- promocja
- W empik go
Mine to love. Długo i szczęśliwie. Tom 4 - ebook
Mine to love. Długo i szczęśliwie. Tom 4 - ebook
Czy lęk przed złamanym serem może okazać się przeszkodą na drodze do szczęśliwego zakończenia?
Presley po katastrofach ślubnych swojego rodzeństwa obiecała sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Strach przed złamanym sercem nie powstrzymał jej jednak przed utrzymywaniem sekretnej relacji z przyjacielem brata.
Dwanaście lat. Tak długo Bennett godził się zachowywać relację z Presley w tajemnicy. Wszystko się jednak zmienia, kiedy dowiaduje się, że kobieta, którą od lat kocha całym sercem, jest w ciąży.
Czy Presley znajdzie w sobie odwagę by głośno przyznać, ile znaczy dla niej relacja z Bennettem?
Ta historia jest naprawdę SWEET. Sugerowany wiek: 18+
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8371-611-4 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stukam w kierownicę moim idealnie wymanicurowanym paznokciem i podjeżdżam pod siedzibę firmy, którą prowadzę z siostrami, śpiewając słowa płynącej z radia piosenki. Parkuję obok samochodów Clarabelli i Shelby, biorę do ręki swoją mrożoną latte i wkładam pod pachę nową torebkę Yves St. Laurent. Wychodzę z auta, zamykam za sobą drzwi i rozglądam się dookoła. Kwiaty zaczynają już kwitnąć na drzewach.
Kiedy zdecydowałyśmy się z siostrami założyć wspólny interes, postanowiłyśmy zacząć od małej firmy zajmującej się organizacją ślubów i wesel, podobnie jak niegdyś nasza ciotka i matka. Nie zamierzałyśmy jednak na tym poprzestać: pragnęłyśmy zostać najlepszymi organizatorkami spotkań biznesowych w okolicy. Stąd zrodził się pomysł wykupienia kawałka ziemi z nieruchomością, w której mogłybyśmy organizować różnego rodzaju wydarzenia i stopniowo rozwijać biznes.
Siedziba naszej firmy mieści się w ładnym domu w stylu kolonialnym. Na piętrze, gdzie w przyszłości udostępnimy sypialnie dla gości, znajdują się nasze trzy biura, a na dole umieściłyśmy małą wystawę zdjęć przedstawiających nasze realizacje.
Najdłużej remontowałyśmy najważniejszą część kompleksu: budynek, w którym odbywają się uroczystości i wesela. Jest to dawna stodoła z drewnianymi podłogami i odsłoniętymi belkami, które można pięknie ozdobić. Zmieści się w niej nawet do pięciuset pięćdziesięciu osób, a na zapleczu znajduje się kuchnia, idealna na potrzeby firmy cateringowej.
Spoglądam w prawo i widzę samochód dostawczy z jedzeniem, po czym wchodzę po betonowych schodach z uśmiechem, stukając obcasami. Odgłos moich kroków to jedyny dźwięk, który zakłóca ciszę poranka.
Łapię za klamkę, otwieram drzwi i kiedy wchodzę do środka, od razu uderza mnie chłodne powietrze z klimatyzacji. Zauważam moje siostry w poczekalni i biorę głęboki wdech. Clarabella jest w niebieskich spodniach i białym topie, a Shelby w białych dżinsach i jedwabnym różowym podkoszulku.
– Wiecie, co to za zapach? – Uśmiecham się do nich.
– Seksu? Uprawiałaś seks? – pyta Clarabella, przyglądając mi się bacznie. Piorunuję ją wzrokiem, ale tego nie widzi, bo mam na sobie ciemne okulary. Podnosi filiżankę kawy do ust, żeby ukryć uśmiech, i mruży łobuzersko niebieskie oczy.
– Nie, małpo – odpowiadam. – To zapach sezonu ślubnego.
– A ja po drodze czułam smród krowiego łajna – skarży się Shelby z grymasem odrazy na twarzy. – Cóż, chyba nie jestem optymistką.
– Och, daj spokój. – Przesuwam okulary przeciwsłoneczne na głowę. – Zobacz, jak jest pięknie. – Wskazuję na odsłonięte okna, przez które wpada słońce. – To będzie wspaniały dzień.
– Nie podoba mi się to, Presley. – Clarabella pokazuje na mnie palcem. – Mam wrażenie, że nie jesteś sobą, odkąd zainteresowałaś się zen.
– To nie ma nic wspólnego z zen – stwierdzam. – Chodzi o skupianie się na tym, co dobre.
Ruszam korytarzem w stronę swojego biura, mijając po drodze te należące do Shelby i Clarabelli. Moje jest na samym końcu i ma najwięcej okien.
– To twoja wina – oznajmia Clarabella. Oglądam się przez ramię i widzę, jak mrozi Shelby wzrokiem, a ta otwiera szeroko usta.
– Niby dlaczego? – pyta skrzekliwym głosem, wskazując na swoją pierś.
– Dałaś jej ten cholerny terminarz: _Jedz, módl się, kochaj_ – odpowiada Clarabella, potrząsając głową. – „Wymień pięć rzeczy, które sprawiły, że się dziś uśmiechnęłaś” – cytuje jedno z zadań zamieszczonych w notesie. – „Opisz niefortunne wydarzenie, które ostatecznie wyszło ci na dobre”.
Chichoczę, obchodzę biurko i stawiam mrożoną kawę na podkładce, po czym podnoszę żaluzje, żeby wpuścić słońce do wnętrza.
– Tobie też go dałam – przypomina Shelby. – I jakoś nie postradałaś rozumu.
Wchodzą za mną do pomieszczenia i siadają na białej dwuosobowej kanapie, którą ustawiłam pod ścianą naprzeciwko biurka.
– W takim razie musi chodzić o seks. – Clarabella wpatruje się we mnie podejrzliwie.
Ściągam brwi, do niczego się nie przyznając, i zbieram się w sobie, żeby nadal zgrywać głupią i nie dać po sobie nic poznać.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – kłamię jak z nut i siadam na krześle biurowym. – Wstałam dziś o piątej. Po treningu wypiłam kawę i pomyślałam z wdzięcznością o wszystkim, co dobre w moim życiu.
– Zwariowała – stwierdza Shelby, patrząc na Clarabellę, a ja wybucham śmiechem. – Cholera, zepsułam ją.
– Nie zwariowałam. – Kręcę głową i się krzywię, zakładając nogę na nogę.
Ten ból akurat nie ma nic wspólnego z zakwasami po ćwiczeniach.
Czy naprawdę obudziłam się dziś o piątej? Tak. Ale czy rzeczywiście wstałam o tak wczesnej porze, żeby poćwiczyć? Niektórzy nazwaliby seks najlepszym rodzajem treningu. Czy zamierzałam się do tego przyznać siostrom? Absolutnie nie.
– Może po prostu dojrzewam. – Popijam kawę. – W końcu za kilka miesięcy kończę trzydziestkę.
– Zaczyna się. – Shelby przewraca oczami.
– Nie marudź. – Podnoszę rękę. – Mamy mnóstwo powodów do wdzięczności.
– Wychodzę. – Clarabella wstaje. – Nie zniosę tych optymistycznych bredni. Jeszcze trochę, a zwymiotuję przepyszne śniadanie, które zrobił mi z rana mąż.
Jej mąż Luke jest jednym z najlepszych kucharzy na świecie.
– Dobra, nie będę cię już torturować pozytywnym myśleniem, ale powiem jeszcze tylko, że miło będzie przeżyć sezon ślubny, w którym żadna z nas nie wychodzi za mąż. – Uśmiecham się do sióstr. – To oszczędzi nam mnóstwa stresu. Wreszcie nie będziemy musiały się martwić, czy rzeczywiście dojdzie do ślubu. Najpierw pierwszy ślub Travisa został odwołany, potem Shelby przeszła do historii po numerze, który odstawiła przy ołtarzu, zawstydzając swojego narzeczonego. – Wskazuję na Shelby. – A na koniec ty zostałaś uciekającą panną młodą. – Pokazuję na Clarabellę.
– Nie byłam żadną uciekającą panną młodą – prycha. – Po prostu sobie wyszłam.
Przechylam głowę na bok.
– Szybkim krokiem – dodaje.
Spoglądam na nią z uniesionymi brwiami.
– A potem odjechałam pick-upem – przyznaje.
– Opuściłaś miejsce zbrodni. – Shelby wstaje ze śmiechem. – Pozostawiając narzędzie zbrodni za sobą.
– Cóż, uciekła z innym „narzędziem”. – Chichoczę pod nosem z tej gry słów i biorę kolejny łyk mrożonej kawy. – Które z kolei dało jej wycisk.
– To prawda – przyznaje Clarabella z szerokim uśmiechem. – I nadal to robi. Jeśli mamy teraz omawiać nasze życie seksualne, to może zaczniemy od Presley?
– Czy wy dwie nie macie nic innego do roboty? – Mrożę je wzrokiem. – Nie powinnyście gdzieś zadzwonić albo dokądś pójść?
Shelby przewraca oczami.
– Może zacznijmy od tego. Kiedy twój mężczyzna wyjeżdża…
– Nie mam mężczyzny – przerywam jej szybko.
– Niech ci będzie. Uprawiacie seks przez telefon, kiedy twój „przyjaciel” wyjeżdża? – Robi palcami cudzysłów.
– Nie wiem, czy wiesz, ale można się obejść bez seksu przez tydzień. Od tego się nie umiera. – Opadam na oparcie krzesła.
– Nie jeśli to naprawdę dobry seks – stwierdza Clarabella. – To jest jak narkotyk.
Przewracam oczami.
– Idźcie już sobie – mówię i ignoruję ich chichoty, gdy opuszczają moje biuro.
Włączam komputer i zajmuję się odpowiadaniem na e-maile oraz telefonami. Każda z nas jest odpowiedzialna za inne kwestie organizacyjne. Clarabella dba o catering, Shelby o dekoracje, a ja spotykam się z parami i planuję z nimi działania.
Zaglądam teraz do kalendarza i ustawiam alarmy w telefonie, które przypomną mi o nadchodzących spotkaniach.
Potem przychodzą dwie panny młode, a następnie zapisuję sobie w kalendarzu, żeby zadzwonić do nich jutro i potwierdzić nasze ustalenia. Kiedy w końcu wyglądam przez okno, słońce zaczyna już zachodzić, a w budynku panuje niezwykła cisza. Nagle dzwoni telefon, który trzymam w dłoni, i widzę imię Bennetta na wyświetlaczu. Próbuję zignorować fakt, że ściska mnie w żołądku i moje serce przyspiesza. Zastanawiam się chwilę, czy odebrać, ale nie wytrzymuję i już przy drugim dzwonku przesuwam palcem po ekranie.
– Presley Baker. – Zamykam oczy, gdy słyszę jego chichot.
– Hej, ślicznotko – mówi niskim głosem i od razu czuję się, jakbym znów miała szesnaście lat.
To właśnie wtedy się w nim zakochałam – w najlepszym przyjacielu mojego brata Travisa. Do dziś jest jedynym mężczyzną, z jakim kiedykolwiek byłam.
– Gdzie jesteś?
– W pracy – odpowiadam. – A ty?
– Właśnie wyszedłem ze spotkania. – Słyszę, jak sapie, a potem zatrzaskuje drzwi samochodu. – Co zjemy na kolację? – pyta.
Przewracam oczami.
– Przestań przewracać oczami, ślicznotko.
– Po pierwsze, prosiłam, żebyś mnie tak nie nazywał – marudzę.
Przecież to uwielbiasz! – krzyczy głos w mojej głowie.
– A po drugie, wcale nie przewróciłam oczami.
Słyszę jego chichot i czuję motyle w brzuchu.
– No i jeszcze po trzecie: jestem zajęta.
– Naprawdę? – pyta i słyszę, jak przełącza się na Bluetooth. – To niedobrze, bo zamierzałem ci kupić twoje ulubione hamburgery.
– Niezłe zagranie. – Patrzę na zegar. – To kiedy będziesz w domu?
– Za jakieś czterdzieści pięć minut – odpowiada.
Zastanawiam się przez chwilę nad wymówką. Powinnam po prostu wrócić do siebie i się wykąpać. Albo zrobić cokolwiek innego, byleby tylko do niego nie jechać.
– No dobrze, spotkajmy się u ciebie – mówię i się rozłączam bez pożegnania.
Ignoruję głos, który drwi ze mnie w mojej głowie, gdy zamykam biuro. Czterdzieści pięć minut później oboje podjeżdżamy pod jego dom w tym samym momencie. Nie zdążam otworzyć drzwi samochodu, bo podchodzi do nich szybko i je otwiera.
– Irytujące – mamroczę, kiedy wyciąga do mnie rękę. Serce mi wali jak młotem, ale uspokaja się, gdy tylko staję z nim twarzą w twarz.
Zaczesał swoje czarne włosy na bok, a na jego twarzy widać już świeży zarost. Kiedy się zbliża, wyczuwam wyraźnie jego piżmowy zapach.
– Cześć, ślicznotko. – Obejmuje mnie ramieniem w talii, a potem pochyla się, żeby pocałować mnie w usta. – Tęskniłem za tobą.ROZDZIAŁ 2
Czekam, aż wyjdzie z sypialni, a potem otwieram oczy i mrugam, oswajając wzrok z ciemnością. Zawsze mnie budzi, kiedy się tak skrada.
Zrzucam z siebie kołdrę i chwytam bokserki, które wczoraj wieczorem wylądowały na podłodze, gdy tylko tu weszliśmy. Zaczęliśmy się do siebie dobierać na kanapie na dole i oboje byliśmy już tak rozpaleni, że ściągaliśmy z siebie ubrania po drodze na górę. Uśmiecham się pod nosem, wiedząc, że Presley na pewno szuka teraz swoich majtek, które wcisnąłem w szparę w kanapie, kiedy przyciągnąłem ją do siebie, żeby usiadła mi okrakiem na kolanach.
Wychodzę z sypialni tak cicho, jak tylko potrafię. Słońce dopiero powoli wschodzi i na zewnątrz jest jeszcze ciemno. Dostrzegam jej twarz w delikatnym świetle padającym z kuchni. Zawsze, gdy na nią patrzę, zdumiewa mnie jej piękno. Zakłada kosmyk włosów za ucho, po czym zbiera porozrzucane po domu ubrania.
Widzę, jak szuka majtek, i przygryzam wargę, żeby się nie roześmiać. W końcu się poddaje i chwyta but, a parę kroków dalej znajduje drugi. Nie wkłada ich jednak, żeby mnie nie obudzić. Schodzę parę stopni niżej i staję na środku schodów. Presley sięga właśnie po torebkę, którą zostawiła na stoliku w korytarzu. Przyciska ją razem z butami do piersi i podchodzi na palcach do drzwi, a jej czarne włosy okalają jej twarz miękkimi falami.
Potrząsam głową. Wymyka się tak za każdym razem, gdy tu nocuje. Czekam, aż złapie za klamkę, i dopiero wtedy się odzywam.
– Do zobaczenia wieczorem.
Jej dłoń zatrzymuje się na klamce, a ciało napina. Jeszcze nigdy wcześniej nie wstałem specjalnie po to, żeby przyłapać ją na ucieczce.
– Może zechciałabyś jednak zostać i napić się kawy? – pytam i znów tłumię śmiech, kiedy kręci głową i otwiera drzwi. – No to miłego dnia, ślicznotko.
Nawet się nie odwraca, żeby na mnie spojrzeć, tylko wychodzi bez słowa. Wybucham śmiechem.
– Och, Presley, Presley, Presley – mówię, schodzę na dół i idę w stronę drzwi. Otwieram je, opieram się o framugę i patrzę, jak idzie do swojego samochodu. Naturalnie nie mogę oderwać wzroku od jej idealnego tyłka. Krzyżuję ręce na piersi i rozglądam się po okolicy. W żadnym oknie nie pali się jeszcze światło i w okolicy słychać jedynie śpiew ptaków.
Presley otwiera drzwi samochodu i spogląda na mnie. Przewraca oczami, próbując ukryć uśmiech, po czym wsiada i mrozi mnie wzrokiem, kiedy macham do niej z uśmiechem. Odjeżdża, potrząsając głową, a ja czekam, aż zniknie mi z pola widzenia, po czym wracam do domu.
– Mam przechlapane – stwierdzam na głos.
Spoglądam na zegar w kuchni: jest dopiero po piątej. Włączam telewizor, żeby obejrzeć wiadomości, i zaparzam kawę, żałując, że ze mną nie została. Ściska mnie w klatce piersiowej na tę myśl, ale to ignoruję, jak zawsze.
Relacja z Presley to bez dwóch zdań najlepsze, co mnie kiedykolwiek spotkało. Nigdy, przenigdy nie będę żałować tego, że się w nią zaangażowałem. Czy to było rozsądne posunięcie? Raczej nie. Czy chciałbym się cofnąć w czasie i to zmienić? Nigdy w życiu. Wszystko, co razem przeszliśmy, już na zawsze pozostanie częścią naszej historii. Czy jestem zmęczony jej ciągłym wymykaniem się cichaczem z rana? Na sto pięćdziesiąt milionów procent tak.
_Dwanaście lat temu spotkaliśmy się przypadkiem w barze w innym mieście. Kilka miesięcy wcześniej skończyła osiemnaście lat, więc domyśliłem się, że pokazała fałszywy dowód osobisty, żeby ją wpuścili. Obserwowałem, jak śmieje się z przyjaciółmi, a potem wyczuła na sobie mój wzrok. Spojrzała wtedy w sufit, powiedziała bezgłośnie: „Skurczybyk”, a potem do mnie podeszła. Mój penis od razu się podniósł na jej widok, ale zbeształem go w myślach, przypominając mu, że ta dziewczyna nie jest dla nas. Po jej spojrzeniu domyśliłem się, że będę miał kłopoty. Nie wiedziałem tylko jakie._
_Oparłem się o bar, próbując zignorować swoje reakcje na nią i wszystkie głosy krzyczące w mojej głowie. Przez cały czas przypominałem sobie, że jest młodszą siostrą mojego najlepszego przyjaciela._
_– Muszę cię poprosić o przysługę. To dla mnie bardzo ważne – oznajmiła, po czym oparła się o bar obok mnie, zabrała mi butelkę piwa i przyłożyła ją do ust._
_Pamiętam, że przez głowę przechodziło mi wtedy mnóstwo różnych scenariuszy. Spodziewałem się, że poprosi, abym nikomu nie mówił, że ją tam spotkałem, odwiózł ją później do domu, żeby mogła się napić, albo udawał przed znajomymi, że jej nie znam._
_W życiu bym nie zgadł, o jaką „przysługę” jej chodzi._
_– Czy mógłbyś się ze mną przespać?_
Nalewam teraz kawę do filiżanki i śmieję się na to wspomnienie. Byłem zaskoczony, a zarazem cholernie napalony. Oczywiście od razu jej odmówiłem. Popijam kawę, chwytam iPada i kieruję się na kanapę. Stawiam kawę na stoliku obok i rozglądam się po prawie pustym domu. W końcu na pewno go urządzę, ale ociągam się z tym, bo liczę na to, że Presley tu zamieszka i wniesie do tej przestrzeni coś od siebie. Jak zawsze uśmiecham się, gdy o niej myślę. Kocham tę kobietę każdą cząstką siebie.
Znam ją prawie całe życie, bo już od przedszkola przyjaźnię się z jej starszym bratem. Gdy przyszła pora pójść na studia, nie miałem pojęcia, co chcę w życiu robić, w przeciwieństwie do Travisa, który nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Dla żartu zapisałem się w college’u na kurs przygotowawczy do studiów prawniczych. Powiadają, że przychodzi taki moment, w którym po prostu wiesz, że coś jest dla ciebie. I tak też było ze mną: gdy tylko przyszedłem na pierwsze zajęcia, od razu wiedziałem, że chcę studiować prawo.
Zaangażowałem się w to na całego. Czy domyślałem się, ile mnie to będzie kosztować? Tak. Czy powtarzałem sobie, że odniosę sukces bez względu na to, ile dodatkowych kursów będę musiał ukończyć i niezależnie od tego, ile czasu to zajmie? Żebyście wiedzieli.
Po czterech latach zdobyłem tytuł licencjata i przez następne trzy kontynuowałem studia prawnicze. To było dla mnie wielkie wyzwanie, dzięki któremu zrozumiałem, czym jest determinacja, zaangażowanie i poświęcenie. Zakuwałem jak szalony na egzamin na aplikację adwokacką i gdy tylko dostałem wyniki, poszedłem do baru się upić… I skończyłem z Presley w ramionach. To był jeden z najważniejszych momentów w moim życiu, a ta dziewczyna zawsze w jakiś sposób towarzyszyła mi w przełomowych chwilach.
Ciężka praca się opłaciła, gdyż zaproponowano mi stanowisko w firmie Coco & Associates. Pracowałem tam przez sześć lat, dopóki pół roku temu nie uznałem, że pora wrócić do domu. W podjęciu tej decyzji pomogło mi też to, że zaoferowano mi pozycję partnera w kancelarii, którą bez zastanowienia przyjąłem.
To nie tak, że wcześniej w ogóle tu nie bywałem. Na początku faktycznie rzadko się zjawiałem, ale po tym, jak Travis prawie się ożenił kilka lat temu, zacząłem przyjeżdżać częściej. Za każdym razem nocowałem u Presley albo ona przychodziła do mnie, ale nie uznawaliśmy tego za oficjalny związek. Nie przeszkadzało mi to, że widywaliśmy się po kryjomu – najważniejsze, że mogłem spędzać z nią czas. Teraz jednak, kiedy wróciłem tu na dobre i oboje mieszkamy w tym samym mieście, coraz bardziej ciąży mi to na sercu.
Mój telefon wydaje sygnał dźwiękowy, więc sięgam po niego i widzę SMS-a od niej.
Ślicznotka: Ekhm, co się stało z moimi majtkami? Zjadłeś je?
Śmieję się, wstaję i podchodzę do kanapy. Zawieszam sobie jej majtki na palcu i robię zdjęcie, a potem je wysyłam.
Ja: To ich szukasz?
Ślicznotka: Tak, gdzie były?
Ja: Oddam ci, jak wrócisz.
Ślicznotka: Wyrzuć je.
Nie mogę powstrzymać śmiechu. Tracę rozum przy tej kobiecie. Próbuję połączyć się z nią przez FaceTime’a, ale odrzuca połączenie.
Ślicznotka: Właśnie ćwiczę i jestem cała spocona.
Ja: Wczoraj wieczorem też się spociłaś i wcale mi to nie przeszkadzało.
Ślicznotka: Spadaj, bo cię zablokuję.
Ja: Więc nie chcesz majtek z powrotem?
Ślicznotka: Przyjadę po nie wieczorem.
Ja: Och, już teraz przyznajesz, że zjemy razem kolację? ISTNY CUD.
Ślicznotka: Blokuję cię.
Ja: Miłego dnia, ślicznotko.
Odkładam telefon, wstaję i idę po schodach na górę. Wkładam koszulkę i spodenki do koszykówki, po czym wybiegam z domu.
Po chwili parkuję za jej samochodem, wysiadam pospiesznie i podbiegam do drzwi. Naciskam dzwonek i czekam, aż mi otworzy. Podnoszę głowę i nie mogę powstrzymać uśmiechu.
– Hej, ślicznotko.
Próbuje stłumić uśmiech i kręci głową. Upięła włosy w kok na czubku głowy, jest czerwona na twarzy i dyszy ciężko, próbując złapać oddech. Ma na sobie sportowy stanik i spodenki, które powinny być nielegalne.
– Przyjechałem oddać ci majtki – mówię, robię krok do przodu i obejmuję ją w talii.
– Ach tak? – pyta, kiedy ją podnoszę, i owija nogi wokół mojej talii.
– Tak – odpowiadam. Moje usta odnajdują jej wargi, gdy niosę ją po schodach do sypialni. Ssę skórę na jej szyi, po czym rzucam ją na łóżko. – Ale jest jeden mały problem.
Podpiera się na łokciach i patrzy na mnie.
– Zapomniałem ich zabrać.
Moje ręce wędrują na jej biodra i ściągam z niej spodenki. Na widok jej nagiej cipki mój penis robi się twardy jak skała.
– Nawet o tym nie myśl. – Schodzi z łóżka. – Najpierw muszę wziąć prysznic. – Ogląda się przez ramię, kierując się do przyległej łazienki. – Idziesz ze mną?
– Żebyś wiedziała. – Robię dwa kroki w jej stronę, chwytam ją za biodra i przyciskam swojego twardego penisa do jej pośladków. – Nie tylko z tobą pójdę, ale też z tobą dojdę. I to na różne sposoby.ROZDZIAŁ 3
– I co o tym myślisz? – pyta Clarabella, wchodząc do mojego biura.
Odwracam wzrok od ekranu komputera, na którym zapisywałam w terminarzu dwa jutrzejsze spotkania. Siostra stoi przede mną w różowej spódnicy i jedwabnej zapinanej na guziki koszuli w kolorze kości słoniowej i wypycha biodro do przodu.
– Cóż, jeśli mam być szczera, seks analny boli i nie rozumiem, o co tyle szumu. – Opieram się z powrotem na krześle. – No, ale każdy ma swoje preferencje.
– O czym ty mówisz, do cholery? – pyta podniesionym głosem, wyrzucając ręce w powietrze.
Zwabiona naszymi głosami Shelby wparowuje do pomieszczenia w czarnych spodniach i białej koszuli z podwiniętymi rękawami.
– Clarabella chce spróbować seksu analnego – wtajemniczam ją, a ona potrząsa głową i wykrzywia twarz w grymasie.
– Ałć. Musisz się bardzo upić. A potem wyobrazić sobie, że jesteś gwiazdą porno. Sęk w tym, że nią nie jesteś, więc będzie cholernie bolało.
– Chryste! – krzyczy Clarabella, znów wyrzucając ręce w powietrze. – Co z wami nie tak?
– Zapytałaś, to odpowiedziałam. – Wskazuję na nią palcem, a ona potrząsa głową i kładzie na niej ręce.
– Pytałam o piosenkę Taylor Swift – mówi.
Ściągam brwi i po mojej minie domyśla się w końcu, że nie mam najmniejszego pojęcia, o co jej chodzi.
– Wysłałam ci linka wczoraj wieczorem – prycha.
– Ach – mówię i podnoszę telefon. – Jeszcze nie sprawdziłam.
Obie moje siostry otwierają szeroko usta ze zdziwienia.
– No co? Wieczorami staram się odpoczywać i nie korzystać już z urządzeń.
Przechylają głowy z niedowierzaniem.
Prawda jest taka, że gdy dostałam wczoraj powiadomienie o nowej wiadomości od siostry, byłam właśnie w trakcie pierwszego orgazmu. Nie zamierzam jednak o tym wspominać żadnej z nich.
– Odpoczywać? – powtarza zdezorientowana Shelby, jakby nie była pewna, czy dobrze usłyszała. – Nie korzystać z urządzeń?
– Czekaj, czekaj – mówi Clarabella. – W zeszłym miesiącu zrobiłaś mi aferę, kiedy nie odebrałam od ciebie telefonu.
– Bo to był nagły wypadek! – Podnoszę ręce do góry w obronnym geście. – Pan młody zażądał, żeby wszyscy przefarbowali swoje blond włosy. – A teraz, skoro wyjaśniłyśmy już sobie, że nie chodzi o seks analny, daj mi przeczytać tego cholernego SMS-a.
– Och, na miłość boską! – odpowiada Clarabella.
– O co właściwie chodzi z tym SMS-em? – pyta Shelby i siada.
– Jezu, ty też go nie przeczytałaś? – Clarabella rzuca jej gniewne spojrzenie.
– Pewnie była zajęta udawaniem gwiazdy porno. – Śmieję się z własnego żartu.
– Ujeżdżałam kogoś – prostuje Shelby, a ja robię gwałtowny wdech, udając zbulwersowanie. – Och, błagam cię, jakbyś nikogo nie ujeżdżała przez ostatnie pół roku. – Przewraca oczami.
Dłonie zaczynają mi się pocić z nerwów na te słowa. Muszę szybko odwrócić uwagę od siebie i pytań, które pewnie cisną się moim siostrom na usta.
– Dzięki Bogu, że nie miałam awarii samochodu gdzieś na drodze – stwierdza Clarabella. – Albo gorzej. Mogłam trafić do więzienia i mieć możliwość wykonania tylko jednego telefonu.
– Zadzwoniłabyś do Travisa, a nie do nas. – Śmieję się. – On nie zadawałby ci miliona pytań na temat tego, jak tam trafiłaś.
– To prawda – stwierdza Shelby. – Za co właściwie miałabyś zostać aresztowana?
Otwieram w końcu wiadomość od Clarabelli.
– Może przeczytam to na głos, żebyśmy nie musiały już zgadywać, o czym jest ta wielce ważna rozmowa?
– Tak. – Shelby się uśmiecha. – Oszczędzisz mi czasu na czytanie.
– „Dziewczyny, słyszałyście dziesięciominutową piosenkę Taylor Swift?”. – Patrzę na Shelby i odpowiadam: – Nie.
– Dziesięciominutowa piosenka? – pyta zdziwiona Shelby. – Kto ma tyle czasu, do cholery? – Spogląda na siostrę.
– Usłyszałam ją w drodze do domu. – Clarabella wzrusza ramionami. – A potem zainteresowałam się, o kim jest, i mnie to wciągnęło.
– A o kim jest? – pytam, z jakiegoś niezrozumiałego powodu odczuwając nagłe zainteresowanie.
– O Jake’u Gyllenhaalu – odpowiada Clarabella, patrząc na mnie, a potem na Shelby. – Najwyraźniej chodzili ze sobą, gdy Taylor miała dziewiętnaście lat.
– Czekaj, czy ona nie jest już po trzydziestce? – Shelby stuka w ekran telefon, zapewne już sprawdzając to w wyszukiwarce Google.
– Ma trzydzieści dwa lata – informuje nas Clarabella. – W każdym razie zostawiła szalik w domu jego siostry i nigdy go już nie odzyskała.
– Czekaj. – Podnoszę rękę. – Spotykała się z nim ponad dziesięć lat temu i dopiero teraz nagrała o tym dziesięciominutową piosenkę?
– Tak – odpowiada Clarabella.
– Wreszcie może sobie pozwolić na nowy szalik – stwierdza Shelby, a ja kiwam głową.
– Tu nie chodzi o szalik! – krzyczy Clarabella. – Chodzi o to, że go zatrzymał.
– I co z tego? Już dawno powinna to przeboleć – oznajmia Shelby.
– Wiecie, kto pewnie go teraz szuka? – Patrzę na nie. – Nowa dziewczyna Jake’a.
Obie się śmieją.
– Pewnie snuje się wściekła po jego domu, mamrocząc pod nosem: „Gdzie jest ten cholerny szalik?”.
– Zastanówcie się – mówi Clarabella. – Po co go zatrzymał? Czy to nie jest zła karma?
– Może był z kaszmiru? – zastanawia się Shelby, po czym wstaje. – Cóż, nieważne. Cieszę się, że nie zmarnowałam wczorajszego wieczoru na tę dyskusję.
– Ja też – mówię.
Telefon wibruje mi w dłoni, a dzwonek zawieszony u drzwi wejściowych informuje nas, że ktoś właśnie wszedł do środka.
– To klienci na spotkanie o piętnastej. – Wstaję z krzesła. – Nadal mam szminkę na ustach?
– Tak. – Clarabella kiwa głową.
Wychodzę z biura i kieruję się w stronę poczekalni, gdzie zastaję moją pannę młodą i pana młodego. Oboje przyglądają się przykładowym kompozycjom kwiatowym, które wystawiłyśmy.
– Witam – zwracam się do nich z uśmiechem i zbliżam się do panny młodej. Nauczyłam się zawsze podchodzić najpierw do kobiety, żeby nie pomyślała, że chcę jej odbić faceta. – Jestem Presley. – Wyciągam do niej rękę.
– Jenna – odpowiada z uśmiechem i ściska moją dłoń. – A to mój narzeczony Robert – przedstawia mi pana młodego.
Mężczyzna się odwraca i wyciąga do mnie rękę z uśmiechem. Żołądek mi się przewraca w reakcji na intensywny zapach jego wody kolońskiej.
– Miło mi cię poznać – mówi do mnie, a ja uśmiecham się do niego, starając się oddychać przez usta.
– Może zrobimy sobie spacer po obiekcie? Najpierw obejrzymy okolicę, a potem salę, w której odbędzie się wesele – podsuwam, chcąc jak najszybciej się wydostać z zamkniętej przestrzeni.
Wymieniają spojrzenia, po czym kiwają głowami.
– Proszę za mną – mówię i prowadzę ich do wyjścia.
Gorące powietrze niestety wcale mi nie pomaga: mam wrażenie, że żołądek podchodzi mi do gardła.
– Tutaj możemy zrobić zdjęcia.
Oprowadzam ich po naszym terenie. Robiłam to już tyle razy, że znam wszystko na pamięć. Tym razem jednak z trudem łapię oddech i ledwo udaje mi się powstrzymać wymioty.
– Ślicznie – stwierdza Jenna i narzeczeni wymieniają się uśmiechami.
Ja też się uśmiecham, ale chwilę potem mina mi rzednie, kiedy powiew wiatru znów przynosi mi intensywny zapach wody kolońskiej narzeczonego.
– Przepraszam na chwilkę. – Odwracam się i wbiegam po schodach do środka tak szybko, jak tylko potrafię. – Shelby! – krzyczę, rzucam się do biurka, chwytam kosz na śmieci i zwracam do niego śniadanie.
– Jezu Chryste. – Clarabella podbiega do mnie, gdy ponownie wymiotuję.
Łzy napływają mi do oczu i jedyne, co mogę zrobić, to wskazać ręką w stronę pary, która czeka na mnie na zewnątrz.
– Zajmę się tym – oznajmia Shelby, po czym wychodzi.
– Przyniosę ci wodę – oferuje Clarabella, a ja zamykam oczy i znowu wymiotuję. – Jasna cholera, co ty zjadłaś, dziewczyno? – Otwiera butelkę i mi ją podaje.
Płuczę usta, pluję do kosza i dopiero wtedy biorę łyk.
– Rogalika z serkiem śmietankowym – odpowiadam i siadam na podłodze przy koszu.
– Może ser był zepsuty? – podsuwa Clarabella.
– Czułam się dobrze, dopóki nie przyszedł tu ten Ricky Martin skąpany w taniej wodzie kolońskiej – odpowiadam, czując ścisk w żołądku na samo wspomnienie tego wstrętnego zapachu.
– Cóż, cokolwiek ci jest, powinnaś pojechać do domu – stwierdza Clarabella. – Pójdę po twoją torebkę.
– Dziękuję – mówię, chwytam telefon i piszę do Bennetta.
Ja: Jak się czujesz?
Wysyłam SMS-a i zamykam oczy, próbując zwalczyć nudności. Po chwili telefon wibruje mi w dłoni.
Bennett: Teraz, kiedy do mnie napisałaś, dużo lepiej. A czemu pytasz?
Ja: Bez powodu.
– Proszę bardzo. – Clarabella podaje mi torebkę i kosz na śmieci z mojego biura. – Zadzwoniłam do mamy. Powiedziała, że to raczej nie przez ser, bo gdyby był zepsuty, na pewno byś to wyczuła.
– Po co do niej dzwoniłaś, do cholery? – prycham i się podnoszę.
– Przecież jesteś jej dzieckiem. Wyobrażasz sobie, co by było, gdybym tego nie zrobiła? – Potrząsa głową. – Nie zamierzam się jej narażać. Mam już dość problemów. Zadzwoń do mnie, kiedy wrócisz do domu.
– Niech ci będzie. – Chwytam torebkę i kosz na śmieci. Robię dwa kroki i znów czuję ten nieznośny zapach. Wydaję z siebie przeciągły jęk i biegnę do samochodu.
Włączam silnik i klimatyzację, a potem sprawdzam w wyszukiwarce, dlaczego, u licha, wymiotuję serkiem śmietankowym. Przeglądam listę prawdopodobnych przyczyn, wśród których widnieje nietolerancja laktozy i ciąża. Przewracam oczy przy tej drugiej, a potem parskam śmiechem.
– Jasne – burczę pod nosem i otwieram aplikację do monitorowania okresu. Czerwona kropka informuje mnie, że dziś powinien być czwarty dzień mojego cyklu miesiączkowego. – O nie. Nie, nie, nie, nie! – powtarzam.
Serce wali mi w piersi tak mocno, że słyszę jego bicie w uszach. Rzucam telefon na siedzenie pasażera i ruszam do apteki. Jestem tak przejęta, że zapominam nawet o mdłościach. W głowie mi się kręci i czuję się, jakbym wyszła ze swojego ciała.
Parkuję, biorę torebkę, wchodzę do apteki i szukam w panice testów ciążowych. W końcu zauważam je nad prezerwatywami. Rozglądam się dookoła, żeby sprawdzić, czy czasem nie ma tu kogoś znajomego, po czym chwytam dwa opakowania, a następnie dobieram jeszcze trzy innej marki.
Płacę przy kasie za testy, nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego, i ruszam z powrotem do samochodu. Odnoszę wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, więc gdy znów zajmuję siedzenie kierowcy, wydaje mi się, że minęła cała wieczność. Kark mi płonie, a ręce się pocą i trzęsą.
Zatrzymuję się pod domem i wychodzę z samochodu, zabierając tylko torebkę z testami. Z każdym kolejnym krokiem w stronę łazienki moje stopy stają się coraz cięższe, jakby były zrobione z cementu.
– To się nie dzieje naprawdę – mówię do siebie i wyrzucam pudełka z torebki na blat.
Biorę do ręki opakowanie i zaczynam czytać instrukcję.
_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_