- W empik go
Mit pracy domowej - ebook
Mit pracy domowej - ebook
Książka Alfiego Kohna przynosi skrupulatną analizę badań naukowych na temat pracy domowej oraz mitów narosłych wokół edukacji. Kohn zachęca nauczycieli i rodziców do odważnego i krytycznego stanowiska wobec tradycji zadawania lekcji do domu. Często ma to negatywny wpływa na życie rodzinne, a także na autentyczne zainteresowanie uczniów nauką. Praca domowa nie kompensuje tych strat korzyściami edukacyjnymi, ponieważ, jak wykazują badania, jej pozytywny skutek ogranicza się tylko do uczniów szkół średnich.
• Badania naukowe nie potwierdzają skuteczności pracy domowej w wypadku uczniów szkół podstawowych.
• Odrabianie zadań nie wpływa znacząco na poprawę wyników w nauce.
• Nie wspiera także rozwoju samodzielności czy odpowiedzialności.
• Uczniowie powinni mieć wpływ na ilość i rodzaj pracy domowej.
Spis treści
SPIS RZECZY
CZĘŚĆ I. PRAWDA O PRACY DOMOWEJ
Rozdział 1. Stracone dzieciństwo
Ile pracy domowej?
Wpływ
Podstawy
Rozdział 2. Czy dzięki pracy domowej uczymy się lepiej ? Świeże spojrzenie na dowody
Ograniczenia badań naukowych
Rozdział 3. Czy praca domowa przynosi korzyści pozaszkolne?
Szukanie dowodów
Rozmyślania nad sensem
Przewartościowanie
CZĘŚĆ II. SZEŚĆ POWODÓW, DLA KTÓRYCH PRACA DOMOWA JEST WCIĄŻ ZADAWANA
Rozdział 4. Badania dowodzą… – Czy faktycznie dowodzą?
Wątpliwe dane
Kiedy naukowcy wprowadzają w błąd
Wyniki a wnioski
Rozdział 5. Pytania bez odpowiedzi
Akceptacja pracy domowej
Rozdział 6. Czego nie nauczyliśmy się o uczeniu się?
Czas
Praktyka
Z punktu widzenia ucznia
Rozdział 7. Moda na wyższe standardy
Rigor mortis
Wygrywanie a nauka
Rozdział 8. Lepiej Się Przyzwyczaj!
Rozdział 9. Bezczynność…
CZĘŚĆ III. POWRÓT DO NORMALNOŚCI
Rozdział 10. Jeszcze raz zastanówmy się nad pracą domową
Ile?
Jakość
Wybór
Rozdział 11. Zmiany
Świadectwa
Zmiana decyzji
Przypisy
Bibliografia
Indeks
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62445-70-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
STRACONE DZIECIŃSTWO
Spędziwszy większość dnia w szkole, dzieci zwykle dostają jeszcze pracę do odrobienia w domu. To dość osobliwe, jeśli się nad tym zastanowić, ale jeszcze bardziej osobliwe jest to, że niewielu ludzi się nad tym zastanawia. Warto zapytać nie tylko o to, czy istnieją przekonujące powody, by podtrzymywać niemal powszechną praktykę zadawania lekcji do domu, ale i o to, dlaczego ta praktyka jest tak często uznawana za oczywistość.
Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że dostępne dowody nie potwierdzają korzystnych efektów odrabiania zadań ani w postaci lepszych wyników w nauce, ani rozwoju takich cech, jak samodyscyplina lub odpowiedzialność. Jak się dalej przekonamy, dane empiryczne na korzyść zadań domowych są mało przekonujące albo po prostu ich nie ma, zależnie od tego, jaki aspekt tej kwestii się bada, oraz zależnie od wieku uczniów. Ale i to rzadko prowadzi do poważnej dyskusji ani nie tłumi żądań, by zadawać dzieciom więcej.
Rodzice często rozmawiają o zadaniach domowych, gdy się spotykają, jest to też jeden z pierwszych tematów poruszanych podczas wywiadówek oraz indywidualnych spotkań z nauczycielami. Nie ma lepszego sposobu na to, żeby wszyscy przyszli na wywiadówkę, niż obiecać, że rodzice usłyszą porady dotyczące odrabiania pracy domowej. Istnieje nieograniczony popyt na książki oferujące pomoc w tym zakresie, o tytułach takich jak: Rozwiązanie problemu pracy domowej, Praca domowa – siedem kroków do sukcesu, Zasady i narzędzia do odrabiania pracy domowej, Jak pomóc dziecku w odrabianiu pracy domowej i tak dalej.
Najwyraźniej jest to istotna kwestia dla każdego, kto ma do czynienia z dziećmi – a do tego wywołująca u wielu z nas frustrację, bezsilność, a nawet złość. Lecz pomimo wątpliwości rzadko kwestionujemy założenie, iż dzieci powinny odrabiać zadania domowe.
Taką postawę ogólnej akceptacji można by zrozumieć, gdyby większość nauczycieli raz na jakiś czas uznawała, iż określoną lekcję należy kontynuować po szkole, i z tego powodu zalecała uczniom coś dodatkowego do przeczytania, napisania lub zrobienia w domu. Przynajmniej wiedzielibyśmy wówczas, że nauczyciel decyduje w każdym poszczególnym wypadku, czy okoliczności naprawdę usprawiedliwiają odbieranie dzieciom czasu, który powinny spędzać z rodziną, i bierze pod uwagę, czy dziecko faktycznie może nauczyć się czegoś ważnego.
Jednak taki scenariusz nie ma żadnego związku z tym, co dzieje się w większości szkół. Prac domowych nie zadaje się wyłącznie wtedy, gdy wydają się one uzasadnione i ważne. Większość nauczycieli i opiekunów nie mówi: „Może warto byłoby to zadanie zrobić w domu”, lecz z góry przyjmuje, że dzieci będą musiały zrobić codziennie lub kilka razy w tygodniu coś po szkole. Takie przywiązanie do idei pracy domowej panuje w zdecydowanej większości szkół publicznych i prywatnych, podstawowych i średnich. Nawet wiele szkół uznających się za postępowe przyjęło zasadę, że dzieci na określonym poziomie nauczania muszą przeznaczyć pewną ilość czasu na pracę domową w jakiejś formie.
Czy ktokolwiek zakwestionował ten stan rzeczy? Zastanówmy się nad fragmentem artykułu z czasopisma „Parents” (Rodzice):
Jeśli dzieci nie muszą uczyć się niepotrzebnych i nieważnych rzeczy, to zadania domowe są zupełnie zbędne do nauki typowych przedmiotów szkolnych. Lecz jeśli szkoła wymaga, by dziecko zapamiętało mnóstwo faktów, które dla niego nie mają większego lub nawet żadnego znaczenia, to proces nauki przebiega tak powoli i boleśnie, że szkoła musi zwrócić się do środowiska domowego o pomoc w wydobyciu dziecka z tarapatów, w które sama je wpędziła.
Powyższy artykuł ukazał się w numerze z listopada 1937 roku. Jego autorem był kurator szkolny, Carleton Washburne, którego imieniem nazwano szkołę w jego rodzinnej miejscowości Winnetka, w stanie Illinois. Gdy dziś wejdziemy na stronę internetową szkoły im. Washburne’a, pierwsze, co zobaczymy, to „link do strony z pracą domową dla uczniów”, niemal jakby ktoś chciał nam pokazać, jak bardzo zmieniło się podejście od tego czasu. Ale, oczywiście, czytelnicy popularnych czasopism i gazet już wiedzą, jak obecnie najczęściej traktujemy tę kwestię. Na przykład w numerze „Parents” z lutego 2004 roku opublikowano artykuł bezkrytycznie popierający postulat, że wszystkim dzieciom należy zadawać zadania domowe, począwszy od pierwszej klasy. Każdy, kogo nie zadowalają tego typu rady, może zatęsknić za dociekliwością i postępowym myśleniem, powszechniejszym w latach dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych XX wieku. Niestety, wydaje się, że obecnie musimy przedstawiać te same argumenty i staczać te same bitwy przeciwko tym samym praktykom szkolnym, z którymi mierzył się Washburne i jego koledzy.
Ile pracy domowej?
W ciągu ostatnich dwudziestu lat rzuca się w oczy tendencja do zadawania coraz większej liczby prac domowych coraz młodszym dzieciom. Liczne szkoły, w których panował zwyczaj zadawania zadań dopiero od trzeciej klasy, porzuciły to ograniczenie. Obecnie rzadko można spotkać nauczyciela, który ma odwagę zadać pytanie, czy pierwszaki naprawdę muszą robić zadania w domu. Długoterminowe badanie z udziałem kilku tysięcy rodzin z całego kraju wykazało, że odsetek dzieci w wieku od sześciu do ośmiu lat, które dostały danego dnia pracę domową, wzrósł z 34 procent w 1981 do 58 procent w 1997 roku, zaś w wypadku dzieci w podanym wieku tygodniowa ilość pracy domowej zwiększyła się ponaddwukrotnie.
W 2002 roku badanie zaktualizowano. Odsetek młodszych dzieci, które dostały pracę domową danego dnia, wzrósł do 64 procent, zaś ilość czasu, jaki nad nią spędzały, zwiększyła się znów o jedną trzecią. Te nowe dane nie tylko potwierdzają trend zadawania dzieciom z młodszych klas coraz większej liczby zadań, ale pokazują, że szybkość, z jaką ten trend narasta, jest nadzwyczajna, zważywszy że pomiędzy kolejnymi badaniami upłynęło zaledwie pięć lat. Liczba dzieci w wieku od sześciu do ośmiu lat, którym zadaje się zadania, jest obecnie niemal taka sama jak dla grupy od dziewięciu do dwunastu lat. Prawdę powiedziawszy, praca domowa staje się nawet „codziennym elementem doświadczenia przedszkolnego”, według raportu z 2004 roku, zamieszczonego w czasopiśmie „Teacher”: „Część rodziców twierdzi, że codzienne odrabianie zadań wieczorem to zbyt wielkie obciążenie dla dzieci, które jeszcze nie tak dawno temu po obiedzie szły spać, żeby wypocząć”.
Zgodnie z badaniem z 2004 roku, mierzącym postępy w nauce (National Assessment of Educational Progress), zaledwie 21 procent dzieci do dziewiątego roku życia stwierdziło, że nie dostało poprzedniego dnia pracy domowej, co stanowi znaczący spadek w porównaniu do 39 procent dzieci, które udzieliły takiej odpowiedzi dwie dekady wcześniej. Nie oznacza to jednak, że dzieci nie dostały żadnego zadania. Nawet te, które odpowiedziały, że nie miały nic do odrobienia „wczoraj”, mogły odrabiać pracę domową w inne dni tygodnia.
Gdy nauka szkolna zostaje podzielona na poszczególne przedmioty, niekiedy wiele lat przed etapem szkoły średniej, nauczyciele często nie koordynują swojej pracy, co oznacza, że każdy z nich może zadać do domu, nie zważając na to, ile zadali pozostali nauczyciele. Ponoć wielu rodziców nastoletnich dzieci jest zdumionych tym, ile pracy domowej dostają ich dzieci w porównaniu z tym, co oni sami musieli robić, oraz poziomem ich trudności. Dotyczy to głównie uczniów szkół średnich, którzy uczęszczają na kursy umożliwiające dostanie się na wybrane uczelnie wyższe.
Twarde dane dotyczące starszych uczniów są niejednoznaczne: jak to często bywa, wszystko zależy od tego, jak sformułujemy pytanie. Tak jak w wypadku młodszych dzieci, liczba trzynastolatków, którzy twierdzili, że niczego im nie zadano poprzedniego dnia, zmniejszyła się z 30 procent w 1980 do 20 procent w 2004 roku. Jeśli chodzi o siedemnastolatków, także odnotowano spadek z 32 procent do 26 procent. Analitycy Departamentu Edukacji USA kontynuują:
Jednakże ilość czasu, jaką uczniowie poświęcają codziennie na odrabianie zadań domowych, nie zmieniła się znacząco. W 1999 roku odsetek siedemnastolatków twierdzących, że często odrabia zadania domowe z matematyki, był wyższy niż w 1978 roku. Odsetek dziewięcio- i trzynastolatków, którzy czytali ponad dwadzieścia stron dziennie, by przygotować się na zajęcia w szkole i odrobić zadanie, był wyższy w 1999 niż w 1984 roku. Jednak liczba stron, jaką siedemnastolatkowie czytali dziennie, nie zmieniła się znacząco.
Niedawno uwaga prasy skupiła się na kilku autorach będących gorącymi zwolennikami zadań domowych − jak również innych tradycyjnych metod nauczania − którzy utrzymywali, że dzieci w rzeczywistości dostają za mało pracy domowej. Argumentują oni, że wszelkie wątpliwości dotyczące nadmiernego obciążenia młodszych dzieci są nieuzasadnione. Co ciekawe, w Japonii zwolennicy powrotu do podstaw niedawno wysuwali takie same postulaty względem japońskich dzieci. Zawsze można przytoczyć wybiórcze dane na poparcie wniosku, że obciążenie pracą domową wcale nie jest duże i że uczniowie powinni robić więcej. Ale rodzice, którzy codziennie obserwują, jak ich dzieci się trudzą, nie tak łatwo zgodzą się z tym argumentem.
Najwyraźniej musimy uważnie przyjrzeć się danym i rozważyć argumenty obu stron. A zatem dwa pytania, na które będziemy szukać odpowiedzi w niniejszej książce, brzmią następująco:
• Czy praca domowa przynosi korzyści?
• Dlaczego nie przynosi?
Wpływ
Oto pięć podstawowych tematów dotyczących pracy domowej.
1. B r z e m i ę d l a r o d z i c ó w
Gary Natriello, profesor Uniwersytetu Columbia, zajmujący się edukacją, napisał kiedyś artykuł w obronie wartości pracy domowej. Swoje stanowisko uznawał za zasadne do chwili, gdy kilka lat później jego „dzieci zaczęły dostawać zadania domowe w szkole podstawowej”. Dopiero wówczas zrozumiał, jak wiele szkoła wymaga od matek i ojców.
Nie tylko musieliśmy wygospodarować czas i miejsce na pracę domową, ale i sami musimy wykonywać polecenia i sprawdzać postępy na każdym etapie. Nauczyciel traktował je bardzo poważnie i zadawał wymagające zadania, a potem sprawdzał codziennie i opatrywał uwagami.
Nawet „rutynowe zadania niekiedy opatrzone są wskazówkami, które trudno jest zrozumieć rodzicom z wykształceniem magisterskim czy doktorskim”, odkrył Natriello, a zadania wymagające większej kreatywności mogą być męczarnią dla rodziców. W najlepszym wypadku „wymagają tego, by robić je, gdy jesteś wypoczęty, a dla pracujących rodziców jest to często stan nieosiągalny”. Wiele matek i ojców wraca wieczorem po pracy do domu, gdzie musi jeszcze pomóc dziecku w odrobieniu pracy domowej, choć nigdy się na to nie pisali .
2. S t r e s d l a d z i e c i
Pewien sfrustrowany ojciec oświadczył, że praca domowa to „przekleństwo dla rodziców”. Niestety, powiedział to w obecności swojego dziecka, które odpowiedziało: „Jeżeli myślisz, że jest to trudne dla rodziców, to powinieneś być dzieckiem. Praca domowa jest straszna”. Większość troskliwych rodziców może zaświadczyć, że z powodu zadań domowych ich dzieci są chronicznie sfrustrowane, płaczliwe i zestresowane. Niektóre lepiej radzą sobie z nieustanną presją i odrabiają lekcje na czas i poprawnie, zyskując w ten sposób aprobatę nauczyciela. Ale tylko osoba oderwana od rzeczywistości mogłaby zaprzeczyć, że duża liczba zadań domowych wyczerpuje emocjonalnie wiele dzieci. Jak powiedział pewien rodzic, nadmiar zadań „przytłacza dzieci słabiej radzące sobie z nauką i odbiera radość tym, które osiągają najlepsze wyniki”.
Bardzo często pojawia się przekonanie, że odrabianie zadań domowych to test na wytrzymałość. „Szkoła jest dla mojego syna pracą − pisze pewna matka − i pod koniec siedmiogodzinnego dnia pracy jest on wyczerpany. Ale kiedy wróci do domu, musi nadal pracować, jak ktoś, który zostaje na drugą zmianę”. Wyczerpanie to jednak tylko część problemu. Koszty psychiczne płacą już pierwszoklasiści, którzy nie tylko nie wiedzą, jak poradzić sobie z kartą ćwiczeń, ale nie mogą zaakceptować faktu, że po szkole muszą znowu siedzieć przy biurku.
Sytuacja wygląda inaczej w wypadku uczniów szkół średnich zasypywanych niekończącą się liczbą zadań z chemii i literatury, francuskiego i historii oraz trygonometrii. „Nasz syn często uczy się jeszcze, gdy my idziemy spać, a do tego wstaje przed nami” − ubolewa pewien ojciec. Badanie opublikowane w 2002 roku dowiodło, że istnieje bezpośredni związek między ilością czasu poświęcanego przez uczniów szkół średnich na pracę domową a poziomem niepokoju, depresji, złości oraz innych zaburzeń nastroju, jakich doświadczali. Tam, gdzie małe dziecko wybuchnie płaczem, nastolatek spróbuje poradzić sobie ze stresem w bardziej kłopotliwy sposób.
Żadnej dyskusji o zadaniach domowych nie można traktować poważnie, jeśli nie uwzględnia ona wpływu na dzieci. Kiedy słyszę pełne samozadowolenia wypowiedzi dorosłych, że należy „wymagać więcej” i wyrabiać u dzieci „nawyki dobrej pracy”, lub kiedy czytam monografie naukowe postulujące „zwiększenie funkcji produkcyjnej edukacji o wartość dodaną w celu potraktowania pracy domowej jako dodatkowej miary danych szkolnych” (tak się składa, że to autentyczny cytat), chcę zapytać: Czy ci ludzie wiedzą cokolwiek na ten temat? Czy mają dziecko? Czy naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, jak praca domowa wpływa na dzieci, odbierając im radość, pewność siebie, pozbawiając snu – a w ekstremalnych wypadkach pozbawiając je dzieciństwa? A może wiedzą, ale to lekceważą? Taka jest właśnie rzeczywistość milionów rodzin.
Zadania domowe są więc nie tylko utrapieniem dla dzieci, ale i dla rodziców. Ponadto te dwa aspekty wiążą się ze sobą. Jeśli władze szkolne wywierają presję na rodziców, by zmuszali dzieci do pilnej nauki, to z kolei rodzice wywierają presję na dzieci. Kiedy matka wyczuwa, że jej kompetencje rodzicielskie podlegają ocenie, to można być pewnym, iż jej potomstwo to odczuje. W interesującym badaniu przeprowadzonym przez Wendy Grolnick trzecioklasistów i ich rodziców poproszono o wspólne wykonanie ćwiczenia podobnego do pracy domowej, polegającego na rymowaniu wierszyków. Rodzice, których badacz uprzedził, że ich dzieci niedługo będą zdawały podobny test, w interakcjach byli bardziej kontrolujący. Później każde dziecko zostało samo i miało się uporać z podobnym zadaniem: te, których rodzice zostali uprzedzeni o ocenianiu, uzyskały gorsze wyniki.
3. K o n f l i k t y r o d z i n n e
Oprócz tego, że zadania domowe negatywnie wpływają na dzieci i rodziców, to oddziałują także na rodzinę jako całość. Jak zauważył pewien autor: „Związek pomiędzy rodzicem a dzieckiem jest i tak trudny, nawet jeśli rodzic nie bierze na siebie roli nauczyciela” albo kogoś, kto ma zmuszać dziecko do nauki. Jak na ironię odprężające, konstruktywne zajęcia rodzinne, które mogłyby ten rodzaj zniszczeń naprawić, nie są możliwe, ponieważ praca domowa pochłania większość czasu.
W pewnym badaniu ponad jedna trzecia piątoklasistów stwierdziła, że „denerwują się, gdy odrabiają zadania z rodzicami”. Zaś z ponad tysiąca dwustu rodziców dzieci w wieku od przedszkolnego do późnego nastoletniego, którzy wzięli udział w pewnej ankiecie, dokładnie połowa przyznała, że w minionym roku miała z dzieckiem awanturę o pracę domową, w czasie której doszło do płaczu lub krzyków. Skoro tak wiele osób przyznało się do tego obcej osobie, to można tylko spekulować, o ile wyższa jest faktyczna liczba. Ponadto im bardziej rodzice pomagali przy pracy domowej, tym większe napięcie odczuwały dzieci – a przy tym pomoc ta nie dawała żadnych korzyści edukacyjnych na dłuższą metę.