Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miłość w Krainie Czarów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość w Krainie Czarów - ebook

Romans hate-love z książkami w tle. Takie cuda zdarzają się tylko w świątecznej Krainie Czarów!

Trey Anderson jest przystojny i popularny. W Corden College należy do śmietanki towarzyskiej, a popołudnia spędza w… Krainie Czarów, niezależnej rodzinnej księgarni założonej przez jego pradziadka.

Ariel Spencer to artystyczna, kreatywna dusza. Ma czerwone włosy i niechlujny, wiecznie pobrudzony farbą strój. Marzy o dostaniu się do Artists’ Studio. A jej głowę zaprząta nie zbliżające się Boże Narodzenie, a wygórowane wpisowe, które przekracza skromne możliwości finansowe jej mamy.

Ariel musi znaleźć pracę, a Trey – choć nie lubi dziewczyny – zauważa, że ma smykałkę do sprzedaży książek. W Krainie Czarów nie jest ostatnio wesoło i kolorowo, bo obroty nie starczają na spłatę kredytu. Ariel i Trey lądują więc razem za księgarską ladą. Czy uda im się zwalczyć wzajemną niechęć i uchronić Krainę Czarów przed zamknięciem? Czasu mają niedużo, bo ostateczny termin mija już w wigilię…

Niepoprawnie romantyczna, bożonarodzeniowa historia miłosna, którą z pewnością pokochacie.

Świąteczny romans godny ekranu.

Joya Goffney, autorka książki Wyznania rzekomo porządnej dziewczyny

Słodki bożonarodzeniowy romans dla młodzieży.

„The Guardian”

Urocza, podnosząca na duchu lektura do przytulenia, z pomysłem na idealną świąteczną playlistę!

Ciara Smyth, autorka książki To nie mój problem

Pełna ciepła, humoru i radości. Wspaniała lektura!

Michelle Quach, autorka książki Cała szkoła mówi o mnie

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-07915-7
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

7

Play­li­sta Treya: DMX, Ru­dolph the Red-No­sed Re­in­deer

Tkwię na lek­cji an­gola, gdy wtem w kie­sze­niach i tor­bach roz­dzwa­niają się te­le­fony. Pan John­son unosi głowę znad prac, które wła­śnie spraw­dza. Wy­ła­nia się zza biurka w o wiele zbyt krót­kich spodniach i groź­nie opiera ręce na bio­drach.

– Te­le­fony mają być wy­łą­czone! Zna­cie za­sady.

Wy­cią­gam swój i go wy­ci­szam. Ro­biąc to, do­strze­gam, że Bo­ogs do­dał mnie – ra­zem z resztą szkoły, jak mi się wy­daje – do grupy na What­sAp­pie o na­zwie: „Przy­ję­cie nie­spo­dzianka w Kra­inie Cza­rów”. Prze­su­wam wzro­kiem po tek­ście i uśmie­cham się do ostat­niego zda­nia: „Wy­ga­daj się bliź­niacz­kom, a twoje za­pro­sze­nie zo­sta­nie anu­lo­wane!!!”. Grupa jest ogromna; jak ja zmiesz­czę tylu lu­dzi w księ­garni? Z ner­wów za­czy­nam stu­kać dłu­go­pi­sem o pod­ręcz­nik.

– Trey! – bur­czy na mnie po­iry­to­wany na­uczy­ciel.

– Prze­pra­szam – rzu­cam i na­tych­miast prze­staję.

Po te­le­fon się­gam po­now­nie na prze­rwie śnia­da­nio­wej. Spraw­dzam grupę – o cho­lera, po­nad sto po­wia­do­mień! Lu­dzie ja­rają się przy­ję­ciem; to faj­nie, ale mimo wszystko li­czę, że nie wszy­scy się po­ja­wią.

Wcho­dząc na sto­łówkę, do­strze­gam Bo­ogsa i Ja­mesa przy na­szym sto­liku. Ja­mes jak zwy­kle wy­gląda tak, jakby przed chwilą wstał z łóżka: ciu­chy ma wy­mięte, my­sio­brą­zowe włosy – nie­ucze­sane.

– Chło­paki, je­stem nie­sa­mo­wity czy jak? – pyta Bo­ogs.

– Tro­chę prze­gią­łeś z liczbą za­pro­szeń – od­pa­ro­wuję.

– Wła­śnie to jest ge­nialne, nie ku­masz?! Lu­dzi­ska będą się za­bi­jać o to, żeby się do­stać na tę im­prezę! Zlu­zuj, do­pil­nuję, żeby księ­gar­nia nie była za bar­dzo na­bita. Tylko mnie nie za­wiedź i ogar­nij nam tę miej­scówkę, ja­sne?

– Spoko, dam radę – za­pew­niam go.

– Tylko w różu? Wy tak se­rio? – pyta Ja­mes. – Ja chyba nie mu­szę pła­cić?

– Każdy płaci – od­po­wiada śmier­tel­nie po­waż­nie Bo­ogs.

Do­łą­czają do nas Bebe i Yarah, sto­lik szybko się za­peł­nia. W końcu po­ja­wiają się także bliź­niaczki – na gło­wach mają pla­sti­kowe tiary, a na pier­siach pla­kietki z tek­stem: Dzi­siaj są moje uro­dziny, fra­je­rzy!

– To naj­lep­szy dzień ever – eks­cy­tuje się Blair, sia­da­jąc obok mnie. – Szkoda, że nie mam uro­dzin co­dzien­nie. – Od­wraca się i ma­cha do ko­goś. – An­nika! Sia­daj z nami.

Pa­trzę w tam­tym kie­runku. An­nika gada z dziew­czyną, któ­rej imie­nia nie mogę so­bie przy­po­mnieć – tą z wło­sami ufar­bo­wa­nymi na czer­wono, która po­przed­niego wie­czora na przy­ję­ciu u Bebe ob­lała mnie drin­kiem. Tro­chę mi te­raz głu­pio, że ją wred­nie po­trak­to­wa­łem.

– Ej, po co An­nika ją tu­taj pro­wa­dzi? – mam­ro­cze pod no­sem Blair.

– Wszyst­kiego naj­lep­szego, bliź­niaczki! – woła z uśmie­chem An­nika. – Zna­cie już Ariel, co nie? Nie ma­cie nic prze­ciwko, żeby się przy­sia­dła?

– No coś ty. – Santi po­kle­puje wolne krze­sło obok sie­bie, wska­zu­jąc je nie­zna­jo­mej, ale nie­za­do­wo­lona Blair ściąga usta.

– Co sły­chać, An­nika? – py­tam. Lu­bię ją, bo w każ­dym to­wa­rzy­stwie stara się być sobą, a we­dług mnie to rzadka ce­cha.

– Trey! – Przy­ci­ska dłoń do serca. – Za taki głos nie­je­den dałby się po­kroić. To kiedy kon­cert na We­mbley? Przy­się­gam, że jako pierw­sza za­re­zer­wuję bi­let.

Wbi­jam wzrok w stół, bo czuję, że się ru­mie­nię.

– Dzięki.

Blair na­chyla się w moją stronę i ca­łuje mnie w po­li­czek.

– Mój mi­sia­czek jest uta­len­to­wany.

– Mała Sy­renka! – wy­dziera się na­gle Bo­ogs, a dziew­czyna o czer­wo­nych wło­sach prze­wraca oczami, ale jed­no­cze­śnie się uśmie­cha.

Ach, no tak, ma na imię Ariel! Skąd Bo­ogs ją zna? Naj­wy­raź­niej to py­ta­nie ma­luje się na mo­jej twa­rzy, bo Ariel wy­ja­śnia:

– Cho­dzi­li­śmy ra­zem na pla­stykę. – Sięga po swój na­pój i pra­wie go prze­wraca. Na szczę­ście w porę go ła­pię.

– Nie chcie­li­by­śmy ko­lej­nej plamy – rzu­cam ci­cho. Nie je­stem pe­wien, czy mnie sły­szy, ale od­wraca wzrok.

– Zre­zy­gno­wa­łem z za­jęć tylko po to, żeby mo­gła błysz­czeć – stwier­dza Bo­ogs, na co wszy­scy przy stole re­agują śmie­chem. – No i pro­szę, już za­sły­nęła pracą na dzie­dzińcu.

– Co do­sta­ły­ście w pre­zen­cie, dziew­czyny? – cie­kawi się An­nika.

Blair wy­ciąga przed sie­bie rękę, by za­pre­zen­to­wać złotą bran­so­letkę, która od­zna­cza się wy­raź­nie na tle ciem­nej skóry.

– Ro­dzice ku­pili nam iden­tyczne, ale Santi się nie spodo­bała – uty­skuje.

– Nie cho­dzi o to, że jest brzydka – tłu­ma­czy się Santi. – Po pro­stu do mnie nie pa­suje. Wolę nową Es­tee Mase, którą do­sta­łam od Bo­ogsa. To bar­dziej w moim stylu.

Zer­kam na Bo­ogsa, który pusz­cza do mnie oko, ale ja po­ru­szam bez­gło­śnie ustami: „Zdrajca!”. Od­wraca się tak gwał­tow­nie, jak­bym go wal­nął z li­ścia w twarz. Chyba nie li­czył na to, że już mu wy­ba­czy­łem, że ku­pił tę książkę u kon­ku­ren­cji?

Blair par­ska.

– Dziew­czyno, masz osiem­nastkę. Tro­chę słabo, że za­do­wa­lasz się książką – ko­men­tuje.

– I to mówi la­ska, która cho­dzi z pra­cow­ni­kiem księ­garni. – Santi gromi ją spoj­rze­niem.

– Ej, mnie w to pro­szę nie mie­szać! – bro­nię się i wszy­scy wo­kół chi­cho­czą. – Ale żeby była ja­sność: uwiel­biam do­sta­wać książki na uro­dziny.

– Ja też – od­zywa się nie­śmiało Ariel.

Blair cmoka i się od­wraca, żeby po­ga­dać z Yarah. Nie prze­pada za roz­mo­wami o li­te­ra­tu­rze.

– Lu­bię też Es­tee Mase – cią­gnie Ariel, a Santi klasz­cze w dło­nie. – Szcze­rze mó­wiąc, po­że­ram wszel­kie mło­dzie­żówki jak sza­lona.

Daw­niej or­ga­ni­zo­wa­li­śmy w Kra­inie Cza­rów spo­tka­nia mło­dzie­żo­wego klubu czy­tel­ni­czego, ale tato nie był za­do­wo­lony, że od­by­wały się po go­dzi­nach pracy, więc z nich zre­zy­gno­wał.

– Bła­gam, tylko ani słowa o Zmierz­chu – od­zywa się An­nika. – Do­staję szału, kiedy ga­dają o nim z Jo­lie.

– Se­rio? – py­tam za­sko­czony.

– No. Cza­sem mam ochotę za­mor­do­wać bi­blio­te­ka­rza, który po­le­cił jej ten prze­klęty cykl. Ko­leś na­ra­ził mnie na tor­tury – skarży się An­nika.

Pa­mię­tam tłumy w księ­garni, kiedy wy­szedł Zmierzch – tam­tego lata ro­dzice za­brali mnie do Di­sney­landu, więc za­wdzię­czam dzi­wacz­nemu związ­kowi Belli i Edwarda naj­lep­sze wa­ka­cje w ży­ciu.

– Prze­cież to cu­downa hi­sto­ria mi­ło­sna! – stwier­dza Ariel.

Nie wiem, z czego to wy­nika – być może z faktu, że li­te­ra­tura jest nie­ustan­nie obecna w moim ży­ciu – ale je­stem nie­mal za­pro­gra­mo­wany na to, by na te­mat każ­dej książki mieć wła­sne zda­nie.

– Nie mogę się zgo­dzić – od­zy­wam się, a Ariel aż za­tyka. – Czy­ta­łem ją raz, żeby się prze­ko­nać, o co cały ten szum, i uwa­żam, że to po­pie­przona hi­sto­ria. Edward tłu­cze Belli do głowy, że nie mogą być ra­zem, bo ją za­mor­duje, a ona na to coś w stylu: „Okej, spoko, a czy mo­żesz mnie cho­ciaż prze­le­cieć?”.

An­nika i Santi wy­bu­chają śmie­chem, a Ariel przy­gląda mi się z miną, któ­rej nie umiem roz­szy­fro­wać. Nie chcia­łem się na­rzu­cać ze swoją opi­nią, ale po­waga – Zmierzch do­brym ro­man­sem?!

– My­ślę, że się my­lisz – oświad­cza z prze­ko­na­niem Ariel. – Ja to ina­czej in­ter­pre­tuję. Bella tak sza­leń­czo ko­chała się w Edwar­dzie, że była go­towa zro­bić dla niego wszystko, na­wet umrzeć. Ile znasz ta­kich związ­ków?

Kręci wi­del­cem w sa­łatce z kur­cza­kiem, a ja wpa­truję się w ma­leń­kie plamki farby na jej dło­niach. Szcze­rze mó­wiąc, ni­gdy nie my­śla­łem o tej hi­sto­rii w tym kon­tek­ście. Kto wie, może Edward Cul­len ma w so­bie wię­cej, niż mi się wy­daje? Ja nie po­tra­fię prze­ko­nać swo­jej uko­cha­nej, żeby prze­czy­tała choć jedną książkę z tych, które uwiel­biam, a co do­piero dała się prze­mie­nić w wam­pira.8

Play­li­sta Ariel: Ri­hanna, A Child Is Born

Cze­kam na ri­po­stę Treya, więc je­stem to­tal­nie za­sko­czona, gdy stwier­dza:

– Może po­wi­nie­nem prze­czy­tać ją jesz­cze raz.

Przy­glą­dam się jego twa­rzy, bo mam po­dej­rze­nia, że się na­bija, ale wszystko wska­zuje na to, że po­wie­dział to zu­peł­nie po­waż­nie.

– Ej, czy Ariel wła­śnie za­gięła księ­ga­rza w kwe­stii książki? – rzuca Santi.

Trey wy­bu­cha śmie­chem i cała jego twarz ożywa.

Okej, prze­by­wa­nie w to­wa­rzy­stwie szkol­nych gwiazd nie jest ta­kie straszne, jak mi się wy­da­wało. Kiedy An­nika za­ko­mu­ni­ko­wała mi, że za­mie­rza zjeść z nimi dru­gie śnia­da­nie, pró­bo­wa­łam się wy­krę­cić, tym bar­dziej że Jo­lie nie ma dziś w szkole. Przy­słała nam rano ese­mesa, że drę­czy ją kac gi­gant.

Roz­glą­dam się wo­kół stołu i do­strze­gam, że Blair szep­cze coś do Bebe. Nie ku­mam ich. Prze­cież za­le­d­wie wczo­raj Blair to­tal­nie skra­dła Bebe show, i to na jej wła­snej im­pre­zie. Obie opusz­czają wzrok na moje dło­nie, po czym śmieją się ci­cho. Na­gle ści­ska mnie w żo­łądku. An­nika tak bar­dzo się śpie­szyła na dzi­siej­szego kur­czaka piri-piri, że nie zdą­ży­łam po­rząd­nie umyć dłoni. Cho­wam je po­śpiesz­nie pod sto­łem.

– Co to za la­ska, która nie dba na­wet o dło­nie? – mam­ro­cze Bebe, ga­piąc się wprost na mnie.

Serce wali mi co­raz szyb­ciej. An­nika tego nie usły­szała, jest zbyt za­jęta roz­mową z Santi. Gdyby te słowa do­le­ciały do jej uszu, zje­cha­łaby dziew­czyny z góry na dół, co do tego nie mam wąt­pli­wo­ści. Chcę się po­sta­wić, żeby dały mi święty spo­kój, tylko co mo­gła­bym po­wie­dzieć?

Trey od­chrzą­kuje.

– Lu­dzie z na­tury uzdol­nieni ar­ty­stycz­nie są nie­sa­mo­wici – mówi. – Mój młod­szy brat cią­gle coś ry­suje albo ma­luje. Wiecz­nie jest ubru­dzony farbą. To znak praw­dzi­wego ar­ty­sty.

Po raz ko­lejny mnie za­ska­kuje, przy­cho­dząc mi z od­sie­czą. Dzię­kuję mu wzro­kiem, a on daje mi ski­nie­niem znak, że nie ma sprawy.

Tym­cza­sem Blair prze­ciąga dło­nią po jego szyi.

– Ja ro­bię z rę­kami zu­peł­nie inne rze­czy, ale Trey też je uwiel­bia – rzuca.

– Blair, bła­gam! – Santi krzywi się i wznosi oczy ku niebu, wzbu­dza­jąc tym po­wszechną we­so­łość, a Trey kręci głową z uśmie­chem.

Zmu­szam się do tego, by śmiać się z resztą to­wa­rzy­stwa – a po­nie­waż roz­mowy o książ­kach do­bie­gły końca, znów się za­sta­na­wiam, co tu wła­ści­wie ro­bię.

– Trey, py­tanko – od­zywa się na­gle An­nika. – Ma­cie w Kra­inie Cza­rów ja­kieś świą­teczne wa­katy? Ariel szuka do­ryw­czej pracy.

– Se­rio? – Trey unosi ide­al­nie ukształ­to­wane brwi. Cie­kawe, czy je wy­sku­buje.

Prze­ły­kam let­niego kur­czaka.

– Aha – przy­ta­kuję. – Gdzie jest wa­sza księ­gar­nia?

– Nie znasz Kra­iny Cza­rów? Znaj­du­jemy się przy Sto­key High Street.

– Wkrę­casz mnie! Za­glą­da­łam tam parę razy, ale ni­gdy cię nie wi­dzia­łam – od­po­wia­dam, szcze­rze za­sko­czona.

– Mu­sie­li­śmy się mi­jać. Chwi­lowo nie bra­kuje nam rąk do pracy, ale wpad­nij w wol­nej chwili i po­ga­daj z moją star­szą. Nie wiem, czy coś dla cie­bie znaj­dzie, ale może znać ko­goś, kto szuka se­zo­no­wych pra­cow­ni­ków. – Uśmie­cha się, a mnie prze­cho­dzi dreszcz, któ­rego kom­plet­nie się nie spo­dzie­wa­łam. Ow­szem, kie­dyś się w nim bu­ja­łam, ale dawno temu mi prze­szło... Prawda?

Blair opiera rękę o ra­mię Treya; ide­al­nie wy­pie­lę­gno­wane palce do­ty­kają swo­bod­nie jego piersi, jakby chciała dać wszyst­kim do zro­zu­mie­nia, do kogo na­leży ten przy­stoj­niak. Bebe na­chyla się do mnie, a ja już ocze­kuję cze­goś naj­gor­szego. Mruży oczy długą chwilę, po czym pyta:

– Za­wsze far­bo­wa­łaś się na ten ko­lor?

Mam obec­nie ta­kie same włosy jak Ri­hanna na okładce al­bumu Loud. Tro­chę to trwało, za­nim zna­la­złam wła­ściwy od­cień, i z miej­sca się w nim za­ko­cha­łam. Te­raz jed­nak, przy­tło­czona spoj­rze­niem Bebe, ża­łuję, że nie są w na­tu­ral­nym czar­nym ko­lo­rze.

Do­ty­kam ich z za­że­no­wa­niem.

– Od ja­kie­goś czasu – od­po­wia­dam.

– Bar­dzo są ta­kie... No wiesz, „Hej, pa­trz­cie na mnie!” – stwier­dza. – Tak jakby dało się cie­bie prze­ga­pić. – Śmieje się, a Blair par­ska i za­krywa usta.

Wra­cają do mnie wspo­mnie­nia wszyst­kich sy­tu­acji, gdy inne dzie­ciaki szy­dziły z mo­jej wagi. Ile­kroć mnie to spo­ty­kało, wra­ca­łam do domu i ob­ja­da­łam się, żeby o tym za­po­mnieć – po­że­ra­łam wszystko, co zna­la­złam w lo­dówce i szaf­kach, aż mia­łam ochotę pęk­nąć. Z cza­sem udało mi się za­pa­no­wać nad tym od­ru­chem, ale to nie zna­czy, że po­zby­łam się kom­plek­sów.

– Od­puść – rzuca Trey ostro.

– Ale co? – Blair zgrywa nie­wi­niątko.

– Trzeba od­wagi, by się zde­cy­do­wać na tak wy­ra­zi­stą czer­wień. Naj­wy­raź­niej Ma­łej Sy­rence jej nie bra­kuje – do­daje Bo­ogs. „Z grzecz­no­ści”, pod­po­wiada ci­chy gło­sik w mo­jej gło­wie.

– Bebe, twoje włosy wy­glą­dają tra­gicz­nie od sze­ściu mie­sięcy. Nie znu­dziła ci się ta pe­ruka? – An­nika pod­nosi się z krze­sła, a Blair, dla któ­rej lo­jal­ność to zu­peł­nie obce po­ję­cie, wy­bu­cha śmie­chem. – Chodź, Ariel. – An­nika chwyta mnie za dłoń i wy­pro­wa­dza ze sto­łówki.

Idę za nią bez słowa, zo­sta­wiw­szy na stole pełny ta­lerz.

– Prze­pra­szam za Bebe – rzuca, kiedy znaj­du­jemy się na ko­ry­ta­rzu.

– Spoko. Nie za­mie­rzam się przej­mo­wać – kła­mię, bo to prze­cież nie jej wina, że ma wredną ku­zynkę, która naj­wy­raź­niej za mną nie prze­pada.

– Wcale nie spoko – od­pa­ro­wuje An­nika. – Nikt nie po­wi­nien się tak do cie­bie zwra­cać. Mu­sisz się bro­nić. Na­stęp­nym ra­zem się jej po­staw, sły­szysz?

– Po­sta­wić to ja so­bie mogę książkę na półce – od­po­wia­dam.

An­nika się śmieje, ale ja wcale nie żar­tuję. Nie umiem jeź­dzić po lu­dziach, a naj­lep­sze ri­po­sty przy­cho­dzą mi zwy­kle do głowy wiele go­dzin po fak­cie.

Biorę ją pod ra­mię.

– Skoń­czy­łam już lek­cje, więc wy­bie­ram się do księ­garni Treya. Idziesz ze mną?

An­nika stęka.

– Chcia­ła­bym, se­rio, tylko że mu­szę po­pra­co­wać nad fil­mem do pro­jektu. Do­bra rada: sta­rusz­ko­wie Treya są cał­kiem spoko, ale je­śli bę­dzie tam jego oj­ciec, sta­raj się nie krę­cić po księ­garni bez celu. Kie­dyś mnie za to opie­przył.

– Ja­sne. Nie krę­cić się bez celu. Za­no­to­wane.

– Za­dzwoń do mnie póź­niej. – Ści­ska mnie i ru­sza do sali mul­ti­me­dial­nej.

Biorę głę­boki od­dech. Czas zna­leźć so­bie pracę.

Wcho­dząc do Kra­iny Cza­rów, do­strze­gam ciem­no­skórą ko­bietę w oku­la­rach, która stoi za ozdo­bioną białą la­metą kasą. Męż­czy­zna wy­glą­da­jący ni­czym star­sza wer­sja Treya nie­sie stertę ksią­żek. Za­kła­dam, że ci pań­stwo to jego ro­dzice.

Księ­gar­nię roz­świe­tlają ko­lo­rowe lampki, a w ką­cie stoi śliczna mi­go­cząca cho­inka. Roz­glą­dam się wo­kół i szybko za­uwa­żam, że sprze­dają tu głów­nie be­le­try­stykę – dla dzieci, mło­dzieży i do­ro­słych – choć mi­ło­śnicy li­te­ra­tury faktu też coś by dla sie­bie zna­leźli. Ofertę prze­gląda za­le­d­wie garstka klien­tów, co tro­chę mnie za­ska­kuje, bio­rąc pod uwagę, że zbli­żają się święta, ale może ruch robi się więk­szy po po­łu­dniu? Kręcę się mię­dzy re­ga­łami, cze­ka­jąc, aż dwie osoby w ko­lejce za­płacą, po czym uświa­da­miam so­bie, że ro­bię do­kład­nie to, czego mia­łam nie ro­bić. Ła­pię więc pierw­szą po­zy­cję z brzegu i staję przy ka­sie.

Je­śli mam być szczera, nie­wiele jest czaru w Kra­inie Cza­rów – na­wet świą­teczne de­ko­ra­cje nie po­ma­gają. Ząb czasu nie ob­szedł się z księ­gar­nią zbyt li­to­ści­wie. Przy­dałby się jej ge­ne­ralny re­mont i coś, co po­zwo­li­łoby jej się wy­róż­nić: fajny, przy­cią­ga­jący uwagę mu­ral czy in­sta­la­cja. Gdyby prze­ma­lo­wać tamtą ścianę na biało, całe po­miesz­cze­nie wy­da­wa­łoby się więk­sze, a tam można by umie­ścić cy­taty ze słyn­nych dzieł...

– Dzień do­bry!

Na­wet nie za­uwa­ży­łam, że sto­jący przede mną klient wy­szedł.

Mama Treya uśmie­cha się do mnie, kiedy nie­śmiało pod­cho­dzę do kasy.

– Wi­tamy w Kra­inie Cza­rów! Czy za­pa­ko­wać na pre­zent?

Pa­trzę w dół na książkę w swo­ich dło­niach. Nie mam pie­nię­dzy, żeby za nią za­pła­cić.

– Och, ja... – Od­kła­dam ją na ladę. – Tak na­prawdę chcia­łam się do­wie­dzieć, czy nie po­trze­bują pań­stwo po­mocy w okre­sie świą­tecz­nym lub nie znają ko­goś, kto szuka pra­cow­nika. Pani syn po­wie­dział, że mo­głaby mi pani po­móc.

– Cho­dzisz z Treyem do col­lege’u? – pyta pani An­der­son.

– Tak. – Uśmie­cham się. – Mam na imię Ariel.

Pa­trzy na mnie prze­pra­sza­jąco.

– Miło cię po­znać, Ariel. Przy­kro mi, ale chwi­lowo nie za­trud­niamy...

– No ja­sne – sta­ram się po­cią­gnąć roz­mowę, prze­ły­ka­jąc roz­cza­ro­wa­nie. – Mają już pań­stwo ko­goś na święta?

Ko­bieta otwiera usta, ale się waha, a ja marsz­czę brwi. Czyż­bym po­wie­działa coś nie­grzecz­nego? Zerka po­nad moim ra­mie­niem. Od­wra­cam się – pan An­der­son stoi na dra­bi­nie i układa książki na naj­wyż­szej półce.

– Clive, bła­gam, ostroż­nie! – krzy­czy jego żona i prze­wraca oczami. – Nie wy­trzy­mam z nim, jest taki nie­cier­pliwy. Trzy razy mu mó­wi­łam, że Trey to zrobi, kiedy wróci ze szkoły. Nie­ważne, prze­pra­szam cię, Ariel. Za­py­taj może w kwia­ciarni obok...

Roz­lega się gło­śny huk, aż obie pod­ska­ku­jemy. Pani An­der­son wy­ba­łu­sza oczy i wy­biega prze­ra­żona zza kasy, a nie­liczni klienci gro­ma­dzą się wo­kół męż­czy­zny, który leży na pod­ło­dze po­śród roz­rzu­co­nych ksią­żek. Na wi­dok nogi wy­gię­tej pod nie­na­tu­ral­nym ką­tem wstrzy­muję od­dech. Pan An­der­son gło­śno stęka.

Wy­cią­gam z kie­szeni te­le­fon.

– Za­dzwo­nić po po­go­to­wie? – py­tam.

Pani An­der­son kiwa głową. Trzyma męża za rękę, pod­czas gdy ja wy­bie­ram nu­mer.

Na szczę­ście ka­retka przy­jeż­dża za­le­d­wie po kwa­dran­sie. Ro­bimy miej­sce, gdy sa­ni­ta­riu­sze roz­kła­dają no­sze. Wszy­scy przy­glą­dają się jak spa­ra­li­żo­wani ich pracy, a ja co­fam się we wspo­mnie­niach do po­przed­niego roku, gdy tato stra­cił przy­tom­ność i ka­retka stała przed na­szym do­mem. Za każ­dym ra­zem, gdy o nim my­ślę, ści­ska mnie w piersi. Mu­szę wziąć głę­boki od­dech, żeby się uspo­koić. W ta­kich sy­tu­acjach naj­le­piej za­jąć się czymś in­nym, więc zbie­ram książki z pod­łogi i od­no­szę je na ladę. Ucisk w końcu ustę­puje. Co za ulga!

– Ariel? – Pod­cho­dzi do mnie pani An­der­son. – Mu­szę je­chać z Clive’em do szpi­tala, a Trey bę­dzie tu do­piero za dwa­dzie­ścia mi­nut. Czy mo­gła­byś zo­stać i po­pil­no­wać księ­garni?

– Oczy­wi­ście – od­po­wia­dam za­sko­czona, że jej po pro­stu nie za­my­kają.

– Trey póź­niej wszyst­kim się zaj­mie.

– Chęt­nie mu po­mogę – mó­wię po­śpiesz­nie. – Szybko się uczę i nie mam nic prze­ciwko bez­płat­nemu okre­sowi prób­nemu. Może ze względu na oko­licz­no­ści przy­dam się na tych parę go­dzin w ty­go­dniu? Oczy­wi­ście, je­śli się spraw­dzę.

Zdaję so­bie sprawę, że prze­gi­nam, tro­chę to słabe – w ta­kiej sy­tu­acji sta­rać się o pracę, ale na­prawdę jej po­trze­buję. Ści­skam za ple­cami kciuki, gdy pani An­der­son roz­gląda się po po­miesz­cze­niu.

– Przy­jaź­nisz się z Treyem? Pra­co­wa­łaś wcze­śniej w księ­garni?

Ki­wam głową. Okej, z tą przy­jaź­nią to prze­gię­cie, ale je­dli­śmy dziś ra­zem dru­gie śnia­da­nie, a praca w księ­garni po­lega głów­nie na ga­da­niu z ludźmi o li­te­ra­tu­rze. Co w tym trud­nego?

– No do­brze – stwier­dza po na­my­śle ko­bieta, a ja się po­wstrzy­muję, żeby nie pi­snąć ze szczę­ścia. – Za­raz za­dzwo­nię do Treya i wszystko mu prze­każę. Mów klien­tom, że kasa bę­dzie dzia­łać za dwa­dzie­ścia mi­nut, i za żadne skarby nie wspi­naj się na naj­wyż­sze półki! Po­cze­kaj z tym na mo­jego syna. Z tyłu jest biuro, je­śli chcesz gdzieś scho­wać rze­czy.

– Dzię­kuję! Mam na­dzieję, że pani mąż szybko doj­dzie do sie­bie.

W od­po­wie­dzi pan An­der­son stęka, a jego żona rzuca mi prze­lotny uśmiech, po czym wy­cho­dzi za sa­ni­ta­riu­szami na ulicę.

Zdej­muję płaszcz i sza­lik, roz­glą­da­jąc się po księ­garni. Klienci po­woli wra­cają do oglą­da­nia ksią­żek.

Spoko. Dam radę.10

Play­li­sta Ariel: Ale­xan­der O’Neal, My Gift to You

Mam ochotę po­wie­dzieć Trey­owi, żeby wsa­dził so­bie tę ro­botę w ty­łek. Okej, przy­znaję, tro­chę to było słabe – pro­sić o staż, w chwili gdy jego tato był nie­siony do ka­retki – ale prze­cież sprze­daję sporo ksią­żek i za­ra­biam kasę dla księ­garni! Tym­cza­sem Trey cią­gle robi miny i od­zywa się tylko wtedy, gdy na­prawdę musi. Po­win­nam za­gryźć zęby, bo po­trze­buję pie­nię­dzy, a za­miast tego war­czę na niego rów­nie ostro jak on na mnie. Zu­peł­nie ina­czej wy­obra­ża­łam so­bie pierw­szy dzień w no­wej pracy.

Pod­cho­dzę do każ­dego klienta, który po­ja­wia się w księ­garni, i uśmie­cham się przy­jaź­nie. Dziwne, mimo że w szkole – szcze­gól­nie w to­wa­rzy­stwie po­pu­lar­nych uczniów – czę­sto nie wiem, co po­wie­dzieć, roz­mowy z ob­cymi przy­cho­dzą mi za­ska­ku­jąco ła­two. Pro­blem w tym, że zbyt wielu ich nie ma, a ja na próżno cze­kam, aż ruch zrobi się choć tro­chę więk­szy.

Czuję, że Trey mi się przy­gląda, gdy wdaję się w roz­mowę i po­ma­gam klien­tom za­nieść książki do kasy. I bar­dzo do­brze. Niech wi­dzi, jak nie­sa­mo­wi­cie so­bie ra­dzę.

– Dzięki – rzuca, kiedy kładę na la­dzie trzy książki, które wy­brała star­sza pani.

Pry­cham i od­cho­dzę. Nie mogę się już do­cze­kać końca zmiany.

Ko­lejne mi­nuty wloką się w nie­skoń­czo­ność; gdy ostatni klient wy­cho­dzi, nie­mal czuję wdzięcz­ność. Trey jest za­jęty prze­li­cza­niem utargu, nie zwraca na mnie uwagi. Nie wiem, co ze sobą zro­bić. Za­czy­nam od­sta­wiać książki na półki, za­wie­szam lampki, które zsu­nęły się z re­gału. Trey do­strzega mnie do­piero w chwili, gdy chwy­tam za mio­tłę.

– Nie mu­sisz sprzą­tać – mówi.

– Lep­sze to niż ga­pie­nie się w su­fit – od­po­wia­dam.

Na wi­dok jego zwie­szo­nych ra­mion przy­po­mi­nam so­bie, co spo­tkało dziś pana An­der­sona, i na­tych­miast robi mi się go żal. Ja nie by­łam w sta­nie funk­cjo­no­wać, gdy tato le­żał w szpi­talu.

– Ja­kieś wie­ści? – py­tam.

Trey opiera się łok­ciami o ladę i składa przed sobą dło­nie.

– Mama pi­sała mi przed chwilą, że jadą do domu, więc to chyba do­bra in­for­ma­cja.

– Ja­sne, że do­bra. – Przy­gry­zam wargę. Mo­ment znów jest kiep­ski na tego ro­dzaju py­ta­nia, ale mu­szę wie­dzieć, co po­wie o mnie swo­jej ma­mie. Je­śli mnie po­chwali, może do­stanę tę pracę? – Sprze­daż była dziś okej?

– Co? Ach... – Pa­trzy na kasę. – Tak, dzięki. Je­steś w tym na­prawdę nie­zła.

Uśmie­cham się.

– My­ślisz, że mam szansę za­ha­czyć się tu­taj na dłu­żej? – Wi­dzę, jak się waha, i nie ro­zu­miem dla­czego. Prze­cież wła­śnie przy­znał, że mam wro­dzony ta­lent.

– Moja mama się do cie­bie ode­zwie – stwier­dza w końcu, po czym za­trza­skuje szu­fladę kasy i wy­cho­dzi na za­ple­cze.

Z czym on ma znowu pro­blem?

Stoję w księ­garni z mio­tłą i szu­felką, cze­ka­jąc, aż wróci. Unika mnie czy ma tam do zro­bie­nia coś waż­nego...? Za­mia­tam pod­łogę i strze­puję za­war­tość szu­felki do śmiet­nika, po czym znie­cier­pli­wiona idę do biura. Pu­kam do drzwi i uchy­lam je lekko.

– Na dziś to już wszystko? – py­tam.

Kiwa głową, pa­ku­jąc torbę.

Zbie­ram więc swoje rze­czy i wy­cho­dzę bez słowa z księ­garni. Jest już ciemno; przy­śpie­szam kroku, żeby się roz­grzać, bo mróz prze­nika do ko­ści. Ech, wy­gląda na to, że Trey cią­gle się na mnie wścieka. Nie mo­głam się do­cze­kać, by po­wie­dzieć ma­mie, że mam nową pracę, ale tak na­prawdę nie wiem, czy ją w ogóle do­sta­łam.

Na przy­stanku jest pu­sto; naj­bliż­szy au­to­bus po­wi­nien przy­je­chać za pięć mi­nut, więc wy­cią­gam słu­chawki, żeby pu­ścić mu­zykę. Mam osobną play­li­stę na każdy hu­mor – An­nika uważa, że to lekka że­nada. Play­li­sta do ma­lo­wa­nia, do go­to­wa­nia... Och, no i oczy­wi­ście ta świą­teczna, którą każ­dego roku uzu­peł­niam o nowe utwory, mimo że nic nie prze­bije kla­sy­ków. W słu­chaw­kach roz­brzmie­wają pierw­sze nuty My Gift to You Ale­xan­dra O’Ne­ala. Nucę pod no­sem tę pio­senkę – jedną z ulu­bio­nych mo­jego taty – i od razu się uspo­ka­jam.

W końcu przy­jeż­dża au­to­bus – tak na­pa­ko­wany ludźmi, że nie miesz­czę się w środku. Wcze­śniej było mi zimno, ale te­raz prak­tycz­nie za­ma­rzam. Chcę opa­tu­lić się szczel­niej sza­li­kiem... i uświa­da­miam so­bie z prze­ra­że­niem, że go nie mam! Serce wali mi jak sza­lone. Prze­cież to był ostatni pre­zent, który do­sta­łam od taty. Ten zie­lony sza­lik to naj­cen­niej­sza rzecz, jaką po­sia­dam – je­śli go zgu­bię, to tak jak­bym stra­ciła ka­wa­łek taty. Zo­sta­wi­łam go w szkole? Mia­łam go w ogóle na so­bie?

Biorę głę­boki od­dech. Uspo­kój się, dziew­czyno.

Za­my­kam oczy, by w my­ślach prze­śle­dzić każdy swój krok. Tak, mia­łam sza­lik na za­ję­ciach z pla­styki i póź­niej na sto­łówce. Czy go zdej­mo­wa­łam, kiedy przy­go­to­wy­wa­łam się do pracy w Kra­inie Cza­rów? Marsz­czę czoło, bo nie po­tra­fię so­bie tego przy­po­mnieć. Och, gdzie ja go po­sia­łam?! Oczy za­cho­dzą mi łzami – i wtedy wi­dzę wy­raź­nie mo­ment, w któ­rym pań­stwo An­der­so­no­wie od­jeż­dżali w ka­retce spod księ­garni. To wtedy ścią­gnę­łam sza­lik i zo­sta­wi­łam go w biu­rze. Tak bar­dzo się śpie­szy­łam, by stam­tąd wyjść, że mu­sia­łam o nim za­po­mnieć. Może zsu­nął się z opar­cia krze­sła, kiedy się ubie­ra­łam?

Ru­szam szyb­kim kro­kiem do Kra­iny Cza­rów, li­cząc na to, że za­stanę tam Treya. Gdy jed­nak skrę­cam za róg, wi­dzę już z da­leka, że w środku pa­nują egip­skie ciem­no­ści. Mimo to pod­cho­dzę bli­żej i przy­ci­skam nos do wi­tryny. Żad­nego ru­chu. Cho­lera! Będę mu­siała po­ga­dać ju­tro z Treyem, a wła­śnie tego chcia­łam unik­nąć.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: