- promocja
- W empik go
Mine to Hold. Długo i szczęśliwie. Tom 2 - ebook
Mine to Hold. Długo i szczęśliwie. Tom 2 - ebook
W dniu ślubu wszystko powinno być idealne, prawda?
Wieczorem, dzień przed swoim ślubem Shelby dostaje od narzeczonego maila z wyznaniem miłosnym. Tyle że ta wiadomość nie jest przeznaczona dla niej. Jej przyszły mąż wyznał miłość komuś innemu.
Bycie świadkiem na ślubie najlepszego przyjaciela było dla Westona prawdziwym zaszczytem. Zaszczyt zmienia się w koszmar, gdy okazuje się, że pan młody sypiał z jego dziewczyną. Cały jego związek okazał się jednym wielkim kłamstwem, dlatego mężczyzna korzysta z pierwszej okazji, aby wyjechać z miasta, jak najdalej od swojej byłej.
Weston razem z Shelby, niedoszłą panna młodą, wyruszają w podróż, która miała być jej podróżą poślubną. Jednak oboje szybko przekonują się, że drinki z palemką fatalnie się komponują ze złamanymi sercami.
Ta historia jest naprawdę SWEET. Sugerowany wiek: 18+
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8371-307-6 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_tak wiele się wydarzyło od naszego ostatniego_
_spotkania. Travis i Harlow wzięli ślub i nie mogliby_
_być szczęśliwsi. Ale znów nadchodzi ten wyjątkowy_
_czas: sezon ślubny, podczas którego wszyscy szukają_
_dla siebie najlepszych kreacji._
_Wkrótce Shelby pójdzie do ołtarza._
_Ale czy aby na pewno?_
_Wygląda na to, że wieczorem w przededniu swojego ślubu dostanie tajemniczego e-maila: coś w rodzaju wyznania miłosnego, którym zapewne by się zachwyciła, gdyby tylko… było skierowane do niej._
_Czy państwo młodzi stoją u progu swojego „długo i szczęśliwie”, czy też Shelby od zawsze była przeznaczona komuś innemu?_
_Czas pokaże!_
_Całusy!_
_NM_ROZDZIAŁ 1
– Szczęśliwego przedednia ślubu! – wykrzykuje Clarabella, wchodząc do mojego biura z podkładką do pisania w jednej ręce i telefonem w drugiej. – Ale pięknie wyglądasz! – Przypatruje mi się, gdy stoję przed lustrem w nowej kreacji, którą zakupiłam specjalnie na tę okazję.
– Nie uważacie, że trochę przesadziłam? – Spoglądam w lustro i wygładzam sukienkę w kolorze pudrowego różu, z dekoltem w kształcie serca i krótkimi marszczonymi rękawami. Marszczony materiał przebiega przez dekolt, a potem zygzakiem aż do podłogi. Rozcięcie z przodu odsłania moje nogi, nad którymi pracowałam intensywnie na siłowni przez ostatnie sześć miesięcy. – Może powinnam była jednak zamówić białą?
– No nie wiem – odpowiada Presley, wchodząc do środka za Clarabellą. – Tyle pracowałaś na tę oszałamiającą figurę, a wybrałaś suknię w stylu Kopciuszka. Wielka szkoda. – Kręci głową.
– Hej! – warczy do niej Clarabella. – Żadnego krytykowania panny młodej przed ślubem. – Piorunuje Presley wzrokiem, ale ta wzrusza tylko ramionami.
– Gotowa przejrzeć listę ostatnich rzeczy do zrobienia? – pyta mnie Presley.
Kiwam głową.
– Tak, to pewnie trochę mnie uspokoi – mamroczę pod nosem i podchodzę do biurka, na którym leży lista. Ignoruję przy tym to, że z nerwów ściska mnie w żołądku. Wysuwam duże białe krzesło stojące przed białym biurkiem i siadam. Ręce trochę mi się trzęsą, więc podnoszę wzrok, żeby sprawdzić, czy moje siostry to zauważyły, ale obie skupiają się na swoich telefonach.
Jedna ma na sobie jasnożółte spodnie, a druga jasnoniebieskie. Gdybym nie była panną młodą, prawdopodobnie ubrałabym się podobnie.
Wszystko na moim biurku jest doskonale uporządkowane. Na środku leży tylko jedna teczka z dokumentami potrzebnymi na ten weekend. Tuż obok ekranu komputera stoją dwa zdjęcia w ramkach. Pierwsze przedstawia mnie i Josepha tuż po jego oświadczynach, a na drugim jestem z siostrami po oficjalnym założeniu naszej firmy Długo i Szczęśliwie, zajmującej się organizacją ślubów i wesel.
– To jak, zaczynamy? – Spoglądam na Presley i Clarabellę, a one odrywają wzrok od ekranów swoich telefonów.
– Będzie wspaniale – oznajmia Clarabella i siada na jednym z dwóch białych krzeseł stojących naprzeciwko mojego biurka. – Zapowiada się ślub dekady.
– Powiedzmy sobie szczerze: już wiadomo, że będzie znacznie lepiej niż na pierwszym ślubie Travisa. – Presley siada na krześle obok. – Jak na razie nikt nie wzniecił pożaru w kuchni na dzień przed weselem.
Gwałtownie wciągam powietrze.
– Po co w ogóle to powiedziałaś? Licho nie śpi! – Ze złości zaciskam dłonie w pięści. – A jeśli wywołałaś wilka z lasu i teraz naprawdę stanie się coś złego?
– Od kiedy wierzysz w przesądy? – Presley zerka na mnie spode łba. – Z nas wszystkich jesteś ostatnią osobą, którą bym o to podejrzewała.
Staram się ukryć przed nimi, jak wielki mam mętlik w głowie. Nie powinnam aż tak się denerwować. W końcu robiłam to już tysiące razy: jako jedna z organizatorek ślubów i wesel wspierałam mnóstwo panien młodych, przeżywając razem z nimi ich emocje. Z tą różnicą, że teraz to ja sama biorę ślub.
– Pamiętacie, jak rozbiło się lustro w pokoju panny młodej? – Clarabella spogląda na Presley.
– To dlatego, że się o nie opierała, uprawiając seks – przypominam. – Z ojcem pana młodego.
– Ach, no tak. W takich okolicznościach trudno powiedzieć, że to akurat rozbite lustro przyniosło im pecha. Ale musiała być zadowolona z naszych usług, skoro zleciła nam organizację swojego drugiego ślubu.
Presley stuka palcem w telefon, który trzyma na kolanach.
– Rzeczywiście, nie ma chyba lepszej rekomendacji naszych usług niż to, że panna młoda zorganizowała u nas swój drugi ślub – komentuje sarkastycznie, spogląda na notatki i oznajmia: – Wszystko potwierdzone.
Patrzę na moją listę, na której również odhaczyłam wszystkie pozycje.
– Obsługa przygotowuje teraz próbną kolację.
– Która zapowiada się wspaniale – dodaje Clarabella, a ja wbijam w nią wzrok. – No co? Sama przekazałaś nam pałeczkę. Ustaliłyśmy, że zorganizujemy śluby dla siebie nawzajem.
– Jedyne, co udało mi się zrobić, to zamówić jedzenie i obsługę – prycham, nieprzyzwyczajona do takiego braku kontroli.
– Nieprawda. Pozwoliłyśmy ci jeszcze wybrać sukienkę – ripostuje Presley i odchyla się na krześle, gdy dzwoni jej telefon.
– Właśnie. Powinnaś się cieszyć – wtrąca Clarabella z uśmiechem. – Bo jeśli mam być szczera, wybrałabym inną. Zawołamy cię za kilka minut i sama się przekonasz, co dla ciebie przygotowałyśmy. – Wstaje i spogląda na Presley. – A tymczasem się przebierzemy.
– Przebieracie się? – pytam.
– No jasne. Nie ty jedna byłaś na diecie niskowęglowodanowej przez ostatnie pół roku – zauważa Clarabella. – Czego, nawiasem mówiąc, nie poleciłabym nawet najgorszemu wrogowi.
Śmieję się.
– Ale przyznasz chyba, że stosując ją, czułaś się lepiej, co?
– Co do mnie, to jutro poczuję się o niebo lepiej, gdy wreszcie napcham się pączkami – oznajmia Presley. – I ciastem… Chyba właśnie pociekła mi ślinka. – Dotyka dłonią ust i spogląda na moją drugą siostrę. – Oświadczam, że kiedy ty będziesz wychodzić za mąż, nie przejdę na żadną gównianą dietę.
– Jeszcze czego! Jeśli już, to ty weźmiesz ślub pierwsza – prycha Clarabella, a kiedy podchodzą razem do drzwi, obraca się w moją stronę, wskazuje na mnie palcem i rzuca: – Nie wychodź stąd, dopóki do ciebie nie zadzwonię.
Wstaję i kręcę głową, patrząc na pierścionek zaręczynowy z czterokaratowym diamentem o kwadratowym szlifie księżniczki na mojej lewej dłoni. Uśmiecham się na samo wspomnienie oświadczyn. Prawdę mówiąc, zaskoczyły mnie bardziej, niż się spodziewałam. Małżeństwo to poważna sprawa, zwłaszcza że w pracy napatrzyłam się na różne partnerskie dramaty. Znów ściska mnie w żołądku z nerwów. Podchodzę do okna i patrzę, jak podjeżdża samochód dostawczy z kwiaciarni.
Kiedy zdecydowałyśmy się z siostrami założyć wspólnie działalność gospodarczą, postanowiłyśmy zacząć od małej firmy organizującej śluby i wesela, ponieważ tym właśnie zajmowały się niegdyś nasza matka i ciotka. Nie chciałyśmy jednak poprzestać na tego rodzaju wydarzeniach. Pragnęłyśmy również zostać najlepszymi organizatorkami spotkań biznesowych w okolicy i stąd zrodził się pomysł wykupienia nieruchomości, w której mogłyby odbywać się różnego rodzaju wydarzenia, i stopniowego rozbudowywania naszej firmy.
Jej siedziba mieści się w ładnym domu w stylu kolonialnym. Na piętrze, tam gdzie w przyszłości będą sypialnie dla gości, znajdują się nasze trzy biura, a na dole urządziłyśmy wystawę zdjęć przedstawiających nasze projekty.
Najdłużej trwał remont najważniejszej części tego kompleksu: budynku, w którym odbywają się uroczystości i wesela. Jest to dawna stodoła z drewnianymi podłogami i odsłoniętymi belkami, które można pięknie ozdobić. Przestrzeń ta może pomieścić nawet pięćset pięćdziesiąt osób. Z tyłu znajduje się kuchnia, idealna na potrzeby firm cateringowych.
Patrzę w prawo i widzę następny samochód dostawczy. Chwilę później dostrzegam kolejny, który zmierza w stronę przylegającego do głównego budynku małego domku – to właśnie on zwykle podbija serca panien młodych: głównie ze względu piękny apartament dla nowożeńców z trzema sypialniami, który się w nim mieści.
Patrzę, jak dostawcy wnoszą białe kwiaty i moją wymarzoną suknię ślubną, którą projektowałam prawie trzy miesiące. To nic, że nie poczułam przy tym motyli w brzuchu, o których tyle słyszałam. Zwalam to na nerwy.
Kładę rękę na brzuchu i czekam, aż poczuję w nim tę rozkoszną ekscytację, ale nic takiego się nie pojawia.
– Wszystko będzie dobrze – uspokajam samą siebie na głos. – To tylko podenerwowanie. Źle się czuję, kiedy nie mam nad niczym kontroli.
Na biurku dzwoni mój telefon. Podchodzę do niego i widzę imię Clarabelli na wyświetlaczu.
– Cześć. – Przykładam telefon do ucha.
– Możesz już tu przyjść – mówi zdyszanym głosem.
Idę do ozdobionych diamentowymi ćwiekami szpilek z przezroczystej siateczki stojących w rogu pomieszczenia i je zakładam. Jutro też je założę – zaliczają się do czegoś starego.
– Szczęśliwego przedednia ślubu, Shelby – dodaje Clarabella przez telefon i słyszę uśmiech w jej głosie. – Będzie wspaniale, zobaczysz.
– Wiem. Nikt nie zna mnie tak dobrze jak wy – odpowiadam z uśmiechem. – Już do was idę.
Po raz ostatni przyglądam się sobie w lustrze i zakładam kosmyk czarnych włosów za ucho. Loki się trzymają od popołudnia, a na twarzy mam lekki naturalny makijaż, tak jak chciałam. Biorę głęboki wdech.
– No to do dzieła.
Otwieram drzwi i wychodzę z biura. Niemal wpadam na Mallory, naszą główną kelnerkę. Trzyma w rękach srebrną tacę z kryształowymi kieliszkami do szampana.
– Szczęśliwego przedednia ślubu, Shelby – mówi, podając mi kieliszek. – Wyglądasz przepięknie.
– Dziękuję – odpowiadam. Chcę wziąć tylko łyk, ale nerwy biorą górę i wypijam całość. Spoglądam na Mallory, szukając właściwych słów na swoje usprawiedliwienie, ale ona od razu podsuwa mi kolejny kieliszek. – To chyba nie jest dobry pomysł – oponuję, a jednak wyciągam rękę, wypijam alkohol duszkiem i wydaję z siebie przeciągły syk. – To był zdecydowanie zły pomysł.
Wymieniamy uśmiechy.
– Ile już razy to robiłyśmy? – pytam Mallory.
– Więcej, niż mogłabym zliczyć – odpowiada z uśmiechem i pochyla się do mnie. – Gotowa? – pyta.
– Ani trochę – przyznaję, a ona się śmieje.
– Pewnie trudno było ci odpuścić kontrolę i przekazać siostrom pałeczkę, co?
– Nie mów nikomu, ale co najmniej cztery razy próbowałam się włamać do ich skrzynek mailowych – wyznaję, wygładzając sukienkę dłońmi.
Wybucha śmiechem, a ja zerkam na nią z ukosa.
– To nie był żart.
– No cóż, mam nadzieję, że będziesz zadowolona z tego, co dla ciebie przygotowały. – Otwiera przede mną drzwi.
Wchodzę do głównego pomieszczenia, a fotograf już na mnie czeka, żeby uwiecznić ten moment. Mrożę go wzrokiem, a on śmieje się ze mnie i robi mi zdjęcia.
– Szczęśliwego przedednia ślubu – rzuca zza aparatu.
Pokazuję mu środkowy palec.
– Te zdjęcia trafią na stronę internetową – oznajmia.
Śmieję się, a potem rozglądam oniemiała na widok tego, co przygotowały moje siostry. Wnętrze prezentuje się doskonale. Wprost idealnie. Kiedy zapytały mnie, czego oczekuję, odpowiedziałam, że marzy mi się ślub w klimacie leśnym. Przykładam ręce do ust, podziwiając dekoracje. Wszędzie dookoła widzę drzewka w donicach.
Rozglądam się za siostrami i zauważam je w rogu pomieszczenia. Rozmawiają o czymś i piszą coś nerwowo na swoich telefonach. Czekam kilka sekund, spodziewając się, że zaraz na mnie spojrzą, ale nie odrywają wzroku od wyświetlaczy, a po ich twarzach widzę, że coś nie gra.
– Co się dzieje? – pytam głośno.
Spoglądają na mnie i sztucznie się uśmiechają.
– Och, ślicznie wyglądasz – rzuca w roztargnieniu Clarabella i chowa telefon za plecami.
– Daruj sobie. Widziałaś mnie dosłownie przed chwilą – przypominam jej i kładę ręce na biodrach. W tym momencie drzwi się otwierają i do środka wchodzą pierwsi goście. Macham do nich i podchodzę bliżej do moich sióstr. – Co się dzieje?
– Nic – odpowiada Presley. – Jak ci się podobają dekoracje?
– Są do bani – oznajmiam tylko po to, żeby nimi wstrząsnąć i przyciągnąć ich uwagę. Tak jak się spodziewałam, obie gwałtownie wciągają powietrze. – Powiecie mi w końcu, czemu tak gorączkowo czatujecie?
– O co ci chodzi? – pyta Clarabella i rozgląda się jakby nigdy nic, ale mnie nie oszuka.
– Na litość boską… – cedzę przez zaciśnięte zęby.
– Dobrze, już dobrze. – Presley w końcu ustępuje, a Clarabella otwiera szeroko oczy. – Tylko nie panikuj. – Rozgląda się wokół z uśmiechem przylepionym do twarzy. – Joseph zaginął w akcji.ROZDZIAŁ 2
Serce zaczyna mi bić szybciej. „Tylko nie panikuj” – to ostatnie słowa, które chce usłyszeć panna młoda tuż przed rozpoczęciem uroczystej kolacji. Poza tym zawsze przynoszą one odwrotny efekt do zamierzonego: każda automatycznie zaczyna panikować.
– Joseph zaginął w akcji.
Mój mózg potrzebuje chwili na przetworzenie tej informacji.
– Co takiego? – Kręcę głową, bo nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. Mam wrażenie, że z nerwów zaraz wyjdę z siebie. Kładę rękę na brzuchu, bo nagle zbiera mi się na wymioty.
– Jest w szoku – zauważa Clarabella.
Już mam kazać jej się odpieprzyć, gdy ktoś kładzie mi rękę na plecach.
– Hej. – Słyszę głos Asa i odwracam się do niego. – Wyglądasz przepięknie – komplementuje mnie, po czym się pochyla i całuje mnie w policzek. Jest ubrany w szyty na miarę niebieski garnitur i błękitną koszulę z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami. Spogląda kolejno na każdą z nas. – Ktoś umarł? – Chichocze nerwowo i nagle, z jakiegoś niezrozumiałego powodu, słowa więzną mi w gardle. To wszystko przez ten cholerny stres.
– Nikt nie umarł – odpowiada Presley przez zaciśnięte zęby i rozgląda się za Josephem.
– Boże, wyobrażacie to sobie? Śmierć pana młodego przed ślubem? – komentuje głośno Clarabella ze śmiechem, a ja wydaję z siebie przeciągły jęk. – To byłoby chyba jeszcze gorsze niż porzucenie przy ołtarzu. – Jej twarz wykrzywia się w grymasie.
Presley szturcha ją, żeby się opamiętała.
– Ale Josephowi nic nie jest – zapewnia mnie pospiesznie Clarabella. Choć stara się brzmieć spokojnie, nie potrafi powstrzymać nerwowego śmiechu. – Gdyby umarł, ktoś już dawno by nas o tym poinformował.
– Wiesz co? Lepiej się zamknij – cedzi wkurzona Presley.
– Dobra, uspokójcie się na chwilę! – Podnoszę ręce. – Musi być jakiś powód jego spóźnienia. – Spoglądam odruchowo na nadgarstek, ale przypominam sobie, że zdjęłam wcześniej zegarek. – Która godzina?
As podnosi rękę i spogląda na zegarek. Zauważam monogram na spinkach do mankietów, które mu kupiłam, kiedy awansował na partnera w swojej firmie. Poznaliśmy się na zajęciach na studiach biznesowych. Po kilku grupowych sesjach nauki z innymi studentami odkryliśmy, że wiele nas łączy, i zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. Po studiach wróciliśmy razem do rodzinnego miasta. Miałam wielkie szczęście, że jego firma otworzyła tu oddział. To właśnie na imprezie sylwestrowej u Asa poznałam swojego narzeczonego Josepha.
– Siedemnasta trzydzieści.
– To dlaczego mówicie, że się spóźnia? – Spoglądam zdezorientowana na siostry. – Kolacja miała się zacząć o siedemnastej trzydzieści, czyż nie?
– Zaczęła się o siedemnastej – prostuje Presley, a potem spogląda na Asa. – Spóźniłeś się. Jako drużba miałeś być punktualnie.
– Byłem tu kwadrans przed siedemnastą – protestuje. – Musiałem tylko odebrać ważny telefon służbowy.
– Cześć, przepraszam za spóźnienie! – Mój brat Travis podbiega do mnie zdyszany. – My tylko… – zaczyna tłumaczyć, rozgląda się i dostrzega swoją żonę Harlow właśnie wchodzącą z dzieckiem na rękach.
Zakochali się w sobie na studiach, ale potem on z nią zerwał na dwa tygodnie przed egzaminami końcowymi, bo nie chciał, żeby zmieniała dla niego swoje plany na życie. Cztery lata później niespodziewanie pojawiła się na jego ślubie. Nie muszę chyba dodawać, że Jennifer nigdy nie była mu przeznaczona.
– Mieliśmy zwariowany dzień – dodaje Travis i spogląda na nas. – Co jest grane? – Przenosi wzrok ze mnie na moje siostry i z powrotem.
– Nic – odpowiadam.
– Mamy tylko pewien malutki problem – wyrzuca z siebie Presley, po czym zbliża do siebie kciuk i palec wskazujący. – Joseph się jeszcze nie pojawił.
Travis robi wielkie oczy i mina mu rzednie, ale kiedy wyczuwa na sobie moje spojrzenie, od razu zmienia wyraz twarzy, żeby mnie nie martwić.
– No cóż, był spory ruch na drodze, kiedy tu jechaliśmy – stwierdza, ale widzę po nim, że kłamie jak z nut.
Gdybym nie była tak zdenerwowana, natychmiast bym mu to wypomniała.
– To wcale nie jest malutki problem – oznajmia Clarabella, a ja zamykam na chwilę oczy.
– Czy możecie z łaski swojej się zamknąć? – Mrożę siostry wzrokiem, a one wymieniają wrogie spojrzenia. – Musi być jakiś powód tego, że jeszcze go tu nie ma. – Rozglądam się, uśmiechając się i machając ręką do gości, którzy wchodzą do środka. – Dajcie mi telefon. – Patrzę na całą czwórkę. – Niech ktoś mi poda komórkę! – Podnoszę głos, bo kończy mi się już cierpliwość.
Clarabella daje mi w końcu swoją komórkę, a ja wybieram numer Josepha i przykładam aparat do ucha. Staram się nie panikować, ale w moim wnętrzu panuje jeden wielki chaos. Co się w ogóle dzieje? Dlaczego jeszcze go tu nie ma? Może naprawdę coś mu się stało? Kręcę głową, żeby wyrzucić z niej tę straszną myśl.
Czekam, aż odbierze, odliczając w myślach do dziesięciu.
– Odbierz ten telefon – mamroczę pod nosem i odwracam się, żeby nikt nie zauważył łez, które napływają mi do oczu. Przez ułamek sekundy odnoszę wrażenie, że odebrał, ale to tylko automatyczny komunikat jego poczty głosowej: „Cześć, tu Joseph. Nie mogę teraz rozmawiać”.
Zerkam przez ramię na całą czwórkę.
– Hej, to ja. Oddzwonisz do mnie? – Rozłączam się. – Nie odebrał.
– Pewnie jest zajęty – podsuwa Clarabella. – Najważniejsze, żeby był żywy.
– Jesteś nieznośna. – Presley odwraca się do Clarabelli gwałtownie, jakby miała jej zaraz przyłożyć.
– Na pewno wszystko z nim w porządku – przekonuje mnie Travis. – Po co w ogóle mówisz coś takiego? – ofukuje moją siostrę, potrząsa głową i wkłada ręce do kieszeni. – Zaraz się tu zjawi. A jak nie, to pojadę go poszukać.
Wpatruję się w telefon i mrugam, żeby odpędzić łzy. Próbuję się uspokoić, powtarzając sobie w myślach, że wszystko będzie dobrze. Trzęsą mi się ręce, w których ściskam kurczowo komórkę, gdy nagle czuję czyjeś dłonie na ramionach. Podnoszę wzrok.
– Hej – mówi łagodnie As. – Chyba wiem, co teraz robi.
Patrzę w jego niebieskie oczy.
– Na pewno nie umiera – wtrąca Presley, a ja mimowolnie się śmieję, po czym wycieram łzę z kącika oka.
– Oczywiście, że nie umiera – zapewnia mnie As. – Kupuje ci prezent.
Clarabella pstryka palcami, a potem wskazuje na nas ręką.
– Tak! – wykrzykuje, jakby właśnie rozwiązała zagadkę kryminalną. – Pojechał po prezent dla panny młodej!
– To musi być to. – Travis posyła mi pokrzepiający uśmiech.
– Wiesz, jacy są mężczyźni – komentuje Presley i mrozi wzrokiem Travisa, a potem Asa. – Zawsze zostawiają takie sprawy na ostatnią chwilę.
– A czym ja sobie zasłużyłem na to mordercze spojrzenie? – pyta ją As i spogląda na mnie. – Rozmawialiśmy o tym dzisiaj. To pewnie dlatego Joseph się spóźnia.
Kiwam głową, bo już nie potrafię nic z siebie wydusić.
– Wiesz, czego ci trzeba? Szampana. – Clarabella rozgląda się i macha do Mallory, a ta kiwa do niej porozumiewawczo głową. Siostra odwraca się do mnie i kontynuuje: – Napij się i porozmawiaj trochę z gośćmi. W końcu i tak nie zaczniemy przed osiemnastą trzydzieści, więc Joseph ma jeszcze sporo czasu, żeby tu dotrzeć.
– Właśnie – zgadza się z nią As. – Poza tym wiesz, że on zawsze się spóźnia. – Próbuje mnie pocieszyć, głaszcząc mnie po ramionach. – Dobrze, że będzie dziś spał u mnie.
– To prawda. – Uśmiecham się i próbuję odepchnąć od siebie nieprzyjemne odczucia. – Na pewno nic mu nie jest – dodaję i spoglądam na Mallory, która podchodzi do nas z tą samą srebrną tacą, którą trzymała w ręku, gdy wpadłam na nią przy drzwiach mojego biura.
– Proszę bardzo. – Mallory podaje mi kieliszek szampana, a As zdejmuje ręce z moich ramion i staje obok mnie.
– Dzięki. – Biorę łyk i czuję na języku słodki smak zimnego musującego trunku. – Musimy iść do gości i udawać, że wszystko jest w porządku.
Cała czwórka kiwa zgodnie głowami.
– Podzielmy się na sektory. Jeśli któreś z was dowie się czegoś o Josephie…
– Natychmiast cię poinformujemy – zapewnia Clarabella, kiwając głową z uśmiechem.
– Zaraz się tu zjawi, zobaczysz – zapewnia mnie Travis, po czym odchodzi do Harlow, która rozmawia z jedną z moich ciotek.
Rozglądam się po pomieszczeniu i zauważam moją mamę witającą gości przy drzwiach wejściowych. Uśmiecha się do wchodzącego mężczyzny, a potem odwraca i patrzy na mnie. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, jej uśmiech blednie, ale tylko na kilka sekund. Od razu rusza w moją stronę w długiej błękitnej sukience z odkrytymi ramionami. Blond włosy ma ścięte na idealnego boba, a jej szyję zdobi sznur pereł. Minęło już trochę czasu od śmierci mojego ojca, a ona wciąż skupia się tylko na nas i upewnianiu się, że wszystko z nami w porządku.
– Cześć. – Pochyla się, żeby pocałować mnie w policzki. – Dlaczego płaczesz?
– Nie płaczę. – Unikam jej wzroku i biorę kolejny łyk szampana.
– Chyba zapomniałaś, z kim rozmawiasz. – Spogląda na mnie z ukosa i z uśmiechem kiwa głową do kogoś, kto właśnie do niej pomachał.
– To nic takiego. Pewnie nerwy – odpowiadam, bo nie jestem gotowa przyznać się nawet przed samą sobą, że coś jest nie tak. – Czy suknia ślubna już dotarła? – pytam, a ona potakuje. – A welon?
Mama znów kiwa głową i się uśmiecha. Przeglądam w myślach listę ostatnich rzeczy do zrobienia, żeby odwrócić uwagę od tajemniczej nieobecności mojego narzeczonego.
– Czy moja piżama została już wyprasowana żelazkiem parowym?
Już chce mi odpowiedzieć, kiedy zauważam biegnącą w naszą stronę Presley.
– To Joseph. – Podaje mi telefon.
Nieco opuszczam napięte ramiona.
– Halo. – Przykładam telefon do ucha i słyszę, że jest w samochodzie.
– Cześć, skarbie – mówi. – Bardzo przepraszam za spóźnienie. Jestem już niedaleko. Zaraz dojadę na miejsce.
– W porządku – odpowiadam, choć wcale nie czuję się dobrze. Gdyby nie było wokół mnie aż tylu ludzi, na pewno okazałabym dużo większe zdenerwowanie. – Po prostu przyjedź jak najszybciej. – Rozłączam się, tłumiąc buzującą we mnie złość.
– Nic mu nie jest – informuję siostrę. – Zaraz tu będzie.
– Powiem parkingowemu, żeby na niego czekał. – Ściska moją dłoń i odbiera mi telefon. – Przedstawienie czas zacząć.
– Tak, za chwilę. – Posyłam jej uśmiech, próbując udawać, że wszystko jest w porządku. Biorę kolejny łyk szampana, podnoszę głowę i zauważam wchodzącą Sheilę. Chwilę później As też ją dostrzega i podchodzi do niej z szerokim uśmiechem na twarzy.
Nie mogę powstrzymać radości na ich widok. Zaczęli się spotykać kilka miesięcy po tym, jak zeszliśmy się z Josephem. Byliśmy we czwórkę na wielu podwójnych randkach, dzięki którym bardzo się do niej zbliżyłam, i uważam ją teraz za swoją przyjaciółkę.
Mój wzrok kieruje się ku drzwiom, przez które wchodzi Joseph. Wygląda, jakby dopiero co założył swój czarny garnitur i przeczesał blond włosy dłonią. Wydaje mi się, czy są mokre z tyłu?
– Cześć. – Uśmiecha się do mnie i pochyla, żeby pocałować mnie w usta. – Przepraszam za spóźnienie.
– Nic się nie stało – mówię, ignorując ucisk w żołądku. – Najważniejsze, że tu jesteś.
Odstawiam kieliszek i klaszczę w dłonie.
– No to jedźmy z tym koksem.ROZDZIAŁ 3
– Jedźmy! – powtarza za mną Joseph, a ja wyraźnie czuję zapach jego płynu po goleniu.
Podnosi moją dłoń i składa na niej pocałunek.
– Ślicznie wyglądasz – mówi z uśmiechem.
– Dziękuję – odpowiadam.
Próbuję przekonać samą siebie, że wszystko jest już dobrze. W końcu Joseph się pojawił, prawda? A jednak wciąż jestem na niego wkurzona za to spóźnienie.
– Och, spójrzcie tylko, kto raczył się zjawić. – Presley spogląda na Josepha spode łba.
– Czyli jednak żyje – wtóruje jej Clarabella.
– O co wam chodzi? – pyta je zdezorientowany Joseph, a potem odwraca się do mnie ze ściągniętymi brwiami.
– Nieważne. – Kręcę głową. – Czy możemy już zacząć? – pytam przez zaciśnięte zęby.
– Tak, zaczynajmy – odpowiada Presley, odwraca się i klaszcze w dłonie. – Czy mogę prosić wszystkich o uwagę? – woła, a goście milkną i patrzą na nas.
Zwykle to ja zajmuję się gośćmi, ale z racji tego, że jestem panną młodą, Presley przejęła pałeczkę i teraz to ona kieruje ich na odpowiednie miejsca. Tymczasem Joseph puszcza moją dłoń i podchodzi do swoich rodziców. Matka uśmiecha się do niego, a on podaje ojcu rękę i obejmuje go ramieniem.
Presley wraca do mnie i wyciąga mnie za rękę z sali. Po chwili podchodzą do nas Clarabella i Sheila.
– Wyglądasz oszałamiająco – komplementuje mnie ta ostatnia. – Bardzo przepraszam za spóźnienie. Utknęłam w korku, a potem nie mogłam znaleźć torby z rzeczami na jutro. Co za szalony dzień.
Upięła swoje blond włosy na czubku głowy, ale zostawiła falujące kosmyki po bokach, a zielone oczy podkreśliła makijażem smoky eyes.
– Okej, Sheilo. Zacznij teraz iść do ołtarza – dyryguje Presley – odliczając do trzech przy każdym kroku.
Sheila kiwa głową, a ja omawiam jeszcze z siostrami jutrzejszy porządek wydarzeń. Kończymy dopiero po około godzinie, kiedy Presley jest w miarę zadowolona z ustaleń. Nie zawracam sobie głowy uświadamianiem jej, że – jak to zwykle bywa – nie wszystko pójdzie zgodnie z planem.
– Czas coś przekąsić – oznajmia Joseph, podchodząc do mnie.
Wszyscy idziemy do stołów z jedzeniem.
– Zgłodniałaś? – pyta Joseph z uśmiechem.
– Tak – odpowiadam zdawkowo.
Nawet, gdybym chciała mu wyznać, co czuję, nie potrafiłabym tego nazwać ani ująć w słowa. Joseph odsuwa dla mnie krzesło, a ja siadam i czekam, aż pozostali zajmą miejsca. Potem podchodzi do nas Mallory i nalewa nam szampana do kieliszków.
– Nic ci nie jest? – pyta siedzący obok mnie As, a ja kręcę głową. – Jakoś dziwnie pobladłaś.
– Wielkie dzięki – odpowiadam sarkastycznym tonem.
– Czyli jednak wszystko z tobą dobrze. – Potrząsa głową ze śmiechem i zerka na Sheilę, która rozmawia z Clarabellą.
– Proszę wszystkich o uwagę. – Joseph wstaje i stuka łyżeczką w kieliszek do szampana.
W sali zapada cisza. Presley siada na wolnym miejscu między Josephem a Harlow.
– Chciałbym podziękować wszystkim za przybycie – zaczyna Joseph. – I Shelby za to, że mnie nie rozszarpała na strzępy za spóźnienie – żartuje, rozbawiając gości, po czym na mnie spogląda. Muszę się uśmiechnąć, choć nie mam na to najmniejszej ochoty. Oczy wszystkich zebranych są zwrócone na mnie i nie chcę robić scen. – A teraz zupełnie poważnie. – Kładzie mi rękę na ramieniu. – Nie mogę się doczekać jutra. Kocham cię, skarbie. – Pochyla się i całuje mnie w usta. – Wasze zdrowie!
Podnosi kieliszek i pozostali idą w jego ślady, więc do nich dołączam.
– Miało dziś nie być żadnych przemówień – przypomina Clarabella, uśmiechając się do nas sztucznie. – Ktoś chyba nie zapoznał się z ustaleniami.
– Ten ktoś doskonale cię słyszy – odpowiada jej Joseph i siada na swoim miejscu. – Chciałem tylko podziękować gościom za przybycie. – Kładzie rękę na moim krześle. – Chyba nie miałaś nic przeciwko temu, prawda? – pyta mnie, a ja potrząsam głową bez słowa, podczas gdy kelner stawia przede mną talerz z jedzeniem.
– Jesteś podejrzanie milcząca – zauważa As. – Czy mamy się niepokoić?
– To nic takiego. Tylko denerwuję się przed jutrzejszym dniem – odpowiadam. – Zrozumiesz, kiedy sam będziesz się żenił. – Uśmiecham się do niego, wiedząc, że jutro zamierza się oświadczyć Sheili.
– O nie. – Chwyta butelkę piwa. – Ja nie będę miał powodu się stresować. Wiem, że ślub przebiegnie idealnie, bo ty się wszystkim zajmiesz.
W końcu po raz pierwszy dzisiejszego dnia wybucham szczerym radosnym śmiechem.
– _Touché_ – mówię mu i unoszę kieliszek. – _Touché_.
– Dobra, czas zabrać pannę młodą do domu – zarządza Clarabella. – Czeka nas jeszcze cały wieczór dogadzania sobie przy drineczkach.
– Naprawdę nie możemy się zobaczyć aż do ślubu? – Joseph kręci głową i wstaje. – Przecież to idiotyczne.
– Nie tak jak spóźnianie się na uroczystą kolację. – Clarabella wzrusza ramionami, a on spogląda na nią spode łba. – Jakoś przetrwasz bez Shelby tę jedną noc.
– Nic mu nie będzie – potwierdza As i też podnosi się z krzesła. – Poza tym śpi dzisiaj u mnie. – Kładzie rękę na ramieniu Josepha i dodaje żartobliwym tonem: – Zaplanowałem dla nas mnóstwo atrakcji. Sprowadzają się głównie do oglądania sportu i picia piwa.
– Brzmi znośnie – odpowiada Joseph, kładzie lnianą serwetkę na stole i zasuwa za sobą krzesło. Pochyla się i całuje mnie w usta, po czym wychodzi z Asem i Sheilą, zostawiając mnie z siostrami i bratem.
– Nie mogę uwierzyć, że już jutro o tej porze będziesz mężatką – mówi Travis, gdy we czwórkę wychodzimy z sali. – Zostaniecie jeszcze wy dwie – zwraca się do Clarabelli i Presley.
– Hej, uważaj, co mówisz – protestuje Clarabella i wystawia przed siebie rękę w obronnym geście, wywołując wybuch śmiechu. – Aż tak źle mi życzysz? Lepiej nie kusić losu.
– Jeśli o mnie chodzi, to zamierzam pozostać samotną wilczycą – oznajmia Presley.
Wybucham śmiechem w reakcji na jej wyznanie. Wszyscy wiemy, że razem z Bennettem, najlepszym przyjacielem mojego brata, od czterech lat bawią się w kotka i myszkę. Tylko się do tego nie przyznają.
– Odwiozę was do domu – proponuje Travis i otwiera drzwi od strony kierowcy. – Może wtedy mama przestanie wreszcie do mnie wydzwaniać.
Spoglądam po raz ostatni na budynek, w którym jutro mam wziąć ślub, i wsiadam do samochodu. Przez całą drogę do domu mojej matki patrzę w milczeniu przez okno. W mojej głowie kotłują się myśli i bezskutecznie próbuję przywołać się do porządku.
Potem wchodzę do domu i rozglądam się zaskoczona. Salon mamy został przekształcony w małe spa, a przy trzech stołach do masażu stoją uśmiechnięte masażystki.
– To nasza strefa relaksu – oznajmia mama z szerokim uśmiechem na twarzy, podczas gdy ja gapię się na nią z otwartymi ze zdumienia ustami. – Och, to jeszcze nie wszystko – dodaje i kiwa głową w stronę jadalni, gdzie zauważam miski z wodą, fotele masujące i stoliki do manicure. – Zależy nam, żebyś się wyciszyła i zrelaksowała. – Podchodzi do mnie i podaje mi kieliszek szampana.
– Witaj w ostatni wieczór twojej wolności – wtrąca Clarabella. – A teraz idź na górę i się przebierz. – Wskazuje na schody.
Kiwam głową i ruszam do pokoju, który zajmowałam jako nastolatka. Otwieram drzwi i zauważam leżący na łóżku pluszowy biały szlafrok z wyhaftowanym na różowo napisem „Panna młoda”. Dopijam szampana i stawiam kieliszek na stoliku nocnym.
Siadam na łóżku. Gdy biorę szlafrok do ręki i gładzę materiał palcami, czuję ucisk w żołądku.
– Przecież tego właśnie chciałaś – mówię do siebie, próbując uspokoić serce, które bije mi w piersi jak oszalałe. – Jutro pójdziesz do ołtarza i będzie po wszystkim.
Nagle rozlega się pukanie do drzwi. Podnoszę wzrok i dopiero gdy łza spływa mi po brodzie, dociera do mnie, że płaczę.
– O Boże, tylko ty też nie zaczynaj – rzuca Clarabella, wchodząc do środka z moim telefonem w dłoni. – Dopiero co kazałyśmy mamie oddychać do papierowej torby. Dostała ataku hiperwentylacji, a potem rozpłakała się na całego. – Kręci głową i siada obok mnie.
– Nic mi nie jest – zapewniam ją. – To tylko emocje przed jutrzejszym dniem.
– Normalka – uspokaja mnie. – Małżeństwo to poważna sprawa.
– Tylko że akurat ja spędziłam mnóstwo czasu z pannami młodymi. Nie powinnam się tak stresować. – Biorę głęboki wdech i patrzę na sufit.
– To zupełnie co innego. Teraz to ty sama jesteś panną młodą – zauważa Clarabella. – Rozumiem, że się denerwujesz, ale dobrze wiesz, że o wszystko zadbałyśmy.
Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
– Nasi ludzie spędzą noc na miejscu. Dopilnują, żeby nic złego się nie stało.
Zaskoczona wciągam głęboko powietrze.
– Tak, tak. Nie jesteśmy amatorkami. A teraz zdejmuj tę bajeczną sukienkę i zabieraj swój niskowęglowodanowy tyłek na dół, żebyśmy mogły cię porozpieszczać. No i porozmawiać o tym, jak się czujesz z faktem, że do końca życia będziesz musiała się zadowalać jedynie penisem Josepha.
Rozdziawiam usta na te słowa, a Clarabella wstaje, otwiera drzwi i szepcze dramatycznie na odchodne:
– Tylko nim. Aż do śmierci.
Kręcę głową ze śmiechem i wstaję, żeby zdjąć sukienkę, kiedy nagle słyszę sygnał mojego telefonu. Moje myśli krążą wokół jutrzejszego ślubu, więc podnoszę komórkę z uśmiechem na twarzy, zupełnie nie spodziewając się, że już za chwilę całe moje życie legnie w gruzach.
Widzę, że to e-mail od Josepha. Zbliżam palec do ekranu, żeby go odblokować i… Już po chwili, tak po prostu, moje życie rozsypuje się jak domek z kart.