- promocja
- W empik go
Miłość zesłana z nieba - ebook
Miłość zesłana z nieba - ebook
Kiedy pięć lat temu Elizabeth Ward straciła ukochanego męża, jej świat wywrócił się do góry nogami. Kobieta wraz z synem wróciła do rodzinnego miasta, by poukładać życie na nowo. Pomoc ze strony jej szwagra zapoczątkowała uczucie, którego ani Elizabeth, ani Colin się nie spodziewali. Niestety brak akceptacji ze strony rodziny mężczyzny sprawił, że zakochani się rozstali. Po miesiącach rozłąki Elizabeth i Colin spotykają się ponownie w czasie wspólnych świąt Bożego Narodzenia. Byli kochankowie uświadamiają sobie, że ich miłość wcale nie wygasła, a mężczyzna ma dla rodziny niespodziankę. Czy niezwykły czas świąt pozwoli im na nowo wzniecić płomień uczuć? Czy Elizabeth da sobie szansę na szczęśliwy związek? „Miłość zesłana z nieba” to romantyczne opowiadanie z motywem drugiej szansy i niegasnącym pożądaniu, oprószone szczyptą świątecznej magii.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-969648-0-9 |
Rozmiar pliku: | 108 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ELIZABETH
Kochałam święta Bożego Narodzenia. Odkąd tylko sięgałam pamięcią, czekałam na nie z większą niecierpliwością niż na urodziny. Wychowywała mnie tylko mama, taty nigdy nie poznałam, ale co roku sprawiała, że święta były wręcz magiczne. Moja rodzicielka powiedziała mi, że gdy ojciec dowiedział się o ciąży, zwiał jak ostatni tchórz. Dziadków też nie poznałam. Mama była z nimi skłócona i nie utrzymywali kontaktów. Nigdy jej nie wybaczyli, że odeszła z moim ojcem, podczas gdy oni wybrali dla niej idealnego przyszłego męża. Niestety moja mama źle ulokowała uczucia, a nawet wieść o tym, że na świat przyszła ich wnuczka, nie skruszyła ich serc.
Mama była wspaniałą, silną, niezależną kobietą. Dwa lata temu, gdy wracała wieczorem ze sklepu, potrącił ją pijany kierowca. Nie miała żadnych szans. Kiedy dowiedziałam się o jej śmierci, myślałam, że pęknie mi serce. Po raz drugi straciłam ukochaną osobę. Zastanawiałam się, czy los kiedyś mi odpuści? Czy w końcu i do mnie szczęście się uśmiechnie? Żyłam tylko dlatego, że miałam cudownego synka. Sześcioletni Liam był owocem miłości mojej i Matthew, mojego męża. Poznaliśmy się, gdy przyjechałam z Deer Lodge na studia do Billings, i od razu coś między nami zaiskrzyło. Od początku wiedziałam, że Matthew chciał zostać policjantem jak jego starszy brat, Colin. Zresztą wszyscy mężczyźni z rodziny Wardów z pokolenia na pokolenie służyli w policji. Pobraliśmy się jeszcze w czasie moich studiów, kupiliśmy dom na przedmieściach, a kilka lat później urodził się nasz kochany synek, Liam. Matthew okazał się kochającym mężem i cudownym tatą.
Nigdy nie zapomnę tej nocy, gdy był na służbie. To wydarzyło się pięć lat temu. Mój mąż pojechał z Jaredem, swoim partnerem, do rodzinnej awantury. Nieraz jeździł na takie akcje, zawsze zachowywał ostrożność i opanowanie, był świetnym negocjatorem, jednak tamtej nocy… Gdy Jared zadzwonił do mnie o wpół do drugiej, wiedziałam, że stało się coś złego. Ze strachem odebrałam połączenie, a gdy usłyszałam jego załamany głos, od razu się rozpłakałam. Mój mąż został zastrzelony przez jednego z awanturników. Jared opowiadał mi, że to stało się nagle. Już się uspokajali, facet odkładał broń, ale wtedy jego żona coś powiedziała i ten momentalnie wpadł w szał. Strzelił mojemu ukochanemu prosto w serce. Pierwsze dni, tygodnie pamiętałam jak przez mgłę. Byłam ciągle na lekach, mało kontaktowałam, nie radziłam sobie psychicznie. Otrzymałam pomoc ze strony mojej mamy, a także teściów – Gregory’ego i Suzanne – oraz rodzeństwa mojego zmarłego męża, Colina i Phoebe. Niestety coś we mnie pękło. Nie potrafiłam mieszkać w domu, w którym wciąż czułam obecność Matthew. Słyszałam jego śmiech, czułam jego zapach, a progu sypialni, w której spędziliśmy tyle namiętnych chwil, po prostu nie mogłam przekroczyć. Zdecydowałam się sprzedać dom i wrócić do Deer Lodge, do mamy. Teściowie nie byli zadowoleni z mojej decyzji, ale z czasem ją zrozumieli.
W zeszłym roku zabrałam Liama na święta na Dominikanę, co okazało się nie najlepszym pomysłem, bo brakowało nam śniegu, choinki, zapachu pierników, tej całej atmosfery. Dlatego w tym roku przyjęliśmy zaproszenie od dziadków Liama i właśnie jechaliśmy na święta do Billings.
– Mamusiu, daleko jeszcze? – Liam się niecierpliwił.
– Synku, już niedługo. Widzisz, jakie są korki.
– A wujek Colin też przyjedzie?
Och, wujek Colin…
Po śmierci mojej mamy, Colin przez jakiś czas pomieszkiwał u nas. Nie miałam pojęcia, jak do tego doszło, ale zbliżyliśmy się do siebie. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, otaczał troską i sprawiał, że znów zaczęłam się uśmiechać. Broniłam się przed uczuciem do niego, bo uważałam, że to nie w porządku wobec Matthew, ale zakochałam się w nim, i to z wzajemnością. Niestety nasz związek rozpadł się jeszcze szybciej, niż się zaczął. Gdy Suzanne się o nas dowiedziała, kategorycznie zabroniła nam się spotykać. Dla niej to był ogromny cios, dlatego postanowiłam uszanować jej decyzję, choć Colin próbował o nas walczyć. Od tamtej pory się z nim nie spotkałam, a Liam tęsknił za swoim ulubionym wujkiem. Nie wiedziałam jeszcze, czy przyjedzie na te święta, ale jednocześnie chciałam go zobaczyć i się tego bałam.
– Nie wiem, synku – odparłam po chwili. – Zapytamy babci albo dziadka.
Gdy zbliżaliśmy się do dzielnicy, w której mieszkali moi teściowie, znów poczułam świąteczny klimat. Ulice były już pięknie przystrojone i oświetlone, a w witrynach sklepowych mogliśmy podziwiać świąteczne dekoracje. Wszędzie widziałam mnóstwo elfów, śnieżynek i gwiazd. Przed każdym domem obowiązkowo stała duża choinka, bałwan, a także Święty Mikołaj. Same domy ozdobione były kolorowymi światełkami i girlandami. A do tego wszystkiego prószący biały puch, który osiadał na wszystkim jak mięciutki koc. Wkrótce podjechaliśmy pod dom teściów, a tu to dopiero była magia. Gdy brama się rozsunęła i wjechaliśmy na teren ich posiadłości, widok przed nami kompletnie nas zdumiał. Ogromna choinka, kilka mniejszych drzewek, Mikołaj z reniferami i saniami, elfy, droga oświetlona lampkami w kształcie lasek cukrowych. Budynek również został pięknie przystrojony i wyglądał jak pałac z bajki.
Zaparkowaliśmy na podjeździe, a wtedy ze środka wyszli moi teściowie, by się z nami przywitać. Suzanne aż się popłakała z radości. To fakt, dawno ich nie odwiedzaliśmy, ale ostatnie miesiące w biurze były istną gonitwą. Pracowałam od poniedziałku do piątku, a w soboty dodatkowo z domu. Owszem za dużo na siebie wzięłam i naprawdę momentami miałam już tego dość. Byłam zatrudniona w dużej firmie konsultingowej w Helenie i choć świetnie zarabiałam, ta praca pochłaniała niemal każdą moją wolną minutę. Zdawałam sobie sprawę, że za mało czasu poświęcałam Liamowi, który tak bardzo mnie potrzebował, jednak czy byłam gotowa na zmiany?
– Jak dobrze was widzieć – szepnęła mi do ucha Suzanne, obejmując mnie na powitanie. – Chodźcie do środka, bo pada coraz mocniej.
– Myślę, że Liam nie da dziadkowi spokoju i zapełnią podwórko bałwanami – zaśmiałam się.
– Damy radę, prawda? – Gregory zwrócił się do wnuczka, przybijając z nim piątkę. – I na pewno wujek Colin nam pomoże.
Na imię szwagra moje serce pominęło jedno uderzenie.
– Colin będzie? – wyrwało mi się.
Teść spojrzał na zegarek.
– Właściwie powinien już być – odparł.
– Będzie, będzie – przytaknęła z uśmiechem Suzanne – i to z niespodzianką. Czuję, że przyjedzie z narzeczoną.
– Zaręczył się? – Ja to chyba powinnam się ugryźć w język.
– A tam zaręczył. – Teść machnął ręką. – Matka usłyszała o niespodziance i wbiła sobie do głowy, że kogoś ma.
– A co mógł mieć na myśli, mówiąc o niespodziance? – Teściowa spojrzała na męża.
– Cokolwiek. – Wzruszył ramionami.
Wiedziałam, że Suzanne ucieszyłaby się, gdyby faktycznie Colin się z kimś związał. Miałaby pewność, że między nami już nigdy nic się nie wydarzy. Może tak właśnie byłoby najlepiej.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, poczuliśmy piękny, korzenny zapach ciasteczek, które uwielbiał Matthew. Jego mama piekła najlepsze.
– Mmm… ten zapach. – Na moment zatrzymałam się i przymknęłam oczy.
– Mówiłem jej, by dała spokój z tymi ciastkami, ale się uparła – bąknął Gregory.
– W porządku, bardzo lubię ten zapach – odparłam.
– Chodźcie zobaczyć choinkę – zachęciła nas teściowa.
Poszliśmy do salonu i oniemieliśmy z zachwytu. Koło świątecznie przystrojonego kominka stała ogromna choinka. Ozdobiona czerwonymi, zielonymi i złotymi bombkami, kolorowymi światełkami, lśniącymi łańcuchami i pierniczkami w kształcie serc, gwiazd, śnieżynek, prezentów. Wyglądała przepięknie i pachniała obłędnie, intensywnym żywicznym aromatem. Oczywiście babcia z dziadkiem zostawili kilka ozdób dla Liama, by mógł je powiesić sam.
– Ale piękna ta choinka. – Nie mogłam oderwać oczu od drzewka.
– Dziękuję. – Kobieta uśmiechnęła się do mnie.
– Babciu, a będę mógł zawiesić kilka bombek? – Liam spojrzał na nią.
– Jasne, kochanie. Zostawiliśmy ci z dziadkiem kilka bombek i oczywiście ciasteczek.
– To możemy teraz? – Liam podskakiwał z radości.
– Może najpierw się rozpakujcie, odświeżcie, a ja w tym czasie dokończę obiad – zaproponowała Suzanne.
– Dziadziusiu, a ulepimy też bałwana? – Liam spojrzał błagalnie na dziadka.
– Słyszałeś babcię, najpierw obiad – odparł, gładząc go po włosach. – Ale obiecuję ci, że ustawimy tu armię bałwanków. – Zaśmiał się głęboko.