Miłość wszystko wyjaśnia - ebook
Miłość wszystko wyjaśnia - ebook
Najważniejszy postulat dla chrześcijańskiego postępowania brzmi: kochaj! To krótkie, proste i pozornie czytelne przesłanie wymaga wielu dopowiedzeń. Ich poszukiwania stoją u początków poniższych ośmiu refleksji. Zadaję sobie pytanie: Jak realizować tę ideę w życiu codziennym?
Zdolność kochania jest najwyraźniejszym znakiem naszego podobieństwa do Stwórcy. Jednym z Jego imion jest Miłość. Bóg kocha i ten potencjał przekazał człowiekowi.
Na tym założeniu opieram strukturę proponowanych rozważań. Punktem wyjścia do odpowiedzi na pytania o zasady miłości własnej i bliźniego jest w każdym przypadku analiza sposobów kochania Boga.
Z tego też powodu źródłem inspiracji staje się dla mnie Pismo Święte. Skoro zawiera ono Boże Objawienie, to znaczy, że Bóg dał nam przez nie poznać i doświadczyć siebie samego. Nigdzie więc nie znajdziemy lepszych wskazówek
dotyczących natury kochania.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7595-575-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zdolność kochania jest najwyraźniejszym znakiem naszego podobieństwa do Stwórcy. Jednym z Jego imion jest Miłość. Bóg kocha i ten potencjał przekazał człowiekowi. Na tym założeniu opieram strukturę proponowanych rozważań. Punktem wyjścia do odpowiedzi na pytania o zasady miłości własnej i bliźniego jest w każdym przypadku analiza sposobów kochania Boga.
Z tego też powodu źródłem inspiracji staje się dla mnie Pismo Święte. Skoro zawiera ono Boże Objawienie, to znaczy, że Bóg dał nam przez nie poznać i doświadczyć siebie samego. Nigdzie więc nie znajdziemy lepszych wskazówek dotyczących natury kochania.
Dziękuję wszystkim, którzy na różnych etapach tworzenia poniższych tekstów dzielili się ze mną własnymi spostrzeżeniami, wpływając na końcowy kształt mojej myśli.Miłość – stanąć ponad drżeniem serca
Nie dziwcie się, bracia, jeśli świat was nienawidzi. My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci, kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego. Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci. Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga? Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! Po tym poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce. A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko. Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba. Przykazanie zaś Jego jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał. Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas, poznajemy po Duchu, którego nam dał.
(1 J 3,13-24)
Do refleksji zainspirował mnie fragment Pierwszego Listu św. Jana, w którym padają bardzo ciekawe słowa: A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko. Proponuję w kontekście tego tekstu zadanie trzech pytań, które poruszą trzy różne sfery naszego życia i wiary.
Pytanie pierwsze: Co to znaczy, że Bóg jest większy od naszego serca? Bóg jest od niego większy, a zatem działa niezależnie od tego, co się w nim kryje. Nawet jeśli popełniamy grzechy, jeśli w tych grzechach żyjemy, On nie odwraca się od nas. Nie można myśleć w ten sposób: Bóg wysłuchuje tylko świętych i sprawiedliwych, darzy łaską tylko nieskazitelnych. Bóg jest większy od naszego serca, więc kocha także tych, którzy zapomnieli o Nim, którzy z życia Go wyrzucili, i także im stara się udzielić pomocy. Bóg jest większy od naszego serca, a więc nie odrzuca nikogo ze względu na aktualny stan jego duszy, ale daje ciągle tyle samo łaski każdemu człowiekowi – najbardziej świętym i największym grzesznikom.
Nie znaczy to oczywiście, że nasze starania, by serce było czyste, by nie popełniać grzechów, są bez znaczenia. Od tego, jak wygląda nasze sumienie, zależy bowiem, jak otwieramy się na łaskę Boga. Jeśli nasze serca są pełne grzechów, łaska Boża – choć obficie nam udzielona – nie znajduje możliwości tak skutecznego działania jak u człowieka z czystym sumieniem. Każdorazowe oczyszczenie się w sakramencie pokuty nie łączy się więc z tym, że Bóg znów na nas patrzy i znów błogosławi, ale jest to nasze odwrócenie się w Jego kierunku, by łaski, których ciągle nam udzielał, znowu skutecznie przyjmować.
Można to porównać do następującej sytuacji: podczas zimy w mieszkaniu jest ciepło, ponieważ działa ogrzewanie. To, że my wychodzimy na dwór, na mróz, nie sprawia, że ogrzewanie przestaje działać, a jedynie my przestajemy z niego korzystać. Po powrocie do domu znów cieszymy się ciepłem. Bóg jest jak dawca takiego ciepła – daje je nieustannie, my przez grzech czasem wychodzimy na mróz. A On ciągle udziela ciepła i czeka na nasz powrót.
Co to znaczy, że Bóg jest większy od naszego serca? To znaczy, że niezależnie od tego, co kryje się w naszym sercu, On ciągle nas kocha.
Pytanie drugie: Jaką wskazówkę dla postrzegania siebie mogę wyciągnąć z cytowanego wyżej fragmentu Pierwszego Listu św. Jana? Odpowiadając na to pytanie, chciałbym poruszyć kwestię naszego przebaczania samym sobie. Myślę, że czasem bywa to trudniejsze niż przebaczanie innym. Gdy zdarzy się nam popełnienie jakiegoś szczególnie bolesnego grzechu, może zrodzić się wątpliwość, czy Bóg przebaczy coś aż tak okropnego, czy nie ukarze, bo przecież w naszych oczach zasłużyliśmy na potępienie. Gdy po raz kolejny uświadamiamy sobie w rachunku sumienia, że znowu zwyciężyły te same słabości, choć obiecywaliśmy sobie, że już nigdy więcej, zastanawiamy się, czy kolejna spowiedź i kolejna obietnica poprawy ma jakikolwiek sens.
Kiedy nurtują nas takie myśli i nie pozwalają uwierzyć miłosierdziu, przypomnijmy sobie słowa św. Jana: A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca.
Choćby serce wmawiało nam, że jesteśmy źli, zepsuci i nie mamy szans na poprawę, pamiętajmy, że Bóg, który jest większy od naszego serca, może wybaczyć każdy grzech, którego żałujemy, i robi to za każdym razem, gdy Go o to prosimy.
Nawet jeśli po spowiedzi serce ciągle robi nam wyrzuty, nawet gdy nie odzyskało spokoju, Bóg jest od serca większy i przebaczył, choć ono jeszcze nie przyjęło tego do wiadomości. Po przystąpieniu do sakramentu pokuty spróbujmy więc pojednać się także z własnym sercem, powiedzieć sobie, że choć ciągle pamiętamy o własnych błędach, choć ciągle nas one bolą, choć czujemy ciężar popełnionego zła, postaramy się nie wracać do tego myślami, nie rozpamiętywać sytuacji z przeszłości, ale zacząć od nowa walczyć o dobro, o poprawę.
Jaką wskazówkę dla postrzegania siebie mogę wyciągnąć z powyższego tekstu? Skoro Bóg, który jest większy od mojego serca, przebaczył mi moje słabości, powinienem posłuchać Boga, a nie serca, i przekonać siebie samego, że mój grzech już nie istnieje.
Pytanie trzecie: W jaki sposób traktować innych, by Boga naśladować? Po pierwsze, nie skreślać żadnego człowieka, nawet tego, który popełnił wielkie błędy. Potępiamy złe uczynki, a nie ludzi, więc nawet ci, którzy wiele zła popełnili, zasługują na potraktowanie po ludzku – z życzliwością i kulturą. Nie muszę jej/jego uwielbiać i z nią/nim się przyjaźnić, ale nie mogę powiedzieć: ty się do niczego nie nadajesz i już nigdy nic z ciebie nie będzie. Każdy, dopóki żyje, ma szansę na nawrócenie, więc nikogo nie możemy skreślić.
Po drugie, powinniśmy ciągle uczyć się prawdziwego przebaczania. Nie chodzi o to, by zapomnieć, że ktoś mnie skrzywdził, bo tego nie da się zrobić. Nie chodzi o to, by czuć do krzywdziciela sympatię i radość na jego widok. Przebaczyć, to stanąć ponad sercem, które boli, ponad pamięcią, która wypomina, ponad emocjami, które się burzą, i powiedzieć przed samym sobą: wybaczam.
Konsekwencją tego słowa nie będzie szukanie zemsty, wracanie do sprawy w przyszłości, wypominanie doznanego zła, ale modlitwa za tego, kto mnie skrzywdził. Jeśli jestem w stanie tak uczynić, to choć w sercu pozostanie złość i poczucie zranienia, mam prawo uznać krzywdę za przebaczoną i w pełni świadomie powiedzieć: Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy.
W jaki sposób traktować innych, by Boga naśladować? Nikomu nie odmawiać prawa do nawrócenia i wybaczać, mimo bolącej ciągle rany serca.
A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca. Jeśli nasze serce oskarża innych, spróbujmy być większymi od naszego serca i przebaczyć.Miłość – patrzeć w dobrą stronę
Potem ludzie ci odeszli i skierowali się ku Sodomie. Abraham zaś szedł z nimi, aby ich odprowadzić, a Pan mówił sobie: „Czyż miałbym zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić? Przecież ma się on stać ojcem wielkiego i potężnego narodu, i przez niego otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi. Bo upatrzyłem go jako tego, który będzie nakazywał potomkom swym oraz swemu rodowi, aby przestrzegając przykazań Pana postępowali sprawiedliwie i uczciwie, tak żeby Pan wypełnił to, co obiecał Abrahamowi”. Po czym Pan rzekł: „Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich są bardzo ciężkie. Chcę więc iść i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się”.
Wtedy to ludzie ci odeszli w stronę Sodomy, a Abraham stał dalej przed Panem. Zbliżywszy się do Niego, Abraham rzekł: „Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu przez wzgląd na owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego! Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?” Pan odpowiedział: „Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miastu przez wzgląd na nich”. Rzekł znowu Abraham: „Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem. Gdyby wśród tych pięćdziesięciu sprawiedliwych zabrakło pięciu, czy z braku tych pięciu zniszczysz całe miasto?” Pan rzekł: „Nie zniszczę, jeśli znajdę tam czterdziestu pięciu”. Abraham znów odezwał się tymi słowami: „A może znalazłoby się tam czterdziestu?” Pan rzekł: „Nie dokonam zniszczenia przez wzgląd na tych czterdziestu”. Wtedy Abraham powiedział: „Niech się nie gniewa Pan, jeśli rzeknę: może znalazłoby się tam trzydziestu?”, a na to Pan: „Nie dokonam zniszczenia, jeśli znajdę tam trzydziestu”. Rzekł Abraham: „Pozwól, o Panie, że ośmielę się zapytać: gdyby znalazło się tam dwudziestu?” Pan odpowiedział: „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dwudziestu”. Na to Abraham: „O, racz się nie gniewać, Panie, jeśli raz jeszcze zapytam: gdyby znalazło się tam dziesięciu?” Odpowiedział Pan: „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu”. Wtedy Pan, skończywszy rozmowę z Abrahamem, odszedł, a Abraham wrócił do siebie.
(Rdz 18,16-33)
Opowiadanie z Księgi Rodzaju o dwóch miastach – Sodomie i Gomorze, jest szczególnym przykładem ekonomicznej mentalności ludzi Wschodu, opartej na targowaniu się, na specyficznym celebrowaniu transakcji handlowej. W tym przypadku przedmiotem targów jest zbawienie, ocalenie ludzi, więc „gra” toczy się o bardzo wysoką stawkę. Podmioty/strony sporu jeszcze bardziej podnoszą rangę: chodzi bowiem o Boga i Abrahama. Przypomnijmy sobie króciutko tę historię: Pan Bóg słyszy o wielkich grzechach mieszkańców Sodomy i Gomory – sugeruje ukaranie ich za grzeszne występki. Abraham pyta Boga, czy gdyby znalazł pięćdziesięciu dobrych ludzi w tych miastach, to zgodziłby się je ocalić. Gdy słyszy, że miasta grzechu uzyskałyby przebaczenie dzięki pięćdziesięciu dobrym mieszkańcom, pyta o czterdziestu, później o trzydziestu, dwudziestu, a w końcu o dziesięciu sprawiedliwych. Bóg jest gotowy przebaczyć tym miastom, gdy znajdzie tam choćby dziesięciu dobrych ludzi.
Co tak bardzo zafascynowało mnie w tej historii? Wydaje mi się, że dobrze ukazuje ona, czym jest Boża Miłość. Wczytując się w ten tekst, możemy wyraźnie dostrzec, na czym polega miłosierne patrzenie Boga.
Nie da się ukryć, że w zaproponowanej przez autora natchnionego narracji na pierwszy plan wysuwa się zło – nieprawości są przedmiotem skargi, która dotarła do Stwórcy. Ten, choć nie musiał z nikim konsultować swych decyzji, spotyka się z Abrahamem. Patriarcha zaś nie próbuje usprawiedliwić grzeszników, nie tłumaczy ich, ale zwraca uwagę na sprawiedliwą mniejszość wśród mieszkańców. Przenosi więc środek ciężkości na dobre uczynki i nielicznymi cnotami chce przykryć rozliczne wady.
Patrząc na ten obraz, nasuwa się wniosek, że Boga można przekonać nawet odrobiną dobra. On bowiem nie szukał powodów, żeby potępić Sodomę i Gomorę, ale by te miasta uratować. Gdyby chciał je zniszczyć, miał ku temu wystarczające motywy. Bóg nie pytał nawet, ilu jest tych grzeszników, jaki procent stanowią – to Go nie interesowało, to nie miało znaczenia. Nie koncentrował się na grzechach, ale na dobrych uczynkach.
Spróbujmy przenieść tę historię na nasze życie. Każdy z nas jest taką mieszanką dobrych i złych uczynków. Gdybyśmy wzięli do ręki długopis i kartkę, spróbowali wypisać nasze grzechy i zasługi, to z pewnością obie kolumny zawierałyby jakieś wpisy. Nie ma ludzi idealnych i nie ma całkowicie złych. Słuchając tej opowieści, aktualizując jej przesłanie, pomyślałem, że choć wiele rzeczy nam w życiu nie wychodziło, choć wiele razy postąpiliśmy niezbyt dobrze, choć możemy sobie wyliczyć wiele błędów – Bóg kiedyś, na Sądzie Ostatecznym, w naszym postępowaniu będzie szukał przede wszystkim tego, co dobre, i jeśli takie sytuacje znajdzie, to może nawet niewielka ilość dobrych uczynków zadecyduje, że trafimy do nieba.
A On widzi więcej – nie tylko to, co filmują stacje telewizyjne i oklaskują tłumy, ale i te drobiazgi, które wykonujemy na co dzień w naszych domach, zakładach pracy, rodzinach. Śledzi nasze postępowanie, jak wpatrywał się w biblijne miasta grzechu, i wnikliwie wynotowuje szczegóły, za które należy się nam pochwała, nagroda, usprawiedliwienie. Nawet więcej – to Jego obserwowanie dotyczy nie tylko uczynków, ale i zamiarów, chęci obecnych w naszych umysłach i sercach. Bóg, który widzi więcej, ocenia nie tylko efekt końcowy, ale nasze zaangażowanie, starania. Patrzy na to, co się dzieje, i choćby nam się nie udało – jeżeli się staramy i mamy dobre intencje – zapisuje porażkę po stronie sukcesów.
Bóg wynagrodzi każdy drobiazg, dlatego do wszystkiego trzeba się przyłożyć, wszystko wykonać z wielką starannością. Zróbmy wszystko, by było Mu jak najłatwiej odszukać w nas okruchy dobra. Starajmy się, by codziennie spełnić przynajmniej jeden dobry uczynek!
Spojrzenie Boga to wzrok poszukujący okruchów dobra – to pierwszy wniosek z analizowanego fragmentu Biblii.
Drugi pozostaje z pierwszym ściśle związany i dotyczy naszego spojrzenia na innych. Jak wspomniałem, nie ma ludzi w stu procentach złych. Jak Sodoma i Gomora – choć nazywane miastami grzechu – były zamieszkiwane przez niewielką liczbę sprawiedliwych mieszkańców, Lota i jego bliskich, tak w każdym człowieku, nawet tym wydającym się uosobieniem diabła, jest z pewnością troszkę dobra. Cała tajemnica tkwi w sposobie patrzenia – można poszukiwać potknięć innych ludzi albo podkreślać ich sukcesy; widzieć głównie słabości bądź przede wszystkim zalety. Postarajmy się tak popatrzeć na innych, by odkryć w nich jakiekolwiek dobro.
Z tymi, których lubimy, nie będzie problemu. Trudniej dostrzec pozytywne cechy u tych, którzy nas skrzywdzili, zranili, oszukali: u sąsiadów, z którymi nie można się porozumieć, u synowej, która się nie odzywa, u teściowej, która ciągle jątrzy i wtrąca się w nie swoje sprawy, u byłego męża, byłej żony, byłego chłopaka czy dziewczyny, nieuczciwego pracodawcy czy pracownika. To normalne. Nie jest łatwo pozytywnie reagować na krzywdzicieli, wrogów, bo już na samą myśl o nich rodzi się wiele negatywnych emocji. Złość, nienawiść, zawiść, pragnienie zemsty nie pozwalają nam na dobre i szczere spojrzenie. Zachęcam jednak, byśmy spróbowali pomyśleć na Boży sposób o tych, których na co dzień źle oceniamy. Zadajmy sobie pytanie: Co dobrego mogę w nich zauważyć?
Może próba szukania dobra u tych, z którymi się kłócimy, do których się nie odzywamy, pomoże nam w zrozumieniu ich postawy?
Może pomoże przebaczyć, bo okaże się, że choć popełnili błędy, to nie są aż tacy źli, jak nam się wydawało?
Może zobaczymy, jak bardzo się starają odpokutować popełnione zło?
Może będzie to okazja, by pokazać Bogu, że chcemy być do Niego jak najbardziej podobni, że chcemy patrzeć na innych w sposób, w jaki – mamy nadzieję – On na Sądzie Ostatecznym spojrzy na nas. Nie przez pryzmat wad i słabości, których nam nie brakuje, ale przez pryzmat dobrych cech, intencji i starań.
Spróbujmy spojrzeć na innych oczami Boga – drugi wniosek-zadanie po lekturze tego tekstu.
Boże miłosierdzie jest dla nas szansą, by dostać się do nieba, ale i szkołą, jak czynić niebo na ziemi.