiocie tkwiącym nad jego sercem.

Nawet nie dotykając Nicolasa, Vincent wiedział, że on nie żyje.

------------------------------------------------------------------------

Charisa zbiegła ze schodów, gdy tylko usłyszała powóz zatrzymujący się przed drzwiami. Od ponad godziny czekała na powrót ojca. Teraz, gdy wysiadał z otwartego landa zaprzężonego w dwa wspaniałe konie, wykrzyknęła z ulgą:

– Wróciłeś, papo! Zastanawiałam się, czemu nie ma cię tak długo.

Pułkownik Lionel Templeton ucałował córkę i objął ją ramieniem, wchodząc po schodach.

– Zajęło to więcej czasu, niż się spodziewałem – wyjaśnił – z tego prostego powodu, że nowy markiz nie był w opactwie od wielu lat.

– Więc oczywiście musiałeś mu opowiedzieć o wszystkim, co go interesowało – domyśliła się Charisa.

– Starałem się – odparł pułkownik. – Mogę mieć tylko nadzieję, że okaże się tak dobrym dziedzicem jak jego wuj.

Po brzmieniu głosu ojca Charisa zorientowała się, że nie bardzo w to wierzył.

– Myślę, że przynajmniej okaże szczodrość dawnym pracownikom i nadal będzie utrzymywał przytułki.

– Sądzę, że tak, ale nie był tym szczególnie zainteresowany. Chciał przede wszystkim wiedzieć, jakie będą jego dochody z dzierżaw i czy rolnicy są pewni dobrych zbiorów.

Rozmawiając, znaleźli się w gabinecie. Pułkownik podszedł do barku, by nalać sobie drinka, a córka usiadła na kanapie. Po sposobie, w jaki ojciec się wypowiadał, wywnioskowała, że coś go martwi. Gdy zbliżał się do niej ze szklaneczką w ręku, spytała:

– Co się stało, papo?

– Właściwie nic – odpowiedział pułkownik. – Myślę, że układa się tak, jak chciałem, by się stało, ale nie tak prędko.

Charisa popatrzyła na niego zdziwiona.

– O co chodzi?

– Markiz zasugerował, przyznaję, że w dość zawoalowany sposób, iż powinnaś za niego wyjść.

Charisa spojrzała na ojca szczerze zaskoczona.

– Dał to do zrozumienia dzisiaj… tuż po przyjeździe?

– Jak wspomniałem, była to tylko aluzja, ale rzeczywiście myślę, kochanie, że się zanadto pośpieszył. Mimo wszystko nie widziałaś go od co najmniej dziesięciu lat!

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: