Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość skazanych. Kobieta i mężczyzna w więzieniu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lutego 2022
Ebook
31,50 zł
Audiobook
36,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,50

Miłość skazanych. Kobieta i mężczyzna w więzieniu - ebook

Czym jest miłość, a czym miłość nie jest?

Czy wszyscy na nią zasługują? Nawet kryminaliści?

A może każdy z nas pragnie kochać i być kochanym?

Na te i podobne pytania autorka poszukuje odpowiedzi, prowadząc bardzo intymne rozmowy z osobami, które doświadczyły kary pozbawienia wolności i ich rodzinami. Spotyka się z funkcjonariuszami Służby Więziennej, duchownymi i przedstawicielami organów ścigania. Przenikając do świata za kratami, dowiaduje się, jak skazani radzą sobie ze swoją seksualnością, co to znaczy mieć syna z mordercą, jak wygląda ślub w zakładzie karnym, a także które słowa są zakazane w więziennej grypserze.

Książka poruszająca jeden z najgorętszych, ponadczasowych tematów społecznych. Opatrzona komentarzami prawnika i wykładowcy resocjalizacji. Krótko mówiąc: książka o miłości opowiadana z różnych perspektyw.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8289-544-5
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

„Czy cza­sami boisz się, że mnie stra­cisz? – spy­tała.

– Każ­dego dnia. Jesteś tym, co naj­lep­sze mnie w życiu spo­tkało – przy­znał męż­czy­zna, pochy­la­jąc głowę, by ukryć swoją bez­bron­ność wobec uczu­cia, jakie do niej żywił.

Kobieta nie odpo­wie­działa. Wyda­wało się jej, że lepiej uda­wać silną, nie­za­leżną. Przy­znać się, że kocha go tak bar­dzo, to było zbyt dużym ryzy­kiem. Chciała mieć prze­wagę – ilu­zo­ryczną ochronę przed stratą i odrzu­ce­niem.

– To musi mieć kon­ty­nu­ację. Dopóki cię nie pozna­łem, myśla­łem, że tylko dzieci można kochać na sto pro­cent.

– Nie wiem, co powie­dzieć…

– TAK. Powiedz TAK!”.

Mia O’RyanWSTĘP

WSTĘP

PYTASZ, CZYM JEST DLA MNIE MIŁOŚĆ, SKORO ODWA­ŻY­ŁAM SIĘ NAPI­SAĆ O NIEJ KSIĄŻKĘ?

O miło­ści pisano, pisze się i będzie się pisało. Ludzie od zawsze sta­rają się zna­leźć jej defi­ni­cję. Nie­któ­rzy poszu­kują swo­jej, inni opie­rają się na auto­ry­te­tach. Cytują słowa poetów, przy­wód­ców ducho­wych, filo­zo­fów albo po pro­stu babć, dziad­ków i cio­tek. Na swo­jej dro­dze pozna­łam wielu ludzi. Rów­nież tych, któ­rzy twier­dzą, że nie wie­rzą w ist­nie­nie miło­ści. Z cynicz­nym uśmie­chem nazy­wają ją bajką dobrą dla dzieci, naiw­nych dziew­czy­nek noszą­cych różowe oku­lary. Pukają się w czoło i prze­wra­cają oczami, kiedy sły­szą o wier­no­ści. Do takich ludzi należy część mojej rodziny, wielu moich zna­jo­mych, przy­ja­ciół. Zda­rzyło mi się nie­jed­no­krot­nie usły­szeć tak zwaną dobrą radę, bym spoj­rzała trzeźwo na świat i prze­stała być śmieszna z tą swoją miło­ścią. Tak, wiele razy czu­łam zawsty­dze­nie, kiedy chcia­łam mówić o miło­ści. Szcze­gól­nie w odnie­sie­niu do rela­cji mię­dzy kobietą i męż­czy­zną.

PYTASZ, SKĄD TEN WSTYD, OBAWA PRZED ŚMIESZ­NO­ŚCIĄ?

Świat, w któ­rym przy­szło mi uro­dzić się i wzra­stać, nie znał szczę­śli­wej miło­ści. Od poko­leń kobiety i męż­czyźni nale­żeli do prze­ciw­nych obo­zów i byli raczej sku­pieni na udo­wad­nia­niu dru­giej stro­nie, kto bar­dziej zawi­nił, kto co źle zro­bił, kto ponosi winę za nie­po­wo­dze­nia w budo­wa­niu i roz­pad tego, o czym począt­kowo marzyli. Kobiety z mojego rodu, prze­peł­nione zło­ścią, żalem, roz­go­ry­cze­niem, w tro­sce o dzieci nie pozwa­lały męż­czy­znom współ­uczest­ni­czyć w ich wycho­wa­niu. Sta­łam się podobna do mamy, babci, cio­tek, pra­ba­bek. Na szczę­ście w pew­nym momen­cie życia zro­zu­mia­łam, że mogę i chcę postę­po­wać ina­czej. Poczu­łam całą sobą, że mogę uwie­rzyć w miłość. Zaufać, że męż­czy­zna też potrafi i pra­gnie kochać, a szczę­śliwy zwią­zek jest moż­liwy i dostępny. Uwie­rzyć, że obda­ro­wy­wa­nie i pra­gnienie miło­ści nie jest wyłącz­nie przy­wi­le­jem kobiet oraz że nie musi ona wią­zać się z roz­cza­ro­wa­niem lub stratą. Tak więc wstyd i obawa przed śmiesz­no­ścią to nic innego jak reak­cja na prze­ko­na­nia bar­dziej lub mniej świa­do­mie prze­jęte od tych, któ­rzy, o iro­nio, mnie kochali – mojej rodziny.

PYTASZ O MOJE TATU­AŻE?

Dziś uśmie­cham się, patrząc na nie. Naj­pierw napi­sa­łam na nodze: Tylko Miłość jest twór­cza. Po roku na ręku: Life is you and me toge­ther. Uśmie­cham się, bo zapis w języku angiel­skim był decy­zją spo­wo­do­waną wła­śnie onie­śmie­le­niem, że po cichu wie­rzę w speł­nioną miłość mię­dzy kobietą i męż­czy­zną. Język angiel­ski stał się swego rodzaju zasłoną.

Moi roz­mówcy, kobiety i męż­czyźni ska­zani na karę wię­zie­nia, też noszą tatu­aże. W więk­szo­ści dedy­ko­wane miło­ści. Patrząc na ich dziary, myślę, że jeste­śmy do sie­bie podobni. To, co teraz nas dzieli i odgra­dza, to wię­zienny mur. Kie­dyś jed­nak oni wrócą zza muru i krat. Ludzie tacy jak ja, jak my. A może nastąpi zamiana miejsc? Usły­sza­łam nie­dawno: „Ludzie dzielą się na tych, któ­rzy sie­dzieli, sie­dzą lub będą sie­dzieć”. To dość śmiały podział. Na szczę­ście w kon­tek­ście wię­zie­nia nie zawsze praw­dziwy. Wiem jedno. Ludzie dzielą się na tych, któ­rzy wie­rzyli, wie­rzą lub pra­gną uwie­rzyć w miłość. Wszy­scy jeste­śmy więc SKA­ZANI na MIŁOŚĆ.

Miłość ska­za­nych to histo­rie, jakich wysłu­cha­łam. To za każ­dym razem opo­wieść o miło­ści, jej aspek­tach, odcie­niach, obli­czach i odsło­nach. Mam nadzieję, że po ich pozna­niu cynicy choć tro­chę przy­bliżą się do wiary w ist­nie­nie miło­ści, a pozo­stali do zbu­do­wa­nia wła­snej defi­ni­cji i odwagi w trwa­niu przy niej. Imiona boha­te­rów zostały zmie­nione z uwagi na dobro rodzin. W książce ponadto zawar­łam tre­ści, które poka­zują, czym na pewno miłość nie jest, oraz takie, które – mam nadzieję – wywo­łają uśmiech czy­tel­nika i pozwolą mu odkryć, że nie zawsze musi być tak bar­dzo poważ­nie.

ODPO­WIA­DAM…

Teraz miłość jest dla mnie potężną, kre­atywną siłą. Pro­wa­dzi mnie przez życie zarówno zawo­dowe, jak i oso­bi­ste. Była przede mną i będzie po mnie, dzięki niej żyję. Pod­no­szę się po upad­kach, osią­gam zało­żone cele i dzięki niej piszę tę książkę. Być może, kiedy ją ukoń­czę, moja defi­ni­cja miło­ści będzie zupeł­nie inna. Przy­stę­pu­jąc do tego pro­jektu, kon­sul­to­wa­łam się mię­dzy innymi z dr Kata­rzyną Nawrocką, która w odpo­wie­dzi na mojego mejla doty­czą­cego planu książki napi­sała: „Nie mogę docze­kać się finału”.

I ja też. Nie mogę docze­kać się finału.CZŁO­WIEK O DWÓCH TWA­RZACH – HISTO­RUA ANKI

CZŁO­WIEK O DWÓCH TWA­RZACH – HISTO­RUA ANKI

KATA­RZYNA BOROW­SKA: BAR­DZO KOCHA­ŁAŚ OJCA SWO­JEGO SYNA?

Anka: Od pierw­szego dnia zosta­li­śmy parą. To była miłość od pierw­szego wej­rze­nia. Odwie­dzi­łam kole­żankę, mia­łam u niej noco­wać. Była jesz­cze jedna dziew­czyna – Jagoda. Mia­ły­śmy mieć bab­ski wie­czór. Zapu­kał ktoś do drzwi. To było nie­pla­no­wane, bez uprze­dze­nia. Oka­zało się, że to kolega wła­ści­cielki miesz­ka­nia, z któ­rym ona ciup­ciała się od czasu do czasu, nie­zo­bo­wią­zu­jąco.

K. B.: KOLEGA OD SEKSU.

A.: Popy­chacz . I on przy­pro­wa­dził ze sobą kolegę. Jak się potem oka­zało, mojego popy­cha­cza .

K. B.: POPY­CHA­CZA CZY NAJ­WIĘK­SZĄ MIŁOŚĆ?

A.: No miłość! W każ­dym razie oni przy­szli, kupili coś do picia, jakieś sło­dy­cze i sie­dzie­li­śmy w piątkę. Powiem szcze­rze, że Piotr na początku był bar­dziej zain­te­re­so­wany Jagodą. Wyszło na to, że ja bym tam w ogóle bez pary sie­działa. Naj­ład­niej­sza byłam, jesz­cze dodam . One były grube, a ja byłam naj­młod­sza i naj­ład­niej­sza.

K. B.: ALE BEZ PARY.

A.: Już nawet nie cho­dzi o to, że ja chcia­łam z nim w jakiś flirt popa­dać, ale samo to, że: No jak to? To on na taką tłu­stą torbę jak Jagoda leci?! A ja tu sie­dzę… – pomy­śla­łam. Potem twier­dził, że to wyni­kło z tego, że ja na niego uwagi nie zwra­ca­łam, a jemu by do głowy nie przy­szło, że on by coś mógł ze mną. Jagoda się po pro­stu na jego widok obli­zy­wała. Pio­trek chciał to wyko­rzy­stać, był wyposz­czony po wię­zie­niu. Potrze­bo­wał bzyk­nąć ją po pro­stu. W każ­dym razie, jak poczu­łam się tam samotna, to zaczę­łam go pod­ry­wać.

On nie miał wtedy swo­jej komórki, ja swoją zgu­bi­łam, więc poda­łam mu numer mojej mamy. Poszli po paru godzi­nach. Miał zadzwo­nić. Byłam pewna, że wyrzu­cił ten numer, bo trzy dni minęły i nic. Po trzech dniach moja matka mówi: „Anka, odbierz ten cho­lerny tele­fon, bo od trzech dni jakiś chło­pak dzwoni non stop!”. Powie­działa mi to dopiero po trzech dniach! Na pierw­szą randkę z nim zabra­łam kole­żankę, bo się tro­chę wsty­dzi­łam. Póź­niej przy­pro­wa­dzi­łam go do domu. Szybko zaczę­li­śmy u sie­bie noco­wać. To był pierw­szy chło­pak, który został u mnie na noc przy mamie. Chciał, żebym z nim zamiesz­kała. Nie­ba­wem wymy­śli­li­śmy sobie dziecko. Dwa tygo­dnie sta­ra­li­śmy się i od razu się udało. Po dwóch mie­sią­cach od pozna­nia zaszłam w ciążę.

K. B.: POZNA­JESZ GO. PO PÓŁ­TORA MIE­SIĄCA ZNA­JO­MO­ŚCI WYMY­ŚLA­CIE „ZRÓBMY SOBIE DZIECKO”, BĘDZIE PRE­TEKST, ŻEBY W KOŃCU ŻYĆ RAZEM, NIE­BA­WEM ZACHO­DZISZ W CIĄŻĘ. DOSYĆ SZYBKO. NIE BAŁAŚ SIĘ?

A.: Jak już zaczę­li­śmy być parą, nie roz­sta­wa­li­śmy się. Ja z nim spę­dzi­łam wię­cej czasu przez te dwa mie­siące, niż z kimś innym bym mogła spę­dzić przez dwa lata. Wtedy jesz­cze koń­czy­łam szkołę. Powiem ci, jak to wyglą­dało. Od ponie­działku do piątku spał u mnie. W pią­tek ja spa­łam u niego. Nawet na jeden dzień się nie roz­sta­wa­li­śmy. Cze­kał na mnie w domu z moją matką. Przy­cho­dził po mnie pod szkołę. Byli­śmy nie­roz­łączni. Szybko zazna­łam tego, jak się je z nim kola­cje, śnia­da­nia, jak się przy nim zasy­pia, budzi, ogląda filmy wie­czo­rem, robi zakupy.

K. B.: POZNA­LI­ŚCIE SIĘ I OD RAZU WSKO­CZY­LI­ŚCIE WE WSPÓLNE ŻYCIE.

A.: Tak, od ręki. To był mój pierw­szy zwią­zek. Mia­łam jakichś chło­pa­ków od flir­to­wa­nia, z któ­rymi po dwa tygo­dnie się spo­ty­ka­łam. Ale to był mój pierw­szy poważny zwią­zek w życiu.

K. B.: I OD RAZU UTO­NĘ­ŁAŚ W NIM, SKO­CZY­ŁAŚ NA GŁÓWKĘ.

A.: No tak… Piotr nie wyglą­dał na „typo­wego kry­mi­na­li­stę”. Nie miał żad­nego tatu­ażu, żad­nych kro­pek na oczach… Drobny, szczu­pły, metr sie­dem­dzie­siąt sześć, piękne ząbki. Deli­katny chło­pak o wyso­kiej kul­tu­rze oso­bi­stej i bar­dzo wyso­kim ilo­ra­zie inte­li­gen­cji. Wszę­dzie potra­fił się zacho­wać, był lubiany. Dusza towa­rzy­stwa, ale nie dla­tego, że to wariat, który się popi­suje i jest z nim wesoło. Prze­ciw­nie. Zawsze był kul­tu­ralny, oczy­tany, miał duży zasób słów. Nie cho­dził na żadną siłow­nię czy boks. To nie osoba, która może wyjść na ulicę i wpier­do­lić każ­demu. On pra­co­wał głową. Taki przy­kład: gdy był w wię­zie­niu pierw­szy raz, był świeży, nowy. Jakiś współ­o­sa­dzony ukradł mu buty. Piotr zacze­kał. W nocy, gdy wszy­scy poszli spać, wbił mu w szyję wide­lec. Wylą­do­wał w izo­latce, chło­pak w szpi­talu. Inna histo­ria z wię­zie­nia. Chło­pak mu coś zro­bił. Piotr wyszedł na wol­ność. Dowie­dział się, kto to i gdzie mieszka. Pod­pa­lił mu dom. Inny chło­pak, który wcze­śniej był jego kolegą, ale o coś się pokłó­cili, ude­rzył go tak, że Pio­trek miał ślad na twa­rzy. Temu pod­pa­lił calu­sieńki garaż. Bar­dzo mściwy i pamię­tliwy. Nie chcia­ła­bym być jego wro­giem. Moim zda­niem to jest psy­cho­pata. Bar­dzo inte­li­gentny i do wszyst­kiego pod­cho­dzi roz­trop­nie. Zapla­nuje każdy dro­biazg, jak w fil­mach. Czas dla niego nie gra roli, dopnie swego. Bar­dzo szybko myśli i reaguje… Nie wybro­nił się w tym sądzie, bo nie było na to szans.

Mnie też kie­dyś pod­pa­lił…

K. B.: CIE­BIE?

A.: To była rocz­nica naszego pozna­nia, ależ to roman­tyczne . Wró­cił pod­cięty po pracy. Lekko pod­cięty, ale długo go nie było przede wszyst­kim. Bar­tek miał rok. Wtedy ucie­kłam z domu pierw­szy i jedyny raz. Gdy on poszedł się kąpać, stwier­dzi­łam, że nie będę cze­kała, aż się upije do końca i zaraz znowu będzie jakaś awan­tura. Bałam się tego. Wynaj­mo­wa­li­śmy miesz­ka­nie, a za ścianą miesz­kała wła­ści­cielka. Zosta­wi­łam z nim dziecko, bo nie był pijany na tyle, aby się nim nie zająć. Nie było mnie osiem godzin. Poszłam spać do mamy, wró­ci­łam pocią­giem o szó­stej rano. Jesz­cze jak cze­kałam na pociąg na sta­cji, pisał do mnie, ostrze­gał, że spali mi wszyst­kie ubra­nia, jeżeli nie wrócę.

K. B.: NIC MU NIE POWIE­DZIA­ŁAŚ, GDY WYCHO­DZI­ŁAŚ?

A.: Nie. Poszedł pod prysz­nic, a ja zwia­łam. Nie wie­rzy­łam, gdy mi pisał SMS-y, prze­la­ty­wało to koło mnie. Zajął się synem chyba lepiej niż ja. Budzik sobie w nocy nasta­wił, żeby go prze­wi­jać, kar­mić. Kiedy wró­ci­łam, mały był naje­dzony, prze­wi­nięty, suchutki, pięk­nie ubrany. Nawet mleko było na rano naszy­ko­wane. Pora­dził sobie na medal. Myśla­łam, że on żar­tuje z pod­pa­le­niem moich rze­czy. Ja zaglą­dam… Wszystko zja­rał… Wynaj­mo­wa­li­śmy pokój w domku jed­no­ro­dzin­nym, na podwórku było pale­ni­sko. Rze­czy­wi­ście spa­lił wszyst­kie moje ciu­chy, majtki, wszystko! Oprócz tego, co ciężko wyba­czyć, mój por­tret, który nama­lo­wał mi już nie­ży­jący chrzestny jako pre­zent na osiem­nastkę. I moją kartę ban­ko­ma­tową.

Nie mia­łam nic. Wszystko, nawet brudne ubra­nia z kosza wyjął z łazienki. Wszystko, co suszyło się na suszarce, zebrał. Ucho­wał się mój szla­frok, który nie wiem jakim cudem był pod poduszką. Wszystko to spa­lił w ogro­dzie. Wró­ci­łam do miesz­ka­nia. On się kąpał, szy­ko­wał do wyj­ścia, bo umó­wił się z kolegą w barze. Gdy wyszedł, zabra­łam wszyst­kie jego rze­czy z suszarki, z kosza, wszystko, do ostat­niej pary gaci, poszłam w to samo miej­sce i wszystko zja­ra­łam. Nie mie­li­śmy nic. Nawet maj­tek na dupę na zmianę… Tylko mały miał swoje rze­czy.

K. B.: DŁUŻNA NIE BYŁAŚ.

A.: Spa­li­łam mu wszystko. Posta­ra­łam się o to, żeby z każ­dego kąta wyjąć każdą rzecz i spa­lić. Jak wró­cił, to już mnie nie było. Spa­ko­wa­łam syna, bo swo­jego nie mia­łam nic, i poje­cha­łam do mamy.

K. B.: NIE MŚCIŁ SIĘ?

A.: Dwa dni nie odzy­wa­li­śmy się do sie­bie. Wie­dział, że jestem u mamy. Po dwóch dniach napi­sał SMS-a, że ze mną jest mu strasz­nie źle, ale beze mnie jesz­cze gorzej . To ja odpi­sa­łam, że mi też. Popła­ka­łam się. Zapy­ta­łam jego sio­strę, czy mogliby ze szwa­grem po mnie i Bar­tu­sia przy­je­chać. Wró­ci­łam. Rzu­ci­li­śmy się sobie w ramiona. Musie­li­śmy te majtki sobie uprać, co mie­li­śmy na dupach, żeby mieć następ­nego dnia czy­ste, i tacy tro­chę obra­żeni, tro­chę pogo­dzeni poszli­śmy spać z gołymi dupami.

K. B.: JAK TO JEST KOCHAĆ MOR­DERCĘ?

A.: Ja go kocha­łam, nie wie­dząc, że jest mor­dercą. Zbrod­nia wyszła na jaw po dwu­na­stu latach od momentu popeł­nie­nia. Śledz­two zostało umo­rzone i wzno­wione po latach. Byłam z mor­dercą, mam dziecko z mor­dercą, ale nie wie­dzia­łam o tym. Wie­dzia­łam, że to zło­dziej, że jest po odsiadce – sześć lat za napad na bank z bro­nią w ręku. Gdy go pozna­łam, był od kilku dni na wol­no­ści. Byłam jego pierw­szą dziew­czyną po wyj­ściu. Nie mia­łam poję­cia, że trzy mie­siące przed tym napa­dem popeł­nił jesz­cze jeden poważ­niej­szy, w któ­rym strze­lił czło­wie­kowi w głowę.

K. B.: GŁO­ŚNA SPRAWA. MOR­DER­STWO JUBI­LERA.

A.: Piotr i jego wspól­nik byli wła­ści­wie dziećmi. On miał dzie­więt­na­ście lat, a jego wspól­nik szes­na­ście. Pla­no­wali ukraść. Jubi­ler to był star­szy pan. Jego sąsie­dzi, któ­rzy tam pro­wa­dzili swoje inte­resy, mówili o nim czło­wiek zadzior. Zawsze był agre­sywny, sta­wiał się, rzu­cał. W cza­sie napadu też zaczął się sta­wiać, dosko­czył do nich z para­li­za­to­rem i… poszedł strzał.

K. B.: TWÓJ CHŁO­PAK POCIĄ­GNĄŁ ZA SPUST? NAPRAWDĘ NIC NIE WIE­DZIA­ŁAŚ?

A.: Kiedy byłam w ciąży, parę razy pła­kał po pija­nemu, jakby miał jakieś wyrzuty sumie­nia, jakby chciał coś powie­dzieć. Ale tylko jak się napił. Gdy wytrzeź­wiał, zawsze mówił: „Pier­do­li­łem głu­poty, nie słu­chaj”. Pijany pytał mnie: „Czy ty wiesz, jak to jest kogoś zabić? Jakie to uczu­cie strze­lić komuś w głowę?”. Wiesz, takie pijac­kie beł­ko­ta­nie z fotela z głową w dół. Nie dawa­łam temu wiary. Nie sły­sza­łam o żad­nym mor­der­stwie z gazet, więc tym bar­dziej nic nie popy­chało mnie, aby zacząć grze­bać i szu­kać.

K. B.: MOR­DERCA STRZE­LA­JĄCY W GŁOWĘ DRU­GIEMU CZŁO­WIE­KOWI…

A.: Był moją miło­ścią. To była moja pierw­sza praw­dziwa miłość. Nie wiem, czy będę w sta­nie kogoś tak jesz­cze poko­chać. Obec­nie mam chło­paka, któ­rego kocham bar­dzo, ale…

Mam świa­do­mość, że byli­śmy bar­dzo tok­sycz­nym związ­kiem. Cią­gle się kłó­ci­li­śmy. Ja się wypro­wa­dza­łam. Miesz­ka­li­śmy razem, oddziel­nie, razem, oddziel­nie. Z kimś flir­to­wa­łam. On mnie nie inte­re­so­wał, dopóki kogoś nie poznał. Jak poznał, jecha­łam do teścio­wej na obiad, żeby się poka­zać. Jak już mnie zoba­czył, to zaraz koń­czył to, co zaczął z inną kobietą. Wra­ca­li­śmy do sie­bie. Potem znowu się roz­sta­wa­li­śmy. Nawet gdy był już w wię­zie­niu, mówi­łam: „Matką jego dzieci mogę być tylko ja”. On też mi powta­rzał, że tylko ja mogę być matką jego dzieci. Wiem, że on mnie kocha do dziś.

K. B.: SKĄD WIESZ?

A.: Dzwoni do mnie, mówi mi to. Jego roz­mowy są krót­kie, dzwoni bar­dzo rzadko. Głów­nie do naszego syna. Ostat­nio czę­ściej, bo dru­ko­wa­łam mu jakieś mecze pił­kar­skie, któ­rych jest wiel­kim fanem.

K. B.: ROZ­MA­WIA­CIE ZE SOBĄ, MIMO ŻE MASZ CHŁO­PAKA?

A.: Głów­nie pyta o Bartka. Mówi mi, niby żar­tem, że mnie kocha. Gdy czę­ściej dzwoni, pytam go: „Zako­cha­łeś się na nowo, że tak dzwo­nisz?”, a on odpo­wiada: „Ni­gdy nie prze­sta­łem cię kochać”. Chyba mówi to też swo­jej mamie, bo ona mi powta­rza, że ja byłam i będę jego naj­więk­szą miło­ścią. On nie mówi tego inte­re­sow­nie. Nie ocze­kuje ode mnie, że pojadę na widze­nie, nie ocze­kuje, że przy­wiozę dziecko, nie ocze­kuje pomocy finan­so­wej, wręcz odwrot­nie. Regu­lar­nie wysyła dla Bartka pie­nią­dze na moje konto. Nie wiem, skąd je bie­rze. Gdy dzwoni, mówię: „Nie wysy­łaj mu pie­nię­dzy, bo ma gor­sze stop­nie w szkole. Zacznij wyma­gać od niego”. On twier­dzi, że nie dał nic dziecku w życiu, że prze­pa­dły te lata, kiedy mógł być ojcem. Wszystko, co ma, chce mu dać.

K. B.: ILE LAT MIAŁ WASZ SYN, KIEDY PIOTR TRA­FIŁ DO WIĘ­ZIE­NIA?

A.: Miał sześć lat i cztery mie­siące. Już nie miesz­ka­li­śmy razem. Zresztą nasze rodzinne życie cią­gle się koń­czyło i zaczy­nało. Raz tak mnie zała­twił, że wyszłam do pracy na popo­łu­dnie, a gdy wró­ci­łam, nie było ani jego, ani jego rze­czy. Wtedy nawet się nie pokłó­ci­li­śmy. Ukrył się na górze w domu babci. Zablo­ko­wał mnie na tele­fo­nie i zabro­nił całej rodzi­nie mówić, gdzie prze­bywa .

K. B.: CO SIĘ STAŁO, WIESZ?

A.: Nie wiem. Ale go zna­la­złam . Pogo­dzi­li­śmy się i poszedł sie­dzieć na pra­wie sześć mie­sięcy.

K. B.: ZA CO?

A.: To był jeden wyrok, który odby­wał, pod­czas gdy byli­śmy razem. Brał dużo nar­ko­ty­ków, ćpał amfe­ta­minę, do tego docho­dził alko­hol. To była głu­pota. Myślę, że nar­ko­tyki i alko­hol pomie­szały mu w gło­wie. Sie­dział za to, że pod­pa­lił swój dom, nawet sąsia­dom zja­rała się tapeta. Wyniósł tylko na schody swoją bab­cię dzie­więć­dzie­się­cio­let­nią, bo ją kochał i chciał rato­wać. Przy­je­chały cztery straże pożarne, poli­cja. Sie­dział sku­lony pod scho­dami, aresz­to­wali go. Nikt na szczę­ście nie zgi­nął. Babci miesz­ka­nie spło­nęło doszczęt­nie, a dolne miało tylko drobne znisz­cze­nia. W sądzie mówił, że nie pamięta, dla­czego to zro­bił. Po wyj­ściu z wię­zie­nia powie­dział, że pamięta dokład­nie, jak wyjął koł­drę z łóżka, roz­bił na niej per­fumy, które były łatwo­palne, i pod­pa­lił, ale tak naprawdę do dziś nie wiem dla­czego. Rodzice nie chcieli go znać, jego tata aku­rat umie­rał… Pokłó­ceni byli, kiedy zmarł. Dostał nagle wylewu. Matka mu wyba­czyła, kocha go.

K. B.: CZY W JEGO RODZI­NIE BYŁ KTOŚ JESZ­CZE Z KRY­MI­NALNĄ PRZE­SZŁO­ŚCIĄ?

A.: Ni­gdy w życiu chyba nikt nawet man­datu nie dostał. Jego mama to kobieta na pozio­mie, ele­gancka. Ojciec miał pro­blemy z alko­ho­lem, ale nic z kry­mi­na­łem. Brat potrafi sobie popić, ale jest dzi­kus, z domu nie wycho­dzi, nawet nie ma szansy na man­dat. Naj­młod­szy brat – dwa­dzie­ścia sześć lat – cał­ko­wi­cie ogar­nięty, fajny chło­pak, pra­cuje w banku. I ni­gdy nie mieli biedy. Ojciec Piotrka, mimo że popi­jał, pra­co­wał na dachach – u sie­bie, nie u kogoś, więc też kasę mieli.

K. B.: JEDEN BRAT NAPADŁ NA BANK, DRUGI PRA­CUJE W BANKU.

A.: Jesz­cze jest sio­stra. Świetna matka, żona, gospo­dyni domowa. Wzięli z mężem kre­dyt, piękny dom pobu­do­wali. Bar­dzo ambitna osoba, zor­ga­ni­zo­wana, zaradna.

K. B.: ZASTA­NA­WIA­ŁAŚ SIĘ CZA­SAMI, DLA­CZEGO TWÓJ UKO­CHANY TO KRY­MI­NA­LI­STA?

A.: Myślę, że adre­na­lina. Dużo kradł, ale nie został zła­pany, jest sza­le­nie inte­li­gentny. Kradł całe życie, a zła­pano go tylko za napad na bank. A to, za co dzi­siaj odsia­duje wyrok, wydało się po dwu­na­stu latach. Wpa­dli na odcisk palca jego wspól­nika, bo ukradł jakiś złom. Zła­pali go i odkryli w bazie danych, że to jest ten sam odcisk, który był u jubi­lera. Wysy­pał się na pierw­szym prze­słu­cha­niu. Piotr szedł w zaparte.

K. B.: WRÓĆMY DO MIŁO­ŚCI. POWIE­DZIA­ŁAŚ: „NIE WIEM, JAK SIĘ KOCHA MOR­DERCĘ, BO JA KOCHA­ŁAM CHŁO­PAKA”.

A.: Wie­dzia­łam, że nie jest to przy­kładny oby­wa­tel, ale nie że mor­derca. Pytali mnie bli­scy, czy nie boję się z nim miesz­kać, żyć z nim, mieć dziecko. Czy nie boję się, że mnie wywiozą w pla­sti­ko­wym worku… Bo to psy­chol. Wszy­scy dookoła wie­dzieli, że jest mściwy, psy­chicz­nie chory i nie­bez­pieczny. Bałam się go momen­tami strasz­nie, kiedy się naćpał i coś mu odwa­lało. Pamię­tam takie zda­rze­nie z okresu, kiedy wynaj­mo­wa­li­śmy miesz­ka­nie. Nie jestem pewna, o co się wtedy posprze­cza­li­śmy. Wbił mi wide­lec w rękę. Krwi było tyle, że była w całym domu, ręka mi spu­chła jak balon. Pła­ka­łam, bo krew sikała jak fon­tanna, a on powie­dział, że jak jesz­cze raz zapła­czę i ktoś usły­szy, to mi wbije nóż i celo­wał tym nożem we mnie. Następ­nego dnia miał wyrzuty sumie­nia, o szó­stej rano wyciął do apteki… Stra­ci­łam pracę w skle­pie. Nie mogłam iść z ręką jak balon. Miał nauczkę, bo musiał się przez trzy dni cał­ko­wi­cie zaj­mo­wać dziec­kiem. Kar­mić, myć, prze­wi­jać, bo ja mogłam tylko leżeć z ręką na brzegu łóżka.

K. B.: MASZ ŚLADY?

A.: Mam. Cze­kaj . Innym razem, nie pamię­tam dokład­nie, o co poszło, ale wiem, że był na amfe­ta­mi­nie. Chciał we mnie rzu­cić szkla­nym tale­rzem. W tam­tym cza­sie kłó­ci­li­śmy się strasz­nie. Do tego stop­nia, że jak dosta­łam zapa­le­nia ucha i cho­dzi­łam po klatce, to podobno wszy­scy gadali, że on mnie zlał, dla­tego cho­dzę z pie­lu­chą tetrową. A ja mia­łam zapa­le­nie ucha. Prawda jest taka, że nawza­jem się bili­śmy. Jeśli on mnie ude­rzył, to ja nie szłam w kąt pła­kać, tylko zaci­ska­łam pię­ści i biłam się z nim jak chłop z chło­pem. Raz mu wpie­przy­łam, gdy był pijany. Zaata­ko­wa­łam go, jak spał, dla­tego mia­łam prze­wagę .

K. B.: POWIE­DZIA­ŁAŚ, ŻE BAŁAŚ SIĘ GO CHWI­LAMI, MIMO TO…

A.: Myślę, że on mną tak owład­nął, że byłam nim zaśle­piona. Nor­malna osoba zakoń­czy­łaby tę rela­cję, cho­ciażby ze względu na dziecko. Choć on ni­gdy dziecku krzywdy nie zro­bił. Był nie­bez­pieczny, ale ni­gdy nie skrzyw­dził Bartka. Ja byłam w nim zako­chana do tego stop­nia, że podej­rze­wam, że choćby nie wiem co się stało, to i tak bym go nie zosta­wiła. Gdyby nie tra­fił do wię­zie­nia, dalej by się to tak tok­sycz­nie cią­gnęło. Dzi­siaj Bar­tek byłby nie­sta­bilny, miesz­ka­jąc w takim domu.

K. B.: MYŚLA­ŁAŚ CZA­SEM: ON MNIE ZABIJE?

A.: Myślę, że gdyby mnie zabił, to sie­bie też, bo nie mógłby z tym żyć. Kie­dyś w takie nerwy wpa­dłam, że przy jego mamie powie­dzia­łam: „Zabiję go”. Mimo to jego mama chciała, żebym przy nim była. Gdy się roz­sta­li­śmy, a on się spo­ty­kał z dzie­wu­chami prze­róż­nymi, powie­działa mu: „Ni­gdy w tym domu nie zaak­cep­tuję żad­nej innej dziew­czyny niż Ania”. Wycho­dząc ze swo­jego domu, nic nie umia­łam. Moja mama niczego nas nie nauczyła oprócz obie­ra­nia kar­to­fli. Teściowa nauczyła mnie robić zupy, gołąbki, mie­lone… Pierw­szym obia­dem, jaki ugo­to­wa­łam, była zupa gro­chowa. Matka Pio­tra wszyst­kiego mnie nauczyła. W moim rodzin­nym domu nie mia­łam cie­ka­wie. Dopiero u nich zoba­czy­łam, co to jest gościn­ność, ogni­sko domowe… To krzyw­dzący ste­reo­typ, kiedy mówi się, że kiep­sko się mieszka z teściową. My potra­fi­ły­śmy rano w piża­mach prze­sie­dzieć parę godzin przy kawie i gadać. Nam tematy się nie koń­czyły. To była teściowa, która potra­fiła mnie zabrać na zakupy, kupić mi bluzkę. Gdy Piotr wra­cał z pracy, w drzwiach potra­fiła do niego powie­dzieć: „A gdzie są kwiaty dla Ani?”. Dbała o mnie.

Do dzi­siaj dzwoni do mnie. Mówi, że byłam dla niej jak córka. Poko­chała mnie, odkąd weszłam do jej domu. Mimo że nasz kon­takt jest teraz rzadki, tele­fo­niczny, na­dal jeste­śmy sobie bli­skie. Na­dal ją kocham. Ciężko bym prze­żyła, gdyby jej zabra­kło lub gdyby coś złego jej się stało.

K. B.: I DZI­SIAJ WIESZ, ŻE PIOTR TO BYŁA MIŁOŚĆ.

A.: Na pewno.

K. B.: MÓWISZ O MAMIE PIO­TRA „TEŚCIOWA”. BYLI­ŚCIE MAŁ­ŻEŃ­STWEM?

A.: On mi się oświad­czył. Kupił pier­ścio­nek, jak już byłam w ciąży, poszedł na salę dowie­dzieć się o ter­miny. Daty nie usta­li­li­śmy, ale już kupi­li­śmy obrączki. Mie­li­śmy zro­bić obiad dla naj­bliż­szej rodziny i ślub. A, bo ja nie powie­dzia­łam! Naj­waż­niej­szą rze­czą, jaką wtedy spa­lił, była moja suk­nia ślubna. Tata mi dał kilka stów na suk­nię ślubną. Kupi­łam na ślub cywilny. Piękną, écru, za kil­ka­set zło­tych i on mi ją spa­lił.

K. B.: DLA­TEGO ZA NIEGO NIE WYSZŁAŚ ZA MĄŻ? BO SPA­LIŁ SUK­NIĘ?

A.: Kupi­łoby się nową. Ale już się do tematu nie wra­cało.

K. B.: ZAŁÓŻMY, ŻE DZIŚ WYCHO­DZI, JEST AMNE­STIA. ON WYCHO­DZI I… CO?

A.: Nie wiem. Zanim pozna­łam Łuka­sza, byłam pewna, że gdyby wyszedł, to choćby nie wiem co się ze mną działo w tym cza­sie, to pew­nie bym do niego wró­ciła. Ale teraz jestem z Łuka­szem, kocham go, wiem, że jest mi w sta­nie dać szczę­śliwe życie, nor­malne…

K. B.: BEZ WIDELCA W RĘKU.

A.: Bez widelca w ręku. Chło­pak, który przez dwa lata ni­gdy mnie nawet nie wyzwał, a co dopiero powie­dzieć o jakimś uży­ciu siły… To jest chło­pak, który ma dobre serce. Piotr nawet zwie­rząt nie lubił. Był takim zim­nym dra­niem.

K. B.: TY LUBISZ ZWIE­RZĘTA.

A.: Kocham. Piotr to okrutny czło­wiek. Mia­łam kie­dyś marze­nie, by mieć kotka. Wziął mnie za rękę i mówi: „Chodź, załóż buty, coś ci pokażę”. Poszli­śmy na ogró­dek za dom, tam były jabłonki. Szłam zado­wo­lona, myśla­łam, że może ma kotka dla mnie, a on mówi: „Wybierz sobie drzewko, na któ­rym chcesz, żeby wisiał, jak przy­nie­siesz kota do domu”.

Jedyną osobą, która go rusza, jest syn. Jest tak, że jak ja, matka czy kto­kol­wiek powie­działby do Pio­tra: „Pier­dol się, nie chce mi się z tobą gadać, na razie się do mnie nie odzy­waj”, to on by to miał głę­boko w dupie. Jak tylko ist­nieje obawa, że Bar­tek mógłby się o coś obra­zić, to on jest w ner­wach. Od razu go to rusza. Musi wie­dzieć, co się stało. Od razu chce mu wyna­gro­dzić, od razu, choć do końca nie wie co.

K. B.: NAZWA­ŁAŚ PIO­TRA PSY­CHO­PATĄ. ZASTA­NA­WIA­ŁAŚ SIĘ, CO MOGŁO BYĆ TEGO POWO­DEM?

A.: Gdy miał dwa­na­ście lat, miał bar­dzo ciężki wypa­dek na lodo­wi­sku. Leżał w śpiączce, miał dwu­krot­nie tre­pa­na­cję czaszki. Nie wiem… może ta tre­pa­na­cja czaszki tak na niego wpły­nęła, że poprze­sta­wiało mu się w gło­wie? Podobno był bar­dzo cie­płym dziec­kiem. Jego mama ma czworo dzieci, ale była zawsze naj­bar­dziej dumna z Pio­tra. On był jej uko­cha­nym syn­kiem. Naj­lep­szym, naj­mą­drzej­szym, wybit­nie zdol­nym. Potra­fił się całej książki na pamięć nauczyć. Kochał histo­rię, jest zafik­so­wany na tym punk­cie. Na ten moment, jestem wię­cej niż pewna, mógłby na uni­wer­sy­te­cie wykła­dać histo­rię, taką ma wie­dzę. Jego mama twier­dzi, że jemu się to stało po tym upadku, bo ona też nie może zna­leźć wytłu­ma­cze­nia, dla­czego on tak zro­bił. Wspól­nik, który doko­nał z nim mor­der­stwa, nie­raz zaznał głodu. Matka zmarła na jego oczach potrą­cona przez samo­chód, wycho­wy­wał go ojciec pijak, który zmie­niał baby. Nie miał w czym cho­dzić, co zjeść. To mogło go zmo­ty­wo­wać, pchnąć do tej zbrodni. Ale Piotr ni­gdy nie miał sytu­acji, w któ­rej byłby głodny albo cze­goś by mu bra­ko­wało.

K. B.: ODWIE­DZI­ŁAŚ GO KIE­DYŚ W WIĘ­ZIE­NIU?

A.: Przy­szedł taki moment, nie pamię­tam, ile lat temu. Jego mama zaczęła mnie nama­wiać, że może bym go odwie­dziła… że ona jedzie i może ja bym się też zabrała. Zde­cy­do­wa­łam się poje­chać z synem. Oczy­wi­ście, jak go zoba­czy­łam, to ja w płacz, on w płacz. Wszy­scy zaczę­li­śmy pła­kać. Na dru­gie widze­nie poje­cha­łam też z teściową, sio­strą i synem. Moja sio­stra się popła­kała, jak go zoba­czyła. Nawet teraz… . Nawet teraz chce mi się pła­kać, bo mi się to przy­po­mina…

K. B.: „TO”, CZYLI CO?

A.: No jak go zoba­czy­łam. Nasze reak­cje, jak nie mogli­śmy słowa powie­dzieć… Wszy­scy byli nor­mal­nie ubrani, a on jedyny w zie­lo­nym dre­sie jak dla nie­bez­piecz­nych. Wszy­scy nor­mal­nie wycho­dzą na spa­cer, jego wypro­wa­dzają osobno…

K. B.: BYŁ SKUTY, GDY GO ZOBA­CZY­ŁAŚ?

A.: Nie pamię­tam. To jest tak, że jak wpusz­czają kolejną grupę, to osa­dzony już sie­dzi przy sto­liku i czeka albo my cze­kamy, aż wpro­wa­dzą ich. Nie pamię­tam, czy był skuty… Na widze­niu nor­mal­nie, ale jak go pro­wa­dzili, to chyba był. Sie­dzi jako nie­bez­pieczny. Mnie to nie inte­re­so­wało, czy on jest skuty. Sku­pia­łam się na tym, że mogę mu spoj­rzeć w twarz i nie mogę się wysło­wić… Głos mi drżał, nie mogłam nic powie­dzieć. Nie byłam sobą, coś wstą­piło we mnie. Czu­łam się jak z waty, zimny pot. Emo­cje, jakby mnie przed chwilą samo­chód potrą­cił, i nic dookoła nie było ważne. Moja sio­stra też pła­kała, szwa­gier nawet miał łzy w oczach, bo byli ze mną.

K. B.: PRZY­TU­LI­ŁAŚ GO?

A.: No tak… Tyle lat się nie widzie­li­śmy, sły­sze­li­śmy się tylko przez tele­fon. Na tym widze­niu cały czas trzy­ma­li­śmy się za ręce. Do tego stop­nia, że ostat­nie dwa razy poje­cha­łam do niego cał­ko­wi­cie sama. Wzię­łam wolne w pracy i poje­cha­łam. Czu­łam, jakby wró­ciło do mnie wszystko… Ta cała miłość. Potem, jak go odwie­dzi­łam te parę razy w wię­zie­niu, to już cze­ka­łam tylko na tele­fon od niego… Wcze­śniej nie. Zaczę­łam się nawet inte­re­so­wać tym, kiedy on mógłby wyjść, bo jed­nak prawo się cią­gle zmie­nia, rząd, pre­zy­dent… i on prze­sie­dział już sześć lat za napad na bank. O pod­pa­le­niu nie mówię, bo to drobny wyrok, ale podobno to wszystko się wli­cza do tego wyroku naj­więk­szego, a więc obli­cza­łam sobie, że… w tym momen­cie sie­dzi już dzie­więć lat, doda­jąc sześć, to już pięt­na­ście w całym swoim życiu… . Zaczę­łam marzyć, że zmniej­szą mu karę, że on może nawet wyj­dzie w ciągu pię­ciu lat.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: