Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym - ebook
Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym - ebook
Minimalizm to asceza i obsesja liczenia przedmiotów? Autorka stanowczo rozprawia się z tym stereotypem. Na podstawie osobistych doświadczeń i obserwacji opowiada o przeszkodach, jakie można napotkać w procesie upraszczania życia, oraz o sposobach ich pokonania. Szuka przyczyn obecnego konsumpcyjnego szaleństwa oraz chciwości dóbr i przeżyć.
Twierdzi, że można żyć prościej i wolniej, nie mając poczucia straty i wyrzeczenia, a wręcz przeciwnie, czerpiąc z życia więcej radości. Pokazuje, że minimalizm może być przydatnym narzędziem nawet dla tych osób, którym wydaje się on tylko sezonową modą. Dzięki niemu można uwolnić przestrzeń, nauczyć się oszczędności, uporządkować swoje otoczenie, lepiej gospodarować czasem. I na dodatek świetnie się przy tym bawić!
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7536-849-9 |
Rozmiar pliku: | 295 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przez świat przetaczają się kolejne fale kryzysu. Mimo to większość z nas żyje otoczona nadmiarem: rzeczy, gadżetów, zajęć, wrażeń, znajomości, obowiązków. Ściśle wypełnione terminarze, niekończące się listy spraw do załatwienia. Trudno spotkać człowieka, który nie narzekałby na nieustanny brak czasu. Lepiej zresztą nie przyznawać się do niebycia wiecznie zajętym, bo może się to spotkać ze zdziwieniem i podejrzliwością. Wolnym czasem dysponują tylko nieudacznicy albo ludzie bardzo zamożni.
Panuje przekonanie, że należy mieć jak najwięcej. Bo im więcej, tym lepiej. Wiele osób marzy o spadku lub wygranej na loterii, by wreszcie osiągnąć spokój i móc poświęcić się jedynie wydawaniu pieniędzy. Marzy się także o większym mieszkaniu, własnym domu, lepszym samochodzie (najlepiej kilku), podróżach zagranicznych, luksusie. Bardzo silną presję wywiera społeczeństwo; już od najmłodszych lat zachęca się nas do bogacenia się i gromadzenia dóbr. Miarą sukcesu jest stan konta, a nie zadowolenie i poczucie spełnienia. Musisz mieć więcej, więcej niż inni, jak najwięcej. Wtedy wszyscy będą cię podziwiali. Przeciwstawienie się takiemu sposobowi myślenia wymaga sporej siły charakteru i przekonania o słuszności swoich racji.
Na każdym kroku namawia się nas, byśmy pracowali i zarabiali coraz więcej. Mało kto znajduje czas i siły, żeby się zastanowić, czy właśnie tego chce i potrzebuje. Porwani wartkim nurtem, czasem zbyt późno się orientujemy, że kawał życia poświęciliśmy gromadzeniu dóbr, a nigdy nie zadaliśmy sobie pytania, czego pragniemy, kim jesteśmy i co nas cieszy.
Nic dziwnego, że gdy pojawia się grupka wariatów, którzy nazywają się minimalistami i twierdzą, iż wystarcza im to, co mają, a nawet wyzbywają się części swojego dobytku, inni dziwią się, krytykują to i odrzucają. Mówi się, że „minimalizm to dorabianie ideologii do biedy” lub że „łatwo być minimalistą, gdy jest się młodym i bezdzietnym, ale poważni, dorośli ludzie nie mogą sobie pozwalać na tego typu fanaberie”.
Takie opinie biorą się z niezrozumienia istoty minimalizmu oraz z jego wizerunku w środkach masowego przekazu – tworzonego przez zewnętrznych obserwatorów, którzy przeważnie nie zadają sobie trudu, by wgryźć się w temat głębiej.
O mylny osąd nietrudno. Postawy przeciwne do zachowań ogółu istniały od zarania dziejów, bunt przeciw konsumpcjonizmowi nie jest niczym nowym, w różnych czasach i kulturach stawiano na prostotę, ograniczenie stanu posiadania i poznawanie siebie – lecz falę zainteresowania minimalizmem w ostatnich latach w znacznej części zawdzięczamy internetowi i blogosferze. I to prowadzący blogi prekursorzy polskiego minimalizmu stali się głównym obiektem zainteresowania mediów, bo ich najłatwiej znaleźć.
Prowadzenie bloga wymaga czasu i zaangażowania. Najaktywniejsi blogerzy i blogerki są często osobami niemającymi partnerów ani dzieci. Stąd zapewne wziął się stereotyp minimalisty singla, który dużo podróżuje, a jego dobytek mieści się w jednej walizce. Prowadzące skromne życie rodziny z dziećmi nie są tak widoczne, bo nie mają czasu o tym opowiadać bądź nie odczuwają takiej potrzeby.
Mówi się o minimalistach, że są współczesnymi ascetami. Przedstawia się ich jako ludzi nieposiadających niczego, żyjących na marginesie społeczeństwa, w pustych mieszkaniach, z dala od rodziny i znajomych, żeby nie tracić zbyt wiele energii. Uzależnionych od wyrzucania i czerpiących z niego niezdrową przyjemność, ogarniętych obsesją pustki.
Takie prezentowanie miłośników prostoty może mieć wiele przyczyn, między innymi medialną atrakcyjność skrajnych postaw, które budzą niezdrowe zainteresowanie, co zwiększa oglądalność i klikalność. Ponadto media, żyjące przecież z promowania nieograniczonej konsumpcji, nie mogą podcinać gałęzi, na której siedzą, pokazując w pozytywnym świetle tych, co krytykują materializm i namawiają, by nabrać dystansu do reklamy i przekazów marketingowych.
Czas przemówić własnym głosem. Opowiedzieć, czym jest minimalizm z punktu widzenia kogoś, kto wprowadził dzięki niemu wiele pozytywnych zmian w swoim życiu. Pokazać, że nie jesteśmy biedakami, którzy poprawiają sobie samopoczucie, nadając ładniejszą nazwę ubóstwu, ani nieudacznikami, ani hipsterami, zdolnymi do wszelkich poświęceń, byle tylko wyróżnić się i zwrócić na siebie uwagę. Nie wyzbywamy się wszystkiego, nie mieszkamy w beczkach, nie chodzimy w łachmanach. Jesteśmy zadowolonymi z życia ludźmi, którzy ze spokojem patrzą w przyszłość.
Zacznijmy od definicji. Jakie jest pierwsze skojarzenie, gdy słyszy się słowo „minimalizm”? Ascetyczne wnętrza, kamienne blaty w kuchni, puste przestrzenie? A może filozofia starożytna i Diogenes proszący Aleksandra Macedońskiego, by nie zasłaniał mu słońca?
Tak, minimalizm znajdziemy i w estetyce, i w projektowaniu wnętrz, i w filozofii. Gdy sięgniemy do słownika, dowiemy się jednak, że „minimalizm” oznacza także ograniczenie do minimum wymagań, potrzeb i dążeń. Czyli mowa o pewnej postawie.
Określenie „minimalista” w potocznym rozumieniu jest dość pejoratywne. Ktoś, kto zadowala się minimum, prawie abnegat. To ciekawe, iż skromne potrzeby są źle widziane. Chyba że jest się świętym, to co innego. Święci mogą sobie pozwolić na małe wymagania, w końcu od tego są świętymi. Ale zwykli śmiertelnicy muszą chcieć jak najwięcej.
Nadajmy słowu „minimalizm” jeszcze jedno znaczenie. Przyjmijmy, że minimalizm to narzędzie, które może pomóc człowiekowi poznać samego siebie. Poprzez odejmowanie. Na pierwszy rzut oka wydaje się to nieco dziwne, tak samo jak trudno zrozumieć, w jaki sposób narzucanie sobie granic, rezygnacja z pragnień, pozbywanie się rzeczy i eliminowanie bodźców mogą prowadzić do zadowolenia i osiągnięcia równowagi. Ale przecież podświadomie czujemy, że to może mieć sens. Skoro dodawanie przynosi tylko krótkotrwałą radość, to prawdopodobnie nie jest właściwym sposobem na osiągnięcie spełnienia. Niewykluczone, iż dopiero odejmując, dowiadujemy się, czego naprawdę potrzebujemy.
Minimalizm polega na odejmowaniu i ciągłym zadawaniu sobie pytań. Bardzo różnych, od ogólnych do szczegółowych. Niektóre z nich mogę podpowiedzieć, inne trzeba sformułować samemu.
Pytanie na początek: Czy minimalizm może być dla mnie użyteczny?
Jeśli czujesz się przytłoczony, zaganiany, zagubiony – tak. Jeżeli marzysz o spokoju – tak. Jeżeli masz wrażenie, że spełnione są wszystkie warunki, abyś był szczęśliwy, a jednak nie jesteś – tak.
Minimalizm to wielkie porządki i poszukiwanie prostoty – na początku w przestrzeni materialnej, także w sferze ciała, potem w umyśle, wreszcie w relacjach z innymi ludźmi.
Zaczynasz od uporządkowania otoczenia – pozbywasz się szeroko pojętego bałaganu i nadmiaru, uczysz się oszczędności, lepszego wykorzystania posiadanych zasobów i zarządzania finansami. Redukujesz liczbę obowiązków i zajęć w terminarzu. Przyglądasz się swojemu ciału, zastanawiając się, czy zrobiłeś wszystko dla jego jak najlepszego samopoczucia i wyglądu, żeby służyło ci przez lata.
Potem poddajesz analizie swoje pragnienia i marzenia. Zastanawiasz się, które z nich są twoje własne, a które przyszły nie wiadomo skąd albo zostały podrzucone przez innych. Twoje zostają, jeśli nadal wydają ci się interesujące i potrzebne. Obce traktuj z pewną dozą nieufności. Pozbywasz się blokujących cię przekonań i niepotrzebnych uprzedzeń. Odrzucasz wykreowane przez otoczenie potrzeby i nawyki, jeśli ci przeszkadzają.
Na koniec oceniasz swoje relacje z ludźmi. Przyglądasz się ich stanowi i zastanawiasz się, jakiego wysiłku wymaga ich utrzymanie. Próbujesz określić, co znaczą dla ciebie i pozostałych oraz jakie są szanse pogłębienia ich lub naprawienia.
Mawia się, że minimalizm polega na zadawaniu sobie pytania, czego się potrzebuje. Moim zdaniem trzeba to pytanie sformułować inaczej: Czego nie potrzebuję?
Odpowiedź ma fundamentalne znaczenie dla uzyskania równowagi i spokoju. Droga, o której tutaj mowa, nie jest jedynym sposobem znalezienia tej odpowiedzi, ale na pewno jest sposobem skutecznym, jeżeli jest się do niej przekonanym.
Zewnętrznym obserwatorom może się wydawać, że minimalizm skupia się wyłącznie na rzeczach. Jeśli jednak stosuje się go konsekwentnie, wykracza daleko poza sferę materialną i służy osiągnięciu spokoju ducha i jasności umysłu. Pozwala uświadomić sobie własną siłę, samodzielnie kształtować swoje otoczenie, nauczyć się żyć chwilą i w pełni doświadczać tu i teraz, bez oglądania się na przeszłość i ciągłego wybiegania myślami w przyszłość.
Krótko mówiąc, minimalizm pozwala uprościć życie. Niektórym trudno w to uwierzyć, ponieważ są przekonani, że życie nie może być proste. Nie zdają sobie sprawy, iż w znacznej mierze sami odpowiadamy za jego skomplikowanie. Chcielibyśmy je uprościć, ale zabieramy się do tego w niewłaściwy sposób: kupujemy kolejne gadżety, które mają nam oszczędzić wysiłku, przez co musimy zarabiać więcej i mieć większe mieszkania lub domy, by mieć gdzie pomieścić te rzekome ułatwiacze, wskutek czego żyjemy w coraz większym pośpiechu i napięciu. Zamiast ujmować, dodajemy, podczas gdy lepiej byłoby postępować na odwrót.
Wielokrotnie spotykałam się z pytaniem, czy każdy może zostać minimalistą.
W zasadzie tak, teoretycznie. Nie każdemu się jednak to podejście przyda i nie każdego będzie pociągać.
Niektórzy źle się czują, kiedy zadają sobie zbyt wiele pytań. Wolą nie wiedzieć, kim naprawdę są. Obawiają się pustych przestrzeni. Nie wiedzą, co mieliby robić ze sobą i swoim czasem, gdyby ograniczyli aktywność i częściej przebywali z bliskimi. Być może w ich relacjach z innymi nagromadziły się nieporozumienia. Wieloletnie zaniedbania wymagałyby dużej pracy, by odnaleźć wspólny język i czerpać przyjemność z bycia razem.
Minimalizm na pewno nie jest dla osób, które boją się ciszy i braku zajęć, co często oznacza strach przed zmierzeniem się z egzystencjalną pustką. Nie chcę powiedzieć, że minimaliści spędzają całe życie w pustych pomieszczeniach, w ciszy i bezczynności. Nie. Ale nie uciekają ani przed jedną, ani przed drugą. Szukają ich, by móc cieszyć się samym faktem istnienia. Bo w ostatecznym rozrachunku eliminacja nadmiaru służy stworzeniu pustych miejsc na odczuwanie życia w jego pełni. Obraz składający się ze zbyt wielu elementów jest trudny do odczytania – im jest ich mniej, tym lepiej widać, co przedstawia.
Jeśli nie pociąga cię pomysł, że mógłbyś żyć spokojniej i prościej, oznacza to, iż minimalizm nie jest dla ciebie. Jeśli chciałbyś kroczyć przez świat z lekkim lub lżejszym niż do tej pory bagażem (dosłownie i symbolicznie), spróbuj – nic nie tracisz. Jeśli wolisz swoje ciężkie walizy, dźwigaj je dalej.
Jeżeli jednak czytasz te słowa, to bardzo prawdopodobne, iż chcesz podjąć tę próbę. Zapytasz więc, od czego zacząć i co robić dalej. Na początek powiedz sobie, że masz już wystarczająco dużo, zarówno rzeczy, jak i obowiązków. Zatrzymaj się. Przestań gromadzić i miotać się pomiędzy różnymi rodzajami aktywności. Odpocznij i spójrz na siebie z dystansem. To pierwszy krok.Minimalizm i dobrowolna prostota
Pojęcia dobrowolnej prostoty i minimalizmu często są używane wymiennie, zwłaszcza przez osoby postronne. Po bliższym przyjrzeniu się tym zjawiskom łatwo jednak zrozumieć, że wprawdzie mają ze sobą wiele wspólnego, ale nie są tożsame.
Dobrowolna prostota zakłada życie skromne pod względem materialnym, lecz bogate w sferze emocjonalnej, intelektualnej i duchowej. Skromność wynika z wyboru, nie ma nic wspólnego z biedą. Zwolennicy dobrowolnej prostoty dążą do uproszczenia codziennego funkcjonowania i ograniczenia wydatków na cele konsumpcyjne, tak by móc w mniejszym stopniu poświęcać się zarabianiu pieniędzy i żyć spokojniej. Wymaga to niekiedy zaakceptowania niższych dochodów i nauczenia się oszczędności, ale w zamian zyskuje się czas na zaspokajanie potrzeb innych niż materialne. Ludzie, którzy wybrali prostotę, poświęcają się realizacji rozwoju osobistego i duchowego, relacjom rodzinnym, życiu społecznemu, spełnianiu marzeń, poszukiwaniu pasji – i wielu innym sprawom, zależnie od osobistej hierarchii wartości.
Pobudki wyboru takiego stylu życia są bardzo różne: nakazy wiary, rozczarowanie konsumpcjonizmem, poczucie wewnętrznej pustki, zmęczenie nadmiarem dóbr i wrażeń, pragnienie dysponowania większą ilością czasu dla bliskich, wrodzone upodobanie do prostoty, przekonania społeczno-polityczne, postawa ekologiczna, kwestie etyczne, poszukiwanie naturalności, zmęczenie cywilizacją, dążenie do osobistego rozwoju. Realizacja postulatu dobrowolnej prostoty także może przybierać bardzo różne formy. Od samotnych podróży z plecakiem, przez cyfrowy nomadyzm i działalność ekologiczną, po szukanie kontaktu z naturą na odludziu – tyle jest pomysłów na proste życie, ilu ludzi nim zafascynowanych. Dla jednych dobrowolna prostota oznacza weganizm, samodzielne uprawianie warzyw i rezygnację z udogodnień technicznych, dla innych – przeprowadzkę do mniejszego domu, ograniczenie konsumpcji, oszczędność i dążenie do spokoju. Każdy szuka takiej formy prostoty, jaka najbardziej mu odpowiada i najlepiej pasuje do jego celów i potrzeb.
Minimalizm kładzie nacisk nie tylko na skromność, ale także na aspekty ilościowe. Nie skupia się jednak wyłącznie na ograniczaniu liczby posiadanych rzeczy czy wykonywanych zajęć, wskazuje także na konieczność takiego ich doboru, by jak najmniejszym nakładem środków osiągać jak najlepszy efekt.
Czy dotyczy architektury czy mody, kosmetyki czy garderoby, wychowania dzieci, planowania czasu czy innego aspektu życia – zawsze sprowadza się do wyboru jak najmniejszej liczby narzędzi, jak najskromniejszych, ale dających najlepszy rezultat.
Koncepcje minimalizmu i dobrowolnej prostoty nie są więc tożsame, chociaż wzajemnie się uzupełniają i obie będą niezbędne w procesie porządkowania przestrzeni fizycznej i osobistej.
Porządki najlepiej zacząć od zastanowienia się nad swoimi priorytetami i celami. W skupieniu, ewentualnie z kartką, trzeba zadać sobie pytanie, które sprawy są dla nas najważniejsze. Zazwyczaj są to praca, dom, rodzina, pasje, przyjaciele, zdrowie. Lista nie powinna być zbyt długa. Istotne jest, w jakiej kolejności wymieniamy cele – na początku znajdą się najważniejsze.
Kiedy mamy już przed sobą taki wykaz, czas porównać go z naszą codziennością. Wnioski płynące z tego porównania posłużą za podstawę dalszych działań. Może się okazać, że nasza codzienność w żadnym stopniu nie odzwierciedla wyznawanej przez nas hierarchii wartości. Według listy priorytetów przeważnie najistotniejsze są rodzina, dom i zdrowie – a w praktyce większość czasu wypełnia nam praca. Na dodatek stresująca, czyli niesprzyjająca zdrowiu i harmonijnemu życiu osobistemu.
Brak zgodności między deklarowanym systemem priorytetów a rzeczywistością przeważnie wynika z tego, iż żyjemy za szybko, przez co nie mamy czasu na refleksję. Często funkcjonujemy jakby na autopilocie, nie zastanawiając się, czy faktycznie robimy to, czego chcemy, i czy odpowiada nam kierunek, w którym zmierzamy. Podejmujemy decyzje w jak najlepszej wierze, działamy z przekonaniem, że tak trzeba, ale nie potrafimy przewidzieć przyszłości i nie zawsze mamy wystarczająco dużo danych, by umieć sobie wyobrazić, dokąd nas zaprowadzą nasze czyny i postanowienia.
Decyzje o ścieżce edukacji i drodze zawodowej mają długofalowe skutki i zwykle są trudne do odwrócenia. Nie zawsze zresztą są to wyłącznie nasze własne wybory, często kierujemy się sugestiami otoczenia albo wybór jest zawężony przez ograniczenie liczby dostępnych opcji. Kiedy układamy sobie życie, wiążemy się z osobami, które nie zawsze mają takie same priorytety jak my. Czasem zaślepieni uczuciem zrazu nie zdajemy sobie z tego w pełni sprawy albo bagatelizujemy znaczenie tych różnic w przekonaniu, że wszystko jakoś się ułoży. Kolejne ważne decyzje – o wyborze miejsca zamieszkania, o jego wielkości i rodzaju – podejmujemy już wspólnie. Bierzemy kredyty. Nieraz idziemy na kompromis. Potem rodzą się dzieci, pojawiają się więc kolejne potrzeby. Ponadto nie żyjemy przecież na bezludnej wyspie. Zazwyczaj, chcąc nie chcąc, naśladujemy zwyczaje ludzi z najbliższego otoczenia, sugerujemy się ich opiniami, próbujemy dostosować się do ich oczekiwań, przekonani, że chcą dla nas dobrze albo lepiej wiedzą, czego nam potrzeba, bo mają większe doświadczenie.
Dajemy się nieść falom, starając się, by życie nasze i naszych bliskich było jak najlepsze. Aż do dnia, gdy dociera do nas, że wcale takie nie jest. Coś lub ktoś zmusza nas do zatrzymania się. Coś wytrąca nas z ustalonego rytmu. Czasem jest to nadmiar stresu, czasem choroba albo przymusowa dłuższa przerwa w pracy. A czasem wystarczy ciężki dzień i większe niż zwykle zmęczenie.
Właśnie w takiej chwili należy dokonać rachunku sumienia i spróbować spojrzeć na siebie z pewnego dystansu. Jeśli zabrakło nam miejsca na sprawy, które uważamy za ważne, a rozpanoszyły się inne, wprawdzie istotne, lecz drugoplanowe, czas przywrócić właściwe proporcje i stopniowo wyeliminować wszystko, co nie znalazło się na liście priorytetów, a może przeszkadzać w ich realizacji.
„Ustal, co jest ważne dla ciebie i twoich bliskich, i pozbądź się całej reszty”. Brzmi to i kusząco, i przerażająco. Kusząco, bo kto by nie chciał. A przerażająco, bo nie bardzo wiadomo, jak się do tego zabrać. Pojawia się też obawa przed reakcjami otoczenia i zmianami.
Zmiana na pewno nie będzie szybka ani jednorazowa, chodzi raczej o to, by zmienić kierunek, w którym się podąża. Drogowskazem powinna być wspomniana osobista lub rodzinna lista spraw ważnych. Z czasem zapewne trzeba ją będzie modyfikować, bo przecież nasze potrzeby i pragnienia się zmieniają. Ale niezależnie od tych korekt trzeba mieć ją zawsze na uwadze, bo w zamęcie codzienności można się czasem pogubić i stracić orientację.
Lista priorytetów stanowi punkt odniesienia, dzięki któremu da się szybko i trzeźwo oceniać sytuację i podejmować właściwe decyzje, zarówno w sprawach drobnych, jak i zasadniczych. Niech będzie podręczną ściągawką, na którą rzuca się okiem, gdy nie wiadomo, jak poradzić sobie z napierającym zewsząd chaosem, lub gdy zmęczeni i źli, że pozwoliliśmy bałaganowi przejąć władzę nad swoim światem, mamy ochotę się poddać, bo już brakuje nam sił. Wtedy lista przypomni, co jest najważniejsze. Niech będzie krótka i prosta, jak mantra, którą można powtarzać w myślach.BLACK PUBLISHING
Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Redakcja: [email protected]
Sekretariat: ul. Kołłątaja 14, III p., 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75
[email protected]
Promocja i marketing: [email protected]
Dział sprzedaży: [email protected]
E-booki: [email protected]
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52
e-mail: [email protected]
Wołowiec 2014
Wydanie I
Ark. wyd. 5,4
Cena 24,90 zł