- W empik go
MiOs. Nowy system opowiadań - ebook
MiOs. Nowy system opowiadań - ebook
Czasami los po swojemu plącze nasze ścieżki, stawia nam na drodze starannie dobranych ludzi i usiłuje zamknąć nas w sztywnych ramach swojego, niezrozumiałego dla nas, planu. Przeznaczenie, fortuna, nieszczęśliwy splot okoliczności, pech. A gdyby tak wziąć los w swoje ręce i zmienić bieg historii? Poszerzyć stan świadomości, oszukać czas, stać się nieśmiertelnym, przejąć kontrolę nad ludzkim życiem, móc dowolnie kształtować otaczającą rzeczywistość? Czy bylibyśmy szczęśliwi, mogąc zażyć specjalny zestaw tabletek przenoszący nas w dowolny moment życia lub chociaż będąc w stanie przewidzieć przyszłość?
To tylko niektóre z pytań, jakie przewijają się przez „Nowy system opowiadań”. Szaleństwo miesza się tu z normalnością, magia z realizmem, przyziemność z duchowością. A wszystko to doprawione gorzkim humorem, refleksją nad przemijaniem i przeczuciem, że mimo pędzącej naprzód technologii, nasze pragnienia, dążenia i nadzieje pozostają cały czas takie same.
– Czy uważa pan, że jeśli mielibyśmy przeżyć nasze życie jeszcze raz, ale nie wiedząc o tym, to dokonywalibyśmy tych samych wyborów? No wie pan: te same szkoły, ten sam zawód, ta sama rodzina? – zaczepiłam go podczas jednej z podróży do supermarketu.
– Myślę, że tak – odburknął mi zza kierownicy.
– Pozwoli pan, że zapytam jak córka Beigbedera: myśli pan, uważa czy sądzi? – Chciałam sprawdzić, ile w nim filozofa.
– A kto to ten Beibebber?
– Taki francuski pisarz. No więc?
– Raczej uważam. Generalnie zawsze uważam, jak prowadzę.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-409-2 |
Rozmiar pliku: | 997 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Iza, wiesz, że zrobiłem to tylko dla Ciebie
Czas jest czwartym wymiarem… Spotkali się więc w czwartym wymiarze. Ich drogi krzyżowały się na jednym z przystanków autobusowych. Jemu spodobał się jej niewielki, lekko uniesiony nos, ona zwróciła uwagę na jego usta, niespotykane u mężczyzny. Ale czy to, co widzą oczy, stanowi o duszy człowieka?
– Czy możesz dać mi jednego papierosa? Skończyły mi się, a mój kiosk jest zamknięty o tej porze – skłamała.
– Niestety nie mogę, nie palę. – On również skłamał. – Ale jeśli zaczekasz, podbiegnę do mojego kiosku i kupię ci nową paczkę. Jakie palisz?
– To bez znaczenia. Zaczekam.
Czasami nie zauważamy momentu uzależnienia od kogoś… Decyzje jednej osoby określają sposób zachowania drugiej, jej czas odlicza minuty innemu człowiekowi. Życie, dotychczas wierne jednemu właścicielowi, oplata ramionami wątki cudzej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Tak, miał przy sobie paczkę papierosów, ale nie znając przyczyny, chciał uzależnić jej czas od swojego, po cichu poplątać nici ich losów. Podświadomie wiedział, że może nie ma do tego prawa, ale… jej minuty zaczęły płynąć dla niego.
– Dziś widzimy się kolejny raz. Czy już wiesz, w jaki sposób lubię spędzać czas wolny? – zapytałaby go.
– A czym dla ciebie jest czas wolny? Czasem, kiedy kierujesz jego biegiem, czy chwilą, kiedy możesz wreszcie temu biegowi się poddać? – zapytałby on.
– Ja nie lubię się poddawać. Naturalnie bronię każdej chwili, o której mogę decydować – odpowiedziałaby.
– W takim razie twój wolny czas jest twoim niewolnikiem – stwierdziłby.
– W pewnym sensie tak… Ale poprzez to czuję się wolna.
– Chcesz powiedzieć, że człowiek, posiadając niewolnika, wyzwala siebie? – zapytałby.
– Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego. Możesz zniewolić tylko czas, sprawić, by twoje minuty płynęły dla kogoś innego – odpowiedziałaby.
– Już wiem. W wolnym czasie lubisz więc żyć.
Przeszedł na drugą stronę ulicy, skręcił w prawo. Ona odprowadziła go wzrokiem. Wiedziała, że za chwilę on skręci ponownie i wtedy straci go z oczu… straci go…
– Czy wierzysz w duszę? – zapytałby.
– Pytasz mnie, czy wierzę w duszę, czy raczej wierzę w to, że człowiek to nie tylko dobrze skonstruowana maszyna złożona z organów i układów, gdzie naczelną rolę odgrywa mózg? – odpowiedziałaby pytaniem.
– A czy nie znajduje się ona w mózgu? W tej plątaninie neuronów i ich połączeń? Czy nie jest tylko produktem naszej wyobraźni, produktem wyższych procesów myślowych? – padłoby kolejne pytanie z jego ust.
– Mówimy przecież o pokarmie dla duszy – zauważyłaby.
– Tak… Karmimy naszą duszę. Ona żyje wraz z naszym ciałem, naszymi zmysłami. Ale kiedy ciało umiera, ona żyje przecież w dalszym ciągu. W jaki sposób się wtedy odżywia, czy ktoś inny ją karmi?
– Być może odpowiedzią jest jedność dusz. Wierzysz w nią?
– Jedność dusz… Nie wiem, nie spotkałem nikogo, kto mógłby nosić część mojej duszy.
– Dusza jest nieśmiertelna, ale… w takim razie czy ciało posiada duszę, czy raczej należy do niej? Czy ona po prostu wynajmuje to ciało na pewien czas… na okres życia? – zastanowiłaby się.
– Tak, dzięki duszy żyjemy. Bo przecież żyć to nie znaczy tylko być żywym.
Dotarł wreszcie do kiosku. Znajoma kobieta odpowiedziała uśmiechem na jego uśmiech. Takim samym jak parę chwil wcześniej.
– Dziś widzimy się kolejny raz. Napisałem wiersz dla ciebie. Przeczytasz? – Podał jej lekko zmiętą kartkę. – Na głos. Proszę…
– Poparzone usta a może i język
I szary człowiek ma jeszcze szare oczy
Onieśmielony oniemiały
Patrzy na ziarna piasku w klepsydrze
Samotne wśród tysięcy innych
Wspomina czas kiedy miał Słońce
I tych Utulonych
Poparzone usta a może i język
I szary człowiek miał jeszcze szare oczy
Samotne wśród tysięcy innych
Czy wspomnisz o nim…
– Co o tym myślisz? – zapytałby po krótkiej chwili milczenia.
– To o przyjaźni, prawda?
– Hmmm… Tak, chyba tak.
Znajoma kobieta wiedziała, że poprosi o paczkę papierosów. Wiedziała, że nie dla niego, i wiedziała, że nie powinna kraść mu czasu. Wzięła w dłoń odliczoną kwotę.
– Niech pan się śpieszy – powiedziała. – Nigdy nie wiadomo, jak długo może trwać minuta.
Włożył papierosy do kieszeni płaszcza i ruszył w kierunku przystanku szybkim krokiem.
– Czy wierzysz w miłość? – zapytałaby, lekko odgarniając włosy z twarzy.
– To tak, jakbyś zapytała, czy wierzę w przeznaczenie – odpowiedziałby, przesuwając delikatnie swoją dłoń po jej dłoni.
– A czym dla ciebie jest przeznaczenie? Wypełnieniem losu? Czy musisz spotkać miłość na swojej drodze, skoro takie jest twoje przeznaczenie?
– Miłość to jedność dusz. Naszym przeznaczeniem jest jedność dusz. I jeśli twierdzisz, że być może nie zauważyłeś miłości na drodze twojego życia, to w końcu i tak twoja dusza odnajdzie tę swoją część w kimś zaginioną.
– Czy należy się więc śpieszyć do miłości, skoro dusza jest nieśmiertelna i dla niej pojęcie czasu nie istnieje? – zapytałaby zaciekawiona.
– Czas nie istnieje dla niej, ale cierpienie tak. Szukanie jest cierpieniem…
– Więc droga do miłości to droga bólu?
– Tak, to jedna z najtrudniejszych dróg naszego życia. I chyba jedyna tak prosta – odpowiedziałby, patrząc głęboko w jej oczy.
– Chcesz zajrzeć w moją duszę? – zapytałaby, spuszczając wzrok.
– Ja już ją widziałem.
Stojąc na przystanku, ciągle wpatrywała się w punkt, w którym zniknął jej z oczu. Kiedy to sobie uświadomiła, odwróciła wzrok i odruchowo spojrzała na zegarek. Cienka szybka broniła dostępu do jego wskazówek, ale czy tłukąc ją, zatrzymałaby ich ruch? Czy zatrzymałaby przeznaczenie?
– Co zrobiłbyś, gdybyś wiedział, że odnalazłeś osobę, z którą jednoczy cię dusza? – zapytałaby po odstawieniu filiżanki herbaty.
– Nie opuściłbym jej już nigdy – odpowiedziałby bez chwili zastanowienia.
Zaczął już prawie biec. Czuł, że zbliża się ten moment… że zbliża się do niego przeznaczenie. Oddychał szybko. W tym oddechu widział, że żyje, nie tylko że jest żywy.
– A jeśli straciłbyś tę osobę, tę, z którą jednoczy cię dusza? – zapytałaby ponownie, przybliżając filiżankę do ust. – Czy to jest możliwe?
– Chciałbym wierzyć, że to niemożliwe – odpowiedziałby.
– A czy da się wtedy zauważyć moment tej straty? Bo ja myślę, że tak. Ja wtedy poczułabym, że odeszła część mnie. Jeśli trzymałabym coś w rękach, na pewno by mi to z nich wypadło.
– To wyglądałoby jak wojna… – zamyśliłby się.
– Dlaczego tak mówisz? – Jej pytanie obudziłoby go z zamyślenia.
– Bo na wojnie każdy traci. Ci, którzy ją wygrywają, też tracą. Jest samym złem, samym cierpieniem, odbiera nadzieję…
– Ale niektórym ją daje. Żyją nadzieją lepszego jutra.
– Wiesz, że nie żyją… Po prostu są żywi. – Zakryłby twarz dłońmi.
Kolejny raz minął to samo drzewo, usłyszał szczekanie tego samego psa. Nawet wiedział, ile zrobi jeszcze kroków do przystanku od tego miejsca. Któregoś dnia to policzył. Pamiętał ten dzień. To był ważny dzień w jego życiu.
– Czy było, czy jest wiele ważnych dni w twoim życiu? Rozumiesz, takich, które szczególnie pamiętasz. – Jego pytanie trochę zaskoczyłoby ją.
– A czy wartość życia mierzy się ich liczbą? – Jej pytanie byłoby równie zaskakujące.
– Nie sądzę. Myślę raczej o ich jakości. – Oczekiwałby na jej reakcję.
– Każdy taki dzień związany jest z jakąś osobą. Nieodłącznie wiąże się z pewnym tonem głosu, gestem, spojrzeniem… To zapamiętuję, to jest dla mnie ważne. – To byłaby odpowiedź, której oczekiwał.
– Więc ważny dzień to ważna osoba?
– Tak – odpowiedziałaby bez wahania.
– Ale dzień to pojęcie czasu, a człowiek?
– Człowiek to też pojęcie czasu. Czasu, w którym żyjemy, a nie, w którym jesteśmy żywi. – Tym razem nie spodziewałby się takiej odpowiedzi.
Przeszła parę kroków. Nie liczyła ich. To nie było ważne. Nie wiedząc, dlaczego, przypomniała sobie dzień z dzieciństwa, gdy uderzyła swoją siostrę. Pamiętała, że obie płakały. Czy to był ważny dzień?
– A czy żałujesz któregoś z dni twojego życia? – zadałaby mu pytanie, które już kiedyś usłyszał.
– Masz na myśli dzień, który chciałbym, by się nie zdarzył? – upewniłby się.
– Tak, dzień, którego by nie było.
– Na pewno nie ten, w którym się urodziłem. – Lekko roześmiałby się.
– Nie żartuj, pytam poważnie.
– Raczej nie. Nie żałuję żadnego dnia. Każdy z nich nauczył mnie czegoś nowego, zbudował moje doświadczenie, zbudował mnie jako człowieka. To byłoby tak, jakby odebrać część życia komuś innemu. – Nie wiedziałby, jak ona teraz zareaguje.
– A nie wolno przecież tego zrobić…
– Nie, nie wolno. – Odgarnąłby włosy z jej twarzy.
Zazwyczaj droga powrotna wydaje się krótsza. Czy on jednak wracał na przystanek? Czy dopiero do niego zmierzał?
Poczuł lekkie ukłucie w boku. Już szybciej iść nie dałby rady.
Wiał lekki wiatr, czuła, jak owija się wokół jej twarzy. Próbowała nie myśleć o niczym, ale gdy jej wzrok skierował się w stronę jadącej szybko ciężarówki, pomyślała, że kolejny człowiek pragnie wygrać z czasem.
– Czy według ciebie, podążając za szczęściem w życiu, pożądając go tak bardzo, nie tracimy chwil, kiedy ono jest przy nas, a my tego nie zauważamy? – Kolejne jego pytanie, na które nie miałaby gotowej odpowiedzi.
– Zależy, co nazywasz szczęściem. Każdy z nas buduje chyba inne pojęcie. Dla jednych szczęście to rodzina, to dom z ogrodem… Dla innych zaś to każdy kolejny dzień życia, każdy nowy promień słońca następnego poranka. – Położyłaby akcent na słowie „następnego”.
– Jaka jest twoja definicja?
– Dla mnie szczęście to możliwość realizowania własnego planu.
– Ale to byłaby straszna monotonia – stwierdziłby – straszny nierozsądek, jeśli wszystkie plany realizowane byłyby według woli. A ważny jest ten element zaskoczenia, nagła chwila, która wypada z rękawa losu.
Teraz miał przejść na drugą stronę ulicy. Zrobił trzy kroki. Światła ciężarówki obudziły go niczym ze snu. Jednak za późno… Upadł… Poczuł zimno, a chwilę później jakiś ciepły dotyk na policzku…
Kierowca wybiegł z samochodu, drżącymi rękami odwrócił jego twarz skąpaną we krwi. A krew to życie…
– O ważnych rzeczach się nie zapomina, prawda? – zapytałaby.
– Nie, nie zapomina się, nawet gdy są to rzeczy, o których chciałoby się zapomnieć. – Tak zabrzmiałaby jego odpowiedź.
– W takim razie to dziwne, że człowiek nie pamięta dnia swoich narodzin.
– Tak, to przecież ważny dzień…
Wyjęła z torebki paczkę papierosów. Kupiła ją rano w kiosku. Gdy próbowała wyciągnąć papierosa, pudełko zawirowało między palcami i wypadło jej z ręki. Poczuła, jakby część jej duszy uleciała.
– Zapamiętam ten dzień – powiedziała, wsiadając do autobusu. Jak każdego ranka.
– Cieszysz się, że mnie poznałaś? – zapytałby przy kolejnym spotkaniu.
– To był jeden z najważniejszych dni w moim życiu – odpowiedziałaby natychmiast.
Kierowca ciężarówki patrzył na bezsilne starania ekipy pogotowia ratunkowego…
– Pieprzony dzień! Oby nigdy się nie zdarzył! – wypowiedział magiczne zaklęcie.
grudzień 2004