Misha. Herbaciana czarownica - ebook
Misha. Herbaciana czarownica - ebook
Misha ma ogromnego pecha, a być może ciąży na niej klątwa – wszystko na to wskazuje, gdyż mała czarownica psuje dosłownie każdy napar, który próbuje zaparzyć.
Tym bardziej dziwne wydaje się to, że dziewczyna dostaje zaproszenie do najlepszej herbacianej szkoły – Akademii Herbaty i Parzenia imienia Małgorzaty. Kiedy Misha się w niej zjawia, okazuje się, że wbrew pozorom nie wszystko jest tutaj idealne. W akademii dzieją się niepokojące rzeczy: dyrektorka wykrada rodzinne receptury, jeden z profesorów więzi podopiecznych, strachy na wróble grasują po polach z herbatą, a co najgorsze, bez śladu znikają uczniowie…
Jak Misha z towarzyszącym jej pechem poradzi sobie w nowej szkole?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Dla dzieci |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8425-210-9 |
| Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To był dzień egzaminu w siódmej najbardziej prestiżowej szkole parzenia herbaty. Wszystkie oczy zwrócone były na przód klasy, gdzie smużki pary unosiły się z filiżanki wypełnionej po brzegi najsilniejszą magią w całym czarodziejskim świecie – czajem.
Profesor Chomik (tak, właśnie tak się nazywał) dumał nad brzegiem cynowej filiżanki, po czym głośno siorbnął przez dwa wysunięte przednie zęby. Uczennica odpowiedzialna za zaparzenie tej porcji czaju, Noor, stała na drżących nogach, oczekując werdyktu.
– Hmm, dość słodki – mruknął profesor pod nosem, gdy cynamonowa para spowiła jego okulary.
Upił kolejny łyk, a wtedy kolor powoli odpłynął z jego twarzy i profesor stał się blady niczym bhuta – duch, który będzie nawiedzać jego uczniów, jeśli nie zaliczą egzaminu. Wszyscy wstrzymali oddech. Światła zamigotały, a potem przygasły. Cienie, których wcale nie powinno tam być, rozciągały się wzdłuż ścian niczym długie palce. Z ust profesora wydobył się przeszywający krzyk:
– Haa-jee!!!
Uczniowie podskoczyli w miejscu, a ich spiczaste kapelusze wystrzeliły w powietrze niczym zespół tancerzy bolly-hopu. Jednak tak niespodziewanie, jak się pojawiły, cienie nagle zniknęły, a wnętrze klasy ponownie wypełniło się światłem. Profesor Chomik odstawił filiżankę i odwrócił się do Noor z nieodgadnioną miną. Wyraźnie się rozluźnił.
– Doskonały! – krzyknął, a na jego twarzy odmalował się promienny uśmiech. – Cóż za wspaniała rodzinna receptura! Ten napar zawiera prawdziwą esencję strachu, panno Noor. Czy na końcu wyczułem szczyptę masali?
– Tak, profesorze. – Noor promieniała. – Napary nastroju to specjalność mojej rodziny. W przyszłości będę zajmować się naszą herbaciarnią!
– Och, to wspaniale. Rodzice na pewno są z ciebie bardzo dumni. To wielki zaszczyt móc kontynuować rodzinne tradycje. A jeśli już o tym mowa, moi drodzy… – Profesor Chomik uniósł palec, a w klasie zapadła cisza. – Nigdy się nie zniechęcajcie, jeśli rodzinna receptura wydaje się wam zbyt prosta i mało wyszukana. Porównywanie się do innych prowadzi jedynie do ciemności. Strasznej ciemności. – Profesor Chomik wodził wzrokiem po klasie, zatrzymując go po kolei na każdym z uczniów i upewniając się, że zrozumieli jego słowa. Po niezręcznej chwili ciszy nagle klasnął w dłonie. – W każdym razie, Noor, gratuluję! Zdałaś, dobra robota.
Klasa wypełniła się gratulacjami i okrzykami uznania, gdy Noor wracała na swoje miejsce.
– A teraz – odezwał się ponownie profesor Chomik – skoro wszyscy zaliczyli już przedmiot poświęcony rodzinnym przepisom, to idealny moment, by przejść do naparów uroków…
– A co z Mishą? – zapytał jeden z uczniów. – Księżniczka Niezguła jeszcze nie przeszła testu!
Przez otwarte okno na tyłach klasy do pomieszczenia wdarł się podmuch bagiennego wiatru, porywając jeden ze spiczastych kapeluszy. Nakrycie głowy krążyło po sali w akompaniamencie przytłumionych śmiechów, ale tym razem nie było w nich nic serdecznego. Był to rodzaj kpin, które mogłyby przyprawić o dreszcze nawet najodważniejszą czarownicę. Kapelusz wykonał kilka okrążeń, aż w końcu opadł na podłogę u stóp profesora.
– No, no, żadnych przezwisk na moich lekcjach! – zawołał profesor Chomik, skupiwszy uwagę na jedynej herbacianej czarownicy pozbawionej kapelusza, która w dodatku zdawała się nie uważać. – Bez względu na to, jak bardzo są trafne… – dodał pod nosem, po czym głośno odchrząknął. – Misha!
Ze skąpanej w ciepłym świetle ławki pod otwartym oknem dobiegało ciche pochrapywanie małej czarownicy. Po obu stronach jej różowej bluzy w kolorowe grochy długie warkocze opadały niczym czekoladowe spirale.