- promocja
- W empik go
Mistrz - ebook
Mistrz - ebook
Noc. Pustymi ulicami Warszawy w pośpiechu do domu zmierza Sonia, główna bohaterka. Przed nią jeszcze najgorszy odcinek trasy - przejście podziemne, które zawsze wywołuje w niej dziwny strach. Kiedy kobieta jest już w połowie drogi, nagle ktoś w popłochu zbiega po schodach, uciekając przed kilkoma podejrzanie wyglądającymi mężczyznami. Uciekinier nieoczekiwanie zatrzymuje się koło dziewczyny. Wyjmuje broń i przykłada sobie lufę do skroni, oddając śmiertelny strzał. Przerażona Sonia pragnie uciec jak najdalej od tego makabrycznego incydentu, lecz jej starania zostają udaremnione przez niebezpiecznych mężczyzn, którzy pakują ją do samochodu i wywożą… na Cypr. W ten sposób dziewczyna znajduje się w centrum szemranych interesów, którymi zajmuje się diabelsko przystojny Raul de Luca. Jak zakończy się jej historia? Czy bezwzględny mafijny boss pozbędzie się niewygodnego świadka? A może wykorzysta Sonię do innych celów?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-4899-2 |
Rozmiar pliku: | 963 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziewczyna była niesamowita! Dokładnie taka, jakiej zleceniodawca potrzebował, jaką zamówił: piękna, młoda, bystra i... chętna. O tak, widać było po sposobie, w jaki splata długie, opalone nogi, w jaki oblizuje niby mimochodem pełne usta pociągnięte pomadką w odważnym kolorze, w jaki przechyla głowę, by kosmyk włosów barwy dojrzałego kasztana spadał zalotnie na czoło i wreszcie... jak przyszła na to spotkanie ubrana – mógłby przysiąc, że pod obcisłą sukienką nie ma majtek, bo stanika nie miała na pewno – po tym wszystkim widać było, że jest urodzoną uwodzicielką, choć wbrew pozorom nie dziwką. Co do tego również nie miał wątpliwości: pochodziła ze zbyt dobrej rodziny i otrzymała zbyt dobre wykształcenie, by się puszczać za pieniądze.
Poprawiła się leniwym ruchem na krześle, założyła noga na nogę – dokładnie tak jak Sharon Stone w pewnym znanym filmie – i zyskał pewność: nie miała majtek. Mimo że panował nad sobą w stu procentach, teraz musiał przełknąć ślinę i poprawić krawat.
Uśmiechnęła się leciutko. W jej zadziwiających oczach, barwy ni to zielonej, ni niebieskiej, które okalały długie, gęste rzęsy, ujrzał politowanie, niepasujące do tak młodej osoby. Żachnął się w duchu, podniósł jej CV i zagłębił się w lekturze. Czekała, nadal unosząc kącik ust w uśmiechu, w pełni świadoma, że on nie szuka ani sekretarki, ani pomocy domowej.
– Do czego jest pani zdolna się posunąć, by osiągnąć cel? – zapytał, nie podnosząc oczu znad zadrukowanych kartek.
– A czego pan oczekuje? – Ten bezczelny uśmieszek i prowokacyjny ton.
– Pozwoli pani, że ja będę zadawał pytania. – Zmarszczył brwi, choć wiedział, że jej tym nie zdeprymuje. – Zadanie, jakie chciałbym pani powierzyć, jest wyjątkowo delikatne.
– Tak delikatne, jak to, co ma pan między nogami?
Wciągnął głośno powietrze, wstał i podszedł do okna, skąd miał wspaniały widok na panoramę Warszawy, by nieco ostudzić zmysły.
Andżelika Herman była... bezczelna i arogancka! Nie takiej dziewczyny poszukiwał zleceniodawca! Ten, którego obrano za cel, przejrzy natychmiast zbyt jawną prowokację! Chociaż... obiekt był stuprocentowym mężczyzną, samcem, a ta młoda samica była doprawdy grzechu warta. Obrzucił dziewczynę uważnym spojrzeniem, tym razem oceniając ją nie jako facet, a jako pracodawca – może od początku tak powinien na nią patrzeć – i pokręcił wolno głową.
Uśmieszek znikł.
– Nie, jednak nie mam pani nic do zaproponowania. Dziękuję za poświęcony mi czas.
Wstał i wyciągnął do dziewczyny rękę. Ona wstała również. Poważna i skupiona. I nagle, bez tych uśmieszków i prowokacyjnych spojrzeń wydała się słodka i niewinna. Dokładnie taka, jak trzeba.
– Panie Robercie, ja mam wiele twarzy. Jestem dobrą aktorką. Potrafię wpasować się w każdą rolę, jaką mi pan wyznaczy – powiedziała cichym, ale pewnym głosem.
Długo mierzyli się spojrzeniem, wreszcie on kiwnął głową. Usiedli z powrotem po przeciwnych stronach dębowego biurka.
– Obiektem pani starań byłby ten człowiek. – Przesunął ku dziewczynie zdjęcie.
Ujęła je w dwa palce. Oooch...! Mężczyzna na fotografii był piękny, po prostu piękny! Cudne męskie ciacho do schrupania! Odetchnęła w duchu, bo już zaczęła się obawiać, że ma uwieść jakiegoś obleśnego starucha...
– Raul de Luca – przeczytała półgłosem podpis z drugiej strony fotografii. – Francuz?
– Jego ojciec był Francuzem.
Andżelika uśmiechnęła się szeroko. Miłość francuska... miodzio, po prostu miodzio!
Ale jej rozmówca był poważny.
– Proszę się tak nie cieszyć. On jest bystry i inteligentny. W sekundę odkryje każdy podstęp. Nie wystarczy wskoczyć mu do łóżka. Musi go pani w sobie rozkochać i zyskać jego zaufanie, a to nie będzie łatwe.
– Sądzę, że dam sobie radę – odparła.
– Chciałbym, żeby zdała sobie pani sprawę, jak niebezpieczny jest to człowiek...
– Domyślam się, że nie zajmuje się hodowlą kotów. – Brzmiało to żartobliwie, ale przez twarz mężczyzny nie przemknął nawet cień uśmiechu.
– Bez skrupułów zniszczy każdego, kto mu w jakikolwiek sposób zagrozi. Fizycznie zniszczy. – Nie chciał użyć słowa „zabije”, by jej nie wystraszyć.
Skinęła tylko głową.
– Jeżeli sprosta pani zadaniu, wynagrodzenie będzie co najmniej zadowalające.
– To znaczy?
Na odwrocie zdjęcia napisał kwotę, która rzeczywiście była zadowalająca. Teraz to dziewczyna musiała wciągnąć powietrze. Ile ciuchów sobie za to kupi! Ile kosmetyków! Wystarczy jej na to forsy do końca życia!
– Biorę to zlecenie. – Zdecydowanym ruchem sięgnęła po zdjęcie i w następnej chwili uczyniła coś, czym mu zaimponowała: wyciągnęła zapalniczkę i podpaliła fotografię wraz z ceną za „usługę”, trzymając za rożek dotąd, aż płomień zaczął parzyć w palce.
Rozparł się na fotelu, patrząc na swoją nową podopieczną z prawdziwą satysfakcją. Odpowiedziała swym irytującym, bezczelnym uśmieszkiem.
– Czy może pani, droga Andżeliko, na dobry początek zaprezentować swoje umiejętności?
– Oczywiście.
Wstała, obeszła biurko, uklękła między jego kolanami i sięgnęła do rozporka, jednym ruchem smukłej dłoni uwalniając nabrzmiałą, gotową do działania męskość. Uśmiechnęła się, wymruczała z zadowoleniem: „Jak ja to lubię...” i bez zbędnych ceregieli wzięła członek w usta, po czym zaczęła z dużym oddaniem pracować językiem i karminowymi od pomadki wargami.