Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

MMA fighter. Szansa Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 sierpnia 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

MMA fighter. Szansa Tom 2 - ebook

DRUGA CZĘŚĆ BESTSELLEROWEJ SERII "MMA Fighter" VI KEELAND

Liv Michaels jest na najlepszej drodze do osiągnięcia sukcesu. Ta młoda, bystra i zdeterminowana kobieta ma zacząć pracę, o której od dawna marzyła. Czas pozornie wyleczył jej wszystkie rany - nawet złamane serce.

Vince Stone jest fantazją niejednej kobiety. Seksowny i władczy zawodnik MMA skupia się całkowicie na karierze. Ciężkie doświadczenia z dzieciństwa nauczyły go, że emocje to słabość, a miłość pociąga człowieka na dno. Uwielbia kobiety, traktuje je jak królowe, ale tylko przez jedną noc.

Vince i Liv znają się z przeszłości, co nie skończyło się dla nich najlepiej. Kiedy ich drogi przecinają się ponownie, znowu zaczyna działać między nimi chemia. Nieufność i zaskoczenie mieszają się z niepohamowanym pożądaniem. Ciężko jednak zapomnieć o starych ranach, skoro blizny są jeszcze widoczne.

PIORUNUJĄCA OPOWIEŚĆ, W KTÓREJ KRÓLUJĄ SKRAJNE EMOCJE I ZWIERZĘCE INSTYNKTY

___

Vi Keeland - urodziła się w Nowym Jorku. Z zawodu jest adwokatką. Po pracy oddaje się pasji do pisania. Spod jej pióra wychodzą bestsellerowe powieści znane na całym świecie.  Mieszka wraz z trójką dzieci, które są jej oczkiem w głowie.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8101-2
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Vince

Dudnienie w mojej głowie narasta od przytłumione­go, przypominającego dźwięk perkusji w oddali, do potężnego, które czuję pod powiekami. Boję się ot­worzyć oczy – mam wrażenie, że ten odgłos wydosta­nie się z mojej głowy i będzie mnie prześladować do końca życia. Ale ten cholerny hałas dochodzi z tele­fonu i jest zbyt dokuczliwy, bym go zignorował.

Po dźwięku namierzam komórkę, która znajduje się po drugiej stronie ciemnego pokoju. Desperacko prag­nę, by zamilkła. Nie jest trudno ją zlokalizować; ekran migocze, a aparat wibruje i podskakuje jak zwariowa­ny. Podnoszę go i patrzę na zdjęcie jakiejś uśmiech­niętej dziewczyny, której nie znam. Wygląda cholernie wkurzająco. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to nie jest mój telefon. Odrzucam połączenie, odkładam aparat na szafkę i idę do łazienki, nie włączając świat­ła po drodze. Wiem z doświadczenia, że dudnienie w mojej głowie stałoby się przez to jeszcze silniejsze.

Gdy ponownie kładę się do łóżka, ignoruję potęż­ny ból, który czuję po zmianie pozycji ze stojącej na leżącą. Zamykam oczy i powoli zasypiam. Jednak po chwili kolejny cholerny telefon zaczyna dzwonić. Te­raz dźwięk jest bardziej znajomy i dochodzi z szafki nocnej znajdującej się poza zasięgiem moich rąk. Na wyświetlaczu widzę zdjęcie Elle i jej imię. Nim uda mi się odrzucić połączenie, dostrzegam godzinę. Kur­wa! Tym razem Nico naprawdę mnie zabije.

– Słucham? – mówię, próbując ukryć zachrypnięty głos, po którym można by poznać, że jeszcze przed chwilą spałem. Ale chyba mi się to nie udaje.

– Czy właśnie cię obudziłam? – pyta Elle głosem peł­nym troski. Wie, że Nico tylko czeka na okazję, by sko­pać mi tyłek na treningu w ramach jakiejś kary. Znowu.

– Nie, jestem już w drodze… Utknąłem w korku – kłamię.

– To dobrze, bo on już czeka na ciebie na dole i my­śli, że się nie pojawisz.

– Niedługo będę. – Rozłączam się i rzucam telefo­nem przez pokój. Jęczę, gdy słyszę, jak uderza w ścia­nę i się roztrzaskuje. Kolejne czterysta dolarów wy­rzucone w błoto.

– Co się stało? – Słyszę kobiecy głos, który mnie za­skakuje, gdy zamierzam właśnie wyjść z łóżka. Mam dziesięć minut na to, by wziąć prysznic i dotrzeć na siłownię, bo bez swojego trenera nic nie zrobię. Czu­ję na nagim tyłku kobiecą dłoń i nagle przypomina­ją mi się urywki z wczorajszej nocy. Krissy. Cholera.

– Wstawaj. Za dwie minuty muszę wychodzić – oznajmiam. Nawet nie staram się być miły. Jestem na siebie wściekły, że ją tu sprowadziłem. Złamałem moją złotą zasadę zakładającą, że nie spoufalam się z żadnymi groupies, ale wczoraj byłem zbyt pijany, by się jej pozbyć.

Jestem bokserem. I to całkiem niezłym. A nieźli bokserzy zawsze mają swoje groupies. Nazywamy je GIMP*. Groupies, które można bzyknąć. Tak, wiem. To nie jest miłe. Ale kto twierdzi, że jestem miły? Sko­ro dziewczyna cały czas za mną chodzi, a potem po­zwala mi się przelecieć na pieska w łazience w jakimś barze, to jak mógłbym odmówić? Nie jestem wobec nich draniem. Zajmuję się nimi. Ich potrzeby są dla mnie ważniejsze niż moje własne. A przynaj­mniej przez większość nocy. Jednak nigdy nie spro­wadzam ich do domu. To daje im fałszywą nadzieję. Poza tym nie chcę, żeby wiedziały, gdzie mieszkam.

***

Gdy wchodzę na siłownię, zastaję Nica przy wejściu.

– Spóźniłeś się – mówi.

Ignoruję jego komentarz i zajmuję miejsce przed grupą.

Owszem, mam poślizg, ale tylko niecałe dziesięć mi­nut – dzięki telefonowi od jego żony. Dzisiaj jestem ochotnikiem w Centrum dla Kobiet. Tak, jasne, ochot­nikiem. Przecież i tak nikt nie potrafi odmówić Nico­wi Hunterowi. Jeszcze trochę, a przez moje zachowa­nie Nico przestanie być moim trenerem, ale nawet nie biorąc tego pod uwagę, nie wykręciłbym się od tego za­dania. Jeśli chce się trenować z Nikiem, trzeba robić to, co każe… nawet jeżeli chciałoby się kwestionować jego decyzje. Tak naprawdę nie ma się tu własnego zdania.

Przymusowy wolontariat w Centrum dla Ko­biet jest częścią mojej pokuty. Nico uważa, że mu­szę popracować nad swoim charakterem, nauczyć się bardziej szanować kobiety. Jasne, każdy powinien być powściągliwy tak jak on. Myśli, że nie pamię­tam, jaki był, zanim poznał Elle – że prawie każdego dnia inna kobieta wychodziła rano z siłowni tylnymi drzwiami. Miałem wtedy tylko trzynaście lat, ale ja nie zapominam tak łatwo. Głównie dlatego, że więk­szość tych kobiet była cholernie seksowna. Miały ster­czące cycki i krótkie spódniczki. Który trzynastolatek potrafiłby zapomnieć o takich widokach, jeśli oglądał je każdego ranka? Czasami musiałem potem biegać na bieżni ze wzwodem. A później Nico poznał Elle i wszystko się zmieniło.

Nie zrozumcie mnie źle. Elle jest najfajniejszą la­ską, jaką znam. Gdy Nico i ja za bardzo się kłócimy, ona pomaga załagodzić sytuację. Ale ten wolontariat powinien być ich pracą, nie moją. A mimo to jestem tu o dziesiątej rano w sobotę i mam uczyć samoobro­ny na sali pełnej kobiet.

Rozglądam się szybko po pomieszczeniu i uśmie­cham do nich najlepiej, jak potrafię. To ten uśmiech, dzięki któremu w razie kłopotów wszystko uchodzi mi na sucho. Cóż, przynajmniej wtedy, kiedy doty­czą one kobiet.

Nico obserwuje zajęcia, stojąc w drzwiach, podczas gdy ja zaczynam kilkuminutowe ćwiczenia rozciąga­jące. Czuję ulgę, gdy w końcu znika, bo teraz mogę przestać udawać, że się cieszę, prowadząc te zajęcia z samego rana. O wiele bardziej wolałbym być teraz w swoim łóżku – jakaś laska robiłaby mi loda, a ja le­żałbym na plecach i się relaksował.

Zaczynam chodzić między kobietami, które wykonują kopnięcia. Niektó­rym pomagam poprawić postawę, inne mijam, uśmie­chając się do nich i przyglądając ich ciałom w skąpych, obcisłych strojach. Przeczesuję wzrokiem grupę w po­szukiwaniu swojej następnej asystentki. Skoro mam zademonstrować na kimś, jak się bronić, to przynaj­mniej mogę sobie pomacać niezłą laskę, prawda?

Kątem oka zauważam kobietę w ostatnim rzędzie. Jest odwrócona do mnie tyłem, ale już po wyglądzie jej tyłka wiem, że to właśnie ona będzie moją kolejną asystentką. Jej pośladki mają idealny kształt przypo­minający odwrócone serce. Gdy unosi ręce, by zwią­zać włosy w wysoki kucyk, dostrzegam porcelanową skórę pod jej bluzką i od razu mam ochotę wgryźć się w to ciało zębami.

Podchodzę do niej, myśląc, że może dzisiejszy po­ranek wcale nie będzie aż taki zły. Jeśli ta dziewczyna z przodu wygląda tak dobrze, jak od tyłu, jest szansa, że zajęcia się przedłużą. Już jestem gotowy, by rzucić na nią mój urok, gdy nagle obraca się w moją stronę. To, co widzę, sprawia, że staję jak wryty. Czy to naprawdę może być ona?

------------------------------------------------------------------------

* Groupie I Might PoundRozdział 2

Liv

James Hawthorne to skończona kanalia. Dwie minu­ty temu widziałam, jak uszczypnął sekretarkę w ty­łek, a teraz, gdy pochylam się, by pozbierać papiery, które spadły z jego biurka, przyłapuję go na tym, jak zagląda mi za bluzkę. Pewnie specjalnie zwalił te pa­piery. I nawet nie ma w sobie na tyle przyzwoitości, by udawać, że nie patrzy. Zamiast tego, kiedy przy­łapuję go na gapieniu mi się w dekolt, uśmiecha się do mnie. Skończona kanalia.

Siadam naprzeciwko jego biurka i odwzajemniam uśmiech, chociaż zrobienie tego dosłownie mnie boli. Chcę tej pracy. I to tak bardzo, że jestem w stanie zno­sić go jeszcze przez kolejnych siedem tygodni moje­go stażu.

Pan Kanalia traci zainteresowanie mną w chwili, gdy do pomieszczenia wchodzi moja konkurencja. Summer Langley. Jest wysoka, szczupła jak model­ka, a jej długie, rozjaśniane blond włosy cudnie kon­trastują z oliwkową skórą. Jest ładna, więc nie dziwię się, że facet ślini się na jej widok. Ale nie jesteśmy tu na konkursie urody, chodzi o pracę. I to nie byle jaką – to najbardziej pożądana praca w całym Chicago. I nie tylko my dwie o nią zabiegamy. Poza tym wiąże się z wyjazdem do Nowego Jorku, prawie tysiąc mil od mojej rodziny i przyjaciół.

Moje CV mówi samo za siebie. W college’u i na studiach podyplomowych uzyskałam średnią czte­ry zero, zajmowałam się redakcją studenckiej gaze­ty, a podczas studiów magisterskich byłam asystentką jednego z najlepszych profesorów języka angielskiego. Summer ma jednak nade mną lekką przewagę – po pierwsze jej ojciec zasiada w zarządzie gazety „Daily Sun Times”, a po drugie ona sama nie ma problemu z flirtowaniem ze swoim szefem.

Od czasów liceum bardzo pragnęłam tej pracy, więc zmusiłam się, by uwierzyć, że najlepsza kandydatka to taka, która najlepiej wykona swoje obowiązki, gdy ten staż dobiegnie końca za siedem tygodni. Na te dwa miejsca aplikowało jedenaście tysięcy osób. Te­raz zostałyśmy tylko my dwie. Jestem już tak blisko wymarzonej pracy.

Od zawsze chciałam być dziennikarką w „Daily Sun Times”. Pracując tu, można otrzymać Nagrodę Pu­litzera i zostać członkiem klubu książkowego. Uśmie­cham się do Summer, gdy siada na krześle obok mnie, i teraz obie czekamy na nowe zadania od Pana Kana­lii. Ona nie ma wystarczających kompetencji do tej pracy. Tak naprawdę nie znalazłaby się tutaj, gdyby jej tatuś nie zasiadał w zarządzie. Jednak mimo to ściska mnie w ­żołądku, gdy obie otrzymujemy nasze zadania. Summer przeprowadzi wywiad z przyszłym młodym przedsiębiorcą, takim, który upubliczni ak­cje swojej prężnie rozwijającej się firmy zajmującej się marketingiem internetowym, podczas gdy ja będę rozmawiać w starym magazynie z jakimś biednym za­wodnikiem mieszanych sztuk walki, który utrzymu­je się z bicia ludzi.

Uśmiecham się do Pana Kanalii, biorąc od niego kartkę z zadaniem i udając, że nie wpłynęło na mnie to, iż Summer dostała lepszy temat do opracowania.

– Dziękuję, Jamesie. Wygląda na to, że będzie z tego bardzo interesująca historia.

Tak, jasne. Niech ktoś mnie teraz zastrzeli i ukró­ci moje cierpienia.

James uśmiecha się uprzejmie, a potem szybko po­nownie skupia się na Summer. Mówi jej, że ma zostać, żeby mogli porozmawiać o tym, jak powinna opisać tę historię. Nakazuje mi zamknąć drzwi po wyjściu. Nie przypomina, bym uważała, żeby zamykające się drzwi nie uderzyły mnie w tyłek. Zastanawiam się, czy chociaż zauważył, jaka byłam wściekła, wycho­dząc z jego gabinetu.

***

Po szybkim przekopaniu internetu dowiaduję się, że ten bokser zgłosił się na ochotnika, by uczyć kobie­ty samoobrony. Może uda się napisać historię, sku­piając się na dobrej stronie boksera-bad boya. Może dzięki temu ludzie nie zasną przed końcem artykułu.

Gubię się w śródmieściu i ledwo udaje mi się do­trzeć punktualnie na zajęcia, w których mam wziąć udział. Liczyłam na to, że pojawię się tam wcześniej, bym mogła na spokojnie porozmawiać z instruktorem i ustalić datę naszego wywiadu. Zamiast tego wcho­dzę na salę ćwiczeń, zajmuję miejsce w ostatnim sze­regu i rzuciwszy torbę, szybko związuję moje długie kasztanowe włosy w kitkę.

Słyszę głos instruktora chodzącego po sali i szuka­jącego ochotniczki, która pomoże mu zademonstro­wać ruchy. Jego głos jest rozpraszający, seksowny, lek­ko zachrypnięty, jakby krzyczał całą noc, a teraz musi się wysilać, by ktoś go usłyszał. Nagle urywa w po­łowie zdania. Kończę związywać włosy i odwracam się ciekawa, co go tak uciszyło. Gdy widzę mężczy­znę przede mną, prawie tracę równowagę, a powie­trze ucieka z moich płuc.Rozdział 3

Liv – siedem i pół roku wcześniej

Wchodzi do biblioteki, a ja nieświadomie wstrzymu­ję oddech. Patrzę, jak rozgląda się po pomieszczeniu. Wiem, że to mnie szuka. Spotykamy się tu od pięciu tygodni w każdy czwartek. Pozwalam sobie marzyć przez chwilę, że chce się ze mną zobaczyć, bo jestem jego dziewczyną, a nie dlatego, że tak naprawdę pan Hunter płaci mi za udzielanie mu korepetycji. Wy­gląda zupełnie inaczej niż inni chłopcy i to nie tyl­ko dlatego, że jest wyższy i mocniej zbudowany. Nie, tutaj zdecydowanie chodzi o coś więcej. Wyróżnia się sposobem bycia. Trudno to ubrać w słowa… On po prostu ma to „coś”. Jest silny, pewny siebie, nie mają dla niego znaczenia przyziemne rzeczy dzieją­ce się w szkole.

Widzę, że w końcu mnie dostrzega i się uśmiecha. Czuję się oszołomiona, gdy zauważam jego głębokie dołeczki w policzkach i piękną opaloną skórę. Przez niego zapominam, gdzie jestem. Cholera, przez jego uśmiech nie pamiętam nawet, jak mam na imię. Vin­ny idzie prosto do stolika, przy którym siedzę, kom­pletnie nieświadomy reakcji dziewczyn, które stają jak wryte, by go przepuścić, gdy przechodzi obok nich.

– Wszystko w porządku, Liv? – pyta z zatroskaną miną, chociaż nie wiem, dlaczego jest taki zmartwiony.

Nie odpowiadam, ale nie dlatego, że nie chcę. Nag­le czuję, że po prostu fizycznie nie potrafię się ode­zwać. Jestem oszołomiona, pomieszczenie zaczyna wirować i mam wrażenie, jakbym w każdej chwili mogła zemdleć.

– Liv? – odzywa się ponownie Vinny, tym razem głoś­niej i bardziej natarczywie.

Wybudzam się z otępienia i dociera do mnie, że przestałam oddychać. Wciągam zachłannie powietrze do płuc i wypuszczam je głoś­no. Podrażnione przepływającym tlenem gardło sprawia, że zaczynam niekontrolowanie kaszleć. Pali mnie w krtani. Wszystkie osoby przebywające w biblio­tece gapią się teraz na mnie, a ja mam ochotę wejść pod stolik i zniknąć. Vinny pochyla się nade mną i ła­pie mnie za rękę. Wygląda na szczerze zmartwionego.

Dopiero po minucie udaje mi się uspokoić i prze­staję kaszleć, dzięki czemu mogę odpowiedzieć.

– Wszystko dobrze. Zakrztusiłam się tabletką na gardło – kłamię. Nie mogę powiedzieć mu, że zapo­minam o oddychaniu w jego obecności. Na pewno pomyślałby, że jestem stuknięta.

Vinny chwyta krzesło i obraca je, po czym siada na nim okrakiem i kładzie skrzyżowane ramiona na oparciu. To typowe dla chłopaków.

– Jezu, Liv. Myślałem przez chwilę, że będę musiał na tobie wykonać chwyt Heimlicha. Ale bałbym się, że cię połamię. Jesteś taka drobna – mówi szeptem, pochylony w moją stronę, i uśmiecha się łobuzersko. Moje serce od razu zaczyna bić szybciej na ten widok.

– Nic mi nie jest – zapewniam go. Moja twarz na­dal jest czerwona po ataku kaszlu, więc nie domyśliłby się, że teraz zarumieniłam się dlatego, że poczułam na szyi jego oddech. Był tak blisko mnie. – Lepiej zaczy­najmy. Musimy dzisiaj przerobić dużo materiału, jeśli chcesz zdać egzamin semestralny z angielskiego w na­stępnym tygodniu.

Poza tym, jeśli nie zajmiemy się czymś, to moje serce zaraz eksploduje. Nie potrafię my­śleć przy tym chłopaku. Przez niego mój mózg zmienia się w papkę i zapominam oddychać. Jak w ogóle moż­na zapomnieć o oddychaniu? Ale ze mnie kretynka…

Bibliotekarka ucisza nas, a Vinny unosi ręce w ge­ście kapitulacji i uśmiecha się do niej. Jej mina od razu się zmienia, gdy tylko zauważa ten uśmiech. Jego urok nie zna granic.

W końcu wchodzimy w role ucznia i korepetytorki, więc mogę się skupić na tym, dlaczego spędzam z Vin­nym Stonettim tyle czasu. Chodzimy na te same zaję­cia z angielskiego, mimo że on jest dwie klasy wyżej ode mnie. Ja jestem rok do przodu z tym przedmio­tem, a on, mając zaległości, jest z niego zagrożony. Znowu. Głównie dlatego, że po prostu rzadko przy­chodzi na zajęcia. Najczęściej nie ma go, bo albo jest chory, albo zawieszony z powodu bójek.

Sześć tygodni temu, gdy mój tata powiedział swo­jemu przyjacielowi, że jego córka mogłaby udzielić korków z angielskiego chłopakowi, który ma prob­lem z tym przedmiotem, nie wydawało mi się to ni­czym wyjątkowym. A przynajmniej dopóki nie do­wiedziałam się, jak się nazywa ten chłopak. To ten sam, w którym kocham się od siódmej klasy. Przez trzy długie lata obserwowałam go z daleka, w sekre­cie zachwycałam się tym, jak chodzi, jak siada, a na­wet w jaki sposób poruszają się jego pełne usta, gdy przeżuwa podczas lunchu na stołówce. Zawsze przy­patrywałam mu się wtedy ukradkiem.

A teraz siedzę tu przed nim. Jest tak blisko mnie przez trzy godziny w tygodniu. Ten chłopak nawie­dzał moje sny częściej, niż jestem w stanie to policzyć. Myślałam, że okaże się zupełnie inną osobą, chociaż tak naprawdę nie wiem, czego się spodziewałam. Jed­nak jest o wiele lepszy, niż to sobie wyobrażałam. To mądry chłopak, szybko się uczy, a do tego bywa za­bawny. Mogę śmiało powiedzieć, że dobrze nam się współpracuje i jestem zaskoczona, że już prawie zdą­żyliśmy nadrobić materiał z całego semestru.

– Czy wymyśliłaś już, co się stanie po tym, jak Ju­lia powie swojej matce o ślubie na dworze? Zasta­nawiam się, kiedy dotrzemy do najlepszej części… czyli do nocy poślubnej – mówi Vinny i sugestyw­nie unosi brwi.

Ciągle nie mogę uwierzyć w to, że powiedziałam mu o moim książkowym hobby. Odkąd tylko nauczy­łam się czytać, pochłaniałam wszelkie romanse, któ­re kończą się tragicznie. Czasem nawet płakałam, za­chwycając się pięknem takiej historii. A potem, gdy skończyłam czytać, nie mogłam z tym żyć, więc pi­sałam własne zakończenie książki. W mojej głowie każda opowieść zasługuje na happy end.

Dwa tygodnie temu, gdy na lekcji języka angielskie­go omówiliśmy Romea i Julię, tak się wkręciłam w tę historię, że opowiedziałam mu o zakończeniu, które zaczęłam pisać. Potem wstydziłam się tego i miałam ochotę zaszyć się w jakiejś norze, ale Vinny chyba na­prawdę był tym zainteresowany. Może nawet zaintry­gowany. Nie uznał mojego hobby za dziwne i nie od­sunął się ode mnie, ale chciał wiedzieć więcej o tym, co lubię robić i co mnie uszczęśliwia.

– Myślę, że po tym, jak jej matka… – zaczynam opowiadać Vinny’emu o rozdziale napisanym prze­ze mnie w weekend, ale nagle przerywa mi głos, któ­rego nie znoszę.

– Ojej, czy ty i ta twoja mała korepetytorka nie wy­glądacie tak, jakbyście się razem dobrze bawili? – Zło­śliwy głos Missy Tatum sprowadza mnie na ziemię. Wystarczy jedno spojrzenie na nią i dociera do mnie, że jest zupełnie inna niż ja. Uważam, że nie musiałaby się bardzo starać, żeby zostać aresztowaną za obnaża­nie się – i tak już jest dość skąpo ubrana. Ze swojego miejsca mam doskonały widok na jej pełne piersi i cia­ło opięte bardzo wyciętą bluzką odsłaniającą brzuch. Od razu czuję się gorzej, bo przypominam sobie, że ja nie mam takich kształtów. Ona jest w ostatniej, dwu­nastej klasie, podczas gdy ja w dziesiątej. A to ozna­cza, że jestem jeszcze w późnym okresie dojrzewa­nia. Komfort, który zaczynałam odczuwać po kilku chwilach siedzenia w towarzystwie Vinny’ego, zni­ka w czasie krótszym niż trzydzieści sekund. I zno­wu czuję się jak mała dziewczynka.

– Poczekaj na zewnątrz, Missy. Niedługo koń­czę. – Głos Vinny’ego zmienia się z lekkiego i roz­bawionego, którego używał przy mnie, na bardziej kontrolujący i ostry. Przez chwilę myślę, że Missy zacznie narzekać, ale Vinny posyła jej wyzywające spojrzenie. Dziewczyna naburmusza się i bez sło­wa odwraca, po czym idzie w kierunku drzwi, by tam poczekać.

– Przepraszam za to.

– Nic się nie stało.

– Wręcz przeciwnie. Nie powinna się tak do ciebie odzywać. – Nadal sprawia wrażenie rozzłoszczonego. Ze mną rozmawia w zupełnie inny sposób.

– Dzięki, ale przywykłam do tego.

– Co masz na myśli?

– Jej świtę. – Wzruszam ramionami i skupiam spoj­rzenie na Missy i jej przyjaciółkach, które stoją przed biblioteką i palą papierosy. – Czasami rzucają jakieś komentarze i tyle.

– Na przykład jakie? – pyta Vinny, zaciskając szczę­kę. Wygląda na wkurzonego. Już go widziałam takiego z dystansu, ale nigdy z bliska, nie przy mnie. Jest strasz­ny, gdy się go rozzłości. Nie wygląda już na rozluźnio­nego i skorego do żartów. Teraz zaciska mocno pięści, a jego ramiona są bardziej wyprostowane niż ­zazwyczaj.

– To nic takiego. – Zmuszam się do obojętnego uśmiechu, po czym zaczynam pakować książki.

Vinny milczy przez dłuższą chwilę, ale czuję, że ob­serwuje, jak wkładam swoje rzeczy do plecaka. Dener­wuje mnie to, a moja twarz robi się czerwona z powo­du jego intensywnego spojrzenia. Gdy kończę, nie mam wyboru, więc muszę na niego spojrzeć, chociaż wola­łabym się schować pod ławką. Nic nie mówi, a ja w tej chwili zauważam, jaki jest piękny. Jego jasnoniebieskie oczy przyciągają moją uwagę i na moment zapomina­jąc, kim jesteśmy, podtrzymuję jego spojrzenie. Niespo­dziewanie Vinny wstaje i zabiera swoje książki z ławki.

– Zobaczymy się w następnym tygodniu?

Kiwam głową, bo czuję w gardle gulę, która unie­możliwia mi mówienie.

Obserwuję, jak Vinny opuszcza bibliotekę. Gdy tyl­ko przechodzi przez szklane drzwi, Missy przykleja się do niego. On odwraca się nagle i spogląda na mnie przelotnie. Nadal siedzę nieruchomo na krześle. Na­stępnie kładzie rękę na ramionach Missy, a ja patrzę, jak odchodzą razem.Rozdział 4

Vinny - siedem i pół roku wcześniej

Gdy wchodzę do swojego mieszkania, nadal jestem wkurzony o to, co się przytrafiło dzisiaj Liv. Planuję rozładować swoją złość z Missy. Ona jest zawsze go­towa na wszystko, co chcę z nią zrobić. A dzisiaj za­mierzam ją nieźle wymęczyć.

Okazuje się, że ten dzień będzie jeszcze gorszy, bo znajduję swoją nieprzytomną matkę na kanapie, a ja­kichś dwóch ćpunów je płatki z pudełka i ogląda te­lewizję. Idę o zakład, że nawet nie są w stanie sku­pić się na tym, co leci w programie. Jest trzecia po południu, a oni wciąż nie wytrzeźwieli po wczoraj­szej nocy. Podchodzę do jednego z tych chudych po­paprańców, który siedzi na krześle. Jest tak nawalo­ny, że nawet nie zauważył, kiedy przyszedłem. Kopię krzesło, a on przewraca się wraz z nim na podłogę.

– Wynoście się stąd, do cholery.

Unosi wzrok i widać, że dopiero teraz mnie do­strzegł.

– Z czym ty masz problem, stary?

– Z wami. Wynoście się stąd. Teraz, kurwa! – krzy­czę, ledwo się kontrolując. Każde kolejne słowo jest głośniejsze od poprzedniego.

Ten nieudacznik ma mały kontakt z rzeczywistoś­cią, ale przynajmniej nie jest głupi. Zerka przelot­nie na moją twarz i najwyraźniej domyśla się, że jeszcze chwila, a stłukę go na kwaśne jabłko. I zro­biłbym to z ogromną przyjemnością. Może to by mi nawet pomogło oczyścić umysł. Facet chwyta drugiego ćpuna i szybko wychodzą z mieszkania. Mądre posunięcie. Moja matka ani drgnie, chociaż jestem pewny, że sąsiadka mieszkająca dwa piętra niżej słyszała mój krzyk. Patrzę na jej plecy, bo leży twarzą do oparcia kanapy. Nadal oddycha. Nie je­stem pewien, czy w związku z tym czuję ulgę, czy rozczarowanie.

Obracam się w prawo i kątem oka widzę jakiś ruch. To Missy. Całkiem zapomniałem, że tu jest.

– Idź do mojego pokoju i posprzątaj łóżko – rozkazuję, a dziewczyna znika szybko za drzwiami.

Przykrywam matkę, a następnie zbieram jedzenie porozrzucane chaotycznie po podłodze i na stole i wy­rzucam je. Jest tu pełno plastikowych pojemników, w których wcześniej były dania do mikrofalówki – te­raz służą za popielnice, bo pełno w nich niedopałków wciśniętych w resztki jedzenia. Świetnie, w tym ty­godniu znowu nie będzie co jeść.

Wchodzę do swojego pokoju i widzę, że łóżko zosta­ło posprzątane. Missy leży na nim w samej bieliźnie.

Podchodzę do łóżka, a Missy łapie mnie za rękę. Chce, żebym był dla niej miły. Żebym ją pocałował i był delikatny. Jednak ja nie tego potrzebuję. Chwy­tam jej rękę, ale tylko po to, by przewrócić ją na łóżku i docisnąć twarzą do materaca. Ściągam ją za nogi ni­żej, tak by klęknęła na podłodze z wypiętymi poślad­kami, z twarzą nadal wciśniętą w materac. Jej okrągła pupa sterczy wysoko, a mnie staje na sam ten widok. Rozpinam spodnie i wyciągam swojego kutasa.

Daję jej kilka mocnych klapsów w tyłek. Jej skóra od razu czerwienieje, a ja robię się coraz twardszy, gdy widzę, jak ten kolor się pogłębia. Szybko zakładam prezerwatywę i od razu wchodzę w nią bez ostrzeże­nia, głęboko. Już jest mokra, chociaż nawet nie chcia­ło mi się wcześniej tego sprawdzać. Ona lubi, gdy daję jej klapsy, gdy wymierzam jej jakąś karę, poka­zuję, kto tu rządzi. Missy jest tak popieprzona jak ja. Zamykam oczy i wysuwam się z niej tylko po to, by po chwili znowu w nią wejść. Pod powiekami widzę słodką, drobną twarz Liv. Zaskakuje mnie to. Obraz jest tak realistyczny, że mam wrażenie, jakbym to w niej teraz był. Poruszam się szybko, desperacko goniąc za obrazem w mojej głowie, mając nadzieję, że ją odstraszę, ale to nie działa. Ona tkwi w moich myślach – nieważne, co bym zrobił.Rozdział 5

Liv

Gdy patrzę na mężczyznę, jakim się stał, moje serce zaczyna bić z prędkością miliona kilometrów na mi­nutę. Dosłownie zamieram w miejscu i gapię się na niego. Wygląda prawie tak samo, jest tylko starszy i jeszcze bardziej seksowny, jeśli to w ogóle możli­we. Zawsze był potężnym mężczyzną, ale teraz jest większy, napakowany we wszystkich odpowiednich miejscach. Wysoki i smukły, z dobrze wyrzeźbiony­mi mięśniami ramion. Pamiętam, jak te ręce ota­czały mnie wiele lat temu. Tylko że teraz jego gład­ką, opaloną skórę pokrywają tatuaże. Gdy zakłada ręce na piersi, a jego mięśnie napinają się przy tym ruchu, dostrzegam na lewym ramieniu duży krzyż i jakiś napis. Rozprasza mnie ten widok i zaczynam się przyglądać wzorom wykonanym tuszem, zasta­nawiając się, co jeszcze kryje się pod jego skórą. Nie wiem, ile czasu mija, ale kiedy podnoszę wzrok, wi­dzę, jak uśmiecha się znacząco. Zostałam przyła­pana na gapieniu się na tego boskiego mężczyznę przede mną.

Jego uśmiech poszerza się jeszcze bardziej, dzięki czemu mam okazję zobaczyć głębokie dołeczki w po­liczkach, na których widok miękną mi kolana. Ten uśmiech wyraża pewność siebie, jakby mówił, że wie, jak działa na kobiety. Vinny delikatnie mruży jasno­niebieskie oczy, w których błyszczy rozbawienie. Uno­si brew i pyta:

– Czy zechciałabyś asystować mi dzisiaj na zaję­ciach? Potrzebuję kogoś, na kim mógłbym zademon­strować techniki.

Marszczę brwi, przez chwilę zdezorientowana, ale potem uświadamiam sobie, że chyba mnie nie po­znał. Nie tylko on się zmienił. Ostatnim razem, gdy go widziałam, byłam tylko dziewczyną, która późno przechodziła okres dojrzewania i w przeciwieństwie do większości koleżanek była pozbawiona kobiecych kształtów – aż do niedawna. Nie mam już ciemnych, niesfornych włosów do ramion jak w liceum. Teraz moja fryzura to gęste, rozjaśniane kasztanowe fale, które nauczyłam się stylizować. Zamieniłam okula­ry na soczewki, a makijaż podkreśla moje naturalnie wysokie kości policzkowe i wyrównuje koloryt porce­lanowej cery. Nie jestem już chuda jak patyk. Ciężko pracuję, by moje kobiece kształty wyglądały dobrze. Zdecydowanie zmieniłam się od ostatniego razu, gdy mnie widział.

Vinny czeka cierpliwie na moją odpowiedź, uśmie­chając się z rozbawieniem. Spoglądam za niego i wi­dzę, że wszystkie kobiety zwróciły się w naszą stro­nę i nas obserwują. One też czekają.

– Eeee… jasne.

– Świetnie. – Vinny obraca się i mówi do grupy: – Mamy już ochotniczkę na dzisiaj. – Gestem daje mi znać, bym poszła za nim na przód sali, i od razu zaczy­namy, nie tracąc czasu. Kilka pierwszych ćwiczeń, któ­re nam prezentuje, jest raczej niegroźnych. Uczy nas, jak we właściwy sposób blokować uderzenie, ochra­niając przy tym głowę. Jednak szybko przechodzimy do tego, co nazywa się lekcją obrony z wykorzysta­niem „podstępnego ataku”.

Vinny nakazuje mi się odwrócić i po chwili czuję, jak podchodzi do mnie od tyłu. Pochyla się nade mną i szepcze wprost do mojego ucha:

– Muszę przytrzymać cię mocno, żeby zademon­strować ten ruch. – Jego niski, seksowny głos i go­rący oddech sprawiają, że wzdłuż mojego kręgosłu­pa przebiega dreszcz. Powoli otacza mnie ramionami tuż pod moimi piersiami. Jego ciało przylega do mo­ich pleców, przez co dostaję gęsiej skórki. Przeklinam się w myślach za to, jak moje ciało reaguje na niego, i modlę się w milczeniu, by tego nie zauważył.

– Jest ci zimno? – pyta tuż przy moim uchu. Cho­lera. – Te z was, które są agresorami, trzymają swoją ofiarę jak najmocniej. Zaatakowane starają się uwol­nić – wydaje głośno polecenia w kierunku grupy, nie rozluźniając uścisku wokół mnie. – Teraz możesz spróbować się wyswobodzić – szepcze mi znowu do ucha.

Nagle przypominam sobie, ile czasu minęło, odkąd jakiś mężczyzna dotykał mojego ciała. Przyjemnie.

– No dalej, wierzgaj, próbuj uciec ode mnie.

Dochodzę do wniosku, że minęło zdecydowanie za dużo czasu.

Do mojego mózgu w końcu dociera polecenie i za­czynam się wyrywać. Ale to na nic. Im bardziej się wykręcam, tym mocniej mnie trzyma, przez co nasze ciała są jeszcze bliżej siebie. Robi krok do tyłu, rozluźniając uchwyt, i przez chwilę czuję rozczarowa­nie. Vinny skupia się na grupie kobiet i mówi tym, które są ofiarami, jak mają się uwolnić.

– Teraz popatrzcie, a my wam to zademonstrujemy.

Znowu zaciska ramiona wokół mnie.

– No dalej.

Naprawdę? Chce, żebym zrobiła te wszystkie bo­lesne rzeczy, o których właśnie powiedział grupie?

– Nie chcę ci zrobić krzywdy – odzywam się tak ci­cho, że tylko on może mnie słyszeć.

– Nie martw się tym. Zniosę wszystko, co zrobisz, Liv.

– Jesteś pew… – Chwila, czy on właśnie użył mo­jego imienia? – Vinny?

– Liv?

A to drań. Od początku wiedział, że to ja, i nie zdradził się z tym. Biorę go z zaskoczenia, bo właś­nie w tej chwili zaczynam postępować zgodnie z po­danymi instrukcjami, i uwalniam się z jego uści­sku. Po moim ostatnim ataku nogą Vinny zgina się wpół z bólu. Po chwili opiera ręce na kolanach i zaczyna się śmiać.

– Okej, drogie panie, myślę, że to koniec na dzisiaj.

Wkurzona idę na koniec sali, by zabrać swoje rzeczy. Zmierzam w kierunku drzwi, żeby wyjść niepostrze­żenie. Widzę, jak kobiety otaczają Vinny’ego. Cieszę się, że odwracają jego uwagę – dzięki temu nie mu­szę z nim rozmawiać. Nie wiem jeszcze, co zrobię ze swoim zadaniem. Najpierw muszę się stąd wydostać. Jak najszybciej.

Jestem prawie przy drzwiach, gdy czuję na nad­garstku ciepłą dłoń, która przyciąga mnie do siebie.

– Chciałaś wyjść stąd bez słowa, nawet się ze mną nie żegnając?

– Widziałam, że jesteś zajęty, więc nie chciałam przeszkadzać – odpowiadam, nie obróciwszy się w jego stronę.

– Nigdy nie jestem aż tak zajęty, by nie mieć dla ciebie czasu. – Vinny obraca mnie, żeby spojrzeć mi w twarz. Nadal mocno ściska mój nadgarstek i patrzy mi głęboko w oczy.

– Cóż, mimo wszystko wyglądałeś na zajętego – mó­wię trochę ostrzej, niż zamierzałam. Wskazuję ręką na kilka kobiet stojących niedaleko, czekających na swo­ją szansę. Na to, by zwrócił na nie uwagę.

– Wyglądasz… – Vinny odchyla się i przygląda mo­jemu ciału od góry do dołu w bardzo jednoznaczny sposób – …na wyrośniętą.

– Tak bywa, gdy nie widzi się kogoś przez siedem lat.

– Moja strata. – Jego pewny siebie uśmiech się roz­mywa, a on sam wygląda, jakby mówił to szczerze. Moja irytacja trochę przez to łagodnieje. Ale tylko odrobinę.

– Od początku wiedziałeś, że to ja?

– Poznałbym cię wszędzie, Liv. – Te słowa mają bar­dzo intymny, uwodzicielski wydźwięk, a ja czuję, jak mój mur kruszy się nieznacznie.

– Co tam u ciebie?

Teraz nasza rozmowa robi się normalniejsza. Jestem boleśnie świadoma tego, że na­dal trzyma mnie mocno za rękę. Zupełnie tak, jakby się bał, że gdy mnie puści, ucieknę ile sił w nogach.

– Jakoś sobie radzę – odpowiada. Unosi rękę w kie­runku mojej twarzy, powoli odsuwa mi z niej kos­myk włosów, który wymknął się z kitki podczas de­monstracji ćwiczeń, i zakłada mi go za ucho. – A co u ciebie?

– Wszystko dobrze. Jestem pisarką.

Vinny się uśmiecha. To szczery uśmiech, który przy­pomina mi o naszym wspólnie spędzonym czasie. Mam wrażenie, jakby to było wieki temu. Zanim sta­ło się to, co się stało.

– Wiedziałem, że tak będzie. Właśnie to zawsze chciałaś robić. – Jego komentarz jest uroczy, a nawet poruszający, bo dzięki temu wiem, że pamiętał o tym, co od zawsze było moim marzeniem. Mój mur słab­nie jeszcze bardziej.

Odwzajemniam uśmiech i patrzę, jak jego spoj­rzenie skupia się na moich ustach. Wzrok mu ciem­nieje, a po moim ciele przebiega dreszcz. Nadal mam gęsią skórkę po tym, jak mnie wcześniej dotknął. Czu­ję rozchodzące się ciepło. Wszystko w tle zaczyna za­nikać. Vinny patrzy mi w oczy, a po chwili znowu kie­ruje wzrok na moje usta. Pochyla się w moją stronę, a ja zaczynam się zastanawiać, czy mnie teraz pocału­je. Ale nagle kobiecy głos wybudza mnie z otępienia.

– Vince, skończyłeś już? Zaczynam się nudzić w tym samochodzie.Rozdział 6

Vince

Kurwa. Całkowicie zapomniałem o Krissy. Tak bardzo się spieszyłem na te zajęcia, by się nie spóźnić, że nie miałem czasu podrzucić jej do domu, a za nic w świe­cie nie zostawiłbym jej w swoim mieszkaniu samej.

Jej nosowy głos przyprawia mnie o ciarki.

– Poczekaj w samochodzie, Krissy – rozkazuję.

Dziewczyna prycha, ale odwraca się i wychodzi na zewnątrz.

Tylko że szkody już zostały wyrządzone. Twarz Liv znów jest nieczytelną maską, a wszystkie emocje, które wcześniej na niej widziałem, zniknęły w sekundę.

– Powinnam już iść, muszę się zająć swoją pracą – oznajmia krótko i rzeczowo.

Wyrosła na silną kobie­tę. Piękną, zdecydowaną i niesamowicie seksowną. Wiedziałem, że tak będzie.

Wyciąga rękę w kierunku klamki i nie odwróciw­szy się w moją stronę, mówi:

– Miło było cię widzieć, Vinny. Trzymaj się.

Nagle coś do mnie dociera i czuję narastającą pa­nikę, która mrozi mnie aż do szpiku.

– Czekaj.

Liv zamiera, ale nadal stoi do mnie plecami.

– Liv, obróć się. – Patrzę na jej odbicie w szkla­nych drzwiach. Ma zamknięte oczy i przez moment jej twarz wygląda tak, jak gdyby walczyła sama ze sobą. Jakby się zastanawiała, czy ma uciec, czy nie.

– Powiedz mi tylko, dlaczego tu dzisiaj przyszłaś. – Szaleję ze złości na samą myśl, że jakiś facet miał­by położyć swoje łapy na niej i zrobić jej krzywdę. Bo niby z jakiego innego powodu kobieta miałaby przy­chodzić na zajęcia z samoobrony? Te wszystkie kobie­ty zostały zaatakowane lub przestraszone albo nadal mieszkają ze swoim oprawcą. Ale to nieważne. I tak czuję gulę narastającą w gardle na myśl, że ktoś móg­łby skrzywdzić moją słodką Liv.

– Przyszłam tu, by zrobić research do pracy. – Mil­knie i patrzy na mnie przelotnie. Zauważam jej smut­ny uśmiech. – Trzymaj się, Vinny.

A potem znika.Rozdział 7

Liv

Mój poranek zaczął się równie koszmarnie, jak za­kończyła się miniona noc. Pół nocy przewracałam się z boku na bok, bo wróciły do mnie emocje, których nie czułam od wielu lat. Miałam mętlik w głowie po spotkaniu Vinny’ego. W końcu zasnęłam o czwartej nad ranem. Byłam tak wykończona, że nie usłyszałam budzika dzwoniącego o szóstej trzydzieści.

Jestem już spóźniona, więc odpuszczam sobie my­cie głowy i decyduję się związać włosy w prosty koń­ski ogon. Potem maluję rzęsy maskarą, jednak nawet wtedy moje cienie pod oczami wcale nie znikają. Mam nadzieję, że chociaż kawa pomoże mi się obudzić. W pośpiechu przelewam prawie pół dzbanka kawy do kubka termicznego, ale nie zauważam, że źle za­kręciłam wieczko. Gdy chcę wziąć łyk, napój wylewa się na moją ulubioną kremową spódnicę i jedwab­ną czekoladową bluzkę. Ubranie jest całkowi­cie przesiąknięte gorącą kawą. Muszę zmienić nawet stanik i majtki.

Spóźniam się do biura dwadzieścia minut, bo za­spałam i musiałam się przebrać, ale najwyraźniej nikt tego nie zauważył, więc oddycham z ulgą. Nie zostało mi dużo czasu, by zrobić dobre wrażenie, a nie wybaczyłabym sobie tego, że straciłam wyma­rzoną pracę tylko dlatego, że kilka razy spóźniłam się do biura.

Wyciągam teczkę z informacjami na temat Stone’a. Powinnam była ją przeczytać, zanim poszłam na tam­tą siłownię i przeżyłam szok życia. Zaczynam przeglą­dać plik zdjęć i notatek. Jest tu bardzo dużo fotografii przedstawiających Vince’a „Niepokonanego” Stone’a na ringu. Mój wzrok przyciągają te, na których stoi z ręką uniesioną na znak zwycięstwa. Wygląda na ta­kiego dumnego i pewnego siebie. Nawet mimo na­szej przeszłości nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy widzę go szczęśliwego z powodu triumfu. Tak długo czekał na swoją chwilę sławy. Zaczął trenować, jesz­cze zanim poznałam go w liceum. Potem zauważam zdjęcia, które wydają mi się mniej przyjemne. Mój uśmiech znika. Na każdym z nich Vinny jest z inną dziewczyną. Idą ulicą, stoją przed barem lub przed si­łownią. Najwyraźniej nie zmienił się tak bardzo w cią­gu tych ostatnich lat. Przyglądam się tym dziewczy­nom tylko dlatego, że chcę zobaczyć, czy któraś pojawi się więcej niż raz. Ale najwyraźniej Vinny traci zain­teresowanie każdą z nich po jednej nocy.

Nie da się zaprzeczyć, że są atrakcyjne. Blondynki, brunetki, rude, niskie, wysokie… Wygląda na to, że pan Stone nie ma określonego typu kobiety. No chy­ba że liczy się to, jak prowokacyjnie są ubrane. Wi­dok tych wszystkich dziewczyn uwieszonych na ra­mieniu Vinny’ego zaczyna mi działać na nerwy, więc nie przyglądam się już zdjęciom uważnie – po pro­stu przerzucam je szybko. A przynajmniej dopóki nie docieram do kilku ostatnich fotografii. Jedna z nich przedstawia przystojnego mężczyznę mniej więcej w wieku Vinny’ego. Wygląda znajomo, chociaż nie potrafię zgadnąć, kim jest. Moją uwagę przyciągają zaskakująco niebieskie oczy i męska, gładko ogolo­na szczęka. Nie potrafię oderwać od niego wzroku. To pewnie dlatego, że nie spałam dzisiaj zbyt długo i moje odruchy są spowolnione. Odwracam zdjęcie, by zobaczyć, czy coś jest napisane z tyłu. Z rozczaro­waniem zauważam, że nie ma tam nic. Może to jakiś przeciwnik Vinny’ego?

Ostatnie zdjęcie ukazuje starszego mężczyznę. Jest podobny do młodszego z poprzedniego ujęcia. Podno­szę obie fotografie i przyglądam się im z każdej stro­ny. Dochodzę do wniosku, że to może być ojciec i syn. Ten starszy wygląda na miłego, wytwornego i trochę bardziej znajomego niż ten młodszy. Może to jakiś ak­tor, którego widziałam w telewizji? Ma na sobie ma­teriałowe spodnie i sweter, ale po jego postawie wi­dać, że jest bardzo pewny siebie. To na pewno aktor. Może te ostatnie zdjęcia znalazły się tu przypadkiem.

Zamykam teczkę i próbuję zapomnieć o nieziem­skim bokserze ze zdjęć, którego cechą charaktery­styczną jest doskonale wyglądający jednodniowy za­rost. A to niełatwe zadanie. Zaczynam robić notatki, chociaż mam niewiele do zapisania, skoro nawet nie przeprowadziłam wywiadu. Zapełniam kartkę tylko w trzech czwartych, i to wyłącznie podstawowymi informacjami. Większość z tych rzeczy pisałam z pa­mięci.

Nienawidzę się za to, że przed końcem pracy rzu­cam ostatnie spojrzenie na zdjęcie, ale po prostu nie jestem w stanie oderwać od niego wzroku… I to dlate­go powinnam się trzymać z daleka od Vince’a Stone’a.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: