Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mistrzowie opowieści. Święta, święta... - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mistrzowie opowieści. Święta, święta... - ebook

Święta to czas, kiedy dobre rzeczy zdarzają się częściej. Ludzie stają się życzliwsi, a świat trwa w oczekiwaniu na przemianę. Czy i tym razem zdarzy się świąteczny cud?

Zbiór opowieści z najróżniejszych zakątków świata łączy ten sam motyw, ale realizacje są zaskakująco nieoczywiste – niektóre pełne nostalgii, przekornych puent, inne prosto spod ciemnej gwiazdki. Srogie, śnieżne zimy mieszają się tutaj ze świętami spędzanymi w gorętszym klimacie. Jest też miejsce na nieoczekiwane prezenty, rozbłyskujące tu i ówdzie światełka i wzruszenie, które niespodziewanie ściska za gardło. Małe świąteczne cuda przeplatają się z chwilami, które na zawsze zapadają w pamięć. Bo do odkrycia magii świąt nie zawsze potrzeba mnóstwa prezentów. Czasem wystarczy samotny spacer.

Opowiadania pozwalają odkryć klasyków literatury na nowo – od Hansa Christiana Andersena i Antoniego Czechowa, przez Elizabeth Bowen i Dylana Thomasa, po Tove Jansson i Grace Paley. Choć autorzy posługują się różnymi językami, to łączy ich jedno – patrzą na świat oczami wiecznie zaciekawionego dziecka, pełnego zachwytu i zdziwienia, choć świat wokół zdaje się coraz bardziej szalony.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8032-845-7
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

.

HANS CHRI­STIAN ANDER­SEN (1805–1875) uro­dził się na duń­skiej wy­spie Fio­nia, w ro­dzi­nie szewca i praczki. Czy­tel­nicy na ca­łym świe­cie znają go przede wszyst­kim jako au­tora ba­śni nie tylko dla dzieci. In­spi­ra­cją dla nie­za­po­mnia­nych utwo­rów An­der­sena – ta­kich jak Mała sy­renka, Brzyd­kie ka­czątko czy Kró­lowa śniegu – były po­da­nia lu­dowe, które w dzie­ciń­stwie sły­szał od babci. Cho­inka uka­zała się dru­kiem po raz pierw­szy w 1844 roku. Rok póź­niej au­tor prze­czy­tał ją na głos pod­czas przy­ję­cia gwiazd­ko­wego, w któ­rym uczest­ni­czył je­den z braci Grimm.

.

HANS CHRI­STIAN ANDER­SEN

CHO­INKA

Z duń­skiego prze­ło­żyła Bo­gu­sława So­chań­ska

*

Stała so­bie w le­sie piękna cho­inka; ro­sła w do­brym miej­scu, gdzie do­cho­dziło słońce, było dużo po­wie­trza, a wo­kół liczne to­wa­rzy­stwo więk­szych od niej świer­ków i so­sen; ale ją in­te­re­so­wało tylko to, żeby uro­snąć, nie my­ślała o cie­płym sło­neczku ani o świe­żym po­wie­trzu, nie ob­cho­dziły jej dzieci ze wsi, które cho­dziły so­bie po le­sie i roz­ma­wiały, zbie­ra­jąc po­ziomki lub ma­liny; czę­sto zja­wiały się z peł­nym gar­nusz­kiem albo sznu­rem po­zio­mek na­ni­za­nych na źdźbło trawy, sia­dały pod cho­inką i mó­wiły: – O, jaka śliczna ta mała! – Tego cho­inka wcale nie miała ochoty słu­chać.

Po roku była więk­sza o długi przy­rost, a po ko­lej­nym – więk­sza o jesz­cze je­den; po tych wszyst­kich przy­ro­stach za­wsze można po­znać, od ilu lat drzewo ro­śnie.

– Och, gdy­bym była ta­kim wiel­kim drze­wem jak inne – wzdy­chała cho­inka – mo­gła­bym sze­roko roz­po­ście­rać ga­łę­zie i czub­kiem oglą­dać wielki świat! Ptaki bu­do­wa­łyby w mo­ich ga­łę­ziach gniazda, a przy wietrz­nej po­go­dzie mo­gła­bym się kła­niać tak pięk­nie jak inne drzewa!

Żad­nej przy­jem­no­ści nie spra­wiało jej sło­neczne świa­tło, ptaki ani ró­żowe ob­łoki, że­glu­jące nad nią rano i wie­czo­rem.

A kiedy była zima i wo­kół le­żał iskrzący się bielą śnieg, nad­bie­gał czę­sto za­jąc i prze­ska­ki­wał przez małą cho­inkę – och, ja­kie to było de­ner­wu­jące! Ale mi­nęły dwie zimy i gdy na­de­szła trze­cia, drzewko było tak wy­so­kie, że za­jąc mu­siał je omi­jać. „Ach, uro­snąć, uro­snąć, być wiel­kim i sta­rym drze­wem, tylko to jest piękne na tym świe­cie” – my­ślała cho­inka.

Je­sie­nią zja­wiali się drwale i wy­ci­nali nie­które spo­śród naj­więk­szych drzew, było tak co roku, i młoda cho­inka, która te­raz już cał­kiem wy­ro­sła, drżała na ten wi­dok, bo wiel­kie, wspa­niałe drzewa upa­dały na zie­mię z trza­skiem i hu­kiem, ga­łę­zie od­rą­by­wano, a wtedy wy­da­wały się na­gie, dłu­gie i chude, nie­mal nie można ich było po­znać. A po­tem wrzu­cano je na wozy i ko­nie wy­wo­ziły je z lasu.

Do­kąd je za­bie­rano? Co je cze­kało?

Wio­sną, gdy przy­le­ciały ja­skółki i bo­ciany, cho­inka za­py­tała: – Wie­cie, do­kąd je za­brali? Spo­tka­ły­ście je?

Ja­skółki nie wie­działy, ale bo­cian zro­bił po­ważną minę, ski­nął głową i po­wie­dział: – Tak, chyba tak. Kiedy le­cia­łem z Egiptu, wi­dzia­łem wiele no­wych stat­ków, było na nich dużo wspa­nia­łych masz­tów, śmiem twier­dzić, że to one, pach­niały świer­kiem, przy­no­szę od nich po­zdro­wie­nia, wy­soko się trzy­mają, oj wy­soko!

– Och, gdy­bym i ja była dość duża, żeby móc wy­ru­szyć na mo­rze! Ja­kie wła­ści­wie jest to mo­rze, do czego jest po­dobne?

– O, długo by mó­wić – po­wie­dział bo­cian i po­szedł so­bie.

– Ciesz się swoją mło­do­ścią! – mó­wiły pro­mie­nie sło­neczne. – Ciesz się z tego, że ro­śniesz, z tego mło­dego ży­cia, które w so­bie masz.

Wiatr ca­ło­wał cho­inkę i rosa wy­pła­ki­wała nad nią łzy, ale ona tego nie ro­zu­miała.

Gdy nad­cho­dziła Gwiazdka, wy­rą­by­wano cał­kiem młode drzewka, czę­sto na­wet mniej­sze i młod­sze od niej, a ona nie mo­gła za­znać spo­koju, wciąż ma­rzyła, by ru­szyć w świat. Te młode drzewka, a były to za­wsze naj­pięk­niej­sze cho­inki, za­cho­wy­wały swoje ga­łę­zie. Kła­dziono je na wozy i ko­nie wy­wo­ziły je z lasu.

– Do­kąd je wiozą? – py­tała cho­inka. – Nie są więk­sze niż ja, jedna była na­wet dużo mniej­sza. Dla­czego nie od­rą­bano im ga­łęzi? Do­kąd po­je­chały?

– My wiemy, my wiemy! – za­ćwier­kały wró­ble. – Za­glą­da­ły­śmy w mie­ście do okien, wiemy, do­kąd po­je­chały! O... cze­kają tam na nie wspa­nia­ło­ści, ja­kie tylko so­bie można wy­obra­zić! Za­glą­da­ły­śmy do okien i wi­dzia­ły­śmy, usta­wiają je na środku cie­płego po­koju i ozda­biają cud­nymi rze­czami, zło­co­nymi jabł­kami, pier­nicz­kami, za­baw­kami i set­kami świe­czek.

– A po­tem? – spy­tała cho­inka, a wszyst­kie jej ga­łązki drżały. – A po­tem, co się dzieje po­tem?

– No, wię­cej nie wi­dzia­ły­śmy. Ale to było coś nie­sa­mo­wi­tego!

„Czyż­bym przy­szła na świat, by pójść tą wspa­niałą drogą? – emo­cjo­no­wała się cho­inka. – To jesz­cze lep­sze niż pły­wa­nie po mo­rzu! Jak ja cier­pię z tę­sk­noty! Żeby tak już była Gwiazdka! Te­raz je­stem wy­soka i roz­ło­ży­sta jak cho­inki, które wy­wieźli ze­szłego roku. Och, że­bym już le­żała na wo­zie, że­bym tak mo­gła stać na środku tego cie­płego po­koju wśród tych wszyst­kich wspa­nia­ło­ści! A po­tem? O, po­tem na­dej­dzie coś jesz­cze lep­szego, jesz­cze pięk­niej­szego, w prze­ciw­nym ra­zie po co mie­liby mnie tak stroić? Musi na­dejść coś jesz­cze więk­szego, jesz­cze wspa­nial­szego! Ale co? Och, jak ja cier­pię, jak tę­sk­nię! Sama nie wiem, co się ze mną dzieje”.

– Ciesz się nami! – mó­wiły po­wie­trze i sło­neczne świa­tło. – Ciesz się mło­do­ścią na ło­nie na­tury!

Ale cho­inka wcale się tym nie cie­szyła; ro­sła i ro­sła, la­tem i zimą była zie­lona, ciem­no­zie­lona; lu­dzie, któ­rzy ją wi­dzieli, mó­wili: „To piękne drzewo!”. A krótko przed Gwiazdką wy­rą­bano ją pierw­szą w le­sie. Sie­kiera wcięła się głę­boko w rdzeń, cho­inka opa­dła na zie­mię z wes­tchnie­niem. Po­czuła ból, bez­sil­ność, nie była w sta­nie my­śleć o szczę­ściu, za­smu­ciła ją roz­łąka z do­mem, z miej­scem, w któ­rym wy­ro­sła; wie­działa prze­cież, że ni­gdy wię­cej nie zo­ba­czy dro­gich, sta­rych przy­ja­ciół, ma­łych krze­wów i kwia­tów, które ro­sły do­koła, a może na­wet i pta­ków. Wy­jazd wcale nie był przy­jemny.

Przy­szła do sie­bie do­piero, kiedy wy­ła­do­wana z wozu ra­zem z in­nymi drze­wami na po­dwórko, usły­szała słowa ja­kie­goś czło­wieka: – Ta jest pierw­szo­rzędna, bie­rzemy ją!

Na­de­szło dwóch słu­żą­cych w peł­nej gali i wnie­śli cho­inkę do du­żego, pięk­nego sa­lonu. Na ścia­nach wi­siały por­trety, a przy wiel­kim ka­flo­wym piecu stały chiń­skie wazy z lwami na po­kry­wach; były tam bu­jane fo­tele, je­dwabne sofy, duże stoły pełne ksią­żek z ob­raz­kami i za­ba­wek war­tych sto razy po sto ta­la­rów – w każ­dym ra­zie tak mó­wiły dzieci. Cho­inkę umiesz­czono w du­żym ku­ble wy­peł­nio­nym pia­skiem, ale nikt nie wi­dział, że to ku­beł, bo ob­cią­gnięto go zie­lo­nym suk­nem i po­sta­wiono na du­żym, ko­lo­ro­wym dy­wa­nie. Och, jak cho­inka drżała! Co też bę­dzie da­lej? Ubie­rali ją słu­żący i po­ko­jówki. Na jed­nej ga­łęzi za­wie­sili małe ko­szyczki wy­cięte z ko­lo­ro­wego pa­pieru, każdy był pe­łen sło­dy­czy, po­zła­cane jabłka i orze­chy wy­glą­dały, jakby na cho­ince ro­sły, a do ga­łą­zek przy­mo­co­wano po­nad sto czer­wo­nych, nie­bie­skich i bia­łych świe­czek. Wśród ga­łęzi ko­ły­sały się po­dobne do lu­dzi la­leczki – cho­inka ni­gdy jesz­cze ta­kich nie wi­działa – a na szczy­cie umiesz­czono wielką gwiazdę ze złotka; było to piękne, nie­zrów­na­nie piękne.

– Dziś wie­czo­rem – mó­wili wszy­scy – dziś wie­czo­rem bę­dzie się świe­ciła.

„Och – po­my­ślała cho­inka – żeby już był wie­czór, żeby wresz­cie za­pa­lili świeczki! A co bę­dzie po­tem? Czy przyjdą mnie zo­ba­czyć drzewa z lasu? Czy do okna przy­lecą wró­ble? Czy tak przy­stro­jona będę tu ro­sła la­tem i zimą?”.

Wie­działa, że bę­dzie to coś nie­zwy­kłego i aż ją kora bo­lała z nie­cier­pli­wo­ści, a ból kory jest tak samo nie­do­bry dla drzewa jak ból głowy dla nas, lu­dzi.

Wresz­cie świeczki za­pa­lono. Co za blask, co za wspa­nia­łość! Cho­ince drżały wszyst­kie ga­łązki, aż ja­kaś świeczka pod­pa­liła igły, oj, jak za­pie­kło.

– Boże ra­tuj! – za­krzyk­nęły po­ko­jówki i po­śpiesz­nie uga­siły ogień.

Te­raz cho­inka nie śmiała na­wet drżeć. To było okropne! Tak się bała zgu­bić któ­rą­kol­wiek ze swych ozdób, była zu­peł­nie oszo­ło­miona ca­łym tym bla­skiem – na­gle otwarto oba skrzy­dła drzwi i do po­koju wpa­dła gro­madka dzieci z ta­kim im­pe­tem, jakby chciały prze­wró­cić drzewko; do­ro­śli sta­tecz­nie we­szli za nimi; dzieci za­trzy­mały się w mil­cze­niu, ale tylko na chwilkę, i za­raz znów za­częły sza­leć z ra­do­ści, aż dud­niło; tań­czyły wo­kół drzewka i wy­cią­gały pre­zent za pre­zen­tem.

„Co one ro­bią? – po­my­ślało drzewko. – Co bę­dzie da­lej?”. Świeczki wy­pa­liły się aż do ga­łą­zek, a jak już się wy­pa­liły, to je zga­szono, i wtedy dzie­ciom wolno było oga­ła­cać drzewko. Och, wpa­dły na nie, aż za­trzesz­czały wszyst­kie ga­łązki, gdyby czu­bek z gwiazdą nie był przy­wią­zany ka­wał­kiem gał­ganka do su­fitu, cho­inka prze­wró­ci­łaby się.

Dzieci tań­czyły do­okoła ze swo­imi wspa­nia­łymi za­baw­kami, na cho­inkę nie pa­trzył nikt poza starą niańką, która prze­cha­dzała się, od czasu do czasu za­glą­da­jąc mię­dzy ga­łązki, ale tylko po to, żeby spraw­dzić, czy nie zo­stało tam jesz­cze ja­kieś ja­błuszko albo figa.

– Bajkę, bajkę! – za­wo­łały dzieci i przy­cią­gnęły do cho­inki ma­łego, okrą­głego je­go­mo­ścia, który usiadł tuż przy niej. – Tym spo­so­bem bę­dzie nam jak w le­sie – po­wie­dział – a drzewku bar­dzo się przyda po­słu­chać ra­zem z wami, ale opo­wiem tylko jedną hi­sto­rię. Chce­cie po­słu­chać tej o Ivede-Avede czy tej o „Klumpe-Dumpe, który spadł ze scho­dów, a mimo to do­stał tron i księż­niczkę”?

– Ivede-Avede! – za­wo­łała część dzieci. – Klumpe-Dumpe! – za­wo­łały inne; był krzyk i rwe­tes, tylko cho­inka stała w mil­cze­niu i my­ślała: „A ja nie mam brać w tym udziału? Nic nie mam ro­bić?!”. – A prze­cież brała we wszyst­kim udział, zro­biła to, co do niej na­le­żało.

I męż­czy­zna opo­wie­dział o „Klumpe-Dumpe, który spadł ze scho­dów, a mimo to do­stał tron i księż­niczkę”. A dzieci kla­skały w dło­nie i wo­łały: – Jesz­cze, jesz­cze! – Chciały także o Ivede-Avede, ale męż­czy­zna opo­wie­dział tylko o Klumpe-Dumpe. Cho­inka stała ci­chutko, za­my­ślona; ptaszki w le­sie ni­gdy nie opo­wia­dały ta­kich rze­czy. „Klumpe-Dumpe spadł ze scho­dów, a mimo to do­stał tron i księż­niczkę za żonę! Tak, tak to bywa w ży­ciu!” – po­my­ślała i uwie­rzyła, że to prawda, bo hi­sto­rię tę opo­wia­dał bar­dzo po­rządny czło­wiek. „No, no, kto wie, może i ja spadnę ze scho­dów i do­stanę księ­cia za męża”. – I cie­szyła się na na­stępny dzień, kiedy znów ją ubiorą w świeczki, za­bawki, złotka i owoce.

„Ju­tro nie będę się trząść – po­my­ślała. – Będę się cie­szyć moją urodą. Ju­tro znów po­słu­cham opo­wie­ści o Klumpe-Dumpe, a może na­wet i o Ivede-Avede”. I stała przez całą noc spo­kojna, za­to­piona w my­ślach.

Rano do po­koju we­szło dwoje słu­żą­cych.

„Za­raz za­cznie się stro­je­nie” – po­my­ślała cho­inka, ale chło­pak i dziew­czyna wy­cią­gnęli ją z po­koju, scho­dami w górę na strych i upchnęli w ciemny kąt, gdzie nie za­glą­dał dzień. „Co to ma zna­czyć?! – zdzi­wiła się cho­inka. – Co ja mam tu ro­bić? Czego mam słu­chać?”. Oparła się o ścianę i my­ślała, my­ślała. A miała dużo czasu, bo mi­jały noce i dnie i na strych nikt nie przy­cho­dził, a je­śli w końcu kto przy­szedł, to po to, żeby sta­wiać w ką­cie ja­kieś wiel­kie skrzy­nie; drzewko stało cał­kiem scho­wane, wy­da­wało się, że zu­peł­nie o nim za­po­mniano.

„Tam jest te­raz zima – my­ślało. – Zie­mia jest twarda, przy­kryta śnie­giem, nie mo­gli mnie za­sa­dzić i pew­nie dla­tego mu­szę tu stać pod da­chem do wio­sny; nie­źle po­my­ślane! Lu­dzie są bar­dzo do­brzy. Gdyby tylko nie było tu tak ciemno i tak strasz­li­wie sa­mot­nie, nie ma na­wet za­jączka! W le­sie było tak we­soło, kiedy spadł śnieg, a do­okoła ki­cały za­jączki, na­wet gdy przeze mnie ska­kały, cho­ciaż wtedy mi się to nie po­do­bało. Tu­taj jest strasz­nie sa­mot­nie”.

– Pi, pi – za­pisz­czała w tej sa­mej chwili ja­kaś myszka i wy­sko­czyła z dziurki. A po­tem jesz­cze jedna. Po­wą­chały cho­inkę i śmi­gnęły mię­dzy jej ga­łę­ziami.

– Strasz­nie zimno! – za­wo­łały. – Ale cu­dow­nie jest być tu­taj, prawda, stara cho­inko?

– Wcale nie je­stem stara! – od­parła cho­inka. – Wiele cho­inek jest ode mnie dużo star­szych!

– Skąd je­steś? – za­py­tały myszki. – I co wiesz? – Były okrop­nie cie­kaw­skie. – Opo­wiedz nam o naj­pięk­niej­szym miej­scu na ziemi. By­łaś tam? By­łaś w spi­żarni, gdzie na pół­kach leżą sery, pod su­fi­tem wi­szą szynki, gdzie się tań­czy na ło­jo­wych świe­cach i gdzie wcho­dzi się chu­dym, a wy­cho­dzi gru­bym?

– Nie znam tego miej­sca – po­wie­działa cho­inka. – Ale znam las, gdzie świeci słońce i śpie­wają ptaki. – I opo­wia­dała o cza­sach swo­jej mło­do­ści, a po­nie­waż myszki ni­gdy cze­goś po­dob­nego nie sły­szały, więc przy­słu­chi­wały się uważ­nie i orze­kły: – Och, jak ty dużo wi­dzia­łaś, jaka by­łaś szczę­śliwa!

– Ja? – zdzi­wiła się cho­inka i za­częła roz­my­ślać nad tym, o czym opo­wia­dała. – Tak, to były w grun­cie rze­czy we­sołe czasy! – A po­tem opo­wie­działa o wi­gi­lii Bo­żego Na­ro­dze­nia, gdy ją ozdo­biono cia­stecz­kami i świecz­kami.

– Och – po­wie­działy myszki – ty to masz szczę­ście, stara cho­inko!

– Wcale nie je­stem stara! – od­parła cho­inka – prze­cież przy­je­cha­łam z lasu tej zimy. Je­stem w naj­lep­szym wieku, do­piero nie­dawno uro­słam.

– Pięk­nie opo­wia­dasz! – po­wie­działy myszki, i na­stęp­nej nocy przy­pro­wa­dziły cztery inne my­szy, żeby też po­słu­chały jej opo­wie­ści, a im wię­cej opo­wia­dała, tym wy­raź­niej wszystko so­bie przy­po­mi­nała, i my­ślała: „To były bar­dzo cie­kawe czasy! Ale mogą wró­cić, mogą wró­cić! Klumpe-Dumpe spadł ze scho­dów i mimo to do­stał księż­niczkę za żonę, może i ja do­stanę księ­cia”. I cho­inka po­my­ślała o pew­nym ro­słym mo­drze­wiu z lasu, dla niej był na­prawdę pięk­nym księ­ciem.

– Kto to jest Klumpe-Dumpe? – spy­tały myszki. I cho­inka opo­wie­działa całą bajkę, pa­mię­tała każde słowo. A myszki ze śmie­chu pod­ska­ki­wały pra­wie do jej czubka.

Na­stęp­nej nocy przy­szło dużo wię­cej my­szek, a w nie­dzielę także szczury, ale one stwier­dziły, że opo­wieść nie była za­bawna, a to za­smu­ciło myszki, bo te­raz i im mniej się po­do­bała.

– Zna pani tylko tę jedną hi­sto­rię? – spy­tały szczury.

– Tylko tę jedną – po­wie­działa cho­inka. – Usły­sza­łam ją w naj­pięk­niej­szy wie­czór mo­jego ży­cia, ale wtedy nie my­śla­łam o tym, jaka je­stem szczę­śliwa.

– To bar­dzo nie­cie­kawa hi­sto­ria. Nie zna pani ja­kiejś o boczku, o świe­cach z łoju albo o spi­żarni?

– Nie – od­parło drzewko.

– No to dzię­ku­jemy – od­po­wie­działy szczury i po­szły do swo­ich spraw.

Myszki też w końcu zni­kły i wtedy drzewko wes­tchnęło:

– Cał­kiem było miło, kiedy ota­czały mnie te we­sołe myszki i słu­chały mo­ich opo­wie­ści. Te­raz i to mi­nęło. Ale będę o tym pa­mię­tać, żeby się cie­szyć, kiedy mnie stąd za­biorą.

A kiedy to się stało? Otóż pew­nego po­ranka przy­szli lu­dzie i za­częli prze­trzą­sać strych. Wy­nie­śli skrzy­nie, wy­cią­gnęli z kąta cho­inkę, ci­snęli tro­chę za mocno na pod­łogę, ale ja­kiś słu­żący po­cią­gnął ją za­raz do scho­dów, gdzie ja­śniał dzień.

„Ży­cie znów się za­czyna!” – po­my­ślała cho­inka. Po­czuła świeże po­wie­trze, pierw­szy pro­mień słońca – i już była na po­dwó­rzu. Wszystko od­było się tak szybko, cho­inka cał­kiem za­po­mniała po­pa­trzeć na sie­bie, tak wiele było do oglą­da­nia do­koła. Po­dwó­rze przy­le­gało do ogrodu, a tam wszystko kwi­tło; przez nie­wielki płot prze­wie­szały się świeżo za­kwi­tłe pach­nące róże, roz­chy­lały pąki lipy, a do­okoła la­tały ja­skółki i wo­łały:

– Kwire-wire-wit, wró­ciła moja uko­chana! – Ale nie miały na my­śli cho­inki.

– Te­raz będę żyć! – cie­szyła się cho­inka i sze­roko roz­po­starła ga­łę­zie. Ach! Wszyst­kie były uschnięte i żółte, le­żała w ką­cie po­śród chwa­stów i po­krzyw. Na jej czubku wciąż tkwiła złota gwiazda i po­ły­ski­wała w ostrym słońcu.

Na po­dwórku ba­wiło się kil­koro spo­śród tych we­so­łych dzieci, które w Boże Na­ro­dze­nie tań­czyły wo­kół drzewka i tak się nim cie­szyły. Jedno z naj­mniej­szych pod­bie­gło i ze­rwało złotą gwiazdę.

– Pa­trz­cie, co jesz­cze tkwi na tej okrop­nej, sta­rej cho­ince! – za­wo­łało i za­częło dep­tać po ga­łę­ziach, aż trzesz­czały pod jego bu­tami.

A drzewko spoj­rzało na całą świe­żość i roz­kwie­cone wspa­nia­ło­ści ogrodu, spoj­rzało na sie­bie i za­pra­gnęło być w swoim ciem­nym ką­cie na stry­chu; my­ślało o ra­do­snej mło­do­ści w le­sie, o we­so­łym wie­czo­rze wi­gi­lij­nym i o ma­łych mysz­kach, które z ta­kim za­in­te­re­so­wa­niem słu­chały opo­wie­ści o Klumpe-Dumpe.

– Mi­nęło! Mi­nęło! – wes­tchnęła biedna cho­inka. – Czemu nie cie­szy­łam się tym, co mia­łam! Mi­nęło, mi­nęło!

I nad­szedł słu­żący, i po­rą­bał ją na ka­wałki, na ziemi le­żała spora kupka drewna. Wspa­niale bu­zo­wało pod wiel­kim ko­tłem i wzdy­chało tak głę­boko, a każde wes­tchnie­nie było jak ci­chy strzał; dla­tego ba­wiące się dzieci przy­bie­gły i usia­dły przed ogniem, pa­trzyły w niego i wo­łały: – Pif, paf! – A drzewko przy każ­dym trza­sku, który był jak głę­bo­kie wes­tchnie­nie, my­ślało o let­nim dniu w le­sie, o zi­mo­wej nocy, kiedy świe­ciły gwiazdy, my­ślało o wie­czo­rze wi­gi­lij­nym i o Klumpe-Dumpe, je­dy­nej ba­śni, jaką znało i po­tra­fiło opo­wie­dzieć – i wy­pa­liło się do końca.

Na po­dwórku ba­wili się chłopcy, naj­mniej­szy miał na piersi złotą gwiazdę, tę, którą cho­inka była ozdo­biona w swój naj­szczę­śliw­szy wie­czór; wie­czór mi­nął, cho­inka prze­mi­nęła i opo­wieść o niej też; mi­nęło, mi­nęło, i tak prze­miną wszyst­kie hi­sto­rie.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: