-
W empik go
Mistrz sceny - ebook
Mistrz sceny - ebook
Każdy z nas uwielbia cyrk – te emocje, kolory, muzykę. Zazdrościmy artystom talentu i wolności. Ale co, jeśli do naszego miasta przyjedzie trupa pełna niepokojących tajemnic?
Flora stara się spełniać swoją rolę jako medium i całe dnie spędza z tragicznymi wspomnieniami dusz. Gdy do Międzysłowia przyjeżdża wędrowna trupa cyrkowa, mieszańcy robią wszystko, aby być na każdym występie. Sama Flora nie jest nimi żywo zainteresowana, dopóki się nie dowiaduje, że artyści mogą ukrywać pewną księgę, która w niewłaściwych rękach będzie siać spustoszenie w obu światach – zarówno wśród żywych, jak i umarłych.
Gdy w międzyczasie na jaw wychodzą tajemnicze porwania obejmujące cały kraj, jedyna istniejąca poszlaka prowadzi właśnie do cyrku.
Czy coś, co miało być tylko zabawą, może być drogą do koszmaru?
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368037722 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Starsza kobieta pogładziła pustą kartę księgi, przyglądając się jej chwilę, po czym wróciła spojrzeniem do swojego jedynego słuchacza.
– Nie powiedziałeś mi, skąd pochodzisz – odezwała się cicho. Cały czas dotykała chropowatego papieru równie szorstkimi palcami.
– Teraz nie mam swojego stałego miejsca – odpowiedział jej młodzieniec. – Ale urodziłem się w Krakowie.
– Ach, duże miasta. To nie dla mnie. Z jakiegoś powodu od zawsze przyciągały mnie mniejsze miasteczka. Nie wsie. Miasteczka. – Przeniosła rękę z księgi i wycelowała ją w swojego gościa, prostując palec wskazujący, jakby chciała go przed czymś przestrzec. – Czy wiesz, co jest interesującego w mniejszych miejscowościach?
– Mniej ludzi?
– I tak, i nie. Wieś ma ich jeszcze mniej, więc jeżeli ktoś życzy sobie spokoju, to wybierze wioskę na odludziu. Nie o tym jednak mówię. Chodzi mi konkretnie o… – zawiesiła na moment głos, a następnie przejechała palcem po dole karty – …tajemnice. Wiele miejsc ma swoje sekrety, czy to prawdziwe, czy wymyślone. Jednak jak tajemnice wiosek są niezdrowe, tak te miasteczek intrygują. Od kilku godzin mówimy przecież o małym mieście, w którym nasza bohaterka postanowiła spędzić resztę swojego życia.
– Czy mogło tam się stać coś gorszego od morderstw dzieci? – zapytał niepewnie chłopak.
Starsza kobieta zaśmiała się cicho i uderzyła paznokciem w złotą popielnicę nad stolikiem, jak gdyby miała to być odpowiedź twierdząca na to pytanie.
– Międzysłów musi stawić czoła kolejnemu horrorowi, ale zanim do niego przejdziemy, nasze medium dostaje dość niespotykaną wiadomość.Rozdział pierwszy
Międzysłów, rok 1997
Nie lubię cmentarzy. Przyprawiają mnie o dreszcze z tego samego powodu co innych. Jednak w moim przypadku ryzyko spotkania bytu z zaświatów było większe, co jest jedną z wielu wad bycia członkiem rodziny medium.
Przestałam żłobić dziurę w ziemi czubkiem buta i opatuliłam się ciaśniej szalikiem. Tyle czasu oczekiwałam upragnionej ciepłej wiosny, ale w kwietniu – jak to zwykle bywa w tym miesiącu – postanowiła wrócić zima. Wprawdzie śniegu nie było, lecz mroźna mżawka, wbijająca się w moją skórę jak igiełki lodu i temperatura bliska zeru nie poprawiały mojego, i tak koszmarnego, samopoczucia.
Z jednego gówna w drugie – pomyślałam ponuro, widząc, jak od niewielkiej grupki zebranych nad grobem osób odłączyła się około trzydziestoletnia, schludnie ubrana kobieta. Na twarzy miała wypisaną naganę, którą, oczywiście, zaraz od niej otrzymam.
Nie miałam jednak zamiaru zbliżać się do grobu, którego sąsiad stał nieopodal i wpatrywał się we mnie martwym, nienawistnym spojrzeniem.
– Dlaczego właściwie zgodziłam się tu przyjechać? – burknęłam pod nosem i w końcu zdecydowałam się na uczestnictwo w końcówce ceremonii.
O przyjeździe tutaj dowiedziałam się tydzień temu, ale cofnijmy się o pełny miesiąc.
Nie po raz pierwszy otworzyłam oczy i znalazłam się na szarym pustkowiu. Pierwszy raz jednak w takim miejscu ujrzałam duszę wlepiającą we mnie wielkie oczy. Pięcioletnia dziewczynka kucała przede mną i obserwowała mnie z zaciekawieniem. Nie poruszałam się, bo nie wiedziałam, co zrobi. To było wspomnienie, nie jawa, więc teoretycznie nie powinnam mieć bezpośredniego kontaktu z duszą, tylko z elementami jej przeszłości. Po chwili zrozumiałam, że to właśnie dziewczynka musiała być tym elementem, gdyż wspomnienie należało do starszego mężczyzny.
Kiedy miałam ją o coś zapytać, uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę. Złapałam ją i wstałam. Krajobraz w sekundzie się zmienił i szara ziemia, zasypana gałęziami i cierniami, pokryła się trawą. Gdy jednak zaczęłyśmy iść, zieleń za nami zwiędła – zupełnie jakby jedynie nasza obecność dawała temu miejscu kolory.
Dziewczynka nie puszczała mojej ręki, dopóki nie dotarłyśmy do drzwi. Poza nimi nic nie było – żadnego domu, ścian czy jakiejkolwiek zapowiedzi, dokąd mogłyby zaprowadzić. Rozejrzałam się z niepokojem w poszukiwaniu przewodnika w postaci czarnego motyla, lecz nadal go nie widziałam. Może to i dobry znak.
Przekroczyłyśmy próg i dziewczynka puściła moją rękę, po czym wbiegła w ciemność obrośniętego chwastami korytarza. Zmarły był podobno politykiem z Warszawy i znajomym burmistrza Międzysłowia. Tak zarośnięta przeszłość mogła być dowodem jego brudnych praktyk, które chciałam odkryć, ale nigdy wcześniej nie prowadziłam takich poszukiwań – do tej pory dusze same porywały mnie we wspomnienia i niemalże podawały mi wszystko na tacy. Wprawdzie od sprawy porwań dzieci z zeszłego roku już kilka razy weszłam nieproszona do głów trupów, ale w żadnym z tych przypadków nie udało mi się osiągnąć celu. Za każdym razem mnie wyrzucały. Jak gdyby nie chciały, abym dowiedziała się o ich cierpieniu. Jak w takim razie mam im pomóc? Czy Matylda Zalew była jedyną duszą, która tak naprawdę prosiła mnie o pomoc i na tym skończyła się moja rola jako medium?
Oprzytomniałam i zatrzymałam się gwałtownie, w ostatniej chwili unikając wpadnięcia w dziurę bez dna. Klęknęłam na podłodze i wychyliłam się ostrożnie do przodu. Spotkałam się nie tylko z pustką, ale i zimnem. Wycofałam się pospiesznie, gdy przypomniałam sobie podobną otchłań, w którą nie tak dawno wciągnęły mnie ręce. Już chciałam się poddać i spróbować opuścić koszmar na własną rękę, kiedy z głębi przepaści dobiegł do mnie zaskakujący odgłos.
Muzyka.
Nie była to jednak upiorna nuta ciuciubabki, która jeszcze nieraz nawiedzała mnie w snach, ale zwykła muzyczka, grana chyba na akordeonie albo katarynce. A może była to cała orkiestra? Dopiero po chwili się zorientowałam, że znałam tę melodię.
To była popularna linia melodyczna wykorzystywana w cyrku. Raz, z daleka, widziałam taki cyrk, gdy przejeżdżał przez wioskę, w której mieszkałam jakiś czas po ucieczce z rodzinnej wsi. Nie zatrzymał się tam jednak i szybko o nim zapomniałam. W tej chwili muzyka była odległa i towarzyszyło jej echo, więc być może zmarły też widział, jak trupa cyrkowa przejeżdżała przez jego miasto.
Westchnęłam i ruszyłam w kierunku, z którego przyszłam. Miałam tylko nadzieję, że teraz ta melodia nie będzie mi się śniła po nocach.
Po kilku krokach echo cyrkowej muzyczki zanikło i jego miejsce zajęły odgłosy skrzypienia i przesuwania czegoś. Odwróciłam się i ze zgrozą zauważyłam mknącą ku mnie przepaść. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby goniła mnie dziura. Rzuciłam się do biegu, ale daleko nie dotarłam i wkrótce straciłam grunt pod stopami, gdy spotkałam się z tą nieprzyjemną czernią.
*
Wciągnęłam gwałtownie powietrze i spadłam z krzesła, na którym siedziałam. Zaklęłam i pomasowałam tył głowy. Kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej, dostrzegłam utkwione we mnie dwie pary oczu. Westchnęłam poirytowana.
– Nic.
Arkadiusz Sepia również westchnął, tyle że z żalem. Jego syn – Kuba – stracił zainteresowanie sytuacją i zaczął się rozglądać po pokoju.
– Naprawdę nic? – upewnił się dziennikarz. – Nic podejrzanego?
– We wspomnieniach zmarłych nie ma nic, co nie jest podejrzane, bo wszystko jest koszmarne. – Wstałam i rozprostowałam kości. Zerknęłam z niechęcią na ducha siedzącego nieruchomo na brzegu łóżka, a następnie na jego zakrwawiony cielesny kontener ułożony tuż przy jego nogach. – Nie wygląda na to, żeby chciał odejść. Nie potrafię go do tego zmusić, jeżeli sam nie będzie chciał sobie pomóc.
Chwilę milczeli. W międzyczasie sześcioletni Kubuś znudził się przeglądaniem jakiejś książki i zaczął rysować podłogę metalową częścią wieszaka.
– Czy to na pewno dobry pomysł przyprowadzać dzieciaka w takie miejsce? – zapytałam.
Nieważne, jak idealnie Sepia wyglądał i się zachowywał. Już zdążyłam zauważyć, że miał małe problemy z odpowiedzialnością albo pamięcią – jeśli nie gubił syna, to pokazywał mu zbyt dużo brutalności tego świata.
– Widział o wiele gorsze rzeczy w zeszłym roku. Poza tym nie miałem go z kim zostawić. Przedszkole dzisiaj nieczynne, a Karolina jest na wyjeździe służbowym.
– Nie ma innej rodziny? Dziadkowie? Ciotka?
Milczał przez moment. Pokręcił głową. Ja z kolei dalej miałam problem z trzymaniem języka za zębami. Nie obchodziło mnie, czy nie żyją, czy po prostu zerwali kontakt, więc nie wiem, co chciałam osiągnąć dopytywaniem o to.
– Może spróbuj jeszcze raz – zasugerował Sepia. – Pamiętasz? Gdy szukałaś Kuby po jego porwaniu, to po drugiej próbie znalazłaś więcej informacji.
– Tobie łatwo to mówić. To wcale nie jest przyjemne – warknęłam. – Poza tym miałam wtedy do czynienia ze wspomnieniem rzeczy, nie człowieka, i ono jest łagodniejsze w skutkach.
– Rozumiem…
Irytował mnie ten jego żal. Czułam się przez to winna. Ostatecznie przystałam na jego prośbę i usiadłam na podłodze przed ciałem, po czym sięgnęłam ręką w stronę duszy.
Od razu szarpnęło mną i zatrzęsło jak w pralce. Znowu znalazłam się na tym pustkowiu, ale teraz coś się zmieniło. Było gęsto porośnięte cierniami i łysymi gałęziami – znacznie gęściej niż w tamtym korytarzu z przepaścią. Zaniepokoiłam się stanem zmarłego, ponieważ tak radykalna zmiana mogła sugerować, że ze zwykłej zagubionej duszy stanie się mściwą, a w trakcie tego procesu nie powinnam być w jej wspomnieniach. Muzyczka cyrkowa ponownie rozbrzmiała, jak gdyby pośród tej gęstwiny ukryte były samogrające instrumenty.
Nagle pośród cierni pojawiła się ona. Pięcioletnia dziewczynka stała do mnie tyłem kilka kroków dalej. Podeszłam do niej niepewnie i położyłam dłoń na jej ramieniu w przekonaniu, że znowu mnie poprowadzi, ale ona odwróciła się gwałtownie, chwyciła za mój nadgarstek i zbliżyła do mnie oszpeconą i rozpadającą się twarz.
Cofnęłam się z krzykiem, wypełniona strachem nie wiadomo czyim – moim czy duszy. Nie musiałam myśleć, jak się stąd wydostać, ponieważ wyrzuciło mnie jeszcze brutalniej niż wcześniej. Sunęłam na plecach na drugi koniec pokoju, jakbym oberwała w brzuch czymś ciężkim. Nie zważając na ból, natychmiast się podniosłam, bo martwiłam się, że przemiana ducha dobiegła końca i zaraz wyrządzi więcej szkód na jawie niż we wspomnieniu. On jednak tylko zawył przeraźliwie, co ponownie posłało mnie na podłogę, po czym wyparował.
Usiadłam i odjęłam dłonie od uszu. Oprzytomniałam dopiero, kiedy Sepia potrząsnął mnie za ramiona. Coś do mnie mówił, ale docierało do mnie co drugie słowo. Nie wiedziałam, czy to przez szok, czy coś się stało z moim słuchem. Nie odrywałam wzroku od pustego łóżka.
Drugi raz byłam świadkiem czegoś takiego, ale pierwszy raz zdarzyło się to poza wspomnieniem. Zniszczenie duszy. Kiedy kilka lat temu miałam swój debiut jako medium w czyimś zmarłym umyśle, nie miałam pojęcia, co zrobić i jak się zachować, więc nieświadomie doprowadziłam duszę do zniszczenia. Wówczas stało się to jednak we wspomnieniu i dopiero wtedy mnie wyrzuciło, a nie tak jak teraz. Ponownie zaczęłam żałować, że nikt inny poza mną nie mógł chociaż Widzieć.
– Hej! – Sepia szarpnął mną tak mocno, że naciągnął mi i tak obolały mięsień na brzuchu.
Syknęłam z bólu. To jednak skutecznie przywróciło mnie do rzeczywistości.
– Przepraszam. Nic ci nie jest? Co się stało?
– Odszedł – mruknęłam i z jego pomocą podniosłam się na nogi.
– Ale mówiłaś…
– Nastąpiło zniszczenie duszy. – Potarłam twarz. – Ale nie wiem dlaczego. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się to poza wspomnieniem. Tak jakby… czuł, że nadchodzi jego koniec, i dlatego mnie wyrzucił. Tak czy inaczej, nic już się od niego nie dowiemy. – Zastanowiłam się. – Coś było nie tak. Za drugim razem też to usłyszałam.
– Co?
– Cyrk. A dokładniej muzykę z cyrku. Zakładam, że ofiara po prostu usłyszała, jak przejeżdża przez jej miasto.
– A może w nim była?
– Też możliwe, ale…
– Pamiętasz ostatnią upiorną melodię? Może to nie chodzi o cyrk, tylko o pozytywkę lub inne urządzenie, które ją wytwarza? Warto zapytać o to wróżkę z Sępatycznej.
– To nie ma znaczenia.
– A może właśnie ma? Może ma to związek z jego przeszłością? Kiedy my, żywi, śnimy o czymś często, zwłaszcza w formie koszmaru, to najpewniej jest to traumatyczne doświadczenie. W jego przypadku mogło być tak samo.
– A może po prostu szukasz dziury w całym, żeby tylko napisać ten swój pieprzony artykuł? – warknęłam, zła na jego wścibskość i zafascynowanie tematem. Poczułam pociągnięcie za rękaw. – Co znowu?
Zerknęłam na Kubę, który podał mi złożony kawałek papieru. Niechętnie go dotknęłam, ale nie wciągnęło mnie we wspomnienia martwego przedmiotu, co mnie z jednej strony ucieszyło, ale z drugiej nieco zaniepokoiło. Gdy tylko poczułam papier pod opuszkami palców, miałam wrażenie, że delikatnie kopnął mnie prąd. Rozłożyłam kartkę. Była pusta.
– Skąd to masz? – zwróciłam się do chłopca.
– Wystawało temu panu z kieszeni – odparł Kuba i wskazał na ciało polityka. – Chciałem po tym rysować, ale się nie da.
– Jak to się nie da?
Wzruszył ramionami. Albo nie chciał mi wyjaśnić, albo sam tego nie wiedział. Byłam jednak zbyt zmęczona i poirytowana, żeby to drążyć. Schowałam znalezisko do kieszeni kurtki i opuściłam miejsce zbrodni.