Miłość spółka z o.o. - ebook
Miłość spółka z o.o. - ebook
W miłości jak na wojnie… Albo jak w czasie remontu.
Majka i Konrad są młodym małżeństwem. Oboje pracują w rodzinnej firmie produkującej gadżety dla zwierząt, właśnie przeprowadzili się na wieś, odnawiają dom i opiekują się całą zgrają swoich futrzastych pupili. Brzmi jak sielanka?
Nie do końca.
Z dnia na dzień wprowadzają się do nich rodzice Konrada, więc para jest zmuszona tymczasowo przenieść się do garażu. Do tego remont przedłuża się w nieskończoność, a firma, w której pracują, mierzy się z poważnym problemem i rozwiązać go może tylko intryga, w której główną rolę odegra Konrad. Majce ten pomysł bardzo się nie podoba, ale czego się nie robi dla dobra firmy? Do tego rodzinnej.
Agata Przybyłek w zabawnej historii o tym, że czasami remont domu to najlepsza rzecz, jaka może się w życiu przytrafić. A z zakochaną kobietą nie warto zadzierać.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67616-46-1 |
Rozmiar pliku: | 704 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Podobno nie warto snuć planów, ponieważ życie i tak zweryfikuje wszystkie, zanim zdążymy je zrealizować – powiedział spiker radiowy, zanim Maja zgasiła silnik przed budynkiem apteki.
Akurat – pomyślała kąśliwie i wyjęła kluczyki ze stacyjki. Facet ewidentnie był w błędzie. Ona zawsze snuła plany, czy to w życiu prywatnym, czy zawodowym, i do tej pory całkiem nieźle na tym wychodziła. Stopniowo realizowany program na przyszłość sprawił, że w wieku dwudziestu ośmiu lat obejmowała posadę dyrektorki kreatywnej w dużej firmie produkującej artykuły dla zwierząt, a do tego miała najwspanialszego męża na świecie i właśnie kupili dom.
Gdyby nie plany, jej życie wyglądałoby z pewnością zupełnie inaczej. Nadal mieszkałaby w niedużym mieszkaniu i sprzedawała kosmetyki w drogerii, czym zajmowała się jako studentka. Nie miałaby też tego pięknego, służbowego auta, którym jeździła, nie stać by ją było na pewno na szpilki od Marka Mielczarka – jej ulubionego projektanta mody biurowej, który łączył swoje projekty z odrobiną fantazji. Być może nie miałaby też męża i ukochanej gromadki zwierząt, które czekały na nią w domu, bo najzwyczajniej w świecie szkoda by jej było pieniędzy na karmę. Wszystko w życiu się przecież jakoś ze sobą wiązało. Jedno wynikało z drugiego.
Poirytowana komentarzem spikera wysiadła z samochodu i na oślep wzięła z tylnego siedzenia portfel, który podczas jazdy wysunął się z torebki. Zatrzasnęła drzwi, a potem energicznie ruszyła do apteki, żeby kupić sobie stopery do uszu oraz tabletki na ból głowy. Ach, no i lek na wzdęcia, ale ten akurat dla męża.
Pospiesznie wbiegła po schodach i weszła do apteki. Miała szczęście, ponieważ przy kasie nie było kolejki. Jakaś starsza pani płaciła właśnie za leki, więc Majka powiedziała głośno „dzień dobry”, a potem stanęła za kobieciną. Minutę później sama stała przy ladzie.
– Co dla pani? – zapytała ją farmaceutka.
Majka bez zastanowienia wyrecytowała listę potrzebnych medykamentów.
– I jeszcze stopery do uszu – dodała na końcu.
– Podać jedną parę?
– Na wszelki wypadek wezmę pięć par. Może nawet siedem. One są jednorazowe, tak? – upewniła się.
Farmaceutka posłała jej uśmiech i przytaknęła.
– Tak, są jednorazowego użytku. Czyżby miała pani głośnych sąsiadów?
– Gorzej – westchnęła Majka. – Zaczynamy z mężem remont domu. Będzie głośno, dużo stukania, wiercenia, kucia… – Z uśmiechem przewróciła oczami.
– Oj, wiem coś o tym – podchwyciła farmaceutka i pokiwała współczująco głową. – Kilka miesięcy temu zakończyłam remont mieszkania. Zatyczki do uszu rzeczywiście mogą się przydać.
– Dlatego niech się pani nie zdziwi, jeśli zostanę pani stałą klientką.
– W razie potrzeby zapraszam o każdej porze dnia i nocy – odparła ze śmiechem kobieta, a potem podsumowała ceny wszystkich produktów i podała klientce kwotę do zapłaty.
Majka uniosła portfel do góry i już chciała wyjąć z niego należne banknoty, gdy uświadomiła sobie, że zamiast portfela wzięła z samochodu opakowanie mokrej karmy dla kota i przez cały czas trzymała w dłoni zafoliowane saszetki. Zaczerwieniła się z zażenowania.
– Przepraszam najmocniej. Byłam święcie przekonana, że biorę z auta portfel. – Spojrzała na farmaceutkę, ale ta tylko się uśmiechnęła.
– Daleko pani zaparkowała?
– Nie. Tuż przy wejściu.
– Jak sama pani widzi, nie ma na razie kolejki, więc niech pani idzie po pieniądze. Skoro samochód stoi niedaleko, nie ma problemu – podsunęła.
Majka spojrzała na nią z wdzięcznością.
– Za dwie minuty będę z powrotem – zapewniła, po czym pospiesznie ruszyła do wyjścia.
Na szczęście jej portfel nadal leżał na tylnym siedzeniu. Chwyciła go, wróciła do apteki i uregulowawszy należność, pożegnała się z farmaceutką i jeszcze raz podziękowała jej za cierpliwość. Potem wróciła do samochodu i pojechała prosto do domu. Całą drogę zachodziła w głowę, jak można pomylić karmę dla kota z portfelem.
– Po prostu jestem zmęczona – powiedziała w końcu sama do siebie, dosłownie chwilę przed tym, gdy zatrzymała samochód przed bramą.
Już zamierzała wysiąść i ją otworzyć, ale wtedy dostrzegła idącego w jej stronę Konrada, który zrobił to za nią.
Majka opuściła szybę i krzyknęła do męża:
– Dzięki!
– Nie ma za co. – Konrad posłał jej uśmiech.
– Jesteś nieoceniony – odrzekła, po czym pokonała podjazd, uważając przy tym na kręcące się wokół zwierzęta.
W ostatnich miesiącach niespodziewanie stali się z Konradem właścicielami sporego stadka. Gdy kupowali dom na wsi, mieli tylko Lolę – owczarka niemieckiego – i chomika Chrupaka, którego Majka kupiła sobie zaraz po studiach, ale potem przyplątała się do nich też biało-ruda kotka, a nie dalej niż dwa tygodnie temu kolega Konrada z pracy oddał im uroczego młodego pieska, mieszańca.
– Dziękuję, że chcecie się nim zaopiekować – powiedział, przywożąc nieduże, puchate stworzonko. – Matka mojej żony ciężko zachorowała. Jej mąż zmarł już lata temu i mieszkała sama. Kiedy podupadła na zdrowiu, przestała sobie radzić i postanowiliśmy z Krysią przygarnąć ją do siebie. Niestety, teściowa ma alergię na sierść – wyjaśniał nieco strapiony.
– Pechowa sytuacja – skomentował ze współczuciem Konrad.
– W dodatku szczekanie Toma nie raz przyprawiło ją o szybsze bicie serca. Długo nie chciałem oddać pieska, uwielbiam tego zwierzaka, ale przecież nie wyrzucę z domu teściowej.
Konrad posłał mu uśmiech.
– Jak widzisz, mamy dużą działkę, więc kolejny pies to dla nas żaden problem. Wręcz przeciwnie. Cieszymy się, że Lola będzie miała towarzystwo – zapewnił.
Majka początkowo sceptycznie podchodziła do posiadania takiej liczby pupilków, ale o dziwo, całkiem nieźle szło jej panowanie nad nimi. Zwierzęta były posłuszne i wcale dużo nie psociły. Problem stanowiły właściwie tylko noce – wszystkie zwierzęta chciały spać z nią i z Konradem. No, może nie w łóżku, bo na to nigdy by się nie zgodziła, ale żadne ze stworzeń nie zamierzało wieczorem wyjść na dwór, co manifestowało chowaniem się pod łóżko, za lodówkę, a ostatecznie głośnym prychaniem.
W przypadku Loli, Toma i Chrupaka było to nawet zrozumiałe – do czasu zamieszkania na wsi psy i chomik żyły w niedużych mieszkaniach i po prostu były przyzwyczajone do spania w domu, ale kotka? Majka w tym względzie naprawdę nie umiała jej zrozumieć. Owszem, zwierzę lubiło się przytulać i Majka często mówiła o Aldonce, że to kotka pieszczoszka, ale naprawdę nie miałaby nic przeciwko, gdyby zechciała nocować na dworze. Dom wprawdzie był duży, lecz większość pomieszczeń miała zostać niedługo wyremontowana i mieszkali z Konradem właściwie w jednym pokoju. W pozostałych nie było już nawet podłóg, nie mówiąc o stanie kuchni, w której znajdowały się jedynie wystające ze ścian zawory i gruz. Gdy kilka tygodni stali się właścicielami tej posiadłości, szybko dotarło do nich, że z całego domu to właśnie kuchnia jest w najgorszym stanie. Konrad powyrzucał z niej wszystkie sprzęty i meble, żeby wraz z zatrudnionym fachowcem móc jak najszybciej zacząć przeróbki. A było tego naprawdę sporo: od poprawek w instalacji elektrycznej, przez hydraulikę, na płytkach i nowych meblach kończąc. Majka nie łudziła się nawet, że odzyska kuchnię w przyszłym miesiącu.
Lodówkę i płytę indukcyjną trzymali na razie w łazience, a naczynia myli w misce, którą Majka zazwyczaj wstawiała pod prysznic. Jedynym pomieszczeniem w domu, w którym mogliby zamieszkać poza aktualnie zajmowanym pokojem, był nieduży garaż w przybudówce – paradoksalnie odznaczał się o niebo lepszym stanem od pozostałych pomieszczeń.
Majka nie zamierzała jednak na to wszystko narzekać. Dom na wsi był od zawsze jej wielkim marzeniem i odkąd go z Konradem kupili, nie posiadała się ze szczęścia mimo czekającego ich dużego remontu. Może nie był to żaden klimatyczny, stary dworek rodem z filmów lub książek, nie odziedziczyli go, lecz kupili na kredyt, musieli włożyć mnóstwo czasu, sił i środków w renowację budynku, ale i tak Majka była szczęśliwa. Gdy przyjechali tutaj z Konradem kilka tygodni temu z agentką nieruchomości, żeby obejrzeć posiadłość, szybko oboje poczuli, że to może być właśnie ich miejsce na świecie. Budynek był dwukondygnacyjny. Oprócz garażu przynależał do niego domek gospodarczy. Jasna elewacja domu kontrastowała z bordowym dachem, a do środka wchodziło się przez werandę, na której Majka zamierzała ustawić latem meble do wypoczynku na świeżym powietrzu i rośliny. Na parterze mieściły się salon, kuchnia, łazienka i pokój – w sam raz na gabinet, a na piętrze były cztery sypialnie i kolejna łazienka. Nie potrzebowali aż tak dużego domu, lecz Majka nigdy nie ukrywała, że chciałaby w przyszłości mieć dzieci, a dla większej rodziny taki domek wydawał się idealny. Szybko zdecydowali się na jego kupno. W minionym tygodniu przewieźli tutaj wszystkie swoje rzeczy i ostatecznie pożegnali się z dawnym mieszkaniem.
– Nie będzie mi go brakowało – szepnęła Majka do Konrada, kiedy oddali klucze niezbyt przyjemnemu właścicielowi kawalerki.
I tak właśnie rozpoczął się nowy etap w ich życiu, pełen nieznanych wyzwań. Oboje prześcigali się w pomysłach na to, jak urządzić swój dom.
– I działkę – dodawała za każdym razem Majka.
Kilka dni temu kupiła już pierwsze nasiona warzyw i kwiatów. Otaczające dom podwórko, choć niezbyt zadbane, było dla niej kolejnym spełnieniem marzeń. Jej rodzice gnieździli się w ciasnym mieszkaniu, a jej marzyła się przestrzeń, a przede wszystkim duży ogród. Kiedy więc Konrad wybierał gładź szpachlową i zajmował się planowaniem remontu, ona w myślach pieliła rabatki i projektowała warzywnik.
O ile mój mąż znajdzie czas, żeby przekopać ziemię – dodawała w myślach ze smutkiem. Wiedziała, że sama nie da rady zająć się wszystkim w ogródku. Fizycznie nie była zbyt silna i miała niewiele ponad metr sześćdziesiąt wzrostu.
Hmm… Może powinnam w któryś weekend poprosić o to brata lub ojca? – zastanawiała się przez chwilę.
Gdy wysiadła z samochodu, psy od razu podbiegły, żeby się przywitać. Tom na szczęście nie miał takiego zwyczaju, ale Lola z radości skoczyła na panią, a jej duże łapy wylądowały gdzieś w okolicach ramion Majki.
– Wiesz co? Kiedy byłaś szczeniaczkiem, to może nawet i to lubiłam. – Majka odsunęła ją dłońmi. – Ale teraz ważysz już prawie tyle co ja, więc naprawdę mogłabyś ograniczyć te oznaki czułości – oznajmiła suczce.
– Trzeba było jej na to nie pozwalać, kiedy była młoda – wtrącił Konrad, wyłaniając się zza rogu domu.
Majka popatrzyła na męża z uśmiechem i pocałowała go, kiedy do niej podszedł.
– Ładnie pachniesz – stwierdziła, kiedy musnęła jego usta.
– Och, po prostu po tygodniu życia na wsi przypomniałem sobie, że kiedyś używałem perfum.
Zachichotała rozbawiona.
Konrad miał dzisiaj na sobie czarną koszulkę i granatowe szorty, które współgrały z jego ciemnymi włosami i wyrazistą oprawą oczu. Ubranie podkreślało też jego mięśnie, o które dbał niegdyś na siłowni, a które teraz wzmacniał podczas wyrzucania z domu starych rupieci i mebli. Majka uważała go za niezwykle przystojnego i czarującego faceta. Ale czy nie tak właśnie powinno się postrzegać swoją drugą połówkę? Najwidoczniej nie pomyliła się, wybierając kandydata do wspólnej drogi przez życie.
– Jak było w pracy? – zapytał.
– Nieźle. – Majka odsunęła się od samochodu i popatrzyła, jak mąż otwiera drzwi, żeby dostać się do artykułów leżących na tylnym siedzeniu. – Adam miał dzisiaj wolne, więc było względnie spokojnie.
Konrad spojrzał na nią z ukosa.
– Uważaj, bo przekażę mu, jak mówisz o bracie.
– No co? – Majka wzruszyła ramionami. – Wiesz, jaki ostatnio bywa drażliwy.
– Wiem, ale wcale mu się nie dziwię. Ja pewnie też byłbym podenerwowany, mając tyle stresów.
– Ty? Podenerwowany? A to w ogóle możliwe, żeby mój mąż miał takie oblicze?
– Każdy ma czasem zły dzień – mruknął, po czym schylił się, żeby wyjąć z samochodu jedzenie dla zwierząt oraz zakupy do domu. – Nasz nowy produkt? – zdziwił się, widząc saszetki z mokrą karmą dla kotki. – Przecież tego nie ma jeszcze na rynku.
– W takim razie Aldonka przetestuje go przed innymi zwierzętami.
– Skąd to masz?
– Marta z działu handlowego przyniosła mi kilka opakowań. Jak to ujęła, „na spróbowanie”.
– Tak sama z siebie?
Majka wzruszyła ramionami.
– Widocznie chciała przypodobać się siostrze prezesa.
– Akurat. Znam cię już tyle czasu, że dobrze wiem, jak to wyglądało. Pewnie poszłaś do niej ponarzekać, że musisz kupować karmę dla kota, chociaż pracujesz w firmie, która ją produkuje.
Majka zatrzepotała rzęsami i udała niewiniątko.
– To insynuacje. Nie mam pojęcia, o czym mówisz – rzuciła z uśmiechem.
Konrad pokręcił głową i zamknął samochód.
– Zastanawia mnie, czy doczekam takiego momentu, gdy przestaniesz wykorzystywać swoją pozycję w tej firmie.
– To przytyk?
– Nie. – Cmoknął ją w nos. – Właściwie to nawet całkiem urocze.
Majka uśmiechnęła się i ruszyli razem do domu.
– Co zjemy dzisiaj na obiad? – spytała.
– Nie wiem. Może powinnaś zasugerować Adamowi, żeby poza jedzeniem dla zwierząt zajął się też produkcją czegoś dla ich właścicieli. Mielibyśmy wtedy pod ręką jakieś gotowce – zaśmiał się Konrad.
– Ciekawy pomysł. Innowacyjny – stwierdziła z uznaniem.
– A tak zupełnie serio, to ugotowałem chińszczyznę. Co prawda od krojenia warzyw na podłodze trochę bolał mnie kręgosłup, do tego Aldonka próbowała wykraść mi z patelni kurczaka, ale chyba moja potrawa da się zjeść.
– Czy ty się nie minąłeś z powołaniem, kochanie? Może zamiast przedstawicielem handlowym powinieneś zostać kucharzem?
– Po gotowaniu w tych warunkach to ja mogę co najwyżej uczyć dzieci survivalu – odparł rozbawiony i weszli w końcu do środka.
Majka nie mogła się z nim nie zgodzić – ostatnio ich życie było pełne wyzwań, co jednak nie umniejszało jej radości z powodu kupienia domu.ROZDZIAŁ 2
Po obiedzie zjedzonym na łóżku Majka zamieniła marynarkę i cygaretki na luźną bluzkę i dżinsy. Do pracy zawsze ubierała się elegancko, ale w domu ceniła sobie przede wszystkim wygodę, zwłaszcza odkąd pomagała mężowi w remoncie i porządkowaniu obejścia. Gdy przeprowadzili się na wieś, Konrad niespodziewanie odkrył w sobie smykałkę do wszelakich prac domowych. Majka sądziła, że będą musieli zatrudnić ekipę budowlaną, ale jej mąż się uparł, że większość przeróbek wykona sam, i przyjął do pracy tylko jednego fachowca.
– Zaoszczędzimy w ten sposób – mówił, przekonując żonę.
Majka uległa głównie dlatego, że nie chciała pozbawiać go przyjemności. Jeśli tynkowanie, kładzenie płytek i montowanie kabli rzeczywiście pociągało Konrada, to bardzo proszę, niech remontuje.
– Obyśmy tylko za długo nie musieli gotować na podłodze – mruknęła, oznajmiając mu swoją decyzję.
Konrad naprawdę nieźle sobie radził. Powynosił z kuchni stare meble i porąbał je na kawałki. Po przestudiowaniu krótkiego poradnika dla elektryków samodzielnie wytyczył też nowe szlaki dla przewodów i razem z panem Wiesiem, zatrudnionym budowlańcem, wykuli wczoraj dziury w ścianach, żeby przerobić instalację. Majka sądziła, że dzisiaj będzie mogła patrzeć, jak montują instalację, ale kiedy przebrała się w domowe ubrania, Konrad popatrzył na nią zdziwiony.
– Tak chcesz jechać na zakupy?
– Jakie zakupy? Przecież dopiero co byłam w sklepie spożywczym i w aptece.
– Majka, zlituj się. Odkąd tutaj zamieszkaliśmy, trujesz mi, żebyśmy kupili chociaż stół. Dwa dni temu zaproponowałem, że pojedziemy dzisiaj do sklepu meblowego, i z radością się na to zgodziłaś.
– Naprawdę umawialiśmy się na dzisiaj?
– Naprawdę. I jeśli o mnie chodzi, możesz jechać w tych dżinsach, zmień tylko koszulkę. Czy mnie wzrok zawodzi, czy ona ma dziurę na rękawie?
– Jaką dziurę? – Majka spojrzała na rękę. – Zaledwie małą dziureczkę.
– No dobrze, jeśli to ci nie przeszkadza, to bierz torebkę i jedziemy do sklepu. Nie chcę marnować czasu.
– Spieszysz się dokądś?
– Chcę wykuć jeszcze dziurę na przewód w suficie. No chyba że zmieniłaś zdanie i nie chcesz jednak lampy nad stołem.
– Oczywiście, że chcę. Wiesz, że marzyłam o takim rozwiązaniu od zawsze.
– W takim razie pospiesz się, bardzo cię proszę.
– Dobrze, dobrze. – Majka rozłożyła ręce w pokojowym geście. – Zmienię tylko tę koszulkę.
Kilkanaście minut później byli gotowi do drogi. Majka poszła otworzyć bramę w towarzystwie psiaków i kotki, a Konrad odpalił samochód i po chwili jechali już w stronę najbliższego miasta.
Był piękny, bezchmurny dzień. Ciepłe promienie słońca wpadały przez szyby, więc oboje włożyli przyciemniane okulary. Majka przyglądała się mijanym domom. Chociaż nie znali tutaj z Konradem jeszcze nikogo, lubiła tę wioskę, która – otoczona lasami i łąkami – leżała nieopodal jeziora, trochę z dala od cywilizacji. Nie było w niej nawet sklepu spożywczego, co po latach spędzonych w mieście początkowo wydawało się Majce nie do przyjęcia, ale szybko nauczyła się robić większe zakupy po pracy i miała małe zapasy w lodówce.
Była wdzięczna również za dobrą drogę do pracy. Kiedy znaleźli z Konradem dom w Jodełkach, trochę się bała, że będzie miała utrudniony dojazd do firmy, ale potem szczęśliwie odkryła skrót przez lasy i nie trzeba było wstawać zabójczo wcześnie, żeby dojechać na czas. Co prawda musiała niekiedy zatrzymać się na chwilę, żeby przepuścić sarnę albo królika, ale i tak nie wychodziła na tym najgorzej. Dopóki nie zrywała się o piątej rano, była w stanie przeboleć niemal wszystko.
Pomyślała o zbliżających się zakupach.
– Co dokładnie dziś kupimy? – spytała Konrada.
Mąż popatrzył na nią z ukosa.
– Jak to? Od kilku dni mówisz, że przydałyby nam się meble. Myślałem, że masz już wszystko obmyślone – zdziwił się.
– Och, a więc tobie wszystko jedno, jaki będziemy mieli stół i krzesła?
– Oczywiście, że ma to dla mnie znaczenie, ale przecież nie wybierzesz czegoś, co mi się nie spodoba.
Majka uniosła brew.
– Skąd ta pewność?
– Bo trochę dni już ze sobą przeżyliśmy i wiem, że mamy podobny gust.
– No, no. Czym sobie zasłużyłam na ten komplement?
Konrad się zaśmiał.
– Po prostu zastanów się, co jeszcze chcesz kupić. Nie mamy do tego sklepu blisko, a ja mam naprawdę ciekawsze rzeczy do roboty niż jeżdżenie w tę i we w tę po meble czy inne rzeczy.
– Na przykład wyburzanie ścian? – zakpiła żona.
– Tego akurat nie mam w planach, ale tak, chodziło mi o szeroko rozumiane czynności remontowe.
– Dobrze, dobrze. – Majka postanowiła się skupić. – Przede wszystkim potrzebujemy stołu i krzeseł, bo mam już dość jedzenia na łóżku. Przydałaby się też szafa na ubrania albo chociaż szafka na bieliznę, żeby nie musieć codziennie szukać rzeczy w walizkach.
– Okej, w takim razie dopisujemy komodę na listę. Tylko błagam, wybierz taką, którą potem zostawimy, gdy będziemy urządzać salon albo sypialnię, a nie tymczasową, która potem nie będzie ci do niczego pasowała.
– Za kogo ty mnie masz? Przecież sama dobrze zdaję sobie z tego sprawę – obruszyła się Majka.
– To świetnie – odparł Konrad ugodowo. – Czego jeszcze potrzebujesz?
– Rozumiem, że to nie jest jeszcze czas na wybór mebli kuchennych?
– Nie. Zresztą jeszcze nawet nie wymierzyłem ścian.
– Okej, ale wiesz, że będziemy czekać na realizację zlecenia? Lepiej by było zamówić je wcześniej.
– I dopiero teraz mi o tym mówisz?
Majka wzruszyła ramionami.
– Sądziłam, że wiesz.
– Niby skąd miałem to wiedzieć?
Majka popatrzyła przez okno. Leśny krajobraz powoli ustępował łąkom i polom, a w oddali było już widać pierwsze zabudowania sąsiedniej wioski.
– Oj, nie gorączkuj się – uspokoiła męża. – Najwyżej dzisiaj wybiorę typ szafek i blaty, a zamówienie złożymy potem przez internet.
– To tak się da?
– Jasne. Przecież żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku.
– I dobrze. Chwała Bogu za internet. Czasami nie wiem, co bym bez niego począł.
– À propos internetu… – Majka sięgnęła po swoją torebkę i wydobyła z niej telefon. – Czekam dzisiaj na ważnego maila.
– Z pracy?
– Tak. Nasz kochany prezes się uparł, że mamy jak najszybciej wymyślić nową linię produktów.
– Niecierpliwego masz brata.
– Dopiero teraz odkryłeś tę jego cechę? Ja się męczę z nią od dzieciństwa.
Konrad zmienił bieg na niższy i włączył kierunkowskaz.
– Czasami cieszę się, że jestem tylko przedstawicielem handlowym w tej firmie.
– Uważaj, bo porozmawiam, z kim trzeba, i awansujesz – zagroziła żartobliwie Majka. – Pamiętaj, że rozmawiasz z siostrą prezesa.
Mąż się zaśmiał.
– Oboje wiemy, że znasz moje słabe nerwy i nie zrobisz mi tego. Nie zniósłbym większej odpowiedzialności.
Majka nie mogła się z nim nie zgodzić, bo kilkakrotnie widziała, jak Konrad denerwuje się, gdy na jego barki spada za wiele wyzwań.
– Tym bardziej doceń wielkoduszność swojej żony. – Pogłaskała go z czułością po policzku.
– Przecież ja zawsze ją doceniam. – Konrad dotknął jej ręki.
Majka skwitowała to stwierdzenie szerokim uśmiechem. Następnie sprawdziła skrzynkę odbiorczą.
– I co? – spytał ją Konrad.
– Pusto. Widocznie mój współpracownik nie traktuje rozporządzeń Adama aż tak serio jak ja.
– A jakie dokładnie produkty Adam kazał wam wymyślić?
– To jest właśnie podstawowy problem… – westchnęła Majka i wrzuciła telefon z powrotem do torebki. – Chyba sam Adam nie wie, czego dokładnie chce. A premiera nowej linii produktów Tukana już za dwa miesiące.
– Ale przecież Zootex dopiero co zajmował się produkcją nowej karmy. Nie za dużo tych innowacji w jednym momencie? Czy Adamowi nie za mocno udzieliła się potrzeba rywalizacji z Tukanem?
Majka wzruszyła ramionami.
– Wiesz, jak on do tego podchodzi. Traktuje Tukana jako swojego największego przeciwnika już od wielu lat. Za każdym razem, gdy dotrą do niego słuchy, że Alicja Zielińska wypuszcza nowy produkt, on też wpada w wir pracy, twierdząc, że nie może pozostać w tyle.
– Szkoda tylko, że na tej chorej potrzebie rywalizacji najbardziej cierpią jego pracownicy.
Majka skinęła głową.
– Masz rację. Ale praca jest pracą i niezależnie od swoich prywatnych poglądów trzeba wywiązywać się z obowiązków.
Konrad znów skręcił i wyjechali z miejscowości.
– Więc co nowego wymyśliłaś? – Ponownie zerknął na Majkę.
– Myślę o czymś w stylu sportowej linii dla właścicieli i piesków. Idzie lato, ludzie będą coraz chętniej spędzać czas na świeżym powietrzu. Zresztą uprawianie sportu raczej nigdy nie przestanie być modne.
– Ciekawe – stwierdził Konrad z uznaniem.
Teraz Majka obróciła głowę w jego kierunku.
– Naprawdę tak sądzisz?
– Jasne. Nie pamiętasz, że ostatnio sam szukałem w internecie specjalnej smyczy, żeby móc biegać z psem?
Majka przypomniała sobie, że przed rozpoczęciem remontu Konrad rzeczywiście miał pomysł, żeby poruszać się razem z Lolą. Potem jednak oddał się pracom budowlanym i porzucił ten zamiar, twierdząc, że i tak wystarczająco dużo robi dla swoich mięśni.
Jeszcze przez chwilę rozmawiali o pracy, ale potem ponownie skupili się na meblach i dyskutowali o wymarzonym stole i krzesłach, dopóki nie dojechali do miasta. Kiedy dotarli na parking, skupieni wypatrywali wolnego miejsca.
– Tam! – Majka wskazała czerwony samochód nieopodal. – Ta kobieta ze skody zaraz będzie wyjeżdżać.
– Tak sądzisz?
– Na sto procent. Właśnie skończyła pakować do bagażnika zakupy.
Konrad wycofał i ruszyli powoli w tamtym kierunku. Majka miała rację. Kobieta po chwili zwolniła miejsce, więc zaparkowali i już po chwili znaleźli się w wielkopowierzchniowym sklepie meblowym. Majka powiodła wzrokiem po licznych kanapach, meblościankach oraz innych artykułach wnętrzarskich i nagle poczuła się bardzo przytłoczona.
– Sporo tego – mruknęła do męża. – Myślisz, że uda nam się coś wybrać?
– Hmm… – Mina Konrada mówiła, że podziela jej zdanie. – Może zapytamy pracownika, gdzie są stoły i krzesła, a potem ewentualnie przespacerujemy się po całym sklepie i rozejrzymy za innymi meblami?
– Świetna myśl! – zgodziła się Majka.
Już po kilku minutach podążali za pracownicą sklepu w stronę działu, którego szukali. Gdy tam dotarli, od razu zaczęli rozglądać się za meblami, które spełniałyby ich oczekiwania, ale zanim wybrali konkretne modele, Konradowi zadzwonił telefon.
– Kto to? – spytała Majka, kiedy wyjął go z kieszeni i popatrzył na wyświetlacz.
– To dziwne, ale dzwoni mój tata.
– Ooo. To tata w ogóle wie, do czego służy telefon?
Konrad się zaśmiał, ponieważ jego ojciec rzeczywiście był dość staroświecki i sceptycznie podchodził do nowinek technologicznych. Potem odebrał.
– Cześć, tato – rzucił, przechadzając się między stołami.
– Witaj, Konradzie.
– Mam nadzieję, że nie stało się nic złego?
– Nie, skąd takie przypuszczenie?
– No wiesz… Nieczęsto dzwonisz do syna.
– To prawda, ale to dlatego, że nieczęsto mam powód.
– A to ciekawe.
– Nie drocz się, tylko powiedz, jak wam idzie remont. Nie potrzebujesz pomocy?
Konrad machinalnie przesunął dłonią po gładkim blacie stołu, który mijał.
– Idzie całkiem nieźle – powiedział do ojca. – Powynosiłem już stare meble z kuchni, wyrwałem parapety i wykułem dziury w ścianach, żeby przerobić instalację elektryczną.
– Sam?
– Majka i zwierzaki wspierają mnie w niedoli.
– Ech, w takim razie matka dobrze zrobiła.
Konrad przystanął.
– Co? Co dobrze zrobiła?
– Właściwie to dzwonię, żeby ci o tym powiedzieć – odparł ojciec. – Matka uznała, że przyda wam się pomoc w remoncie. Wynajęła na trzy miesiące nasze mieszkanie, żebyśmy przeprowadzili się do was i mogli wam pomóc.
Konrad był pewien, że gdyby teraz coś jadł lub pił, jak nic by się zakrztusił.
– Co, proszę…? – wydukał z niedowierzaniem.
– Tak, wiem, jesteś w szoku. Ja też byłem, kiedy powiedziała mi, że znalazła najemcę, ale teraz, gdy usłyszałem, że wszystko robisz sam, to niestety, muszę przyznać jej rację.
– Ale tato, ja nie prosiłem o pomoc!
– Wiesz co? Choć raz mógłbyś schować swoją dumę do kieszeni. Zwłaszcza podczas rozmowy z ojcem – zbeształ go staruszek.
Konrad zamknął powieki i pobladł. Wyobraził sobie kolejne miesiące, a przede wszystkim reakcję Majki. W zasadzie jego żona dogadywała się z teściami, lecz oboje byli zgodni w tym, że nie chcą mieszkać z rodzicami. Żadnymi – chociaż z dwojga złego Konrad wolałby już żyć pod jednym dachem z teściami. Nie wypadało jednak powiedzieć tego ojcu.
– Dziękuję ci bardzo za propozycję, tato, ale moim zdaniem powinniście to jeszcze z mamą przemyśleć – odezwał się grzecznie, lecz stanowczo. Postanowił odwieść rodziców od tego pomysłu. – Nasz dom nie jest teraz w najlepszym stanie, mieszkamy z Majką właściwie w jednym pokoju oraz w łazience. Poza tym nie posiadamy zbyt wielu mebli. Nie mielibyśmy nawet gdzie was posadzić, gdybyście wpadli na kawę, a mowa o tym, by zapewnić wam nocleg.
– Spokojnie. Matka kupiła już dmuchany materac.
– Przecież ona narzeka nawet, gdy musi spać na kanapie u Franka. – Konrad pomyślał o tym, jak rodzice za każdym razem biadolą po przyjazdach od jego młodszego brata. – Wykończy się, śpiąc trzy miesiące na dmuchanym materacu.
– Prawdę mówiąc, sądziliśmy, że odstąpicie nam z Majką swoje łóżko, a sami przez ten czas będziecie spać na tym materacu kupionym przez matkę – odparł spokojnie Zenon.
Konrad znów zaniemówił. Nie. Nie podobało mu się to wszystko. Naprawdę nie był szczęśliwy na myśl o tym, że rodzice postanowili podjąć za niego tak ważne decyzje.
– Nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł, żebyście do nas przyjeżdżali – zdobył się na szczerość. – Jesteśmy z Majką młodym małżeństwem, chcielibyśmy nacieszyć się prywatnością. Zresztą ty i mama macie już swoje lata. Wątpię, żeby dobrym pomysłem było pomaganie nam teraz w remoncie.
– Synu, czy ja chcę ci zaglądać wieczorami do łóżka? – Zenon nie widział problemu. – Wy będziecie spać w jednym pokoju, a my w innym. Nikt nie będzie nikomu naruszał prywatności.
Konrad nie był tego taki pewny. Znał rodziców nie od dziś i o ile z mamą nigdy nie miał problemów, o tyle wiedział, że ojciec uwielbia we wszystko się wtrącać.
– Tato, czy ty w ogóle mnie słuchasz? – jęknął rozpaczliwie. – Mieszkamy z Majką w jednym pokoju. Reszta jest w opłakanym stanie.
– Nie przesadzaj. Nie może być aż tak źle.
– JEST – powiedział z uporem. – Nie widziałeś tego domu. W pozostałych pokojach nie ma nawet podłóg. Wierz mi, nie chcecie chodzić z mamą po gołym betonie.
– To wy ruderę kupiliście czy dom?
Konrad znów jęknął.
– Oczywiście zawsze jesteście u nas mile widzianymi gośćmi, ale sam rozumiesz, że w tej sytuacji chyba na razie nie ma mowy o dłuższym przyjeździe.
Zenon westchnął teatralnie.
– W takim razie wspaniale. Nie mamy z matką gdzie mieszkać.
– Ale o czym ty mówisz?
– Ty myjesz w ogóle uszy, Konradzie, czy trzepiesz je wieczorem o wannę? Matka już znalazła najemców na nasze mieszkanie i podpisała z tymi ludźmi umowę. Wygląda na to, że będziemy w najbliższym czasie bezdomni.ROZDZIAŁ 3
Majka zdążyła ucieszyć się właśnie z tego, że chyba znalazła wymarzony stół i krzesła, gdy zobaczyła Konrada, który szedł w jej stronę z ponurą miną, w dodatku blady jak ściana.
– Co się stało? – spytała. – Ktoś poczęstował cię czymś nieświeżym w ramach degustacji, kiedy nie patrzyłam?
– Chciałbym – mruknął nieszczęśliwy małżonek. – Ale jesteśmy w sklepie meblowym.
– Więc o co chodzi? Zahaczyłeś niechcący o nogę jakiegoś stołu i stłukłeś mały palec?
– Nie żartuj. To, co się wydarzyło, w ogóle nie jest śmieszne.
Słysząc zasmucony ton jego głosu, Majka natychmiast spoważniała.
– Co się stało? – powtórzyła, po czym okrążyła stół i podeszła do męża.
– Moi rodzice… zwariowali. Nie uwierzysz, co właśnie zrobili.
– Spłodzili kolejnego syna?
– Majka!
– Wybacz. – Zatrzepotała niewinnie rzęsami. – Nie mogłam się powstrzymać od żartu.
– A powinnaś, bo to, co zaraz usłyszysz, wcale nie jest śmieszne.
– Ktoś umarł? Zachorował? – zaniepokoiła się.
– Gorzej – westchnął Konrad. – Moi rodzice w najbliższym czasie nie mają się gdzie podziać.
– Co ty opowiadasz…
– Mówię poważnie. – Odruchowo odsunął sobie krzesło i usiadł.
– Ale jak to? – Majka zrobiła to samo. – Dostali eksmisję?
– Nie, na szczęście nie. Oni… Ech, nie wiem, jak mam ci o tym powiedzieć. Oni wymyślili sobie, że na trzy miesiące przeprowadzą się do nas, żeby pomóc nam w remoncie, i wynajęli swoje mieszkanie.
Majka niemal poczuła, jak z jej twarzy odpływa cała krew.
– Co zrobili? – powtórzyła z niedowierzaniem.
– To, co słyszałaś. – Wyglądało na to, że Konrad wcale nie żartował. – Wymyślili sobie, że przeprowadzą się do nas.
– Nie wierzę…
– To lepiej uwierz, bo podobno są już spakowani.
– Ale jak to? Podjęli tak ważną decyzję bez konsultacji z nami?!
Konrad pokręcił głową, najwidoczniej również nie mogąc tego wszystkiego pojąć.
– Nie no, po prostu nie wierzę! – Majka poczuła, jak ogarnia ją złość. – Przecież dopiero co się przeprowadziliśmy! Zresztą nie mamy warunków na przyjęcie gości. A już zwłaszcza na goszczenie twoich rodziców przez tak długi czas.
– Też im to powiedziałem.
– I co? Mimo wszystko postanowili przyjechać?
– Matka już podpisała umowę z najemcą i nie mają mieszkania. Wygląda na to, że klamka zapadła.
Majka poczerwieniała.
– Przecież każdą umowę można rozwiązać!
– Oczywiście, że można. Sęk w tym, że rodzice zapłacą wtedy karę.
– Jeśli o mnie chodzi, to możemy pokryć koszt tej kary, byle tylko mieć spokój – wybuchnęła. – O jakiej kwocie mówimy? – dopytała po chwili.
– O około dziesięciu tysiącach…
– Dziesięciu tysiącach?! Czy oni powariowali?! Skąd wytrzasnęli taką kretyńską umowę?
– A bo ja wiem? Jak znam życie, matka wydrukowała pierwszy lepszy wzór z internetu.
– Ale dziesięć tysięcy? Przecież to równowartość naszych mebli do kuchni!
– Taką sumę podał mi ojciec, a nie sądzę, żeby kłamał w tak ważnej sprawie.
– No pięknie. – Majka podparła twarz ręką. – A następne miesiące miały być takie cudowne…
Konrad nie odpowiedział. Najwidoczniej w obliczu wizji mieszkania z rodzicami zabrakło mu słów.
– Musimy coś zrobić. Musi być jakieś wyjście – upierała się Majka. – Twoi rodzice mają jeszcze innych członków rodziny. Na pewno istnieją miejsca, w których mogliby zamieszkać.
– Tak? – odparł posępnie mężczyzna. – Dwupokojowe mieszkanie Franka? A może piwnica u ciotki Renaty? Bo wątpię, żeby zechciała przez tyle czasu gościć ich w kawalerce.
– A może mogliby za te pieniądze, które zarobią na wynajmie mieszkania, wynająć coś innego?
– Też o tym myślałem. Gdyby nie to, że mamy dokładnie wyliczone pieniądze na remont domu, to sam bym zapłacił za wynajęcie im czegoś na ten czas. Problem polega na tym, że matka wydała już część pieniędzy z wynajmu.
– Co, proszę? – Majka znowu pobladła. A może poczerwieniała? Gubiła się już w natłoku własnych emocji.
– Opłaciła wczasy za granicą i pobyt w sanatorium pod koniec czerwca. – Konrad powtórzył to, co kilka minut temu usłyszał z ust ojca. – I zanim zapytasz, skąd miała tyle pieniędzy, to wiedz, że facet zapłacił im część z góry.
– No świetnie. Kupując dom, wręcz marzyłam o tym, żeby zamieszkać z teściową! – warknęła Majka.
– A myślisz, że ja jestem z tego powodu szczęśliwy? – obruszył się Konrad. – Nie po to lata temu wyprowadziłem się z domu, żeby po ślubie wrócić pod skrzydła ojca i matki. Już wolałbym mieszkać z twoimi rodzicami.
Maja westchnęła. Ostatnie, czego chciała, to teraz pokłócić się z mężem.
– Przepraszam – szepnęła. – Przecież wiem, że to nie twoja wina.
Konrad popatrzył jej w oczy.
– Naprawdę próbowałem odwieść ojca od tego pomysłu.
– Wiem. Ja po prostu… Sam rozumiesz, że mieszkanie z twoimi rodzicami nie jest szczytem moich marzeń. A zwłaszcza teraz, kiedy remontujemy dom. Sądziłam, że to będzie wyjątkowy czas. Taki tylko dla nas.
Konrad wyciągnął rękę przez stół i ze smutkiem dotknął jej dłoni.
– Ja też właśnie tak to sobie wyobrażałem.
– Więc co, na Boga, strzeliło twoim rodzicom do głowy z tą przeprowadzką? – uniosła się znowu Majka.
– A bo ja wiem? Ojciec mówi, że chcą nam pomóc.
– Akurat. Nie chcę być okrutna, ale obawiam się, że skoro twoja mama wydała już część pieniędzy na wakacje, to raczej chodziło o dodatkowy zastrzyk gotówki.
Konrad odetchnął głęboko.
– Być może. Ale niezależnie od tego, jak wkurzający bywają moi rodzice, to przecież nie mogę w tej sytuacji wyrzucić ich na bruk.
Majka pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, w jak kiepskiej sytuacji niespodziewanie się znaleźli. A dopiero zdążyła się ucieszyć brakiem sąsiadów za ścianą i możliwością jedzenia śniadań w piżamach na podwórku. Nie mówiąc już o tym, że przy teściach nie wypadało chodzić w kusej koszulce i satynowym szlafroku, w których tak podobała się Konradowi. Swego czasu bardzo się cieszyła z tego, że może schować głęboko do szafy bawełnianą piżamę w kwiatki!
– Jakoś sobie poradzimy – mruknęła bez przekonania, nie chcąc bardziej zasmucać Konrada.
Zanim odpowiedział, niespodziewanie podeszła do nich pracownica sklepu.
– Widzę, że się państwo zdecydowali? – Wskazała na stół, przy którym siedzieli.
Maja cofnęła rękę i popatrzyła to na mebel, to w oczy męża.
– Tak, chyba tak. A ty co myślisz, kochanie?
Konrad udał, że przygląda się stołowi, i popukał w drewniany blat.
– Ładny, drewniany, solidny. Chyba go weźmiemy.
– To świetnie. – Dziewczyna była wyraźnie zadowolona, że uda jej się sfinalizować transakcję. – A krzesła?
– Poprosimy cztery.
– Te, na których państwo siedzą?
– Tak. Z tego, co zdążyliśmy się zorientować, są całkiem wygodne.
– Ja też tak sądzę – odparła ekspedientka. – To wszystko czy życzą sobie państwo coś jeszcze?
– Właściwie to myśleliśmy jeszcze o komodzie – wyznała Majka, po czym podniosła się z krzesła.
– I łóżku – dodał pospiesznie Konrad.
– Łóżku? Ale po co nam teraz drugie łóżko, skoro mamy na razie wygodny materac?
Konrad objął ją w pasie, myśląc o dmuchanym zakupie ojca i o tym, że Zenon chciał, żeby to syn z synową w najbliższych dniach na nim spali.
– Zaraz ci to wszystko wyjaśnię – szepnął Majce na ucho.
Kobieta nie protestowała, więc zapisali model stołu i krzeseł, a następnie ruszyli do innego działu, żeby wybrać komodę. A kiedy Majka się dowiedziała, na co mężowi drugie łóżko, również od razu je wybrali.
Ciąg dalszy w wersji pełnej