Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Minecraft. Zombi w natarciu - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 listopada 2025
2680 pkt
punktów Virtualo

Minecraft. Zombi w natarciu - ebook

Świat Podstawowy jest w niebezpieczeństwie.

Na ziemi grasują hordy opancerzonych zombi. W powietrzu sieje zniszczenie złowieszczy Wither, zostawiając po sobie Witherowe róże i strach.

W drużynie Bobbie wrze, bo właśnie dołączył do nich… Logan. Tak, ten sam Logan, który sprowadził zombi na wioskę, przemienił jej młodszego brata Johnny’ego i zrujnował życie przyjaciołom. Ale teraz, gdy zagrożenie rośnie, nawet on może się przydać.

Bobbie ma jeden cel: odnaleźć bliskich zamienionych w zombi i uleczyć ich zaczarowanymi złotymi jabłkami. A dopóki Wither nie zostanie powstrzymany, nikt nie jest bezpieczny.

Ktoś musi go powstrzymać. Wygląda na to, że Bobbie, jej przyjaciele i... Logan, są jedyną nadzieją na uratowanie Świata Podstawowego.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Dzieci 6-12
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-3567-5
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Gdy w Nadziemiu zachodziło słońce, na świat wyłaziły potworne moby. Wypełzały z jaskiń i wyłaniały się z mrocznych lasów. W blasku księżyca zwinnie przemykały i niezgrabnie człapały, swobodnie przemierzając góry i pustynię, bagna i równiny. Ich intencje były niepojęte, ich szeregi – nieprzeliczone.

Logan miał strategię na pokonanie każdego z nich.

Szkielety zasypują ofiarę strzałami z daleka, ale dobrze ustawiona tarcza nie pozwoli tym strzałom dosięgnąć celu. Przechwycenie strzały, kontratak, a następnie przygotowanie się na kolejną strzałę wymagało ogromnych umiejętności.

Na szczęście umiejętności Logan miał w bród.

Creepery atakowały z zaskoczenia. Jeśli udało im się podkraść do niespodziewającej się niczego ofiary – wybuchały, powodując olbrzymie szkody. Jedynie utalentowany poszukiwacz przygód potrafił takiego wypatrzyć i powalić z daleka, zanim potwór zdążył skrócić dystans.

Na szczęście Loganowi nie brakowało talentu.

A zombi? Zombi to łatwizna. Kaszka z mleczkiem. Miecz, kusza albo trójząb – wybierz sobie, co chcesz. Każdy uzbrojony podróżnik umiał sobie poradzić z zombi.

Ale z dziesięcioma zombi? Z _setką_ zombi albo i więcej? No, to już było wyzwanie.

Logan o tym wiedział. Kiedyś dowodził całą hordą zombi. Za ich pomocą terroryzował wioski i dziesiątkował wrogów. Ależ to była _zabawa_.

O wiele mniej przyjemnie było po drugiej stronie – znanej również jako strona _przegrywająca_.

– Spóźniliśmy się – oznajmiła Bobbie. – Znowu.

W jej głosie nie było zaskoczenia, jedynie smutek i żal. Bobbie zwykle była optymistką w stopniu, który Logan uważał za wysoce irytujący, ale nawet ona wiedziała, czego się spodziewać, kiedy zobaczyli dym wzbijający się w pociemniałe niebo: kolejnej zrujnowanej wioski. Kolejnej zrównanej z ziemią, dymiącej okolicy.

Zniszczenie było jedynym, co pozostawiał po sobie ich nieprzyjaciel. Zniszczenie… i dziwne czarne kwiaty. Porastały całe ruiny wioski, dziwnie piękne wśród zgliszcz. Jednak prócz tego, że były śliczne, były też zabójcze.

– Niech nikt nie dotyka tych kwiatów – polecił towarzyszom Logan.

Jeden z dwóch Benów – ten młodszy – skrzywił się na te słowa.

– Nie jesteśmy zupełnie głupi, wiesz?

Logan bardzo się starał tego nie skomentować. Jego towarzysze podróży w istocie byli bandą głupków. Wędrowała z nim Bobbie, wychowana przez osadników wieczna optymistka, która wcale nie chciała zostać podróżniczką. A także dwóch Benów, którzy kiedyś wielbili Logana, lecz teraz przeważnie gapili się na niego ze złością. I na dokładkę Johnny, mały osadnik zombi, który łaził za Bobbie jak oswojony wilk. Logan nigdy w życiu czegoś takiego nie widział – a spędził wśród zombi sporo czasu.

Logan był piątym i ostatnim członkiem tej grupki i obawiał się, że sam jest największym głupkiem ze wszystkich. Królem głupków! Bo przecież zgodził się dołączyć do pozostałych i zająć tym, co można było określić jedynie jako robotę głupiego.

Polowali na Withera – nieumarłego mocarza o trzech głowach, obdarzonego umiejętnością latania i wyposażonego w niewyczerpany zapas wybuchających czaszek, którymi strzelał.

Logan nie miał strategii walki z _nim_. A przynajmniej jeszcze nie.

W pobliżu rozbrzmiał niski, złowieszczy warkot. W pierwszej chwili Logan pomyślał, że to Johnny. Ale zaraz pojawił się dorosły zombi: wylazł zza wyważonych drzwi w najbliższym budynku.

Jeden z dwóch Benów – tym razem starszy – spojrzał na Logana, marszcząc brwi.

– To twój? – zapytał.

– A skąd mam wiedzieć? – prychnął Logan. – Nie dawałem im identyfikatorów. – Wyciągnął z ekwipunku swój ulubiony diamentowy miecz.

– Co ty wyprawiasz? – obruszyła się Bobbie. – Schowaj ten miecz!

– Chyba nie mówisz poważnie – zaprotestował Logan.

Johnny spiorunował go wzrokiem i zawarczał.

No właśnie. Nawet ten nieumarły dzieciak mu się stawiał. Jak do tego doszło?

I jakby w odpowiedzi na owo niewypowiedziane pytanie Loganowi przypomniały się wydarzenia, które doprowadziły go do tej chwili.

Pomysł był niezwykle prosty – jak większość genialnych pomysłów. Logan cieszył się długą i pełną sukcesów karierą podróżnika, ale sukcesom towarzyszyły liczne urazy. Żywił urazę do wiekowej emerytowanej podróżniczki, która odmówiła przyjęcia go do terminu; żywił urazę do drużyny bohaterów, którzy odrzucili jego zgłoszenie do ich małego klubiku; no i oczywiście żywił urazę do całej wioski, z której pochodziła Bobbie – nie chcieli mu oddać cennych surowców, które – jako podróżnik – powinien mieć prawo sobie wziąć.

Więc Logan skierował myśli w stronę zemsty – i tego, jak ją przeprowadzić, nie narażając się bezpośrednio na niebezpieczeństwo. Odpowiedzią były zombi. Łatwo je znaleźć. Łatwo zastąpić. Było ich nieskończenie wiele. I w przeciwieństwie do innych podróżników, na których czasem Logan polegał – na przykład Starszego Bena, Młodszego Bena i dwójki kombinatorów znanych jako Żyleta i Pstryk – zombi się nie zmieniały. Ich zachowanie dawało się łatwo przewidzieć – a zatem łatwo było je kontrolować. Logan musiał je tylko zgromadzić, skierować w stronę swoich wrogów – i wypuścić, żeby robiły swoje.

Poszło nawet lepiej, niż się spodziewał. Cała wioska Bobbie została zniszczona w jedną noc. A gdy jej przyjaciele i sąsiedzi padali ofiarą ataków zombi, sami zmieniali się w zombi i wstępowali w szeregi rozrastającej się armii Logana.

Inne wioski upadły równie łatwo. Diaboliczny plan Logana miał tylko jeden słaby punkt: światło słońca.

W ciągu dnia zombi płonęły. Wystarczyłby jeden błąd w określaniu czasu i w mgnieniu oka cała jego armia mogła się obrócić w popiół i zgniłe mięso.

Logan nie mógł się narażać na takie ryzyko. Wstyd byłby nie do zniesienia! A sama myśl, że musiałby jeszcze raz zaczynać od zera, przyprawiała go o depresję.

Więc zaczął doposażać swoją armię. Zombi, chronione żelaznymi hełmami, już nie musiały kryć się pod ziemią w ciągu dnia i atakować wyłącznie nocą. Logan nie musiał się już ograniczać do korzystania z podziemnych tuneli. Mógł zaskoczyć Władców Nadziemia i przeprowadzić inwazję w biały dzień!

Lecz gdy chciał dopaść legendarną Pigstepującą Peggy, jego plany się posypały i rozpętał się chaos. Peggy wystawiła przeciwko nieumarłej armii Logana własne nieumarłe wojsko – oddział zzombifikowanych piglinów, przetransportowanych do Nadziemia z przerażających czeluści Netheru.

A to był zaledwie początek kontrataku Peggy. To właśnie ona umieściła trzy czarne jak obsydian czaszki na kupce piasku dusz. To ona stworzyła Withera.

Lecz okazało się to fatalnym w skutkach błędem. Withera nie da się kontrolować. Peggy wyleciała w powietrze. A Logan, mimo swoich umiejętności i talentu, ledwie przeżył to spotkanie.

Co gorsza, stracił armię. W zamieszaniu, które rozpętało się po bitwie, Wither uciekł do Nadziemia, a horda należących do Logana zombi podążyła za nim.

Wyjaśniało to, dlaczego Logan pokusił się o dołączenie do Bobbie i obu Benów. Ale nie było gwarancji, że długo z nimi wytrzyma. Na pewno nie, jeśli nie przestaną go traktować, jakby to _on_ był ciężarem. I wtrącać się w jego starcia z potworami.

Miecz, kusza albo trójząb. Logan dysponował tuzinem strategii pokonywania zombi.

Ale co z tego, skoro nie było mu wolno z nimi walczyć? Nawet w obronie własnej? Cóż, to stanowiło dla niego zupełnie nowe wyzwanie.

I nie mógł odegnać przeczucia, że przez swoich nowych towarzyszy i ich absurdalne zasady w końcu zginie.

------------------------------------------------------------------------

_KONIEC DARMOWEGO FRAGMENTU
ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI_
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij