Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu - ebook

Bardzo mocny debiut.
Prawdziwa, poruszająca opowieść o próbie odnalezienia ojca,
którego zabrał alkohol.

Wklepuję na fejsa komunikat, że to koniec, że umarł nagle i niezapowiedzianie, że nie miałam okazji poznać własnego ojca, ponieważ on wolał wódę. I jabole, i browary, i pewnie nawet denaturat, bo był uzależnionym typu menela, który zasrywa sobie nogawkę spodni, śmierdzi w autobusie i zalega na dworcach. Potem usuwam to o denaturacie oraz dworcach. Piszę, że ojciec zmarł nagle i że mi smutno. Po chwili dodaję: „Choć już wiele lat temu mi zabrały go demony plątające się po jego trzewiach i głowie. Nie znaliśmy się — spotykałam głównie tego z trzewi i głowy, który podpowiadał mu, co robić. Że poza wódką jest tylko strach, że nic nie warto. Żeby dał sobie spokój. Tato, przykro mi, że tak się stało. Dzięki Tobie uczę się współczuć. Może to taki ostatni prezent, od Ciebie dla mnie”. Słowo „tato” kłuje w oczy, ale w całą resztę przez chwilę wierzę. Potem zostaje tylko to kłucie. „Tato”, „papo”, „papko”, językowe narzędzia tortur.

Nie można w tej kwestii wierzyć statystykom, bo okrywa je z jednej strony wstyd a z drugiej potrzeba ochrony rodzica. Ale jest nas - dorosłych dzieci alkoholików - w Polsce miliony. Nie chcemy i nie umiemy o tym mówić. Aleksandra Zbroja robi to za nas. Być może nasi rodzice nie pili tak jak Mireczek. Ale styl picia nie ma znaczenia dla tego doświadczenia. Rodzic, którego nie ma, bo zabiera go alkohol to coś, o czym powinniśmy mieć prawo rozmawiać. Wierzę, że ta książka może stać się początkiem rozmowy.

Małgorzata Halber

To nie jest książka o tym, że jak chcesz, to potrafisz. Jest za to o dziewczynce, która zapożycza się u samej siebie by dotrwać dorosłości i uwolnić się od tych, którzy nie zdali egzaminu z rodzicielstwa.

Mikołaj Grynberg

Boleśnie prawdziwy i wstrząsający debiut. Autorka pisze bez upiększeń ale i bez zbędnego dramatyzmu. To intymne świadectwo, które staje się literaturą. Takie połączenie nie zdarza się często.

Łukasz Orbitowski

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-3438-7
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Marcinowi i Jagodzie

A lekarze wiedzą, iż dziecię poczęte z ojca, który się obżarł i opił, głupie jest i niedługo żyje.

Adam Mickiewicz, Księgi pielgrzymstwa polskiego

I

Pieta Alcoholica

Rozmawiamy przez telefon. Ja i jej rozpacz. Mówi: „Mirek nie żyje. Szłam podlać drzewko, wtedy go zobaczyłam. Idę, patrzę – leży. Jestem tu z nim. Jest taki siny, Oleńko, on jest taki siny. Myślałam, że pijany zasnął pod drzewem. Myślałam, że się czymś ubrudził. Więc klękłam go wytrzeć. Musiał tu leżeć długo. Długo sam”.

Odpowiadam rzeczowo, żeby zadzwonić tu i tu, żeby wracać do domu, zawołać kogoś bliskiego, może sąsiadkę. A ona, że chce zostać pod tym drzewem. „Posiedzę sobie z nim, Oleńko. Ja się nie boję, ja się naprawdę nie boję” – mówi jej rozpacz. Kwili. Czy coś zjadła? Czy piła? Chociaż wody mogłaby się napić. Ciepłej, przegotowanej, jak lubi. Jestem konkretna. Ani śladu rozpaczy.

Za parę minut znowu dzwonię. Ciotka z mężem już w drodze. Będą za półtorej godziny. Po kolejnym kwadransie ponownie wybieram jej numer. „Są już policjanci, ratownicy, jeszcze tylko prokurator” – i dopiero to jest jak uderzenie. Jak to prokurator? Dlaczego on umarł? Mireczek, mój ojciec.

Papo, pa-pa

Wklepuję na fejsa komunikat, że to koniec, że umarł nagle i niezapowiedzianie, że nie miałam okazji poznać własnego ojca, ponieważ on wolał wódę. I jabole, i browary, i pewnie nawet denaturat, bo był uzależnionym typu menela, który zasrywa sobie nogawkę spodni, śmierdzi w autobusie i zalega na dworcach. Potem usuwam to o denaturacie oraz dworcach. Piszę, że ojciec zmarł nagle i że mi smutno. Po chwili dodaję: „Wiele lat temu zabrały go demony plątające się po jego trzewiach i głowie. Nie znaliśmy się – spotykałam głównie tego z trzewi i głowy, który podpowiadał mu, co robić. Że poza wódką jest tylko strach, że nic nie warto. Żeby dał sobie spokój. Tato, przykro mi, że tak się stało. Dzięki Tobie uczę się współczuć. Może to taki ostatni prezent od Ciebie dla mnie”. Słowo „tato” kłuje w oczy, ale w całą resztę przez chwilę wierzę. Potem zostaje tylko to kłucie. „Tato”, „papo”, „papko”, językowe narzędzia tortur.

Na privie

Komentarz pod postem: „O jednego mniej, szkoda, że nie mój”. Po chwili: „Sorry prv”. Na privie: „Nie mogłem się powstrzymać, bo kurwa, ile można to znosić? Oczywiście współczuję”.

„Czasem lepiej bez niż z. Oluś, tak z doświadczenia mówię”.

„Znam to. Kondolencje, mimo wszystko”.

„Mojego też to pewnie czeka”.

„Ja pierniczę, strasznie mi przykro, mogę jakoś pomóc? Powiem ci tak w zaufaniu, że moi też piją”.

„Tak mi przykro, Olu. Nie umiem sobie wyobrazić, przez co przechodzisz. PS Moja mama pije od 11 lat”.

„Mój tata też jest alkoholikiem”.

„Minęło 25 lat. Nie potrafił nie pić, powiesił się w łazience, miałam wtedy 9 lat”.

Itd. Itp.

Aniele Boży

Czy to polski normal, patrzeć, jak rodzic się upija, tłucze łapskiem w ścianę, szarpie, krzyczy, wyzywa, traci przytomność na klatce schodowej, chodniku, w rowie, zasypia nad kiblem, zarzyguje sobie twarz, włosy, ręce, rano wali mocne z puszki po 3,49 za pół litra, mówi, że to wszystko przez ciebie, bo byłaś niegrzeczną dziewczynką, po czym wytacza się z domu, a ty się modlisz, żeby nikt z 3C nie skojarzył, że to twój tata?

Trzydzieści dwie wiadomości w godzinę po moim łzawym wpisie i wciąż lecą następne „u mnie też tak”.

Ilu jeszcze Polaków i Polek ma swojego Mireczka, Anioła Stróża, który trzyma pieczę nad ich życiem?

Próbuję znaleźć w internecie. Jedni piszą, że 40 procent dorosłych doświadczyło rodzicielskiego picia, inni, że 15 procent, czyli i tak setki tysięcy.

W tydzień po śmierci ojca uwierzyłabym nawet w tych 40 procent, parę milionów potomków Mireczka.

Raczej nie być

W słuchawce odzywa się głos koleżanki z poprzedniej pracy. Od trzech lat nie zamieniłyśmy ze sobą słowa. Teraz dzwoni, bo chce, żebym wiedziała, że ona to wszystko zna. Opowiada: mama i picie, picie i mama. „Mam córeczkę – mówi dalej – ostatnio usiadłam z nią, taką małą i bezbronną, w kącie pokoju i leciały mi łzy: jak można tak mało kochać?”. Nad sobą płakałaś? – pytam, bo wiem, że przecież nie przez córkę. A ona, że nie nad sobą, ale nad nią, nad mamą, która choć jeszcze żyje, to jakby dawno już zmarła. I że kiedy naprawdę umrze, może zacznie jakoś bardziej istnieć. „To śmieszne – mówi koleżanka. – Jakby zaczynali być, dopiero kiedy ich nie ma”.

Myślę o tym cały dzień. Bo ojciec faktycznie raczej nie był, niż był. Nie bywał na Wielkanocach, Bożych Narodzeniach, ceremoniach wręczania świadectw, rocznicach, wakacjach, urodzinach. Aktywnie nie uczestniczył w pogrzebie swojego ojca, z którego najlepiej zapamiętałam litanię „jakże on mógł nie przyjść”. Odmawialiśmy ją najpierw w kościele i na cmentarzu, potem na stypie w domu wzniesionym przez zmarłego dziadka. W domu, którego mój ojciec nie pomagał budować. Gdzie paręnaście lat później sam ostatecznie przestał być.

Słownik

„Alkoholik”, „pijak”, „pijaczysko”, „moczymorda”, „ochlej”, „chlejus”, „opój”, „chlor”, „luj”, „menel”, „obszczymur”, „pospolity kloszard”, „dreszcz”, „żul”, „żulian”, „bimbała”, „hołota”, „pajac”, „dziad”, „dziadyga”, „kanalia”, „zbój”, „łobuz”, „zabijaka”, „nierób”, „rodzic dysfunkcyjny”, „pan nieodpowiedzialny”, „alimenciarz”, „degenerat”, „Mireczek” – tak wyglądałoby zestawienie zamienników sformułowania „twój ojciec”, które w latach 1986–2018 słyszałam najczęściej.

Alkoholik

Słowo „alkoholik” jest niepoprawne. Sugeruje, że choroba i człowiek to jedno. Tymczasem choroba chorobą, a człowiek człowiekiem – choruje zawsze ktoś, osoba, podmiot choroby. Powinno się więc mówić: osoba cierpiąca na chorobę alkoholową. A ja? Córka cierpiącego na chorobę alkoholową, która choruje na cierpienie wywołane cierpieniem na chorobę alkoholową. Która choruje na czyjeś cierpienie. Jak to poprawnie powiedzieć?

Drzwi

Żyliśmy z Mireczkiem przez próg. Ja w środku, on na zewnątrz. Przychodził w nocy pokrzyczeć. Kiedy się zmęczył, zjeżdżał plecami po drzwiach i przytykał ucho do ich zimnej powierzchni. Po drugiej stronie ja robiłam to samo. Nasłuchiwaliśmy siebie nawzajem. Potrafiliśmy tak aż do świtu.

Dziś wciąż nasłuchuję. Wieczorami leżę obok śpiącego dziecka i śpiącego męża nieufna wobec ciszy pomiędzy ich oddechami. Czekam na poruszenie na klatce schodowej, stąpanie ciche, potem odważniejsze, głośne, na vibratto uderzanych pięścią drzwi. Czekam na Mireczka. Łapie się na tym, że parę miesięcy po jego śmierci ciągle wypatruję go przez okno lub wizjer. Podglądanie przez dziurki i szczeliny w drzwiach było dla nas tym, czym dla innych rodzin niedzielny wypad do kina.

Pierwsze drzwi były niebieskie, z końca lat siedemdziesiątych. Kiedy skończyłam pięć lat, odpadła z nich farba i wyglądały jeszcze bardziej byle jak. Może dobrze, że Mireczek je wyważył. Tak się zaczęła nasza drzwiowa prehistoria.

Drugie drzwi, epoka brązu, były mocne, zamykane na dwa zamki z eleganckim wizjerem otoczonym żłobioną aureolą z pseudozłota. Mireczek czasami przytulał do niego oko, jakby licząc, że z tej drugiej strony też da się coś zobaczyć. Wyglądał jak rozeźlony cyklop.

Trzecie, beżowe, z gałką i łańcuchem. Łańcuch zawieszono chyba na wszelki wypadek. Gdyby Mireczkowi udało się jednak przełamać opór zamka. Beżowe drzwi miały u dołu szparę, przez którą ktoś z zewnątrz mógł dojrzeć palące się światło. Szybko więc ustawiliśmy przed nimi drzwi czwarte. Ów tandem drzwiowy stanowił niezwykle skuteczną zaporę przeciwmirkową, która chroniła mnie przez całą epokę żelaza.

Drzwi piąte były pancerne. Zero szpar plus zamek Gerda. Wszystko to niepotrzebne, bo Mireczek przestał się wówczas pojawiać. Zrozumiał, że pijany nie wejdzie. I zniknął. Po ośmiu, może dziesięciu latach stanął przed moimi drzwiami znowu. Tym razem na zaproszenie. Spotkanie kolejnej ostatniej szansy czy jakoś tak.

Szóstych drzwi w nowym domu nigdy nie zobaczył. Wyjechał z Warszawy. Mimo to, kiedy zmieniałam mieszkania, bacznie przyglądałam się każdym drzwiom. Rozpaczałam, gdy zrozumiałam, że w przedpokoju zainstalowano czujnik ruchu – światło automatycznie zaczyna świecić przy każdej próbie podejścia do wizjera, przez co trudno ukryć przed pukającym swoją obecność. Schować się. Bawić w nieistnienie.

Mąż nie był w stanie pojąć, czym się tak zamartwiam.

Przeprowadzka

W trakcie wyprowadzki z rodzinnego domu znajduję sterty papierów. Są jak kolce.

POSTANOWIENIE

1 grudnia 1995

Sąd wojewódzki/rejonowy dla m.st. Warszawy XI Wydział Rodziny i Nieletnich postanawia

Pozbawić Mirosława Zbroję i wykonywania władzy rodzicielskiej nad córką Aleksandrą Magdaleną Zbroją urodzoną w Warszawie

POSTANOWIENIE

1 grudnia 1995

Sąd wojewódzki/rejonowy dla m.st. Warszawy XI Wydział Rodziny i Nieletnich postanawia

Ustanowić dla Aleksandry Magdaleny Zbroi opiekę prawną

Na opiekunów prawnych Aleksandry Magdaleny Zbroi powołać jej macierzystych dziadków

Zwolnić opiekunów prawnych z obowiązku spisu inwentarza majątku

23 listopada 1999 r.

Sąd wojewódzki/rejonowy dla m.st. Warszawy XI Wydział Rodziny i Nieletnich

Sprawa: z powództwa mał. Aleksandry Z-B Zbroi reprezentowanej przez

przeciwko: Mirosławowi Zbroja

o podwyższenie alimentów

Podwyższa alimenty zasądzone wyrokiem Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy z dnia 25 marca 1997 roku od pozwanego Mirosława Zbroi na rzecz małoletniej Aleksandry Zbroja urodzonej z kwoty 100 /sto/ złotych miesięczne do kwoty 500 /pięćset/ złotych miesięcznie płatne do rąk rodziny zastępczej do dnia 10-go każdego miesiąca z góry, z ustawowymi odsetkami w przypadku uchybienia terminowi płatności którejkolwiek z rat, poczynając od dnia 27 września 1999 roku.

Nakazuje pobrać od Mirosława Zbroi na rzecz Skarbu Państwa /kasa tutejszego Sądu/ kwotę 384 złote tytułem nieuiszczenia wpisu kosztów sądowych

Wyrokowi nadaje rygor natychmiastowej wykonalności

Potem leci cała masa listów, które ze względu na trudności w ustaleniu adresu pobytu ojca lądowały w mojej skrzynce. Są rachunki z izby wytrzeźwień na Kolskiej, listy z banku, w którym raz jeden jedyny założył konto, a potem zniknął, i różne takie. Jednak większość to upomnienia komornika do zapłaty alimentów. Dziesiątki pism i listów. Wszystkie dostawałam ja.

Jest jeszcze zaświadczenie.

Warszawa, dnia 13-10-2005

Komornik Sądowy Rewiru XVII przy Sądzie Rejonowym dla m.st. Warszawy w sprawie egzekucyjnej z wniosku wierzyciela zaświadcza:

Egzekucja alimentów wypadła bezskutecznie.

Stan zaległości w sprawie na dzień 13-10-2005 wynosi:

Alimenty zaległe na rzecz wierzyciela: 42 636,67 zł

Alimenty zaległe na rzecz ZUS: 1 998,48 zł

Wyżej podano dane dłużnika:

Mirosław Zbroja

data urodzenia: 26-02-1962,

miejsce urodzenia: Skarżysko Kamienna

Cieszę się, że to znalazłam. Nie wiedziałam, kiedy miał urodziny.

Wilczur

Pod koniec liceum zaczęłam mieć problemy z koncentracją i pamięcią. Poszłam więc do specjalisty sprawdzić, czy wszystko okej. W jednym z ćwiczeń miałam zapamiętać jak najwięcej słów z odczytywanej mi parokrotnie listy. „Róża”, „cukierniczka”, „wilczur” i tak dalej. Zapamiętałam wszystko poza: „dom”, „rodzina”, „ojciec” i „wąsy”. Przeprowadzający test, niczego nie sugerując, ot tak, był ciekawy, czy tatuś często się goli.

Lęki i inne udręki

Oto lista moich lęków:

że jadę windą i winda spada;

że jest zamach terrorystyczny w metrze, do którego akurat wsiadam;

że prowadząc samochód, zaraz spowoduję wypadek;

że redakcje, dla których piszę, zrozumieją w pełni, jak bardzo fatalne są moje teksty i przestaną je u mnie (z litości) zamawiać;

że nie znajdę żadnej innej pracy;

że nie znajdę jej nigdzie;

że odwrócą się ode mnie wszyscy przyjaciele;

że mąż mnie zostawi;

że ja zostawię męża;

że nasze dziecko, jak tylko dorośnie, zostawi nas oboje (rozwiedzionych lub wciąż razem);

że poronię kolejną ciążę lub że nie przeżyję kolejnego porodu;

że diagnozują u mnie: nowotwór złośliwy (organ dowolny), stwardnienie zanikowe boczne, pląsawicę Huntingtona, AIDS, tętniaka, zaawansowaną miażdżycę, wirusowe zapalenie wątroby typu C;

że umieram na jedno (lub więcej) z powyższych w wielkich męczarniach;

że mój mąż i dziecko zostają zdiagnozowani na: nowotwór złośliwy (organ dowolny), stwardnienie zanikowe boczne, pląsawicę Huntingtona, AIDS, tętniaka, zaawansowaną miażdżycę, wirusowe zapalenie wątroby typu C;

że umierają na jedno z powyższych w wielkich męczarniach.

Psychoterapeuta, do którego znowu niedawno poszłam, mówi, że to nie heideggerowska trwoga czy inne egzystencjalne rozterki, tylko Mireczek. Że na tym polu ojciec wygrał batalię ze światowymi filozofami.

Klaun

Ktoś mi daje do przeczytania książkę. Podobno jest o mnie. A ja – podobno – to nie tyle „ja”, ile „my”. I podobno „my” jesteśmy dziećmi swoich rodziców z uzależnieniem. Podobno do siebie podobni. I do nich w jakimś stopniu. Podobno.

Na okładce klaun w czapeczce, taki nakręcany, co wyskakuje z pudełka. Nie wiem, czy wzbudzenie skojarzeń z horrorem klasy B to celowy zabieg. Że miałam/mieliśmy tak beznadziejne dzieciństwo, więc pewno mi/nam odwali? Że ten klaun to przyszła ja? Teraźniejsza? Niby dorosła, a jednak wciąż dziecko. A może klaun to rodzic dysfunkcyjny? Może jednak to on będzie miał przerypane? Zaciekawiona otwieram.

Dorastaliśmy w rodzinach dysfunkcyjnych. Ich środowisko wypaczyło nasze myślenie o nas samych i o otaczającym nas świecie. Widząc siebie w krzywym zwierciadle informacji i sygnałów dawanych nam przez naszych rodziców, uwierzyliśmy, że jesteśmy „nie w porządku”. Zostaliśmy pozbawieni naszej autentycznej tożsamości i zaczęliśmy szukać sposobów na dobre samopoczucie. Chociaż wyglądamy jak dorośli, nadal zachowujemy się jak dzieci i pozwalamy, aby inni mieli wpływ na nasze myślenie o sobie, nasze poczucie własnej wartości i nasze szczęście. Nasze nieprawidłowe myślenie było przyczyną tego, że podejmowaliśmy decyzje, które nas niszczyły. Dlatego też chcemy przestać poprawiać własne samopoczucie nieskutecznymi zachowaniami, nadużywaniem innych ludzi, seksem, substancjami odurzającymi, manią posiadania, manią sukcesu, pieniędzmi itp.

Oko wędruje od słowa do słowa. „Wypaczyło”, „krzywym”, „uwierzyliśmy”, „jesteśmy »nie w porządku«”, „pozbawieni naszej autentycznej tożsamości”, „chociaż wyglądamy jak dorośli”, „nasze nieprawidłowe myślenie”, „podejmowaliśmy decyzje, które nas niszczyły”. Różowym flamasterkiem zakreślam też całą końcówkę o maniach.

Moja przyszłość prezentuje się nieciekawie. Ostatnio kupiłam bluzkę, strzeliłam piwko, poprosiłam koleżankę, żeby pożyczyła mi pięć złotych. „Oddam jutro” – powiedziałam, a oddałam po weekendzie. Czy wysyłam w świat patosygnały? Piątki, szóstki dostaję na studiach? W ogóle – studiuję! Właśnie to, to! Mania sukcesu.

Skreślone

Zrobiłam kiedyś wywiad z Olą Kubiak, artystką, która nakręciła film-pożegnanie ze zmarłą mamą. Jej mama piła. Zmarła na skutek pobicia, w wyniku awantury z mężem, tatą Oli. Zmarła pobita przez alkohol. Bo tata Oli też pił.

W trakcie rozmowy zadawałam jej dużo pytań, jak to w wywiadach. Potem powiedziałam: znam to. Znam picie rodziców. Wtedy pytania zaczęła zadawać i ona. Wszystko zapisałam. W ostatecznej wersji redakcja skreśliła te fragmenty. Brzmiały tak:

Ona: Pili oboje? To dla dzieciaków podwójna tragedia. Zresztą sama wiesz.

Ja: Chodzisz do szkoły i słyszysz opowieści domowe swoich rówieśników. Są inne niż twoje.

Ona: W ich domach matka nie przychodzi z pracy pijana i nie zasypia natychmiast. Nie ma awantur. Ktoś się opiekuje dziećmi. Wiesz, że coś jest nie tak, chociaż rodzice wmawiają, że w naszej rodzinie jest wszystko okej. Że oni nie piją za dużo. Kiedy mówisz: „Przestańcie pić, bo pójdę się poskarżyć babci”, odpowiadają: „A co ty jej będziesz mówić, przecież wszystko jest w porządku”.

Ja wchodziłam w tę narrację, że wszystko jest normalne.

Bardzo pragnęłam ich bliskości. To dziwne. Bo z jednej strony kochasz swoich rodziców i chcesz być kochana, więc im wybaczasz. Z drugiej nienawidzisz ich, bo krzyczą, robią awantury i nie zachowują się fair.

A poskarżyłaś się babci?

Tak. Niewiele to wniosło. A potem babcia zaczęła pić z rodzicami. Ty też się skarżyłaś?

Nie musiałam. Babcia sama zauważyła i odebrała im prawa rodzicielskie w sądzie. Za to później dziadek popłynął.

To się nakręca jak wir, w który wpadają prawie wszyscy. A babcię masz wspaniałą. Moim zdaniem wszyscy wiedzieli, co się u nas działo. Nie żyłyśmy w próżni. Obok naszego mieszkania mieszkali sąsiedzi. Rodzice mieli jakąś pracę, którą tracili, bo pili alkohol. Korzystali z opieki społecznej.

Pewnie też przychodziły do was panie z opieki...

Które nic nie robiły. Po tragedii, jaka się wydarzyła u nas w domu, spotkałam się z panią z opieki społecznej i ona powiedziała dramatycznym tonem: „Boże, my nic nie wiedziałyśmy”. Pomyślałam: „Błagam, jak nic nie wiedziałyście?”. Jest w Polsce coś takiego jak społeczne przyzwolenie na picie. To są tego przyzwolenia konsekwencje.

Masz żal do ludzi?

Bardzo duży – wiem, jak to wszystko źle wpłynęło na życie mojej młodszej siostry i moje. Jak cierpiałyśmy. Ktoś z zewnątrz mógłby pewnie regulować tę sytuację. A tak w naszym domu doszło do najgorszego – nasza matka straciła życie.

Ty również broniłaś ojca.

Broniłam ojca, bo ta sytuacja nie mieściła mi się w głowie. Byłam rozdarta. Z jednej strony wiedziałam, że to się wydarzyło, z drugiej wiedziałam, że to się nie wydarzyło. Tak najprościej można to wytłumaczyć. Myślę, że nie miałam tyle siły, żeby przyjąć, że...

Że ojciec jest winny.

Do dziś mam z tym problem. Jeden z większych dylematów w trakcie konstruowania filmu to było, czy go pokazać, czy nie. Pomyślałam, że skoro jest na zdjęciach koło mamy, które są na filmie, to nie ma różnicy. Ale borykam się z tym cały czas. Że jak on zobaczy ten film, to sobie coś zrobi. Że jak publicznie o tym opowiem, to on tego nie będzie w stanie udźwignąć.

Boisz się go skrzywdzić?

Chyba tak.

O tacie

Trudność w opowiadaniu o Mireczku bierze się stąd, że przeszłość zlewa mi się w bezkształtną masę. Jednak czasem wpadam na trop, który pozwala nadać jej kształt – te wszystkie pisma, podania, listy do sądu, z sądu.

Zdarzają się jednak ślady milsze. Nawlekam je jak koraliki na rzemyk i oglądam, kiedy zamiast o Mireczku myślę o tacie.

Kaczor Donald

Wysoki blondyn zasłania dłonią swoją szlachetną, pociągłą twarz. Wygląda jak swój ojciec, a ten z kolei jak Cyceron. Mędrzec w mędrcu. Kiedy kurtyna dłoni się podnosi, ojciec zrzuca z siebie Cycerona, potrząsając głową w lewo, w prawo i z powrotem. Przez chwilę bulgocze, po czym zaczyna płynnie kwakać. Śmieję się i wołam: „Jeszcze raz”. Dziesiątki razy, w kółko to samo. Nie chcę, żeby przestał. Oto Kaczor Donald, tata na medal.

Kinder niespodzianka

To pierwszy raz, jak dostaję od niego prezent. Kinder Niespodzianka, najfajniejsza, bo z figurką w środku, a nie modelem do składania, którego nikt nie chce. Od samego początku wiem, że w mlecznej skorupce jest figurka, bo przed zdarciem sreberka rutynowo potrząsam jajkiem koło ucha. Mam wprawę – wszystkie dzieciaki zbierają hipopotamy Kindera. Po rozłupaniu czekolady okazuje się, że to nie wyczekiwana hipopotamica w bikini lub chociaż hipokelner, ale trzeci w mojej kolekcji kucharz. I co teraz? Mam wyrzucić pozostałych? Wsunąć pod wersalkę? Zakopać w doniczce? Nie chcę zawieść ojca, zniechęcić go. Broń Boże wywołać w nim myśli: „Znowu nie wyszło”. Mógłby nie zrozumieć, że właśnie ten trzeci kucharz to biały kruk, najcenniejszy egzemplarz w całej kolekcji. Zanim schowam go do metalowej puszki po toruńskich piernikach, maluję mu czarnym markerem kreskę na podeszwie stopy. Na znak, że to najlepszy hipek – ten, którego dał mi tata.

Staw

Na moim osiedlu są dwa stawy. Brudne. Śmierdzące. Wokół nich biegają szczury wielkości dobrze upasionych jamników, wiecznie nienażarte. Jeden staw jest kwadratowy, drugi w kształcie serca. I faktycznie, to właśnie tam tętni życie osiedla. Tam też się spotykamy: ja i on, na moście przecinającym zarośnięte rzęsą serce. Zupełnie niespodziewanie.

Mireczek nie przesiaduje nad stawami jak wszyscy. Lepiej czuje się w bramach, na klatkach schodowych, pod blaszaną budką ukrytą w labiryncie innych bud pobliskiego bazaru. Zaszywa się tam, kiedy sąsiedzi walą nad wodę łowić ryby, popijając browar ukryty w plastikowej torbie, lub ubliżać łowiącym, również z piwem opatulanym foliówką. „Na chuj komu ta ryba? Rak jak nic po takim obiedzie”. O stawach wiadomo, że coś jest z nimi nie w porządku. Opowiada się, że raz, kiedy wymieniano w nich wodę, na dnie odnaleziono malucha, a w maluchu szkielet. Innym razem trup miał wypłynąć na powierzchnię bez niczyjej ingerencji. Porachunki mafijne czy coś w tym stylu – mawiano. Jeszcze kiedy indziej ktoś ponoć dostał czerniaka, bo postanowił schłodzić się w wodzie w wyjątkowo upalny sierpniowy dzień. Potem stawy zostaną odpicowane. Nasadzą wokół szuwarów, które będą wyglądać jak z plastiku, na środku zamontują fontanny, a dookoła postawią słupki à la stoły z à la marmuru à la do gry w szachy. Wciąż będzie się przy nich pić piwo z siatki, a wieczorem drinki w butelkach po oranżadzie Helena. I nadal wszyscy będą wierzyć w przeklętą moc stawów, szczególnie że za ich rewitalizacją stanie podejrzany Amway, co upamiętni równie podejrzana tabliczka przymocowana do okolicznego drzewa. „Widziałaś?”. Widziałam.

Nieco dalej jest szkoła. W drodze na lekcje myśli krążą wokół wody, trupów i raka, ale najbardziej wokół Suchego, osiedlowego dresiarza. Niedawno wszystkim w szkole oznajmił, że mnie dorwie – nagadałam na niego pewnej długowłosej blondynce i zaraz potem ona powiedziała, że nie ma ochoty być jego dziewczyną. Otóż Suchy dorwać mnie może jedynie w drodze na lekcje, czyli przy stawie odgradzającym mój dom od gmachu szkoły. Idąc, gryzmolę w myślach Suchego, trupy i staw. Najgorzej jest na drewnianym mostku, bo stamtąd najłatwiej kogoś zrzucić w wypełnioną rakiem i innym nieszczęściem mieliznę. I kiedy drugi brzeg jest tuż-tuż, za moimi plecami pojawiają się oni. Najpierw Suchy, cały wściekły, a zaraz po nim tato. Nie mam pojęcia, skąd o tym wszystkim wie i jakim cudem plotka o Suchym dotarła pod blaszaną budkę na bazarze. Ale dotarła i tato w samą porę pojawia się na mostku. Później we wspomnieniach tato oblecze się w postać Kevina Costnera, do którego jest zresztą podobny. I jak ten Costner capnie Suchego pod pachy, i jak zawiesi go nad mokrym siedliskiem jamnikoszczurów. Nie rejestruję, co dokładnie mówi, ale „gnojku” pojawia się na pewno. I że jak będzie trzeba, to Suchego w tej wodzie utopi, bo „mojej córeczce nikt nie będzie groził bezkarnie”. Tak mówi. „Córeczce”.

Pokoik

Dwadzieścia pięć lat później, kiedy chowam się w warszawskim bloku za szóstymi drzwiami, on mieszka na pięterku w domu swojej matki na wsi. W szufladzie trzyma cztery tomy Świata Wiedzy. Wszechstronnego źródła informacji dla całej rodziny i „Super Express” z okładką, jak wyglądał Jezus. Na ścianie pod papieżem Benedyktem XVI pięcioletnia ja w stroju krakowskim i kalendarz otwarty na kwietniu, mimo że mamy przecież czerwiec. Na stronie z kwietniem jest lexus NX 200, luksusowy. W kącie meblościanka, pod oknem tapczan zaścielony kocem w konie. Pachnie nowością. Dalej: telewizorek, wiekowy i przenośny, książka Fatum rodu Kennedych, ubrania ułożone w kostkę, długopisy w kubkach, notes z adresami. Adresów jest dziewięć, w tym jeden do przychodni, drugi do szkółki drzew, trzeci do faceta od dachów, czwarty do stolarza. Jest jeszcze matka jego dziecka, furiacko pokreślona, i na samym końcu listy Ola Zbroja. Chyba nie wypadało napisać inaczej.

Sacra Conversazione

Babcia: Tyle człowiek poświęcił, żeby cię wychować. Ile ja ci tych cielęcych nóg na rozszczep kręgosłupa naobierałam? Przecież nie kupowało się czystych, tylko takie jak miał cielak, do opalenia z włosów, a warunków na to nie mieliśmy. Ile ja ci tego nagotowałam – galaretę na galarecie jadłeś. I zobacz, wszystko idzie na marne. Zniszczyłeś siebie, mnie, rodzinę. Nie masz rodziny... Mirek, ty płaczesz?

Ojciec: Wy mnie nic nie rozumiecie. Chcę się przespać, muszę się napić. Chcę coś przeczytać, odpocząć, pracować, po prostu żyć.

Łatanie

Wszyscy w rodzinie kisimy w sobie to jego „nic nie rozumiecie” jak kapustę w beczce. Smród idzie straszny, więc szczelnie zamykamy wieko. Ja, dziecko, pragnę rodzica idealnego. Żadnych rzygów, wstydliwego darcia mordy nocą, żadnego seksu (fuj!), szarpanin, obitych nosów, złamanych żeber, swoich, czyichś. Kiedy słyszę „menel”, cała aż się napinam. Śmieszne, że aż tak. Moim tatą był dziadek od strony matki. Też miał wąsy, ale dla mnie żył jak święty, jak trzeba. Ona, matka Mireczka, po prostu kocha swojego syna. Tylko jak kochanie pogodzić z krzywdą drugiej kochanej osoby, wnuczki? Jak te rzygi, wstydliwe darcie mordy nocą, seks (fuj!), szarpaniny, obite nosy, złamane żebra, swoje, czyjeś? Babcia, kiedy słyszy „menel”, zabiera się za cerowanie skarpet. U niej wszyscy porządni, żadnych meneli. Wszyscy kochani do granic matczynej wytrzymałości.

Nie mam w sobie tej bezwarunkowości. Mireczka wspominam właściwie tylko wtedy, gdy czuję się nieadekwatnie, niewłaściwie, nic niewarta. Moje zasrane dzieciństwo! Przez lata Mireczek wiedzie więc żywot bańki na odchody. Jego tajemnicza śmierć jest jak kamień rzucony w to szambo. Dziurawi je skutecznie, a parę dni po pogrzebie wypływa ostatnia kropla.

Zostaje we mnie wyrwa, która kiedyś była człowiekiem. Chcę ją załatać, jak babcia łata skarpety. Nikt nie zasługuje na los dziury, nawet Mireczek.

Postanawiam zapytać o ojca. „Odtworzyć wewnętrzne życie pijaka, którego mija się na ulicy z niesmakiem” – tak początkowo wyjaśniam pomysł, choć to przecież nieprawda. W każdym pytaniu, każdej przeczytanej lekturze i obejrzanym zdjęciu oglądam nie jego, ale nas, ojca i córkę w pijackim walczyku.

Od znajomego do znajomego pytam: „Jaki on był?”. „Był” to warunek konieczny operacji łatania. „Jest” przeraża, tylko o „był” można bezpiecznie pytać. Pierwsza przymiarka, druga, trzecia – nic. Ta dziura jest nie tylko we mnie.

Ciocia: Bardzo mi było smutno, kiedy powiedziałaś o pomyśle książki o Mirku. Uświadomiłam sobie, że ja nic o nim nie wiem. Coś takiego! Tyle lat człowiek z nim spędził. Przecież on cały czas plątał się po moim życiu. Zero wspomnień! Z nim nie było tak, że się koło niego siadło i on opowiadał. „Napijesz się herbaty?”, „Chętnie, tylko bez cukru proszę” – to były nasze rozmowy.

Wyrzucam sobie teraz, że ja go o nic nie pytałam. Ale nie tylko to. Bo nawet i tych błahych rzeczy nie pamiętam, po prostu okropny ze mnie człowiek! Staram się nie mieć do siebie udziwnionych pretensji, ale przyznaj, że to dziwne.

Inni, z którymi chcesz rozmawiać, też tak mają? I ty? Zobacz, ochłap po Mirku został. Takie nic. A to był naprawdę dobry chłopak.

Po kolejnej rozmowie myślę, że Mireczek żył życiem nie tyle dziury, ile powierzchni księżyca z tysiącem kraterów. W jednym coś bulgocze, inny się zapada, w trzecim jestem ja, jego księżycowa córka. Schowana w swoim dołku ustalam, gdzie jest kolejny krater. Tydzień przed, dwanaście lat, trzydzieści sześć. Rysuję mapę. Nieidealną, wadliwą, moją. Naszą.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: