- promocja
- W empik go
MMA fighter. Szansa Tom 2 - ebook
MMA fighter. Szansa Tom 2 - ebook
DRUGA CZĘŚĆ BESTSELLEROWEJ SERII "MMA Fighter" VI KEELAND
Liv Michaels jest na najlepszej drodze do osiągnięcia sukcesu. Ta młoda, bystra i zdeterminowana kobieta ma zacząć pracę, o której od dawna marzyła. Czas pozornie wyleczył jej wszystkie rany - nawet złamane serce.
Vince Stone jest fantazją niejednej kobiety. Seksowny i władczy zawodnik MMA skupia się całkowicie na karierze. Ciężkie doświadczenia z dzieciństwa nauczyły go, że emocje to słabość, a miłość pociąga człowieka na dno. Uwielbia kobiety, traktuje je jak królowe, ale tylko przez jedną noc.
Vince i Liv znają się z przeszłości, co nie skończyło się dla nich najlepiej. Kiedy ich drogi przecinają się ponownie, znowu zaczyna działać między nimi chemia. Nieufność i zaskoczenie mieszają się z niepohamowanym pożądaniem. Ciężko jednak zapomnieć o starych ranach, skoro blizny są jeszcze widoczne.
PIORUNUJĄCA OPOWIEŚĆ, W KTÓREJ KRÓLUJĄ SKRAJNE EMOCJE I ZWIERZĘCE INSTYNKTY
___
Vi Keeland - urodziła się w Nowym Jorku. Z zawodu jest adwokatką. Po pracy oddaje się pasji do pisania. Spod jej pióra wychodzą bestsellerowe powieści znane na całym świecie. Mieszka wraz z trójką dzieci, które są jej oczkiem w głowie.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8101-2 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Vince
Dudnienie w mojej głowie narasta od przytłumionego, przypominającego dźwięk perkusji w oddali, do potężnego, które czuję pod powiekami. Boję się otworzyć oczy – mam wrażenie, że ten odgłos wydostanie się z mojej głowy i będzie mnie prześladować do końca życia. Ale ten cholerny hałas dochodzi z telefonu i jest zbyt dokuczliwy, bym go zignorował.
Po dźwięku namierzam komórkę, która znajduje się po drugiej stronie ciemnego pokoju. Desperacko pragnę, by zamilkła. Nie jest trudno ją zlokalizować; ekran migocze, a aparat wibruje i podskakuje jak zwariowany. Podnoszę go i patrzę na zdjęcie jakiejś uśmiechniętej dziewczyny, której nie znam. Wygląda cholernie wkurzająco. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to nie jest mój telefon. Odrzucam połączenie, odkładam aparat na szafkę i idę do łazienki, nie włączając światła po drodze. Wiem z doświadczenia, że dudnienie w mojej głowie stałoby się przez to jeszcze silniejsze.
Gdy ponownie kładę się do łóżka, ignoruję potężny ból, który czuję po zmianie pozycji ze stojącej na leżącą. Zamykam oczy i powoli zasypiam. Jednak po chwili kolejny cholerny telefon zaczyna dzwonić. Teraz dźwięk jest bardziej znajomy i dochodzi z szafki nocnej znajdującej się poza zasięgiem moich rąk. Na wyświetlaczu widzę zdjęcie Elle i jej imię. Nim uda mi się odrzucić połączenie, dostrzegam godzinę. Kurwa! Tym razem Nico naprawdę mnie zabije.
– Słucham? – mówię, próbując ukryć zachrypnięty głos, po którym można by poznać, że jeszcze przed chwilą spałem. Ale chyba mi się to nie udaje.
– Czy właśnie cię obudziłam? – pyta Elle głosem pełnym troski. Wie, że Nico tylko czeka na okazję, by skopać mi tyłek na treningu w ramach jakiejś kary. Znowu.
– Nie, jestem już w drodze… Utknąłem w korku – kłamię.
– To dobrze, bo on już czeka na ciebie na dole i myśli, że się nie pojawisz.
– Niedługo będę. – Rozłączam się i rzucam telefonem przez pokój. Jęczę, gdy słyszę, jak uderza w ścianę i się roztrzaskuje. Kolejne czterysta dolarów wyrzucone w błoto.
– Co się stało? – Słyszę kobiecy głos, który mnie zaskakuje, gdy zamierzam właśnie wyjść z łóżka. Mam dziesięć minut na to, by wziąć prysznic i dotrzeć na siłownię, bo bez swojego trenera nic nie zrobię. Czuję na nagim tyłku kobiecą dłoń i nagle przypominają mi się urywki z wczorajszej nocy. Krissy. Cholera.
– Wstawaj. Za dwie minuty muszę wychodzić – oznajmiam. Nawet nie staram się być miły. Jestem na siebie wściekły, że ją tu sprowadziłem. Złamałem moją złotą zasadę zakładającą, że nie spoufalam się z żadnymi groupies, ale wczoraj byłem zbyt pijany, by się jej pozbyć.
Jestem bokserem. I to całkiem niezłym. A nieźli bokserzy zawsze mają swoje groupies. Nazywamy je GIMP*. Groupies, które można bzyknąć. Tak, wiem. To nie jest miłe. Ale kto twierdzi, że jestem miły? Skoro dziewczyna cały czas za mną chodzi, a potem pozwala mi się przelecieć na pieska w łazience w jakimś barze, to jak mógłbym odmówić? Nie jestem wobec nich draniem. Zajmuję się nimi. Ich potrzeby są dla mnie ważniejsze niż moje własne. A przynajmniej przez większość nocy. Jednak nigdy nie sprowadzam ich do domu. To daje im fałszywą nadzieję. Poza tym nie chcę, żeby wiedziały, gdzie mieszkam.
***
Gdy wchodzę na siłownię, zastaję Nica przy wejściu.
– Spóźniłeś się – mówi.
Ignoruję jego komentarz i zajmuję miejsce przed grupą.
Owszem, mam poślizg, ale tylko niecałe dziesięć minut – dzięki telefonowi od jego żony. Dzisiaj jestem ochotnikiem w Centrum dla Kobiet. Tak, jasne, ochotnikiem. Przecież i tak nikt nie potrafi odmówić Nicowi Hunterowi. Jeszcze trochę, a przez moje zachowanie Nico przestanie być moim trenerem, ale nawet nie biorąc tego pod uwagę, nie wykręciłbym się od tego zadania. Jeśli chce się trenować z Nikiem, trzeba robić to, co każe… nawet jeżeli chciałoby się kwestionować jego decyzje. Tak naprawdę nie ma się tu własnego zdania.
Przymusowy wolontariat w Centrum dla Kobiet jest częścią mojej pokuty. Nico uważa, że muszę popracować nad swoim charakterem, nauczyć się bardziej szanować kobiety. Jasne, każdy powinien być powściągliwy tak jak on. Myśli, że nie pamiętam, jaki był, zanim poznał Elle – że prawie każdego dnia inna kobieta wychodziła rano z siłowni tylnymi drzwiami. Miałem wtedy tylko trzynaście lat, ale ja nie zapominam tak łatwo. Głównie dlatego, że większość tych kobiet była cholernie seksowna. Miały sterczące cycki i krótkie spódniczki. Który trzynastolatek potrafiłby zapomnieć o takich widokach, jeśli oglądał je każdego ranka? Czasami musiałem potem biegać na bieżni ze wzwodem. A później Nico poznał Elle i wszystko się zmieniło.
Nie zrozumcie mnie źle. Elle jest najfajniejszą laską, jaką znam. Gdy Nico i ja za bardzo się kłócimy, ona pomaga załagodzić sytuację. Ale ten wolontariat powinien być ich pracą, nie moją. A mimo to jestem tu o dziesiątej rano w sobotę i mam uczyć samoobrony na sali pełnej kobiet.
Rozglądam się szybko po pomieszczeniu i uśmiecham do nich najlepiej, jak potrafię. To ten uśmiech, dzięki któremu w razie kłopotów wszystko uchodzi mi na sucho. Cóż, przynajmniej wtedy, kiedy dotyczą one kobiet.
Nico obserwuje zajęcia, stojąc w drzwiach, podczas gdy ja zaczynam kilkuminutowe ćwiczenia rozciągające. Czuję ulgę, gdy w końcu znika, bo teraz mogę przestać udawać, że się cieszę, prowadząc te zajęcia z samego rana. O wiele bardziej wolałbym być teraz w swoim łóżku – jakaś laska robiłaby mi loda, a ja leżałbym na plecach i się relaksował.
Zaczynam chodzić między kobietami, które wykonują kopnięcia. Niektórym pomagam poprawić postawę, inne mijam, uśmiechając się do nich i przyglądając ich ciałom w skąpych, obcisłych strojach. Przeczesuję wzrokiem grupę w poszukiwaniu swojej następnej asystentki. Skoro mam zademonstrować na kimś, jak się bronić, to przynajmniej mogę sobie pomacać niezłą laskę, prawda?
Kątem oka zauważam kobietę w ostatnim rzędzie. Jest odwrócona do mnie tyłem, ale już po wyglądzie jej tyłka wiem, że to właśnie ona będzie moją kolejną asystentką. Jej pośladki mają idealny kształt przypominający odwrócone serce. Gdy unosi ręce, by związać włosy w wysoki kucyk, dostrzegam porcelanową skórę pod jej bluzką i od razu mam ochotę wgryźć się w to ciało zębami.
Podchodzę do niej, myśląc, że może dzisiejszy poranek wcale nie będzie aż taki zły. Jeśli ta dziewczyna z przodu wygląda tak dobrze, jak od tyłu, jest szansa, że zajęcia się przedłużą. Już jestem gotowy, by rzucić na nią mój urok, gdy nagle obraca się w moją stronę. To, co widzę, sprawia, że staję jak wryty. Czy to naprawdę może być ona?
------------------------------------------------------------------------
* Groupie I Might PoundRozdział 2
Liv
James Hawthorne to skończona kanalia. Dwie minuty temu widziałam, jak uszczypnął sekretarkę w tyłek, a teraz, gdy pochylam się, by pozbierać papiery, które spadły z jego biurka, przyłapuję go na tym, jak zagląda mi za bluzkę. Pewnie specjalnie zwalił te papiery. I nawet nie ma w sobie na tyle przyzwoitości, by udawać, że nie patrzy. Zamiast tego, kiedy przyłapuję go na gapieniu mi się w dekolt, uśmiecha się do mnie. Skończona kanalia.
Siadam naprzeciwko jego biurka i odwzajemniam uśmiech, chociaż zrobienie tego dosłownie mnie boli. Chcę tej pracy. I to tak bardzo, że jestem w stanie znosić go jeszcze przez kolejnych siedem tygodni mojego stażu.
Pan Kanalia traci zainteresowanie mną w chwili, gdy do pomieszczenia wchodzi moja konkurencja. Summer Langley. Jest wysoka, szczupła jak modelka, a jej długie, rozjaśniane blond włosy cudnie kontrastują z oliwkową skórą. Jest ładna, więc nie dziwię się, że facet ślini się na jej widok. Ale nie jesteśmy tu na konkursie urody, chodzi o pracę. I to nie byle jaką – to najbardziej pożądana praca w całym Chicago. I nie tylko my dwie o nią zabiegamy. Poza tym wiąże się z wyjazdem do Nowego Jorku, prawie tysiąc mil od mojej rodziny i przyjaciół.
Moje CV mówi samo za siebie. W college’u i na studiach podyplomowych uzyskałam średnią cztery zero, zajmowałam się redakcją studenckiej gazety, a podczas studiów magisterskich byłam asystentką jednego z najlepszych profesorów języka angielskiego. Summer ma jednak nade mną lekką przewagę – po pierwsze jej ojciec zasiada w zarządzie gazety „Daily Sun Times”, a po drugie ona sama nie ma problemu z flirtowaniem ze swoim szefem.
Od czasów liceum bardzo pragnęłam tej pracy, więc zmusiłam się, by uwierzyć, że najlepsza kandydatka to taka, która najlepiej wykona swoje obowiązki, gdy ten staż dobiegnie końca za siedem tygodni. Na te dwa miejsca aplikowało jedenaście tysięcy osób. Teraz zostałyśmy tylko my dwie. Jestem już tak blisko wymarzonej pracy.
Od zawsze chciałam być dziennikarką w „Daily Sun Times”. Pracując tu, można otrzymać Nagrodę Pulitzera i zostać członkiem klubu książkowego. Uśmiecham się do Summer, gdy siada na krześle obok mnie, i teraz obie czekamy na nowe zadania od Pana Kanalii. Ona nie ma wystarczających kompetencji do tej pracy. Tak naprawdę nie znalazłaby się tutaj, gdyby jej tatuś nie zasiadał w zarządzie. Jednak mimo to ściska mnie w żołądku, gdy obie otrzymujemy nasze zadania. Summer przeprowadzi wywiad z przyszłym młodym przedsiębiorcą, takim, który upubliczni akcje swojej prężnie rozwijającej się firmy zajmującej się marketingiem internetowym, podczas gdy ja będę rozmawiać w starym magazynie z jakimś biednym zawodnikiem mieszanych sztuk walki, który utrzymuje się z bicia ludzi.
Uśmiecham się do Pana Kanalii, biorąc od niego kartkę z zadaniem i udając, że nie wpłynęło na mnie to, iż Summer dostała lepszy temat do opracowania.
– Dziękuję, Jamesie. Wygląda na to, że będzie z tego bardzo interesująca historia.
Tak, jasne. Niech ktoś mnie teraz zastrzeli i ukróci moje cierpienia.
James uśmiecha się uprzejmie, a potem szybko ponownie skupia się na Summer. Mówi jej, że ma zostać, żeby mogli porozmawiać o tym, jak powinna opisać tę historię. Nakazuje mi zamknąć drzwi po wyjściu. Nie przypomina, bym uważała, żeby zamykające się drzwi nie uderzyły mnie w tyłek. Zastanawiam się, czy chociaż zauważył, jaka byłam wściekła, wychodząc z jego gabinetu.
***
Po szybkim przekopaniu internetu dowiaduję się, że ten bokser zgłosił się na ochotnika, by uczyć kobiety samoobrony. Może uda się napisać historię, skupiając się na dobrej stronie boksera-bad boya. Może dzięki temu ludzie nie zasną przed końcem artykułu.
Gubię się w śródmieściu i ledwo udaje mi się dotrzeć punktualnie na zajęcia, w których mam wziąć udział. Liczyłam na to, że pojawię się tam wcześniej, bym mogła na spokojnie porozmawiać z instruktorem i ustalić datę naszego wywiadu. Zamiast tego wchodzę na salę ćwiczeń, zajmuję miejsce w ostatnim szeregu i rzuciwszy torbę, szybko związuję moje długie kasztanowe włosy w kitkę.
Słyszę głos instruktora chodzącego po sali i szukającego ochotniczki, która pomoże mu zademonstrować ruchy. Jego głos jest rozpraszający, seksowny, lekko zachrypnięty, jakby krzyczał całą noc, a teraz musi się wysilać, by ktoś go usłyszał. Nagle urywa w połowie zdania. Kończę związywać włosy i odwracam się ciekawa, co go tak uciszyło. Gdy widzę mężczyznę przede mną, prawie tracę równowagę, a powietrze ucieka z moich płuc.Rozdział 3
Liv – siedem i pół roku wcześniej
Wchodzi do biblioteki, a ja nieświadomie wstrzymuję oddech. Patrzę, jak rozgląda się po pomieszczeniu. Wiem, że to mnie szuka. Spotykamy się tu od pięciu tygodni w każdy czwartek. Pozwalam sobie marzyć przez chwilę, że chce się ze mną zobaczyć, bo jestem jego dziewczyną, a nie dlatego, że tak naprawdę pan Hunter płaci mi za udzielanie mu korepetycji. Wygląda zupełnie inaczej niż inni chłopcy i to nie tylko dlatego, że jest wyższy i mocniej zbudowany. Nie, tutaj zdecydowanie chodzi o coś więcej. Wyróżnia się sposobem bycia. Trudno to ubrać w słowa… On po prostu ma to „coś”. Jest silny, pewny siebie, nie mają dla niego znaczenia przyziemne rzeczy dziejące się w szkole.
Widzę, że w końcu mnie dostrzega i się uśmiecha. Czuję się oszołomiona, gdy zauważam jego głębokie dołeczki w policzkach i piękną opaloną skórę. Przez niego zapominam, gdzie jestem. Cholera, przez jego uśmiech nie pamiętam nawet, jak mam na imię. Vinny idzie prosto do stolika, przy którym siedzę, kompletnie nieświadomy reakcji dziewczyn, które stają jak wryte, by go przepuścić, gdy przechodzi obok nich.
– Wszystko w porządku, Liv? – pyta z zatroskaną miną, chociaż nie wiem, dlaczego jest taki zmartwiony.
Nie odpowiadam, ale nie dlatego, że nie chcę. Nagle czuję, że po prostu fizycznie nie potrafię się odezwać. Jestem oszołomiona, pomieszczenie zaczyna wirować i mam wrażenie, jakbym w każdej chwili mogła zemdleć.
– Liv? – odzywa się ponownie Vinny, tym razem głośniej i bardziej natarczywie.
Wybudzam się z otępienia i dociera do mnie, że przestałam oddychać. Wciągam zachłannie powietrze do płuc i wypuszczam je głośno. Podrażnione przepływającym tlenem gardło sprawia, że zaczynam niekontrolowanie kaszleć. Pali mnie w krtani. Wszystkie osoby przebywające w bibliotece gapią się teraz na mnie, a ja mam ochotę wejść pod stolik i zniknąć. Vinny pochyla się nade mną i łapie mnie za rękę. Wygląda na szczerze zmartwionego.
Dopiero po minucie udaje mi się uspokoić i przestaję kaszleć, dzięki czemu mogę odpowiedzieć.
– Wszystko dobrze. Zakrztusiłam się tabletką na gardło – kłamię. Nie mogę powiedzieć mu, że zapominam o oddychaniu w jego obecności. Na pewno pomyślałby, że jestem stuknięta.
Vinny chwyta krzesło i obraca je, po czym siada na nim okrakiem i kładzie skrzyżowane ramiona na oparciu. To typowe dla chłopaków.
– Jezu, Liv. Myślałem przez chwilę, że będę musiał na tobie wykonać chwyt Heimlicha. Ale bałbym się, że cię połamię. Jesteś taka drobna – mówi szeptem, pochylony w moją stronę, i uśmiecha się łobuzersko. Moje serce od razu zaczyna bić szybciej na ten widok.
– Nic mi nie jest – zapewniam go. Moja twarz nadal jest czerwona po ataku kaszlu, więc nie domyśliłby się, że teraz zarumieniłam się dlatego, że poczułam na szyi jego oddech. Był tak blisko mnie. – Lepiej zaczynajmy. Musimy dzisiaj przerobić dużo materiału, jeśli chcesz zdać egzamin semestralny z angielskiego w następnym tygodniu.
Poza tym, jeśli nie zajmiemy się czymś, to moje serce zaraz eksploduje. Nie potrafię myśleć przy tym chłopaku. Przez niego mój mózg zmienia się w papkę i zapominam oddychać. Jak w ogóle można zapomnieć o oddychaniu? Ale ze mnie kretynka…
Bibliotekarka ucisza nas, a Vinny unosi ręce w geście kapitulacji i uśmiecha się do niej. Jej mina od razu się zmienia, gdy tylko zauważa ten uśmiech. Jego urok nie zna granic.
W końcu wchodzimy w role ucznia i korepetytorki, więc mogę się skupić na tym, dlaczego spędzam z Vinnym Stonettim tyle czasu. Chodzimy na te same zajęcia z angielskiego, mimo że on jest dwie klasy wyżej ode mnie. Ja jestem rok do przodu z tym przedmiotem, a on, mając zaległości, jest z niego zagrożony. Znowu. Głównie dlatego, że po prostu rzadko przychodzi na zajęcia. Najczęściej nie ma go, bo albo jest chory, albo zawieszony z powodu bójek.
Sześć tygodni temu, gdy mój tata powiedział swojemu przyjacielowi, że jego córka mogłaby udzielić korków z angielskiego chłopakowi, który ma problem z tym przedmiotem, nie wydawało mi się to niczym wyjątkowym. A przynajmniej dopóki nie dowiedziałam się, jak się nazywa ten chłopak. To ten sam, w którym kocham się od siódmej klasy. Przez trzy długie lata obserwowałam go z daleka, w sekrecie zachwycałam się tym, jak chodzi, jak siada, a nawet w jaki sposób poruszają się jego pełne usta, gdy przeżuwa podczas lunchu na stołówce. Zawsze przypatrywałam mu się wtedy ukradkiem.
A teraz siedzę tu przed nim. Jest tak blisko mnie przez trzy godziny w tygodniu. Ten chłopak nawiedzał moje sny częściej, niż jestem w stanie to policzyć. Myślałam, że okaże się zupełnie inną osobą, chociaż tak naprawdę nie wiem, czego się spodziewałam. Jednak jest o wiele lepszy, niż to sobie wyobrażałam. To mądry chłopak, szybko się uczy, a do tego bywa zabawny. Mogę śmiało powiedzieć, że dobrze nam się współpracuje i jestem zaskoczona, że już prawie zdążyliśmy nadrobić materiał z całego semestru.
– Czy wymyśliłaś już, co się stanie po tym, jak Julia powie swojej matce o ślubie na dworze? Zastanawiam się, kiedy dotrzemy do najlepszej części… czyli do nocy poślubnej – mówi Vinny i sugestywnie unosi brwi.
Ciągle nie mogę uwierzyć w to, że powiedziałam mu o moim książkowym hobby. Odkąd tylko nauczyłam się czytać, pochłaniałam wszelkie romanse, które kończą się tragicznie. Czasem nawet płakałam, zachwycając się pięknem takiej historii. A potem, gdy skończyłam czytać, nie mogłam z tym żyć, więc pisałam własne zakończenie książki. W mojej głowie każda opowieść zasługuje na happy end.
Dwa tygodnie temu, gdy na lekcji języka angielskiego omówiliśmy Romea i Julię, tak się wkręciłam w tę historię, że opowiedziałam mu o zakończeniu, które zaczęłam pisać. Potem wstydziłam się tego i miałam ochotę zaszyć się w jakiejś norze, ale Vinny chyba naprawdę był tym zainteresowany. Może nawet zaintrygowany. Nie uznał mojego hobby za dziwne i nie odsunął się ode mnie, ale chciał wiedzieć więcej o tym, co lubię robić i co mnie uszczęśliwia.
– Myślę, że po tym, jak jej matka… – zaczynam opowiadać Vinny’emu o rozdziale napisanym przeze mnie w weekend, ale nagle przerywa mi głos, którego nie znoszę.
– Ojej, czy ty i ta twoja mała korepetytorka nie wyglądacie tak, jakbyście się razem dobrze bawili? – Złośliwy głos Missy Tatum sprowadza mnie na ziemię. Wystarczy jedno spojrzenie na nią i dociera do mnie, że jest zupełnie inna niż ja. Uważam, że nie musiałaby się bardzo starać, żeby zostać aresztowaną za obnażanie się – i tak już jest dość skąpo ubrana. Ze swojego miejsca mam doskonały widok na jej pełne piersi i ciało opięte bardzo wyciętą bluzką odsłaniającą brzuch. Od razu czuję się gorzej, bo przypominam sobie, że ja nie mam takich kształtów. Ona jest w ostatniej, dwunastej klasie, podczas gdy ja w dziesiątej. A to oznacza, że jestem jeszcze w późnym okresie dojrzewania. Komfort, który zaczynałam odczuwać po kilku chwilach siedzenia w towarzystwie Vinny’ego, znika w czasie krótszym niż trzydzieści sekund. I znowu czuję się jak mała dziewczynka.
– Poczekaj na zewnątrz, Missy. Niedługo kończę. – Głos Vinny’ego zmienia się z lekkiego i rozbawionego, którego używał przy mnie, na bardziej kontrolujący i ostry. Przez chwilę myślę, że Missy zacznie narzekać, ale Vinny posyła jej wyzywające spojrzenie. Dziewczyna naburmusza się i bez słowa odwraca, po czym idzie w kierunku drzwi, by tam poczekać.
– Przepraszam za to.
– Nic się nie stało.
– Wręcz przeciwnie. Nie powinna się tak do ciebie odzywać. – Nadal sprawia wrażenie rozzłoszczonego. Ze mną rozmawia w zupełnie inny sposób.
– Dzięki, ale przywykłam do tego.
– Co masz na myśli?
– Jej świtę. – Wzruszam ramionami i skupiam spojrzenie na Missy i jej przyjaciółkach, które stoją przed biblioteką i palą papierosy. – Czasami rzucają jakieś komentarze i tyle.
– Na przykład jakie? – pyta Vinny, zaciskając szczękę. Wygląda na wkurzonego. Już go widziałam takiego z dystansu, ale nigdy z bliska, nie przy mnie. Jest straszny, gdy się go rozzłości. Nie wygląda już na rozluźnionego i skorego do żartów. Teraz zaciska mocno pięści, a jego ramiona są bardziej wyprostowane niż zazwyczaj.
– To nic takiego. – Zmuszam się do obojętnego uśmiechu, po czym zaczynam pakować książki.
Vinny milczy przez dłuższą chwilę, ale czuję, że obserwuje, jak wkładam swoje rzeczy do plecaka. Denerwuje mnie to, a moja twarz robi się czerwona z powodu jego intensywnego spojrzenia. Gdy kończę, nie mam wyboru, więc muszę na niego spojrzeć, chociaż wolałabym się schować pod ławką. Nic nie mówi, a ja w tej chwili zauważam, jaki jest piękny. Jego jasnoniebieskie oczy przyciągają moją uwagę i na moment zapominając, kim jesteśmy, podtrzymuję jego spojrzenie. Niespodziewanie Vinny wstaje i zabiera swoje książki z ławki.
– Zobaczymy się w następnym tygodniu?
Kiwam głową, bo czuję w gardle gulę, która uniemożliwia mi mówienie.
Obserwuję, jak Vinny opuszcza bibliotekę. Gdy tylko przechodzi przez szklane drzwi, Missy przykleja się do niego. On odwraca się nagle i spogląda na mnie przelotnie. Nadal siedzę nieruchomo na krześle. Następnie kładzie rękę na ramionach Missy, a ja patrzę, jak odchodzą razem.Rozdział 4
Vinny - siedem i pół roku wcześniej
Gdy wchodzę do swojego mieszkania, nadal jestem wkurzony o to, co się przytrafiło dzisiaj Liv. Planuję rozładować swoją złość z Missy. Ona jest zawsze gotowa na wszystko, co chcę z nią zrobić. A dzisiaj zamierzam ją nieźle wymęczyć.
Okazuje się, że ten dzień będzie jeszcze gorszy, bo znajduję swoją nieprzytomną matkę na kanapie, a jakichś dwóch ćpunów je płatki z pudełka i ogląda telewizję. Idę o zakład, że nawet nie są w stanie skupić się na tym, co leci w programie. Jest trzecia po południu, a oni wciąż nie wytrzeźwieli po wczorajszej nocy. Podchodzę do jednego z tych chudych popaprańców, który siedzi na krześle. Jest tak nawalony, że nawet nie zauważył, kiedy przyszedłem. Kopię krzesło, a on przewraca się wraz z nim na podłogę.
– Wynoście się stąd, do cholery.
Unosi wzrok i widać, że dopiero teraz mnie dostrzegł.
– Z czym ty masz problem, stary?
– Z wami. Wynoście się stąd. Teraz, kurwa! – krzyczę, ledwo się kontrolując. Każde kolejne słowo jest głośniejsze od poprzedniego.
Ten nieudacznik ma mały kontakt z rzeczywistością, ale przynajmniej nie jest głupi. Zerka przelotnie na moją twarz i najwyraźniej domyśla się, że jeszcze chwila, a stłukę go na kwaśne jabłko. I zrobiłbym to z ogromną przyjemnością. Może to by mi nawet pomogło oczyścić umysł. Facet chwyta drugiego ćpuna i szybko wychodzą z mieszkania. Mądre posunięcie. Moja matka ani drgnie, chociaż jestem pewny, że sąsiadka mieszkająca dwa piętra niżej słyszała mój krzyk. Patrzę na jej plecy, bo leży twarzą do oparcia kanapy. Nadal oddycha. Nie jestem pewien, czy w związku z tym czuję ulgę, czy rozczarowanie.
Obracam się w prawo i kątem oka widzę jakiś ruch. To Missy. Całkiem zapomniałem, że tu jest.
– Idź do mojego pokoju i posprzątaj łóżko – rozkazuję, a dziewczyna znika szybko za drzwiami.
Przykrywam matkę, a następnie zbieram jedzenie porozrzucane chaotycznie po podłodze i na stole i wyrzucam je. Jest tu pełno plastikowych pojemników, w których wcześniej były dania do mikrofalówki – teraz służą za popielnice, bo pełno w nich niedopałków wciśniętych w resztki jedzenia. Świetnie, w tym tygodniu znowu nie będzie co jeść.
Wchodzę do swojego pokoju i widzę, że łóżko zostało posprzątane. Missy leży na nim w samej bieliźnie.
Podchodzę do łóżka, a Missy łapie mnie za rękę. Chce, żebym był dla niej miły. Żebym ją pocałował i był delikatny. Jednak ja nie tego potrzebuję. Chwytam jej rękę, ale tylko po to, by przewrócić ją na łóżku i docisnąć twarzą do materaca. Ściągam ją za nogi niżej, tak by klęknęła na podłodze z wypiętymi pośladkami, z twarzą nadal wciśniętą w materac. Jej okrągła pupa sterczy wysoko, a mnie staje na sam ten widok. Rozpinam spodnie i wyciągam swojego kutasa.
Daję jej kilka mocnych klapsów w tyłek. Jej skóra od razu czerwienieje, a ja robię się coraz twardszy, gdy widzę, jak ten kolor się pogłębia. Szybko zakładam prezerwatywę i od razu wchodzę w nią bez ostrzeżenia, głęboko. Już jest mokra, chociaż nawet nie chciało mi się wcześniej tego sprawdzać. Ona lubi, gdy daję jej klapsy, gdy wymierzam jej jakąś karę, pokazuję, kto tu rządzi. Missy jest tak popieprzona jak ja. Zamykam oczy i wysuwam się z niej tylko po to, by po chwili znowu w nią wejść. Pod powiekami widzę słodką, drobną twarz Liv. Zaskakuje mnie to. Obraz jest tak realistyczny, że mam wrażenie, jakbym to w niej teraz był. Poruszam się szybko, desperacko goniąc za obrazem w mojej głowie, mając nadzieję, że ją odstraszę, ale to nie działa. Ona tkwi w moich myślach – nieważne, co bym zrobił.Rozdział 5
Liv
Gdy patrzę na mężczyznę, jakim się stał, moje serce zaczyna bić z prędkością miliona kilometrów na minutę. Dosłownie zamieram w miejscu i gapię się na niego. Wygląda prawie tak samo, jest tylko starszy i jeszcze bardziej seksowny, jeśli to w ogóle możliwe. Zawsze był potężnym mężczyzną, ale teraz jest większy, napakowany we wszystkich odpowiednich miejscach. Wysoki i smukły, z dobrze wyrzeźbionymi mięśniami ramion. Pamiętam, jak te ręce otaczały mnie wiele lat temu. Tylko że teraz jego gładką, opaloną skórę pokrywają tatuaże. Gdy zakłada ręce na piersi, a jego mięśnie napinają się przy tym ruchu, dostrzegam na lewym ramieniu duży krzyż i jakiś napis. Rozprasza mnie ten widok i zaczynam się przyglądać wzorom wykonanym tuszem, zastanawiając się, co jeszcze kryje się pod jego skórą. Nie wiem, ile czasu mija, ale kiedy podnoszę wzrok, widzę, jak uśmiecha się znacząco. Zostałam przyłapana na gapieniu się na tego boskiego mężczyznę przede mną.
Jego uśmiech poszerza się jeszcze bardziej, dzięki czemu mam okazję zobaczyć głębokie dołeczki w policzkach, na których widok miękną mi kolana. Ten uśmiech wyraża pewność siebie, jakby mówił, że wie, jak działa na kobiety. Vinny delikatnie mruży jasnoniebieskie oczy, w których błyszczy rozbawienie. Unosi brew i pyta:
– Czy zechciałabyś asystować mi dzisiaj na zajęciach? Potrzebuję kogoś, na kim mógłbym zademonstrować techniki.
Marszczę brwi, przez chwilę zdezorientowana, ale potem uświadamiam sobie, że chyba mnie nie poznał. Nie tylko on się zmienił. Ostatnim razem, gdy go widziałam, byłam tylko dziewczyną, która późno przechodziła okres dojrzewania i w przeciwieństwie do większości koleżanek była pozbawiona kobiecych kształtów – aż do niedawna. Nie mam już ciemnych, niesfornych włosów do ramion jak w liceum. Teraz moja fryzura to gęste, rozjaśniane kasztanowe fale, które nauczyłam się stylizować. Zamieniłam okulary na soczewki, a makijaż podkreśla moje naturalnie wysokie kości policzkowe i wyrównuje koloryt porcelanowej cery. Nie jestem już chuda jak patyk. Ciężko pracuję, by moje kobiece kształty wyglądały dobrze. Zdecydowanie zmieniłam się od ostatniego razu, gdy mnie widział.
Vinny czeka cierpliwie na moją odpowiedź, uśmiechając się z rozbawieniem. Spoglądam za niego i widzę, że wszystkie kobiety zwróciły się w naszą stronę i nas obserwują. One też czekają.
– Eeee… jasne.
– Świetnie. – Vinny obraca się i mówi do grupy: – Mamy już ochotniczkę na dzisiaj. – Gestem daje mi znać, bym poszła za nim na przód sali, i od razu zaczynamy, nie tracąc czasu. Kilka pierwszych ćwiczeń, które nam prezentuje, jest raczej niegroźnych. Uczy nas, jak we właściwy sposób blokować uderzenie, ochraniając przy tym głowę. Jednak szybko przechodzimy do tego, co nazywa się lekcją obrony z wykorzystaniem „podstępnego ataku”.
Vinny nakazuje mi się odwrócić i po chwili czuję, jak podchodzi do mnie od tyłu. Pochyla się nade mną i szepcze wprost do mojego ucha:
– Muszę przytrzymać cię mocno, żeby zademonstrować ten ruch. – Jego niski, seksowny głos i gorący oddech sprawiają, że wzdłuż mojego kręgosłupa przebiega dreszcz. Powoli otacza mnie ramionami tuż pod moimi piersiami. Jego ciało przylega do moich pleców, przez co dostaję gęsiej skórki. Przeklinam się w myślach za to, jak moje ciało reaguje na niego, i modlę się w milczeniu, by tego nie zauważył.
– Jest ci zimno? – pyta tuż przy moim uchu. Cholera. – Te z was, które są agresorami, trzymają swoją ofiarę jak najmocniej. Zaatakowane starają się uwolnić – wydaje głośno polecenia w kierunku grupy, nie rozluźniając uścisku wokół mnie. – Teraz możesz spróbować się wyswobodzić – szepcze mi znowu do ucha.
Nagle przypominam sobie, ile czasu minęło, odkąd jakiś mężczyzna dotykał mojego ciała. Przyjemnie.
– No dalej, wierzgaj, próbuj uciec ode mnie.
Dochodzę do wniosku, że minęło zdecydowanie za dużo czasu.
Do mojego mózgu w końcu dociera polecenie i zaczynam się wyrywać. Ale to na nic. Im bardziej się wykręcam, tym mocniej mnie trzyma, przez co nasze ciała są jeszcze bliżej siebie. Robi krok do tyłu, rozluźniając uchwyt, i przez chwilę czuję rozczarowanie. Vinny skupia się na grupie kobiet i mówi tym, które są ofiarami, jak mają się uwolnić.
– Teraz popatrzcie, a my wam to zademonstrujemy.
Znowu zaciska ramiona wokół mnie.
– No dalej.
Naprawdę? Chce, żebym zrobiła te wszystkie bolesne rzeczy, o których właśnie powiedział grupie?
– Nie chcę ci zrobić krzywdy – odzywam się tak cicho, że tylko on może mnie słyszeć.
– Nie martw się tym. Zniosę wszystko, co zrobisz, Liv.
– Jesteś pew… – Chwila, czy on właśnie użył mojego imienia? – Vinny?
– Liv?
A to drań. Od początku wiedział, że to ja, i nie zdradził się z tym. Biorę go z zaskoczenia, bo właśnie w tej chwili zaczynam postępować zgodnie z podanymi instrukcjami, i uwalniam się z jego uścisku. Po moim ostatnim ataku nogą Vinny zgina się wpół z bólu. Po chwili opiera ręce na kolanach i zaczyna się śmiać.
– Okej, drogie panie, myślę, że to koniec na dzisiaj.
Wkurzona idę na koniec sali, by zabrać swoje rzeczy. Zmierzam w kierunku drzwi, żeby wyjść niepostrzeżenie. Widzę, jak kobiety otaczają Vinny’ego. Cieszę się, że odwracają jego uwagę – dzięki temu nie muszę z nim rozmawiać. Nie wiem jeszcze, co zrobię ze swoim zadaniem. Najpierw muszę się stąd wydostać. Jak najszybciej.
Jestem prawie przy drzwiach, gdy czuję na nadgarstku ciepłą dłoń, która przyciąga mnie do siebie.
– Chciałaś wyjść stąd bez słowa, nawet się ze mną nie żegnając?
– Widziałam, że jesteś zajęty, więc nie chciałam przeszkadzać – odpowiadam, nie obróciwszy się w jego stronę.
– Nigdy nie jestem aż tak zajęty, by nie mieć dla ciebie czasu. – Vinny obraca mnie, żeby spojrzeć mi w twarz. Nadal mocno ściska mój nadgarstek i patrzy mi głęboko w oczy.
– Cóż, mimo wszystko wyglądałeś na zajętego – mówię trochę ostrzej, niż zamierzałam. Wskazuję ręką na kilka kobiet stojących niedaleko, czekających na swoją szansę. Na to, by zwrócił na nie uwagę.
– Wyglądasz… – Vinny odchyla się i przygląda mojemu ciału od góry do dołu w bardzo jednoznaczny sposób – …na wyrośniętą.
– Tak bywa, gdy nie widzi się kogoś przez siedem lat.
– Moja strata. – Jego pewny siebie uśmiech się rozmywa, a on sam wygląda, jakby mówił to szczerze. Moja irytacja trochę przez to łagodnieje. Ale tylko odrobinę.
– Od początku wiedziałeś, że to ja?
– Poznałbym cię wszędzie, Liv. – Te słowa mają bardzo intymny, uwodzicielski wydźwięk, a ja czuję, jak mój mur kruszy się nieznacznie.
– Co tam u ciebie?
Teraz nasza rozmowa robi się normalniejsza. Jestem boleśnie świadoma tego, że nadal trzyma mnie mocno za rękę. Zupełnie tak, jakby się bał, że gdy mnie puści, ucieknę ile sił w nogach.
– Jakoś sobie radzę – odpowiada. Unosi rękę w kierunku mojej twarzy, powoli odsuwa mi z niej kosmyk włosów, który wymknął się z kitki podczas demonstracji ćwiczeń, i zakłada mi go za ucho. – A co u ciebie?
– Wszystko dobrze. Jestem pisarką.
Vinny się uśmiecha. To szczery uśmiech, który przypomina mi o naszym wspólnie spędzonym czasie. Mam wrażenie, jakby to było wieki temu. Zanim stało się to, co się stało.
– Wiedziałem, że tak będzie. Właśnie to zawsze chciałaś robić. – Jego komentarz jest uroczy, a nawet poruszający, bo dzięki temu wiem, że pamiętał o tym, co od zawsze było moim marzeniem. Mój mur słabnie jeszcze bardziej.
Odwzajemniam uśmiech i patrzę, jak jego spojrzenie skupia się na moich ustach. Wzrok mu ciemnieje, a po moim ciele przebiega dreszcz. Nadal mam gęsią skórkę po tym, jak mnie wcześniej dotknął. Czuję rozchodzące się ciepło. Wszystko w tle zaczyna zanikać. Vinny patrzy mi w oczy, a po chwili znowu kieruje wzrok na moje usta. Pochyla się w moją stronę, a ja zaczynam się zastanawiać, czy mnie teraz pocałuje. Ale nagle kobiecy głos wybudza mnie z otępienia.
– Vince, skończyłeś już? Zaczynam się nudzić w tym samochodzie.Rozdział 6
Vince
Kurwa. Całkowicie zapomniałem o Krissy. Tak bardzo się spieszyłem na te zajęcia, by się nie spóźnić, że nie miałem czasu podrzucić jej do domu, a za nic w świecie nie zostawiłbym jej w swoim mieszkaniu samej.
Jej nosowy głos przyprawia mnie o ciarki.
– Poczekaj w samochodzie, Krissy – rozkazuję.
Dziewczyna prycha, ale odwraca się i wychodzi na zewnątrz.
Tylko że szkody już zostały wyrządzone. Twarz Liv znów jest nieczytelną maską, a wszystkie emocje, które wcześniej na niej widziałem, zniknęły w sekundę.
– Powinnam już iść, muszę się zająć swoją pracą – oznajmia krótko i rzeczowo.
Wyrosła na silną kobietę. Piękną, zdecydowaną i niesamowicie seksowną. Wiedziałem, że tak będzie.
Wyciąga rękę w kierunku klamki i nie odwróciwszy się w moją stronę, mówi:
– Miło było cię widzieć, Vinny. Trzymaj się.
Nagle coś do mnie dociera i czuję narastającą panikę, która mrozi mnie aż do szpiku.
– Czekaj.
Liv zamiera, ale nadal stoi do mnie plecami.
– Liv, obróć się. – Patrzę na jej odbicie w szklanych drzwiach. Ma zamknięte oczy i przez moment jej twarz wygląda tak, jak gdyby walczyła sama ze sobą. Jakby się zastanawiała, czy ma uciec, czy nie.
– Powiedz mi tylko, dlaczego tu dzisiaj przyszłaś. – Szaleję ze złości na samą myśl, że jakiś facet miałby położyć swoje łapy na niej i zrobić jej krzywdę. Bo niby z jakiego innego powodu kobieta miałaby przychodzić na zajęcia z samoobrony? Te wszystkie kobiety zostały zaatakowane lub przestraszone albo nadal mieszkają ze swoim oprawcą. Ale to nieważne. I tak czuję gulę narastającą w gardle na myśl, że ktoś mógłby skrzywdzić moją słodką Liv.
– Przyszłam tu, by zrobić research do pracy. – Milknie i patrzy na mnie przelotnie. Zauważam jej smutny uśmiech. – Trzymaj się, Vinny.
A potem znika.Rozdział 7
Liv
Mój poranek zaczął się równie koszmarnie, jak zakończyła się miniona noc. Pół nocy przewracałam się z boku na bok, bo wróciły do mnie emocje, których nie czułam od wielu lat. Miałam mętlik w głowie po spotkaniu Vinny’ego. W końcu zasnęłam o czwartej nad ranem. Byłam tak wykończona, że nie usłyszałam budzika dzwoniącego o szóstej trzydzieści.
Jestem już spóźniona, więc odpuszczam sobie mycie głowy i decyduję się związać włosy w prosty koński ogon. Potem maluję rzęsy maskarą, jednak nawet wtedy moje cienie pod oczami wcale nie znikają. Mam nadzieję, że chociaż kawa pomoże mi się obudzić. W pośpiechu przelewam prawie pół dzbanka kawy do kubka termicznego, ale nie zauważam, że źle zakręciłam wieczko. Gdy chcę wziąć łyk, napój wylewa się na moją ulubioną kremową spódnicę i jedwabną czekoladową bluzkę. Ubranie jest całkowicie przesiąknięte gorącą kawą. Muszę zmienić nawet stanik i majtki.
Spóźniam się do biura dwadzieścia minut, bo zaspałam i musiałam się przebrać, ale najwyraźniej nikt tego nie zauważył, więc oddycham z ulgą. Nie zostało mi dużo czasu, by zrobić dobre wrażenie, a nie wybaczyłabym sobie tego, że straciłam wymarzoną pracę tylko dlatego, że kilka razy spóźniłam się do biura.
Wyciągam teczkę z informacjami na temat Stone’a. Powinnam była ją przeczytać, zanim poszłam na tamtą siłownię i przeżyłam szok życia. Zaczynam przeglądać plik zdjęć i notatek. Jest tu bardzo dużo fotografii przedstawiających Vince’a „Niepokonanego” Stone’a na ringu. Mój wzrok przyciągają te, na których stoi z ręką uniesioną na znak zwycięstwa. Wygląda na takiego dumnego i pewnego siebie. Nawet mimo naszej przeszłości nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy widzę go szczęśliwego z powodu triumfu. Tak długo czekał na swoją chwilę sławy. Zaczął trenować, jeszcze zanim poznałam go w liceum. Potem zauważam zdjęcia, które wydają mi się mniej przyjemne. Mój uśmiech znika. Na każdym z nich Vinny jest z inną dziewczyną. Idą ulicą, stoją przed barem lub przed siłownią. Najwyraźniej nie zmienił się tak bardzo w ciągu tych ostatnich lat. Przyglądam się tym dziewczynom tylko dlatego, że chcę zobaczyć, czy któraś pojawi się więcej niż raz. Ale najwyraźniej Vinny traci zainteresowanie każdą z nich po jednej nocy.
Nie da się zaprzeczyć, że są atrakcyjne. Blondynki, brunetki, rude, niskie, wysokie… Wygląda na to, że pan Stone nie ma określonego typu kobiety. No chyba że liczy się to, jak prowokacyjnie są ubrane. Widok tych wszystkich dziewczyn uwieszonych na ramieniu Vinny’ego zaczyna mi działać na nerwy, więc nie przyglądam się już zdjęciom uważnie – po prostu przerzucam je szybko. A przynajmniej dopóki nie docieram do kilku ostatnich fotografii. Jedna z nich przedstawia przystojnego mężczyznę mniej więcej w wieku Vinny’ego. Wygląda znajomo, chociaż nie potrafię zgadnąć, kim jest. Moją uwagę przyciągają zaskakująco niebieskie oczy i męska, gładko ogolona szczęka. Nie potrafię oderwać od niego wzroku. To pewnie dlatego, że nie spałam dzisiaj zbyt długo i moje odruchy są spowolnione. Odwracam zdjęcie, by zobaczyć, czy coś jest napisane z tyłu. Z rozczarowaniem zauważam, że nie ma tam nic. Może to jakiś przeciwnik Vinny’ego?
Ostatnie zdjęcie ukazuje starszego mężczyznę. Jest podobny do młodszego z poprzedniego ujęcia. Podnoszę obie fotografie i przyglądam się im z każdej strony. Dochodzę do wniosku, że to może być ojciec i syn. Ten starszy wygląda na miłego, wytwornego i trochę bardziej znajomego niż ten młodszy. Może to jakiś aktor, którego widziałam w telewizji? Ma na sobie materiałowe spodnie i sweter, ale po jego postawie widać, że jest bardzo pewny siebie. To na pewno aktor. Może te ostatnie zdjęcia znalazły się tu przypadkiem.
Zamykam teczkę i próbuję zapomnieć o nieziemskim bokserze ze zdjęć, którego cechą charakterystyczną jest doskonale wyglądający jednodniowy zarost. A to niełatwe zadanie. Zaczynam robić notatki, chociaż mam niewiele do zapisania, skoro nawet nie przeprowadziłam wywiadu. Zapełniam kartkę tylko w trzech czwartych, i to wyłącznie podstawowymi informacjami. Większość z tych rzeczy pisałam z pamięci.
Nienawidzę się za to, że przed końcem pracy rzucam ostatnie spojrzenie na zdjęcie, ale po prostu nie jestem w stanie oderwać od niego wzroku… I to dlatego powinnam się trzymać z daleka od Vince’a Stone’a.