Miłosny kontrakt - ebook
Miłosny kontrakt - ebook
Milly James od pół roku pracuje na greckiej wyspie w willi milionera Alexandra Santosa, ale jeszcze nigdy nie widziała swojego pracodawcy. Pewnego dnia zostaje zaproszona na rozmowę. To bardzo dziwne spotkanie: Alexandro siedzi tyłem do niej, w ciemnym pokoju, i proponuje jej, by została jego żoną. Milly jest w szoku, że bogaty mężczyzna, człowiek sukcesu, decyduje się na małżeństwo bez miłości, byle mieć spadkobiercę. Alexandro ma jednak powody, by właśnie tak postąpić…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5471-7 |
Rozmiar pliku: | 602 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Zostań.
Milly James znieruchomiała ze zdumienia, gdy usłyszała to jedno słowo wypowiedziane szorstkim tonem przez człowieka, którego jeszcze nigdy w życiu nie widziała na oczy – jej pracodawcę.
– Przepraszam? – Obróciła się powoli, mrugając w półmroku. Gabinet wyłożony był boazerią, zasłony zaciągnięte, między nimi przez szczelinę wkradała się tylko odrobina słońca znad Morza Egejskiego. Był piękny letni dzień, ale grube kamienne mury willi nie przepuszczały upału.
– Zostań.
To był rozkaz, toteż powoli zamknęła drzwi.
Przyszła tutaj, żeby jak zwykle poodkurzać. Nie wiedziała, że on tu jest, i cofnęła się z paniką, gdy dostrzegła w cieniu jego sylwetkę. Instrukcje Alexandra Santosa były jasne: nie wolno mu przeszkadzać pod żadnym pozorem i w żadnych okolicznościach. Tymczasem weszła tutaj, bo wcześniej słyszała dźwięk silnika samochodu i myślała, że wyjechał. Serce z lęku podeszło jej do gardła. Czy był na nią zły?
– Bardzo przepraszam, Kyrie Santos. Nie wiedziałam, że pan tu jest. Czy mogę coś dla pana zrobić? – zapytała, starając się panować nad głosem.
Od sześciu miesięcy pracowała jako gospodyni Alexandra Santosa, ale rozmawiała z nim tylko raz, przez telefon, kiedy ustalali warunki pracy. A teraz po raz pierwszy pojawił się w luksusowej willi na greckiej wyspie Naxos i Milly od dwóch dni chodziła na palcach, starając się go unikać.
– Naprawdę bardzo przepraszam – wykrztusiła, żeby przerwać niezręczne milczenie. – Nie będę panu więcej przeszkadzać.
– Mniejsza o to. – Machnął ręką. – Pytała pani, pani James, czy czegoś potrzebuję. – Nie widziała jego twarzy w półmroku, smużka światła rozświetlała tylko czarne włosy na czubku głowy. Wstał od biurka i podszedł do okna, zwrócony do niej plecami. Dostrzegała jego wysoką sylwetkę, potężne ramiona i białą koszulę napinającą się na plecach. – Tak, potrzebuję czegoś.
– Co mogę dla pana zrobić? Przynieść panu coś do zjedzenia albo posprzątać pokój?
Alexandro Santos nie odpowiedział i nie poruszył się. Wiedziała, jak wygląda jego twarz, bo znalazła zdjęcia w internecie, gdy dostała tę pracę. Miał czarne włosy, wyraźne kości policzkowe, chłodne niebieskie oczy i sylwetkę sportowca. Był bardzo przystojny, ale budził w niej dziwny niepokój.
– Od jak dawna pani u mnie pracuje, panno James? – zapytał po kolejnej długiej chwili.
– Od prawie sześciu miesięcy. – Milly niepewnie przestąpiła z nogi na nogę. Chyba nie miał zamiaru jej wyrzucić? Nie dała mu przecież żadnego powodu do narzekań. Sprzątała willę, pomagała w ogrodzie, płaciła rachunki. Przez większość czasu dom był pusty, więc praca była łatwa. Podobała jej się willa i cała wyspa Naxos, a także pensja.
Takie życie mogło się wydawać samotne, ale Milly bardzo odpowiadało. Jej rodzice prowadzili bogate i chaotyczne życie towarzyskie, ona zaś przechodziła z jednej szkoły z internatem do drugiej, a pomiędzy nimi była świadkiem niekończących się imprez. Teraz wreszcie mogła się nacieszyć samotnością, a poza tym dostawała dobrą pensję i zaczęła odkładać pieniądze dla Anny.
– Sześć miesięcy. – Alexandro odwrócił się nieco i teraz widziała jego profil. – Czy jesteś tu szczęśliwa?
To pytanie zaskoczyło ją. Co go mogło obchodzić jej szczęście?
– Tak, bardzo.
– Ale pewnie czujesz się samotna.
– Dobrze się czuję we własnym towarzystwie. – Rozluźniła się nieco. Chyba jednak nie zamierzał jej wyrzucić. Ale z drugiej strony to nagłe zainteresowanie jej osobą było dziwne. Sądząc po tym, co wyczytała w internecie, ten człowiek był zimnym pracoholikiem, bezwzględnym wobec konkurencji. Czasem pojawiały się jego zdjęcia z jakąś elegancką kobietą u ramienia, zdawało się jednak, że na żadną z nich nie zwracał uwagi.
– Mimo wszystko jesteś jeszcze młoda. – Urwał na chwilę. – Ile masz lat?
– Dwadzieścia cztery. – Napisała to przecież w swoim krótkim CV.
– I skończyłaś studia…
– Tak, w Anglii. – Przez cztery lata studiowała języki nowożytne. Mówiła płynnie po włosku, francusku, w ojczystym angielskim, a teraz nauczyła się trochę greckiego. Ale przecież Alexandro Santos już to wszystko wiedział.
– Masz chyba większe ambicje niż sprzątanie pokoi?
– Kyrie Santos, jest mi bardzo dobrze tak, jak jest.
– Proszę, nazywaj mnie Alex.
Nie odpowiedziała.
– Nie myślałaś o tym, żeby wrócić do Paryża? Zdaje się, że wcześniej pracowałaś jako tłumaczka?
– Tak. – Ale w porównaniu z obecną pensją zarabiała wtedy grosze. Przypomniała sobie dni spędzone w ponurym w biurze, gdzie musiała tłumaczyć nudną korespondencję handlową. Przypomniała sobie również Philippe’a, jego złociste włosy, promienny uśmiech i słodkie słówka i wzdrygnęła się. – Nie mam ochoty wracać do Paryża, Kyrie...
– Alex.
Znów nie odpowiedziała. Zastanawiała się, do czego ma prowadzić ta rozmowa.
– A życie uczuciowe? – zapytał nagle. – Mąż, dzieci? Nie marzysz o tym?
Zawahała się, niepewna, co odpowiedzieć. Z pewnością pracodawca nie powinien zadawać takich pytań. A jednak nie mogła odmówić odpowiedzi.
– Pytam, bo zależy mi na ciągłości twojej pracy – powiedział, jakby czytał w jej myślach. – Jeśli za rok wyjedziesz stąd z jakimś mężczyzną…
– Nie mam zamiaru wyjeżdżać z żadnym mężczyzną – odrzekła sztywno. Był w jej życiu czas, kiedy pojechałaby za Philippe’em nawet na koniec świata, ale później poznała prawdę. Wciąż pamiętała drwiący błysk w jego oczach i okrutny grymas ust. Odsunęła to wspomnienie i skupiła się na Aleksie Santosie. – To pytanie mnie obraża.
– Naprawdę? – Wciąż wpatrywał się w szczelinę między zasłonami. Milly nie potrafiła przeniknąć jego myśli.
– A dzieci? – zapytał po kolejnej długiej chwili milczenia.
Stłumiła westchnienie.
– Nie myślałam o tym – powiedziała w końcu. – W każdym razie teraz nie zamierzam mieć dzieci.
– Teraz czy w ogóle?
Bezradnie wzruszyła ramionami.
– Teraz z pewnością nie. Może w ogóle. W każdym razie nieprędko.
– Więc nie chcesz mieć dzieci?
Poczuła, że się rumieni.
– Może kiedyś – wymamrotała. – Nie wybiegam myślami tak daleko naprzód. Ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego pan o to dopytuje.
– Może zrozumiesz.
– Przepraszam? – Gdy nie odpowiedział, wypuściła wstrzymywany oddech. – Czy to już wszystko, Kyrie Alex? – zapytała w końcu. – Jeśli tak, to już pójdę…
– To nie wszystko. Mam dla ciebie propozycję, panno James.
– Propozycję? – zdumiała się. Wcale jej się to nie podobało. W tym słowie było coś złowieszczego. – Nie jestem pewna, czy…
– Nie ma w tym nic niewłaściwego. To właściwie oferta, w dodatku bardzo opłacalna. Przyjęłaś tę pracę ze względu na pensję, prawda?
– Tak. – Także po to, by wydostać się z Paryża i uciec przed drwiącym wzrokiem Philippe’a i jego znajomych, ale tego nie zamierzała mu wyjaśniać.
– Pieniądze są dla ciebie ważne?
– Ważna jest dla mnie finansowa stabilność. – A także oszczędzanie dla Anny, ale o tym też nie zamierzała wspominać.
– Moja propozycja z pewnością zapewni ci finansową stabilność. Przyznaję jednak, że na pierwszy rzut oka może się wydawać dość niekonwencjonalna. – Zaśmiał się bez humoru i Milly wyczuła w jego tonie desperację. – Zresztą może nie, bo wydajesz się bardzo rozsądną i zrównoważoną osobą. Mam nadzieję, że dostrzeżesz jej praktyczne zalety.
– Dziękuję za komplement. – Popatrzyła na niego niespokojnie. – Ale naprawdę nie mam pojęcia, o czym pan mówi. Co to za propozycja?
W gruncie rzeczy nie była pewna, czy chce ją usłyszeć. Bo czego mógł chcieć od niej ten człowiek w zamian za pieniądze? Nie była naiwna ani zupełnie niewinna, ale trudno jej było uwierzyć, by właśnie to miał na myśli. Wiedziała, że nie jest ładna. Miała szarobrązowe włosy, tego samego koloru oczy i szczupłą, mało kształtną sylwetkę. Nie należała do kobiet, które wzbudzają w mężczyznach niepohamowane pożądanie, i trudno było uwierzyć, że ktoś taki jak Alexandro Santos, przystojny miliarder, mógłby się nią zainteresować jako kobietą. Ale w takim razie o co mu chodziło? Może chciał zabrać ją do Aten, żeby sprzątała w jego penthousie?
– Kyrie Santos?
– Alex.
– Alex – powtórzyła, przełamując się. – Powiesz mi w końcu, co to za propozycja?
Nie odwracając się od okna, odpowiedział zupełnie bezbarwnym tonem:
– Chcę, żebyś za mnie wyszła.
Wciąż patrzył w okno, ale wyczuł jej szok, jakby przez pokój przepłynął elektryczny ładunek. Odwrócił głowę i spojrzał na nią, wytężając wzrok. Patrzyła na niego szeroko otwartymi brązowymi oczami, usta miała rozchylone ze zdumienia.
W żadnym razie nie była piękna, ale dostrzegał coś pociągającego w jej szczupłej sylwetce, godnie wyprostowanych ramionach, ułożeniu głowy. O dziwo, poczuł zainteresowanie i coś, czego nie czuł już od lat – pożądanie.
– Chyba... chyba nie mówisz poważnie – wykrztusiła w końcu.
– Zapewniam cię, że mówię poważnie.
– Dlaczego chcesz się ze mną ożenić?
To było dobre pytanie i Alex zamierzał odpowiedzieć szczerze.
– Bo nie mam czasu, żeby znaleźć bardziej odpowiednią i chętną kobietę.
– No cóż, dziękuję – wybuchnęła z goryczą.
– A poza tym potrzebuję spadkobiercy. Najszybciej, jak to możliwe.
Milly cofnęła się gwałtownie, na oślep szukając ręką klamki.
– Nie bój się – powiedział Alex. – Ja tylko jestem szczery. Nie ma sensu udawać, że to małżeństwo byłoby czymś więcej niż tylko kontraktem. Oczywiście po obu stronach musi istnieć szacunek i zwykła grzeczność.
– A ten spadkobierca…
– Rzecz jasna, to nie może być małżeństwo tylko na papierze. – Wciąż mówił spokojnie, choć przez jego umysł przelatywały wizje złocistej skóry w blasku świec i jasnobrązowych włosów rozpuszczonych na piegowate ramiona. Te wizje były absurdalne, bo ich małżeństwo nie miałoby być takie, a poza tym nie wiedział nawet, czy ona ma piegi na ramionach.
– Rzecz jasna – powtórzyła słabym głosem.
– Możemy ustalić szczegóły, oczywiście o ile uda nam się dojść do porozumienia.
– Do porozumienia. – Najwyraźniej udało mu się ją ogłuszyć, choć nawet jeszcze nie pokazał twarzy. Na tę myśl omal nie roześmiał się na głos, choć już od wielu miesięcy – dokładnie od dwudziestu dwóch – nic go nie było w stanie rozbawić.
– Panie Santos – powiedziała stanowczo – nie uda nam się dojść do porozumienia.
– Jeszcze nie poznałaś moich warunków.
– Nie muszę ich poznawać. Nie mam zwyczaju sprzedawać się nikomu.
– Weźmiemy ślub – zauważył rozsądnie. – Małżeństwo to nie jest handel żywym towarem.
– Dla mnie to to samo. – Potrząsnęła głową i wzdrygnęła się. – Przykro mi, ale nie. Za nic.
Jej gwałtowna reakcja zaintrygowała go, ale również zirytowała. Było mu to bardzo nie na rękę.
– Zachowujesz się tak, jakbyś już kiedyś otrzymała podobną propozycję – zauważył. – Jakby z czymś ci się to kojarzyło.
– Absolutnie z niczym mi się to nie kojarzy.
– Na pewno?
– Większość mężczyzn nie ma zwyczaju składać takich propozycji – powiedziała lodowato i z wyraźną urazą.
– Doprawdy? Panno James, większość małżeństw to takie czy inne kontrakty. Bez względu na emocjonalne tęsknoty zawsze konieczne są jakieś negocjacje.
– Ale w tym małżeństwie nie byłoby żadnych emocji – odparowała. – Przecież nawet się nie znamy. Zobaczyłam cię przed chwilą po raz pierwszy w życiu. Poza tym dlaczego sądzisz, że chciałabym wyjść za mąż?
– Nie myślę tak. Powiedziałem przecież, że to byłby tylko kontrakt. I wydaje mi się, że dla ciebie atrakcyjna byłaby w nim możliwość osiągnięcia finansowej stabilności. – Zaśmiał się krótko. – Nic więcej.
Nie odpowiedziała. W końcu odwrócił się nieco, bo chciał zobaczyć jej twarz. Oczy miała szeroko otwarte, usta zaciśnięte. Wydawała się rozdarta. Nerwowo splatała palce. Zdawało się, że ta propozycja ją kusi albo w każdym razie intryguje, chociaż nie chciała tego przyznać.
– Stabilność finansowa – powtórzyła w końcu. – Co to miałoby oznaczać?
– To małżeństwo opłaciłoby ci się. – Czekał na pytania, ale ona tylko potrząsnęła głową.
– Musiałabym sprzedać siebie, w dodatku zupełnie obcemu człowiekowi. Moim zdaniem w każdym małżeństwie powinny istnieć jakieś podstawy emocjonalne, jeśli już nie miłość.
– Brzmi to cynicznie – stwierdził, przechylając głowę.
– Cynicznie?
– Tak jakbyś sama nie wierzyła w to, co mówisz. Może chcesz w to wierzyć, ale tak nie jest.
– To, w co wierzę czy nie wierzę, w tej chwili nie ma żadnego znaczenia – odrzekła ostro. – Odpowiedź nadal brzmi: nie.
– Dlaczego? – zapytał Alex przeciągle. – Pytam wyłącznie z ciekawości.
– Dlaczego? – powtórzyła z niedowierzaniem. Stała przyciśnięta plecami do drzwi, drobne piersi unosiły się w oddechu, kilka kosmyków jasnobrązowych włosów wymknęło się z końskiego ogona. Ze zdziwieniem stwierdził, że wyglądała uroczo, choć wcześniej w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Myślał tylko, że łatwo będzie ją zmusić, by zrobiła, co on zechce.
– No właśnie, dlaczego? – powtórzył. – Dlaczego nie chcesz się nawet zastanowić nad moją propozycją i o nic nie pytasz?
– Powiedziałeś już dosyć.
– Masz na myśli seks?
– No tak – parsknęła.
– Masz coś przeciwko temu, żeby pójść do łóżka z własnym mężem?
– Nie mam zamiaru wychodzić za kogoś, do kogo nic nie czuję i kogo nawet nie znam.
– Ale ludzie robią tak od setek lat. Od tysięcy lat.
– I co z tego?
– Mówiłaś, że nie interesują cię romanse.
– Na tym etapie życia z pewnością nie.
– Powiedziałaś, że być może nawet nigdy, więc?
– To jeszcze nie znaczy, że chcę za ciebie wyjść – stwierdziła z desperacją. Alex pozwolił sobie na chłodny uśmiech.
– Czy pięć milionów euro mogłoby wpłynąć na zmianę twojej decyzji?
Otworzyła usta, zamknęła i znów je otworzyła.
– Pięć milionów to mnóstwo pieniędzy – powiedziała w końcu słabym głosem.
– To prawda. Czy teraz masz ochotę porozmawiać o szczegółach?
Przygryzła wargę.
– Sądzisz, że mogę zmienić zdanie po prostu dla pieniędzy? To mi ubliża.
– Finansowa stabilność – przypomniał jej.
– Nie jestem poszukiwaczką fortun – rzuciła gwałtownie. Alex miał wrażenie, że kryje się za tym jakaś dawna rana.
– Wiem.
– Nie sprzedam się.
– Wciąż to powtarzasz, ale nie musisz patrzeć na to w taki sposób. Przecież zostałabyś moją żoną, a nie kochanką.
– Ale to by niczego nie zmieniło.
– Niekoniecznie. Chodzi o układ, panno James. Każde z nas ma coś do zyskania.
Powoli potrząsnęła głową.
– Zważywszy na ten charakter tej rozmowy, chyba powinieneś zwracać się do mnie: Milly.
Miał wrażenie, że posunął się o krok bliżej do celu. Nie wybiegła z pokoju, nawet nie dała mu w twarz. Nie widział jej zresztą. Wszystko w swoim czasie, pomyślał.
– Dobrze, Milly, może usiądziesz?
Ostrożnie podeszła do skórzanego fotela przed biurkiem i usiadła z nogami skrzyżowanymi w kostkach i dłońmi splecionymi na brzuchu, jak szacowna matrona.
– Czy moglibyśmy zapalić światło? Prawie cię nie widzę i nigdy jeszcze nie widziałam cię osobiście. Wydaje się to zupełnie niedorzeczne, skoro prowadzimy taką rozmowę.
– Nie lubię światła – odrzekł krótko.
– Chyba nie jesteś wampirem? – Z pewnością to miał być żart, ale w jej głosie brzmiała niepewność.
– Naturalnie, że nie. – Obrócił się do niej w taki sposób, żeby nie widziała najgorszej części jego twarzy. – Może zapalę je za chwilę, ale najpierw musimy porozmawiać o szczegółach.
– Dlaczego ja, a nie ktoś bardziej odpowiedni? – zapytała wprost.
– Bo jesteś tutaj – odpowiedział równie bezpośrednio. – Nie masz nic przeciwko temu, żeby pozostać na tej wyspie i przez te pół roku, od kiedy u mnie pracujesz, przekonałem się, że jesteś godna zaufania i pracowita. W każdym razie tak twierdzi Yannis, mój zarządca.
– Yannis składa ci raporty na mój temat?
– Mówił tylko, że podoba mu się to, co robisz.
– Och. – Wydawała się zdziwiona. – Yannis i jego żona to bardzo mili ludzie.
– Cieszę się, że tak myślisz.
– Czy to są jedyne kwalifikacje konieczne, żeby zostać twoją żoną?
– Tak.
– Naprawdę? Nie interesuje cię to, co lubię czy czego nie lubię? Czy mam poczucie humoru i jaką będę matką?
Zacisnął usta.
– Nie mogę sobie pozwolić na myślenie o tym wszystkim.
Znów zamilkła. Widział emocje przebiegające po jej twarzy jak zmarszczki po wodzie – niezdecydowanie, lęk, ale również coś innego, mroczniejszego, może rozpacz albo poczucie winy. Jego propozycja otworzyła w jej duszy jakąś bolesną ranę.
– A po co ci dziecko? – zapytała w końcu. – Posiadanie spadkobiercy to dosyć staroświecki koncept.
– Chcę mu przekazać firmę.
– To ma być syn?
– Albo córka. To nieistotne.
– Dlaczego? – Przymrużyła oczy, wpatrując się w jego twarz.
– Bo w innym wypadku – odrzekł szorstko – wszystko przejdzie na mojego brata przyrodniego, który doprowadzi firmę do ruiny w ciągu paru miesięcy.
– Dlaczego musi przechodzić na niego? Przecież to nie jest tytuł arystokratyczny.
Odetchnął głęboko, gdy wróciły do niego wspomnienia. Christos, blady i kruchy, błagalnie wyciągał do niego rękę, a Ezio był wtedy w jakimś nocnym klubie i nie miał nawet tyle przyzwoitości, żeby się pojawić i pożegnać z ojcem.
– Bo taki jest warunek testamentu mojego ojczyma. Firma pierwotnie należała do niego i w testamencie przekazał ją mnie, ale zamieścił warunek, że jeśli umrę bezpotomnie, wróci do mojego brata przyrodniego.
– To wszystko brzmi bardzo archaicznie.
Alex pochylił głowę.
– W tym kraju rodzinne więzy wciąż są bardzo mocne.
– Ale chodzi o twojego ojczyma – zauważyła Milly. – Nie o prawdziwego ojca.
– On był dla mnie prawdziwym ojcem – odrzekł zgrubiałym głosem. – A testament jest nie do podważenia. Nie mam innego wyjścia.
– A na przykład adopcja? Albo matka surogatka?
– Mówiłem już, że nie mam wiele czasu. Mam trzydzieści sześć lat i chcę, żeby moje dziecko było dorosłe, kiedy przekażę mu interesy. Poza tym uważam, że dziecko powinno mieć również matkę, nie tylko ojca. Rodzina jest dla mnie ważna.
– A jeśli nie uda mi się zajść w ciążę? Przecież nie ma żadnych gwarancji.
– Przed ślubem przejdziesz wszystkie możliwe badania. – Wzruszył ramionami. – Reszta zależy od Boga.
– Chciałbyś mieć więcej dzieci?
Miał ochotę roześmiać się głośno. Wiedział, że ona z pewnością tego nie zechce, kiedy zobaczy jego twarz.
– Nie, jedno mi wystarczy. Potem zostawię cię w spokoju.
– Czy musiałabym zostać na tej wyspie już do końca życia?
– Nie byłabyś więźniem, jeśli o to pytasz.
– Czy łączyłaby nas jakakolwiek więź? – zapytała z wahaniem.
– Traktowalibyśmy się nawzajem uprzejmie i z szacunkiem. Taką mam nadzieję.
– Ale poza tym?
– Czy tego właśnie chcesz?
– Nie wiem. – Potrząsnęła głową, przygryzając usta. – To wszystko jest takie nieoczekiwane. Nie potrafię myśleć jasno.
– Ale bierzesz pod uwagę, że mogłabyś się zgodzić?
– Nie powinnam. – Potrząsnęła głową i westchnęła głęboko. – Właściwie nie rozumiem, dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiam. Tylko odrobinę.
– Może chodzi o te pięć milionów.
Spojrzała na niego z ironicznym rozbawieniem i nieoczekiwanie poczuł przypływ ciepła. Już nie pamiętał, kiedy po raz ostatni wymieniał z kimś spojrzenia, nawet w mroku.
– To może mieć z tym coś wspólnego.
– Nie winię cię.
– I nie powinieneś, skoro to ty wyszedłeś z propozycją. Ale może ja winię siebie.
Podniosła się z fotela i przeszła po pokoju, zacierając ręce, jakby zmarzła.
– Nie, nic z tego nie będzie – wymamrotała. Potrząsnęła głową. – Nie mogę na to pozwolić. Bardzo mi przykro, ale nie mogę. Nie zrobię tego. – Spojrzała na niego śmiało. – Odpowiedź brzmi: nie, Kyrie Santos. Mam nadzieję, że to nie wpłynie na naszą dotychczasową relację.
Patrzył na nią, tłumiąc irytację i rozczarowanie. Właściwie nie rozumiał, skąd się bierze to rozczarowanie. Przecież mógł poszukać kogoś innego. Ale jej odmowa była bolesna. Odebrał ją osobiście, choć wiedział, że nie powinien tego robić. A najśmieszniejsze było to, że jeszcze nawet nie zapalił światła.